Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 12-11-2011, 02:06   #2
chaoelros
 
chaoelros's Avatar
 
Reputacja: 1 chaoelros jest na bardzo dobrej drodzechaoelros jest na bardzo dobrej drodzechaoelros jest na bardzo dobrej drodzechaoelros jest na bardzo dobrej drodzechaoelros jest na bardzo dobrej drodzechaoelros jest na bardzo dobrej drodzechaoelros jest na bardzo dobrej drodzechaoelros jest na bardzo dobrej drodzechaoelros jest na bardzo dobrej drodzechaoelros jest na bardzo dobrej drodze
Poznań, mieszkanie urzędnika Radosława Szmita(oficjalnie Schmidta)

Kruk siedział ze swym przyjacielem przy stole. Zostało jeszcze trochę zakąski i wódki na ostatnią kolejkę, lecz żaden nie miał już siły. Nie chcieli się upić tylko normalnie porozmawiać. Tak normalnie, wreszcie od chyba dwudziestu lat...
-Zbysiu... heh nigdy bym nie pomyślał że będziesz walczył z indianami. Co za historie płata tym naszym rodakom los na obczyźnie. No ale ta... - Radosław podrapał się po głowie- Elisabeth. Jak myślisz? jak to przyjęła?
-Normalnie. Ma moją emeryturę wojskową więc nie zostawiłem jej z niczym. Poza tym od kiedy odszedłem ze służby nie mogła mnie znieść. I tak miała krzywe nogi.
-Czemu ty nie mówisz Elżbieta tylko Elisabeth?
-Bo jej rodzice, Irlandczycy, dali jej Elisabeth, a Elżbieta... nie wymówiliby tego. Proste, nie? -
Gawędzili do rana więc Kruk miał opuścić Poznań rano, dopiero na drugi dzień.
(przed wyjściem)
-Zbysiu, masz tutaj jeszcze ciasto od Ewy.
Zbigniew stał przed lustrem i patrzył czy nie wygląda za bardzo na przyjezdnego.
-Złota kobieta. Włóż do walizki jak możesz, na sam wierzch.-rzekł poprawiając włosy- Radek, nie wyglądam zbyt obco? no wiesz, tutejsi mogą... - urwał widząc jak Radosław zamarł patrząc na walizkę.

-Zbysiu co to jest?
Zbigniew podszedł i zamknął walizkę.
-Ścięta spluwa. Ty wiesz że w stanach możesz mieć broń jeśli chcesz? No i ja się przyzwyczaiłem.
-Aaale jak ty..?
-Jak przewiozłem to przez granice? Ano zdolny jestem ale urwisowaty. Słowa twojej mamy, świętej pamięci.

*

Raszew, mieszkanie Kruka. Wieczór.

Pierwsze co zrobił po przyjściu do mieszkania to wypakował wszystko i zaczął myśleć nad tym gdzie schować broń. Przerażenie na oczach Szmita nie było nieuzasadnione. Zbysiu mógł sobie napytać biedy, gdyby ktoś odnalazł jego amerykańskiej produkcji rewolwer. Co innego gdyby znaleziono broń europejskiej firmy, najlepiej niemieckiej. Nad tym nie pomyślał. Kiedy rozpakowywał swoje rzeczy po szafkach znalazł barek a tam kolejny prezent od Szmita. Miód, dwójniak. Ech tego rdzennie niemal polskiego napitku mu brakowało. Co tam Brandy, Whiskey czy inne Burbony i szampany. Po dwóch łykach pysznego miodu natychmiast serce zaczęło pompować jakby młodszą krew. Kruk złożył dwa rewolwery i schował broń z amunicją pod podłogę. Póki co taki schowek musiał wystarczyć...

Raszew, przed karczmą i w karczmie...

Kruk wyszedł na miasto. Przywdział swoją marynarkę, założył płaszcz. Nawet nie wyglądał obco a pykając fajkę, już na pewno nie sprawiał wrażenia kogoś kto kiedyś wyemigrował do Ameryki.

Jego rodzinne miasto. No prawie, bo wychował się na wsi ale często witał w mieście aby spotkać się ze swym przyjacielem Szmitem. W sumie to dobry układ, bo prawie jak rodzinne strony i raczej nikt go nie rozpozna. Z resztą po tylu latach...
Swój spacer zaczął od karczmy. W końcu dobrze jest poznać miasto i zastanowić się nad tym skąd wziąć pieniądze bo tych co przywiózł mogło starczyć na miesiąc, może dwa.
Znane budynki, choć niektóre odmienione bo przemalowane, inne postarzałe, ogrzały serce Kruka i zaspokoiły jego wzrastającą przez lata tęsknotę.
Dochodził do karczmy, z której dobiegały odgłosy kłótni i bijatyki. Słychać było tłuczone szkło. Mimo to Zbigniew wszedł do karczmy.
"Psiakrew, co za burdel. Tego mi trzeba żeby ktoś mnie wziął na przesłuchanie w charakterze świadka psia ich mać... moczymordy". Widok krwi na podłodze i nóż w ręku mężczyzny o obłędnym spojrzeniu napełnił Zbigniewa wątpliwościami. Niemal w wejściu zawrócił i opuścił karczmę po czym skierował się do mieszkania. Miał nadzieję że nikt nie zwrócił na niego uwagi.

Mieszkanie Zbigniewa

Zasnął w fotelu. Fajka już niemal wypalona, zgasła w ręku Zbigniewa. Zaplanował że nazajutrz, po śniadaniu wybierze się do swojej rodzinnej wioski, na północ od miasta i na cmentarz, zobaczyć grób rodziców. Mimo że sprawa karczmy nie dawała mu spokoju, zasnął po kilku łykach dwójniaka.
***
 

Ostatnio edytowane przez chaoelros : 12-11-2011 o 02:18.
chaoelros jest offline