Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - Inne > Archiwum sesji z działu Inne
Zarejestruj się Użytkownicy

Archiwum sesji z działu Inne Wszystkie zakończone bądź zamknięte sesje w systemach innych (wraz z komentarzami)


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 29-10-2011, 21:36   #61
 
SWAT's Avatar
 
Reputacja: 1 SWAT ma wspaniałą reputacjęSWAT ma wspaniałą reputacjęSWAT ma wspaniałą reputacjęSWAT ma wspaniałą reputacjęSWAT ma wspaniałą reputacjęSWAT ma wspaniałą reputacjęSWAT ma wspaniałą reputacjęSWAT ma wspaniałą reputacjęSWAT ma wspaniałą reputacjęSWAT ma wspaniałą reputacjęSWAT ma wspaniałą reputację
Po wyjściu z gabinetu „Irlandczyka”, troszkę się wkurwił. Nie sądził że ten piegus jest takim wielbicielem umarlaków, zresztą według niego może się z nimi nawet pieprzyć. Dla niego trupy winny mieć jedno prawo. Być trupami. Zimnymi.

Spisać raport, poszedł do biura 222, jak nakazał mu Irol. Normalne, wręcz sklonowane biuro identyczne, jak setki innych mieszczących się w Ministerstwie. Pod ścianą szafki na akta, szafa na okrycie wierzchnia, zakratowane okno, aby nie było jak uciec w przypadku szturmu trupów lub pożaru, kilka starych biurek, z jeszcze starszymi komputerami. Wszystko to doprawione było niezliczoną ilością symboli, znaków i innego dziadostwa. Przy suficie cicho kręciły się śmigła wiatraku, a przez zasłonięte żaluzje przedzierały się pojedyncze promyki słońca.
Jako że chyba był tu pierwszy z jego grupy, przysługiwało mu wybranie sobie biurka. W oko wpadło mu to w rogu, najbardziej zaciemnione. Wręcz jakby mówiło do niego „usiądź tu Xarafie Firebridge”. Nie dał się długo mu namawiać.

Przejrzał szuflady swojego miejsca. Komputer, na razie zostawił w spokoju. Wygrzebał plik kartek kancelaryjnych w kratkę i czarny długopis BIC’a. Usiadł wygodnie, zastanowił się nad treścią i począł pisać. Zaszkodzić sobie bardziej już chyba nie mógł. W czasie pisanie odwiedził go tylko jego nowy partner, ten którego widział w biurze Irola. Nie obyło się bez przedstawienia. Do 222 wlazł bezceremonialnie, jak do własnego kibla. Nowy był wysoki i miał na sobie cywilne ciuchy - dżinsy, t-shirt i skórzaną kurtkę. Nie wyglądał na więcej niż dwadzieścia parę lat. Z twarzy nie znikał mu bezczelny uśmiech.

- Charles Foster. Łak. Wiem, co zrobiłeś i mam to w dupie - rzucił na jednym wydechu nie wyciągając rąk z kieszeni – Skoro grzeczności mamy już za sobą: pogadałem z Irolem. Kończ raport i jedziemy, trop stygnie.
Xaraf spojrzał na nowego z byka, praktycznie nie odrywając oczów od swojej pobazgranej kartki. Mimo wszystko, chyba w Ministerstwie nauczyli się je odkodowywać.
“Nowy” - pomyślał Egzekutor – “Szkoda że łak...”
I ignorując zmiennokształtnego, wrócił do pisania.
“Wlazł tu jak do obory, to jeszcze mnie będzie poganiał” - zbeształ loupa w głowie.
Niestety jakkolwiek by był sobą, wolał żeby łak wiedział z kim pracuje i nie oczekiwał od niego np. płomieni z tyłka.
- Xaraf Firebridge, egzekutor - tyle wystarczyło.
Charles chciał chyba jeszcze coś powiedzieć, ale najwyraźniej uznał, że zabawniej będzie, jeśli tego nie zrobi. Przez chwilę wpatrywał się w piszącego lekko przekrzywiając głowę na bok. Takim wzrokiem mógłby patrzeć młody kot na chomika w klatce.
- Czekam w wozie - rzucił w końcu, po czym okręcił się na pięcie i opuścił pokój.
Sam Egzekutro w końcu sporządził raport, który od razu zaniósł do biura Koordynacji.
Cytat:
Ministerstwo Regulacji
5 lipca 2023
Raport nr. 48375
PZ-WZ89

Raport z zajścia



Data zajścia: 05.07.2023

Godzina zajścia: około 10.00

Miejsca zajścia: Oxford Street

Przebieg zajścia: Wyjazd z bazy Ministerstwa Regulacji, obył się bez przeszkód. Około godziny 10.00, kiedy wjeżdżaliśmy na ulicę Oxford St. zajechała nam drogę biała ciężarówka marki MAN z cysterną, przed którą uratował mnie i partnera zmysł zagrożenia, który nakazał mi ostro odbić w bok, jak się okazało szczęśliwie. Samochód wjechał na dość wysoki chodnik, niestety ucierpiała opona pojazdu i jak podejrzewam, felga. Pozbawiony w ten sposób przyczepności pojazd, wpadł poślizg. Kiedy udało mi się z niego wyjść, zatrzymałem samochód tuż przed wystawa sklepową sklepu z pasmanteriami.
Ciężarówka nie mająca tyle szczęścia, nie wyrobiła na zakręcie oraz nie wyhamowała, przez co wbiła się w budynek po przeciwnej stronie ulicy, jak się okazało, Ambasadę Nieumarłych. Cysterna wybuchła silnie, w ogromnej kuli ognia pochłaniając cały budynek, prawdopodobnie zajmując też ogniem instalację gazową samego budynku. W powietrze wzbiły się tumany kurzu i szkła. Ten widok chwilę mnie zaabsorbował, przez co mój zmysł Egzekutora nie wyczuł niebezpieczeństwa, czającego się na siedzeniu pasażera.
Kiedy się obróciłem by sprawdzić co z partnerem, ten rzucił się na mnie wyrywając z ramienia kawałek mięsa i przerywając naczyńka krwionośne oraz łamiąc obojczyk (dane na temat ran do wglądu w kartotece szpitalnej). Skrępowany pasami bezpieczeństwa pojazdu, nie mogłem działać zbyt szybko, to też wyszarpnięcie mi pistoletu Desert Eagle załadowanego srebrną amunicją rozpryskową, zajęło chwilę czasu. Oddałem trzy strzały w łeb loup-garoua Micheala Hartmana, które do szczętu zgruchotały czaszkę napastnika oraz znacznie uszkodziły mózg. Kiedy uścisk pyska zelżał, uwolniłem się z pasów i wyszedłem na chodnik, wykopując pogięte drzwi.
Ciało Micheala Hartmana przemieniło się w psa, ze zmasakrowaną głową. Nie czekając, wezwałem przez radio straż pożarną oraz medyczną, zgłoszenie przyjął dyspozytor numer 434. Następnie pojawiły się karetki oraz wozy bojowe Londyńskiej Straży Pożarnej. Na końcu dochodzeniówka oraz pracownicy Ministerstwa Regulacji.




Xaraf Firebridge
Egzekutor w Służbie
Ministerstwa Regulacji
Numer odznaki: ASJ00044
Xaraf w końcu pojawił się najpierw na parkingu, potem w radiowozie. Nie odezwał się ani jednym słowem, po prostu nacisnął sprzęgło, wrzucił pierwszy bieg i ruszył na miejsce wypadku. Miał taki plan, że łak zajemie się tropem, a on przesłucha mieszkańców mieszkających blisko miejsca zbrodni, nawet jeśli będą to kloszardzi.
Nowy drzemał w pozycji embrionalnej na tylnym siedzeniu nagrzanego na słońcu radiowozu. Zignorował zarówno moment, w którym Firebridge wszedł do samochodu, jak i całą podróż. Albo był tak durny, albo tak leniwy, albo po prostu rozpoznał egzekutora po zapachu. Na wysiłek otwarcia oczu zdobył się dopiero, gdy dotarli na miejsce.

Po dotarciu na miejsce, wprowadził plan w życie. Łak polazł węszyć, on poszukać jakiegoś miejscowego. Po części, miało to też pomóc mu się odstresować. Już dawno się nauczył bić tak, żeby nie było widać.
 
__________________
Po prostu być, iść tam gdzie masz iść.
Po prostu być, urzeczywistniać sny.
Po prostu być, żyć tak jak chcesz żyć.
Po prostu być, po prostu być.

Ostatnio edytowane przez SWAT : 03-11-2011 o 21:50.
SWAT jest offline  
Stary 01-11-2011, 16:22   #62
 
Suriel's Avatar
 
Reputacja: 1 Suriel jest jak klejnot wśród skałSuriel jest jak klejnot wśród skałSuriel jest jak klejnot wśród skałSuriel jest jak klejnot wśród skałSuriel jest jak klejnot wśród skałSuriel jest jak klejnot wśród skałSuriel jest jak klejnot wśród skałSuriel jest jak klejnot wśród skałSuriel jest jak klejnot wśród skałSuriel jest jak klejnot wśród skałSuriel jest jak klejnot wśród skał
Miłośnicy krojenia poszli do kostnicy. Nie chciałam iść z nimi, już w szkole nie byłam w stanie zrobić sekcji zwłok żaby na biologii, nawet przyglądanie się temu sprawiało ze czułam dreszcze na karku. Do tego żeby być patologiem, albo żeby się temu przyglądać chyba trzeba mieć jakieś predyspozycje, mi ich brakowało. Będę się trzymała od sekcji zwłok najdłużej jak się da, z raportu koronera też można się wszystkiego dowiedzieć.

Nastawiłam wodę i zajęłam się papierkową robotą. Najpierw musiałam ustalić gdzie mieszkają nasi 3 lup-garu z lokalu „Orchidea”, lub ‘Chryzantema”, jakkolwiek ją nazwano. Zadzwoniłam do Boba z trzynastki, zajmował się ustalaniem miejsca zamieszkania podejrzanych.

- Sierżant Bob Krawski – zawsze był służbistą.
- Cześć Bob tu Laura, dawno się nie widzieliśmy, Maria nie wypuszcza cię już na pokera z kolegami.
- O cześć, nie dzieciaki chorowały i musiałem sobie odpuścić. Twój ojciec wisi mi trochę, muszę mu pozwolić się odegrać, albo twoja matka mnie dopadnie – roześmiał się jak dziecko.

Bob pracował z moim ojcem kilka lat temu w patrolach, zaprzyjaźnili się i w każdy drugi czwartek miesiąca grywali w pokera u nas w garażu z chłopakami z komendy.
- Coś się stało że dzwonisz, słyszałem ze zamieniłaś mundur na odznakę MR.
- Tak i potrzebuje pomocy w ustaleniu adresów trzech świadków, mam numery telefonów i nazwiska.
- Dobra dawaj, postaram się ustalić i oddzwonię.
- Dzięki. Masz coś do pisania.

Dwadzieścia minut później Bob podał mi namiary na naszych potencjalnych świadków.
Franco mieszkał na Cordelia Str., Tooby na Grundy Str. a Meyers na Ida Str.
Podeszłam do mapy rozwieszonej na ścianie. Znalazłam wszystkie trzy adresy. Mieszkali dość blisko siebie, jakieś pół godziny od lokalu.

Zostało ustalenie jak naprawdę brzmiało to cholerne zgłoszenie. I skąd właściwie dzwonił anonimowy informator.
Ustalenie kwestii zgłoszenia nie było trudne. Zgłoszenia z Rewiru trafiają na najbliższy posterunek. To trafiła do niejakiego sierżanta Franco Teebird. Ustaliłam tylko że o godzinie 5:43 anonimowy informator zadzwonił na posterunek, jak powiedział z lokalu „Orchidea Pamięci” i poinformował policję o znalezieniu trzech ciał. Podał dokładny opis lokacji. Dyżurna policjantka odnotowała jedynie, że głos był męski a sama rozmowa mocno niewyraźna, ze względu na liczne szumy, szepty i trzaski w słuchawce. Sprawę zgodnie z procedurami przekazano do dyżurnego koordynatora w MR bowiem był to teren Rewiru, a potem trafiło do nas - zapisałam sobie wszystko na kartce i zrobiłam kawę.

Cholera a jednak Orchidea, skąd w tym wszystkim znalazła się nazwa ‘Chryzantema”, chciałam dać sobie spokój, ale dla czystego sumienia postanowiłam to jeszcze sprawdzić. Może gdzieś w pobliżu jest lokal o takiej nazwie, nic to nie kosztowało, a ja będę spokojniejsza. Kwestia działającego telefonu na ulicy po drodze do lokalu, też nie dawała mi spokoju. Kto fatygowałby się aż do lokalu mając po drodze czynny telefon. Albo tam pracuje, albo chciał w ten sposób zwrócić naszą uwagę na Orchideę, ale dlaczego.

Kolejne czterdzieści minut zajęła mi przekonywanie jakiejś paniusi z wydziału Gospodarczego Urzędu Metropolitarnego, że informacje są mi bardzo potrzebne, w rezultacie poinformowała mnie że uzyskam je za około 48 godzin, takie się procedury.

Jak ja tęskniłam za komputerami i za tym całym elektronicznym szajsem sprzed fenomenu. O większości rzeczach tylko słyszałam, ale życie wtedy było o wiele łatwiejsze. Fenomen cofnął nas prawie że do epoki kamienia łupanego, z drugiej strony takie bezkrytyczne zaufanie do techniki się w końcu zemściło na ludziach.

Miałam ochotę rzucić słuchawką, ale powstrzymał mnie powrót zespołu. Głupio by to wyglądało, a i tak nasza współpraca na razie kulała, miałam nadzieję że się jakoś dotrzemy.

Chwilę później za Emmą i Nathanem do pomieszczenia wszedł goniec z teczką ze sprawy „Hałas”. Był to opasły tom dokumentacji, raportów, zdjęć i opisów z sekcji. Zapowiadało się pracowite popołudnie. Ledwie wyszedł, a do pokoju wszedł kolejny goniec niosąc teczkę ze zdjęciami z dzisiejszego poranka. Teraz mieliśmy już komplet.
Emma pokwitowała odbiór obu przesyłek.

- Taaaa - Nathan wyglądał na trochę przybitego - Nie czuję się mocny w znakach, glifach etc. a czytać umiem więc ja mogę pomóc przeglądając akta sprawy "Hałas" a nie grzebiąc w poszukiwaniu znaków.
- O matko pokręciłam głową z niedowierzaniem na widok ilości papierów do sprawdzenia zajmie to kilka godzin - no to mamy sporo papierkowej roboty. Chętnie zabiorę się za porównywanie znaków z obu miejsc, pogrupuje te które się powtarzają i sprawdzę ich znaczenia.

Wzięła do ręki przyniesioną teczkę z porannego miejsca zbrodni.
- Tylko, że Nathan to właśnie glify i znaki mamy sprawdzić w tych aktach – Emma wydawała się niezadowolona, czy ona w ogóle kiedykolwiek daje sobie spokój z tą sztywnością, mogłaby się czasami po prostu uśmiechnąć i rozluźnić. Mam cały czas wrażenie jakby pilnowała każdego swojego grymasu twarzy. - Masz coś odnoście zgłoszenia? – jej uwaga zwróciła się na mnie.

Po Nathanie ostatnia uwaga spłynęła jak po kaczce, coś się zmieniło w jego zachowaniu. On chyba dał sobie spokój, mam nadzieję ze Emma też da. Wstał i wstawił wodę na kawę. Odchrząknęłam.

