Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 10-11-2011, 17:57   #12
Radagast
 
Radagast's Avatar
 
Reputacja: 1 Radagast jest jak niezastąpione światło przewodnieRadagast jest jak niezastąpione światło przewodnieRadagast jest jak niezastąpione światło przewodnieRadagast jest jak niezastąpione światło przewodnieRadagast jest jak niezastąpione światło przewodnieRadagast jest jak niezastąpione światło przewodnieRadagast jest jak niezastąpione światło przewodnieRadagast jest jak niezastąpione światło przewodnieRadagast jest jak niezastąpione światło przewodnieRadagast jest jak niezastąpione światło przewodnieRadagast jest jak niezastąpione światło przewodnie
Zgodnie z zapowiedzią sekretarza Kartza adwokat pojawił się w kancelarii niedługo po tym jak Hans wrócił z koszar. Przyprowadził ze sobą mikrego człowieczka odzianego w lichy surdut. Jegomość był łysy, miał duże podkrążone oczy w kolorze błękitu i haczykowaty nos, na którym nosił grube okulary. Widząc von Mutiga urzędnik skłonił się nisko i rzekł:

- Nazywam się Erkyn Dauerhoff, podobno mnie pan szuka.

- Tak, szukałem. Bardzo mi miło, że zechciał Pan przybyć. Nazywam się Hans von Mutig. Chciałbym z Panem porozmawiać na temat Towarzystwa Historycznego. Mam nadzieję, że nie sprawi Panu kłopotu opowiedzenie mi czegoś na ten temat?

- W żadnym razie. Nie jesteśmy organizacją o charakterze tajnym. Co konkretnie chce Pan wiedzieć?

- Przede wszystkim czym się zajmujecie obecnie. Czy są to głównie dyskusje, czy także prowadzicie jakieś poszukiwania?

- Zacznę może od tego, że organizacja jako taka nie zajmuje się niczym. Nie jesteśmy instytucją badawczą i nie narzucamy swoim członkom tematów badań. Każdy w łonie towarzystwa zajmuje się nieco innymi zagadnieniami, a jako że w większości są one w jakiś sposób powiązane z dziejami okolicznych ziem, kilkanaście lat temu powołałem ten swego rodzaju klub do istnienia, aby jego członkowie mogli pomagać sobie nawzajem. Dlatego też należałoby raczej spytać czym zajmują się poszczególne osoby w łonie towarzystwa, ale jak sądzę Panu chodzi głównie o zainteresowania młodego pana Vellera. Mecenas Kartz wyjaśnił mi Pańską rolę w całej sprawie.

Hans uśmiechnął się szeroko.

- To nam nieco ułatwia rozmowę. W takim razie co może Pan powiedzieć o zainteresowaniach Klausa? I o jego towarzyszach?

- A czy chodzi Panu o to, czym młodzian interesował się w chwili, gdy przystał do towarzystwa, czy też o to czym interesował się zanim zerwał z nami kontakty?

- A jak długo był Waszym członkiem?

- Klaus dołączył do towarzystwa niedługo po powrocie ze studiów w stolicy. Było to jakieś cztery, może pięć lat temu. Ostatni raz rozmawiałem z nim jakieś dwa lata temu. Od tego czasu nie utrzymywaliśmy kontaktów.

- I bardzo zmieniły się jego zainteresowania przez te dwa lata?

- Powiem tak, początkowo poszukiwania Klausa miały bardzo praktyczny cel - wykazanie szlacheckiego rodowodu Vellerów. Gdyby udało mu się udowodnić, że w jego żyłach płynie błękitna krew, cała rodzina miałaby wiele do zyskania ze względu na szczególną sytuację prawną Aldersburga. Z czasem jednak Klaus zmienił cel swoich poszukiwań. Stało się to jakieś trzy lata temu. Natrafił wtedy w miejskich archiwach na wzmiankę dotyczącą jednego z jego przodków. Nie znam szczegółów jednak cokolwiek to było, tak zaintrygowało młodego Vellera, iż porzucił dotychczasowe badania, by móc poświęcić się całkowicie studiom nad żywotem owego przodka. Wtedy też, przynajmniej przez pewien czas, zaczął współpracować z innym członkiem towarzystwa, Ulrichem Rammelofem. O ile mi wiadomo Rammelof interesuje się historią starożytną tych ziem. Kiedy był jeszcze młody jeździł po całej okolicy szukając pozostałości po ludach, które pierwotnie zasiedlały te tereny. Panowie rozstali się po jakimś czasie, choć nie wiem co było powodem.

