Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 11-11-2011, 14:02   #13
Wnerwik
 
Wnerwik's Avatar
 
Reputacja: 1 Wnerwik jest po prostu świetnyWnerwik jest po prostu świetnyWnerwik jest po prostu świetnyWnerwik jest po prostu świetnyWnerwik jest po prostu świetnyWnerwik jest po prostu świetnyWnerwik jest po prostu świetnyWnerwik jest po prostu świetnyWnerwik jest po prostu świetnyWnerwik jest po prostu świetnyWnerwik jest po prostu świetny
Polanka, wszyscy

W tej chwili na przeciwległym krańcu polany pojawił się “łysy”, niosąc dzieciaka niczym worek kartofli. Nim dotarł do połowy polany, z lasu wyszedł Ralf.
Sparky wyszedł z powrotem na polanę, na której wylądowali. Koło trapu lądownika towarzystwo zebrało się i wyglądało jakby było na jakimś pikniku... Kurwa, nawet po sprzęt nikt się nie ruszył...
- No i jak dziewczynki? - zapytał złośliwie będąc w połowie drogi do pozostałych - Wypad poza swoje królestwo na piknik jest OK? Push-up, make-up, kocyk i ciasteczka? Paznokietków żadna nie połamała przy wyciąganiu koszyczków? Okolicę najbliższa chociaż któraś obejrzała, czy w obawie o szpilki, aby się nie połamały, żadna się nie ruszyła? Poza tym, że zużywacie powietrze i taplacie się w swojej zajebistości to nie potraficie nic innego?!? - przyłożył palec do ust i wskazał na dzieciaka - To co, panienki?
- Nie jesteśmy aż takimi entuzjastami harcowania z chłopcami po krzakach jak wy, nie chcieliśmy psuć wam nastroju - wyjaśnił Jack z wrednym uśmiechem.
- A ty, mały, jak się nazywasz? - zapytał zupełnie innym głosem Ralf, choć zdawał sobie sprawę z tego, że w tej sytuacji w zasadzie równie dobrze mógłby próbować nawiązać kontakt z najbliższym kamieniem. “Banda debili” - pomyślał przelotnie... znów.
Chłopiec zamknął oczy i nie odzywał się. Widać było po nim przerażenie.
- A gdzie twój? Miałem nadzieję, że się tu spotkają i będzie spokojniejszy, ale widzę że go puściłeś. - Spokojnie postawił chłopaka na ziemi. - Dawaj tego pączka, mały chętnie coś przekąsi. - Spokojnie spojrzał na dzieciaka i czekał na reakcję innych, bo chłopak ciągle się darł i nie wyglądał na zadowolonego.
Felix odruchowo przycisnął kartonowe pudełko mocniej do piersi i pokiwał smutno głową. Po chwili dodał: - Są zasady, rozumiesz. Niektórych rzeczy po prostu zrobić nie można.
- Uciekł mi - powiedział Ralf i przeniósł z powrotem uwagę na chłopaka. - Wiem, że mnie rozumiesz, więc zawrzyjmy układ. Ty powiesz mi jak się nazywasz, a ja obiecuję, że będziesz mógł iść. Zgoda? Układ stoi?
Chłopak szybko pokręcił przecząco głową. Nie chciał powiedzieć nawet słowa.
- Okey-dokey, mały. Jesteś odważny, przyznaję i uznaję to. Idź do domu - przeniósł wzrok na Artura, myśląc, iż to, że mały go rozumie nie implikuje faktu, że potrafi mówić. Nie ma jak negocjacje z niemową. - Puść go.
Artur odwrócił się z chłopakiem w kierunku lasu i puścił go.

- Czas wziąć dupę w troki, panowie - zaczął Jack. - Trzeba oddalić się od tej trefnej puszki, zanim zleci się więcej gawiedzi.
- I to solidnie, kiedy po okolicy rozniosą się wieści o lądowaniu, wszyscy nieznajomi będą przyciągać więcej uwagi, niż dziewica w więzieniu. A i motywy tej uwagi będą równie wzniosłe.
- Pójdę przodem, w Wietmanie byłem zwiadowcą artyleryjskim i wiem jak być niewidzialnym w lesie. Ktoś tu jeszcze ma doświadczenie w obcym terenie?
Wstając, Hunter poklepał partnera po ramieniu i szepnął cicho: - Pilnuj pączków, będą nam jeszcze potrzebne.

