Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - Inne > Archiwum sesji z działu Inne
Zarejestruj się Użytkownicy

Archiwum sesji z działu Inne Wszystkie zakończone bądź zamknięte sesje w systemach innych (wraz z komentarzami)


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 09-11-2011, 23:57   #11
Banned
 
Reputacja: 1 Aschaar wkrótce będzie znanyAschaar wkrótce będzie znanyAschaar wkrótce będzie znanyAschaar wkrótce będzie znanyAschaar wkrótce będzie znanyAschaar wkrótce będzie znanyAschaar wkrótce będzie znanyAschaar wkrótce będzie znanyAschaar wkrótce będzie znanyAschaar wkrótce będzie znanyAschaar wkrótce będzie znany
Ralf, jakoś, wylądował na ziemi, bez zaliczenia gleby; odetchnął i porządnie stanął na nogach. Podszedł do leżącego dziecka i przykucnął podnosząc małe ciałko. Sprawdził czy nie jest gdzieś poważniej ranny, chłopak był jednak tylko trochę poobcierany i mocno wystraszony, to było wszystko co udało się Sparkyemu wypatrzeć, w końcu - przygrzał w liście, nie w beton. Przytulił małego do siebie i uspokajająco zaczął głaskać po głowie:\

- No, już dobrze... Nic ci nie jest. Muszę ci powiedzieć, że bardzo szybko biegasz, gdybyś się nie wywrócił to bym... - ugryzł się w język - nie mógł z tobą porozmawiać. Jesteś głodny? - wyciagnął z kieszeni jakiś baton energetyczny jednocześnie sprawdzając czy karabin jest dobrze schowany i odpakował zębami. Ugryzł kawałek i resztę podał małemu: - Ten drugi to twój brat? Kolega? Zbieraliście w lesie jagody?
- Nie jagody, proszę pana -
odpowiedział przez łzy, odgryzając co chwila malutkie kawałki batonika.
- To co zbieraliście? Możesz mi mówić Ralf, albo Sparky... - prawie odetchnął na głos, akcent był trochę nietypowy, ale to, że byli w stanie się porozumieć samo w sobie zakrawało na cud - Jak się nazywasz?
- Jestem Anton, proszę pana... ojciec kazał nam -
ugryzł batonik. - Sprawdzić co się stało...
- To bardzo rozsądnie ze strony waszego ojca - “Kurwa mać, więc z infiltracji nici”
pomyślał uśmiechając się do dzieciaka. Postanowił nie poprawiać chwilowo “proszę pana” - Mieszkacie gdzieś w pobliżu?
- Tak, w wiosce tuż za lasem. -
Dzieciak nerwowo obgryzał resztkę batonika. - Mój tata jest żołnierzem i mieszkamy blisko zamku, wie pan? - Ralf najwyraźniej kupił sobie zaufanie chłopca, który zapomniał już o pościeranej skórze.
- O! - zdziwienie nawet było autentyczne. - Zamek. Kiedyś będziesz musiał mi go pokazać. Tak z zewnątrz, z daleka... Bo nie chodzisz do zamku prawda?
- Nie proszę pana. Do zamku wolno wchodzić tylko żołnierzom, takim jak mój tata. On mówi, że Pan się czegoś boi... -
Na twarzy chłopca pojawił się cień przerażenia, jakby informację tę podsłuchał, lub tez nie powinien się nią dzielić.
- Twój tata jest na pewno bardzo dzielny i nikt nie musi się niczego obawiać. Nawet pan na zamku. Czego mógłby się obawiać mając takiego obrońcę jak tata? - “jesteś kanalią Sparky” - pomyślał rozglądając się znad głowy dzieciaka po okolicy - Chcesz jeszcze jeden batonik?
- Tak! -
odpowiedział maly, zapewne mając na myśli batonik. - Tata nie powiedział, czego Pan się boi. Mój tata jest bardzo dzielny. Tydzień temu obronił Pana przed zbójami! To niedaleko, mogę panu pokazać gdzie.
- To za chwilę mi pokarzesz. -
Dał małemu drugi baton podczas gdy umysł Ralfa generował kolejne setki pytań, które mógł, które powinien zadać. Równocześnie zdawał sobie sprawę, że nie może tej rozmowy przeciągać w nieskończoność i dodatkowo musi wymyślić jakiś dobry blef, który mały będzie mógł sprzedać w domu... - Więc chodźmy, pokaż mi gdzie twój tata dzielnie walczył. Czy poza wioską w której mie...

Kiedy już mieli odchodzić, pojawił się Artur niosąc drugiego chłopca, który w panice zaczął krzyczeć. “Zdobycz” Sparkyego zerwała się i zaczęła “pędzić” przed siebie nim ten zdążył złapać chłopaka.
- Idiota! - zerwał się i pognał za Antonem - Zaczekaj...
Chłopca udało się ponownie “złapać” bez większego problemu, jednak podczas pogoni płaszcz, który narzucił na siebie Sparky odsłonił ukrywaną broń. Chłopiec spostrzegł ją i pobladł. Oparł się plecami o drzewo niczym wilk osaczony przez stado gończych psów.
- Widziałeś to już - to było raczej stwierdzenie niż pytanie.
Anton pokiwał przecząco głową, lecz Sparky wyczuwał, że coś jest nie tak.
- To nie zrobi ci krzywdy. - przyklęknął znów, aby mieć oczy na linii oczu dziecka i jednocześnie zakryć broń - Co wiesz o zbójcach, którzy napadli Pana? - całą wcześniejszą rozmowę szlag trafił.
- Nie wolno mi z panem rozmawiać... - Chłopiec pobladł jeszcze bardziej, jego głos drgał, a w oczach pojawiły się łzy.
- Dlaczego? Co się stało? - Ralf miał wiele do stracenia, ale w tej sytuacji “miękkie negocjacje” były nie do zastosowania. “Wóz albo przewóz” - wyjął ostatniego batona i przełamał na pół - To ostatni jaki mam; połowa dla mnie, połowa dla ciebie - za naszą przyjaźń, za rozmowy, za nas. Proszę. - wyciągnął rękę i czekał.

Anton nie wziął batonika. Odburknął tylko - Mama mi o WAS opowiadała... powiedziała, że jak będę niegrzeczny to WY po mnie przyjdziecie... ja chcę do domu!! - Chłopiec zaczął szlochać, zupełnie tak, jakby Ralf groził mu śmiercią.
- My? A kim według ciebie jesteśmy? Kim jest ten drugi chłopak? To ostatnie pytanie, potem będziesz mógł iść.
Minęła chwila, nim chłopiec przestał szlochać:
- Wrogami - wyszeptał tak cicho, że Ralf ledwie go usłyszał. Wprawiło go to w lekkie osłupienie, podobnie jak to, że Anton zerwał się z miejsca i zaczął ponownie uciekać, szybciej niż wcześniej.


Przez chwilę Ralf patrzył za chłopakiem, do czasu aż nie zniknął wśród drzew. Potem wolno podniósł się, odchylił pelerynę do stanu w jakim - wydawało mu się - była w chwili, kiedy Anton go zobaczył i spojrzał na siebie. “Co do cholery widział mały?” - zastanowił się - “Co tak naprawdę skojarzył?”

Dzieci były spostrzegawcze i to należało brać pod uwagę. W grę wchodziło kilka elementów: broń, którą raczej można było wykluczyć; camo, które było wyróżnikiem, choć trafienie w taki sam maskat było co najmniej mało prawdopodobne; reszta, była już w sferze zgadywania - to mogło być wszystko: nóż, imiennik, wygląd panela udowego czy kabury... Ba to nawet mogło być zestawienie tutejszych szat z innymi ukrytymi pod spodem... czy sposób wiązania butów. Cholera, trzeba to było rozegrać inaczej, ale teraz było za późno na analizę. Ralf zaczął wracać na polanę. Minął Artura zupełnie nie zwracając na niego uwagi. Jego myśli zaprzątnięte były czymś zupełnie innym. Musiał znaleźć kolejną wyrwę w OODA; znów być krok przed tymi ludźmi. Ludźmi, których nie znał, ale szanował i doceniał. Zadanie robiło się naprawdę ciekawe.
 
Aschaar jest offline  
Stary 10-11-2011, 15:09   #12
 
Tevery Best's Avatar
 
Reputacja: 1 Tevery Best ma w sobie cośTevery Best ma w sobie cośTevery Best ma w sobie cośTevery Best ma w sobie cośTevery Best ma w sobie cośTevery Best ma w sobie cośTevery Best ma w sobie cośTevery Best ma w sobie cośTevery Best ma w sobie cośTevery Best ma w sobie cośTevery Best ma w sobie coś
TYMCZASEM NIE W KRZAKACH: widome efekty naszej współpracy, część kolejna

Alexander tymczasem obchodził polanę, sprawdzając czy ktoś jeszcze nie obserwuje nowoprzybyłych. Nieszczególnie interesowało go wydawanie jakichkolwiek rozkazów, choć co poniektórzy tego właśnie się spodziewali.

