Wątek: Cena Życia III
Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 08-11-2011, 21:02   #48
Eleanor
 
Eleanor's Avatar
 
Reputacja: 1 Eleanor ma wspaniałą reputacjęEleanor ma wspaniałą reputacjęEleanor ma wspaniałą reputacjęEleanor ma wspaniałą reputacjęEleanor ma wspaniałą reputacjęEleanor ma wspaniałą reputacjęEleanor ma wspaniałą reputacjęEleanor ma wspaniałą reputacjęEleanor ma wspaniałą reputacjęEleanor ma wspaniałą reputacjęEleanor ma wspaniałą reputację
Nazwał ją Liby... albo słyszał to od kogoś niedawno, albo jej wrażenie było jednak słuszne. Mniej tatuaży... spróbowała sobie wyobrazić jak wyglądał by bez nich. Powoli pojawił się przebłysk w pamięci. Był chyba managerem jakiejś mało znaczącej firmy i spotkali się na urodzinowym przyjęciu jednego z klientów Johna. Chyba rozmawiali ze sobą. Taka nic nieznacząca miła rozmowa. Wydawał się całkiem zwyczajny, choć miły to zupełnie nijaki... raczej nie zmieniły go ostatnie trzy dni. Nie miał ny czasu na zrobienie tylu rysunków na ciele. Kto by sobie zawracał głowę ozdabianiem ciała gdy walił się świat?
Uśmiechnęła się smutno. Wszyscy przedstawiciele prymitywnych kultur właśnie tak by postąpili: Najpierw odpowiednie przebranie, kostium, a potem tańce i rytuały do przebłagania bóstw lub bóstwa. Kto mógł o tym wiedzieć lepiej niż ona? W końcu większość dorosłego życia spędziła na zgłębianiu ich zwyczajów.
Jednak Jilek nie był członkiem plemienia, jego doświadczenie nie obejmowało takiego wychowania. Co więc stało się z tym człowiekiem, ze tak bardzo się zmienił? Wspominał w rozmowie z Boven o jakichś eksperymentach. Liberty chyba wolała nie wiedzieć co to było. Zwłaszcza po tym co widziała w ostatnim laboratorium Umbrelli, które mieli okazję oglądać.
Czy to jednak miało znaczenie? Pomyślała że jednak tak. Jeśli przejawiające się w tym człowieku zmiany, tak drastycznie wpłynęły na jego wygląd, co mogły poczynić w jego głowie? Zauważyła dziwne spojrzenia jakie czasami rzucała mu pani doktor. Ona z pewnością musiała coś wiedzieć.
- Marie – podeszła do kobiety i zapytała cicho, tak by nikt inny ich nie usłyszał – Myślisz, że podróżowanie z tym człowiekiem... jest bezpieczne... dla nas? - Spojrzała w kierunku Jilka, wraz z Thomsonem znoszącego kolejne partie towaru Umbrelli do Land Rovera.
Kobieta pokręciła głową.
- Nie znam go. Umbrella najwyraźniej przeprowadzała na nim eksperymenty, chociaż mi mówiono tylko o testowaniu leków. Jego psychika może być mocno zaburzona.
- Czyli istnieje możliwość, że w nocy może nas wszystkich po cichu pozarzynać? Czy tez jego gniew jest jakoś... ukierunkowany?
- Popatrzyła kobiecie w oczy. Wiedziała, że to iż godziła się z czyimś wynaturzeniem jeśli tylko nie było ukierunkowane na nią czy jej rodzinę nie świadczyło najlepiej o niej samej, ale czy mieli jakieś inne wyjście?
Boven spojrzała na Jilka i trwała tak przez chwilę. Potem westchnęła.
- Nie jestem psychologiem, Liberty. Jest ukierunkowana na tych, którzy zrobili mu krzywdę, co wcale nie znaczy, że w stosunku do innych będzie... - zawahała się - grzeczny. Może nie teraz, ale z upływem czasu? Tylko to także człowiek, który słysząc "nie" może zachować się irracjonalnie.
- Taaak... tego się obawiam. Przeraża mnie to bo... widzisz ja go najwyraźniej znałam kiedyś. Zanim to coś mu zrobili i był takim... miłym zwyczajnym człowiekiem... Myślisz, że my też staniemy się tacy? Gdzie jest granica za którą człowiek się nie posunie by przeżyć? By uratować kogoś kogo kocha? Czy taka granica istnieje? Mam coraz większe wątpliwości.

Nie oczekiwała odpowiedzi. To były pytania, na które nikt nie mógł jej odpowiedzieć.

