Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 10-11-2011, 07:27   #383
arm1tage
 
arm1tage's Avatar
 
Reputacja: 1 arm1tage ma z czego być dumnyarm1tage ma z czego być dumnyarm1tage ma z czego być dumnyarm1tage ma z czego być dumnyarm1tage ma z czego być dumnyarm1tage ma z czego być dumnyarm1tage ma z czego być dumnyarm1tage ma z czego być dumnyarm1tage ma z czego być dumnyarm1tage ma z czego być dumnyarm1tage ma z czego być dumny
Teheran.

Coraz głębiej w rzyć świata. Coraz więcej miejsc o których nigdy nie słyszałem, o których pewnie nawet nie chciałbym słyszeć. Coraz więcej ludzi i stworzeń, których nie chciałbym spotkać. Wszystko w imię zlecenia, które już dawno rozrosło się do rozmiarów jakich nigdy nie można się było spodziewać. Jakich nie przewidziałby nikt o zdrowych zmysłach.

O podróży dało się wiele powiedzieć, z czego niewiele dobrego - ale jednak podróż w której docieramy do celu jest przecież dobra. W trakcie rozmaitych sytuacji mających miejsce w długiej drodze nie było nawet konieczności odgrywania naszego naftowego teatrzyku. Stawaliśmy się delegacją naftowych krezusów w zasadzie tylko na momenty, w których kontrolowano nasze dokumenty. W pozostałym czasie, dotykając od czasu do czasu dla pewności przez ubranie świeżo spreparowanych dokumentów poświadczających nasze nieprawdziwe tożsamości, ponuro znosiliśmy trudy podróży, pogrążeni we własnych, bliższych i dalszych wspomnieniach...


* * *


-Wreszcie jestem spokojny, bo wiem, że Emily żyje, ale nic nie straciła ze swojego cholernego temperamentu - odezwał się Walt. -Powiedz mi, Dwight, bo nie śledziłem z oczywistych względów, sytuacji na bieżąco. Na czym stoimy?
- Na wielkiej kupie gówna, Walt. - odparł z poważną miną Garrett - Stoimy na niej i zapadamy się coraz głębiej, i głębiej...I głębiej.
Walter się zaśmiał: -Kiedy zdejmiesz wreszcie te różowe okulary, Garett? Mi się wydaje, że jeszcze nigdy nie byliśmy tak blisko. Mamy jakieś nowe tropy? Plan, co dalej?
- Blisko czego? - odpowiedział pytaniem- Śmierci? Czy szaleństwa.
-To dlatego, że od początku nie chciałeś w to wierzyć. Ja wierzyłem, dlatego jest mi chyba łatwiej przejść nad tym do porządku dziennego - wyciągnął lewą rękę w kierunku szklaneczki, stojącej na stole i dopiero gdy omal jej nie przewrócił kikutem dłoni, zreflektował się, co robi. -Przepraszam, ciągle się zapominam - wyszeptał zmieszany.
- Ta, rzeczywiście. - z właściwym sobie sarkazmem ciągnął Dwight - Dobrze że od początku wierzyłeś, dzięki temu rzeczywiście jesteś teraz w świetnej formie. Zresztą, ja nadal w to wszystko nie wierzę.
Przepił, zaciskając na chwilę wargi i przymykając oczy.
- Plan jest, oczywiście. Mamy właściwie tylko jeden trop. Z kraju, w którym tubylcy zamierzają właśnie obalić władzę białych, wybieramy się do kraju, gdzie to już się stało i gdzie na białych poluje się jak na ostatnich niedobitków opresyjnego systemu. To, że do tej pory prawie wszyscy żyjemy, jest cudem. To, że przeżyjemy tę kolejną wycieczkę, będzie cudem nad cudami. Pieprzonym rozstąpieniem się Czerwonego Morza, bo jakiś fagas machnął swoją przypominającą kutasa laską.

Garrett miał kaca.

Wtedy do pokoju wszedł Hiddink, który pomimo zabandażowanych żeber spokojnie palił cygaro, a na drugiej ręce trzymał kota. Hiddink prócz spodni i bandaża nie miał nic na sobie.
- O czym gadacie? Pewnie o kobietach.


* * *


O kobietach. Do tej pory nawet nie zdawałem sobie sprawy, że nie wszędzie na świecie jest z nimi tak samo. W Iranie, gdzie właśnie zmierzaliśmy, obowiązywało ostre prawo islamiczne. Panienki nie mogą tam poruszać się bez męskiego towarzystwa. Ciekawy pomysł. Dowiedziałem się przy okazji, że nie muszą kryć twarzy. Nie muszą. Tylko mały szczegół - narażają się na ataki fanatyków. Kraj, w którym mężczyźni zakazywali panienkom pokazywać swoje ładne buzie, wydawał mi się chory. Ale to było niczym, w porównaniu z tym czego dowiedziałem się zaraz potem.

- Nie ma alkoholu.
- Jak to, kurwa, nie ma alkoholu?
- Za spożywanie alkoholu - kara publicznej chłosty. Za nagminne łamanie tego prawa - śmierć przez ścięcie.

Boria był wkurwiony. Co ja miałem powiedzieć? Może kurwa jeszcze papierosów zakarzą, hę?! Jeśli tak, to poczekajcie na Garretta. Myślicie, że mieliście już w Iranie rewolucję? Nie, tak się wam tylko wydawało. Jak nie będę mógł zapalić - wtedy dopiero zobaczycie, co to znaczy prawdziwa rewolucja.