Hunter otrzepał się z kilku okruszków i zerknął w stronę harmidru w krzakach.
- Nie jestem przekonany, czy to mądre pozwalać temu drabowi zajmować się dzieckiem. Zresztą, ciekawe jak musiał podpaść komisarzowi, że wyrzucił go tu nawet z więzienia.
- Może spalił więzienny sierociniec w trakcie próby ucieczki? - Policjanci roześmieli się serdecznie. Ten dzień mógł jeszcze być całkiem niezły.
__________________________________________________ ___

Robert widząc żołnierza i przestępcę goniących za dzieciakami po lesie wiedział, że będzie tu naprawdę wielka komedia. Śmiał się strasznie, przestał dopiero kiedy usłyszał z lasu płacz.
- No tak, nie mogli złapać to zaczęli w nich czymś rzucać - mruknął pod nosem.
Wrócił na pokład, założył pelerynę, która miała dać mu średniowieczny wygląd. Poprawił katanę przy pasie. Nie martwił się za bardzo swoim kamuflażem - plecak nosił normalnie, na plecach. Wychodząc chwycił jeszcze swojego gnata. To ja już jestem gotowy - pomyślał.
Słysząc dowcip Felixa, roześmiał się ponownie. No, w końcu ktoś normalny, skwitował.
Podszedł do policjantów.
- Robert jestem - przedstawił się, podając dłoń, najpierw Felixowi, później Hunterowi.
- Felix Grey, z 22. Posterunku SFPD. A to mój kumpel...
- Jack Hunter - przedstawił się gliniarz, omiatając szybkim spojrzeniem Roberta i jego miecz. - Czy to nie ty grałeś w "Wielkim białym ninja"?
- Nie, Jack, spójrz, to nie może być on. On ma poczucie humoru.
- Albo przynajmniej umie je udawać.

Mikael postanowił się przebrać. Z niechęcią rozstawał się ze swoim obecnym ubraniem - jeansami i koszulą - lecz trzeba było zachować pozory. Nawet mimo towarzyszy ze spluwami. Przebrawszy się wyglądał całkiem nieźle - w kufrze znalazł koszulę, czarny kaftan, spodnie i wysokie, skórzane buty. Spodnie przepasał swoim pasem - na pozór zwyczajnym, lecz kryjącym w środku niespodziankę, która mogła mu kiedyś uratować dupsko. Przypasał do niego pochwę na sztylet, a drugie ostrze, nieco mniejsze, zatknął z tyłu. Przez ramię przerzucił torbę ze sprzętem. Do tego jeszcze peleryna... i proszę, mieszczanin jak ta lala. Szkoda że nie miał lustra, by przejrzeć się swojemu przebraniu.
- Łysy wygląda na takiego co długo siedział w więzieniu. Miejmy nadzieję, że dzieciaki zdołają uciec - rzucił do towarzyszy.
- Raczej nie za takie rzeczy go zamknęli, pedomisie mają w mamrze tak przejebane, że nikt by go nie wysłał na taką misję - odpowiedział Jack. - Na obcej planecie dobrze jest mieć obie nogi i względnie sprawny zwieracz.
- Ciekawe za co go wsadzili. I czemu go tu wysłali. Miejmy nadzieję, że nie poderżnie nam gardeł we śnie.
__________________________________________________-

Alexander po krótkim obejściu okolicy podszedł do reszty tych, którzy zostali na polanie i rzucił do nich, ciągle się rozglądając.
- Jakieś kreatywne pomysły?
- Może znajdziemy tych dwóch nadpobudliwych? Pobiegli za tubylcami i nie wracają - zaproponował Robert. Dręczyła go wciąż jedna myśl, mianowicie skąd wziął się tu ten były więzień. W końcu ludzie siedzą za różne dziwne rzeczy, może on jest nie tylko nadpobudliwy, ale też niebezpieczny.
- Kapitanie, co to za łysol? Wiadomo coś o nim?
- Wiadomo, nie wiadomo.... czy to tutaj ważne? - zagadkowo odparł “kapitan”.
- Mamy jakiś nadajnik, czy coś takiego, żeby poinformować tych na górze, że dotarliśmy? Potem można poszukać jakiejś osady, jak tamci dwaj wrócą.
- Kapsuła jest wyposażona w nadajnik. Wysyła sygnał, nie wiem tylko kiedy dotrze... i czy w ogóle.
 
__________________
"When life gives you crap, make Crap Golems"
Tevery Best jest offline  
Stary 11-11-2011, 14:02   #13
 
Wnerwik's Avatar
 
Reputacja: 1 Wnerwik jest po prostu świetnyWnerwik jest po prostu świetnyWnerwik jest po prostu świetnyWnerwik jest po prostu świetnyWnerwik jest po prostu świetnyWnerwik jest po prostu świetnyWnerwik jest po prostu świetnyWnerwik jest po prostu świetnyWnerwik jest po prostu świetnyWnerwik jest po prostu świetnyWnerwik jest po prostu świetny
Polanka, wszyscy

W tej chwili na przeciwległym krańcu polany pojawił się “łysy”, niosąc dzieciaka niczym worek kartofli. Nim dotarł do połowy polany, z lasu wyszedł Ralf.
Sparky wyszedł z powrotem na polanę, na której wylądowali. Koło trapu lądownika towarzystwo zebrało się i wyglądało jakby było na jakimś pikniku... Kurwa, nawet po sprzęt nikt się nie ruszył...
- No i jak dziewczynki? - zapytał złośliwie będąc w połowie drogi do pozostałych - Wypad poza swoje królestwo na piknik jest OK? Push-up, make-up, kocyk i ciasteczka? Paznokietków żadna nie połamała przy wyciąganiu koszyczków? Okolicę najbliższa chociaż któraś obejrzała, czy w obawie o szpilki, aby się nie połamały, żadna się nie ruszyła? Poza tym, że zużywacie powietrze i taplacie się w swojej zajebistości to nie potraficie nic innego?!? - przyłożył palec do ust i wskazał na dzieciaka - To co, panienki?
- Nie jesteśmy aż takimi entuzjastami harcowania z chłopcami po krzakach jak wy, nie chcieliśmy psuć wam nastroju - wyjaśnił Jack z wrednym uśmiechem.
- A ty, mały, jak się nazywasz? - zapytał zupełnie innym głosem Ralf, choć zdawał sobie sprawę z tego, że w tej sytuacji w zasadzie równie dobrze mógłby próbować nawiązać kontakt z najbliższym kamieniem. “Banda debili” - pomyślał przelotnie... znów.
Chłopiec zamknął oczy i nie odzywał się. Widać było po nim przerażenie.
- A gdzie twój? Miałem nadzieję, że się tu spotkają i będzie spokojniejszy, ale widzę że go puściłeś. - Spokojnie postawił chłopaka na ziemi. - Dawaj tego pączka, mały chętnie coś przekąsi. - Spokojnie spojrzał na dzieciaka i czekał na reakcję innych, bo chłopak ciągle się darł i nie wyglądał na zadowolonego.
Felix odruchowo przycisnął kartonowe pudełko mocniej do piersi i pokiwał smutno głową. Po chwili dodał: - Są zasady, rozumiesz. Niektórych rzeczy po prostu zrobić nie można.
- Uciekł mi - powiedział Ralf i przeniósł z powrotem uwagę na chłopaka. - Wiem, że mnie rozumiesz, więc zawrzyjmy układ. Ty powiesz mi jak się nazywasz, a ja obiecuję, że będziesz mógł iść. Zgoda? Układ stoi?
Chłopak szybko pokręcił przecząco głową. Nie chciał powiedzieć nawet słowa.
- Okey-dokey, mały. Jesteś odważny, przyznaję i uznaję to. Idź do domu - przeniósł wzrok na Artura, myśląc, iż to, że mały go rozumie nie implikuje faktu, że potrafi mówić. Nie ma jak negocjacje z niemową. - Puść go.
Artur odwrócił się z chłopakiem w kierunku lasu i puścił go.

- Czas wziąć dupę w troki, panowie - zaczął Jack. - Trzeba oddalić się od tej trefnej puszki, zanim zleci się więcej gawiedzi.
- I to solidnie, kiedy po okolicy rozniosą się wieści o lądowaniu, wszyscy nieznajomi będą przyciągać więcej uwagi, niż dziewica w więzieniu. A i motywy tej uwagi będą równie wzniosłe.
- Pójdę przodem, w Wietmanie byłem zwiadowcą artyleryjskim i wiem jak być niewidzialnym w lesie. Ktoś tu jeszcze ma doświadczenie w obcym terenie?
Wstając, Hunter poklepał partnera po ramieniu i szepnął cicho: - Pilnuj pączków, będą nam jeszcze potrzebne.

- Czyli nie dość, że przestraszyłeś jakiegoś dzieciaka, to jeszcze dałeś mu uciec? No to pięknie - Robert nie mógł uwierzyć w to co widzi. Jak żołnierz może nie dać rady dogonić jakiegoś smarkacza... W głowie się nie mieści. - Dowiedzieliście się chociaż czegoś ciekawego? Czy wieści też okazały się być szybsze od was?
- A ty czego się dowiedziałeś? Co zrobiłeś, poza chichotaniem jak panienka na wydaniu i utrudnianiem roboty? - zapytał Möller, patrząc za znikającym w lesie dzieciakiem.
- Jakbyście tyle pączków nie jedli, to może wasze mózgi szybciej by reagowały, bo nawet sprzętu nie wyciągnęliście z kapsuły - powiedział Artur, po czym powrócił do skrzynki z ubraniami i miał nadzieję, że przynajmniej jakieś żarcie im dali.
- Teraz już nie szczekasz? - powiedział Ralf, patrząc na bruneta i przeniósł wzrok na Murzyna. - Może nie jesteś entuzjastą biegania po lesie, ale lepiej zacznij być entuzjastą bycia użytecznym. Bagażu nie potrzebujemy. Mamy, każdy z nas myślę, dość zajęcia z pilnowaniem własnej dupy i każdy albo będzie się do czegoś nadawał, albo wypad. Bo wiesz - moje bieganie po lesie, w przeciwieństwie do twojego wpierdalania pączków dało konkretne informacje. Po pierwsze: w pobliżu jest zamek lokalnego możnowładcy, garnizon wojskowy i wioska. Nie ma miasta, więc - pomimo tego, że wygląda to naprawdę świetnie - wskazał na Strøma - robimy za chłopstwo, nie mieszczan, o ile w ogóle, bo trzeba ich obejrzeć najpierw. Po drugie - poprzednie ekipy coś grubo spierdoliły, albo tutejszy system wierzeń jest ciekawy, albo występuje tu jakieś uwarunkowanie historyczne - zrobił teatralną przerwę i uśmiechnął się zjadliwie - rozumiem. Więc wersja dla prostego ludu. Po drugie - z mieszkańcami mamy już na pieńku i traktują nas jak wrogów. Jeszcze nie wiem po czym nas rozpoznają. Po trzecie - lądowanie kapsuły było widać ze wsi i z zamku, więc mamy kilka minut na wyprucie wszystkiego co się nada z kapsuły i zajęcie strategicznych pozycji byle dalej stąd, chyba, że zamierzacie czekać na własne ukrzyżowanie. Oczywiście plan byłby bardziej konkretny, gdybyście zamiast pierdolenia wypakowali już sprzęt z kapsuły i przynajmniej rozejrzeli się po okolicy. Tak, to idziemy tam - wskazał ręką kierunek przeciwny do wioski - chyba, że musicie zjeść jeszcze jednego pączusia?

