Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 14-11-2011, 05:24   #131
Tyaestyra
 
Tyaestyra's Avatar
 
Reputacja: 1 Tyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputację
To nie było najlepsze położenie w jakim łowczyni pragnęłaby się znaleźć, nawet jeśli i mijane tunele nie należały do najprzyjemniejszych krajobrazów. Ale wpadła, ciekawość skuszona słodyczą tutejszej tajemnicy zwiodła Leiko i jej towarzysza prosto w pułapkę. A przecież ostrzeżenia po drodze były tak wyraźne i odstraszyć powinny duszyczki od zagłębienia się dalej w te nieprzystępne rejony.

Ciekawość, Ty słabości okrutna..

Powiodła spojrzeniem po zagradzających im drogę ucieczki kreaturach naliczając sześciu przeciwników, którzy zapewne z łatwością rozprawili się ze wcześniejszymi intruzami. Wszak o tym świadczyły truchła na jakie się natknęli, zaś dzierżone przez duchy ostrza tylko potwierdzały ten fakt nie działający na korzyść jej i Kirisu. Dlatego postanowiła spróbować rozegrać to dyplomatycznie i pozornie ignorując pytanie ducha, ostrożnie zadała swoje własne zza pleców młodziana – Kim jesteście?
-Jesteśmy najwierniejsi słudzy naszego pana.- odparł jeden z bytów.-Jesteśmy strażnikami i oczekującymi. Pan śpi, lecz zostanie zbudzony, gdy nadejdzie czas.
Kolejny rzekł.- Tylko ci którzy są godni. Tylko ci którzy są przeznaczeni przez karmę, mogą sięgnąć po ów oręż.
-Ha... Nie będzie mi tu jakiś duch mówił co mogę robić a co nie.- odparł buńczucznie Kirisu.- Może nie wiecie zjawy, ale jestem Kirisu Płomień. Jestem łowcą oni i potężniejsze pokraki ulegały mej sile.
Łowczyni w to jednak wątpiła. Mimo wszystko, te tutaj istoty wydawały się zbyt potężne, by walczyć z nimi na ich warunkach i ich terenie.
Wykonała niezbyt gwałtowny ruch, jak gdyby miała do czynienia z drapieżnikami mogącymi go wziąć za atak. Ułożyła dłonie na przedramieniu młodziana w geście studzącym rozpaloną w nim chęć walki, palcami zaś ostrzegawczo wczepiła się w rękaw jego odzienia.
Na jej ruchy stwory zareagowały nerwowo.




Przybliżyły się do nich obojga. I uspokoiły dopiero po chwili. Dopiero, gdy uspokoiła Kirisu i zapytała -Wasz pan.. kim on jest? Czy to jego miejsce spoczynku?
-Iye. Pan nie spoczywa tutaj. Śni z dala od swego zamku.- stwierdził duch. A inne szeptały.- Śpi. Śpi. Śpi i czeka.
Ukryta za sylwetką Płomienia, zerknęła ostrożnie za siebie. Ku kapliczce i, co ważniejsze, wakizashi, które kusiło ją, przyciągało nienaturalnie i prawie wręcz wołało do siebie swym pięknem. Raz zobaczone nie pozwalało się teraz tak po prostu opuścić, misterne zdobienia nie dawały o sobie zapomnieć.
-I czym jest ten oręż? Byli już tutaj inni ludzie i próbowali go odebrać, prawda? Ktoś otworzył te wrota. Ktoś.. ktoś.. – ciężko jej to przyszło, ale odwróciła spojrzenie od czekającego na podniesienie skarbu i przeniosła je na przecięcie w masce jednego ze strażników -Człowiek z biwą?
Pytania same cisnęły się Leiko na usta i opuszczały je bez napotykania jakichkolwiek oporów. Działały jako jej metoda obronna, zasypując sobą potencjalnych przeciwników i odwlekając to co miało nadejść nieubłaganie.

