Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 09-11-2011, 16:34   #68
liliel
 
liliel's Avatar
 
Reputacja: 1 liliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputację
CG nie była pewna źródła swojego podekscytowania. Czuła, że usta same wywijają się w uśmiechu a stopy wesoło podrygują podczas marszu. Chciało się zapytać: co jest kurwa? Jestem CG Lawrence. Nie szczerze się bez powodu. To coś... wypływało z niej jakby mimo woli, pozostawało nieczułe na jej wypracowany przez lata rzeczowy charakter.
Te dzwony. To mógł być powód. Sama posługiwała się dźwiękami by wpływać na metafizyczne byty, dlaczego ktoś nie miałby użyć kościelnej wieży aby wpłynąć na żywych. Czy też martwych. Czy półżywych.... Jasna cholera, Lawrence popadasz w paranoję.

Mimo to imponujący wibrujący dźwięk wydał jej się ważny. Nastroił ją jak muzyk nastraja instrument. Wpłynął na samopoczucie. Nie miała powodów do głupiej beztroskiej radości a jednak się cieszyła. Z czego u diabła? Była martwa, nie miała pieniędzy ani pojęcia jakie demon wyznaczył jej zadanie. Ponadto chciało jej się pić i bolały ją nogi.

Ruszyła ku chłodnym murom katedry z dość sceptycznym nastawieniem.
W myślach wyraziła jeszcze nadzieję, że nie spłonie na popiół kiedy tylko stanie w progu bożego przybytku. Bądź co bądź była własnością demona a one i Wszechmogący chyba za sobą nie przepadali.
Pchnęła potężne drzwi i weszła do środka.

Westminster Cathedral od środka wydawało się jeszcze bardziej monumentalne i imponujące niż z zewnątrz. Wysokie sklepienie, kolorowe witraże i podniosła uduchowiona atmosfera. Przynajmniej dla tej gromadki osób, które siedziały pogrążone w modlitwie. CG czuła się w zasadzie jakby przyszła do urzędu. Formalnie i zawodowo.

Przy wejściu żebrał bezdomny, od którego wyczuwa powiew Śmierci. Był na tyle nowy, ze ludzie mogli tego nie dostrzegać.

- Hej - CG przykucnęła przy mężczyźnie. - Zawsze tu walą w dzwonki o niepełnych godzinach?
- Noo. Daj funciaka, ładna pani.
- Pewnie ciężko ci w to uwierzyć - Lawrence usiadła przy ścianie obok bezdomnego. Mocna mieszanka woni wszelakich i niekoniecznie przyjemnych uderzyła w nozdrza - ale nie mam nawet pensa. Dawno ci się zmarło?
- Zmarło? Zmarło... - życzliwa twarz stała się mniej życzliwa, przebiegł przez nią grymas niechęci i strachu. - Idź sobie, dobrze.... Nie chcę kłopotów.
- No to odpowiedz na moje pytanie. Jest jakiś szczególny powód dlaczego właśnie biły dzwony? Chyba w kościołach biją o pełnych godzinach?
- Nie wiem. Myślałem, że to jakieś święto, czy coś.Biły, to biły - wzruszył ramionami w geście bezradności. - Widocznie powinny bić.
- Ok - CG wstała i skinęła na żebraka. - Poszukam kogoś z obsługi. Swoją drogą... Lepiej nie wychodź teraz za dnia poza te chłodne mury. Zaczniesz szybciej gnić.
Wzdrygnął się, ale na twarz powrócił mu ten przyjazny wyraz i smutek.
- Dzięki - rzucił za CG smutnym tonem.
Poszła przed siebie. Szpilki dudniły jakoś niestosownie kiedy przemierzała całą długość kościoła. Odnalazła zakrystię z zamiarem odszukania kogoś w czarnej sukience.
Drzwi jednak okazały się być zamknięte.

CG ruszyła w stronę konfesjonałów. Szczęśliwie jeden z nich miał w środku zawartość w postaci młodego księdza o skupionej twarzy. Przyklęknęła po jednej stronie na drewnianym stopniu i szepnęła w kratkę lekko ściszonym tonem:
- Mogę?
- Oczywiście - odpowiedział szept.
- Teraz chyba jest ten moment kiedy powinnam wyznać swoje grzechy - zwyczajowa nutka ironii wkradła się do jej głosu - Ale chyba zeszłoby nam na tym za dużo czasu. Wymienię więc najważniejszy. Tak się składa, że przez moją pazerność a może chęć normalnej egzystencji pozbawionej bólu i strachu przerżnęłam moją duszę w karty. Dość zabawne jak się o tym mówi, prawda? Ale generalnie rzecz ujmując to nie o tym chciałam rozmawiać. Mamy dziś jakieś święto? Dlaczego walicie w dzwony o niepełnej godzinie?
- Dzisiaj, przed godziną, w Watykanie zmarła głowa kościoła katolickiego. Nasz kościół jest katolicki, nie anglikański, ale i one się przyłączyły do tego smutnego uhonorowania odejścia papieża Benedykta XVII. Dlatego zadzwoniono w każdym kościele.