Nie czekając na reakcje Sparky wszedł do kapsuły i zaczął pakować wszystko co miało, albo mogło mieć znaczenie, do plecaka. Pozostawienie czegokolwiek w lądowniku w zasadzie równało się utraceniu tego sprzętu. Średnio go interesowało dlaczego reszta znalazła się w kapsule. Póki co to reprezentowali sobą niewiele. Jedynym, który się za coś wziął był McCree... Jakoś nawet był w stanie zrozumieć Gertera - nie jest prosto dowodzić zbieraniną jaką byli, w nieznanym terenie w jakim są. Choć teraz Alexander mógł zdecydować - dowodzi, czy schodzi na doradcę dowódcy... Ralf zdecydowanie wolałby odwrotny układ, ale ktoś tym burdelem musiał dowodzić - jak widać “zespół niezależnych jednostek” zupełnie się nie sprawdził... To, że nie rozumieli się wzajemnie niczego nie zmieniało - to nie był piknik tylko walka o bardzo wysoką stawkę, chyba, że reszcie zależało tylko na własnych dupach, które właśnie wywieźli z rozsypującej się Ziemi i teraz zamierzali zając się tylko przygotowaniami do urządzenia sobie wygodnego życia.

- Z tymi spluwami to wy nawet na chłopstwo nie wyglądacie. Ciekawe po czym mogą nas rozpoznać, hmm... - Głos Lokiego wprost ociekał ironią. - Ja zawsze mogę robić za szlachcica. Skoro są zamki, jest i jakaś klasa panująca. Będziecie robić za moją świtę, tylko wam trzeba będzie przebrania dopracować, byśmy nie musieli się chować w krzakach na widok każdego kmiecia. Ale tym się zajmę jak zbliżymy się do jakiejś miejscowości.
 

Ostatnio edytowane przez Wnerwik : 11-11-2011 o 19:31.
Wnerwik jest offline  
Stary 11-11-2011, 18:34   #14
 
Lichtenstein's Avatar
 
Reputacja: 1 Lichtenstein nie jest za bardzo znanyLichtenstein nie jest za bardzo znanyLichtenstein nie jest za bardzo znany
Ralf ponownie rozejrzał się po wnętrzu kapsuły. Wcześniej był zbyt zaspany, aby w kaprawym oświetleniu się połapać, że nie było tu specjalnie wiele miejsca. Po odrzuceniu części zajętej przez silnik, części zajętej przez wytłumienie i części zajętej przez paliwo została część pasażerska i uroczo elektroniczny kokpit.


Tylko kilka sekund było mu szkoda tej całej elektroniki. Wyjął nóż i szybko wykręcił śrubki pierwszego panelu. Pod rzędem migających światełek i nie podłączonych do niczego przełączników było jakieś rusztowanie podtrzymujące cały kokpit, a w zasadzie atrapę kokpitu.

- VERDAMMT BEFEHL!!! - Ralf dobitnie i głośno skwitował swoje odkrycie. Rozpruł już bez ceregieli resztę poszycia utwierdzając się w przekonaniu, że cała kapsuła była raczej kartonowym pudłem z silnikiem i kalkulatorem nawigacyjnym niż statkiem... jakimkolwiek. Komputer, który miał na plecach był kilkunastokrotnie szybszy niż ta prowizorka. Jedyną użytecznej długości wiązką kabla była ta pomiędzy silnikami a pseudo-kokpitem. “Bardzo śmieszne, kurwa, bardzo śmieszne”, pomyślał, wściekle kopiąc kawał poszycia grubości puszki po piwie. “Cud, że dolecieliśmy w jednym kawałku." Sprawdził wszystko jeszcze, raz wypruł z układu dwa akumulatorki i kilka lampek... “Będzie, kurwa, na dekorację świąteczną”, przemknęło mu przez głowę. Wepchnął wszystko do plecaka razem z kawałkiem metalowego kątownika i wyszedł na zewnątrz.
__________________________________________________ __

- Widzę, że ktoś próbuje zastąpić kapitana... Pragnąłbym tylko dodać, że to co mam pod tym płaszczem, nawiasem mówiąc niewygodnym, nie świadczy tylko o mojej przynależności do kasty ninji. Jest tam taki pipeć, jak go przycisnę to robię się niewidzialny. Mógłbym zademonstrować - tu zrobił niewielką przerwę, chcąc jeszcze bardziej dogryźć Ralfowi. - Ale nie wiem czy nasz nowy kapitan się zgodzi. A co do pączków, jak macie je jeszcze, to z chęcią się poczęstuję - ponownie wymownie spojrzał w stronę Sparky'ego.

- Wsadźcie sobie te pączki gdziekolwiek bo na chwilę obecną widzę to tak... - Artur zaczął powoli przechadzać się miedzy resztą zgromadzonych. - Po pierwsze nie znamy terenu, po drugie widzę, że ciężko się jest niektórym organizować, ale cóż, mięso armatnie też trza brać na wojnę. Po trzecie i najważniejsze to, kto ma większego możemy sprawdzić jak znajdziemy dobre miejsce na odpoczynek. Więc ruszać dupska, bo tutaj szybko nas znajdą - stanął przy skraju drzew które wskazał Sparky.

- Więc jak? Tam? - wskazał ponownie kierunek Ralf, zupełnie ignorując uwagę o zastępowaniu i tą o znikaniu również - Czy w międzyczasie wpadłyście na jakiś lepszy pomysł? Aha, jak któryś ma batony energetyczne, to potrzebuję wszystkie. Skoro ty bierzesz szpicę, to ja biorę zadek. - skwitował propozycję postawnego Murzyna. - Masz, czy potrzebujesz? - wyciągnął z kieszeni składaną lunetę.

Mikael zajrzał do swojej torby. Westchnął. Po chwili zastanowienia wyjął z torby batona i rzucił go żołnierzowi. Baton to nie aż taka wielka strata (miał jeszcze drugiego), a mógł tym sobie kupić przychylność wojaka - przyszłego kapłana.
- Trzymaj. Jak mówiłem, najlepiej by było ruszyć do wioski albo tego zamku i spróbować się porozumieć.
- Dzięki. - Ralf schował baton i lunetę do kieszeni - potrzebuję ich do przekupstwa, znaczy nawiązywania kontaktów z tubylcami. Moim zdaniem do wioski nie ma co uderzać, zwłaszcza teraz. Nie wiemy dokładnie jak ci ludzie wyglądają, jak się ubierają, jak zachowują... Nie wiem - może dorośli mają bruzdę na czole, której my i dzieci nie mamy? Nieważne. Ponieważ oni już wiedzą, że tu jesteśmy proponuję zniknąć gdzieś, rozbić obóz, albo znaleźć odpowiednie miejsce i stamtąd zrobić porządny zwiad.
- Jeśli o znikaniu mowa - rzucił Felix - da się coś zrobić z tą kupą złomu? Wysadzić, coś w tym stylu?
- Nie wiem czy jest sens, dzieciaki i tak to już widziały, a wioskowi również...

Zresztą - czy mamy na to czas? Wioska jest niedaleko i w zasadzie w każdej chwili ktoś jeszcze może się tu pojawić. I środki, bo jeżeli nikt z was w plecaku nie ma materiałów wybuchowych to w kapsule ich nie ma. W ogóle w kapsule nic nie ma...
Blondyn ponownie zajrzał do swego bagażu: - Ech, zapomniałem zapakować. Mam tylko kanapki na piknik. - Przybrał zawiedzioną minę, lecz zaraz jego twarz wróciła do “normalnego” stanu. - W którą stronę uciekały dzieci? Myślę, że dobrze by było udać się za nimi - najprawdopodobniej chłopcy pobiegli do domu.