- Ale zapewne wie Pan jakiż to dostojny przodek tak zainteresował młodzieńca?

- Nie wiem czy “dostojny” to właściwe określenie skoro prawie nic o nim nie wiadomo. Problem polega na tym, że miejskie archwia z tamtych lat nie obfitują w źródła informacji na ten temat. Szczerze powiedziawszy to kiedy ostatnim razem, wespół z kilkoma innymi urzędnikami, porządkowaliśmy zapisy z tamtych lat, odniosłem wrażenie, że całe partie akt zostały usunięte, choć trudno mi powiedzieć kiedy to się stało i z jakich przyczyn. Wiem, że przodek, który tak Klausa zainteresował nazywał się Johannes Eckhard.

- Jak dawno żył, że zainteresował także badacza starożytności? I czy w ich poszukiwania włączyli się też inni ludzie?

- Źle mnie Pan zrozumiał. Rammelof nie interesował się osobą Eckharda. Nic w tym zresztą dziwnego, skoro żył trochę ponad dwieście lat temu. To Klaus zainteresował się badaniami Rammelofa. Twierdził, że jego praca mogłaby mu pomóc w jego własnych poszukiwaniach, choć sam nie bardzo wiem w jaki sposób. Co do udziału osób trzecich to wiem tylko tyle, że w czasie, gdy ze sobą współpracowali zdarzyło im się odbyć kilka wypraw badawczych. Zwiedzali lasy na wschód i południe od Aldersburga. Kilka razy zdarzyło im również się wędrować knieją na zachód od Obersdorfu. Często wynajmowali przewodników, zapewne spośród ludzi zamieszkałych w okolicznych wioskach. Czy korzystali jeszcze z czyjejś pomocy trudno mi powiedzieć. Wiem, że jakiś czas po tym, gdy Klaus rozstał się z towarzystwem zatrudnił na stałe kilka osób do pomocy w swoich badaniach.

Hans rzucił spojrzenie w stronę Kartza.

- Gdzie znajdują się te dokumenty, o których Pan wspomniał? Te gdzie Klaus znalazł wzmianki o Johannesie.

- Myślę, że zapis, od którego zaczęły się jego zainteresowania Eckhardem znajduje się w kronice miejskiej sprzed kilkuset lat.

- A czy towarzystwo prowadzi jakieś własne archiwum? Na przykład dokumentuje osiągnięcia swoich członków?

- Skądże znowu, mamy za to niewielką bibliotekę, w której gromadzimy księgi przydatne do naszych badań bądź też takie, których darczyńca już nie potrzebuje. W tej biblioteczce znajduje się również kilka publikacji autorstwa naszych członków.

- Czy znajdzie się tam coś autorstwa Klausa bądź wspomnianego... Rammelofa?

- Klaus niczego nie opublikował, ale Ulrich i owszem. Jest autorem dwóch rozpraw i posiadamy oba teksty.

- Czy mógłbym się z nimi zapoznać?

- Oczywiście. Towarzystwo spotyka się jutro wieczorem, ale jeśli wolałby Pan przejrzeć te materiały w bardziej kameralnym otoczeniu mogę je dostarczyć na jutro rano tutaj, do kancelarii.

- Zdecydowanie wolałbym. Może byłaby możliwość, żebym wziął je od Pana dziś, żeby Pana nie fatygować? - zaproponował Hans z uśmiechem.

- Jeśli zależy panu na czasie mogę podesłać te księgi jeszcze dziś do kancelarii lub miejsca, gdzie Pan się zatrzymał, wedle uznania.

- Będę wdzięczny. Gdzie mogę Pana znaleźć w razie potrzeby?

