Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 11-11-2011, 11:28   #33
Falcon911
 
Falcon911's Avatar
 
Reputacja: 1 Falcon911 jest na bardzo dobrej drodzeFalcon911 jest na bardzo dobrej drodzeFalcon911 jest na bardzo dobrej drodzeFalcon911 jest na bardzo dobrej drodzeFalcon911 jest na bardzo dobrej drodzeFalcon911 jest na bardzo dobrej drodzeFalcon911 jest na bardzo dobrej drodzeFalcon911 jest na bardzo dobrej drodzeFalcon911 jest na bardzo dobrej drodzeFalcon911 jest na bardzo dobrej drodzeFalcon911 jest na bardzo dobrej drodze
Dzięki nieocenionej pomocy Delty

Mormer przeraziłby Erika. Chłop wielki jak dąb, silny i okrutny, jak głosiły pogłoski. Ale nie przeraził go jednak. Głęboka wiara w pomoc bożą i żarliwe modlitwy, jakie pobożny rycerz słał ku niebiosom sprawiały, iż lęk przed Piktem stawał się irracjonalny. Przeradzał się potem w przeczucie zwycięstwa nad nim, gdyby doszło do pojedynku. W razie śmierci rycerza, Erik mógłby z zadowoleniem pójść na spotkanie z Najwyższym jako osoba, która zginęła walcząc z poganami.
Wiadomości przyniesione przez Brantoma były bardzo niepomyślne - sir Erik był spięty, podenerwowany, wciąż zastanawiał się nad dziwnym wypadkiem, jaki spotkał króla.
Było to dziwne - kruki nie atakują ot tak. Rycerz przypuszczał wplątanie w tę sytuację ciemnych sił, które przyzwane zostały przez oddające im hołd osoby. Podejrzenia spadałyby na osoby, które dodatkowo sprzeciwiają się małżeństwu i widać nie są wierni królowi... A osoby te znajdowały się w jego towarzystwie.
Rycerz nie wdawał się w rozmowę z hrabią - ukłonił mu się jedynie i na tym kończył się jego kontakt z Oswaldem. Nie zamierzał zawierać z nim bliższych znajomości - bał się, że straci ciepliwość i oskarży hrabiego o atak na Arthura i próbę przeszkodzenia w ślubie. Rozglądał się za swoją drużyną - księdza i giermka zobaczył, gdy podjeżdżali do orszaku. Wtedy też podjechał ku niemu sir Gareth Reynar.
Erik zerknął jeszcze na Pikta, lecz spojrzenie pogańskiego wojownika nie okazywało ciekawości rozmową. Raczej bezbrzeżną pogardę. I dobrze, pomyślał sir Ebitton.
- Straszne wieści - szepnął do kędzierzawego rycerza - Nasz król miał wypadek, nie zaszczyci uroczystości swą obecnością. Sir Stephen i Lady Kaylyn postanowili wyruszyć ku naszemu władcy nie czekając. Prosili też, aby ktoś z nas podążył za nimi. Nie wiem, kto mógłby się na to zgodzić, ale myślę, że sir Edward powinien podążyć za nimi. Jak myślisz, sokolniku?
- Król Artur miał wypadek? - powtórzył bezmyślnie Gareth za rycerzem, w pierwszej chwili najwyraźniej nie przyjmując do wiadomości tej informacji, jakby była zbyt niewiarygodna na bycie prawdziwą. Dopiero powaga na twarzy sir Erika uświadomiła go, że świętobliwy mężczyzna powiedział to naprawdę. Z jego gardła wyrwało się ciche, siarczyste przekleństwo, zdecydowanie nieprzystające do rycerskich ust.
- Sir Edward może się zgodzić, ale ja zostaję tutaj. Dałem słowo diukowi - odparł po chwili, zaciskając zęby. - Wiadomo co się wydarzyło królowi? - dodał pytająco, mimowolnie zerkając w stronę hrabiego Oswalda. Nie trzeba było być tuzem intelektu, by domyślić się kogo podejrzewa o taki obrót spraw.
- Chmara kruków zaatakowała orszak króla - poinformował, zerkając w niebo. Ciemniało szybko, ołowiane chmury ze wschodu nadciągały nad głowy rycerstwa, niczym czarne myśli, jakie zalęgały się powoli w umysłach towarzyszy. Erik westchnął i spojrzał na Garetha.
- Zaatakowały głównie końskie oczy. Ranione zwierzę poniosło króla. Nie wiem dokładnie co mu jest, lecz modlę się, żeby nie było to nic poważnego.
- Znowu kruki... - mruknął pod nosem Gareth, spuszczając spojrzenie na grzbiet swojej klaczy i pogrążając się w zamyśleniu. Wyraźnie coś chodziło mu po głowie, bo po chwili potrząsnął nią z niechęcią. - Kruki to zły znak. W każdej wierze. Lady Marina wspominała mi, że ostatnio często widuje się je w okolicy, że można odnieść wrażenie, że zlatują się na ślub potomka naszego seniora.
Sokolnik spojrzał po chwili z powrotem w stronę rycerza i uśmiechnął się krzywo.
- Mimo to jestem pewien, że stado ptaków to za mało by pokonać króla Brytów. Z pewnością wyjdzie z tego wypadku obronną ręką.
- Też jestem tego zdania - rzekł rycerz - Lecz król Arthur nie zaszczyci swoją obecnością ślubu, a to jest już problem. Bowiem jedynie w obecnosci naszego władcy nie doszłoby do żadncyh skandali ani problemów... A problemy mogą być bardzo prawdopodobne... - zerknął w stronę hrabiego Oswalda. - Tylko jak się obronić? - zapytał - Modlę się nieprzerwanie o pomyślność pary młodej i o to, by nic nie zakłóciło ceremonii. Ale boję się, a Pan zsyła coraz to nowe znaki... Nie możemy pozwolić, aby cokolwiek potoczyło się niepomyślnie!
Gareth powiódł spojrzeniem za jego wzrokiem, bez słowa wpatrując się w mężczyznę prowadzącego orszak.
- Gdyby kruki miały chociaż odrobinę rozsądku, zaatakowałyby wierzchowca hrabiego, a nie króla Artura - podsumował ich rozmyślania posępnym tonem. - Pan uczyniłby nas szczęśliwszymi, gdyby miłosiernie zesłał znak pod postacią błyskawicy w czubek hrabioskiego czerepu. Przynajmniej mielibyśmy jasność kto za tym stoi.
Erik zerknął na rycerza.
- Nie powinieneś złorzeczyć bliźniemu, jest to bowiem niegodne w oczach Pana... Ale znak naprawdę byłby nam przydatny. Cóż, widać Bóg wystawia nas na próbę.
Erik zacisnął szczęki i począł odmawiać w myślach gorącą modlitwę, w której błagał Boga o zmiłowanie i pomoc w ich sprawie. Miał nadzieję, że zostanie wysłuchany...
Sir Garecie? - zapytał - Czy mogę mieć do ciebie prośbę?
- Złorzeczę hrabiemu jedynie przez wzgląd na naszego pana seniora oraz dobro ślubu ich dzieci. Najwyższy powinien wziąć to pod uwagę - zauważył Sokolnik uprzejmie. Niemniej sir Erik w jednym miał rację. Cała ta sytuacja zaiste była dla nich wymagającą próbą. Próbą cierpliwości i siły w obliczu bezradności wobec sir Oswalda, który chociaż sprawiał wszelkie wrażenie bycia winnym każdej przewiny, obecnie był niewinny.
- Prośbę? Do mnie? - odparł na pytanie rycerza, uśmiechając się ze zdziwniem. - Zamieniam się w słuch, sir.
- Czy mógłbyś w jakiś sposób wybadać, co zamierza hrabia? Z tego co widziałem, nie jest ci wrogi, wręcz przeciwnie. Gdybyś mógł w jakiś sposób odkryć co zamierza, byłoby nam o wiele łatwiej odnaleźć się w tym wszystkim i zapobiec nieprzyjemnościom, które, nie daj Boże, mogłyby mieć miejsce.
Erikowi niełatwo było zebrać się na taką propozycję, lecz najważniejszy był teraz Arthur i ślub młodej pary. Rycerz postanowił wziąć na siebie grzech, jaki przyniosłoby szpiegowanie hrabiego.
- Już próbowałem, sir - odparł bez ogródek Gareth, spoglądając na rycerza. - Ale nawet wobec mnie hrabia jest oschły i niezbyt skory do rozmów, a jego słowa są śliskie i wieloznaczne. Jeżeli można byłoby skazać kogoś na podstawie domysłów, sir Oswald byłby winny jak sam Kain. Ale nie obecnie.
- Rozumiem... - rzekł wolno Erik - Cóż, widzę, że będziemy musieli sami doprowadzić tę sprawę do końca. Nie wolno nam ani na chwilę spuścić go z oka. Dziękuję ci, sir Garecie, za tę rozmowę i pomoc... Wybacz teraz, spróbuję nakłonić sir Edwarda do podróży za lady Kaylyn i sir Stephenem...