- Tak, rozmówca powiedział że dzwoni z Orchidei, nie wiem skąd w tym wszystkim wzięła się nazwa Chryzantema - wzięłam do ręki notatkę - O godzinie 5:43 anonimowy informator zadzwonił na posterunek, jak powiedział z lokalu „Orchidea Pamięci” i poinformował policję o znalezieniu trzech ciał. Podał dokładny opis lokacji. Dyżurna policjantka odnotowała jedynie, że głos był męski a sama rozmowa mocno niewyraźna, ze względu na liczne szumy, szepty i trzaski w słuchawce. Przekazali informacje do dyżurnego MR z racji tego że miejsce zbrodni było na terenie Rewiru. Zwyczajne anonimowe zgłoszenie. Wyrecytowałam zapisane informacje z kartki.

- Mogę zaryzykować stwierdzenie skąd się wzięła Chryzantema zamiast Orchidei. Stawiam swój lunch na to, że sierżant Teebird kompletnie nie zna się na kwiatach i dla niego to bez różnicy czy to orchidea, chryzantema, piwonia czy fiołek i po prostu się pomylił. Gdyby w okolicy były rzeczywiście dwa lokale jeden o nazwie Chryzantema Pamięci a drugi Orchidea Pamięci to wtedy mielibyśmy problem a tak to sprawa jest dla mnie oczywista.
- Popatrzmy - Emma pochyliła się nade mną i chwyciła zdjęcia symboli dostarczone przez techników i pogrupowała je i przypięła do tablicy korkowej. - Chcesz porównać znaki z obu miejsc Lauro? Dobrze słyszałam? Weź w takim razie akta “Hałasu” i przejrzyj je pod kątem zdjęć i szkiców symboli okultystycznych. Potem porównaj czy rzeczywiście są takie same.

Skinęłam głową i zabrałam się do roboty. Nathan zrobił kawę i zabrał się za czytanie akt.
- Cholera nie podesłali odpowiedzi co z przesłuchaniem tego wampira – Emma mówiła jakby do siebie - zaraz pójdę to sprawdzić.
- Aha jeszcze jedno co z tymi telefonami łaków? Dzwoniłaś do nich?
- Jeszcze nie, dopiero ustaliłam gdzie mieszkają, i próbowałam sie dowiedzieć coś o nazwie lokalu, czy w pobliżu nie ma lub nie było jakiegoś o nazwie Chryzantema. Poza tym wolałabym porozmawiać z nimi twarzą w twarz, niż przez telefon, nie będą mogli się wtedy kontaktować. A rozmowa twarzą w twarz daje więcej informacji, każdy grymas, odwrócenie wzroku przy kłamstwie, lub zatajeniu informacji daje więcej czasami niż same słowa.

Zaczęła wyciągać zdjęcia ze sprawy „Hałas” i przyrównywać do zdjęć wiszących już na tablicy, podpięłam zbieżne pod spodem.
- Czy w tej sprawie złapali sprawcę? - odwróciłam się do pozostałych.

W tym momencie zapukał ktoś do drzwi, a po chwili stanął w nich Irol.
- Witam pracusie - mruknął koordynator. - Czy znalezione trupy to faktycznie garuchy? Jeśli tak, piszcie raport końcowy ze sprawy. Wiecie przecież, że MR zajmuje się zabójstwami ludzi przez istoty nadnaturalne i Martwych. Zabicie łaka nie leży w gestii MRu. Przydzielę wam nową sprawę, jeśli jesteście absolutnie pewni, że ofiary to garuchy a nie ludzie. Więc jak?
- Pewni będziemy po sekcji. Na razie wszystko na to wskazuje. Kawy? Bo właśnie zrobiłem – Nathan spojrzał na Irola znad akt.
- Nie dzięki. To czekam na waszą decyzję. Koszyk spraw jest pełen. Więc szybko dostaniecie następną jeśli okaże się, że to były zdechlaki.
- Dobra
- Możemy porozmawiać na osobności Riordan? – Emma wstała i podeszła do koordynatora.
- Jasne. W moim gabinecie?

Nathan odprowadził ich wzrokiem. Było w jego twarzy coś dziwnego, jakiś grymas, który szybko zniknął kiedy zamknęły się za nimi drzwi.

- No dobra Lauro. Laki czy nie laki ja jestem ciekaw kilku rzeczy. Daj mi jeszcze chwilkę.

Zajęłam się układaniem kolejnych zdjęć. Nigdzie w sprawie Hałas nie natrafiłam na znak „Kielicha”

Po jakiś 15 minutach Nathan podniósł wzrok znad kartek.
Zanim jeszcze zdążył coś powiedzieć do pokoju weszła Emma. Nalała sobie kawy z dzbanka. Siadając za swoim biurkiem dała znak Scottowi aby kontynuował swoje sprawozdanie.

- Dobra. Z grubsza... Hałas to grupa wampirów i czarnoksiężników działająca na rzecz wybicia wampiry proklamujące miłość do ludzi. Robili tak żeby wyglądało, że to oni. Dzięki ich staraniom naszymi rękoma pozbyli się kilku wampirów starej krwi. Do przesłuchania jest możliwa tylko jedna osoba. Ciekawe są imiona czy też pseudonimy regulowanych wampirów. Menażeria ksywek zbliżonych do imion oznaczających diabła, Lycuferio, Satanerio, Dibolicus i Mefistanna.

- Hm, albo ktoś bawi się w naśladowcę, albo nie wszyscy zamieszani w tą sprawę zostali wykryci. Przydałoby się pogadać z tym świadkiem, może coś wie więcej. Istnieje też możliwość że to zwykły zbieg okoliczności i jest to ślepa uliczka - zastanawiałam się na głos.

- Czekaj chwilkę. Coś tutaj. ..- Nathan wertował szybko akta sprawy - widziałem. Oo jest. Opinia o stanie zdrowia tej dziewczyny - wzrokiem szybko przeglądał pismo - Niestety jej stan umysłu nie pozwoli nam nic z niej wyciągnąć.

- No to raczej przesłuchanie świadka, czy podejrzanego w tamtej sprawie nam odpada. Kilka zdjęć się zgadza, kilka jest różnych. Nie wiem czy dobrze kombinuję, ale do przywołania jakiejś istoty przez pułapkę magiczną ma zazwyczaj podobne zestawy znaków. Są chyba trochę uniwersalne? - Odwróciłam się do Emmy z pytaniem.
 
__________________
Nie musisz być szalony żeby tutaj pracować, ale to pomaga:)
Suriel jest offline  
Stary 01-11-2011, 20:42   #63
 
Sam_u_raju's Avatar
 
Reputacja: 1 Sam_u_raju ma wspaniałą reputacjęSam_u_raju ma wspaniałą reputacjęSam_u_raju ma wspaniałą reputacjęSam_u_raju ma wspaniałą reputacjęSam_u_raju ma wspaniałą reputacjęSam_u_raju ma wspaniałą reputacjęSam_u_raju ma wspaniałą reputacjęSam_u_raju ma wspaniałą reputacjęSam_u_raju ma wspaniałą reputacjęSam_u_raju ma wspaniałą reputacjęSam_u_raju ma wspaniałą reputację
[MEDIA]http://www.youtube.com/watch?v=2Lnltl3YoqQ&feature=BFa&list=PL82CE2AB24FC DD944&lf=mh_lolz[/MEDIA]

W sali pani patolog MRu było chłodno, jak to w miejscu gdzie trzyma się i kroi super zdechalki. Łaki, wampiry, fearie, czarowne ludy, wynaturzenia z bajek i legend. Tym razem na stole wylądowala rzadka istota zwana naghini – hybryda, rakshasa. Demon z hindiskiej mitologii. Pani węży. Zapewne kolejna istota, która przed fenomenem żyła w ukryciu, tak jak wampiry. Cóż jej obecny stan bardziej odpowiadał Nathanowi. Lezała martwa na stole, krojona celem badania, w sumie można to było nazwać wiwsekcją. Wszak naghini miała w sobie naturę zwierzecia, tyle ze nie była robiona na żywym okazie. I całe szczęście. Scott na takie przedstawienie by się nie wybrał, aż tak popaprany nie był. Przybył tutaj wraz z Emmą. Na Sali oprócz Pani doktor i jej jednego pomocnika było jeszcze kilku pracowników MRu, badaczy bądź tak jak Nathan i Emma łowców chcących jak najlepiej poznać to do czego eksterminacji zostali powołani.
Siedzieli na galerii wsłuchując się w słowa pani patolog objaśniajacej każde swoje działanie. Widok nie był przyjemny, zapachy też odsraszały ale kto mówił, że praca w Ministerstwie będzie należała fdo tych przyjemnych. Dobre pieniądze za trudną i śmiercionośną pracę.

Kiedy sekcja zbliżała się ku końcowi Scott pozwolił sobie zagadnąć lekarza.

- Ja bardzo przepraszam Pani doktor. Czy w czasie swojej kariery w Ministerstwie spotkała się Pani z badaniem zwłok wilkołaka które nie powróciły po jego śmierci do zwierzęcej postaci?

- Tak - zastanowiła się przez chwilę - Animalistyczne loup-garou. Bardzo,bardzo rzadkie. Spotkałam może z pięć przypadków przez te wszystkie lata.

Kurde. Animalistyczne lopu garou… świat zwariował na całego” – Co chwilę Egzekutor dowiadywał się nowych rzeczy, poszerzając znany już bestariusz.
Zapewne dominacja ducha zwierzęcia nad duchem ludzkim. Czy to w ogóle jest możliwe…

- Czy coś jeszcze je cechuje za wyjątkiem braku zamiany formy po śmierci? – zapytał na głos

- To duchy zwierząt opanowujące ciała ludzi. Odwrócony akt. To wszystko. Walka chyba jest podobna. potrzeby bardziej zwierzęce. Instynkty też – patolożka potwierdziła domysły Nathana

- Nie spodziewałem się że coś takiego jest możliwe. Proszę mnie zrozumieć ale ludzki umysł stawiałem wyżej niż zwierzęcy o duchu już nie wspominając.

- Wiele rzeczy potrafi nas zaskoczyć. Dlatego powiedziałam, że to wyjątkowo rzadkie sytuacje.

- Reasumując. Czyli de facto znalezione ciała ludzkie to jest forma ostateczna tyle że tutaj duch zwierzęcia opanował ciało ludzkie. Pani doktor – odezwał się po chwili przestając masować swoje czoło - mam jeszcze jedno pytanie. Czy w tych przypadkach jakie Pani badała ciała były wykorzystane jako element rytuału?
- Gdyby pan nie zauważył funkcjonariuszu to pracuję jako pomoc techniczna. Jestem odpowiedzialna za dokładną sekcję okazów. Naprawdę nie mam pojęcia w jakich okolicznościach trafiają one do kostnicy. Nie jestem pracownikiem terenowym. W sprawach tego typu najlepiej zrobi pan kierując zapytania do koordynatorów, od tego są.

Tak. Teraz już Nathan wiedział, że to on był zapalnikiem na jego stosunki z Emmą. No bo skoro potrafił podkurzyć już drugą niewiastę w krótkim czasie to albo trafił na podatny grunt albo naprawdę po pobycie w wojsku zatracił umiejetności komunikacji z kobietami.

- Bardzo Pani dziękuję za wyczerpujące odpowiedzi – swoim nowym zwyczajem nie eskalował podkurzenia Pani doktor

- Proszę bardzo. Chętnie pomogę, w zakresie moich uprawnień i kompetencji, funkcjonariuszu – patolożka skonczyła swoją prace odkładajac instrumenty i spojrzała na Egzekutora.

Nathan uśmiechnął się i delikatnie skłonił głowe w kierunku lekarki. Polubił tę babkę

Z kilkoma nowymi wiadomościami na temat Naghini, Nathan ruszył wraz z Emmą w kierunku przydzielonego im biura. Idąc koło Fantomki co jakiś czas zerkał w jej kierunku uważnie się jej przypatrując. Kurde musi to naprawić.

- Słuchaj Emma - odezwał się w końcu. Leżało mu na wątrobie, że nie najlepiej mu się żyło z Fantomką - źle zaczęliśmy naszą znajomość. Źle się pracuje kiedy nie ma się do siebie choć trochę zaufania – przystanął a Emma również się zatrzymała - Ja ze swojej strony przepraszam za kilka niepotrzebnych słów. Zacznijmy od nowa, Nathan Scott - przedstawił się jeszcze raz wyciągając rękę w kierunku łowczyni

- Nathan przecież dobrze wiesz, że to nie słowa a głównie czyny budują zaufanie. Nie musimy się lubić żeby razem pracować, ale muszę wiedzieć czy mogę na tobie polegać, bo ja z mojej strony zapewniam, że i ty i Laura możecie na mnie liczyć. To nadal tylko słowa, ale postaram się dowieść ich prawdziwości. A jak jest z tobą Nathan? Czy ja i Laura możemy liczyć na ciebie? - złapała go za wyciągniętą dłoń i przytrzymała patrząc prosto w oczy tak, że Scott mógł dokładnie obejrzeć jej nietypowe, nakrapiane zielonymi plamkami oczy.

Scott wpatrywał się z lekką fascynacją w jej oczy. Szukał szczerosci jej słów. Znalazł.

- Możecie na mnie polegać – nie odwrócił wzroku

- No to jesteśmy umówieni - puściła jego rękę.
- Ciekawa sprawa z tą naghinią - rzuciła zmieniając temat. Ruszyli dalej - teraz będziemy mieć pełen obraz i jeśli coś takiego znowu przypełznie do nas to będziemy lepiej przygotowani.

Egzekutor skinał głową. Cieszył się, że Emma również odpuściła i zależało jej na dobru śledztwa i kontaktow pomiędzy członkami jej grupy. Egzekutor podejrzewał, że Emma nie do końca zmieniła stosunek do niego ale wierzył, że się ostro starała.

- Może to dziwnie zabrzmi - uśmiechnął się do Emmy - ale nie spodziewałem się że oprócz, hmmm… podstawowych stworów jak zombie, łaki czy wampiry jeszcze coś nas może zaskoczyć. Emmo takich wynaturzeń mogą być setki. Weź jeszcze te animalistyczne loup garou o których mówiła doktorka. Zajęcia w MRze powinni zacząć od lekcji “Gatunki rzadkie wśród potworów powstałych po fenomenie noworocznym” a nie od tych podstawowych. Pracuje z tobą zaledwie dwa dni a już widziałem naghini i korpusy animalistycznych łaków. Co jeszcze nas czeka?

- Nathan - głos Emmy zabrzmiał nad wyraz poważnie i dojrzale - tam są całe masy bytów i istot oprócz zombie, wampirów i łaków, całe masy, które tylko czyhają na nas na ludzi a śmierć z ich rąk nie jest nawet najgorszym co mogą nam zaofiarować. Mogą ukraść nam ciało, zdrowie, życie i najcenniejsze z tego, co posiadamy duszę.
- A co do animalistycznych łaków - powiedział już nieco lżejszym i swobodniejszym tonem to nie uważam żebyśmy w tej sprawie mieli z nimi do czynienia. Nadal sądzę, że to zwykłe loup garou które z jakiś powodów zatrzymano w momencie przemiany.
- A i widziałam, że twój urok osobisty nieco zardzewiał skoro udało ci się zdenerwować Amandę, a naprawdę nie jest to prosta rzecz do zrobienia - powiedziała - a może to po prostu dar, który powinniśmy zacząć wykorzystywać w pracy - mrugnęła do niego znacząco.

- Jak już pewnie zauważyłaś mój urok osobisty jest zbliżony do widoku kilkuletniego zombi. Jest przegniły. - uśmiechnął się blado - No dobrze dość o moim uroku. Zatem co według Ciebie zatrzymało te łaki w przejściowej formie? Jakis rytual? Silniejszy byt?

