Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 10-11-2011, 18:02   #188
abishai
 
abishai's Avatar
 
Reputacja: 1 abishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputację
Tępy ból potylicy, to pierwsze co poczuł po przebudzeniu. Cios musiał być solidny. James zamrugał oczami, zaciskając zęby z wściekłości. Powinien rozwalił głowę Mattowi. Powinien strzelić, powinien zaufać pierwszemu wrażeniu. Powinien się rozejrzeć.
Gdy pierwsza fala gniewu przeminęła James zaczął się rozglądać po tym miejscu.
Wkrótce zorientował się , że wisi głową w dół z oplecionymi nogami w kostkach. Był też całkiem nagi. Ubranie zerwano z niego. Wisiał więc niczym świniak do ubicia. Mało ciekawa perspektywa. Ale przynajmniej, nie będą go żywcem jeść.
Nadal było ciemno. Żadnego źródła światła, ale czuł, że znajduje się w niedużym pomieszczeniu. Chyba. Dalsze czekanie nie wchodziło w rachubę. Żadna odsiecz tu nie przybędzie. A James nie zamierzał się poddawać sytuacji.
Pozostało spróbować oswobodzić ręce, bo cóż innego pozostało. Spróbował się podciągnąć na tyle, by móc zorientować się na czym wisi.
To był solidny kawałek sznura.

- Z ciemności zrodzony, w ciemności żyjący, ciemność jest jego domem -
usłyszal szept gdzieś z boku.

- Z ciemności zrodzony, w ciemności żyjący, ciemność jest naszym grobem - zawtórował mu kolejny szept.

- Z ciemnością kroczymy, ciemność wielbimy, ciemnością się stajemy -
dopowiedziały kolejne dwa glosy chórem z ciemności.

- Czy czcisz ciemność? Czcisz ją z nami? Lękasz się jej, jak surowego ojca?

To było pytanie chyba zadane jemu, bo po nim zapanowała na powrót cisza.

-Zapewne tak. Ostatnio tylko ciemnymi kanałami chodzę. I w mroku się poruszam.- stwierdził Chase zgodnie z zasadą “kiedy wejdziesz miedzy wrony...” Inna sprawa, że potem przyjdzie czas ukręcania ptaszkom łepków.

- Czy chcesz zjednoczyć się z ciemnością? Obmyć z winy? Stać się jednym z nas? Braci w mroku. Ukrytych, cierpliwych i pogodzonych z mrokiem? Wielka Ciemność sprowadziła cię tutaj, byśmy dali ci tą szansę.

- Dali szansę -
chór kilkunastu głosów przeszył jednym szeptem mrok.

Cudnie... banda czubków religijnych. Pokraki z zacięciem profetycznym. Czciciele ciemności, albo demonów w niej ukrytych. Niestety Chase miał niewielki wybór. Mógł, albo odmówić i dać się zaszlachtować. Albo zgodzić się... i zaszlachtować ich przy pierwszej okazji.
-Tak. Jestem pewien ,że chcę się stać jednym z was.- odparł James z niewielkim przekonaniem w głosie.

- Nim tak się stanie Ciemność poda cię trzem próbom. Sprawdzi twe oddanie i siłę twej wiary. Czy jesteś gotów przyjąć na siebie brzemię tych prób. Stawić im czoła by stać się jej prawdziwym dzieckiem. Ukochanym synem i prawdziwym rozumiejącym. Jesteś na to gotów, wędrowcze w mroku?


Nie miał ochoty na próby, na spotkanie Ciemności. Nie miał jednak także ochoty na zaszlachtowanie przez religijnych czubków, lub czcicieli demonów. Westchnął głośno i z irytacją rzekł.- Tak. Jestem gotów.

- Pierwsza zatem próba, to próba trzech pytań. Oto pierwsze z nich. Czego nienawidzisz najbardziej?

