Po wylądowaniu - post wspólny Graczy Ralf przerzucił karabin do tyłu i ubrał “lokalną” pelerynę zanim wyszedł z pojazdu. Widząc ruch w krzakach powiedział: - Spokojnie, bez gwałtownych ruchów i bez broni. Załatwię to, o ile się da. Jeżeli to człowiek - odetchnął głęboko i wyszedł do przodu. Ręce wyciągnął przed siebie i pokazał otwarte dłonie. Idąc wolno, ale pewnie w kierunku poruszających się krzaków zaczął mówić: - Nazywam się Ralf Möller, ale możesz mi mówić Sparky. - przelotnie pomyślał że osobnik w krzakach, nawet jeżeli jest inteligentny to może zupełnie go nie rozmieć. Nie to było jednak ważne. Ważne było złapanie jakiegokowiek kontaktu i zainteresowanie drugiej strony, więc Ralf bacznie przyglądał się krzakom i temu co się tam dzieje. - Wiele chciałbym Ci opowiedzieć, o sobie, o nich, o tym czymś co leży za mną. Wiele również chciałbym się od Ciebie dowiedzieć - kim jesteś, jak żyjesz, co cię smuci, co cieszy. Jakie domy budujesz... Mamy wiele tematów do rozmowy...
Robert z niemałym zdziwieniem obserwował dziwne zachowanie Artura. Chociaż najbardziej zszokowało go to, co robił Ralf. Harans miał nadzieję na akcję, strzelaniny. A tu co? Niby wojskowy, a pierwszy do pokojowych rokowań. Mężczyzna nie wytrzymał - spojrzał tylko na resztę ludzi znajdujących się w kapsule i wybuchnął naprawdę głośnym śmiechem. Jego mina zaś mówiła wszystko - będzie tu zaraz całkiem niezła komedia.
Felix wyszedł dość nieśmiało z lądownika. Słońce raziło po oczach, a nos odbierał dziesiątki zapachów, które były mu zupełnie obce. Zgrzebny ciuch uwierał pod pachami i nie radził sobie za dobrze z ukryciem broni i kamizelki kuloodpornej. Przynajmniej multum sakiew pozwalało schować co bardziej użyteczne drobiazgi i nosić je przy sobie. Dobre i to. Potrzeba mu było czegoś znajomego. - Jack?
- Spokojnie, spokojnie, pudełko się trochę pogniotło, ale pączki są całe.
Policjant usiadł na trapie, zagryzając lukrowane cudo. Okolica była szpetna i w niczym nie przypominała cywilizowanej: - Myślicie, że tutejsi będą pokojowo nastawieni?
- Ech, trudno powiedzieć. Jakbym ja zobaczył taką wytatuowaną małpę, to pewnie nie byłbym przyjazny.
- No, generalnie tutaj mają niższy poziom cywilizacyjny, mogą im się spodobać wzorki.
Artur przejrzał skrzynię z ciuchami chciał wybrać coś co zakryje jego wojskowe spodnie bo nic i koszulkę po nic innego z ubrań nie dostał. “Może przynajmniej teraz będę miał jakieś przyzwoite ciuchy” początkowe hałasy które wziął za zwierzynę nasilały się, a reakcja Sparkego spowodowała że przestał przeglądać skrzynie i zainteresował się tym bardziej.
Coś w krzakach poruszyło się znowu i nagle na polanę, wepchnięty przez swego towarzysza, wpadł mały, góra dziesięcioletni chłopiec. Miał czarne włosy i brązowe oczy. Wyglądał na przestraszonego, a nawet bardzo przestraszonego. Obaj chłopcy ubrani byli w znoszone ciuchy. Na pewno nie byli szlacheckiego pochodzenia. Jego towarzysz rzucił do niego coś po cichu i obaj zaczęli uciekać. Miejsce w którym się pojawili było niecałe czterdzieści metrów od Ralfa.
Mikael dopiero co zdążył wyjść z kapsuły i się przeciągnąć rozprostowując kości (nawiasem mówiąc, powinni dopracować tę technologię - strasznie trzęsło), a tu już słychać jakieś szelesty w krzakach. Świetnie. Przywitanie tubylców. Obrzucą ich kamieniami? Jednak nie! Członek jego oddziału postanowił rozwiązać sprawę pokojowo. Najśmieszniejsze było to, że tą osobą był żołnierz (a przynajmniej na takiego wyglądał z powodu swojego munduru). Mikael stał tylko i podziwiał jego próby porozumienia się z tubylcami. Wcale się nie zdziwił gdy zaczęli uciekać. Też by uciekał na ich miejscu. |