-Wielu ostatnio próbowało. Żywych i nieumarłych. Każdy kto wszedł, poddawany był próbie. Nikt jej nie zdał. Nikt nie jest godzien. -zawodziły duchy. -Zapomniany. Zapomniany nasz ród. Czy nikt nie przetrwał. Czy pomarli?
Trudno powiedzieć było, na ile te istoty są racjonalne. Trudno było powiedzieć kim były kiedyś. Ale brak logiki w myśleniu tych istot nie działał na korzyść łowców. Wprost przeciwnie. Czynił reakcje duchów nieprzewidywalnymi.
W końcu po dłuższym zawodzeniu przez chór duchów, jeden z nich rzekł.- Broń jest dziedzictwem i tylko ten lub ta która ma prawo odziedziczyć, może ją wziąć.
-Ród? Ród tych ziem? Ród Sasaki? - pytała Leiko niepewnie, pierwszymi myślami i skojarzeniami jakie doszły do głosu po lamencie kreatur. Zmniejszenie odległości pomiędzy ich dwójką, a zabójczymi ostrzami mogącymi z łatwością dołączyć ich do reszty nieszczęśliwych poszukiwaczy skarbów, przyprawił kobietę o lekkie zawahanie. Chwilową rysę w murze chłodnej kalkulacji i konfrontowania posiadanych informacji z tymi wyciąganymi od duchów. I to właśnie dzięki nim zdołała sama sobie odpowiedzieć krótko -Iye..
Nawet jeśli Kojiro nie mówił jej wszystkiego, to nie mógłby pominąć wspomnienia o takim miejscu na swych ziemiach. Dla niego na północy były tylko pustkowia. Być może nic nie wiedział o tym sekrecie ukrytym głęboko przed spojrzeniami.
Zza pasma włosów przesłaniających część jej twarzy Leiko spojrzała na strażników i wyartykułowała swe podejrzenie -Czy to jest sekret, którego chronili Sasaki i ich Gōsuto tora?

Nie zareagowały na słowo Sasaki. Nie zwróciły na nie uwagi. Imię rodu Kojiro było dla nich pustym zlepkiem dźwięków. Ale na słowo Gōsuto tora, szepty ich zmieniły się w ryk wściekły.- Gōsuto tora, wieczny strażnik! Pilnujący naszego więzienia! Gōsuto tora! Sługa zdrajcy i jego popleczników!
Gniewny wybuch duchów skwitowany został należytym grymasem wstępującym na porcelanowe lica łowczyni, jak i krótkim sykiem padającym przez zaciśnięte w zaniepokojeniu zęby. Nieświadomie, we własnym dążeniu do dowiedzenia się prawdy podjudzała je grając w niebezpieczną grę, w której nie była w stanie wcześniej domyślić się ruchów przeciwnika. Kroczenie tą ścieżką napawało ją trwogą, ale też i niecierpliwością zmuszającymi jej dłonie do mocniejszego oplecenia ręki Płomienia.
-Gōsuto tora was pilnuje? Tego miejsca, waszego rodu? – stanowczym głosem próbowała przedrzeć się przez ryki strażników -Co to jest za ród?
-Jesteśmy pierwsi. Jesteśmy wasale pierwszego. My jesteśmy sługami najpotężniejszego. My jesteśmy, tymi którzy odrodzą się wkrótce.- grzmiał chór głosów duchów.- Gdy nasz pan się przebudzi. Gdy nasz lord powstanie. I my przybędziemy mu służyć.
-Dobrze, dobrze – prawie zawołała Leiko, bowiem w chwili tak wiadomego zagrożenia miast posłusznie milczeć, ona głos swój uniosła może nieco bardziej niżby tego chciała. A następnie dodała już spokojniej, acz z ciągle wyczuwalną nutą napięcia – Rozumiem.
Skłamała gładko, bo i daleka była od zrozumienia natury tych duchów oraz ich przeznaczenia. Przez ich nie do końca materialne ciała zerknęła w stronę rozchylonych wrót zastanawiając się, czy te zawodzenia nie ściągną im nikogo dodatkowo na głowę – Czy.. czy wiecie czego szukają tutaj ci ludzie i nieumarli? Co wydobywają z tuneli?
-Nie interesuje to nas. Nam pozostało tu czekać i pilnować dziedzictwa, skoro i tak nie możemy opuścić naszego więzienia.- odparły zgodnie duchy. A spojrzenie Leiko wyłapało przez chwilę, ciemne pukle włosów związane w charakterystyczny sposób. Dobrze jej znaną fryzurę, którą tak lubiła burzyć podczas intymnych chwil. Kojiro czaił się w tunelu. Obserwował i czekał.
Zmniejszenie o jedną osobę różnicy w liczebności pomiędzy ich teraz trójką i strażnikami, zdołało odrobinę pocieszyć kobietę. Ale nie za bardzo. Przeciwnicy ciągle mieli nad nimi przewagę, szczególnie jeśli w grę wchodziła owa próba, w której wszak tak wielu już poległo.