-Bezkarności.-
krótko odparł Chase. Owszem, chciał dopaść kilku osobników na tym statku.
Ale nie było w tym nienawiści. Była zbrodnia, nie było kary za nią. Trzeba więc było ją wymierzyć. Owszem czuł do pewnego mężczyzny niechęć kuszącą do zbrodni. Ale panował nad tym, przynajmniej tak długo jak ów mężczyzna był poza jego zasięgiem.

- Drugie pytanie. Czy jesteś bezkarny? -
kontynuował niewidoczny mistrz tej dziwacznej ceremonii.

Chase wybuchł śmiechem.- Ja już zostałem ukarany za swe czyny.

- Czy kara była adekwatna do twych win? To trzecie i ostanie pytanie z pierwszej próby.
-Ostatecznie. Tak. -
stwierdził James. Wszak dostał dożywocie, a tyle byłyby winne jego zbrodnie. Zresztą czy to były zbrodnie? Wszak jedynie dopilnował by sprawiedliwości stało się zadość.

Głosy zamilkły na chwilę. Potem Chase poczuł szarpnięcie i został opuszczony na ziemię. Potem coś upadło koło niego. Jego ubranie.

- Odziej się. I przygotuj do drugiej próby. Próby dużo trudniejszej i dużo bardziej prawdziwszej. Czy jesteś gotowy ją przejść? Przekonać się, co skrywa w sobie ciemność?

- Co skrywa ciemność
- powtórzyły głosy w ciemnościach.
Uśmiechnął się ironicznie ubierając. Wszak dobrze wiedział co kryje ciemność. Strach i zagrożenie. Nic więcej.
- Gotowy? - powtórzył mistrz ceremonii.
-Tak. Gotów jestem.- odparł James próbując przebić wzrokiem mrok, dostrzec postaci i ocenić skalę zagrożenia.
Ktoś podszedł do niego, ale poczuł tylko jego obecność. Jakaś dłoń złapała go za rękę. Po chwili druga wcisnęła mu w dłoń … pistolet. Po ciężarze rozpoznał swoją własną broń.
- Trzy kroki za twoimi plecami. Ostrożnie. Nie wpadnij tam. Zejdź w dół. Przejdź tunel zrozumienia. Wyjdź z drugiej strony. A dotrzymasz zaszczytu trzeciej, ostatniej próby. Gotów, wędrowcze w mroku? Czy nie? Chcesz zrozumieć? Poznać prawdę, którą poznają nieliczni?
Chase nie potrafił powiedzieć nic więcej. Ani ilu jest ludzi, ani gdzie są.
-Tak. Tak. Jestem gotów.- warknął niemalże James. Miał wielką ochotę powystrzelać kultystów ciemności, ale pokraki dobrze się ukrywały. Za dobrze jak na jego gust. Znowu był w gównianej sytuacji, nie lepszej niż ta z Desperados u góry. Ruszył więc do przodu, w kierunku wyznaczonym przez kultystów. Ze spluwą w dłoni i z drugą dłonią na nożu. Chętnie by tu zrobił masakrę, ale... miał niejasne przeczucie, że nie wyszedłby stąd żywy.

To był kolejny szyb. Z małą drabinką prowadzącą w dół. Prowadził do jakiegoś ciemnego pomieszczenia.
- Wybierz mądrze swoją drogę.
Chase usłyszał szept nad sobą a potem zgrzyt ciężkiej płyty uświadomił mu, że szaleńcy na górze zakryli czymś ciężkim wejście. Ciemność panująca wokół niego wydawała się wręcz czymś fizycznym. Czymś, co można dotknąć palcami. Budziła uczucie klaustrofobii i przytłoczenia.

Pozostała znów jedna droga... w dół. Na razie wsunął broń za pas i schodził w dół, bardzo ostrożnie. I nasłuchując odgłosów. Latarka już mu się nie przyda, bateria wysiadła już jakiś czas temu. Pozostały więc pozostałe zmysły, słuch i węch... oraz wola przetrwania.
Chase schodził powoli i starając być cicho, co jakiś zatrzymywał się i nasłuchiwał. Wątpił by któryś z kultystów zszedł tu zanim, ale był niemal pewien, że coś kryje się tam na dole.