- Batoników nie mam, ale może gumy coś pomogą - Artur wyciągnął z kieszeni kolejna paczkę. - A co do pozbycia się kapsuły, to nie ma sensu, skoro i tak nie jest nam przydatna, to co dopiero im. - Chłopaków lepiej zostawmy już w spokoju, i tak ich nieźle wystraszyliśmy.
- Wiem co nieco o rozpizgiwaniu różnych rzeczy, rzucę okiem na zasilanie kapsuły - zaproponował Grey. - Może da się zrobić jakieś szybkie zwarcie i ją podpalić. Bądź co bądź, ci miejscowi mogą mieć różne głupie pomysły, jak to znajdą. Przy odrobinie szczęścia nie podpalimy lasu. Pan Niemiec dobrze mówi, zorganizujmy sobie jakiś pseudokwadrat, potem gwizdniemy wóz z jakiejś wiochy i będzie kupa śmiechu. Jack, dalej chcesz iść przodem?
- Przy odrobinie szczęścia - mruknął Alex. - Popatrz na to, toż to kupa blachy falistej. Co chcesz podpalać? Co do pomysłu z oddaleniem się, jestem za.
- Wszystko. Przewody, układy, tworzywa sztuczne - odpowiedział policjant, tęsknym wzrokiem patrząc na klapę zasilania.
- Trawę, drzewa - wtrącił Alex. - Świetny sposób na pokojowe przybycie.
- Jak chcecie, to możecie się bawić w harcerzy i poobkładać ognisko kamieniami, ja tam piękno przyrody sobie mogę popodziwiać kiedy indziej.
- Nie chodzi o podziwianie przyrody. Nie wiemy jak ten las jest duży, jak szybko będzie się palił przy tak czystym powietrzu.
- Dobra, i tak rzucę chociaż okiem. Chyba, że wam się spieszy jak do pożaru?
- To może w ramach sprostowania dla kogoś tak nieobeznanego z wojskowością jak ja, po jaką cholerę mamy palić ten złom? A przede wszystkim oddalać się od cywilizacji? Skoro tam stoi zamek i jakaś wioska to wydaje mi się, że powinniśmy się udać w tamtym kierunku - spojrzał w stronę, w którą uciekły dzieciaki. - Tym bardziej, że tubylcy nie mają jak nam zagrozić. Wątpię by ich broń była w stanie razić na odległość większą od naszych zabawek. Chyba, że chcecie okrążyć całą planetę by wejść na zamek od tyłu.
- No! Zamordujmy ich wszystkich! Będzie więcej miejsca dla naszych.
- Amigo, kolega już powiedział, że mieszkańcy mają z nami na pieńku. Im mniej śladów im zostawimy, tym lepiej - a taka kapsuła to jest kurewsko wielki ślad. Cholera wie, co sobie wykombinują na jej podstawie. A jak przy okazji jeszcze spalimy kawałek okolicy, to tym lepiej. Las stary, palić się będzie długo, na zdrowie mu też wyjdzie, skasuje tropy, a my zdążymy uciec.
- Nasze zabawki, jak to ująłeś, panie ninja, mają ograniczoną ilość amunicji. Czyli nasza przewaga skończy się dostatecznie szybko. Potem zostaje machanie mieczykami i nożami. Tu z kolei wiele przed nimi nie jesteśmy, a ich jest znacznie więcej niż nas. Wynik: my idziemy do piachu i misja idzie do piachu. - odparł Ralf - Po co oddalać się? Aby w spokoju zdobyć więcej informacji i uniknąć starcia zbrojnego. - odetchnął i ugryzł się w język przed wypowiedzeniem kolejnego synonimu słowa “idioci” - Weźcie pod uwagę, że wysadzenie, czy - gorzej - spalenie kapsuły zaalarmuje znacznie więcej ludzi niż jej pozostawienie. Przy tej pięknej pogodzie to dym z palących się przewodów i plastików będzie widoczny z dziesiątków kilometrów... Teraz wiedzą o kapsule i o nas w jednej wiosce...
- To jest średniowiecze, tutaj pożary lasów nikogo nie dziwią, nie ma Misia Smoky’ego i straży pożarnej, do cholery. Dobra, jak wam tak zależy, to zostawimy tutaj to żelastwo. A teraz łapcie bambetle, zabieramy się stąd.
- No właśnie. Pożary lasów. Widziałeś kiedyś palące się drewno? Dym jest snujący się biały, a jeżeli drewno jest mokre - popielaty. Palące się polimery dają gęsty czarny dym. W średniowieczu nie ma materiału palącego się na czarno, zwłaszcza w lecie. Zresztą - błagam - zdecyduj się albo to tępe matoły ze średniowiecza, dla których nie działająca kapsuła to jedna wielka zagadka, albo inteligentni ludzie wyprzedzający swoją technologię, którzy czegoś się domyślą... a jak tak to z niedopalonego wraku domyślą się równie wiele... Pomijam już detal jakim jest fakt, że nie wiadomo czy sami nie będziemy potrzebowali elementów kapsuły do czegoś.
- OK, ze specjalistami od palenia nie mam zamiaru debatować. Może to i wąska specjalizacja, ale zawsze jakaś. No dobra, to ruszajmy.

- Ej, białasy - krzyknął Jack ze skraju zagajnika, widząc że reszta wciąż krząta się koło rakiety. - Idziemy stąd, czy macie coś lepszego do roboty?
- Poza małą dywersją dla zmylenia przeciwnika... Nic. Zresztą ja zamykam tę wycieczkę... Więc się nie krępujcie. - odparł Ralf znajdując miejsce, w którym sam zniknąłby w lesie, gdyby szedł na flankę wioski i zmieniając się na chwilę w “transporter opancerzony” wszedł w krzaki i zostawił wyraźny - zwłaszcza dla zwiadowcy, czy leśnika, ślad. Po kilku krokach szedł znacznie ostrożniej, ale dalej łamiąc kilka podstawowych zasad znanych każdemu. No prawie każdemu... Wycofał się ostrożnie z krzaków i wrócił na polanę - przez chwilę przypatrywał się swojemu “dziełu”; omiótł wzrokiem cały teren i podążył za pozostałymi.
 

Ostatnio edytowane przez Lichtenstein : 20-11-2011 o 17:36.
Lichtenstein jest offline  
Stary 12-11-2011, 04:02   #15
 
Arsene's Avatar
 
Reputacja: 1 Arsene jest godny podziwuArsene jest godny podziwuArsene jest godny podziwuArsene jest godny podziwuArsene jest godny podziwuArsene jest godny podziwuArsene jest godny podziwuArsene jest godny podziwuArsene jest godny podziwuArsene jest godny podziwuArsene jest godny podziwu
Całe to skradanie się po lesie zaczęło się dość dziwnie, więc jak mogło się skończyć? Grupa ludzi w adekwatnych do epoki płaszczach sunęła przez gęstwinę bujnych krzaczorów. Przez niemalże godzinę minęli jakąś wydeptaną, chyba dawno nieuczęszczaną dróżkę i małą, zarośniętą polankę pełną krecich jam, a raczej jam wyglądające na krecie. Żaden się nie pokazał. Żołnierzowi idącemu na szpicy dwa, może trzy razy zdawało się, że zwierze łudząco podobne do sarny przemknęło między drzewami.

Teren z wolna, miejscami, zaczynał wydawać się podmokły.

Po ponad godzinie mozolnej podróży, kiedy bagaż w postaci misternie schowanego uzbrojenia zaczął o sobie przypominać, grupa dotarła do dużej polany. Okalały ją wysokie drzewa, których liście mieściły się tylko w górnej części. Nic specjalnego. Krzaki natomiast wysokie były na prawie trzy metry i ciężko było stwierdzić, czy to jeszcze średnia czy już wysoka warstwa zalesienia. Przydałby się leśniczy, którego w grupie jednak nie było.

Miejsce, w którym żołnierze mogliby wyjść na polanę było w miarę suche, przeciwnie do reszty okalającego ją gruntu. Był on całkiem miękki, dalej mogły być bagna. Bagna, lub naprawdę spora rzeka. Powietrze było rześkie jak nad morzem, lecz był to raczej efekt rzucenia garści ludzi ze skażonego, brudnego świata wprost do średniowiecznego bastionu zielonej natury.

Nie świeżość powietrza czy urokliwa gra światła przebijającego się przez liście była najistotniejszą rzeczą w tejże polanie. Wyjątkową czynił ją spory, drewniany domek niemalże na samym jej środku. Wykonany z drewnianych bali, miejscami dość topornie, aczkolwiek wprawnie ociosanych, wydawał się być jakby nie z tej epoki. W miejscach, gdzie powinny znajdować się okiennice błyszczały się nieco zakurzone już szyby. Drzwi również wyglądały na nieco bardziej precyzyjną robotę. Mogło to świadczyć o naprawdę wielu rzeczach. Zamiast dziury w dachu, którą uciekać mógłby dym, rysował się kamienny komin. Najwyraźniej to średniowiecze nie było w cale tak wczesne, jak można było się z początku spodziewać.

Za domem mieściła się nieduża budka zbita z kiepsko wyglądających desek. Nie miała okien, natomiast przerwy między kawałkami drewna musiały wpuszczać dość dużo światła. Obok stał pień, w który wbita była siekiera. Porąbanych starannie kawałków drewna nigdzie nie można było dostrzec.

Wprawne oko zauważyłoby, a przypomnieć należy, że każdy z żołnierzy posiadał parę takich oczu, że do domu prowadziła ścieżka, na której trawa nieco już odrosła. W połączeniu z brudnymi oknami świadczyło to o dłuższej nieobecności mieszkańców tego zmyślnego i zapewne przytulnego domostwa w całkiem ładnej okolicy.
 
__________________
Także tego

Ostatnio edytowane przez Arsene : 12-11-2011 o 04:04.
Arsene jest offline  
Stary 17-11-2011, 20:22   #16
Banned
 
Reputacja: 1 Aschaar wkrótce będzie znanyAschaar wkrótce będzie znanyAschaar wkrótce będzie znanyAschaar wkrótce będzie znanyAschaar wkrótce będzie znanyAschaar wkrótce będzie znanyAschaar wkrótce będzie znanyAschaar wkrótce będzie znanyAschaar wkrótce będzie znanyAschaar wkrótce będzie znanyAschaar wkrótce będzie znany
Post wspólny Graczy

Jack czekał na resztę grupy, schowany za grubym pniem. Spodziewał się, że Grey będzie już zmęczony i narzekał, że samochodem byłoby wygodniej i szybciej (pewnego razu powiedział tak nawet gdy gonili po dachach mafijnego łącznika), ale niektórym też by się przydało parę rundek wokół obozu z moździerzem pod pachą. Murzyn miał rację - kiedy po chwili pojawili się pozostali, Felix był dość wyraźnie zasapany. Przynajmniej narzekanie zostawił dla siebie - pewnie dlatego, że kamaszowi i tak mieliby je w dupie. Gliniarz oparł się o drzewo, aby chwilę odsapnąć. Ralf dotarł jako ostatni, bardziej z rutyny niż faktycznej potrzeby zasygnalizował, że wszystko jest w porządku i wyjął notatnik. Dopisał kilka znaków do widniejącego już ciągu i schował notatki do kieszeni. Przerysowaniu tego kodu na mapę będzie musiał poświęcić chwilę, kiedy już będą mieli więcej czasu. Wyjął lunetę i rozpłaszczył się na ziemi, aby w spokoju przyjrzeć się znalezisku - znaczy pierwszemu obserwowanemu obiektowi architektonicznemu na tej planecie.

