Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 11-11-2011, 18:44   #2
abishai
 
abishai's Avatar
 
Reputacja: 1 abishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputację
Cnotliwa i urodziwa księżniczka, to piękna bajka. Acz bajka tylko. Jeśli urodziwa to zwykle cnotą nie grzeszyła. Jeżeli cnotliwa, to głównie z tego powodu, że z braku urody grzeszyć nie mogła.
Choć... różnie to bywało.
Ziemie grafa von Blut, nie grzeszyły urodą, podobnie jak córeczka.
A choć ziemie należące do grafa, dla ambitnego i pracowitego rycerza mogły być wyzwaniem, to dodatek w postaci córeczki skutecznie zniechęcał.


Tak więc wieczerzając wraz grafem i córeczką, Wilhelm starał się robić dobrą minę do złej gry i zachowywać jak dobrze wychowany szlachcic. Udawał, że nie zauważa braków w urodzie i charakterze “pulpecika” grafa. Uśmiechał się i rozmawiał chętnie, uważając z piciem wina. Nie chciał się bowiem zaprawić alkoholem. Niemniej w myślach już rozważał dalsze kroki. Ostatecznie wyzwania podjąć się musiał, aczkolwiek zamierzał to uczynić charytatywnie.
Poza tym, choć warunki bytowe były bardziej niż kiepskie, to jedzenie dobre. Manierami grafa i córeczki Wilhelm się z pozoru nie przejmował, przechodząc od razu do sedna.- Jakiż to problem sprawia ów smok, drogi grafie? Co o nim wiadomo?
I zaczęło się.
Władca ziem zaczął opisywać owe potworne smoczysko. Wielkie, straszne łuskowate.


Ziejące ogniem monstrum porywające kozy i owce i dziewice. Krów nie porywało, bo i ciężko było znaleźć krowę w okolicznych ziemiach. Gdy jednak rycerz zaczął się dopytywać o szczegóły, graf zaczął się plątać w szczegółach. I wyszło na to, że ani on osobiście owego smoka nie widział, ani jego przyboczni. Tylko słyszeli od poddanych. I dlatego opis owej bestii przypominał Wilhelmowi, coroczne opowieści o łowach z cesarzem, jakimi raczył go ojciec. Co roku jeleniowi poroże rosło coraz większe.
Z każdym słowem grafa mina Wilhelma rzedła. Nie dość bowiem, że przyjdzie mu walczyć za darmo (wciskanej wraz posagiem córeczki jakoś Wilhelm przyjąć nie miał zamiaru), to jeszcze nie wiadomo z czym i gdzie.
Nic więc dziwnego, że paladyn był ponury i nawet “końskie zaloty” chichoczącej córki grafa nie poprawiały mu humoru. Niemalże rzucała mu się na ramiona i nie omieszkała poinformować, gdzie powinien zachodzić, bo wszak cnotliwą damą jest. Kilkakrotnie powtarzała gdzie znajduje się jej komnata i że zdarza się zapominać zamykać drzwi na noc.
Sugestia aż nadto czytelna.

Wilhelm zaczął podejrzewać, że ta cała sprawa ze smokiem, miała być przynętą, mającą zwabić kandydatów do niezbyt udanej córeczki. O ile był to smok. Równie dobrze mogła to być wiekowa wywerna, zbyt stara by wzbić się w powietrze. Zbyt stara by być zagrożeniem, dla czegoś większego od owcy.
Niemniej skoro tu już był, to mógł się wszak rozejrzeć po okolicy. Zważywszy, że narzucająca się ciągle córeczka grafa, skutecznie zniechęcania do pozostania w zamku.
Paladyn spytał więc o przewodnika, który mógłby do smoka doprowadzić. I spojrzenie grafa spoczęło na Jasperze Złotoustym. Bardzie, który omamił Wilhelma wizją cnotliwej i pięknej księżniczki oraz bogatych i urodzajnych ziem. Z tych wszystkich kłamstw, nawet cnotliwość nie okazała się prawdziwa. Choć niewątpliwie córeczka grafa dziewicą była.
Złotousty, jako postawny mężczyzna, jednak nie liczył się w oczach dziewczyny.


