Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 09-11-2011, 20:03   #49
baltazar
 
baltazar's Avatar
 
Reputacja: 1 baltazar wkrótce będzie znanybaltazar wkrótce będzie znanybaltazar wkrótce będzie znanybaltazar wkrótce będzie znanybaltazar wkrótce będzie znanybaltazar wkrótce będzie znanybaltazar wkrótce będzie znanybaltazar wkrótce będzie znanybaltazar wkrótce będzie znanybaltazar wkrótce będzie znanybaltazar wkrótce będzie znany
Pewnie moment na załatwienie tego, co mu leżało na wątrobie był, co najmniej nieodpowiedni to jednak krasnolud nie lubił zostawiać takich spraw na późniejsze terminy. Nie chciał poruszać tej kwestii na kilka uderzeń serca przed kolejną walką. Przed następną taką sytuacją wolał wiedzieć na co kogo stać i czego może się spodziewać… a póki co jego pobratymiec Imrak Druzd był co najmniej słabym ogniwem. Konrad pomimo tego że młody już dwukrotnie nie zawahał się nadstawić pod cios ryja kiedy tego wymagała sytuacja. Dietrich wprawdzie bardziej wiekowy i mniej skory do zdobywania kolejnych blizn to jednak tyłów też nie lubił podawać. Dlatego postanowił to wyjaśnić, to była jego bolączka… reszta była dość oczywista.

Wyjazd był najrozsądniejszą opcją ze względu na burdę jak i na duże zainteresowanie tym spadkiem Kastora… tak dużym, że nie warto było już sobie nim zaprzątać głowy. Jedyne co w tym temacie to można sprawdzić czy Erich wpadł w jakieś kłopoty czy dał dyla z kasą za rusznicę. Na chłopski rozum gdyby go dopadli to by potem nie wypytywali o to gdzie jest. Gdyby próbowali go dopaść i by zwiał to pewnie już by ich zdążył ich odnaleźć. Wniosek o słabym kręgosłupie moralnym szczerbatego woźnicy był dość uprawomocniony… jednak, trzeba by się jeszcze tego wywiedzieć. Wrócić do Kota, rozpytać… w końcu Dietrich miał w stolicy kilku znajomych. Do rana jest czas, a potem cóż barka to dobry sposób ba wyjazd i parę groszy.

Gomrund sapał i pojękiwał podczas całej tej rejterady. Bitka sama w sobie potężnie go zmęczyła już nie wspominając o jej efektach, które solidnie mu utrudniały oddychanie. Gdyby nie to, że gotował się od dłuższego czasu i nic a nic ciśnienie mu nie schodziło może i by gdzie oklapł. Kiedy zatrzymali się na dłużej w zaułku i Joseph składał im propozycję ten oparł się plecami o chłodną ścianę. Omacał nos i doszedł do wniosku, najlepsze co może teraz zrobić to go nastawić. Coś chrupnęło, ktoś zaklął paskudnie, a jucha na powrót z kinola się puściła. Krasnolud rzucając bluzgi na lewo i prawo przytknął do niego kawałek szmaty umoczony w wodzie z manierki. Ból nic a nic nie chciał ochłodzić mu gorącej głowy… a jak już kompani mogli to dostrzec rzadko kiedy trzymał jęzor za zębami kiedy ktoś mu na odcisk nadepnął. Żółć psuła mu tak krew, że nie mógł zmilczeć… Patrzył na Imraka z niedowierzaniem. Gdyby nie zapuchnięty ryj i oczka ledwo widoczne przez nabrzmiałe skronie widać by było w nich furię. Norsmenowi nie mieściło się w głowie jak można się było tak zachować… w karczmie na ostre?! Obrazić się i spieprzyć z podkulonym ogonem?! Zachodził w głowę jak krasnolud mógł mieć tak małe jaja… kurwa nawet nie jak orzeszki… ledwo co ziarna piasku! – Babę też waliłeś po łbie tym młotem jak cię wyzywała? Czy może ona cię nim tak sprała, że straciłeś resztek odwagi i rozsądku. Jak wlazłeś na wóz, że ledwo co miejsca dla kobit zostało tom nic nie mówił… ale to przechodzi wszelkie pojęcie! Nie wytrzymał i w końcu wydarł się na starszego krasnoluda. Widać było, że Płomienny Łeb był mocno wzburzony co raz spluwał pod nogi śliną przemieszaną z krwią. – Kurwa mać. W dupę chędożony żołnierz Kazadora się znalazł co to na pięści boi się wyjść bo mu honor nie pozwala ryja zawalidrogom obić! Co to za wyzwisko „kmiotek” jest gotów kogoś zatłuc pod nosem straży! Co to w walce deliberuje niczym długouchy mędrzec co to na widok przeciwnika nie wie którą nogawką ma gówno z portek wytrząsnąć. Za szynkwas trzeba było wleźć i z kuszy ich ustrzelić! I pewnie by taki potok z niego wylatywał dłużej gdyby nie syknięcie Konrada… Płonący Łeb zamilkł.

- Mów dalej - powiedział szybko Konrad, niezadowolony z tej przerwy. - Ktoś nas obserwuje. Niech im się zdaje, że ich nie widać.

Gomrund popatrzył na człowieczka jakby właśnie spadł z jakiejś gruszy. Zdecydowanie nie był to typ, który jak się raz zagotuje to stygnie jak rozpalony do czerwoności miecz pod wpływem zimnej wody. - Kurwa, mądrala się znalazł! A dymaj stąd szczeniaku nim ci łomot spuszczę… za kogo mnie masz, za jakąś kukiełkę co to będzie skakać tak jak za sznurki będziesz se ciągał?! Paradoksalnie wbrew swoim intencją dał znakomity powód do tego aby Konrad się stracił bez podejrzeń.

- Na łeb ci coś upadło? - spytał Konrad. - Tak sobie możesz do pachołka w stajni mówić. Więc się miarkuj i słuchaj, co się do ciebie mówi. Lezą za nami. Ogon mamy, więc się ruszyć trzeba. I przechwycić, jeśli okazja się znajdzie.

- A idźcie dupczyć wasze siostry, matki czy inne kozy. Wrzucił mocno zagotowany krasnolud i ruszył w stronę “Kota” - Rano będę na barce.
 

Ostatnio edytowane przez baltazar : 09-11-2011 o 20:06.
baltazar jest offline