To mówiąc zawrócił konia i podążył ku towarzyszowi. Gdy zrównał się z nim, zmierzył go ponurym i zaniepokojonym spojrzeniem. Przełknąwszy ślinę odwrócił się jeszcze sprawdzając, czy nikt go nie podsłuchuje, po czym zwrócił się do rycerza.
- Pan Wszechmogący wystawia nas na wielką próbę - rzekł szeptem - Będziemy musieli dowieść, że działamy według jego praw, inaczej spotka nas kara boska. Musimy być ostrożni - posłaniec przyniósł Lady Kaylyn i sir Stephenowi straszne wieści - król Arthur nie przybędzie na uroczystość - przez siły nieczyste, objawione pod postacią kruków, nasz pan został ranny i musiał przerwać podróż. Teraz nie ma nikogo, kto mógłby powstrzymać hrabiego przed nieczystymi zagrywkami...
Erik obejrzał się za siebie ponownie, jednak i tym razem nikt nie zakłócał rozmowy. Niedaleko stał ksiądz Victor i młody Amlen. Duchowny wyglądał na zaniepokojonego i zerkał co chwilę to na Oswalda, to na Erika.
- Lady Orville prosi, by jeszcze jeden z rycerzy podążył za orszakiem króla. Boi się, że gdyby zaatakowano naszego suzerena ponownie, stałoby się coś strasznego... Gniew boży trafia celnie i nie nam zmieniać jego tor, ale pozostając biernymi sami na nigo zasługujemy. Powiedz mi, sir Edwardzie, czy pojedziesz za Lady Kaylyn i sir Stephenem do orszaku Arthura?
 
Falcon911 jest offline