- Ruszamy się, chłopaki, nie mamy dziś więcej czasu do stracenia, mamy jeszcze przed sobą kawał drogi - mruknął Jack. Złapał wytęsknione spojrzenie Roberta skierowane ku chatce. - I nie róbcie sobie zbyt dużych nadziei względem tej budki, nie oddaliliśmy się jeszcze za bardzo, a jeśli ktoś postanowi porządnie przeczesać za nami teren, to pewnie tu zapuka do drzwi. Możemy sobie na chwilę przystanąć, żebyście złapali oddech i mogli się zastanowić po cholerę tachacie ze sobą broń, która jest większa od was.
- Kawał drogi dokąd? -
zapytał Ralf ciągle przypatrując się chatce przez lunetę. Równocześnie podarował sobie uwagę o wyposażeniu.
- Kawał drogi skąd.
- Widzę, że resztki zwiadowcy z kolegi wyparowały. Podpowiem - grunt. Przeanalizuj grunt.
- Mamy całą planetę do wyboru, by obmyślać gdzie wystawić nos. Wolałbym, żebyśmy robili to gdzieś, gdzie wszyscy lokalni gliniarze nie są postawieni na nogi, by szukać najeźdźców z kosmosu. W końcu znajdziemy jakąś inną mieścinę, wokół której się będzie można zakręcić i wybadać co i jak, a z odrobiną szczęścia będziemy tam szybciej niż wieści o naszym przylocie.
- Której części zdania “przeanalizuj grunt” nie zrozumiałeś? -
zapytał Sparky wracając do klęku, lustrując okolicę i starając się ustalić czy schodzili w dół, na co wskazywałoby wzrastające nawilżenie gruntu. Przy okazji starał się znaleźć jakieś drzewo nadające się na wspinaczkę. Z wysokości zarysowałby się na pewno lepszy obraz okolicy, w której byli.
- Tej, w której tak boli Cię o to dupa.
- Grunt od kilku kilometrów staje się coraz bardziej wilgotny, w niektórych miejscach staje się nawet grzęzawiskiem. To znaczy, że idąc dalej w tym kierunku możemy wejść na bagna, a nie chcielibyśmy utopić pączusiów. Prawda? To oznacza również, że niezależnie od przygotowania będziemy zostawiać i zostawiamy coraz więcej śladów. Ponadto mamy teraz możliwość zbadania domostwa, co daje nam konkretną antropologiczną wiedzę o tutejszych ludziach... -
Möller podarwał sobie uwagę o tym, że spieprzyć zdążą zawsze; zdobyć informacje - niekoniecznie. Znów czuł się “jak zwykle”, kiedy każdą jedną oczywistość trzeba było tłumaczyć jak krowie na miedzy, a każdą jedną opcję i możliwość podstawiać pod nos, bo “klapki na oczy, hajda i do przodu”.

- Jasny gwint, panie żołnierz, czyś ty poszedł do West Point, czy na Hipisowską Wyższą Szkołę Ekologii i Gender Mainstreaming? - wciął się wyraźnie poirytowany Grey. - Wpadnijmy do środka, zabierzmy to, co się przyda, odpocznijmy trochę. Potem zdecydujemy, czy iść dalej. I niech ktoś może skoczy na drugą stronę, co? Jakby ktoś nas zauważył ze środka, mógłby wybiec tylnymi drzwiczkami i sprowadzić jakichś kumpli.
- Najwyżej ciebie zauważy, ubierz tylko białą czapkę i stań na pieńku, abyś był jeszcze lepiej widoczny... West Point jest, nota bene, średniej klasy uczelnią, ale rozumiem, że dla Ciebie to jakieś “wow”... Nieważne. Jak nie załapałeś, to Twój partner zasugerował ominięcie budynku, Ty sugerujesz wejście. Co na to reszta? Skoro uskuteczniamy demokrację... Przecież nawet partnerzy nie umieją się dogadać.
- Powinieneś był widzieć nasz pościg za gangiem Blutha, tak z pięć lat temu. W którymś momencie wydarł mi kierownicę i o mało nie przejechał parady gejów, bo był przekonany, że na Mission Street będzie mniejszy ruch.
- Tam BYŁ mniejszy ruch -
wtrącił się urażony gliniarz. - Jak tylko się rozbiegli.
- To się zdecydujcie a ja sprawdzę drugą stronę -
Artur ruszył blisko linii drzew zostawiając sprzęt by nie przeszkadzał przy zwiadzie.
- O, widzicie, znalazł się jeden odpowiedzialny obywatel. W każdym razie, wątpię, żeby zaszkodziło nam zatrzymanie się tu na parę godzin.
- Wejdźmy, może dowiemy się czegoś ciekawego -
rzucił Mikael. - To lepszy pomysł niż siedzenie w lesie i gadanie o poziomie West Point albo paradach równości. - Oczywiście nie zamierzał pierwszy się pchać na nieznany teren. Liczył na to, że wojacy zrobią to za niego.

Ralf już chwilę temu zupełnie stracił zainteresowanie parką gliniarzy, skoro musieli się moralnie podbudowywać gejowskimi wspominkami sprzed lat i wrócił do obserwacji linii drzew, a w zasadzie przemykającego pomiędzy krzakami Łysego. Póki się przemieszczał był w miarę dobrze widoczny, ale Sparky wolał go nie tracić z oczu - tak na wszelki wypadek - aby potem nie szukać.


Kiedy McCree był po drugiej stronie polany Ralf przesygnalizował “widzisz coś, jacyś wrogowie?”. Odpowiedź “nic, czysto” nadeszła po krótkiej chwili. Sparky zastanawiał się tylko przez chwilę. Poddawanie pod publiczną debatę pomysłu wejścia do domu w taki, a nie inny sposób, było bezsensowne. Kolejna dyskusja prowadząca z założenia do stroszenia piórek... Lewa ręka Ralfa zaczęła pokazywać kolejne znaki układające się w zdanie:
- Proponuję zająć budynek, ty bierzesz drzwi jako punkt wejścia, a ja sprawdzę okna. - Ralf średnio był zainteresowany tym czy ktoś śledzi jego sygnały; nie starał się ich ukrywać, ale również nie pokazywał specjalnie. Nie zamierzał niepotrzebnie niszczyć budynku i wpadać do wnętrza przez wybijane okno, a raczej kulturalnie wejść drzwiami - najwyżej te traktując nożem jakby - nie daj Boże - były zamknięte na zamek.
- Zrozumiałem - przyszła odpowiedź i Ralf skrzywił się, bo technicznie właśnie przejął dowodzenie. “Go!” - zasygnalizował i odczekał obowiązkowe 3 sekundy zanim przyczajony wybiegł z krzaków. W zasadzie mógłby równie dobrze biec wyprostowany, ale przyzwyczajenie drugą naturą człowieka. Kątem oka dostrzegł Alexa, który jednak musiał zwracać uwagę na jego “gadaninę”. W budynku nic się nie ruszyło, w okolicy również nic nie było widać, ani słychać. Dopadł ściany i dopiero teraz wyciągnął z kabury Berettę, to było aż nadto, a w razie czego - pistolet prościej było schować niż karabin... Spojrzał na Alexa i pokazał “Osłoń ten teren, obserwuj” i dodał w myślach: “Sorry stary, ktoś tym burdelem będzie musiał dowodzić i nie dam ci się przekręcić”. Alex potwierdził, że zrozumiał i zabrał się za osłanianie. Ralf stracił z pola widzenia Artura, ale liczył na to, że ten zaczeka z wejściem do środka na “backup”. Przez jedno z okien zajrzał do wnętrza domostwa. Nic, pusto. Nie tracąc czasu przebiegł za róg budynku, sprawdził strefy - też bardziej z rutyny niż spodziewając się na dachu, czy w lesie przeciwnika i ponownie za kolejny spotykając się z Arturem przy drzwiach, które miały sporej wielkości zamek, a przynajmniej - dziurę na spory klucz. Ralf nie był przyzwyczajony do zakładania czegokolwiek, a w zasadzie pamiętał kilka uroczych wykopań drzwi zamkniętych tylko na klamkę, albo otwierających się na zewnątrz... Nie spodziewając się wiele pociągnął klamkę w dół i drzwi odskoczyły. Pchnął drzwi delikatnie, tak, aby je zatrzymać kiedy tylko wydadzą z siebie jakieś głośniejsze skrzypnięcie. Drzwi otwarły się jednak na oścież ukazując pusty przedpokój.

- Każde pomieszczenie na trzy - pokazał Ralf i rozejrzał się po pomieszczeniu, oceniając wnętrze budynku. Podkradli się z Arturem pod pierwsze drzwi i Ralf ponownie spróbował “numeru z klamką”... Dość szybko okazało się, że budynek wewnątrz nie jest pozamykany. I był pusty. Kilka pomieszczeń na parterze, niewysokie poddasze, raczej tylko kryjące konstrukcję dachu. W budynku nie było zejścia do piwnicy. Na zewnątrz Ralf też go nie zauważył. Brak piwnicy był jednak zrozumiały na podmokłym gruncie.
 