- To właśnie spróbujemy ustalić.

Nie mówili już nic więcej. W pokju czekaa jużn a nich Laura i akta sprawy „Hałas” pietrzące się na blacie biurka. Kurde… duża sprawa. Nathan od razu zaproponował przy swojej niewielkiej by nie powiedzieć żadnej wiedzy na temat znaków, glifów etc., że zamie się przeglądaniem sprawy prowadzonej jakiś czas temu przez inną grupę. Zajął się pobieżnym przeglądaniem sprawy. W miedzyczasie wpadł kontrolnie Irol przypominajac im, że jeżeli sprawa dotyczy trzech martwych łaków to to już nie jest ich sprawa. Tego jednak do czasu sekcji trójki wisielców nie byli pewni.
Kiedy Emma poprosiła Irola o chwilę rozmowy w cztery oczy Nath odprowadził ja wzrokiem, pamiętajac o ich rozmowie na korytarzu odnośnie zaufania. Z drugiej strony dziewczyna mogła zagadnąć Koordynatora w sprawie osobistej lub zupełnie innej oddalonej od ich zadania. Nie jego sprawa. Powiedział, że jej ufa a to znaczy, że ufa i nię będzie żadnego ale.
Kiedy dziewczyna wróciła i wszyscy siedzieli już z kubkami gorącej kawy Scott pokusił się o krótkie zreferowanie sprawy „Hałas” Miała kilka zbiezności z ich case’m ale nie mogli, poza koordynatorami z długim stażem wyciągnać z tej sprawy coś co by im pomogło w obecnej. Wszyscy członkowie grupy „hałas” czyli wampiry, wiedźmy i ich męścy odpowiednicy poszli do piachu a jedyny świadek/podejrzany niejaka Pauilna Brynther nie była możliwa do przesłuchania, z powodów pomieszania zmysłów trafiła do izolatki, gdzie przebywa od czterech lat. Ta sprawa była zamknięta i lepiej żeby tak pozostało.
Po tym jak Emma przedstawiła sprawę ze znakami Nathan już miał fulla. Za dużo jak na jeden dzien i to niecały. To sobie poukłada później. Jako, że zapełnili swój grafik rzeczami do zrobienia dopiero na wieczór, Nathan zapropoponował obiad. Już go zaczynalo ssać niemiłosiernie

- Dobra, plan jest - wstal znad biurka - No to chodźmy coś zjeść. Ja stawiam
 
Sam_u_raju jest offline  
Stary 02-11-2011, 17:29   #64
 
Gryf's Avatar
 
Reputacja: 1 Gryf ma wspaniałą reputacjęGryf ma wspaniałą reputacjęGryf ma wspaniałą reputacjęGryf ma wspaniałą reputacjęGryf ma wspaniałą reputacjęGryf ma wspaniałą reputacjęGryf ma wspaniałą reputacjęGryf ma wspaniałą reputacjęGryf ma wspaniałą reputacjęGryf ma wspaniałą reputacjęGryf ma wspaniałą reputację

On miesza ci w głowie, Charlie! Nie pozwól mu! Musisz sobie przypomnieć, słyszysz mnie, Charlie?! SŁYSZYSZ!?

Wszystko się popieprzyło. Człowiek był kotem. Kot był człowiekiem. Oba na raz w jednym miejscu. Nie tak kot to sobie wyobrażał. W odróżnieniu od kota aspirant Charles w ogóle sobie tego nie wyobrażał, więc aspirantowi Charlesowi wytłumaczono. Tłumaczyli mu, że powrócił jako kotołak, po tym jak opętał swoje domowe zwierzę - jedynego żywego świadka masakry na jego rodzinie. Wytłumaczono mu, że jego dusza zmusza ciało kota, do zmieniania się w ciało Charlesa i musi nad sobą panować, by kot nie wyrwał się spod kontroli. Charles nie za bardzo to rozumiał, bo miał wrażenie, że to właśnie on jest kotem, kot gada w jego głowie, kieruje jego ruchami, każe mu żreć padlinę i tuńczyka z puszki i srać do kuwety. Charlesowi spokojnie wytłumaczono, że to lekka forma psychozy postmortalnej i że to normalne w pierwszych miesiącach po powrocie.

Charles uwierzył.

...a kotu zasadniczo to zwisało, bo i tak wiedział swoje.

***

Amulet nie różnił się wiele od zwykłego wojskowego nieśmiertelnika. Kawałek blaszki na łańcuszku. Urzędniczka znudzonym gestem otwiera szufladę, wyciąga upragniony artefakt i wyciąga go w stronę Fostera. Ten łapie go, być może zbyt szybkim i chciwym ruchem, co z kolei powoduje, że urzędniczka nie zwalnia uchwytu. Przez chwilę oboje trzymają magiczną przepustkę w ręku patrząc sobie w oczy.

Gdy ona puści, Charlie Foster zostanie Ministerialnym Regulatorem.

Regulator Charlie Foster.

Regulator Charlie Plotkują-Że-Zjadłem-Swoją-Rodzinę Foster.

Regulator Charlie Za-Życia-Leczyłem-Się-Psychiatrycznie Foster.

Regulator Charlie Żyję-W-Ciele-Swojego-Domowego-Kota-i-Nie-Odróżniam-Wspomnień-Własnych-Od-Kocich Foster.

Ta scena miała w sobie coś symbolicznego. Podobna atmosfera musiała panować w gabinecie doktora Fausta, gdy składał parafkę pod cyrografem. Dwoje ludzi złączonych kawałkiem magicznej blaszki. Gdy jedno z nich puści, nie będzie już odwrotu. Urzędniczka ostatni raz przygląda się Fosterowi.

Facet jest dziwny. Coś w jego wyglądzie niepokoi, choć ciężko powiedzieć, co konkretnie. Młody, wysoki, przystojny, góra dwadzieścia parę lat - zupełnie jakby ludzkie ciało łaka uformowało się na podobieństwo raczej wyobrażeń o samym sobie, niż faktycznego wyglądu za życia. Włosy starannie zaczesane do tyłu i "przylizane" grubą warstwą żelu - prawdopodobnie bez tego zabiegu wyglądałyby jak kocia sierść. Strój... cóż, jak tysiące londyńczyków: dżinsy, skórzana kurtka, kolorowy T-Shirt.

Może nie chodzi o wygląd, ale o to coś w jego oczach... a może to przez te wszystkie plotki na jego temat. Naprawdę ciężko powiedzieć.

Kobieta zamyka oczy i podejmuje decyzję.

***

- ...Wcześniej był Regulatorem w Liverpoolu, więc pewnie szybko znajdziecie wspólny język. Pewnie kibicowaliście tej samej drużynie, może odwiedzaliście te same puby i takie tam. Teraz Dusty jest w terenie.

Irol obdarzył Kota szerokim uśmiechem. Najwyraźniej oczekiwał jakiegoś komentarza.

- Taaak.. wszyscy kochaliśmy nasz piękny Liverpool. - Nie czarujmy się. Kot nie wie, jak było z Dustym, ale wie, że sam w cholernym Liverpoolu nigdy nawet nie był, jeśli ma być szczery to nie ma pojęcia gdzie cholerny Liverpool leży. Kot podejrzewa, że "z Liverpoolu" są wszystkie nieumarłe męty, które jak Charles wolą się nie chwalić, że są bezdomnymi z Rewiru. Kot będzie milczał, potakiwał i skupi się na sprawie. Tak będzie najlepiej.

- Masz może jakieś pytania?

Kot pobieżnie kartuje raport starając się odsiać adresy i nazwiska z oceanu niezrozumiałych robaczków. Właściwie to ma pytanie. Musi mówić. Ładnie, gładko mówić jak Charles, nie jak kot.

- Jedno. Ten... Xaraf. Rozumiem, że coś spieprzył, ale zanim przejdzie pełną procedurę decyzji kadrowych miną wieki, a mi przydałby się tu i teraz. Choćby jako kierowca. Jest opcja, żebyśmy ruszyli, kiedy skończy raport?


- Jasne. Chciałem go tylko troszkę uspokoić. Wiesz. Przed chwilą zastrzelił kumpla z zespołu i zachowywał się jak dupek. - Irol mówi coraz głośniej, a na jego twarz powróciła purpura - Przydałaby się przynajmniej odrobina skruchy. Nie wazne, że kumpel ponoć oszalał i próbował rozszarpać go na strzępy. Ale był jednym z nas, jasna dupa! Jednym z nas.

Kot przygląda się człowiekowi ze zrozumieniem. Człowiek najwyraźniej przeżywał jakieś emocje i należało patrzeć ze zrozumieniem, bo tak robią ludzie. Kot ma w dupie i chce już w teren.

- Jasne. Słyszałem już plotki. Paskudna sprawa - Charles zbiera papiery ze stołu. - Mamy jakiś kontakt z Dustem?

- Niestety nie. Samochód z radiem mieli Hartman i Firebridge.

- Więc nie marnuję więcej czasu. Ktoś musi w końcu obwąchać miejsce zbrodni. - Kot wie co chciał wiedzieć, wychodzi.

***

Załatwił radiowóz, ułożył się na wygrzanym słońcem tylnym siedzeniu i spokojnie czekał, na swojego partnera - obwieszonego bronią faceta pachnącego prochem, krwią, szpitalem i arogancją. Dzień był przyjemnie gorący, a zadanie nie wydawało się, póki co, skomplikowane.

Kryminalistyka gówno znalazła. Charles pójdzie, obwącha, obczai. Zapachy są jak odciski palców.. zwłaszcza zapachy nieludzi, a już łaków w szczególności. Dzielnice też mają swoje zapachy. Czy miejscowe psy i koty byłyby tak głupie, by nie zamaskować śladów? Kot wątpi. Za dużo czasu przeżył na Rewirze. Sprawdzi.

A tymczasem pozostaje czekać na tego na "X". Oczy zaczęły Charlesowi przyjemnie ciążyć. Kocia natura ostatecznie wzięła górę. Tylko dziesięć minut...

On miesza ci w głowie, Charlie! Nie pozwól mu! Musisz sobie przypomnieć, słyszysz mnie, Charlie?! SŁYSZYSZ!?

Obudził się, zlany potem niemal dokładnie w momencie, gdy radiowóz podjechał do żółtej taśmy otaczającej miejsce zbrodni. Udało mu się nie wrzasnąć i uniknąć kompromitacji. Bez słowa wysiadł z wozu i ruszył do pracy.
 
__________________
Show must go on!

Ostatnio edytowane przez Gryf : 02-04-2012 o 19:01. Powód: dodanie pierwotnego avatara Charlesa Fostera
Gryf jest offline  
Stary 03-11-2011, 15:13   #65
 
hija's Avatar
 
Reputacja: 1 hija jest jak niezastąpione światło przewodniehija jest jak niezastąpione światło przewodniehija jest jak niezastąpione światło przewodniehija jest jak niezastąpione światło przewodniehija jest jak niezastąpione światło przewodniehija jest jak niezastąpione światło przewodniehija jest jak niezastąpione światło przewodniehija jest jak niezastąpione światło przewodniehija jest jak niezastąpione światło przewodniehija jest jak niezastąpione światło przewodniehija jest jak niezastąpione światło przewodnie
Wiadomość o śmierci Mike’a wprawiła ją w ponury nastrój. Zza ciemnych szkieł przyglądała się miotającemu kurwami na boki Triskettowi. Zostali już tylko oni. Z pierwszego składu ostali już tylko oni i Lola nie miała pojęcia jak interpretować ten fakt - czy powinna zastanowić się czy przypadkiem nie czuje na karku oddechu śmierci czy może powinna cieszyć, ze nawet z najgorszego gówna wychodzą wciąż cało?
Najpierw Cholerna heca z Mythosem, teraz to... no właśnie. Co właściwie? Te wszystkie zmasakrowane ciała... tego wcześniej nie było. Za czyimkolwiek śladem podążali - było to jeszcze bardziej drapieżne niż Mythos.

*

Było gorąco, nawet zbyt gorąco. Nie przeszkadzałoby mu to, gdyby w samych gatkach (albo i bez) ze śmiechem taplał się w wodzie. Zamiast tego mógł jedynie ściągnąć kurtkę i osłonić swe oczy okularami.
- Takim to dobrze - powiedział wskazując na odpoczywających - Życie jak w Madrycie. Może się przyłączymy? - Spojrzał niewinnie na Lolę i Garego.
- A wiesz, ze to nawet dobry pomysł? Weźmy rower i zajrzyjmy na tamta wysepkę. Jej głos brzmiał beztrosko, ale wpatrywała się w porastające brzeg chaszcze w skupieniu.
Zmarszczył brwi i skrzywił się, wiedział, iż Lola wyczuła dokładnie to samo co on, może nawet silniej. Instynkt podpowiadał mu by się tam nie pchać, ale ciekawość robiła swoje. - Wieje stamtąd śmiercią - stwierdził już poważniej - Może trupy też mają swój kurort - zażartował jednak po chwili po czym dodał jeszcze - Ok, zajrzyjmy tam.

Sceneria byłaby ciekawa, gdyby nie okoliczności. I Gary nie miał na myśli tutaj że jest wyubierany w kurtkę, koszulę i buty niezbyt nadające się do łażenia po piasku czy pedałowaniu na pieprzonym rowerku. Zerknął podejrzliwie na dwójkę “uduchowionych” czy czasami sobie jaj nie robią, ale widząc wpatrzony wzrok w wyspę, odpuścił. Wiadomość o śmierci Mike’a spowodowała że te cholerne śmiechy i atmosfera pikniku zaczynała mu działać na nerwy. Widok masakry druidzkiej farmy i … no łapy na kierownicy powodowały że zmysły regulatora były nastrojone na Defcon 3.
- Czyli co? Romantyczna wyprawa na wysepkę? - podszedł do Loli i od niechcenia objął ją w pasie, prezentując muskuły i swoją siłę. Ona zaczęła od tajnej broni i od wabienia latynoskim tyłeczkiem, ale on też wiedział co ją kręci. Śledztwo śledztwem, ale zakład był kurwa do wygrania.
Byłaby mu odpłaciła piękny za nadobne, ale płynące z teko maleńkiego kawałka lądu wibracje wprawiały całe jej ciało w rezonans. Czuła to aż u podstawy kręgosłupa, a to nie mogło oznaczać nic dobrego. Gary i zawarty w nim zakład będzie musiał zaczekać.
Później, wieczorem, zemści się na nim.


Dla trójki osób najlepszym rozwiązaniem wydawała się być większa łódź wiosłowa. Nie mieli tutaj motorówek, bo jezioro nie było aż tak duże, a na kajaku czy rowerze wodnym wyglądali by raczej idiotycznie.
Wypłynęli po kilku minutach, kiedy udało się dojść do porozumienia z włochatym tłuściochem - pracownikiem wypożyczalni. Łódź była solidna z kompozytów i laminatów. Dość szybko pokonywała dystans do wyspy.
Im bliżej jednak okalających ją drzew byli, tym jednak bardziej Lola i Shay wyczuwali złowrogą aurę miejsca. Była niezwykle silna. Niezwykle niepokojąca. Czuli ją niemalże jak fizyczny nacisk na ciało. Poza tym doszedł smród zbutwiałego drewna i zastałego mułu. Odór ryb i gnijącego mięsa. Jakby wyspę otaczał kokon tego smrodu odpychający, niczym cohronna bariera. Z trudem oddychali tą zawiesiną. Byli od wyspy o góra trzydzieści metrów, ale nadal widzieli tylko gęste szuwary i drzewa. Oraz odrapany rower wodny w zaroślach. Jednak każdy kolejny metr … był wyzwaniem. Mieli ochotę zawrócić, coraz silniejszą i trudniejszą do opanowania.

