Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 08-11-2011, 22:49   #108
-2-
 
Reputacja: 1 -2- jest jak niezastąpione światło przewodnie-2- jest jak niezastąpione światło przewodnie-2- jest jak niezastąpione światło przewodnie-2- jest jak niezastąpione światło przewodnie-2- jest jak niezastąpione światło przewodnie-2- jest jak niezastąpione światło przewodnie-2- jest jak niezastąpione światło przewodnie-2- jest jak niezastąpione światło przewodnie-2- jest jak niezastąpione światło przewodnie-2- jest jak niezastąpione światło przewodnie-2- jest jak niezastąpione światło przewodnie
- Wow. - szepnął tylko Siberian, widząc przesłaniający ciemność czernią pojazd. Był pod szczerym wrażeniem maszyny, cudu techniki, który od razu skojarzył mu się z Batmanem. Gdy obserwował zniżającą lot maszynę, zastanawiał się kto ją pilotuje, miał jednak na ten temat swoje własne przypuszczenia. Gdy się potwierdziły, dopiero zdał sobie sprawą, jak bardzo nie była to jego liga.

Zaoferował Lobowi swoją pomoc we wnoszeniu motoru (niegrzecznie byłoby nie zaoferować), choć nie nachalnie (niegrzecznie byłoby się narzucać). Sam z niemałym trudem wtoczył się do środka i komendą potwierdził przez komunikator:

- Tu Siberian, jesteśmy obaj cali na pokładzie, odbiór. - stwierdził, że dość dobrze idzie mu komunikacja z pancernym i zaczął zastanawiać się, czy ten nie jest jakimś dawnym żołnierzem. Jednak wyciągnąwszy nogi przed siebie w oparciu, które musiało się wydawać wygodne wobec jazdy motorem - ostatnich dni, tygodni, miesięcy życia szybko zaczął odpływać do błogiej nieświadomości, pilnując tylko, czy aby Czernianin czegoś nie chce. Przez chwilę przyszło mu na myśl pilnowanie, aby niczego nie zepsuł, ale odrzucił ją jako abstrakcyjną.
Kimkolwiek był nonszalancki obcy o naturze chilloutera, pokazał wyraźnie, że można na niego liczyć.

Odpłynął, oddając się przemożnej potrzebie organizmu po walce, w zasadzie nawykowi łapaniu snu kiedy można i nawet ekscytacja spowodowana lotem nie mogła tego powstrzymać.

***

- Hy... a ja się dziwiłem, że ma pancerz i samolot. Ładne miejsce. - niezobowiązująco rzucił do Loba, zastanawiając się, kiedy odwiedzi ich sam gospodarz przepastnej rezydencji.
Chwilę się naoglądał zaciekawiony, bał się też usiąść gdziekolwiek w wybrudzonym i wyświechtanym kostiumie "superbohatera", toteż zmuszając się do stania pospacerował, uważając, by niczego nie dotykać. Obserwował też Loba niecobardziej uważnie w tej sytuacji. Cieszył się, że ciężką i nieporęczną broń zostawił w samolocie. Po prawdzie, przysiągł sobie, że to ostatni raz jak korzysta z takiego asortymentu. Teraz chciał się tylko pozbyć odcisków palców, co było dość zabawne, bo sporo pocisków wystrzelił dla efektu i suspensu, ale do nikogo nie strzelał i był pewien, że nikogo, zgodnie z zamierzeniem, nie trafił.
Inaczej... uwzględniając krokodyla, nikt nie odniósł w wyniku wykorzystania przez niego broni palnej żadnych obrażeń. Wątpił jednak, by w tej masakrze śledczy szybko to ustalili, a problem i tak był akademicki - nie chciał, by mieli jego odciski palców połączone z tę masakrą i już.

Gdy na lądowisko opadł z gracją Redwing, Storm wyszedł w stronę lądowiska, zobaczyć, kto do nich dołączył. Czuł się dość niezwykle widząc przynoszący ulgę widok wspólników - żywego szkieletu i gościa o image'u stracha na wróble. Nie, zaraz... takiego to nie było przypadkiem?

Powitał obu zawołaniem i skinieniem głowy, doczłapując do nich by upewnić się, czy żaden z nich nie potrzebuje pomocy, co dało dość komiczny efekt biorąc pod uwagę, że cały czas był praktycznie zgięty i trzymał się za rozpalony bok, podpierając na ścianach. Razem przeszli do salonu.

Wtedy pojawił się mężczyzna przedstawiający się jako Wiktor. Zamienili dwa istotne zdania z Bones'em.

Przy pytaniu jednak, czy któryś z nich odniósł rany, Siberian podniósł nieśmiało rękę. Zrobił sobie też przerwę od trzymania jej w powietrzu by zdjąć maskę.
- Nikita. - przedstawił się obcemu. Cóż, pierwszy, który tak z imienia, kulturalnie byłoby chociaż odpowiedzieć. Poza tym miał wrażenie, że cała ta zabawa w przebieranie na jego okultystycznym poziomie wtajemniczenia, w gronie sojuszników miała mikroskopijne znaczenie.
- Człowiek krokodyl, który po postrzale okaleczył Obrońcę może nie tak poważnie, ale z lubością obił mi bok. Z przewlekłych to Objaw Raynauda na cały organizm. - wyjaśnił młody stażem heros, syknąwszy raz z ustającego bólu. Ręką przeczesał rzadkie, krótko ostrzyżone czarne włosy. Miał nadzieję na ślady wilgoci, niestety jednak i tym razem się nie pocił. - Ale z tym drugim nauczyłem się żyć... Pan jest gospodarzem? Może... ojcem naszego, eee... partnera?
 
-2- jest offline