A mieli po prostu iść na bagna, do wiedźmy. Do zielarki, poprawił się w myślach Tomek. Zapewne nawet najprawdziwsze wiedźmy nie lubiły, gdy ktoś się tak do nich zwracał. Jeśli zacznie tak myśleć o Welmie, to jeszcze coś mu się wymsknie i zrobi się awantura, a to nikomu do niczego nie było potrzebne.
Po raz kolejny okazało się, że za dużo czasu tracą na rozmowy, a za mało działają. I nagle czas się zaczął szybko kończyć, o czym świadczyło zbliżające się wycie wilków.
Czy Piotrek miał rację mówiąc, że należało iść ‘za ciosem’ i pokonać pozostałych osiłków tudzież ich wilki? Tomek tak nie uważał. Z jednym wilkiem ledwo sobie dali radę, a pocisk z procy Piotrka wilkowi nic nie zrobił. Mieli tam iść, narażać siebie i Puśka? Pewnie po to, by barbarzyńcy łatwiej ich wszystkich wyłapali.
Dyskusja, co było wyraźnie słychać, nagle stałą się bezprzedmiotowa. Szansa, że zostaną bohaterami (choćby z musu, jeśli nie z własnej woli) zbliżała się z każdą sekundą. Czy piaskowy stwór dał im szansę odwleczenia starcia z bandytami?
- Pusiek! Idź za nim - powiedział szybko Tomek. - Zaprowadź Melę w bezpieczne miejsce.
Pies, tubylec jakby nie było, powinien móc odróżnić przyjaciela od wroga. Gdyby nie chciał iść za piaskowym ludem, to pozostałaby walka. |