- Zawracamy? - wypalił nagle spoglądając na towarzyszy - Jeśli zaraz usłyszę motyw z Archiwum X to chyba się zleję. - Zerknął w kierunku wyspy. - Nawet nie chcę myśleć co tam siedzi.
Woda przed łodzią zagulgotała cicho, kilka metrów przed dziobem pojawiły się cuchnące bąble.
- Chyba już trochę za późno, żeby się rozmyślić - choć na jej czole perlił sie pot, jedynie ciemne oczy latynoski wyrażały napięcie. Delikatnie, dokładnie kontrolując sytuację, otoczyła rower polem ochronnym. - Garrry... sądzę, ze powinieneś wiosłować trrrochę szybciej. Na wodzie nie będziemy mieć szans.

Im bliżej wyspy byli, tym bardziej oczywistym się stawało, że taka emanacja śmierci, jaką wyczuwała Dolores i jaką wyczuwał Shay nie była niczym naturalnym. Podobnie Gary czuł, że jego wewnętrzny alarm szaleje. Dodając dwa do dwóch łatwo było się domyślić, ze na tym spłachetku lądu otoczonym wodą zapewne znajduje się ten sam demoniczny byt, który dokonał rzezi w siedzibie sekty. A oni płynęli na spotkanie chybotliwą łódką, kompletnie nie przygotowani do walki, nie wiedząc z czym przyjdzie im się zmierzyć. Taka strategia raczej nie przyniesie wiele dobrego.
Ale chyba było za późno by zawrócić. Chyba. Bąble na wodzie pojawiały się coraz większej i w większej ilości. Demon już zapewne dowiedział się o ich obecności. I bez dwóch zdań szykował niespodziankę.
 
__________________
Purple light in the canyon
That's where I long to be
With my three good companions
Just my rifle, my pony and me
hija jest offline  
Stary 03-11-2011, 18:12   #66
 
Ravanesh's Avatar
 
Reputacja: 1 Ravanesh ma wspaniałą reputacjęRavanesh ma wspaniałą reputacjęRavanesh ma wspaniałą reputacjęRavanesh ma wspaniałą reputacjęRavanesh ma wspaniałą reputacjęRavanesh ma wspaniałą reputacjęRavanesh ma wspaniałą reputacjęRavanesh ma wspaniałą reputacjęRavanesh ma wspaniałą reputacjęRavanesh ma wspaniałą reputacjęRavanesh ma wspaniałą reputację
Czekałam aż padnie TO pytanie i się nie doczekałam. Z jednej strony poczułam ulgę, że się nie muszę tłumaczyć Scottowi, ale z drugiej trochę się rozczarowałam. Facet naprawdę nie uznał za stosowne zapytać się, o co w tym wszystkim chodziło. W końcu, kiedy ostatnio widzieliśmy naghinię to babka rozpadła się na małe wężyki, które wyparowywały pod ciosami ostrz a teraz leżała prawie w całości na stole sekcyjnym. I nic. Odpuścił sobie czy po prostu nie zauważył sekwencji zdarzeń.

Szczegółowo zapisywałam sobie wnioski, które podczas sekcji wypunktowywała Amanda. Wiedziałam, że doktorka zrobi z tego solidny raport, ale chciałam mieć też swoje notatki. Musiało być ze mną naprawdę coś nie tak, bo nawet Nathan wyszedł z sali lekko blady a ja byłam tylko podekscytowana. Mogłabym się przyglądać temu przedstawieniu całkiem z bliska.

Egzekutor wyrwał do Amandy zanim zdążyłam go powstrzymać. Holcombs nie przepadała za tym, żeby ktoś ją zagadywał zanim oficjalnie skończy ona badanie. Stałam z boku i przysłuchiwałam się ich rozmowie i zaciskałam wargi żeby nie parsknąć śmiechem. Scott w rekordowo krótkim czasie zdołał podkurzyć Amandę, z czego chyba nie całkiem zdawał sobie sprawę, bo uśmiechnął się na koniec tej rozmowy. Za to jej mina była jak dla mnie nad wyraz oczywista. Posłała mi tylko współczujące spojrzenie i wróciła do swoich zajęć.

Wracaliśmy z piwnic na górę, kiedy Nathan nagle wypalił:

- Słuchaj Emma, źle zaczęliśmy naszą znajomość. Źle się pracuje, kiedy nie ma się do siebie, choć trochę zaufania. Cóż ja ze swojej strony przepraszam za kilka niepotrzebnych słów. Nathan Scott - wyciągnął rękę w moim kierunku.

Trochę mnie zatkało. Nie byłam w stanie przypomnieć sobie żadnych jego słów, które by mnie aż tak ubodły, żebym się za nie miała obrażać. Słów się nie obawiałam. Nigdy. Potrafiłam sobie z nimi radzić. Umiałam się przed nimi bronić. Mój brak zaufania względem jego osoby brał się tylko i wyłącznie z jego akcji przy piekielnym psie. To była moim zdaniem największa obsuwa Scotta podczas naszej krótkiej współpracy. Za to jednak nie przepraszał. Pytanie tylko czy za to dałoby się w jakiś sposób przeprosić?

Chwyciłam wyciągniętą dłoń i skoncentrowałam się żeby dobrać odpowiednie słowa. To było ważne, w końcu mogło zdecydować o naszej przyszłej współpracy.

- Nathan przecież dobrze wiesz, że to nie słowa a głównie czyny budują zaufanie. Nie musimy się lubić żeby razem pracować, ale muszę wiedzieć czy mogę na tobie polegać, bo ja z mojej strony zapewniam, że i ty i Laura możecie na mnie liczyć. To nadal tylko słowa, ale postaram się dowieść ich prawdziwości. A jak jest z tobą Nathan? Czy ja i Laura możemy liczyć na ciebie? – Zapytałam. Delikatnie, nie wprost, ale tak żeby zrozumiał czego od niego oczekiwałam.

- Możecie na mnie polegać - mówiąc to patrzył mi prosto w oczy, nie uciekał wzrokiem gdzieś w bok, więc musiał wierzyć w to, co powiedział.

- No to jesteśmy umówieni – powiedziałam lekko i puściłam jego rękę.

On obiecał a ja mu uwierzyłam. Teraz pozostawało mi poczekać do jego następnych działań i sprawdzenia w ten sposób czy dotrzyma obietnicy.
- Ciekawa sprawa z tą naghinią - Rzuciłam inny temat - teraz będziemy mieć pełen obraz i jeśli coś takiego znowu przypełznie do nas to będziemy lepiej przygotowani.

- Może to dziwnie zabrzmi, ale nie spodziewałem się, że oprócz hmmm podstawowych stworów jak zombie, łaki czy wampiry jeszcze coś nas może zaskoczyć. Emmo takich wynaturzeń mogą być setki. Weź jeszcze te animalistyczne loup garou, o których mówiła doktorka. Zajęcia w MRze powinni zacząć od lekcji “Gatunki rzadkie wśród potworów powstałych po fenomenie noworocznym” a nie od tych podstawowych. Pracuję z tobą zaledwie dwa dni a już widziałem naghini i korpusy animalistycznych łaków. Co jeszcze nas czeka?

Jeżeli jeszcze chwilę temu myślałam, że mnie zatkało to nie wiedziałam jak nazwać ten stan, w którym znalazłam się teraz. Patrzyłam na Scotta i widząc jego dojrzałą twarz i słysząc ten niski, głęboki głos zakładałam, że był on doświadczonym człowiekiem, doświadczonym przez życie, w jakim przyszło nam teraz żyć. Tymczasem okazało się, że facet był zdumiewająco naiwny w sprawach nadnaturalnego gówna, które nas otaczało. Nie pojmował skali zjawiska i tego, w jaki sposób odcisnęło na nas wszystkich swoje piętno.

- Nathan – Starałam się, aby mój ton był poważny, żeby zrozumiał, że to, co powiem teraz było niezmiernie istotne - tam są całe masy bytów i istot oprócz zombie, wampirów i łaków, całe masy, które tylko czyhają na nas, na ludzi a śmierć z ich rąk nie jest nawet najgorszym, co mogą nam zaofiarować. Mogą ukraść nam ciało, zdrowie, życie i najcenniejsze z tego, co posiadamy duszę.

Odetchnęłam powoli i zamilkłam wlepiając wzrok przed siebie. Nie chciałam go straszyć, ale taka była prawda.

- A co do animalistycznych łaków - powiedziałam po chwili - to nie uważam żebyśmy w tej sprawie mieli z nimi do czynienia. Nadal sądzę, że to zwykłe loup garou, które z jakiś powodów zatrzymano w momencie przemiany.

Amanda oparła swój wniosek na czyjejś relacji i nie widziała jeszcze ciał łaków na własne oczy, więc byłam przekonana do swoich pierwotnych spostrzeżeń.

- A i widziałam, że twój urok osobisty nieco zardzewiał skoro udało ci się zdenerwować Amandę, a naprawdę nie jest to prosta rzecz do zrobienia – postanowiłam jeszcze uświadomić Nathana w tej kwestii - a może to po prostu dar, który powinniśmy zacząć wykorzystywać w pracy – Mrugnęłam do niego znacząco.

Jak znasz dobrze swoje plusy i minusy to wszystko można wykorzystać, nawet własne wady. Egzekutor Nathan Scott szybki w zabijaniu łaków, wampirów i tym podobnych stworzeń, ale jeszcze szybszy w denerwowaniu kobiet pomiędzy dwudziestym a sześćdziesiątym rokiem życia. Nigdy nie wiadomo, co może się przydać dopóki ta chwila nie nadejdzie. Mogłabym poszczuć go na swoją matkę. Nie, nie dałby sobie rady.

- Jak już pewnie zauważyłaś mój urok osobisty jest zbliżony do widoku kilkuletniego zombi. Jest żaden. – Próbował zażartować, ale uśmiech po tych słowach wypadł blado - No dobrze dość o moim uroku. Zatem co według Ciebie zatrzymało te łaki w przejściowej formie? Jakiś rytuał? Silniejszy byt?

- To właśnie spróbujemy ustalić – odparłam.

Weszliśmy do pokoju i od razu zabraliśmy się do roboty dzieląc się materiałami sprawy. Mieliśmy już zdjęcia z miejsca przestępstwa i akta sprawy „Hałas” pozostawało tylko dolać sobie płynnej kofeiny do organizmu i zagłębić się w to wszystko, kiedy wparował Irol i zaczął coś przebąkiwać o pozostawieniu śledztwa.

Wprosiłam się, więc do jego gabinetu na małą pogawędkę. Musiał mieć wielu interesantów, bo fotel, w którym się zagłębiłam nadal był ciepły. Najwidoczniej udało mi się trafić w ten moment, kiedy miał chwilkę dla naszego zespołu.

- Chciałam z tym przyjść później do ciebie, ale skoro wyskoczyłeś z tym ukręcaniem sprawie łba to możemy odbyć tę rozmowę teraz. – Zaczęłam.

- Podczas pełnienia obowiązków służbowych zostaliśmy zaatakowani. – Powiedziałam bez ogródek.

- Przez kogo?

- Przez piekielnego psa.

- Nieźle. Dawno ich nie widziałem. Spiszesz raport na jutro, dobra.

- Ktoś zastawił tam pułapkę w postaci tego psa Riordan. Ktoś, kto znał się na rzeczy, jeśli idzie o sposób posługiwania się znakami okultystycznymi. Wybacz, ale moja pierwsza myśl była taka, że ten ktoś albo był Regulatorem albo czerpał ze źródełka wiedzy MRu. – W końcu wypowiedziałam na głos to, co od momentu ujrzenia tych znaków kłębiło mi się pod czaszką.

- Może tak być. Niczego nie można wykluczyć. Ale pamiętaj, że sporo ludzi, nie tylko w MRze zna się na przywołaniach i czarach. Coraz więcej. Powstaje nawet specjalny wydział, który ma łapać ludzkich czarowników, by nas odciążyć.

- Tak, tylko ze te symbole są tam już od jakiegoś czasu. Technicy mają ustalić, od jakiego. A teraz ktoś przeprowadził tam kolejny rytuał. Powiedziałabym, że to mógłby być zbieg okoliczności gdybym wierzyła w takie rzeczy. Ponieważ jednak nie wierzę zamierzam się dowiedzieć, co łączy jedno z drugim. Jeśli chcesz nam przyznać kolejną sprawę to spoko, ale nie odbieraj nam tej. Możemy ciągnąć dwie sprawy na raz, jeśli to konieczne.

- Jedna sprawa, jeden zespół. Takie są zasady regulaminu. Na razie, więc pracujcie nad tymi zabójstwami. Ufam twojemu nosu, Emma.

Zaczęłam się śmiać. Aż spłakałam się ze śmiechu. Przypomniało mi się jak podczas mojej pierwszego tygodnia pracy ciągnęliśmy w dwójkę z Russelem dwie sprawy naraz.

- A to dobre Irol, żarty się ciebie trzymają. Musiała ci się udać ta randka wczoraj, co?

- No ba.

- Posłuchaj, pogrzebiemy w śledztwie i jak zobaczę, że to nie nasza działka to odpuścimy i przydzielisz nam nową sprawę. Na chwilę obecną uważam, że powinniśmy się tym zająć.

- Yeap. To leć i pracuj.

- Się robi szefie.

Po drodze dowiedziałam się jeszcze, że dadzą nam pogadać z tym wampirem od sekty Kielicha, ale dopiero przed zmrokiem. Mina jednak mi zrzedła, kiedy dowiedziałam się, co już z nim robiono. Może się okazać, że Umarlak będzie w takim stanie, iż nie wykrztusi z siebie ani słowa.

Zdążyłam wśliznąć się do pokoju na czas, aby posłuchać jak Nathan streścił, o co chodziło w sprawie „Hałas”.

Grupka czarowników pokumała się z wampirami żeby szkodzić innym wampirom. Pozorowali ataki na ludzi starając się je przeprowadzać w taki sposób, aby winą za to obarczano inne wampiry, takie, które obwołały się sympatykami ludzi. Robili to na tyle umiejętnie i na tyle skutecznie, że MR wykonał pięć regulacji na „wrobionych” wampirach. Dopiero, kiedy w sprawę zaangażowała się osobiście dwójka baronów: Kantyk i Leokadia udało się namierzyć i dopaść grupę prowokatorów.

Ukryte pułapki magiczne były typowym atakiem tej grupy na inne wampiry lub Regulatorów. Zazwyczaj były to znaki przywołujące piekielne byty z dolnej półki, najsłabsze z demonicznych istot: piekielne ogary, w tym te trzygłowe, sukuby, abishaie. Słabsze istoty, ale i tak dość groźne rzecz jasna.
Wszyscy tworzący grupę Hałas zostali skazani na śmierć a wyroki wykonano. Jedynym wyjątkiem była niejaka Pauilna Brynther, której rola była nie do końca jasna. Paulina odsiadywała nadal swój wyrok. Wszystkie wampiry zamieszane w sprawę należały do Starej Krwi i używały przybranych imion, takich jak: Lycuferio, Satanerio, Dibolicus i Mefistanna. Prawdziwych imion nigdy nie udało się ustalić.

Paulina uniknęła śmierci tylko, dlatego że totalnie ześwirowała. Moim zdaniem któryś ze współspiskowców mógł jej zafundować to pomieszanie zmysłów żeby nie mogła zdradzić za wiele przesłuchującym ją osobom. Nie stanowiła jako człowiek aż takiego zagrożenia, więc wstrzymano egzekucję i poddano jej izolacji gdzie przebywała już od czterech lat. To tyle. Mieliśmy podane nazwiska Łowców, którzy prowadzili sprawę i gdyby zaistniała taka potrzeba mogliśmy ich znaleźć i pogadać o „Hałasie”.

