Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 12-11-2011, 19:35   #190
Gryf
 
Gryf's Avatar
 
Reputacja: 1 Gryf ma wspaniałą reputacjęGryf ma wspaniałą reputacjęGryf ma wspaniałą reputacjęGryf ma wspaniałą reputacjęGryf ma wspaniałą reputacjęGryf ma wspaniałą reputacjęGryf ma wspaniałą reputacjęGryf ma wspaniałą reputacjęGryf ma wspaniałą reputacjęGryf ma wspaniałą reputacjęGryf ma wspaniałą reputację
[MEDIA]http://www.youtube.com/watch?v=x7dWKOdvJJ0&feature=related[/MEDIA]

"Poeta", którego Wielki Q nazywał Pastorem miał na imię Eryk. Chyba był aktorem. Wydawał się dobrym człowiekiem, choć pajprawdopodobniej ciężko chorym. Jakaś schizofrenia paranoidalna z rozszczepieniem osobowości. Numer 6740468... i tyle. To wszystko co Szkutnik umiał powiedzieć o człowieku, który dwa razy ocalił mu życie, a teraz ginął paskudną śmiercią wchłonięty w mięsno-mentalną tkankę demona.

Czy zostanie zbawiony? Cholera raczy wiedzieć. Jak w niemal każdej sprawie w tej branży należało mieć nadzieję.

Szkutnik nie zdążył zarejestrować co właściwie się stało. Poczuł jak krew bryzga mu na placy. Widział jak oczy faceta, którego ranę właśnie opatrywał, zrobiły się okrągłe, jak jego ręka złapała za broń. Odwrócił się i od razu tego pożałował.

Korytarz w ułamku sekundy zmienił się w krwawą jatkę. Ramiona świętej pamięci Pastora oddarte ze skóry tworzyły ramiona krzyża, kręgosłup - po zrośnięciu z nogami i kratownicą - stanowił jego podstawę. Nadal widać było żebra i pulsujące organy wewnętrzne. Wokół nich wirowało coś na kształt łańcuchów uformowanych z żył, ścięgien, kawałków kości i cholera wie czego jeszcze. Na szczycie krzyża formowały się właśnie trzy głowy, jak jakieś makabryczne pąki w kształcie okrwawionych czaszek.
Wokół centralnej konstrukcji krążyła już cała masa odrażającej drobnicy. Drobnych mięsno-kościstych stworków.

- Przyłączcie się do mnie. - szepnął demon.

I długo nie czekał na odpowiedź.

Szkutnik miał łzy w oczach, ale to co poczuł było dla niego zupełną nowością. Groza, żal, frustracja zlały się w prostą atawistyczną furię. Czystą nienawiść i chęć zniszczenia wroga.
Niewiele myśląc rzucił się do przodu, nurkując pod krwawymi mackami, niemal w tym samym ułamku sekundy w którym Mello i Dylan oddali pierwsze strzały. Pośliznął się na jakimś kawałku mięcha, ale utrzymał równowagę, przeskoczył i znalazł się przy ochlapanym szczątkami poprzedniego właściciela miotaczu ognia.

Wyszarpnął uchwyt ciężkiego urządzenia z pomiędzy szczątków współwięźnia. Nigdy czegoś takiego nie używał, więc musiał zdać się na swoje inżynierskie wyczucie. Przykucnął i wymierzył w krzyż, upewnił się, że nie ma nikogo innego na linii ognia i wdusił spust.

To co wychodziło z jego ust nie było już uporządkowaną modlitwą, a prostym pierwotnym wrzaskiem wściekłości. Najstarszym, znany ludzkości egzorcyzmem, najbardziej adekwatnym do warunków Gehenny.
Nie mogli przegrać. W tej chwili tylko oni blokowali Shamayellowi drogę do swobodnego rozpełznięcia się po całym statku. Anioły z przypadku. Czwórka ludzi, których nawet ze sporą dozą poczucia humoru ciężko uznać za świętych, a wśród nich on - upacykowany na clowna z gorejącym mieczem w dłoni - naprzeciw mięsnemu Lucyferowi.

Szkutnik nie myślał co będzie dalej. Miał nadzieję spalić paskudztwo do ostatniego mięsnego włókienka. Zafundować Dies Irae, jakiego to paskudztwo jeszcze nie oglądało. Gdyby im się nie udało... cóż, będą musieli się wycofać do najbliższej grodzi i odciąć kolejny korytarz.
 
__________________
Show must go on!

Ostatnio edytowane przez Gryf : 12-11-2011 o 20:06.
Gryf jest offline