-Dziedzictwo.. – szepnęła, a w mojej podświadomości znowu ozwało się wabienie i nęcenie jej przez leżący tak blisko, a jednak tak daleko oręż. Pragnienie dotknięcia, lub choćby nacieszenia oczu tą zniewalająco piękną kreacją zdołało nadkruszyć barierę silnej woli Leiko. Puściła jedną dłonią rękę Kirisu i połowicznie obróciła się w stronę kapliczki, dając się odrobinę omamić nawołującemu ją zjawisku. Świadczył o tym nieco rozmarzony ton, którym powtórzyła jedno ze swych pytań –Kim jest wasz pan, strażnicy?
-Nasz pan jest władcą, nasz pan jest lordem, nasz pan jest tym który władał i tym który będzie władał.- chóry głosów zaintonowały odpowiedź nie rozwiązującą jednak zagadki. Albo nie chciały zdradzić imienia swego władcy, albo już go nie pamiętały. Wszak ileż to lat, a może dekad lub stuleci już minęło?
-Ale póki co tylko śpi – podsumowała mruknięciem tę niezbyt satysfakcjonującą ją odpowiedź. W oczach jej igrały złapane w tonie piwnych tęczówek iskierki z lampionów, których blady blask swym chłodem rozświetlał porcelanową twarzy zwróconą w ich kierunku.
-A wy razem z tym orężem.. – proste słówko zadrżało nieznacznie w trakcie padania z ust Leiko - ..którego strzeżecie zostaliście tutaj zamknięci. Ktoś nie chciał, aby broń została odnaleziona przez prawowitego dziedzica? Komuś zależało, by zachować to w tajemnicy? Ktoś was tutaj uwięził.. ten zdrajca, o którym mówiliście? Ten któremu służy Gōsuto tora?
-Iye. Broń ma być odnaleziona, przez tego komu należy się dziedzictwo.- zaprzeczył jeden z duchów. A pozostałe chórem zaczęły powtarzać.- Pogrzebać chcieli chwałę dawnych dni, pogrzebać chcieli pamięć o nas.
-Chyba te... oni, nie wiedzą o czym mówią.- skwitował Kirisu cicho.- Dalsza rozmowa i nam rozum odbierze Leiko-chan.
-Masz rację, Kirisu-kun – odparła z wyczuwalnym smutkiem, którego źródła jednak nie było w dalszej chęci prowadzenia rozmowy z duchami. Ostatni raz tęskne spojrzenie zawiesiła na istnym skarbie znalezionym w tak paskudnym miejscu. Nie mogli się równać z takimi przeciwnikami, nie w takiej ilości. Nie przeszliby próby, a ona tylko z własnej… nieodpowiedniej żądzy posiadania zaprzepaściłaby dalszą misję. Jakże mogłabym zawieść swą matkę przez coś tak trywialnego jak zjawiskowej urody wakizashi. Matkę, która wszystko jej dała. To pragnienie było zgubne, było zdradą. Było niewyobrażalnie silne.

Pod ciężarem miotania się wśród swych myśli, Leiko pochyliła się sztywno, ciałem swym wykonując pełen szacunku ukłon przed strażnikami i wypowiadając się w podobnym tonie -Przepraszamy szacowne duchy, że zakłóciliśmy wasz spokój. Jeśli pozwolicie, to odejdziemy stąd, by już dłużej was nie niepokoić.
Nie ruszyła się, nie wykonała ostrożnym kroczków ku wyjściu, wstrzymywana taką samą siłą, podobnym impulsem, który wcześniej pchał ją do przodu i kazał przekroczyć wrota.
Wśród duchów nastąpiła, konsternacja. Wirowały nerwowo zmieniając co chwile swe pozycje. Nadal owa szóstka istot blokowała przejście niepewna co czynić. Widać nikt, nigdy nie wtargnął tutaj rezygnując z próby. Nikt dotąd nie chciał się wymknąć, bez sięgania po leżący oręż. Nikt nie odmówił przejścia próby, czy to powodowany strachem, obowiązkiem czy chciwością.
-Próba! Próba! Próba!- pojękiwały blokując przejście swymi widmowymi postaciami. Ale nie atakowały. Widać nie mogły zaatakować, dopóki nie rozstrzygnięta została sprawa dziedzictwa, a nie chciały wypuścić tych, którzy jeszcze próby nie przeszły. Strzępki dawnych istot, nie potrafiły wyjść poza swe obsesje, które uczyniły z nich dobrowolnych strażników owego oręża.
-Ruszę pierwszy...jeśli zaatakuję szybko i gwałtownie. Powinienem się przebić. -zasugerował Kirisu, sięgając po słoiczek z rybim tłuszczem.- Trzymaj się blisko mnie Leiko-chan. Powinno nam się udać.
-Wygląda na to, że nie mamy wyboru, partnerze – wyprostowała się z wężową gracją i w jedną dłoń ujęła rączkę swej parasolki, odczepiając ją od pasa obi i rozkładając obronnie przy sobie. W bladym świetle zalśnił śmiertelnie ostry szpic, a zaś sponad krawędzi napiętego materiału łowczyni przyglądała się uważnie strażnikom. Nie wyczekiwała na ruch z strony. Szukała, wodząc spojrzeniem po miejscach, gdzie powinny znajdować się twarze.