- Proszę pytać w ratuszu, a poza godzinami urzędowania można mnie zastać w domu przy Aubenstrasse 20.

- Dziękuję za poświęcony czas. Mam nadzieję, że nie będę musiał Pana więcej niepokoić w tej sprawie. Życzę miłego dnia.

- Ja także życzę. Do zobaczenia, Panowie.

Wymienili ukłony i człowieczek wyszedł z biura. Gdy zamknęły się za nim drzwi Hans zwrócił się do Kartza.

- Słyszał Pan wszystko. Jak bardzo zależy nam na nie rozmawianiu z Rammelofem? Sądzę, że mógłby nam najwięcej powiedzieć.

- Faktycznie, w świetle tego, co powiedział Daurehoff wydaje się, że na dłuższą metę nie da się tej rozmowy uniknąć. Problemem może być jednak brak dobrej woli ze strony owego pana. Ja na pewno nie będę w stanie zorganizować tej rozmowy. W chwili obecnej pan Veller i on nie pałają do siebie zbytnią sympatią. Może mógłby Pan spróbować podszyć się pod badacza zajmującego się dziejami tych ziem i zbierającego materiały do nowej rozprawy. Co prawda Rammelof może już wiedzieć kim Pan jest, ale chwilowo nic innego nie przychodzi mi do głowy. Jeśli powie Pan mu, kim jest i dla kogo pracuje obawiam się, że nic od niego nie wyciągniemy. Jest również druga opcja - szantaż. Kiedy w Aldersburgu zjawią się Sigmaryci będą szukać nie tylko Klausa ale i wszystkich, którzy udzielili mu pomocy. W takim układzie Rammelof mógłby stracić nie tylko stanowisko. To jednak broń obosieczna. Jeżeli ten człowiek pójdzie na dno, niewykluczone że zechce pociągnąć tam również pana Vellera. Jako ojciec Klausa i tak znajdzie się w kręgu zainteresowań inkwizycji. Hmm... w zasadzie to mamy jeszcze trzecią możliwość, ale z niej skorzystam dopiero gdy nie będę miał innego wyjścia.

- Na dwa pierwsze rozwiązania też wpadłem. Jest także opcja wykorzystania kogoś innego do przeprowadzenia tej rozmowy. Ale nie wiem gdzie znajdziemy człowieka wystarczająco inteligentnego, żeby zdobył jakieś przydatne informacje i jednocześnie wystarczająco głupiego, żeby nie wykorzystał ich przeciwko panu Vellerowi. A jakie jest trzecie rozwiązanie, o którym Pan myślał?

- Wykorzystanie kilku moich ludzi do pojmania Rammelofa, sprowadzenia go w jakieś ustronne miejsce gdzie nikt nie będzie nam przeszkadzał, wyciągnięcie wszystkiego co wie środkami jakie w tym momencie uznamy za stosowne i pozbycie się go po wszystkim. Jak już wcześniej mówiłem normalnie nie zaaprobowałbym użycia siły w stosunku do przedstawicieli władz Aldersburga, ale jeśli zostaniemy przyparci do muru nie będzie innego wyjścia. Z Rammelofem sprawa jest o tyle skomplikowana, że nawet gdyby nam nie pomógł i tak trzeba będzie go usunąć, choćby ze względu na fakt, że może obciążyć Klausa przed inkwizycją.

- Miejmy nadzieję, że nie trzeba będzie się uciekać do takiego rozwiązania. Zostawianie trupów za sobą nie pomaga śledztwu. Ale nie ma co planować na zapas. Co ma być to będzie, tymczasem idę porozmawiać z jeszcze jedną osobą, a później wrócę po księgi od Dauerhoffa. Do zobaczenia zatem.

To rzekłszy von Mutig założył płaszcz i wyszedł na zimne ulice, powoli tonące już w mroku.
 
__________________
Within the spreading darkness we exchanged vows of revolution.
Because I must not allow anyone to stand in my way.
-DN
Dyżurny Purysta Językowy

Ostatnio edytowane przez Radagast : 28-11-2011 o 22:59.
Radagast jest offline