Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 11-11-2011, 18:34   #14
Lichtenstein
 
Reputacja: 1 Lichtenstein nie jest za bardzo znanyLichtenstein nie jest za bardzo znanyLichtenstein nie jest za bardzo znany
Ralf ponownie rozejrzał się po wnętrzu kapsuły. Wcześniej był zbyt zaspany, aby w kaprawym oświetleniu się połapać, że nie było tu specjalnie wiele miejsca. Po odrzuceniu części zajętej przez silnik, części zajętej przez wytłumienie i części zajętej przez paliwo została część pasażerska i uroczo elektroniczny kokpit.


Tylko kilka sekund było mu szkoda tej całej elektroniki. Wyjął nóż i szybko wykręcił śrubki pierwszego panelu. Pod rzędem migających światełek i nie podłączonych do niczego przełączników było jakieś rusztowanie podtrzymujące cały kokpit, a w zasadzie atrapę kokpitu.

- VERDAMMT BEFEHL!!! - Ralf dobitnie i głośno skwitował swoje odkrycie. Rozpruł już bez ceregieli resztę poszycia utwierdzając się w przekonaniu, że cała kapsuła była raczej kartonowym pudłem z silnikiem i kalkulatorem nawigacyjnym niż statkiem... jakimkolwiek. Komputer, który miał na plecach był kilkunastokrotnie szybszy niż ta prowizorka. Jedyną użytecznej długości wiązką kabla była ta pomiędzy silnikami a pseudo-kokpitem. “Bardzo śmieszne, kurwa, bardzo śmieszne”, pomyślał, wściekle kopiąc kawał poszycia grubości puszki po piwie. “Cud, że dolecieliśmy w jednym kawałku." Sprawdził wszystko jeszcze, raz wypruł z układu dwa akumulatorki i kilka lampek... “Będzie, kurwa, na dekorację świąteczną”, przemknęło mu przez głowę. Wepchnął wszystko do plecaka razem z kawałkiem metalowego kątownika i wyszedł na zewnątrz.
__________________________________________________ __

- Widzę, że ktoś próbuje zastąpić kapitana... Pragnąłbym tylko dodać, że to co mam pod tym płaszczem, nawiasem mówiąc niewygodnym, nie świadczy tylko o mojej przynależności do kasty ninji. Jest tam taki pipeć, jak go przycisnę to robię się niewidzialny. Mógłbym zademonstrować - tu zrobił niewielką przerwę, chcąc jeszcze bardziej dogryźć Ralfowi. - Ale nie wiem czy nasz nowy kapitan się zgodzi. A co do pączków, jak macie je jeszcze, to z chęcią się poczęstuję - ponownie wymownie spojrzał w stronę Sparky'ego.

- Wsadźcie sobie te pączki gdziekolwiek bo na chwilę obecną widzę to tak... - Artur zaczął powoli przechadzać się miedzy resztą zgromadzonych. - Po pierwsze nie znamy terenu, po drugie widzę, że ciężko się jest niektórym organizować, ale cóż, mięso armatnie też trza brać na wojnę. Po trzecie i najważniejsze to, kto ma większego możemy sprawdzić jak znajdziemy dobre miejsce na odpoczynek. Więc ruszać dupska, bo tutaj szybko nas znajdą - stanął przy skraju drzew które wskazał Sparky.

- Więc jak? Tam? - wskazał ponownie kierunek Ralf, zupełnie ignorując uwagę o zastępowaniu i tą o znikaniu również - Czy w międzyczasie wpadłyście na jakiś lepszy pomysł? Aha, jak któryś ma batony energetyczne, to potrzebuję wszystkie. Skoro ty bierzesz szpicę, to ja biorę zadek. - skwitował propozycję postawnego Murzyna. - Masz, czy potrzebujesz? - wyciągnął z kieszeni składaną lunetę.