A miałem taki dobry humor, przecież. Po tej solidnej popijawie, która wprowadziła mnie w dobry nastrój. Utrzymywał się długo i pewnie nawet w drodze do Teheranu był sobie podśpiewywał, gdyby później nie okazało się że na miejscu za opróżnianą piersiówkę mogą ściąć mi mój garrettowski łeb.

Ale impreza była w dechę.


* * *


- Dwight pilnuj go, jak sięgnie po flaszkę … strzelaj.
- Jasne. - mocno już wstawiony Garrett wyciągnął nagle gnata zza pazuchy i śmiejąc się z papierosem w zębach wycelował broń w butelkę...
- Chodź kiciu. Ty się mnie nie wstydzisz prawda? - spytał głaszcząc kotkę.
- Miauuuuu - odpowiedziała kotka przymilnie zadowolona z drapania.
W pewnym momencie Walter, który ledwo już stał na nogach, podniósł się i podniósł szklaneczkę, jak do toastu: -Panowie, chciałem skorzystać z okazji i wam wszystkim coś powiedzieć. Chciałem... chciałem wam.. podziękować. Naprawdę. Przez cały ten czas, jak te bestie się nade mną pastwiły, trzymała mnie przy życiu tylko myśl, że po mnie wrócicie... I zrobiliście to! Dziękuję wam, towarzysze. Zdrowie!

-Czy coś mnie ominęło, panowie?- w drzwiach niespodziewanie pojawił się Blackadder spoglądając z pewnym zażenowaniem na słaniającego się Choppa.
- Nu daawaj - powiedział nieznany mu mężczyzna mocno zaciągając - Kuzyn Garretta, da?
-Witamy, panie Blackadder. Garett, ty nigdy nie przestaniesz nas zaskakiwać - zakończył Walt i ciężko opadł na kanapę.
- Siadaj, kuzynie...- z jednym okiem przymkniętym, a drugim szeroko otwartym, pijany Dwight nie przestawał celować z rewolweru do butelki - Niech ktoś naleje mojemu ziomkowi...
Boria zajął się dopełnieniem honorów gospodarza butelki. A właściwie...miał się zająć. Gdy tylko bowiem jego dłoń zaczęła przesuwać się w kierunku ustawionej na stoliczku flachy...

Dwight wystrzelił z pistoletu... Huk wystrzału poniósł się korytarzami, a butelka widowiskowo eksplodowała obryzgując siedzących najbliżej wysokooktanowym napojem.

A to był dopiero początek balangi...


* * *


Hotel był na dobrą sprawę pierwszym miejscem, gdzie mogliśmy zagrać naszą małą komedię. Grałem zblazowanego krezusa, jak większośc nafciarzy wystarczająco bogatego by nie bawic się w przesadną etykietę. Amanda była asystentką, Chopp księgowym, Hiddink i Lynch doradcami od innych kultur, a Luca synalkiem. Powiązanie Emily nie było jasne, bo też i ona od dawna już nie była jasna. I kuzyna. Zameldowaliśmy się w de Ville i to było pierwsze przedstawienie. Z początku zająłem się tworzeniem pozorów grupy, budowaniem jej wizerunku poczynając od recepcji do boyów hotelowych włącznie. Dlatego dołączyłem do załogi nieco później, w połowie pierwszego zgromadzenia.

Zajęta rozmową, częśc grupy nawet nie zauważyła jak się dosiadłem.
- Co do mnie, to jak mówiłem sprawdziłbym “Piaski Persji”, jako że podaję się za Morgana Vivarro chętnie poszedłbym tam z Emily i Borią. - mówił Herbert -Z tej listy sądzę, że na razie warto sprawdzić Florentina, tacy ludzie na ogół sporo wiedzą. Warto również w naszym hotelu sprawdzić, czy czegoś nie wiedzą o Natalie. W końcu z jakiegoś powodu Abdul Brudas miał zdjęcie tego budynku. Z koleji Larkin zapewne nie siedział cały czas w Teheranie. List nadał z prowincji, zatem coś o nim mogą wiedzieć Ci wszyscy handlarze, tłumacze i przewodnicy. Ale to raczej jak już nie będziemy mieli żadnego tropu.
Hiddink w zadumie puścił spory kłąb dymu rozkoszując się dobrym cygarem.
- Co o tym sądzicie?
Boria wolał pogadac z Kolyenko. To miało sens. Ja natomiast też chciałem zaczynac od Piasków Persji. Może tylko już nie tak bardzo zaznaczając swoją obecnośc jak w tym hotelu.
- Ja pójdę z tobą, Herb. - powiedziałem krótko. Wyjąłem nową paczkę, z szelestem poddała się mym dłoniom.

-Znam go. Znam porucznika Richarda Corbina. - mówił Edmund - Cholera, wypiłem z nim morze ginu w garnizonowej kantynie. Zresztą tą Francuzkę też kojarzę. Parę razy widziałem ją w towarzystwie Corbina. Kto by pomyślał, że mają z tym wszystkim związek.
- Kuzynie...- wtrąciłem, gdy zapadła chwilowa cisza - ...skoro tak, to oznacza przynajmniej jedno. Nie możemy pozwolic sobie na to, by cię tutaj zobaczyła. Przynajmniej w naszym towarzystwie.

Zamyśliłem się i znów popatrzyłem na Edmunda.

- Chociaż może...

Tego dnia nie dokończyłem jednak swojej myśli.



 
__________________
MG: "Widzisz swoją rodzinną wioskę potwornie zniszczoną, chaty spalone, swoich
znajomych, przyjaciół z dzieciństwa leżących we własnej krwi na uliczkach."
Gracz: "Przeszukuję. "

Ostatnio edytowane przez arm1tage : 10-11-2011 o 07:35.
arm1tage jest offline