Ostatnio edytowane przez Aschaar : 18-11-2011 o 17:49.
Aschaar jest offline  
Stary 20-11-2011, 10:39   #17
Banned
 
Reputacja: 1 Aschaar wkrótce będzie znanyAschaar wkrótce będzie znanyAschaar wkrótce będzie znanyAschaar wkrótce będzie znanyAschaar wkrótce będzie znanyAschaar wkrótce będzie znanyAschaar wkrótce będzie znanyAschaar wkrótce będzie znanyAschaar wkrótce będzie znanyAschaar wkrótce będzie znanyAschaar wkrótce będzie znany
Post wspólny Graczy

W czasie kiedy wojskowi “atakowali” budynek...

- Powiedz mi proszę - zagaił partnera Jack - po co oni się tak spinają z zabawą w SWAT, skoro mogliśmy puścić na przeszpiegi pana niewidzialnego?
- A nie wiem. Performance art?
- Wojskowi wprost uwielbiają szpanować.
- stwierdził Loki.

*****

Po sprawdzeniu poddasza budynku Ralf zszedł na parter i podszedł do okna. Zastukał w szybę i poczekał na pojawienie się Alexa. “Czysto, chodźcie do środka” - zasygnalizował i wrócił do poważniejszych oględzin miejsca.

Sprawdzenie domu nie trwało aż tak długo a rezultat oględzin był jeszcze ciekawszy:
- Ralf to czekaj przyniosę nasze rzeczy mogą się przydać, a pewnie reszta o nich zapomni.
- Jasne. - odparł Ralf za wychodzącym Arturem. Sam zaczął rozglądać się po pomieszczeniu. McCree już bez większego krycia się po krzakach ruszył prosto po plecaki i walizkę starając się jednak nie pozostawiać śladów bo może jednak ktoś tu jeszcze zaglądnie.


Mebli w budynku było bardzo mało. Te, które były - dwie pozbijane z desek szafki, kilka krzeseł, stół, dwa łóżka - były wykonane prosto, choć funkcjonalnie. Kamienny kominek był postawiony mniej więcej w środku domostwa stanowił jednocześnie kuchenny piecem po swojej drugiej stronie. Rozwiązanie było całkiem sprytne i pozwalało zaoszczędzić sporo kamienia przy budowie. Sparky metodycznie przeszukał cały budynek; nie znalazł jednak żadnych rzeczy osobistych, narzędzi czy czegokolwiek co mogłoby powiedzieć więcej o mieszkańcach tego domu. To mocno go rozczarowało.
Zarówno kominek, jak i "kuchnia" nie były dawno używane i zostały wyczyszczone. Drewna również w domu nie było. Oczywiście było lato i w przypadku kominka było to zrozumiała, o tyle w przypadku kuchni - można było spokojnie założyć, że nikt tu nie mieszka. Przynajmniej w tej chwili i od dłuższego czasu. Budynek jednak był w dobrym stanie - co znaczyło, że jest jednak wykorzystywany przez kogoś - przykładowo przez myśliwych w zimie. Średnio jednak pasowali do obrazka niezniszczonego domu zbójcy; ta zagadka jednak również musiała poczekać na swoje rozwiązanie.

*****

- Przypilnuj, żeby nic nie popsuli, a ja rozejrzę się po okolicy.
- Się wie. Miejmy nadzieję, że nie rozwalą całej chatki szukając śladów kultury nocników glinianych czy czegoś takiego.

Zarówno w domu, jak i wokół domostwa panowała cisza i spokój.
- Fajna chatka. Wygląda na to, że nie była od dawna używana.. Może zrobimy z niej naszą bazę wypadową? - zauważył Mikael.
- Budynek daje przewagę taktyczną, nie sądzę zresztą, aby jakoś strasznie zależało lokalnym na ściganiu nas. Choć na pewno wiedzą o tym budynku - jest w dobrym stanie, więc od czasu do czasu ktoś tu zagląda; choć raczej nie w ostatnim okresie... W pobliżu budynku powinna być woda. Można też uskutecznić jakieś polowanie, bo zdajecie sobie sprawę z faktu, że... dammit - zaklął uświadamiając sobie własny debilizm - albo zaczniemy polować, albo musimy się zahaczyć w jakiejś wiosce i coś przehandlować na żarcie...
- Z polowaniem problemów nie będzie; zobaczymy jak będzie z handlem w innych wioskach trza by wywiedzieć za kogo mamy się podawać by za szybko nie nabrali podejrzeń. No i najważniejsze trza by się jakoś logicznie podzielić obowiązkami. Od razu informuję nie mam zamiaru gotować i zmywać jakby się kto pytał. -
stwierdził Artur.
- No, trza będzie znaleźć w końcu tę wioskę. Tylko szybko nim nam się żarcie skończy. Zrobimy zwiad, a potem mogę iść pohandlować z wieśniakami. O ile mamy coś czego będą chcieli... - Loki przerwał, jakby się nad czymś zastanawiając. - Ewentualnie możemy coś ukraść.
- Gdzie Jack? -
zapytał Ralf, zauważając brak Czarnego.
- Poszedł rzucić okiem na okolicę. Miejmy nadzieję, że nic nie znajdzie - poinformował go Felix, wchodząc do budynku. Żołnierz kontynuował:
- Wioskę, czy inną osadę będziemy musieli znaleźć. Myślałem, że tutaj dowiemy się czegoś o żyjących na tej planecie ludziach, ale... niestety. W domu nie ma żadnych przedmiotów osobistych, wygląda na używany tylko czasami, może przez traperów czy myśliwych. Wszystko muszą przynosić ze sobą i zabierać... W zbójców możemy się zabawić w ostateczności, chociaż wolałbym tego uniknąć. Więc jaki plan na resztę dnia? Możemy podzielić się na zespoły, aby było szybciej badać teren, jeżeli mamy więcej osób potrafiących nie zgubić się w lesie... - Ralf rozejrzał się po obecnych. - Jest nas siedmiu, więc trzy zespoły byłyby optymalne...
- Myślę że jedna by jeden zespół został w domu i przygotował okolicę na nasze potrzeby. Zebranie drewna, woda i tym podobne a 2 pozostałe mogą, sprawdzić teren dookoła i zrobić szkic okolicy plus przydatne punkty strategiczne. A może nawet coś upolują lub zbiorą przy najmniej jakieś rośliny jadalne...-
McCree rozglądając się po pozostałych szukał poparcia - To jak umie ktoś polować lub przetrwać na odludziu.
- To jednak chcemy tu zostać na dłużej? -
Ralf zrobił teatralną minę z cyklu “że ke?!?” - Jeżeli nie zamierzamy spędzać tutaj za wiele czasu to nie ma sensu cała zabawa z wodą i drewnem, a tym bardziej z polowaniem. Pytanie jednak podtrzymuję - kto potrafi przetrwać w lesie? I bez ściemniania. Musimy się podzielić na takie zespoły, które będą w stanie przetrwać, nie zostawić za wiele śladów i na dodatek - narysować mapę...
Mam nadzieję, że Czarnego wilki w lesie nie zjedzą i zaraz się czegoś dowiemy o najbliższej okolicy.
- Jak wróci Jack, to wtedy zdecydujemy, co robimy dalej. W międzyczasie nie widzę większego powodu, żeby nie przystosować tego miejsca do jakichś ludzkich standardów... W najgorszym razie tylko zmarnujemy trochę czasu. Sam mówiłeś, że nie przewidujesz jakiegoś pościgu, więc co za problem?
- Panie przodem. Zresztą nie wiem jakie nieludzkie standardy tu widzisz... Ja mam robotę, więc nie będę Ci przeszkadzał... A tak przy okazji to w policji już nie osłania się partnera?
- Nie wiem, przespałem tę lekcję w akademii. Stary, Jack był w Wietmanie, on tam nauczył się być bardziej niewidzialny w lesie, niż te zasrane kitajce. W sumie, cholera, że też nie zabrałem karabinu dziadunia, tutaj miałby używanie. Tak se kombinuję, że tu musi być jeszcze więcej zwierzyny niż u nas, w domu. Ale z tego pistoleciku na wodę to nic grubszego nie ustrzelę,
- Młody, ta ziemia ma się do Wietnamu jak kozia dupa do trąbki. Może być niewidzialny. Nie ma zielonego pojęcia z jakimi niebezpieczeństwami się spotka i polazł tam sam, Ty mu na to pozwoliłeś. Powiedziałbym świetnie, ale mam to w dupie. Za durnotę się płaci. -
Ralf wyjął swoje notatki i usiadł przy stole; trzeba było zacząć zajmować się kartografią. Nie było wiadomo kiedy znów będzie chwila wolnego, a teraz miał dodatkowo wszystko na świeżo i praktycznie całą trasę pamiętał w drobnych szczegółach. Pomysł marnowania amunicji na polowanie był już ostatnią kroplą goryczy jaką mógł strawić, przynajmniej na razie. Musiał się zająć czym konkretnym.
 

Ostatnio edytowane przez Aschaar : 20-11-2011 o 23:00. Powód: Edytorka
Aschaar jest offline  
Stary 23-11-2011, 08:49   #18
 
Arsene's Avatar
 
Reputacja: 1 Arsene jest godny podziwuArsene jest godny podziwuArsene jest godny podziwuArsene jest godny podziwuArsene jest godny podziwuArsene jest godny podziwuArsene jest godny podziwuArsene jest godny podziwuArsene jest godny podziwuArsene jest godny podziwuArsene jest godny podziwu
Jack Hunter, kierowany doświadczeniami z dżungli jaką był Wietnam, udał się na przeczesywanie lokalnego lasu. Zostawiwszy towarzyszy w nieznanym nikomu domu rozpoczął przeszukiwanie gęstwiny.

Ziemia stawała się coraz miększa, miejscami w oddali widać było leśne bagna. Może to jednak były po prostu brudne strumyki? Ciężko było to określić bez podejścia bliżej. Kierowany ciekawością zwiadowca podszedł się bliżej jednego z bajorek. Okazało się, że było to jednak niebezpieczne grzęzawisko, lekko tylko zalane wodą.