Laura pokazała mi znaki z „Hałasu” i z naszej pułapki.

- Kilka zdjęć się zgadza, kilka jest różnych. Nie wiem czy dobrze kombinuję, ale do przywołania jakiejś istoty przez pułapkę magiczną ma zazwyczaj podobne zestawy znaków. Są chyba trochę uniwersalne? - Zapytała.

- Tak, są uniwersalne. Różnią się tylko sposobem wizualizacji, niewielkimi szczegółami w zależności od kręgu kulturowego, z jakiego pochodzą. A jeśli chcemy podrążyć sprawę “Hałas” to mamy, kogo o nią zapytać. – Nie musieliśmy szukać ani Regulatorów, ani gadać z wariatką - W końcu znalazło się uzasadnienie dla złożenia wizyty Kantykowi. – A on już na pewno będzie pamiętał szczegóły, jeśli się w tę sprawę wmieszał.
- Poszukajmy jeszcze czy technicy ustalili, kiedy rozrysowano znaki tej pułapki – dodałam, podeszłam do teczki ze sprawą “Trójkąt” i zaczęłam przeglądać nowo dostarczone dokumenty.

- A co z tym, co powiedział szef, nie mamy na razie dowodów, że cała sprawa skierowana była przeciwko ludziom. – Rzuciła Morales.

- Nie wiem jak ty – podniosłam na nią zdziwiony wzrok - ale ja się czuję w tak dużym stopniu człowiekiem, że będę twierdzić, iż ta sprawa została skierowana przeciwko ludziom. Ta pułapka podpada pod użycie zdolności nadnaturalnych niezgodnie z prawem. Poza tym gadałam z Irolem i póki, co pozostawił nas przy tej sprawie.

- Ok. – zgodziła się ze mną.

- Po przekartkowaniu tej sprawy Hałas coraz bardziej mi to wygląda na atak skierowany na MR, więc czy zginęły łaki czy nie, była próba zdzielenia nas przez łeb. Oprócz gadki z Kantykiem ciągniemy notkę z tym telefonem? Teraz uważam, że ktoś to zrobił celowo o tym bardziej chciałbym pójść tym tropem.

- A niech to! – Kompletnie zignorowałam słowa Egzekutora, bo znalazłam w papierach coś, co sprawiło, że zleciałabym z krzesła gdybym na nim siedziała.

- No to teraz mnie zagięli.- Przyznałam - Według techników te pseudookultystyczne napisy wykonano oczywiście w noc morderstwa, ale te drugie symbole, te, które wypaliły się na ścianach przyzywając psa piekielnego wymalowano około trzy dni wcześniej. Tylko trzy dni! Cholera. One nie były ukryte pod farbą. Wyrysowano je na niej, a kiedy się aktywowały po prostu wypaliły dziury na warstwach farby dogryzając się aż do ściany. - Pochyliłam się nad dokumentami upewniając się, że doczytałam wszystko na dany temat. Czyli to nie była jakaś obijająca się teraz czkawką zapomniana pułapka sprzed czterech lat. To było coś świeżego. Podniosłam głowę i spojrzałam na Morales i Scotta.
- Ale heca, no nie?

Laura spojrzała na mnie dziwnie. Chyba źle zinterpretowała moje słowa. Dziewczyna może i miała latynoskie korzenie, ale brytyjskie wychowanie wykorzeniło z niej wszelki południowy temperament. Większość zombie miała w sobie więcej życia.

- Czy dobrze zrozumiałam, ktoś zrobił te znaki, farbą sympatyczną, żebyśmy nie zobaczyli znaków przed aktywacją, a cała rzeź i znaki widoczne namalowano ot tak po prostu by zwrócić naszą uwagę na tamto miejsce? Zastanawia mnie jedno, gdybym to ja zakładała pułapkę na regulatorów nie zadawałabym sobie tyle trudu, a potem przywoływała pomniejsze zwierzątko piekielne. Wiedziałabym, że Egzekutor z zapleczem poradzi sobie z takim czymś. Albo ktoś spodziewał się, że rytuał przywoła coś większego, albo miało to zwrócić tylko naszą uwagę i skierować ją na kogoś. Lub miało odwrócić naszą uwagę od czegoś znacznie większego. Wiem, że to tylko dywagacje, ale czegoś brakuje w tej układance. – Rozpędziła się dziewczyna snując swoje teorie.

Moim zdaniem bardzo wielu rzeczy brakowało w tej układance. Choćby kilku głów na początek.

- Nie wiemy, jaki jest związek pomiędzy znakami od pułapki a tymi z czasu zabójstwa, więc nie możemy zakładać, że pokrojenie łaków miało na celu tylko przyciągnięcie uwagi. Zresztą nie wiemy nawet czy to ci sami robili jedne znaki i drugie. Gdybym jednak miała zgadywać to założyłabym, że nie. Znaki z pułapki robił ktoś, kto się na tym znał a te drugie to kompletny chłam.- Wzruszyłam ramionami - Poza tym pozostaje pytanie, dlaczego dopiero twój rytuał Lauro uruchomił pułapkę a cały ten bajzel, który zrobili tam wcześniej z loup garou nic nie wywołał?

- Może pułapka miała być aktywowana konkretnym działaniem. Ale jeśli obie sytuacje nie maja ze sobą nic wspólnego, jakie jest prawdopodobieństwo, że odbyły się w jednym miejscu i jeszcze my się tam zjawiliśmy. To się kupy nie trzyma. Trzeba odwiedzić ten lokal i pogadać z loup-garou tam zatrudnionymi, jako ochroniarze powinni zauważyć, kto został w knajpie po zamknięciu, ale wolałabym pogadać z nimi na raz, żeby nie mieli możliwości się kontaktować. Reakcje mówią więcej niż słowa. Co o tym sądzicie? Od razu zobaczymy gdzie jest telefon. – Stwierdziła rzecz, o której mówiłam już dawno temu - Szkoda, że nie można sprawdzić połączeń jak kiedyś, żeby mieć pewność ze rzeczywiście ktoś dzwonił właśnie z tego lokalu do komisariatu, a nie tylko powiedział ze z niego dzwoni i miało nas to zmylić.

- Nie jestem żadnym ekspertem w tej dziedzinie, ale wydaje mi się, że można sprawdzić to połączenie. – Zaoponowałam.

Zaraz, zaraz. Czy nie tym się między innymi zajmowała policja? Gdzie ty wcześniej pracowałaś dziewczyno? Albo, kiedy to było? Zanim Bell pomyślał o tym, aby połączyć głośnik z mikrofonem?

- Nie będę ukrywał, że się trochę pogmatwałem w tym wszystkim. No, ale nie ważne, przeanalizuje to sobie dokładnie w wolniejszej chwili. Jakie mamy plany na resztę dzisiejszego dnia, nocy? – Egzekutor szukał pomocy, więc pospieszyłam z wyjaśnieniami.

- Za większość rzeczy będziemy się mogli zabrać dopiero pod wieczór: sprawdzenie lokalu i rozmowa z łakami, rozmowa z wampirem od sekty kielicha, ewentualna rozmowa z Kantykiem. Teraz proponuję pójść na obiad, potem wrócić tutaj, popracować nad raportami, zobaczyć czy wtedy będą już wyniki sekcji łaków. A potem może będzie już pora żeby podjechać do tej Orchidei.

- Dobra, plan jest – Scott ruszył się zza biurka - No to chodźmy coś zjeść. Ja stawiam. - Musiał już niecierpliwie czekać na hasło: obiad, bo był skłonny wszystkim go zafundować.
Ach ci Egzekutorzy i ich kaloryczne zapotrzebowanie.
 
Ravanesh jest offline  
Stary 04-11-2011, 11:52   #67
 
Armiel's Avatar
 
Reputacja: 1 Armiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputację
CG LAWRENCE


CG wydawało się, że spędziła w podziemiach londyńskiego metra więcej czasu, ale kiedy wyszła na zalewaną promieniami słonecznego światła powierzchnię, okazało się, że jest dopiero południe, co radośnie obwieściły dzwony na pobliskich katedrach i kościołach.

Przez chwilę ich dźwięk wypełnił aleje i uliczki Londynu wibrującą falą dźwięków.
W jakiś sposób to chaotyczne dzwonienie wypełniało Lawrence siłą. Dodawało jej pewności siebie i sprężystości krokom. Jakby dźwięk dzwonów spłukiwał z niej zmęczenie, oczyszczał umysł z nadmiaru zmartwień, budził lekko euforyczny nastrój. Miała ochotę zacząć podskakiwać, jak mała dziewczyna z ramionami wzniesionymi do słońca.

To, ze nie miała pieniędzy, mieszkania, że żyła z jakiegoś niewytłumaczalnego powodu nie liczyło się. Liczyła się jedynie ta chwila, ten moment. Liczyły się wprawiające w wibrację całe jej ciało dźwięki dzwonów. Dźwięki, które cichły, które przebrzmiewały, które ustępowały miejsca normalnym odgłosom miasta – warkotowi silników, gwarowi rozmów, śmiechom i gwizdkom policjantów sterujących ruchem.

Kiedy dźwięki dzwonów przebrzmiały całkowicie CG zorientowała się, że stoi przed znanej wszystkim londyńczykom budowli. Katedrze Westministerskiej.



Jakby ten wybudowany w bizantyjskim stylu obiekt sakralny przyciągnął ją w to miejsce dźwiękiem dzwonów.


GRUPA BARANEK



GARY TRISKETT, DOLORES RUIZ, SHAY KEANE



Woda koło wynajętej łódki wyglądała tak, jakby ktoś zagotował jezioro. Wokół nich na do tej pory spokojnej powierzchni pojawiały się pękające i cuchnące bąble. Toń zrobiła się zamulona, a kilka zdechłych ryb wypłynęło do góry brzuchem.

Gary podjął decyzję. Zaczął wiosłować w przeciwną od wyspy stronę. Wycofywać się, byle dalej od przeklętej wyspy. To, co czaiło się na tym spłachetku lądu na środku jeziora było na pewno za potężnym wrogiem dla nieprzygotowanej do starcia grupy łowców.

Uderzenie w dno łodzi było tak silne i tak niespodziewane, że łajba aż podskoczyła w górę, by po chwili z pluskiem zderzyć się z powierzchnią jeziora. Tylko cudem nikt nie wypadł za burtę. Woda jednak przelała się do środka.

Kolejne rąbnięcie było już mniej zaskakujące, ale dużo bardziej silne. Jedno z wioseł wypadło z dulki, łódź obróciła się w powietrzu i ponownie rąbnęła w wodę. Tym razem nie wszyscy mieli odpowiednią ilość szczęścia. Shay nie zdołał utrzymać się na pokładzie i znalazł za burtą.

Łódź chwilę kołysała się na wodzie, nim uspokoiła się na tyle, że pozostała dwójka mogła rozpocząć jakieś manewry. Z niepokojem dostrzegli dziurę w kompozytowym dnie, przez którą woda wlewała się do środka łodzi. Pęknięcie nie było zbyt duże, wiec zatonięcie w jakimś szybki tempie raczej im nie groziło.

Spojrzeli za siebie, gdzie kilka metrów od łodzi wynurzył się Kane. Jaws Theme Song - YouTube Egzorcysta prychał i parskał próbując złapać oddech. Dolores i Gary wyraźnie widzieli, jak za plecami nowego członka ich zespołu pojawia się wyraźna fala jakby jakaś istota płynęła nabierając tempa pod powierzchnią wody na wyrzuconego za burtę nieszczęśnika. Była o jakieś dziesięć, może troszkę więcej metrów i przyśpieszała.

Ale nie tylko to przykuło uwagę łowców. Nad wyspą pojawiła się, bowiem dziwna, zielona łuna. Wirujący kłąb czegoś, co mogło być jedynie ektoplazmatyczną, duchową masą, zwijającą się wstęgami nad wierzchołkami drzew.

Wyglądało to tak, jakby nad wysepką właśnie zaczęło ... rosnąć duchowe drzewo. Gary i Dolores zadrżeli. Mieli bardzo złe wspomnienia związane z nieznanymi, piekielnymi roślinami.

Gdzieś z oddali usłyszeli bicie w dzwony. Nie wiadomo dlaczego, lecz stanął im w myślach cytat z Hemingwaya

„Nigdy nie pytaj, komu bije dzwon. Bije on tobie”.


GRUPA ISKRA



XARAF FIREBRIDGE, CHARLES FOSTER


Xaraf prowadził pewnie i na miejsce, gdzie rozwleczono trójkę skinów – podpalaczy. Tym razem obyło się bez incydentów z udziałem pędzących ciężarówek, tracących kontrolę łaków i innych niespodzianek. Firebridge musiał jednak zrobić mały objazd, bo z powodu ataku na ambasadę policja i MR odcięły ulicę.

Przez całą drogę Charles spał, co nawet odpowiadało małomównemu i niezbyt dobremu w relacjach międzyludzkich Xarafowi.

Ulica tonęła w słonecznych promieniach. Tuż obok miejsca zbrodni rozciągał się zapuszczony park. Charles wyraźnie wyczuwał oznaki bytności loup – garou na tym terenie. W większości ... kocie, ale także innych zwierząt. W każdym razie park, jako swoje terytorium, traktowała spora gromadka zmiennokształtnych. Kot liczył na to, że człowiek ma plan. I miał. Dość prosty i opierający się na „środkach perswazji bezpośredniej”.

Po kilku nieudanych próbach wyciągnięcia z ludzi w zasięgu wzroku informacji po dobroci, Xaraf odszukał jakiegoś bezdomnego siedzącego na zdewastowanej ławce w parku i zaczął siłą wyciągać z niego wiadomości, o spalonym zombiaku i loup – garou, który mógł załatwić jego oprawców. Xaraf bił tak, by nie zostawić śladów, ale tak, by bezdomnego to bolało. Charles nawet to rozumiał – chodziło o zaznaczenie swojej pozycji, a w zwierzęcym stadzie siła decydowała o pozycji w hierarchii.

Bezdomny jednak niewiele wiedział. Podał jedynie imię, które i tak słyszeli na odprawie. Cameron zwany też, Baliffem. Jeśli ktokolwiek coś wie, to przywódca miejscowych Zmiennych.

Xaraf walnął go, profilaktycznie, raz jeszcze i chciał udać się na poszukiwanie Camerona, który faktycznie dawał największą szansę na zdobycie informacji. Reszta „miejscowych” tak się go obawiała, że zapewne nie powiedziałaby słowa, bez zgody szefa łaków.

Nie musiał długo szukać. To Cameron znalazł ich.

Wyszedł z zarośli, a towarzysząca mu energia i moc loup – garou od razu uświadomiła Fosterowi, że Baliff jest dominantem. I to wściekłym dominantem. Wyczuwał w nim lwa. Lwa gotowego uwolnić w jedną chwilę swoją moc. Xaraf też wyczuwał zagrożenie – i to poważne. Mina zbliżającego się człowieka wskazywała, że jest nieźle wkurwiony. Xaraf znał tą twarz ze zdjęcia z materiałów przekazanych im na odprawie.