- Czyli nie dość, że przestraszyłeś jakiegoś dzieciaka, to jeszcze dałeś mu uciec? No to pięknie - Robert nie mógł uwierzyć w to co widzi. Jak żołnierz może nie dać rady dogonić jakiegoś smarkacza... W głowie się nie mieści. - Dowiedzieliście się chociaż czegoś ciekawego? Czy wieści też okazały się być szybsze od was?
- A ty czego się dowiedziałeś? Co zrobiłeś, poza chichotaniem jak panienka na wydaniu i utrudnianiem roboty? - zapytał Möller, patrząc za znikającym w lesie dzieciakiem.
- Jakbyście tyle pączków nie jedli, to może wasze mózgi szybciej by reagowały, bo nawet sprzętu nie wyciągnęliście z kapsuły - powiedział Artur, po czym powrócił do skrzynki z ubraniami i miał nadzieję, że przynajmniej jakieś żarcie im dali.
- Teraz już nie szczekasz? - powiedział Ralf, patrząc na bruneta i przeniósł wzrok na Murzyna. - Może nie jesteś entuzjastą biegania po lesie, ale lepiej zacznij być entuzjastą bycia użytecznym. Bagażu nie potrzebujemy. Mamy, każdy z nas myślę, dość zajęcia z pilnowaniem własnej dupy i każdy albo będzie się do czegoś nadawał, albo wypad. Bo wiesz - moje bieganie po lesie, w przeciwieństwie do twojego wpierdalania pączków dało konkretne informacje. Po pierwsze: w pobliżu jest zamek lokalnego możnowładcy, garnizon wojskowy i wioska. Nie ma miasta, więc - pomimo tego, że wygląda to naprawdę świetnie - wskazał na Strøma - robimy za chłopstwo, nie mieszczan, o ile w ogóle, bo trzeba ich obejrzeć najpierw. Po drugie - poprzednie ekipy coś grubo spierdoliły, albo tutejszy system wierzeń jest ciekawy, albo występuje tu jakieś uwarunkowanie historyczne - zrobił teatralną przerwę i uśmiechnął się zjadliwie - rozumiem. Więc wersja dla prostego ludu. Po drugie - z mieszkańcami mamy już na pieńku i traktują nas jak wrogów. Jeszcze nie wiem po czym nas rozpoznają. Po trzecie - lądowanie kapsuły było widać ze wsi i z zamku, więc mamy kilka minut na wyprucie wszystkiego co się nada z kapsuły i zajęcie strategicznych pozycji byle dalej stąd, chyba, że zamierzacie czekać na własne ukrzyżowanie. Oczywiście plan byłby bardziej konkretny, gdybyście zamiast pierdolenia wypakowali już sprzęt z kapsuły i przynajmniej rozejrzeli się po okolicy. Tak, to idziemy tam - wskazał ręką kierunek przeciwny do wioski - chyba, że musicie zjeść jeszcze jednego pączusia?

Nie czekając na reakcje Sparky wszedł do kapsuły i zaczął pakować wszystko co miało, albo mogło mieć znaczenie, do plecaka. Pozostawienie czegokolwiek w lądowniku w zasadzie równało się utraceniu tego sprzętu. Średnio go interesowało dlaczego reszta znalazła się w kapsule. Póki co to reprezentowali sobą niewiele. Jedynym, który się za coś wziął był McCree... Jakoś nawet był w stanie zrozumieć Gertera - nie jest prosto dowodzić zbieraniną jaką byli, w nieznanym terenie w jakim są. Choć teraz Alexander mógł zdecydować - dowodzi, czy schodzi na doradcę dowódcy... Ralf zdecydowanie wolałby odwrotny układ, ale ktoś tym burdelem musiał dowodzić - jak widać “zespół niezależnych jednostek” zupełnie się nie sprawdził... To, że nie rozumieli się wzajemnie niczego nie zmieniało - to nie był piknik tylko walka o bardzo wysoką stawkę, chyba, że reszcie zależało tylko na własnych dupach, które właśnie wywieźli z rozsypującej się Ziemi i teraz zamierzali zając się tylko przygotowaniami do urządzenia sobie wygodnego życia.

- Z tymi spluwami to wy nawet na chłopstwo nie wyglądacie. Ciekawe po czym mogą nas rozpoznać, hmm... - Głos Lokiego wprost ociekał ironią. - Ja zawsze mogę robić za szlachcica. Skoro są zamki, jest i jakaś klasa panująca. Będziecie robić za moją świtę, tylko wam trzeba będzie przebrania dopracować, byśmy nie musieli się chować w krzakach na widok każdego kmiecia. Ale tym się zajmę jak zbliżymy się do jakiejś miejscowości.
 

Ostatnio edytowane przez Wnerwik : 11-11-2011 o 19:31.
Wnerwik jest offline