Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 10-11-2011, 14:18   #40
Vantro
 
Vantro's Avatar
 
Reputacja: 1 Vantro ma w sobie cośVantro ma w sobie cośVantro ma w sobie cośVantro ma w sobie cośVantro ma w sobie cośVantro ma w sobie cośVantro ma w sobie cośVantro ma w sobie cośVantro ma w sobie cośVantro ma w sobie cośVantro ma w sobie coś
Evelyn telepatycznie porozumiała się z Viltisem odnośnie śledzenia kapłana. Wiedziała że on łatwiej się do niego podkradnie niepostrzeżony i szybciej zobaczy coś co kapłan będzie się starał ukryć przed jej wzrokiem. Zrobiła delikatny gest ręką na potwierdzenie swojej prośby pokazując mu by ruszył przodem a ona postara się podejść cicho zaraz po nim. Jednak jej kroki pomimo iż starała się iść cicho w jej uszach rozbrzmiewały dudniącym echem po pustej świątyni. Zrobiła jeszcze kilka kroków i postanowiła się jednak zatrzymać i poczekać na powrót swojego przyjaciela i na wieści jakie jej przyniesie. Stała więc w półmroku świątyni nasłuchując i rozglądając się próbując wzrokiem przeniknąć przez ciemność zalegającą tam gdzie świece swym blaskiem nie rozjaśniały pomieszczenia. Nie lubiła półmroku, nie cierpiała ciemności, jej myśli wracały wtedy do jej lat dzieciństwa, do czasu kiedy to matka... Wzdrygnęła się odganiając niepokojące ją odczucia i zaczęła nasłuchiwać czy Viltis jej czegoś nie chce przekazać. Poczuła niepokój który ogarnął smoka, zastanawiała się co też tam się dzieje i co jest przyczyną tego, że przyjaciel przesyła jej teki odczucia. "Co go niepokoi? Czyżby te dziwne mruczenie kapłana? A może coś jeszcze?" Już miała wysłać w myślach zapytanie o to, kiedy zdała sobie sprawę, że może rozproszyć niepotrzebne smoka. Czekała więc dalej starając się zachować cierpliwość i wiedząc, że Viltis wróci do niej albo przekaże jej swoje przesłanie w odpowiednim czasie.

Przeczucie go nie myliło. Ten brak wyrazu u kapłana, ta obmierzła nijakość miała swoje drugie dno. “Teraz już wiem, czemu tak łatwo mi się wymknął” - odsłonił zęby gdy niczym bumerang powróciła myśl, która nie dawała mu spokoju - “Ma protekcję. Ciekawe tylko kim ona jest” Ta ciekawość, w sprawiła też, że nie zaatakował ponownie. Chciał dowiedzieć się jak najwięcej, gdyż wszystko co teraz mógł usłyszeć mogło okazać się kluczowe dla ich przetrwania. Z napięciem przyglądał się kapłanowi i mięsnej dziewczynce i wsłuchiwał w każde ich słowo. Pomyślał też o stworzeniach, które zobaczył wcześniej. Czy były one powiązane z tym co teraz widział? Czy też całkiem inną cholerą?
Istota nagle znikła. Pojawiło się kilka odpowiedzi na nurtujące go pytania, pojawiły się też nowe zagadki. Najważniejsza z nich - do czego ma być gotowa ta świątynia. I jak temu zapobiec oczywiście. Pocieszające było też, że póki co nie groziła im śmierć, a co najwyżej zabawa z kapłanem, na którą miał wielką ochotę. “Czemu się teraz za niego nie zabrać?” ta myśl przemknęła mu przez głowę w tej samej chwili, w której zniknęła dziewczynka. Nim jednak ponownie zaatakował strwożonego kapłana otrzymał tak silny, że niemal bolesny impuls. Evelyn była w niebezpieczeństwie. Tak szybko jak tylko mógł, by jednocześnie kapłan go nie spostrzegł, wycofał się, a później pomknął do swojej pani. Gdy dostrzegł zmierzającego w jej kierunku trupa od razu zaatakował przegryzając zębami mu szyję. A przynajmniej mając taki zamiar, ledwo zaczepiając się o gardło elfa. Szczęki się zacisnęły, ale... on już był martwy. Atak który powaliłby żywego stwora na nim nie robił takiego wrażenia. Nie wzbudzał paniki, ni strachu. Do paszczy Viltisa polała się gorzka posoka rozkładającego się trupa. Potwór łapą odtrącił pysk Viltisa zaciskający się na jego szyi, nie czyniąc jednak żadnej krzywdy eidolonowi i nadal ruszał w kierunku swej “zdobyczy”.
Evelyn na widok pojawiającego się truposza zrobiła pierwsze co przyszło jej na myśl... wezwała Viltisa i nim się spostrzegła smok zaatakował wyciągającego po nią łapy zombiaka. Odskoczyła do tyłu by nie przeszkadzać smokowi w walce z umarłym i uniosła dłonie do góry zaczynając czarować. Przestrzeń wokół Viltisa i zombiego zapełniła się atakującymi nieumarłego stworzeniami przywołanymi przez Evelyn do pomocy smokowi.