Charles wiedział, że nawet we dwójkę nie mają za bardzo szansy w bezpośrednim starciu z tak starym i doświadczonym loup – garou. Zmiennokształtny nie był sam, z czego chyba Xaraf nie bardzo zdawał sobie sprawę. W zaroślach wokół nich Kot wyczuwał jeszcze czworo loup – garou. Faktycznie. Dominant miał poparcie swojej kolonii. I to spore,

- Co ty, kurwa, robisz człowieku – półnagi mięśniak warknął groźnie. – Nie wiesz, kurwa, człowieku, że ludzie w tym parku są pod moją ochroną?!

Zatrzymał się w odległości jednego skoku, napinając mięśnie, gotów do walki.

- Chcesz wpierdol!? – najwyraźniej potencjalne negocjacje uzyskały dodatkowy poziom komplikacji.

Baliff wyraźnie traktował bicie bezdomnych w parku bardzo osobiście. Możliwe nawet, że tak osobiście, że spalenie zombiaka spowodowałoby z jego strony atak na sprawców? Czyżby prowokacyjne zachowanie Xarafa wystawiło im winowajcę, czy też była to naturalna reakcja Camerona na prześladowanie jego „podopiecznego”, jak nazwał „przesłuchanego” przez Xarafa bezdomnego.


RUSSEL CAINE


W tę i z powrotem. Jak jakiś włochatostopy ludek z książki mistrza angielskiej literatury. Tak się czuł teraz Russel pędzący ulicami Londynu na miejsce gdzie nieznany mu łak rozszarpał skinów.

Jechał dynamicznie, na tyle, na ile pozwalały warunki. Nie przejmował się przepisami. W pewnym momencie w Londynie rozdzwoniły się dzwony. Ich dźwięk rozbijał się o jego czaszkę, niczym fale przyboju o przybrzeżne skały.

Głowa rozbolała go straszliwie. Miał wrażenie, że dźwięk dzwonów rozwala mu czaszkę na kawałki. O mało nie stracił panowania nad samochodem. W ostatniej dosłownie chwili zatrzymał auto przy krawężniku.

DING! – czaszka pękała mu na kawałki – DONG! – znów scaliła się w jedną chaotyczną całość. DING! – kolejne pęknięcie! DONG! Kolejne zrośnięcie.

Drżącą ręką sięgnął po tabletki przeciwbólowe. Chyba jęknął boleśnie. Szyby w samochodzie pokryła pajęczyna pęknięć.

DING! DONG!


Krzyknął otwierając pojemniczek z lekami.

Szkło wypchnięte niekontrolowanym przepływem jego mocy poleciało na zewnątrz samochodu zasypując wszystko wokół migoczącymi drobinkami.

DING! DONG!

Dzwony przebrzmiewały. A może to tabletki zaczęły działać. Nie! Nie tak szybko.

Caine rozejrzał się wokół zmętniałym wzrokiem. Widział gapiów wskazujących jego samochód palcem. I widział coś jeszcze. Jakiś dziwaczny, kłębiący się nad nimi miazmat. Niczym parujący z ich ciał ciemny, pełen zawirowań dym.

Zjawisko trwało tylko chwilę, ale pozostawiło po sobie spory niepokój.

Pochodzące z lat osiemdziesiątych ubiegłego stulecia radio zamontowane w służbowym samochodzie włączyło się niespodziewanie wypełniając kabinę szmerami, szeptami, duchowym szumem tak dobrze znanym wszystkim po Fenomenie Noworocznym.

Ale nie tylko.

Caine usłyszał coś jeszcze. Cichy, dziewczęcy głosik deklamujący jakiś wiersz.

Rozkołysane w grozy jęk, w ryk rozszalałe dzwony huczą!
A każdy huk spiżowych płuc bucha brzemienny krwawą tuczą!
Morze dymiącej, spiekłej krwi rozlewa w krąg odmęty błotne,
Które sięgają już mych ust, jak węże śliskie i wilgotne!
Huk każdy ciosem wali w skroń, zbolałą skroń rozmiażdżą, stłuczą!
Rozkołysane w grozy jęk, w ryk rozszalałe dzwony huczą!


Jego słowa niepokoiły. Radio ucichło tak samo nagle, jak się włączyło.



GRUPA TRÓJKĄT



LAURA MORALEZ, NATHAN SCOTT, EMMA HARCOURT



Lunch zjedli w pobliżu Ministerstwa, w lokalu, który dawał zniżki na legitymację MRu.
Serwowano tam jedzenie z różnych zakątków świata – włoskie, indyjskie czy chińskie, ale również posiłki typowej kuchni angielskiej, więc każde z nich mogło zamówić to, co im akurat pasowało.

Powszechnie uważano, że wspólne posiłki integrują ludzi. Mieli nadzieję, że tak będzie, ale posiłek przebiegł w dość niezręcznej atmosferze. Nie byli w nastroju do żartów, a rozmowa o pracy przy stole raczej się „nie kleiła”. No, ale przynajmniej, kiedy opuszczali lokal mieli pełne żołądki i nieco lepsze nastroje.

Po powrocie do biura okazało się, że w prosektorium nie próżnowali i na ich biurkach leżały „jeszcze ciepłe” raporty z sekcji znalezionych w piwnicy zwłok.

Z raportów wynikało jasno, że cała trójka była ... ludźmi. Zmiany w ciele spowodowane były „częstym przyjmowaniem krwi nieznanego pochodzenia”. Wstępna analiza pobranych próbek sugeruje, że jest to krew „nieznanego odłamu faerie, demona lub potężnego loup – garou”. Kolejny fragment raportu informował, że „krew ta była często przyjmowana przez wszystkie trzy ofiary”.

Co więcej. Sprawcą dekapitacji był ktoś o naprawdę imponującej sile. Nie użyto srebra, a ciecie było „czyste i pojedyncze”, co „wskazywało nie tylko na ogromną, nadludzką siłę, ale także doskonałą technikę”. Z ran pobrano drobinki metalu. Ze wstępnych ustaleń wynika, że broń była wykonana z ... brązu!

Cała trójka zabitych miała charakterystyczne tatuaże na stopach.



Symbol skorpiona. Znak dobrze znany analitykom MRu. I każdemu, kto zajmował się dealerką nadnaturalnej krwi.

Tak swoich „żołnierzy” oznaczał jeden z niebezpieczniejszych gangów zajmujących się tym procederem. Śmiertelnych Skorpionów. Gang był liczny, dobrze zorganizowany i jak pisano w mediach i podejrzewano kontrolował ponad połowę „rynku krwi” w Londynie. Policja, co rusz natykała się na sprawy, w których „umoczone” były kolejne pionki gangu. Śmiertelne Skorpiony działały na dzielnicach imigrantów, robotników z manufaktur na dość niskich warstwach społecznych. Bogatszych w krew nadnaturali zaopatrywała londyńska mafia, która dość szybko w tym nowym specyfiku zobaczyła lukratywny biznes.

Sprawa bez wątpienia podlegała im. Role się chyba odwróciły. Wyglądało na to, że „likwidacji” żołnierzy Śmiertelnych Skorpionów dokonał jakiś Martwy lub ktoś, kto dysponował podobną nadludzką siłą. Ofiarami byli ludzie. Zatem MR musiał to wyjaśnić. Tylko jedna rzecz nie dawała spokoju. Skąd w takim przypadku i po co ktoś zastawiał magiczną pułapkę? To nie miało za bardzo sensu.
 

Ostatnio edytowane przez Armiel : 04-11-2011 o 13:28.
Armiel jest offline  
Stary 09-11-2011, 16:34   #68
 
liliel's Avatar
 
Reputacja: 1 liliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputację
CG nie była pewna źródła swojego podekscytowania. Czuła, że usta same wywijają się w uśmiechu a stopy wesoło podrygują podczas marszu. Chciało się zapytać: co jest kurwa? Jestem CG Lawrence. Nie szczerze się bez powodu. To coś... wypływało z niej jakby mimo woli, pozostawało nieczułe na jej wypracowany przez lata rzeczowy charakter.
Te dzwony. To mógł być powód. Sama posługiwała się dźwiękami by wpływać na metafizyczne byty, dlaczego ktoś nie miałby użyć kościelnej wieży aby wpłynąć na żywych. Czy też martwych. Czy półżywych.... Jasna cholera, Lawrence popadasz w paranoję.

Mimo to imponujący wibrujący dźwięk wydał jej się ważny. Nastroił ją jak muzyk nastraja instrument. Wpłynął na samopoczucie. Nie miała powodów do głupiej beztroskiej radości a jednak się cieszyła. Z czego u diabła? Była martwa, nie miała pieniędzy ani pojęcia jakie demon wyznaczył jej zadanie. Ponadto chciało jej się pić i bolały ją nogi.

Ruszyła ku chłodnym murom katedry z dość sceptycznym nastawieniem.
W myślach wyraziła jeszcze nadzieję, że nie spłonie na popiół kiedy tylko stanie w progu bożego przybytku. Bądź co bądź była własnością demona a one i Wszechmogący chyba za sobą nie przepadali.
Pchnęła potężne drzwi i weszła do środka.

Westminster Cathedral od środka wydawało się jeszcze bardziej monumentalne i imponujące niż z zewnątrz. Wysokie sklepienie, kolorowe witraże i podniosła uduchowiona atmosfera. Przynajmniej dla tej gromadki osób, które siedziały pogrążone w modlitwie. CG czuła się w zasadzie jakby przyszła do urzędu. Formalnie i zawodowo.

Przy wejściu żebrał bezdomny, od którego wyczuwa powiew Śmierci. Był na tyle nowy, ze ludzie mogli tego nie dostrzegać.

- Hej - CG przykucnęła przy mężczyźnie. - Zawsze tu walą w dzwonki o niepełnych godzinach?
- Noo. Daj funciaka, ładna pani.
- Pewnie ciężko ci w to uwierzyć - Lawrence usiadła przy ścianie obok bezdomnego. Mocna mieszanka woni wszelakich i niekoniecznie przyjemnych uderzyła w nozdrza - ale nie mam nawet pensa. Dawno ci się zmarło?
- Zmarło? Zmarło... - życzliwa twarz stała się mniej życzliwa, przebiegł przez nią grymas niechęci i strachu. - Idź sobie, dobrze.... Nie chcę kłopotów.
- No to odpowiedz na moje pytanie. Jest jakiś szczególny powód dlaczego właśnie biły dzwony? Chyba w kościołach biją o pełnych godzinach?
- Nie wiem. Myślałem, że to jakieś święto, czy coś.Biły, to biły - wzruszył ramionami w geście bezradności. - Widocznie powinny bić.
- Ok - CG wstała i skinęła na żebraka. - Poszukam kogoś z obsługi. Swoją drogą... Lepiej nie wychodź teraz za dnia poza te chłodne mury. Zaczniesz szybciej gnić.
Wzdrygnął się, ale na twarz powrócił mu ten przyjazny wyraz i smutek.
- Dzięki - rzucił za CG smutnym tonem.
Poszła przed siebie. Szpilki dudniły jakoś niestosownie kiedy przemierzała całą długość kościoła. Odnalazła zakrystię z zamiarem odszukania kogoś w czarnej sukience.
Drzwi jednak okazały się być zamknięte.

CG ruszyła w stronę konfesjonałów. Szczęśliwie jeden z nich miał w środku zawartość w postaci młodego księdza o skupionej twarzy. Przyklęknęła po jednej stronie na drewnianym stopniu i szepnęła w kratkę lekko ściszonym tonem:
- Mogę?
- Oczywiście - odpowiedział szept.
- Teraz chyba jest ten moment kiedy powinnam wyznać swoje grzechy - zwyczajowa nutka ironii wkradła się do jej głosu - Ale chyba zeszłoby nam na tym za dużo czasu. Wymienię więc najważniejszy. Tak się składa, że przez moją pazerność a może chęć normalnej egzystencji pozbawionej bólu i strachu przerżnęłam moją duszę w karty. Dość zabawne jak się o tym mówi, prawda? Ale generalnie rzecz ujmując to nie o tym chciałam rozmawiać. Mamy dziś jakieś święto? Dlaczego walicie w dzwony o niepełnej godzinie?
- Dzisiaj, przed godziną, w Watykanie zmarła głowa kościoła katolickiego. Nasz kościół jest katolicki, nie anglikański, ale i one się przyłączyły do tego smutnego uhonorowania odejścia papieża Benedykta XVII. Dlatego zadzwoniono w każdym kościele.

- No to rzeczywiście się podziało - CG zamilkła na chwilę zastanawiając się czy to nie jakiś pierwszy z klocków domina, który pociągnie za sobą kolejne zdarzenia. Zdarzenia na które podświadomie czekała - Wiadomo co było przyczyną?
- Ojciec święty miał osiemdziesiąt dziewięć lat. Jak pani myśli, co mogło być przyczyną?
- Może starość. A może coś zupełnie innego. Osobiście za rzadko spotykałam się z naturalnymi przyczynami zgonów i może dlatego ciężki mi w to uwierzyć. Tak czy inaczej, dziękuję za odpowiedź. I ... jak to szło? Szczęść boże?
Zaczęła wstawać.
- Aha... - opadła jeszcze na moment na jedno kolano. - Czysto hipotetycznie.... zastanawialiście się kiedyś co by się stało gdyby ktoś taki jak on... wrócił? Musiał cechować się bardzo wysoką energią duchową... - zastanowiła się na moment czy aby nie szuka na siłę punktu zaczepienia. Gdzie Watykan a gdzie Londyn. Jaki może mieć na nich wpływ śmierć kogoś z drugiego końca Europy.
- Czy jest powszechnie wiadomo czy papież dysponował jakąś... mocą? Wielu księży pracuje choćby w Ministerstwie. Moc leczenia i takie tam. Oczywiście wszystko w duchu boskiej poprawności.

Jak by nie patrzeć papież to taka wypasiona forma ojczulka. Z drugiej strony nie każdy ksiądz ma nadnaturalne zdolności łowców ale w ich przypadku wiąże się to chyba z wiarą, a kto mógłby mieć ją większą od papieża.
- Idź w pokoju, dziecko. - głos po przeciwnej stronie konfesjonału nieco stwardniał. To chyba oznaczało, że duchowny nie ma zamiaru wyjawiać jej jakikolwiek informacji. W sumie był tutaj dla spowiedzi. Nie by udzielać informacji dziwnej, pytającej nie wiadomo czemu o takie sprawy, kobiecie.
- Nie mogę powiedzieć, że był ksiądz specjalnie pomocny - wreszcie zdecydowała się pożegnać. - I rozgrzeszenia pewnie też nie dostanę?
Skinęła głową i skierowała się do wyjścia mrucząc pod nosem.
- A później się dziwią, że ludzie są niewierzący...

Na zewnątrz znów uderzyła w nią fala upału. Słońce prażyło i oślepiało ale w jakiś sposób było to dla CG miłe. Szum miasta też był miły. Zapełniał ciszę. Ciszę, której podświadomie się bała. Czy to właśnie tak wygląda? Śmierć? Ciemność i cisza? I dlatego te dwa przeciwstawne do nich bodźce tak ją cieszą? Pewnie nigdy się nie dowie.

Rozglądała się leniwie, bo w zasadzie musiała zabić czas do wieczora - do wyznaczonej godziny spotkania. Nie miała pieniędzy, więc niewiele mogła zrobić, poza spacerem czy wysiadywaniem na ławce. Niedaleko w zabytkowej fontannie pluskały się dzieciaki. No tak. Wakacje. Beztroska. Nawet w tym szalonym świecie. Obok, ledwie widoczny w świetle dnia, manifestował się Bezcielesny. Chłopiec, z pozbawioną oczu twarz zwróconą ku swoich rówieśników jakby był świadomy ich obecności. Czy odczuwał żal? Czy po porstu był tam i … istniał?

Znów te dziwne pytania. Jakby dzwony otworzyły w CG jakiś kanał, którym teraz płynęły natrętne, niemalże obce, myśli....

