Wątek: Cena Życia III
Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 08-11-2011, 17:23   #46
Grzymisław
 
Grzymisław's Avatar
 
Reputacja: 1 Grzymisław nie jest za bardzo znanyGrzymisław nie jest za bardzo znanyGrzymisław nie jest za bardzo znanyGrzymisław nie jest za bardzo znanyGrzymisław nie jest za bardzo znanyGrzymisław nie jest za bardzo znany
Michael nie wtrącał się do rozmów prowadzonych przez resztę ekipy, do której dołączył przez przypadek. Nie czuł się pełnoprawnym jej członkiem i - choć nie chciał dopuścić tego do świadomości - było to bolesne uczucie.

Jedzenie było dobre, warunki - biorąc pod uwagę sytuację - wręcz rewelacyjne. Po posiłku wszyscy udali się w sobie tylko znanych kierunkach, a on i Dean zostali sami nie wychodząc z kuchni przez kilka minut. Siedzieli w ciszy nieruchomo zastygli w pozycjach, jakie przyjęli po jedzeniu. W końcu zamknął oczy i zaczął się kołysać wolno i delikatnie do przodu i do tyłu. Syn nie pozbywając się z twarzy nieruchomej „maski” nie spuszczał z niego wzroku. W końcu zobaczył, jak ojciec podniósł powieki. Zdał sobie sprawę, że zaszła pod nimi potężna zmiana. Zniknął z nich ironiczny błysk i niewyjaśniony gniew, które tak dobrze poznał przez wszystkie lata swojego życia. Zastąpiła je chłodna kalkulacja.

”Taki wzrok musiał mieć, gdy mordował gwałciciela ciotki…” – przemknęło przez myśl młodemu czerwonoskóremu.

Zastygł w oczekiwaniu czegoś ważnego. Przynajmniej dla członków rodziny.

Nie przeliczył się.

- Zapomnij o Charliem, Dean. Nie żyje. Zapomnij o świecie. Jest pogrążony w epidemii. Każdy człowiek poza naszymi towarzyszami jest potencjalnym zagrożeniem. Nie bój się go zabić. Nie bój się zabić tej całej Boven, żeby udaremnić plany zabójcom Stiepana. Jeśli mnie zabraknie zabij każdego, kto stanie po jej stronie. Chyba, że Swen postanowi jej pomóc. Morduj wtedy jej wrogów i potencjalnych wrogów. Morduj, Dean. Zamorduj Carmen i jej kochasia. Jeśli dopadnie mnie wirus, zamorduj i mnie. Bądź pewien, że ja zrobię to dla ciebie bez zastanowienia.

Wstał i wyszedł, a młody taksówkarz został sam ze swoimi myślami próbując zmierzyć się z postawionym przed sobą problemem.

Carter wyszedł na zewnątrz i poszukał jakiegoś kawałka drewnianej powierzchni. Stanął koło trzydziestu metrów od niej i w zamyśleniu wyciągnął nóż. Przyjrzał mu się. Ślady krwi zwyrodnialca mimo starań wytarły się dawno. Złapał za ostrze i zwarzył w dłoni. Dawno nie rzucał. Czy dalej potrafi?

Kawałek metalu pomknął do przodu i odbił się rączką od drewna.

”Cholera, Carter. Weź się w garść. Na pewno pamiętasz, jak się to robi.”

Podszedł, podniósł z ziemi broń i wrócił na swoją pozycję.

Rzucił po raz kolejny.

Tym razem ostrze wbiło się dwadzieścia centymetrów od środka prowizorycznej tarczy. Było lepiej.

Gdyby ktoś postanowił go szukać i znalazł, zobaczyłby sześćdziesięcioletniego, siwiejącego starca o ciemnej cerze rzucającego nożem do ściany jak jakiś dzieciak. Na jego twarzy nie widać było jednak emocji. Robił to ze śmiertelną powagą.

Dean tym czasem po dłuższym zastanowieniu odszukał w ubraniu swoją dziwną strzelbę i zaczął sprawdzać, czy wszystko z nią w porządku. Wydawało się, że tak. Naładował ją więc i wycelował w żyrandol. Rozmyślił się jednak, zabezpieczył broń i wyciągnął tomahawk.

Po chwili toporek wbił się w przeciwległą ścianę odłupując tynk i robiąc w niej sporą dziurę.

Gdy dał się słyszeć warkot silników samochodowych, obaj przyszli na parking, gdzie biali już zajęli się wypakowywaniem bagażnika. Dostali granatnik, samochód i instrukcje. W tej chwili niczego innego nie potrzebowali.

Siedząc już w jadącym za resztą aucie Michael zwrócił się do prowadzącego syna:

- Przemyślałeś to, co ci powiedziałem?

- Tak, ojcze – przytaknął kierowca.[/i]

- Jeśli postanowiłeś wypełnić moją wolę, cieszę się. Teraz posłuchaj najważniejszego. Nie liczy się już tak bardzo, czy ktoś jest czerwony, czarny, czy kurwa biały. Teraz liczy się to, czy ktoś jest zdrowy, czy trzyma wycelowany w ciebie pistolet i czy możesz mu ufać. Nie zabijaj zdrowych dzieci i niewinnych kobiet. Nie możesz pamiętać swojej ciotki, ale zrób to przez wzgląd na tego, o którym musisz zapomnieć. Jeśli naprawdę postanowią znaleźć tą Boven, zbadaj, czy stoi po stronie dobra, czy zła. Poznasz łatwo. Jeśli stoi po stronie zagrożonych chorobą, broń jej. Ale jeśli wspiera wirusa… zedrzyj skórę żywcem i poćwiartuj. Trzeba ocalić to, co pozostało jeszcze dobrego na świecie i wyplewić dziadostwo, które się na nim zalęgło. Jeśli któryś z naszych przyjaciół podniesie rękę na jakieś napotkane niezarażone dziecko, nie wahaj się wytrącić mu broni. To samo tyczy się tej doktorki. Wydaje się w porządku. Zresztą wierzę w twój i ich rozsądek. Nie sądzę, żeby ją atakowali. Nie są złymi ludźmi, choć biali próbują za takich uchodzić. Widziałem, jak ten wyraźnie ważniejszy patrzył na nią przy obiedzie. Dało mi to wiele do myślenia na temat ras…

Stary skończywszy tyradę z melancholią wypisaną na twarzy zamknął oczy i oparł się wygodniej na siedzeniu.

- Gdy się zmęczysz, a będzie okazja przesiadki, obudź mnie.
 
Grzymisław jest offline