- No to rzeczywiście się podziało - CG zamilkła na chwilę zastanawiając się czy to nie jakiś pierwszy z klocków domina, który pociągnie za sobą kolejne zdarzenia. Zdarzenia na które podświadomie czekała - Wiadomo co było przyczyną?
- Ojciec święty miał osiemdziesiąt dziewięć lat. Jak pani myśli, co mogło być przyczyną?
- Może starość. A może coś zupełnie innego. Osobiście za rzadko spotykałam się z naturalnymi przyczynami zgonów i może dlatego ciężki mi w to uwierzyć. Tak czy inaczej, dziękuję za odpowiedź. I ... jak to szło? Szczęść boże?
Zaczęła wstawać.
- Aha... - opadła jeszcze na moment na jedno kolano. - Czysto hipotetycznie.... zastanawialiście się kiedyś co by się stało gdyby ktoś taki jak on... wrócił? Musiał cechować się bardzo wysoką energią duchową... - zastanowiła się na moment czy aby nie szuka na siłę punktu zaczepienia. Gdzie Watykan a gdzie Londyn. Jaki może mieć na nich wpływ śmierć kogoś z drugiego końca Europy.
- Czy jest powszechnie wiadomo czy papież dysponował jakąś... mocą? Wielu księży pracuje choćby w Ministerstwie. Moc leczenia i takie tam. Oczywiście wszystko w duchu boskiej poprawności.

Jak by nie patrzeć papież to taka wypasiona forma ojczulka. Z drugiej strony nie każdy ksiądz ma nadnaturalne zdolności łowców ale w ich przypadku wiąże się to chyba z wiarą, a kto mógłby mieć ją większą od papieża.
- Idź w pokoju, dziecko. - głos po przeciwnej stronie konfesjonału nieco stwardniał. To chyba oznaczało, że duchowny nie ma zamiaru wyjawiać jej jakikolwiek informacji. W sumie był tutaj dla spowiedzi. Nie by udzielać informacji dziwnej, pytającej nie wiadomo czemu o takie sprawy, kobiecie.
- Nie mogę powiedzieć, że był ksiądz specjalnie pomocny - wreszcie zdecydowała się pożegnać. - I rozgrzeszenia pewnie też nie dostanę?
Skinęła głową i skierowała się do wyjścia mrucząc pod nosem.
- A później się dziwią, że ludzie są niewierzący...

Na zewnątrz znów uderzyła w nią fala upału. Słońce prażyło i oślepiało ale w jakiś sposób było to dla CG miłe. Szum miasta też był miły. Zapełniał ciszę. Ciszę, której podświadomie się bała. Czy to właśnie tak wygląda? Śmierć? Ciemność i cisza? I dlatego te dwa przeciwstawne do nich bodźce tak ją cieszą? Pewnie nigdy się nie dowie.

Rozglądała się leniwie, bo w zasadzie musiała zabić czas do wieczora - do wyznaczonej godziny spotkania. Nie miała pieniędzy, więc niewiele mogła zrobić, poza spacerem czy wysiadywaniem na ławce. Niedaleko w zabytkowej fontannie pluskały się dzieciaki. No tak. Wakacje. Beztroska. Nawet w tym szalonym świecie. Obok, ledwie widoczny w świetle dnia, manifestował się Bezcielesny. Chłopiec, z pozbawioną oczu twarz zwróconą ku swoich rówieśników jakby był świadomy ich obecności. Czy odczuwał żal? Czy po porstu był tam i … istniał?

Znów te dziwne pytania. Jakby dzwony otworzyły w CG jakiś kanał, którym teraz płynęły natrętne, niemalże obce, myśli....

A może.....

I wtedy ją zobaczyła. Dziewczynę ubraną jak ghotka lub miłośniczka kłów.

Stała po drugiej stronie ulicy, w cieniu bramy i jakieś przeczucie mówiło CG że dziewczyna ją obserwuje. Natrętnie i bezczelnie. Jej mina wyrażała coś na kształt głodu lub podobnych emocji. A CG czuła się jak soczysty stek na podgrzewanym talerzu. “Gotowa do spożycia.”

Coś w dziewczynie niepokoiło Lawrence i postawiło na sztorc włoski na karku i przedramionach. Jakby … skądś ją znała .

CG ruszyła za gothką ale ta widząc poruszenie od razu wycofała się wgłąb bramy i dalej podwórza. Lawrence weszła tam kierowana szybkim tempem wystukiwanych kroków.

To było obskurne miejsce. Kostka brukowa lata świetności miała już dawno za sobą, fasada kamienicy dosłownie rozsypywała się w proch a w oknach brakowało niektórych szyb.
Ghotka stała przy starej kanapie, którą ktoś wystawił przed wątpliwej urody, zawalony starymi oponami skwerek. Dziewczyna odwróciła się twarzą w stronę CG. Uśmiechnęła się zimno i złośliwie.

- Nie uciekniesz nam - krzyknęła. Po czym odbiła się od ziemi i … z odgłosem przypominającym furkot niewidzialnych skrzydeł …. wskoczyła na dach czteropiętrowej kamienicy. - Nie ukryjesz się nigdzie, gdy nadejdzie pora żniw.

Nie sposób było ukryć zdziwienia. CG nie czuła od nieznajomej emanacji śmierci co znaczyło, iż nie jest łakiem ani wampirem. Skąd więc taka nadludzka zręczność?
- Wam czyli komu? - była regulatorka krzyknęła nie spuszczając oczu z sylwetki stojącej na krawędzi dachu. - Mogłabyś was przedstawić żebym wiedziała komu zalazłam za skórę?

Lecz tamta nie odpowiedziała. Z obłąkańczym śmiechem zniknęła poza krawędzią dachu.
- Super - mruknęła CG nawet beznamiętnie i odpaliła papierosa. Ten dzień napełnił ją rozdrażnieniem. Obawiała się spotkania z Ruiz i Triskettem. Jej siła spokoju była mocno nadszarpnięta a jeśli Latynoska będzie robić aferę to CG mogą puścić nerwy. Nie lubiła tracić nad sobą panowania ale czuła, że może to nastąpić. I myśl ta nic a nic jej się podobała.
 

Ostatnio edytowane przez liliel : 31-01-2012 o 10:30.
liliel jest offline