Mikael zajrzał do swojej torby. Westchnął. Po chwili zastanowienia wyjął z torby batona i rzucił go żołnierzowi. Baton to nie aż taka wielka strata (miał jeszcze drugiego), a mógł tym sobie kupić przychylność wojaka - przyszłego kapłana.
- Trzymaj. Jak mówiłem, najlepiej by było ruszyć do wioski albo tego zamku i spróbować się porozumieć.
- Dzięki. - Ralf schował baton i lunetę do kieszeni - potrzebuję ich do przekupstwa, znaczy nawiązywania kontaktów z tubylcami. Moim zdaniem do wioski nie ma co uderzać, zwłaszcza teraz. Nie wiemy dokładnie jak ci ludzie wyglądają, jak się ubierają, jak zachowują... Nie wiem - może dorośli mają bruzdę na czole, której my i dzieci nie mamy? Nieważne. Ponieważ oni już wiedzą, że tu jesteśmy proponuję zniknąć gdzieś, rozbić obóz, albo znaleźć odpowiednie miejsce i stamtąd zrobić porządny zwiad.
- Jeśli o znikaniu mowa - rzucił Felix - da się coś zrobić z tą kupą złomu? Wysadzić, coś w tym stylu?
- Nie wiem czy jest sens, dzieciaki i tak to już widziały, a wioskowi również...

Zresztą - czy mamy na to czas? Wioska jest niedaleko i w zasadzie w każdej chwili ktoś jeszcze może się tu pojawić. I środki, bo jeżeli nikt z was w plecaku nie ma materiałów wybuchowych to w kapsule ich nie ma. W ogóle w kapsule nic nie ma...
Blondyn ponownie zajrzał do swego bagażu: - Ech, zapomniałem zapakować. Mam tylko kanapki na piknik. - Przybrał zawiedzioną minę, lecz zaraz jego twarz wróciła do “normalnego” stanu. - W którą stronę uciekały dzieci? Myślę, że dobrze by było udać się za nimi - najprawdopodobniej chłopcy pobiegli do domu.