Z racji swego niskiego urodzenia, nie był wart jej uwagi, ni dobrego słowa. Z czego zapewne się cieszył. Niemniej to właśnie jego graf Robert wyznaczył na przewodnika dla Wilhelma, powodując, że biedak niemalże zakrztusił się winem, popijając syty posiłek.
Wilhelm zupełnie nie rozumiał, czemu bard gładkimi słówkami próbue wyłgać się z tej roli.
Wszak i tak walczyć będzie Czarny Rycerz, a on ma tylko być przewodnikiem po tutejszych zadupiach.
Jakkolwiek giętki język Jaspera, nie zdołał przebić się przez ośli upór grafa. I bard został mianowany przewodnikiem paladyna.
Dobre i to.
Wilhelm dość szybko uwinął się z kolacją i wykręciwszy się wczesnym wyruszeniem, opuścił towarzystwo. Nie mógł jednakże odmówić córce grafa towarzyszenia jej w drodze do swoich komnat. I starał się komplementować jej urodę. Co było iście heroicznym czynem.
Dziewuszka zaborczo obejmowała ramionami, rękę rycerza. Starała się nawiązać inteligentną konwersację, co jej zresztą kiepsko wychodziło. Oraz pokrzykiwała na przechodzące służki, wplatając przekleństwa godne plebsu w swe wypowiedzi. Pilnowała rycerza niczym rasowy pitbull. I czasami, nawet “szczekała” podobnie.
Dotarłszy do swej komnaty, Wilhelm grzecznie pożegnał namolną wielbicielkę niemal siłą wypychając ją poza drzwi. Następnie, nie dość że je zamknął, to jeszcze zabarykadował.
Hałasy przy drzwiach około drugiej w nocy, świadczyły iż zabarykadowanie się było niewątpliwie dobrym pomysłem.

Ranek.
Wczesne udanie się na spoczynek sprawiło, że Wilhelm równie wcześnie wstał. W każdym razie wcześniej niż graf i jego córka. Oraz bard.
Przyjemność płynąca z kopnięcia w zadek śpiącego Jaspera, było... niewątpliwie niewielką gratyfikacją, rekompensującą choć trochę kłopoty w jakie ów złotousty kłamca go wciągnął.
Gdy już przebudził swego przewodnika, Wilhelm przygotował się do podróży.
Krótka chwila na ogolenie twarzy i dłuższa na przywdzianie zbroi.



Jak wszyscy paladyni nosił ciężką zbroję płytową, ale przeciwieństwie do reszty zakonników Zeusa, barwioną na czarną. Było to odstępstwo od srebrnych i białych zbroi paladynów i swoisty znak rozpoznawczy rycerza.
W dodatku w połączeniu ze złocistym spojrzeniem jego oczu i kruczoczarną grzywą włosów okalających jego oblicze, zbroja prezentowała się nader efektownie.
Chwilka na sprawdzenie oręża, całego zbioru oręża. Oprócz rycerskiego miecza, miał jeszcze dwuręczny miecz przy siodle, dwie kopię, mizerykordię, oraz ciężką kuszę. Polowanie na smoki to nie przelewki.
Gdy był już gotów ruszył konno na swym rumaku bojowym przez bramę zamku, z bardem wlekącym się smętnie u boku, na jakiejś chabecie.
Wilhelm nie kłopotał się budzeniem i żegnaniem grafa i jego córki. Szkoda na to czasu i nerwów.
Niech więc zaczną się łowy na smoka!... lub na cokolwiek co pałętało się po tym zapyziałym hrabstwie.
 
__________________
I don't really care what you're going to do. I'm GM not your nanny.

Ostatnio edytowane przez abishai : 07-12-2011 o 14:28.
abishai jest offline