A może.....

I wtedy ją zobaczyła. Dziewczynę ubraną jak ghotka lub miłośniczka kłów.

Stała po drugiej stronie ulicy, w cieniu bramy i jakieś przeczucie mówiło CG że dziewczyna ją obserwuje. Natrętnie i bezczelnie. Jej mina wyrażała coś na kształt głodu lub podobnych emocji. A CG czuła się jak soczysty stek na podgrzewanym talerzu. “Gotowa do spożycia.”

Coś w dziewczynie niepokoiło Lawrence i postawiło na sztorc włoski na karku i przedramionach. Jakby … skądś ją znała .

CG ruszyła za gothką ale ta widząc poruszenie od razu wycofała się wgłąb bramy i dalej podwórza. Lawrence weszła tam kierowana szybkim tempem wystukiwanych kroków.

To było obskurne miejsce. Kostka brukowa lata świetności miała już dawno za sobą, fasada kamienicy dosłownie rozsypywała się w proch a w oknach brakowało niektórych szyb.
Ghotka stała przy starej kanapie, którą ktoś wystawił przed wątpliwej urody, zawalony starymi oponami skwerek. Dziewczyna odwróciła się twarzą w stronę CG. Uśmiechnęła się zimno i złośliwie.

- Nie uciekniesz nam - krzyknęła. Po czym odbiła się od ziemi i … z odgłosem przypominającym furkot niewidzialnych skrzydeł …. wskoczyła na dach czteropiętrowej kamienicy. - Nie ukryjesz się nigdzie, gdy nadejdzie pora żniw.

Nie sposób było ukryć zdziwienia. CG nie czuła od nieznajomej emanacji śmierci co znaczyło, iż nie jest łakiem ani wampirem. Skąd więc taka nadludzka zręczność?
- Wam czyli komu? - była regulatorka krzyknęła nie spuszczając oczu z sylwetki stojącej na krawędzi dachu. - Mogłabyś was przedstawić żebym wiedziała komu zalazłam za skórę?

Lecz tamta nie odpowiedziała. Z obłąkańczym śmiechem zniknęła poza krawędzią dachu.
- Super - mruknęła CG nawet beznamiętnie i odpaliła papierosa. Ten dzień napełnił ją rozdrażnieniem. Obawiała się spotkania z Ruiz i Triskettem. Jej siła spokoju była mocno nadszarpnięta a jeśli Latynoska będzie robić aferę to CG mogą puścić nerwy. Nie lubiła tracić nad sobą panowania ale czuła, że może to nastąpić. I myśl ta nic a nic jej się podobała.
 

Ostatnio edytowane przez liliel : 31-01-2012 o 10:30.
liliel jest offline  
Stary 10-11-2011, 18:14   #69
 
SWAT's Avatar
 
Reputacja: 1 SWAT ma wspaniałą reputacjęSWAT ma wspaniałą reputacjęSWAT ma wspaniałą reputacjęSWAT ma wspaniałą reputacjęSWAT ma wspaniałą reputacjęSWAT ma wspaniałą reputacjęSWAT ma wspaniałą reputacjęSWAT ma wspaniałą reputacjęSWAT ma wspaniałą reputacjęSWAT ma wspaniałą reputacjęSWAT ma wspaniałą reputację
- Co ty, kurwa, robisz człowieku – półnagi mięśniak warknął groźnie – Nie wiesz, kurwa, człowieku, że ludzie w tym parku są pod moją ochroną?!
Zatrzymał się w odległości jednego skoku, napinając mięśnie, gotów do walki.
- Chcesz wpierdol!? – najwyraźniej potencjalne negocjacje uzyskały dodatkowy poziom komplikacji.

Xaraf zmierzył wzrokiem loupa. Brzydki jak noc, śmierdzący jak gówno i do tego upierdliwy. Xaraf wiedział jak to się skończy i był gotowy na to, aby, w momencie skoku uwolnić maksymalnie dużo adrenaliny. Choć przeczuwał, że walka z przeciwnikiem tego pokroju może się dla niego skończyć nad wyraz marnie. Wręcz śmiercią, mimo wszystko nie miał zamiaru najmniejszego ustąpić. Napiął mięśnie oraz odpiął klips na kaburze do pistoletu Desert Eagle. Podczas lotu łak był najbardziej podatny na kule, chyba że z tyłka wyrosną mu lotki i zmieni kierunek lotu.
- Uważaj na słowa, psi synu, czy czym ty kurwa jesteś. Mówisz do Egzekutora - Xaraf pstryknął w plakietkę wiszącą przy kieszonce kamizelki - ale skoro sam tu przylazłeś, to mnie bardzo cieszy, Cameron.

- Zatem, panie Egzekutorze, proszę podać numer służbowy, bo Adam ma zamiar panu wytoczyć proces karny o pobicie, a Stephen, Lodi, Zerkan i kilkunastu innych potwierdzą. Użycie siły przez egzekutora na zwykłym człowieku. Pewnie byś go zabił gdyby nie nasze nadejście. Tak sądzę i nasz adwokat też tak będzie wnioskował. Jesteś trupem. Nie muszę się nawet z tobą bić. Prawda Adam?
Wypytywany bezdomny kiwnął głową.
- Przesrałeś sobie, panie cwany Egzekutorze - łak uśmiechnął się wrednie - Twoje słowo przeciwko słowu kilkunastu innych ludzi. A tego tutaj - skinął na Charlesa - nikt nie będzie słuchał, bo ma taką pozycję społeczną, jak ja. Opowiedzą, jak Adam chciał uciekać, bo groziłeś mu śmiercią, ale ty z niezwykłą szybkością dopadłeś go i powaliłeś na ziemię. Nad naturalne moce przeciwko zwykłemu człowiekowi, panie egzekutorze. Wyrok śmierci, z tego co sadzę, lub przynajmniej więzienie.
Zmrużył oczy jak dziki kot.
- Wypierdalaj z parku, to może ci odpuszczę.

Foster oderwał się od obwąchiwania jakiegoś zakrwawionego kąta zaułka, stanął za lewym ramieniem Xarafa, oblizał się nerwowo i wbił wzrok w jakiś punkt w przestrzeni. Tego wymagała kocia kurtuazja. Cameron odprawiał rytuał dominacji i należało to zwyczajnie przeczekać, Charles zaznaczał jedynie: "nie jestem agresywny, to twój teren, ale ten brzydki to część mojej gromady, tknij go, a urwę ci głowę... Wcześniej czy później".

- Mówiłeś o ludziach tylko ja tu żadnego nie widzę, szczeniaku, tylko nabitego testosteronem kociaka. A Ci szmaciarze bez domu... Daj se siana kotek. Nie są twoją własnością, będą po stronie silniejszego. I bogatszego. A nieludź sąd może w dupsko cmoknąć, uwierz mi, mam z człowieka więcej niż ty. A jeżeli odmówisz poddania się przesłuchaniu, będę zmuszony użyć siły jak w przypadku tego jegomościa, który na początku odmawiał składania zeznań, następnie próbował użyć siły przeciw Egzekutorowi na służbie, a więc wybieraj. Albo ty spróbujesz zabić mnie i wtedy ktoś na pewno zginie, a ja na pewno zabiorę Cię ze sobą, a jeśli nawet nie, ktoś inny to zrobi. Za to wyrok śmierci masz o wiele bardziej murowany od mojego, nawet jeśli ja zaatakuje.

- Nie jestem głupcem, hyclu. Wiem o tym. Tylko, wiesz, ktoś musiałby mi to udowodnić. A jak to się mówi, nie ma ciała, nie ma zbrodni.
Uśmiechnął się ukazując garnitur kłów.
- Zresztą, ja nie mówię tutaj o mnie, hyclu, lecz o pobitym bezdomnym. To on wniesie oskarżenie.

Xaraf spojrzał na bezdomnego:
- Mocno cię boli? - spytał z siarką w głosie.

Nie opowiedział. Pośpiesznie zaczął się oddalać na bezpieczną odległość. Widać było, że słucha się Camerona. Nie ze strachu, jak się wydawało, lecz z szacunku.
- Wracaj tu - powiedział już spokojniej i z większym opanowaniem Egzekutor - Ile w twojej aptece kosztuje Panadol? - zapytał, jedną ręką sięgając po portfel, mimo wszystko druga cały czas krążyła przy gnacie.

- Pierdol się zjebie! - warknął bezdomny pokazując Xarafowi dwa palce w obraźliwym geście i odsuwając jeszcze dalej. Z krzaków wyszła jakaś kobieta, w dziwacznym, pozszywanym z kawałków skór i jeansu płaszczu i golfie. Zmierzwione włosy sterczały jej niczym mop na wszystkie strony. Bezdomny Adam schował się za jej plecami.

- Jasne... - burknął pod nosem Łowca - Nie jesteś sam, co?

- Ty też nie - zauważył złośliwie Baliff - Co? Jak już masz do czynienia z łakiem, para schodzi? Łatwiej pobić bezbronnego nieszczęśnika bez domu? Taki twardziel z ciebie, hyclu. Powtarzam. Zabieraj się stąd, a odpuścimy ci ten napad. Tylko nie wracaj. Lub przynajmniej nie próbuj tutaj nikogo znów bić. Bo nasi adwokaci dobiorą ci się do dupy szybciej niż pedzie w pierdlu.

„Bystrość godna podziwu jak na łaka” – zaśmiał się w myślach.
- Najpierw odpowiesz mi na jedno pytanie. Czy to ty i twoje kociaki stoją za zamordowaniem tych podpalaczy? – Xaraf był stanowczy i choć troszkę się bał, świetnie grał twardziela.

- Jasne że nie. Był tu już jeden taki. Regulator jak i ty. Może go znasz. Powiedziałem mu to samo. Wyleciało mi imię z pamięci. Może ty mi przypomnisz. Taki dość wysoki, szczupły raczej. Pracujecie razem?

- O ile nazywa się Grosvenor Dusty. Ale skoro upierasz się że to nie ty, to kto? Wiesz doskonale. Nawet pobicie bezdomnego nie uchodzi twojej uwadze, co dopiero podpalenie żywego trupa i śmierć paru podpalaczy.

- Aha - mruknął Baliff - Zabawa w dobrego i złego glinę. Najpierw on przychodzi i słodzi. Potem ty bijesz. Wiecie co? Kutasy z was. Z obu. Nie mam zamiaru nic wam mówić. Moje oficjalne stanowisko jest, jakie jest. Nikt z moich tego nie zrobił. Znajdźcie dowody, to pogadamy.

- Nie zależy Ci, aby osoba która bruździ Ci po parku została skazana przez sąd? Nie licząc mnie, oczywiście - Łowca uśmiechnął się krzywo - To może któryś z twoich podopiecznych coś wie? - ryknął głośniej, w kierunku kobiety i znajdującej się w jej pobliżu krzaków - Jak na razie, bezdomny wskazał tylko Ciebie

- Nie mam wam nic więcej do powiedzenia. To nikt od nas. Tyle. Nikt nie widział sprawcy. Słyszeliśmy krzyki. Ale to palił się nasz przyjaciel. Nie krzyczał z bólu, wiesz. Zombie nie czują czegoś takiego. Krzyczał, bo nagle tracił swoją powłokę. Ze strachu. Bo emocje nadal czujemy. Wiesz, hyclu. Jak będziesz bił moich podopiecznych, to naprawdę mam w dupie prawo. Załatwię cię. Ale nie zabiję. Zrobię transfencję twojej jaźni do ciała jakiegoś zombiaka. I zobaczysz, jak to jest gnić, kiedy żyjesz. Poczujesz, jak to jest walczyć o każdy dzień, by domknąć sprawy, których nie zdołałeś domknąć za życia. Byłem, hyclu, policjantem. Dobrym w tym co robiłem. Teraz też nie odpuszczę. Żadnemu durniowi, który myśli, ze jak dostał moce chuj wie skąd, to może ustawiać każdego wokół. Bo w odróżnieniu od ciebie, mały fiucie, ja nigdy nie musiałem nikogo bić, by uzyskać zeznanie. Jak się nie nadajesz do tej roboty, zatrudnij się przy sprzątaniu miasta. Z twoimi zdolnościami pewnie ci szybciej pójdzie, egzekutorze. A teraz zabieraj się stąd. Ja już skończyłem gadanie. Z tobą i z MRem.

„Kurwa… Co za pierdolony hipokryta. Skoro jest takim cholernym rycerzem, czemu się pierdoli z gangiem i nie wstąpił do MR’u?” – lecz to pytanie zostało nie wypowiedziane, choć miał nadzieję iż będzie miał okazję je zadać. Zamiast tego powiedział coś z goła odmiennego.
- Nie mam ochoty na przekomarzanie się z tobą, a tego nie muszę robić i nie chcę. To ty masz gang, grozisz ludziom, ukrywasz fakty przed prawem, nie dopuszczając do siebie myśli, że twój czas już minął. Minął bezpowrotnie, niestety. A skoro nie chcesz prawu pomóc, to już twoja własna sprawa – Xaraf obrócił się i zaczął się powoli kierować w kierunku samochodu, ale w pewnym momencie coś w nim drgnęło, obrócił się jeszcze – ASJ00044, mój numer służbowy. Życzę powodzenia – a na pobliskiej ławce położył 50 funtów – Kupcie swojemu koledze panadol czy inne gówno oraz kosę, aby mógł sam się bronić. Bo następnym razem mogą GO – położył szczególny nacisk na to słowo - pochlastać albo spalić. Albo jednego z was. A tu masz wizytówkę MR’u, przyjdź na przesłuchanie zanim przyślemy specjalistów.

Nie było dane mu usłyszeć odpowiedzi, ponieważ postanowił się z nikąd pojawić jego partner, ten sam który już rozmawiał z Cameronem. Nic nie wiedział, nic nie przypuszczał. Ale miał cholerne, Egzekutorskie przeczucie iż niedługo podtopione gówno, wypłynie na powierzchnię i zrobi się nieciekawie.

∆ ∆ ∆

Wysłużony sedan, po cichutku sunął w kierunku mieszkania Xarafa. Musiał zabrać ze sobą kilka rzeczy do Ministerstwa, bowiem miał naprawdę dość cholernego Ministerstwa. Cholernie dość, tego wszystkiego. Ugody, porozumienia, zatajanie dowodów. Wspominał, jak dołączył do MR’u z przypadku. Nawet tego nie chciał, kochał swoje doczesne życie, które potem zmieniło się jak po cholernym wybuchu kilograma trotylu.
Nie, z pewnością nie był oszustem. Może nie zawsze mówił wszystko, ale zawsze szczerze. Pobicie bezdomnego… Szrama na jego honorze, ale miał to gdzieś. Gdyby nie był Łowcą, nie było by z tym problemu, ba, nawet nigdy by do tego nie doszło. A tak, był na to skazany już dawno temu, że prędzej czy później coś takiego wywinie przez presję, otoczenie, stres.
Zawsze starał się swoją służbę wykonywać uczciwie, najlepiej jak potrafił, choć nigdy nie był dobrą Łowcą. Wszyscy wokół niego ginęli. Teraz Micheal Hartman, kiedyś William Southgate.
A to wszystko uświadomił sobie przez jedną, krótką rozmowę z jakimś obesrańcem z Liverpoolu. I to zmusiło go, do podjęcia jednej słusznej z jego punktu widzenia decyzji.

