Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 08-11-2011, 23:24   #186
Lechu
 
Lechu's Avatar
 
Reputacja: 1 Lechu ma wspaniałą reputacjęLechu ma wspaniałą reputacjęLechu ma wspaniałą reputacjęLechu ma wspaniałą reputacjęLechu ma wspaniałą reputacjęLechu ma wspaniałą reputacjęLechu ma wspaniałą reputacjęLechu ma wspaniałą reputacjęLechu ma wspaniałą reputacjęLechu ma wspaniałą reputacjęLechu ma wspaniałą reputację
Zawiść, żal, udręka... To te uczucia sprowadziły na Gehennę Double B. Te same uczucia prześladowały go na ziemi. Prześladowców było wielu - agenci FBI, CIA, koledzy ze studiów a nawet jego własny ojciec. Mimo iż ich mnogość przeraża to powód szykanacji, złego traktowania, wręcz ostracyzmu był ten sam. Potencjał. Cholernie wielki potencjał jaki posiadał Ben. Wszystko przez to, że rodzice - głównie ojciec - nie potrafili wychować chłopca. Jak jego rówieśnicy Ben mógł grać w piłkę, uczyć się gry na instrumentach, szkolić się w śpiewie czy też rysować. Wszystko to co dzieciaki lubią najbardziej. On jednak dostał komputer. Elektroniczny przyjaciel mamił go od czwartego roku życia...

Ben cenił swego przyjaciela za to, że nigdy nie narzekał. Nie mówił, że jest mu zimno, zbyt gorąco, że chce mu się jeść czy pić. Zawsze spędzał czas z Benem i wyłącznie z nim. Byli przyjaciółmi. Elektroniczny sprzęt powoli przedstawiał coraz to poważniejsze problemy przed umysłem małego chłopca. Mijały lata. Przedszkole, szkoda podstawowa, gimnazjum, szkoła średnia po czym długo oczekiwane studia. Przez te wszystkie etapy życia Double B był bliski wszelkiej elektronice. Komputerom, skanerom, drukarkom, mainframe'om, dekoderom i reszcie tego całego bajzlu. Mając 12 lat chłopiec wysłał pierwszy artykuł do gazety dla programistów. Popisał się umiejętnościami programowania w sześciu wysoce zaawansowanych językach programowania. Nie został przyjęty poważnie - z zawiści. Wydawałoby się, że z wiekiem ludzie zaczną go cenić - nie tylko za umiejętności jakie posiadał, ale za sumienność, staranność i ciężką pracę. Wiele lat później - na studiach - gdy jego kumple balowali w najlepsze i korzystali z najbardziej wesołego okresu swego życia Ben cały czas pracował, uczył się, doskonalił. Po studiach inżynierskich mógł już pouczać takie sławy jak Jacob Conors - profesor zwyczajny z zakresu programowania obiektowego i strukturalnego. Sławy znane nie tylko w USA, ale szanowane na całym świecie. Młody był zbyt dobry... i to dlatego tu trafił. Gehenna uczy pokory. Uczy, że nie zawsze należy się popisywać ponadprzeciętnymi umiejętnościami. Może gdyby wiedział o tym wcześniej nadal byłby mieszkańcem Terry. Teraz jednak to nie miało znaczenia. To już nie był ten sam ułożony, elegancki student sprzed lat...



***

"Nie trafiłem tu przez przypadek. Nie trafiłem tu bez żadnego celu i pragnienia. Tutaj, na Gehennie, można żyć jak wszędzie indziej. Udowodniłem to w ciągu tych długich lat. Z grubsza wybór jest ten sam co na Ziemi. Albo przestrzegasz określonych zasad, nie podskakujesz komu nie trzeba i żyjesz albo... giniesz. Administratorze, wielki latarniczy zapalający wszystkie światłowodowe łącza na świecie, Boże... chciałbym abyś wiedział, że nie jestem złym człowiekiem. Może bywałem wulgarny, uparty albo zbyt pewny swego, ale mam też te dobre strony. Nie dałem się tu zjeść, dostosowałem się, ale moim własnym sposobem. Nie wiem czy jest poza mną osoba, która nigdy nikogo nie zabiła, nie skrzywdziła, nie uniosła ręki... nie wiem czy są tu takie osoby. Na Gehennie. Mój cel już osiągnąłem. Wiedza i zaufanie, którym mnie obdarowałeś są wynagrodzeniem za te lata nauk i treningu umysłowego. Dziesiątki kursów, szkoleń, wykładów a wszystko po to aby osiągnąć cel... Ja swój osiągnąłem. Wykradłem dane, których nikt nigdy nie widział. Wygrałem z Sztuczną Inteligencją walkę na jej terenie. Jest jednak jeszcze coś o co muszę Cię prosić - pomóż mi. Pomóż mi uratować Gehennę... Dlaczego? Bo czuję, że tak trzeba."

***

Teraz liczyła się jedynie praca. Czasu było niewiele. Nigdy nie był zmuszony do takiego pośpiechu. Nigdy też nie miał do czynienia z SI, która w każdym momencie może odłączyć go od łącza danych. Nigdy wcześniej i nigdy więcej. Double B wierzył, że nie robi tego na marne. Że kiedyś, ktoś wspomni eleganckiego okularnika, który ni muchy krzywdy nie uczynił. Czemu nagle do głowy Bena pchały się niedawne wspomnienia? Wspomnienie Chase, który w tej chwili byłby wprost posłańcem niebios. Wspomnienie doktora Robena, który dawno zniknął mu z oczu. Czyżby był kolejnym, który odda życie w imieniu ratowania Gehenny? W imieniu wyboru jakiego chciał dokonać Double B? Czemu decyzja i starania ku jej realizacji musiały uśmiercić tyle osób? Double B miał nadzieję, że sukces jest tego wart. Bo czymże jest te parę - nawet wybitnych - żywotów za uratowany milion istnień? Pewnie niczym. W pewnym momencie na ekranie hologramie pojawił się napis:

KOREKTA KURSU ZOSTAŁA WYZNACZONA. BY JĄ ZATWIERDZIĆ, PODAJ KOD DOSTĘPU.

Zaledwie dłuższa chwila dzieliła go od sukcesu. Chwila, której mu brakło. Rozejrzał się i wiedział, że zapewne nie zdąży. Maszyny były zbyt blisko...

Miał więc wybór. Pierwszy - uciekać licząc na to, że komputer sam dokończy proces i mając nadzieję, że uda mu się dostać na znane mu tereny bez pomocy sprzętu. Było to ryzykowne, bo jeśli tak zrobi STRAŻNIK może zatrzymać proces a on zapewne zginie w korytarzach statku. Był też inny wybór - drugi. Odłączyć komputer i uciekać. Cała sprawa pójdzie w zapomnienie. Double B ucieknie a statek za jakieś 60 jednostek czasowych rozbije się o wielką górę gazów...

Programista wybrał trzecią opcję. Zostanie. Będzie stał przy sprzęcie do końca. Rozkoduje to zapyziałe hasło nawet jak ma to być ostatnia rzecz jaką zrobi. Poświęci się w imię Gehenny i ludzi, którzy nieświadomie oddali życie w imieniu powodzenia tej misji. To, że się tu znalazł to nie może być przypadek. On nie wierzył w przypadki…
 
Lechu jest offline