Wątek: Cena Życia III
Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 09-11-2011, 02:02   #49
Libertine
 
Libertine's Avatar
 
Reputacja: 1 Libertine jest na bardzo dobrej drodzeLibertine jest na bardzo dobrej drodzeLibertine jest na bardzo dobrej drodzeLibertine jest na bardzo dobrej drodzeLibertine jest na bardzo dobrej drodzeLibertine jest na bardzo dobrej drodzeLibertine jest na bardzo dobrej drodzeLibertine jest na bardzo dobrej drodzeLibertine jest na bardzo dobrej drodzeLibertine jest na bardzo dobrej drodzeLibertine jest na bardzo dobrej drodze
Pierwszy truposz sprawił, że o dostał niezła dawkę adrenaliny, przez pierwsze kilkanaście minut biegł robiąc jedynie przerwę na bolejącą kolkę. Dziwne, ale przebywając z tymi umarlakami intensywny strach szybko przemieniał się próbę wytrzymałości i koncentracji – skupienia. Mimo to spoglądając w ich puste, krwiożercze oczy nadal przez jego plecy przechodziły ciarki. Lepiej było się nie oglądać się wcale. Zmęczenie, które po kilkunastu minutach wydawało się rozterką szybko przemieniło się w element naturalny. Jak gdyby organizm zdawał sobie sprawę z powagi sytuacji i był w stanie dołożyć wszelkich środków dla jego dobra. Nawiasem mówiąc organizm nienawidził Roberta za nie dążenie do dobra ogółu, jednak w żaden sposób nie mógł tego wyrazić będąc zniewolonym pod panowaniem tyrana narzucającego coraz to szybsze tempo. Williams najbardziej bał się z tego wszystkiego ciemności, przerażała go sama myśl o słuchaniu ich wyciu w kompletnej czerni. Bał się, że może go to przyprawić o szaleństwo.

Najgorszym momentem tej wędrówki były rozstaję. Jakby jakaś siła znów chciała pociągnąć go do miejsca, w którym zaczął. Do gór. Przez chwilę nawet się zastanawiał czy nie ruszyć w tamtą stronę, by poddać się sądowi bożemu. Trucht i mglista atmosfera przyprawiała go o tego typu rozterki, był nawet bliski załamania, jednak zbyt bardzo bał się pożarcia żywcem, by zdecydować się na tego typu bohaterskie posunięcie. Co prawda całe życie marzył o śmierci bohatera, jednak bardziej rodem z Hollywood’u. W końcu skoro całe to skomplikowane życie mu się nie udało, to może chociaż zginie jak w marzeniach.

Z każdą nadchodzącą chwilą robiło się coraz zimniej. Robert jednak konsekwentnie dążył do celu. Nie dlatego, że rzeczywiście go pragnął, ale to był jedyna rzecz, która sprawiała, że jeszcze nie zwariował. Był to ostatni włos trzymający go jeszcze przy tym świecie. Był to ostatni włos starego Roberta. Bał się, okropnie się bał, że zerwanie tego włosa będzie wiązać się z jego śmiercią. Domyślał się, że na lotnisku zostanie postawiony przez kolejną trudną sytuacją, szczególnie z tą liczną grupką na jego plecach. Wcześniej miał wybór, mógł kombinować, mógł oprzeć się na innych, wykorzystać ich jak to robił przez całe swoje nędzne życie. Teraz, nowy, trudny świat stawiał nowe wymagania. Mówił jasno, że w ten sposób nie da się przeżyć, przynajmniej tak Robertowi się zdawało. Takie myśli rodziły się w jego spaczonej psychice. On sam twierdził, że nie była to psychika mordercy, a jedynie zranionego chłopca, który przez całe życie chował się pod spódniczką. Teraz zdawał sobie sprawę, że jak zagubiony chłopiec nie wiedział co ma z tym zrobić.

Życie zapędziło go w sam róg. Jego cele zmierzyły się nieprzeskakiwaną przez śmiertelników barierą rzeczywistości. Mógł próbować albo od razu oddać się w ręce zdechlaków. Trupy jednak mogły się do czegoś przydać, krztusząc się na skraju mgły, próbował poskładać sobie ten prymitywny plan do kupy. Gdyby udało mu się sprawić, żeby żołnierze Umbrelli skupili swoją uwagę na zombiakach, może przeskoczyłby przez płot z innej strony lotniska i władował się do któregoś z kontenerów. Potem wyczekałby odpowiednią okazję do ucieczki awionetką. Gdyby spojrzał na ten plan w jakimkolwiek innym momencie swojego życia stwierdziłby, że za dużo ryzykuję, że ten misterny przebłysk głupoty przyczyni się do jego śmierci. Teraz myślał tak samo, jednak równie dobrze zdawał sobie sprawę, że będąc przypartym do muru jedyną rzeczą jaką można zrobić to obrócić się i spojrzeć w oczy śmierci. Bał się jak cholera, jednak rozumiał, że z każdą chwilą traci cenny czas. Ruszył więc patrząc śmierci prosto w oczy, wyczekując, aż w odbiciu jej oczu dostrzeże własną sylwetkę skazującą go na wieczne potępienie.
 
Libertine jest offline