Z ciemności wyłonił się wilk i rzucił się na pomoc Viltisowi atakując zaciekle nieumarłego. Z góry zaś zapikował w ataku orzeł, wykorzystując do walki zarówno swoje szpony jaki i ostry dziób, a potem kolejny i jeszcze jeden, każdy z nich zaciekle atakował zombiaka.
Atak wilka chybił, zaś sam nieumarły przeciwnik uderzył z całą siłą, w ciało zwierzęcia. Zwierzę zawyło z bólu, ale nie straciło ochoty na dorwanie się do mięska truposza. A po chwili do walki dołączyły kolejno orły. Ich szpony szarpały próbującego odpędzić je nieumarłego.
Było tak blisko, nieco szybszy atak, parę centymetrów głębiej, a głowa zombiaka by się już potoczyła po posadzce. Oblizał językiem nieprzyjemny smak, wykrzywiając z obrzydzeniem wargi. Nagłe wsparcie dało mu trochę czasu i przede wszystkim rozproszyło uwagę zombiaka. Przykładając się do tego ze wszystkich sił uderzył ogonem.Nie przewróciło go, nieumarły był nadnaturalnie silny i wytrzymały.
Evelyn zaś ujęła swoje sztylety i w skupieniu wycelowała w wyciągającego po nią swoje łapy zombiaka i rzuciła, trafiając go prosto w oko.
Potwór jednakże ignorował rany napierając wprost na przyciśniętą do kolumny dziewczynę, sycząc.-Na nic się zdadzą twoje przeklęte sztuczki. Należysz do mnie. Zawsze należałaś.
Na jego drodze stał wilk. I to on zaatakował gnijącego elfa skacząc mu na pierś. Potwór jednak odtrącił w bok nacierające zwierzę, z przerażającym skutkiem. Słychać było chrzęst kości i wycie wilka... Zwierzę padło na ziemię, umierające. Krztuszące się własną krwią zwierzę konało krótko i znikło w błysku światła. A sztylet w oku trupa wyrwał się z cielska potwora i wrócił do dłoni Evelyn kierowany wolą swej pani.