∆ ∆ ∆

Szafa pancerna, wmurowana w ścianę otworzyła się lekko. Dbał o nią. Najlepsze w tym wszystkim było to, iż prawie nic z tego nie było jego prywatną własnością, oprócz małego rewolweru. Tak, możliwość zabierania narzędzi pracy do domu, to było to za co polubił ten parszywy zawód. Z nietęgą miną, począł pakować wszystko do podróżnej torby. Wyczyszczone, rozładowane. Magazynki osobno, amunicję osobno, broń osobno. Do tego również poleciała odznaka, kamizelka i wszystko, co miał do oddania Łowcom. Plik kwestionariuszy ze zbrojowni, plik kartek z pieczęcią Ministerstwa do pisania raportów i całe tony takiego gówna.
Mimo wszystko, robił to z niemałą ulgą. Poczuciem, robienia czegoś ważnego w swoim życiu, pożytecznego. Czegoś, co odmieni jego życie.
Kilka godzin później, po zatrzymaniu się jeszcze w swojej ulubionej kawiarni na herbacie i zjedzeniu jagodzianki, wrócił do biura.

∆ ∆ ∆

Kwatermistrz, widząc tobołek broni Xarafa, zdziwił się. Xarafa znało sporo pracowników i wiedziało, że rzadko kiedy zdejmował kamizelkę, a jeszcze rzadziej rozstawał się z bronią. Teraz tylko z ukrytym rewolwerem nie pierwszej nowości za paskiem, po prostu podpisywał dokumenty zwrotu, podpisując, iż nic nie zginęło, a nawet znalazło się więcej amunicji. Cały jeden kartonik, amunicji jego projektu i wykonania.
Z samą odznaką zahaczył o biuro koordynatora. Bez słowa prawie, pobrał dwa kwestionariusze. Następnie wrócił do biura, które mu przydzielono do sprawy. Sprawy, która miała się okazać jedną, wielką farsą i oszustwem.
Usiadł.
Pierwszy dokument, zatytułowany był „DENUCJACJA”, drugi natomiast „WYMÓWIENIE”.
Uzupełnił oba, starannie i dokładnie, poprawiając nawet swój charakter pisma. Na koniec, zajrzał do szafek z dostarczonymi im aktami. Pobrał tylko dwa adresy. Przywódcy skinów oraz Camerona, jako iż był zarejestrowanym zmiennokształtnym. Sam nie wiedział po co mu one, ale zapisane na małej kartce w notesiku, schował do kieszeni spodni.
Już szykował się do wyjścia, kiedy odłożył jedną z kartek na stół, a tą trzymaną w ręce podarł na cztery części i wrzucił do stojącego koło biurka kosza. Zabrał pozostawiony w całości dokument i poszedł do koordynatora, prawie że szefa wydziału.
Rozmowa była szybko, Xaraf nie był człowiekiem który lubił dyskusje i szybko je urywał. W końcu, po ostatnich podpisach i pieczątkach, dano mu wolne.
Jeżeli ktokolwiek pomyślał by o zajrzeniu do śmietnika w pokoju nr. 222, przy biurku umieszczonym w kącie, pozbawionego światła z zakratowanego okna, zobaczył by cztery części zapisanego dokumentu, z wielkim nagłówkiem: „DENUCJACJA”.

∆ ∆ ∆

Wieczorem, w domu wyciągnął z biurka dwie kartki kancelaryjne papieru i dwie koperty. Jedną zaadresował adresem przywódcy Skinów, drugą adresem Camerona. Nie miał pojęcia czy dojdą i czy kiedy dojdą. Miał nadzieję iż poczta w Londynie, zadziała dość szybko.
Tylko tak mógł wynagrodzić śmierć dwom kompanom, pobicie bezbronnego i to, że był w tak zakłamanej organizacji, nie zdając sobie z tego nawet sprawy.
Treść listów była krótka. Pierwszy brzmiał:

„MR chce was okantować. Chcą podstawić ciało niewinnego łaka, pod mordercę z parku. Nie dajcie się nabrać. Mordercą nie był żaden łak z parku!

X.”


Drugi różnił się tylko tym, iż pozbawiony był ostatniego zdania.
Tyle. Miał nadzieje, iż okłamane strony same sobie wyrównają rachunki z nieuczciwym MR’em.
Kiedy wybiegł przed swój budynek, w którym mieszkał, wrzucił listy do skrzynki. Znaczków miał kilka, jeszcze za czasów prowadzenia sklepu z bronią. Z tego co wiedział, skrzynka opróżniana była raz dziennie, rano.
Wrócił do mieszkania, zaparzył sobie herbatę, usiadł przed śnieżącym telewizorem i zaczął głośno śmiać się sam do siebie.
Był to śmiech radości.
 
__________________
Po prostu być, iść tam gdzie masz iść.
Po prostu być, urzeczywistniać sny.
Po prostu być, żyć tak jak chcesz żyć.
Po prostu być, po prostu być.

Ostatnio edytowane przez SWAT : 10-11-2011 o 18:23.
SWAT jest offline  
Stary 12-11-2011, 02:14   #70
 
Sam_u_raju's Avatar
 
Reputacja: 1 Sam_u_raju ma wspaniałą reputacjęSam_u_raju ma wspaniałą reputacjęSam_u_raju ma wspaniałą reputacjęSam_u_raju ma wspaniałą reputacjęSam_u_raju ma wspaniałą reputacjęSam_u_raju ma wspaniałą reputacjęSam_u_raju ma wspaniałą reputacjęSam_u_raju ma wspaniałą reputacjęSam_u_raju ma wspaniałą reputacjęSam_u_raju ma wspaniałą reputacjęSam_u_raju ma wspaniałą reputację
post z udziałem postaci Suriel i Ravanesh

[MEDIA]http://www.youtube.com/watch?v=600aD7dDjY4&feature=autoplay&list=PL82CE2A B24FCDD944&lf=plpp_play_all&playnext=2
[/MEDIA]

Lokal w którym Nathan stawial dziewczynom obiad nie należał do tych najwykwintniejszych. Przynajmniej nie był miejsce do którego zabiera się dziewczynę, w tym przypadku dziewczyny. Jednak Scott nie był na randce a w pracy a stosunki koleżeńskie między nim a dziewczynami nie były najlepsze, żeby nie użyć bardziej dosadnego słowa. Łowca miał nadzieję, że chociaż wspólny posiłek choć trochę poprawi ich relacje. Ten pomysł również nie do końca należał do tych najwłaściwszych.
Kiedy weszli do lokalu ich nozdrza zaatakował paleta zapachów chyba z kazdej kuchni tego cholernego globu. Lokal napakowany był prawie po same brzegi. Na szczęscie zaraz po wejściu jeden stolik właśnie się zwolnił i Nathan dość szybko poprowadził tam dziewczyny. W tej porze obiadowej pewnie ten przybytek był najbardziej bezpiecznym miejscem w Londynie. Czuło się prawie namacalnie w powietrzu to nabuzowanie mocy płynące od kilkudziesięciu Łowców sporzywajacych tutaj posiłek. Scott zdążył już poznać właścicielkę restauracji, emerytowaną pracownicę MRu z pionu administracyjnego. Zamienili kilka słów kiedy któregoś wieczoru wparował przed zamknieciem lokalu z hasłem na ustach, że nie odejdzie stad poki nie dostanie czegoś do jedzenia. Pamietał, że był po treningu na którym dość solidnie musiał czerpać z przebudzonych mocy. Jak wiadomo po nich był w stanie zjesć cała zawartosć kuchni łącznie ze sprzętem. Teraz nie był taki głodny i nie zamierxzał dziewczyn przerażać zamawianiem podwójnego dania. Zamówił dość skromnie jak na siebie.

- Dobra dziewczyny. To jaką kuchnię preferujecie? - Nathan sam gapił się w menu, nie wiedząc na co ma ochotę. Kurcze, jego żołądek miał ochotę na wszystko, no prawie wszystko. Po ostatniej sekcji zwłok przez kilka dni nie ruszy hinduskiego żarcia.

- A co tu mają? - Emma sięgnęła po menu, przebiegła wzrokiem kartkę, po czym zamknęła spis dań i odłożyła go na stół.

- Z tego co tutaj widzę - Scott nie odwracał wzroku od karty - to chyba wszystko

- Już wiem, co chcę - przeniosła wzrok na okno.

- Wyjść stąd? - Nathana podążył za wzrokiem Emmy i się uśmiechnął.

- Do jedzenia - spojrzała na niego z niedowierzaniem.

- Tak się zapatrzyłaś na to okno - wskazał je palcem - jakbyś chciała przez nie wyskoczyć - uśmiech nie znikał z jego twarzy.

- A po co niby miałabym wyskakiwać przez okno? Tak można sobie zrobić krzywdę. - Uderzyła w ton przekomarzania się i zakończyła wypowiedź uniesieniem brwi.

- Co ty nie powiesz... - Scott jednak starał się ukrócić tą rozmowę, zmierzała do nikąd a Emma potwierdziła, że nadaje na zupełnei innych falach niż Scott. To tak jakby ona słuchała country a on ostrego metalowego brzmienia. Bądź na odwrót.
- Lauro a ty co zamawiasz? - szybko zmienił temat rozmowy, która do niczego nie prowadziła.

Laura przemknęła wzrokiem po karcie menu.
- Kurczaka w ostrym sosie orzeszkowym i sałatkę - uśmiechnęła sie do Scotta - a ty się na coś już zdecydowałeś, idzie kelnerka.

- Tak.. mam ochotę na coś chińskiego – odłożył karte na stół i spojrzał na nadchodząca kelnerkę
- Cześć Betty. Widze, że dzisiaj masz znowu pecha na mnie trafić – uśmiechnał się do dziewczyny oddając jej kartę menu
Dziewczyna chwilę z nim pożartowała pożartowała i zebrawszy zamówienie pokołysła biodrami w kierunku kuchni.
Po chwili na stole pojawiła się woda i zamówione napoje.
Emma zamówiła danie bez mięsne. Widocznie, sekcja też dała jej w kość.

Rozmowa się miedzy nimi nie kleiła. Scott powinien coś zacząc, zagaić, rzucić temat, ale nie chciał znowu walnac jakiejś głupoty, czegoś po czym finalnie będą patrzeć na siebei wilkiem. Siedział wiec i milczał bawiąc się widelcem. Co chwilę zerkał to na Emmę, to na Laurę.

- Myślałam o tych twoich poszukiwaniach “przyjaciela” łaka – cisze przerwała w końcu Emma - Wiesz, że jeśli jest rejestrowany to będą mieli jego akta w MR? A że znasz jego imię i nazwisko to powinno być łatwo go znaleźć.

- Nie jest zarejestrowany - odpowiedział zanim Emma zakończyła zdanie.

- A jesteś pewien, że obecnie przebywa w Londynie? – było widać, że Nathan rzucił nasiono na podatny grunt. Teraz jednak uświadomił sobie, że strzelił sobie trochę w kolano, bo jak Emma zacznie węszyć niczym Sherlock Holmes to nie odpuści dopóki nie dojdzie do sedna a Scott nie chciał by wszystko w tej sprawie ujrzało światło dzienne.

- Nie.. ale podejrzewam, że się nie wyniósł. Przynajmniej nie legalnie – nie przestawał bawić się widelcem .

- Wiesz jakiego rodzaju zwierzątka preferuje jako nosiciela? – Fantomka zapytała od niechcenia, ale uważnie przypatrywała się twarzy Egzekutora.

- Wiem, że w pobliżu jego śmierci szwendał się bezpański pies ale jego dusza mogla przejąć pewnie nie tylko to najbliższe zwierze.

- Dawno temu się przeistoczył? Skąd wiesz że zmienił się w łaka? – do rozmowy dołączyła milcząca dotychczas Laura

- Kilka miesięcy temu. Od naszych wspólnych znajomych – mężczyzna przeniósł wzrok na latynoskę

- Kontaktował się z tobą później? – ta również się przejęła i skłonna była nieśc pomoc łowcy

- Nie. Zniknął jak kamfora – odłożył w końcu w spokoju widelec

- Może nie chce być znaleziony. Nie chce się z nikim kontaktować z przeszłości. Wielu zmiennych odcina się od swojego poprzedniego życia.

Żebym mógl wam powiedzie wszystko w tej sprawie. Mówicie same oczywiste rzeczy

- Nie zostawia się w taki sposób chorej żony.. No w końcu - Nathan przeniósł wzrok na podchodzącą do ich stolika kelnerkę. Rad był, że Betty wybawiła go od krzyżowego ognia pytań.

Emma lekko skrzywiła się słysząc ostatnie zdanie Egzekutora, ale nie chcąc naruszać ich porozumienia nie skomentowała jego słów. Poczekała aż kelnerka sobie pójdzie i dopiero wtedy zabrała głos.
- Nie bez powodu pytałam o to w jakie zwierzę mógł się wcielić, bo wiesz zawsze można popytać o niego u króla, jeśli jeszcze tego nikt nie zrobił. Tylko trzeba wiedzieć u którego.
Potem chwyciła za widelec i zaczęła pałaszować swoje warzywka.

- Tą drogę już próbowałem, ale łaki to zamknięta konklawa a kiedy wyniuchają, że się jest z MRu to wtedy klapa. Każda ścieżka jest zamknięta – mówił pomiędzy kęsami Starał się nie jeść łapczywie, popijając dość często zjedzone kęsy zamówionym sokiem.

- A gadałeś z królem? Bo tylko z nim jest sens rozmawiać. Wiadomo, że każdy inny łak cię zleje – Emma dłubała właśnie zapamiętale gotowanego brokuła

- Emmo, posłuchaj siebie. Nie ma tego tematu, bo ja jestem zwykły szary obywatel na którego łaki wystawiają swoje ptaszki i leja tym swoim zwierzęcym sikiem i króla to sobie mogę obejrzeć w telewizji albo wyczytać z bajek. Bez urazy, ale to co mówisz nie należy do rzeczy możłiwych jak się nie zna króla albo jakiegoś jego przydupasa by się do niego dostac na audiencje. Ja nie znam – Scott starał się już ukrócić ten temat. Dziewczyny chciały pomóc ale zaczynały robić z niego debila , jakby nie podjął żadnych cholernych kroków by znaleźć Ryana Nolana

- Spoko, nie ma potrzeby się unosić – brokuł Emmy pozostał na talerzu a do ust powędrował kawałek marchewki - To ty się pierwszy zapytałeś o tego łaka a ja chciałam tylko pomóc. Jak sprawa nie jest nagląca ani nic w tym rodzaju to nie ma co cisnąć tematu bez potrzeby.

- Nie unoszę się. Dziękuję za chęć pomocy. Dużo to dla mnie znaczy ale pytając was o niego liczyłem na łut szczęścia po prostu. Wygrana w totka…. Zresztą nieważne - Nathan wyraźnie zrezygnowany odłożył sztućce kończąc jedzenie i dopił napój - sprawa jest pilna i to bardzo ale niektórych murów po prostu nie da się przeskoczyć. Teraz wybaczcie pójdę się przewietrzyć. Jedźcie sobie spokojnie, spotkamy się w biurze.
Nathan odszedł od stołu i po uregulowaniu całego zamówienia wyszedł z lokalu. Miał do siebie pretensje, że zagadnał dziewczyny o Nolana. To była sprawa jego rodziny i taka powinna pozostać. Niektórych szaf ze szkieletami nie powinno się otwierać na forum publiczne. Egzekutor okrążył Ministerstwo i wszedł do niego udawszy się do biura. Kiedy wrócił z pozmywanymi naczynami oprócz dziewczyn, które przyszły po obiedzie, na stole widniała teczka z raportami z sekcji zwłok trójki z piwnicy. Teczka, która na nowo ruszyła sprawę, po ściezkach których dotychczas nie brali pod uwagę.
 
Sam_u_raju jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 18:42.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172