Dno Zatoki Praksedy: Wszyscy:
Rzeczywistość nie rysowała się różowymi kolorami. W sumie nic to nowego.
Tym razem odcień życia przybrał formę miasta-molocha otoczonego barierą, najprawdopodobniej półsferyczną z jedynie kilkoma wejściami strzeżonymi przez vodyanoin o charakterze wściekłych bulterierów.
-
Wszystko zostało już powiedziane. Ruszcie małymi móżdżkami. Czy Relinven poprzestanie na wysyłaniu grup?
Co się stanie z jego wieloletnią pracą, jeśli nikomu nie uda się powstrzymać najazdu?-sapnęła staruszka, zdejmując z kostura wisior, który na nim zawiesiła.
-
No i... Nie, nie wyczuję nic. Nie, nie nakładam iluzji. Nie, nie mogę osłonić. Nasze zdolności różnią się od umiejętności "prawdziwych" czarodziejów-warknęła.
Ponownie chodzenie zostało jej uniemożliwione, na którego miejscu pojawiła się konieczność pływania.
Materia, w którą była odziana, poddawała się ruchowi wody, podobnie jak włosy.
Popłynęli w poszukiwaniu groty, profilaktycznie trzymając się blisko ściany urwiska, z którego dotychczasowo spoglądali na miasto.
By zwiększyć swą skuteczność, rozdzielili się na cztery wysokości, by nie przegapić żadnej wnęki.
Najniżej, z racji najlepszego wzroku, płynął Galen. Kilka metrów nad nim skale przyglądał się Brego, mając nad sobą Teddeveliena.
Na samym szczycie znajdowała się starucha.
W pewnym momencie Brego zatrzymał się, wydając z siebie cichy syk. Pozostali zatrzymali się, podpływając do miejsca, w którym niknęły nogi wiedźmina.
Ów znalezione miejsce było przestronnym pomieszczeniem.
Wcale nie pustym.
Znajdowało się tam pełno pojemników przypominających sześcienne skrzynki.
To miejsce nie było nieodwiedzane, z całą pewnością, natomiast właściciel mógł wrócić w każdej chwili.
Wypłynęli, powracając na poprzednie pozycje, dalej przesuwając się wzdłuż pionowej ściany.
Kolejną znalazł Teddevelien.
Znalezisko okazało się być nieco mniejszą od poprzedniej, nieco podobną grotą wyposażoną w dwa twory przypominające grube stalagnaty.
Najważniejsze było jednak to, iż pustostan mógł sugerować brak zagospodarowania przez ryboludy... lub tymczasowego niewykorzystania.
Teraz pozostało już tylko czekać i obserwować bramę znajdującą się po lewej stronie, lecz świt nie przyniósł aktywności owego rejonu poza zmianą warty blisko godziny szóstej.
Intensywność życia zwiększała się w obrębie samego miasta wraz z upływem czasu, ale nikt nie miał zamiaru wybywać poza jego ściśle wyznaczone granice.
Nagle, gdy zapadł wieczór, pod bramę podpłynęły dwa wozy. Każdy z owych pojazdów zaprzęgnięty był w cztery stworzeniach, ale z odległości jaka dzieliła ich od obserwowanego celu niewiele widzieli.
Nieco ponad godzinę później dwa te same lub identyczne wozy wypłynęły z miasta w kierunku, z którego przybyły poprzednie... w kierunku koszar.