Orły natarły na truposza, ale on zdawał się nie przejmować ich szponami.
Umarlak był nieustępliwy w swoim dążeniu do Evelyn, lecz Viltis jeszcze bardziej w swoich atakach. Widząc, że monstrum chce przede wszystkim dopaść Evelyn, atakuje tym razem od tyłu, ponawiając atak na szyję. Tym razem chybił! Jakim cudem, te gnijące zwłoki były tak szybkie i zwinne?! Jakim cudem elfi truposz zdołał sie uchylić?!
Evelyn przekazała nakaz Viltisowi by się usunął zerknęła na orły, które kołowały w górze, wsunęła dłoń do swojej torby i wyciągnęła ogień alchemiczny, zerkając na zbliżającego się potwora cisnęła nim w niego. Fiolka jednak nie była tak celną bronią, jak sztylet. Ogień alchemiczny rozlał się po podłodze, jedynie odrobinę opryskując trupa. Zatlił się na jego zwłokach, a orły zapikowały na truposza próbując go ranić.
Elf rzucił się na Evelyn, próbując łapę zacisnąć na szyi, ale nie udało mu się. Dziewczyna była zwinniejsza i uskoczyła. Zaklął pod nosem.
To przypominało ciuciubabkę. Szybko się okazało, ze trup nie jest na tyle zręczny by poradzić sobie ze wszystkim z nim walczącymi. Nadludzka siła nie wystarczała i gdy Vitlis kolejny raz zaatakował, ponownie poczuł w pysku ohydny smak gnijącej posoki.
Evelyn zerknęła na atakującego umarlaka Viltisa i doszła do wniosku, że nadeszła pora by zniknąć z oczu, a właściwie już tylko z jednego oka potwora. Wyszeptała zaklęcie by czar niewidzialności zadziałał i ukrył ją przed starym znajomym. Niewidzialna dziewczyna usunęła się z zasięgu łap nieumarłego, pozwalając by atakował go Viltis wraz z orłami. Sama zaś czujnie obserwowała co się dzieje trzymając w pogotowiu swoje sztylety, które w razie potrzeby miała zamiar użyć. Jednak na razie wstrzymywała się z tym wiedząc, że atak sprawi iż znowu stanie się widoczna.
Stwór odwrócił się i krzyknął.-Gdzie się kryjesz suko?! Dopadnę cię. Nie ukryjesz się przed mną. Nie możesz się wiecznie ukrywać! Znajdę cię!
Martwy elf za dużo gadał. Niemniej Viltis miał okazję zaatakować go paszczą, co też uczynił.

Zniknięcie Evelyn zdezorientowało trupa. Zresztą zazwyczaj tak samo działało też i na żywych. Zaskoczony rozglądał się próbując martwymi oczami przeniknąć zaklęcie niewidzialności. Z tej dekoncentracji ponownie skorzystał Vitlis i zaatakował. Wykonał gwałtowny skok by ostatecznie rozszarpać szyję trupa lecz w drogę mu wleciał orzeł, zmylając go całkowicie. Zamiast więc ostatecznie pokonać wroga, to bezsilnie klepnął paszczą nawet jednym zębem nie zahaczając o śmierdzące trupem ciało.
Niemniej truposz zwrócił swe jedyne zdrowe oko w kierunku Viltisa.- Najpierw uduszę to irytującą jaszczurkę.
I ruszył w kierunku Viltisa.
- Za dużo gadasz - warknął eidolon i wywijając się próbującej go złapać dłoni z impetem wbił zęby w kark przeciwnika. Tym razem trafił bezbłędnie, a siła potężnych mięśni szczęk i ostre niczym sztylety zęby dopełniły dzieła. Może niezbyt ładnie, tak trochę nierówno, ale skutecznie odciął głowę od tułowia. Trup upadł w drgawkach, jakby chorował na padaczkę. Jego ciało przeszywały drgawki, po czym pękł... i z jego ciała zaczęły się wylewać robaki. Setki dżdżownic, rozpełzało się na wszelkie strony opróżniając powłokę skóry.


Evelyn zerkając z obrzydzeniem na robactwo nakazała orłom by je zżarły, wszak nie wiadomo co te wijące się na posadzce świątyni robale mogły im jeszcze zaserwować... im mniej ich zostanie tym lepiej. Sama zaś podeszła do Viltisa i pogłaskała go po głowie w podziękowaniu.
- Chyba powinniśmy wracać do Lialdy i podzielić się z nią swoją nowo nabytą wiedzą. - rzekła do niego, chciała też odpocząć przed spotkaniem ze zdradzieckim kapłanem. Była również lekko zaniepokojona, czemu pólelfka nie pojawiła się kiedy walczyli, przecież musiała słyszeć zarówno wrzaski zombiaka jak i harmider walki.
 
__________________
W chwili, kiedy zastanawiasz się czy kogoś kochasz, przestałeś go już kochać na zawsze.
Vantro jest offline