To był szyb, wydawało mu się, że gdzieś musi być z niego wyjście. Ale pozbawiony najważniejszego dla siebie zmysłu mógł tylko zdać się na przeczucia. Na nic więcej. Musiał szybko wymyślić jakiś sposób, jak się stąd wydostać. Może nawet nawiać tym dziwakom na górze.
Pozostawało więc dotrzeć do ściany i lewą dłonią ostrożnie macać ściany w nadziei na natrafienie, na jakieś drzwi, lub szyb. Należało to czynić jednakże z dużą dozą ostrożności. Bo mogły tu być nieprzyjemne pułapki.
Ściany były metalowe i śliskie. W końcu jednak dłoń Chase’a trafiła na pustą przestrzeń. Wejście do jakiegoś ciasnego tunelu.
Jamesa irytowała ta sytuacja. Tym bardziej, że im dalej szedł, tym gorzej to wyglądało jednakże jaki wybór? Nawet gdyby znalazł kolejny tunel to po ciemku i tak wszystkie koty są czarne. Pozostało więc podążając dalej tą drogą i uważać, by się nie zaklinować w tym tunelu. Ta wizja prześladowała go. Utknąć po ciemku w ciemnym korytarzu. Umierać powoli z głosu i pragnienia, nie mogąc nawet popełnić samobójstwa. Nie bał się szybkiej śmierci, nawet bolesnej. Ale długa samotna agonia... przerażała go.
Zaś prawie zwierzęca wola przetrwania, pchała go dalej.

Tunel prowadził przez dłuższą chwilę i pokonać go dało się jedynie czołgając. Będąc w połowie rękę rozciął o kawałek czegoś ostrego. Ostrożniej obmacał drogę. Wszędzie, na całej długości, na ścianach, na podłożu i na suficie wyczuwał coś, jak zacementowane kawałki szkła, metalu - ostre, jak diabli. Dało się przejść dalej, ale z niezwykłą ostrożnością i narażając na szereg rozcięć i zranień.
-Banda masochistycznych czubów.-jęknął Chase odcinając kawałek rękawa stroju i robiąc z niego prowizoryczny opatrunek. Sytuacja z każdą chwilą stawała się gorsza, ale trzeba było ostrożnie iść naprzód, kawałek po kawałeczku. Ostatecznie, nigdzie mu się nie spieszyło.
Szedł najostrożniej jak potrafił, dokładnie badając drogę przed sobą, unikając ostrzy, ale i tak, nim przeczołgał się dłuższy odcinek, nim przeszkoda skończyła się, uda, ręce, dłoń i brzuch pokryły mu różnej długości rany. Nikt, nawet ktoś tak sprawny jak James, nie dałby rady przejść tego odcinka bez uszczerbku na zdrowiu. Dzięki swojej pomysłowości i sile ograniczył jednak zranienia prawie do minimum.
Kolce szybko skończyły się i Chase dotarł do rozwidlenia w kształcie litery “T”. Mógł pójść w lewo gdzie dostrzegał jakieś światło, lub w prawo - gdzie korytarz nadal tonął w ciemnościach.

Światło kusiło. Uwodziło. Niczym namiętna kochanka. Światełko w tunelu obiecywało wolność. Ale była to wolność zwodnicza. Kultyści czcili ciemność, zapewne więc światło było pułapką. Może prowadziło do korytarzy Strażnika. Albo jeszcze gorzej.
Poraniony James zastanawiał się jednak czy nie zaryzykować, czy nie wejść wprost w pułapkę licząc, że jego siła wystarczy by uniknąć śmierci. Zastanawiał się czy nie kusić losu.
A może też i mylił się? Może należało uciec od ciemności, którą oni czcili, a której się bali?
Może to ciemność jest pułapką?
Może.
Niemniej jednak w ciemny tunel skręcił, ciemnym tunelem zaczął podążać znacząc swą drogę drobinkami krwi z lekkich zranień. Cholera. Ryzykował już nie raz. Pora zaryzykować ponownie.
 
__________________
I don't really care what you're going to do. I'm GM not your nanny.
abishai jest offline