Z miejsca, w którym teraz znajdował się Jack nie widać było polany, lecz jedynie więcej i więcej grzęzawisk. Szukając kolejnego miejsca do zbadania, policjant dostrzegł przebłyski światła między drzewami w oddali. Udał się tam.

Dotarłszy na miejsce ujrzał kraniec lasu. Nie zdawał sobie nawet sprawy z tego, że stoi po kostki w czymś między wodą, a błotem. Był w szoku.

***


W tym samym czasie towarzysze dzielnego zwiadowcy, który udał się w nieznane zaczęli szczegółowo oglądać nowe znalezisko. Dom w gruncie rzeczy był całkiem przytulny. Alex usiadł obok Ralfa, bacznie przyglądając się kreślonym przez niego znakom.

Artur w tym czasie udał się na poszukiwanie dobrego punktu obserwacyjnego na poddaszu, czy też strychu. Znalazł je. Było to nieduże okienko, nieco brudne i zapewne skrzypiące przy próbie otwarcia. Zajął się więc bacznie rozglądaniem. Na szczęście widok skierowany był akurat na stronę z której przybyli. Na szczęście.

***


Alex podszedł do okna. Ostrożnie zlustrował okolicę. Ralf siedzący przy stoliku dostrzegł wyraz jego twarzy, mówiący wyraźnie, że coś się dzieje.

- Mamy gości - rzucił Alex i odsunął się od nadal brudnego okna.

Rzeczywiście, mieli gości. Wyjrzawszy przez okno Ralf spostrzegł grupkę ludzi kierujących się ostrożnie w stronę domu. Mieli skórzane pancerze, szerokie tarcze na plecach, w rękach dzierżyli broń wyglądającą na kusze. Jeden z nich jechał konno. W tej właśnie chwili do pokoju wbiegł Artur.

- Mamy go...
- Wiemy - przerwał mu Alex, pokazując gestem ręki, żeby nie zbliżał się do okna. - Co z tym robimy? Jeżeli przez dzieciaki posłali za nami pościg, to pewnie to tylko kilku z całego komitetu powitalnego. Ralf, czy dzieciak powiedział ci coś, co mogło by sugerować nieprzyjazne zamiary tubylców wobec nas?

***


Jack szedł od jednego ciała do drugiego. Były już w fazie rozkładu, lecz nadal można było spokojnie dostrzec kto kogo i w jaki sposób zabił. Powykręcane, pocięte mieczami, zmiażdżone pod kopytami koni. Widok był potworny i wzruszał nawet kogoś, kto przeżył Wietnam. Pole bitwy rozciągało się daleko w głąb mokradeł.

Rycerze w zbrojach, knechci, których tabardy całe ubrudzone były błotem i krwią, chłopstwo z łukami, których twarze wykrzywiał potworny grymas strachu i bólu. Wszyscy martwi. Widok okrucieństwa wojny budził w Jacku wspomnienia, zatracał poczucie czasu. Nie mogąc oderwać wzroku, jednocześnie pragnąc jedynie wrócić do przytulnego domu na polanie, zwiadowca szedł w głąb mokradeł, jakby kuszony głosem przeszłości.

Wreszcie zobaczył coś, co wyrwało go z transu wspomnień. Coś, czego nigdy by się tu nie spodziewał. Stało kilkadziesiąt metrów przed nim. Wyglądało jak powóz, w zasadzie wielkości dwóch czy nawet trzech. Jedna jego strona była rozerwana w przedziwny sposób, osmolona jak od eksplozji. W środku leżały gnijące, zmasakrowane nieludzko ciała. Była to okuta stalą machina wojenna, to Jack mógł wywnioskować bez bliższych oględzin. Widać było też coś na kształt wieżyczki, lecz bez uzbrojenia. Ciała dookoła były przynajmniej nadpalone, w najgorszym wypadku zwęglone.

Jack odwrócił się. Nieco nieświadomie zaszedł już dość daleko od granicy lasu. Musiał zdecydować się między dalszym rekonesansem lasu, oględzinami znaleziska lub powrotem do domu na polanie.
 
__________________
Także tego
Arsene jest offline  
Stary 25-11-2011, 22:25   #19
Banned
 
Reputacja: 1 Aschaar wkrótce będzie znanyAschaar wkrótce będzie znanyAschaar wkrótce będzie znanyAschaar wkrótce będzie znanyAschaar wkrótce będzie znanyAschaar wkrótce będzie znanyAschaar wkrótce będzie znanyAschaar wkrótce będzie znanyAschaar wkrótce będzie znanyAschaar wkrótce będzie znanyAschaar wkrótce będzie znany
Ralf usiadł przy stole wyjął notatki i przez chwilę gapił się bez sensu w zapisaną nierównym pismem kartkę.


Wojskowi zwykle byli idiotami, ale to co wysłano tutaj było już zbieraniną jakich mało. Ta drużyna nadawała się do reedukacji przez eksterminację...

Odsapnął i skoncentrował się. Czytając zdanie po zdaniu odtwarzał w umyśle trasę, przypominał sobie detale najdrobniejsze nawet spostrzeżenia. Wyjął z notatnika większą kartkę i przez moment zastanawiał się gdzie powinien zacząć rysować. I jak powinien zacząć rysować - najprościej byłoby użyć symboli wojskowych, jednak Sparky zdawał sobie sprawę z faktu, że mapy może również używać ktoś nieobyty z tymi symbolami. Postanowił więc użyć zwykłego cywilnego zestawu symboli dodatkowo umieszczając gdzieś na mapie legendę.
Przyszli z południowego wschodu i Ralf założył, że wszystko na północ i zachód jest nie do przejścia. Chatka wypadła więc w lewej górnej ćwiartce kartki.

Kątem oka zauważył, że Alex usiadł na krawędzi stołu i zaczął przyglądać się temu co rysował Ralf. Zaczął mówić jakby sam do siebie:
- Mapa ma skalę około 1:10000 czyli każdemu centymetrowi mapy odpowiada sto metrów rzeczywistego terenu. Zakładam, że na północ, północy zachód i zachód rozpościerają się mokradła i bagna, których - przynajmniej chwilowo nie zamierzamy infiltrować, więc umieszczam symbol chatki w lewej górnej kwarcie mapy, aby zyskać jak największy obszar do wyrysowania interesującego nas terenu... Oznaczam wstępnie mokradła wokół budynku... Droga, którą przebyliśmy idąc tutaj... - Ralf jednocześnie rysował i mówił. Kolejne znaki pojawiały się na karcie, kiedy nagle Alex podniósł się i podszedł do okna.

- Mamy gości - zakomunikował.
Ralf złożył notatki i podszedł do okna. Zaklął w duchu. Choć tak naprawdę to nie było wiadomo czy zbrojni szli za nimi czy szukali kogoś zupełnie innego. Negocjacje jednak chwilowo nie były opcją - wyłażenie pod napięte kusze było co najmniej durnym posunięciem. Trzeba było poczekać na ruch przeciwnika. Jeżeli ominą budynek i pójdą swoją drogą to sprawa będzie łatwiejsza. Jeżeli nie ominą - to w budynku kusze staną się zdecydowanie mniej użyteczne. Z tej odległości ciężko było powiedzieć, ale Ralfowi wydawało się że są to zwykłe - niepowtarzalne - kusze; więc w zasadzie każdy kusznik miał jeden strzał. Napinanie kuszy było zbyt czasochłonne... na szczęście... Zresztą trzeba było dążyć do walki w zwarciu - oni na odległość dysponowali tylko bronią palną, a echo wystrzału poniesie się daleko w lesie...
 
Aschaar jest offline  
Stary 29-11-2011, 12:00   #20
 
Iakovich's Avatar
 
Reputacja: 1 Iakovich jest jak klejnot wśród skałIakovich jest jak klejnot wśród skałIakovich jest jak klejnot wśród skałIakovich jest jak klejnot wśród skałIakovich jest jak klejnot wśród skałIakovich jest jak klejnot wśród skałIakovich jest jak klejnot wśród skałIakovich jest jak klejnot wśród skałIakovich jest jak klejnot wśród skałIakovich jest jak klejnot wśród skałIakovich jest jak klejnot wśród skał
W Chatce Puchatce jak ją srkomnie nazwali przyjezdni

Artur zwiedził całe mieszkanie i miał już pogląd gdzie co się znajduje mógłby z zamkniętymi oczami przejść po całym mieszkaniu. na strychu zrobił sobie legowisko wiedział że może się to przydać nie tylko do tego.
- Na strych? - w połowie pytanie w połowie rozkaz Ralfa zawisł w powietrzu gdy tylko zorientował się w sytuacji - Nie ma żadnego dowodu, że idą za nami. Mogą budynek spokojnie minąć, a nawet jeżeli nie to może nie zajrzą na strych, a w razie czego tam mamy najlepszą obronę - jedno wejście i na dodatek po drabinie, którą możemy wciągnąć na górę dawały według Ralfa dodatkowe możliwości.
- No tak, ale kto powiedział, że nie można ich trochę... przepytać? W takim przypadku lepiej nie chować się na strychu tylko doprowadzić do konfrontacji i dowiedzieć się tego i owego. Kiedyś trzeba. - Alex wymownie spojrzał na Niemca. Spojrzenie mówiło mniej więcej: Tutaj nie ma konwencji o prawach człowieka.
- Napaść na nich zawsze możemy. - odparł Ralf, choć argumentacja była niezła. - Wolałbym wiedzieć czy idą za nami, czy są przygodnym oddziałem. Wejście na strych jest przy drzwiach. jeżeli tylko wejdą do budynku możemy ich zaatakować, jeżeli komuś na tym zależy. W budynku
ich kusze będą praktycznie bezużyteczne i nie zmarnujemy amunicji na bezsensowną strzelankę.