Popatrzyła na młodego Ferricka który siedząc w Humvee z zapartym tchem wpatrywał się w ekran jej laptopa, wprowadzając jakieś dane. Tak dawno nie widziała ożywienia i entuzjazmu na jego twarzy. Dawno? Zaledwie trzy dni temu gdy jechali na lotnisko... to było całe lata świetlne temu...
- Jeśli Nathanowi uda się odnaleźć drogę do kolejnej bazy... będziesz chciała tam pojechać? Myślisz, że to będzie miało sens?
- Tylko jeśli to co przechwyciliśmy okaże się kolejnym oszustwem, nic nie znaczącą substancją. Lub co gorsza - kolejną bronią Umbrelli. Chyba nie mam takiej chęci poznawać o co tu naprawdę chodzi, mogłabym żyć bez tego. Jeśli... jeśli tylko cokolwiek by się unormowało.

Uśmiechnęła się smutno, patrząc na Thomsona.
Liberty podążyła za jej spojrzeniem. Nie powiedziała tego głośno, ale była zadowolona, że nie wsadzili niczego z samolotu do Humvee. Nie ufała Umbrelli i jej słowom. Może była to szczepionka, czy jednak warto łudzić się taka nadzieją? A może było to to świństwo, które wstrzykiwano ludziom wkoło? A może jeszcze coś gorszego? Wirus?
Może w laboratorium byłaby szansa odkryć te zagadkę? A może było to miejsce w którym odnajdą śmierć? Ile razy można wejść do jaskini lwa i przeżyć? Ile jeszcze razy dopisze im szczęście? Może już wyczerpali cały jego zapas?
Zasadnicze pytanie brzmiało: Czy ta informacja warta była ryzyka?
Maria postanowiła jechać Land Roverem. Panna Montrose popatrzyła na nią bez słowa. Dziwne wrażenie, że zabierają ze sobą tykającą bombę jakoś nie mogło jej opuścić.

- Ale sprawdzenie zawartości tych beczułek może okazać się niebezpieczne bez laboratorium? Prawda Marie? Jeśli to wirus lepiej ich nie otwierać...
- Niekoniecznie. Wierzę w jakość swojej szczepionki, sprawdzałam ją wiele razy. Jeśli to płynny wirus to przynajmniej go rozpoznam. Ta substancja jest tak skomplikowana, że wystarczy rzut gołym okiem. Sprawdzę to tak, że nikomu z was nic się nie stanie. Obiecuję.
- Pod warunkiem, że to nie będzie, jak sama przed chwilą powiedziałaś, kolejna broń Umbrelli. Taka, której nie znasz i na która nie jesteśmy odporni.
- Wzruszyła ramionami – Może to paranoja, ale wiesz... jak widzę coś z tym znaczkiem parasolki normalnie dostaję mdłości.
- Jeśli nie sprawdzimy, to się nie przekonamy. A taka okazja może się nie powtórzyć. Tamci sami nazwali to szczepionką, o ile nie był to jakiś szyfr, któremu nie podołała odpowiedź Davida.

Liberty westchnęła. Wyglądało na to że biochemiczka jest zdeterminowana by sprawdzić co zdobyli. Może należało zrobić to jak najszybciej i po prostu mieć z głowy?
- Zrób to więc jak najszybciej. Nie ma na co czekać. - Powiedziała na głos nie wierząc jednocześnie, że rzeczywiście to mówi.

Wyruszyli w końcu dalej.
Kolejne miasteczko nie było już takie puste jak poprzednie. Poruszające się po ulicy trupy, ponownie przypomniały im o grozie o jaką się ocierali.
Rozbity samochód Umbrelli wywołał w Liberty odczucie mściwej satysfakcji. Kimkolwiek byli ci ludzie i jakkolwiek zginęli, wcześniej byli sługusami morderców i potulnie się na tę funkcje zgadzali.
Bez słowa przyjęła decyzję Thomsona i ukryciu się w klinice. Miejsce na pewno dysponowało lepszym sprzętem do badań niż przeciętny dom, więc skoro gdzieś mieli sprawdzić te beczki, to dlaczego nie właśnie tu i teraz.
- Myślę, że potrzebujemy więcej benzyny i żywności. – powiedziała Liberty podając Nathanowi jedną z berett i dwa magazynki. Sama nie wierzyła w to, że daje broń szesnastoletniemu chłopcu. - Ukryjemy Land Rovera i sprawdzimy z Nathanem boksy. Myślę, że lepiej nie dzielić się na zbyt małe grupy, więc zostaniemy tu pilnując dzieci i Marie, a wy zajmijcie się zwiadem i zaopatrzeniem.
Wsunęła pozostałe dwa magazynki do tylnych kieszeni spodni i uśmiechnęła się smętnie. Miała nadzieję, że David wróci cało i bezpiecznie. Na myśl o tym, że się oddali i prawdopodobnie narazi na niebezpieczeństwo, poczuła strach. Ta myśl była niepokojąca. Jak strasznie nierozsądne, zwłaszcza w taki czasach jak obecne, było się od kogoś uzależnić. Nie mogła po sobie dać poznać jak silne uczucia, zbyt mocno przypominające panikę, szarpią jej wnętrzności.
Odwróciła się i ruszyła na rekonesans po klinice.
 
Eleanor jest offline