- Batoników nie mam, ale może gumy coś pomogą - Artur wyciągnął z kieszeni kolejna paczkę. - A co do pozbycia się kapsuły, to nie ma sensu, skoro i tak nie jest nam przydatna, to co dopiero im. - Chłopaków lepiej zostawmy już w spokoju, i tak ich nieźle wystraszyliśmy.
- Wiem co nieco o rozpizgiwaniu różnych rzeczy, rzucę okiem na zasilanie kapsuły - zaproponował Grey. - Może da się zrobić jakieś szybkie zwarcie i ją podpalić. Bądź co bądź, ci miejscowi mogą mieć różne głupie pomysły, jak to znajdą. Przy odrobinie szczęścia nie podpalimy lasu. Pan Niemiec dobrze mówi, zorganizujmy sobie jakiś pseudokwadrat, potem gwizdniemy wóz z jakiejś wiochy i będzie kupa śmiechu. Jack, dalej chcesz iść przodem?
- Przy odrobinie szczęścia - mruknął Alex. - Popatrz na to, toż to kupa blachy falistej. Co chcesz podpalać? Co do pomysłu z oddaleniem się, jestem za.
- Wszystko. Przewody, układy, tworzywa sztuczne - odpowiedział policjant, tęsknym wzrokiem patrząc na klapę zasilania.
- Trawę, drzewa - wtrącił Alex. - Świetny sposób na pokojowe przybycie.
- Jak chcecie, to możecie się bawić w harcerzy i poobkładać ognisko kamieniami, ja tam piękno przyrody sobie mogę popodziwiać kiedy indziej.
- Nie chodzi o podziwianie przyrody. Nie wiemy jak ten las jest duży, jak szybko będzie się palił przy tak czystym powietrzu.
- Dobra, i tak rzucę chociaż okiem. Chyba, że wam się spieszy jak do pożaru?
- To może w ramach sprostowania dla kogoś tak nieobeznanego z wojskowością jak ja, po jaką cholerę mamy palić ten złom? A przede wszystkim oddalać się od cywilizacji? Skoro tam stoi zamek i jakaś wioska to wydaje mi się, że powinniśmy się udać w tamtym kierunku - spojrzał w stronę, w którą uciekły dzieciaki. - Tym bardziej, że tubylcy nie mają jak nam zagrozić. Wątpię by ich broń była w stanie razić na odległość większą od naszych zabawek. Chyba, że chcecie okrążyć całą planetę by wejść na zamek od tyłu.
- No! Zamordujmy ich wszystkich! Będzie więcej miejsca dla naszych.
- Amigo, kolega już powiedział, że mieszkańcy mają z nami na pieńku. Im mniej śladów im zostawimy, tym lepiej - a taka kapsuła to jest kurewsko wielki ślad. Cholera wie, co sobie wykombinują na jej podstawie. A jak przy okazji jeszcze spalimy kawałek okolicy, to tym lepiej. Las stary, palić się będzie długo, na zdrowie mu też wyjdzie, skasuje tropy, a my zdążymy uciec.
- Nasze zabawki, jak to ująłeś, panie ninja, mają ograniczoną ilość amunicji. Czyli nasza przewaga skończy się dostatecznie szybko. Potem zostaje machanie mieczykami i nożami. Tu z kolei wiele przed nimi nie jesteśmy, a ich jest znacznie więcej niż nas. Wynik: my idziemy do piachu i misja idzie do piachu. - odparł Ralf - Po co oddalać się? Aby w spokoju zdobyć więcej informacji i uniknąć starcia zbrojnego. - odetchnął i ugryzł się w język przed wypowiedzeniem kolejnego synonimu słowa “idioci” - Weźcie pod uwagę, że wysadzenie, czy - gorzej - spalenie kapsuły zaalarmuje znacznie więcej ludzi niż jej pozostawienie. Przy tej pięknej pogodzie to dym z palących się przewodów i plastików będzie widoczny z dziesiątków kilometrów... Teraz wiedzą o kapsule i o nas w jednej wiosce...
- To jest średniowiecze, tutaj pożary lasów nikogo nie dziwią, nie ma Misia Smoky’ego i straży pożarnej, do cholery. Dobra, jak wam tak zależy, to zostawimy tutaj to żelastwo. A teraz łapcie bambetle, zabieramy się stąd.
- No właśnie. Pożary lasów. Widziałeś kiedyś palące się drewno? Dym jest snujący się biały, a jeżeli drewno jest mokre - popielaty. Palące się polimery dają gęsty czarny dym. W średniowieczu nie ma materiału palącego się na czarno, zwłaszcza w lecie. Zresztą - błagam - zdecyduj się albo to tępe matoły ze średniowiecza, dla których nie działająca kapsuła to jedna wielka zagadka, albo inteligentni ludzie wyprzedzający swoją technologię, którzy czegoś się domyślą... a jak tak to z niedopalonego wraku domyślą się równie wiele... Pomijam już detal jakim jest fakt, że nie wiadomo czy sami nie będziemy potrzebowali elementów kapsuły do czegoś.
- OK, ze specjalistami od palenia nie mam zamiaru debatować. Może to i wąska specjalizacja, ale zawsze jakaś. No dobra, to ruszajmy.

- Ej, białasy - krzyknął Jack ze skraju zagajnika, widząc że reszta wciąż krząta się koło rakiety. - Idziemy stąd, czy macie coś lepszego do roboty?
- Poza małą dywersją dla zmylenia przeciwnika... Nic. Zresztą ja zamykam tę wycieczkę... Więc się nie krępujcie. - odparł Ralf znajdując miejsce, w którym sam zniknąłby w lesie, gdyby szedł na flankę wioski i zmieniając się na chwilę w “transporter opancerzony” wszedł w krzaki i zostawił wyraźny - zwłaszcza dla zwiadowcy, czy leśnika, ślad. Po kilku krokach szedł znacznie ostrożniej, ale dalej łamiąc kilka podstawowych zasad znanych każdemu. No prawie każdemu... Wycofał się ostrożnie z krzaków i wrócił na polanę - przez chwilę przypatrywał się swojemu “dziełu”; omiótł wzrokiem cały teren i podążył za pozostałymi.
 

Ostatnio edytowane przez Lichtenstein : 20-11-2011 o 17:36.
Lichtenstein jest offline