Z piewrszej lini drzew zaczeli sie wyłaniać jacyś zbrojni.
- Dobra, ale widziałeś może jakieś okna na górze? Jedno malutkie, tyle. A wiesz, dom jest z drewna.... nie chciał bym utknąć na strychu.- Widać było że Alexander lubi zadawać pytania na które często już znał odpowiedzi.
- Nie sądzę aby podpalili budynek nie mając pewności, że jesteśmy w środku. Samo zaś drewno nie zajmie się w sekundę, nawet polane palną cieczą. Artur jesteś w stanie zdjąć konia? Dowódca jest najlepszym materiałem na pogawędkę, a nie chciałbym, aby oddalił się za szybko.
Pytanie Ralfa nawet nie zaskoczyło Artura - Nie będzie z tym problemu może i przy okazji załatwię mu nogę to nam nie będzie zwiewał. - Po chwili dodał. - Jak chcecie go przesłuchiwać to ja się tym zajmę powiedzmy że mam w tym wprawę. - Po tym stwierdzeniu widać było błysk w jego oczach i drobne rozmarzenie.
Odgłosy rozmowy przyciągnęły uwagę przysypiającego w komórce obok Felixa. “Jeśli zmusili Ralfa do oderwania się od swoich pierdółkowatych szkiców, to albo coś się dzieje, albo zaraz będzie awantura.” Gliniarz zwlókł się powoli z... czegoś, na czym leżał, a co przypominało krzyżówkę zgrzebnego wora i bobrzego ogona i poszedł do nich. Szybko zauważył, że coś ich poruszyło. - Co tam? - mruknął. - Jakieś problemy?
- Żadnych. - odparł Ralf.
- Mamy gości - mruknął Alex, wskazując palcem na okno.
- Jest jeszcze jedna opcja mogę ich zdjąć po cichu i nawet nie zdążą zareagować ale mamy zamknięte drzwi a tych nie otworze nie zauważenie.
- Chyba, że wyjdziesz oknem na ich tyłach, przez kuchnię. Tylko ktoś musi - Ralf położył nacisk na to słowo - zdjąć konia jeżeli dojdzie do walki.
Felix rzucił szybko okiem, po czym odsunął się od framugi. Niedobrze. - Spójrzcie tam: otaczają budynek. Chyba się nas spodziewają. Raczej wątpię, żebyśmy zdołali się wymknąć... albo nawet wyłgać.
- Wyłgać? Przypominam, że my nie mamy sobie tu zamieszkać, tylko przygotować ludzkość na nadchodzące zmiany. Drastyczne zmiany mogą wymagać drastycznych środków.
- Amigo, jak tych wystrzelamy, to przyślą tu więcej ludzi, a my będziemy musieli znowu spieprzać. Jak wrócą do domu i powiedzą, że nikogo nie widzieli, to będziemy mieli spokój. A na chybcika planu uszczęśliwienia ludzkości wdrażać nie można. – Dorzucił Felix jakby odniechcenia
Jak na złość stracili widok na strzelców z dużego pokoju
- Szybka decyzja chcecie mieć tylko dowódcę a resztę do piachu czy chcecie wystraszyć wieśniaków. Bo do tego wystarczy chyba tylko że z takiej odległości ktoś pozbędzie się dowódcy i konia jednym strzałem - Miał już kilka planów jeśli by ten im nie spasował miał tylko nadzieję że żaden z jeździców nie miał kontaktu z wcześniejszymi przybyszami bo plan mógł nie wypalić.
- Amigo, do tego, aby nas nie zauważyli to już dawno powinieneś zapieprzać na górę, a nie pierdolić tutaj swoje głodne kawałki. - Ralf olał kolejną debilną dywagację Felixa, który zmieniał zdanie jak chorągiewka, albo z właściwą gliniarzom mianerą robił wszystko, aby nie zrobić nic. - Możemy oddać jeden strzał, który i tak będzie słychać z daleka. Ten strzał powinien zdjąć konia i jeżeli to możliwe ranić jeźdźca w nogę, aby nie uciekł. Teraz to podejrzewam, że wejść już na górę wszyscy nie zdołamy. Sprawdzić można z kuchni czy po tamtej stronie pozostawili kogoś na czatach czy kusznicy po prostu zamierają wejść do domu, a ten na koniu tylko czeka, aby zwiać z wiadomością w razie czego. Trzeba się schować i jeżeli wejdą do domu to ich rozbroić - niekoniecznie zabijać. Jeżeli kogoś szukają to sprawdzą cały budynek, niekoniecznie taktycznie... Rozdzielą się i wejdą równocześnie do różnych pokoi. Biorę pokój przy wejściu po prawej. - Nie czekając na potwierdzenie czy zdanie innych wyszedł i przeszedł do “swojego” pokoju ktróy był pierwszym z prawej od drzwi. Pozostawił drzwi uchylone i przyczaił się za nimi. Pomieszczenie miało co prawda dwa okna, ale Ralf liczył na to, że przez brudne szyby kusznicy niczego nie zauważą. Zresztą nie wyglądali na zainteresowanych zaglądaniem w okna. On - wręcz przeciwnie - był żywo zainteresowany tym co dzieje się za oknem. Przez chwilę zastanawiał się nad wyborem – “garotta czy pistolet.” Stanęło na pistolecie - cios w potylicę zawodnika albo ogłuszał, albo łamał podstawę czaszki i przerywał rdzeń kręgowy. Nie było wiadomo jak tutejsi ludzie są wytrzymali, ale to miało się okazać za chwilę.
Alex ruszył do pokoju na przeciw tego, w którym ulokował się Ralf i jednoczśnie pierwszego przy drzwiach
- Jak zdejmę konia z jeźdźcem to biorę pierwszy po lewej więc zostawcie go pusty. - Ruszył szybko na górę mając nadzieje że SWD schowany w walizce jest złożony i gotowy do strzału. Szybko znalazł się na górze i całe szczęście broń byłą gotowa do użycia przyłożył się do oddania jednego precyzyjnego strzału. Na taką odległość nie było problemem przestrzelić nogę jeźdźca i przy okazji zabić konia wystarczyło tylko dobrze przymierzyć i poczekać na okazję.
- Wreszcie jakaś akcja! Już myślałem, że będziemy tu sobie tak po prostu podróżować. Skoro każdy ma prawo wybrać pomieszczenie dla siebie to ja biorę ten na prawo od Twojego, Ralf - wskazał na kolejne pomieszczenie (patrząc od wejścia).
W odróżnieniu od Möllera, zostawił drzwi otwarte. W środku nie zastał niczego za czym mógłby się schować, więc postanowił przykucnąć za drzwiami. Przez chwilę zastanawiał się nawet nad bronią, której mógłby użyć. Finalnie padło na nóż, nawiasem mówiąc dość spory. Walka kataną w tak ciasnym pomieszczeniu mogłaby sprawiać niewielkie trudności. A co dopiero jego karabin... Mógłby też włączyć kamuflaż w swoim stroju, z pomysłu jednak zrezygnował - jeszcze by któremuś przyszło do głowy zacząć strzelać...
Ludzie szybko pouciekali z pomieszczenia. No cóż, wygląda na to, że nikt nie miał zamiaru rozmawiać o możliwych sposobach postępowania. Może to i lepiej, czyny są lepsze od słów, czy coś, a jeśli można dodatkowo potem zwalić winę za te czyny na innych, to świetnie.. Zanim jeszcze Pan Niewidzialny wyszedł z pokoju, Felix zaczął włazić na poddasze za Arturem. - Nie przeszkadzaj sobie - rzucił do tamtego, kiedy szykował on spluwę. - W razie czego przypilnuję ci tyłek... albo chociaż spróbuję.
-Jak ci się nieuda to już jesteś trupem i będizesz się modlić by to oni cie zabili. – Wyraz twarzy jaką można było zobaczyć przyprawiła by niejednego o zawał.
Siedząc w swoim pokoju Ralf przyglądał się temu co było widać za oknem. Dwu kuszników zbliżało się do budynku, najwidoczniej dążąc do drzwi wejściowych. Ubrani byli w typowe dla epoki skórzane ćwiekowane zbroje, spodnie i wyższe buty. Na plecach mieli założone tarcze, a przy pasie wisiała jakaś broń biała. Całości dopełniały szyszaki. Na ubiorze nie mieli żadnych herbów, ani dystynkcji. Prawdopodobnie był to po prostu typowy oddział zbrojny. Niestety panowie nie byli łaskawi pokazać się dokładniej i Ralf nie był pewny czy szyszak nie ma czasem wypuszczonej osłony na kark - co w zasadzie uniemożliwiłoby zdjęcie gościa jednym ciosem. Mężczyzna włożył więc broń do kabury i wyjął garottę licząc na to, że gościa uda się poddusić na tyle, aby stracił przytomność i jednocześnie na tyle słabo, aby życie z niego nie uciekło. Nie było to proste zadanie, ale niewiele rzeczy było prostych w tym biznesie.
Zamknięte wcześniej główne drzwi otworzyły się powoli. Nikt tego nie widział nawet niewydały dziwięku, wszyscy siedzieli w swoich pokojach. Ralf przez drzwi słyszał ciężkie kroki. Po chwili umilkły. Minęły jakieś trzy sekundy i kusznicy wpadli do wszystkich pokoi. Ten, który miał sprawdzić pomieszczenie Aleksa skończył z podciętym gardłem nim zdążył zrobić cokolwiek. Zarówno Robert jak i Ralf stanęli oko w oko z przygotowaną do strzału kuszą, przynajmniej teoretycznie (bo nie wiem gdzie stoją dokładnie, przyjmijmy, że mają przewagę nad napastnikami). Jeden ze zbrojnych wpadł do pustego pomieszczenia, usłyszał zapewne jednak szamotaninę w pokoju z Aleksem.
 
Iakovich jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 03:53.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172