Czy te szalone zjawy miały oczy? Czy zza swych masek patrzyły na świat tak jak inne stworzenia? Leiko natarczywie wpatrywała się w rozcięcie o kształcie krzyża ducha znajdującego się najbliżej nich. Czy swą mocą mogła przynajmniej tego jednego na kilka zbawiennych chwil wyeliminować z walki? Nie wiedziała, a spoglądanie w ciemności masek nie nasuwało odpowiedzi. Tę należało odkryć w praktyce, więc postanowiła postawić wszystko na jedną kartę. I uśmiech ze strony Kami.
Kirisu uznał, że nie ma czasu na zabawy ogniem. I błyskawicznie zaatakował widma. Mimo buńczucznego tonu wypowiedzi, łowca podszedł do sprawy poważnie.




Jego jūmonji-yari niemal stały się niewidoczne, gdy wyprowadzał błyskawiczne pchnięcia w ciała widmowych postaci, które nie wydawały się mieć żadnych słabych punktów. Poza swym brakiem zdecydowania.
Nie mogły uderzyć w odpowiedzi na ten atak. Nie mogły zaryzykować, że zabiją osobę przeznaczoną do spoczywającego przy kapliczce oręża. Dlatego też ustąpiły przed determinacją dwójki łowców i uciekły na boki, dając im możliwość szybkiego opuszczenia tego miejsca.

Kobieta zamrugała gwałtownie, nie do końca pewna tego czego właśnie była świadkiem. Zaskoczyło ją zachowanie duchów, nijak nie zgadzające się z truchłami rozwleczonymi po korytarzu. Czy mogły tak po prostu kogoś wypuścić z prawie świętego dla miejsca? Być może atakowały dopiero wtedy, gdy ktoś próbował ukraść chronioną broń. Być może potrzebowały powiedzenia wprost, że ktoś podejmuje się ich próby. A ta być może była czymś innym niż tylko próbowaniem się ze strażnikami na ostrza, po którym przegrany zostawał bezlitośnie zabity. Łowczyni nie wiedziała co o tym myśleć, miała istny mętlik w głowie, z którym biegła ku wyjściu uczepiona dłonią odzienia na plecach Płomyczka. Przez ramię spoglądała na widma, oczekując od nich jakiegoś ponownego poruszenia się w stronę uciekających, ale jednocześnie z ulgą przyjmując ich bierność. Aż spojrzenie Leiko padło raz jeszcze na kapliczkę, na oddalający się od zasięgu jej dłoni i wzroku skarb. Wręcz poczuła irracjonalne poczucie boleści z tego powodu.
Dotyk jej palców na materiale zelżał, aż w końcu całkowicie zniknął puszczając młodziana. Zatrzymała się w pół kroku tuż przed otwartymi wrotami. Przed ucieczką z tego przeklętego miejsca i od obłędu strażników. Jedno pytanie zaprzątało teraz jej umysł i nie dawało spokoju -Jak wygląda wasza próba?
-Ostrze samo rozpozna, czy jest się jego godnym. Sięgnij po nie, a uzyskamy wszyscy odpowiedź.-rzekły chórem duchy. A Kirisu zaskoczony tym wstrzymaniem się w pół kroku, krzyknął.- Oddalmy się stąd Leiko-chan, to tylko miecz.
Iye. Płomień się mylił. To nie było zwykłe wakizashi. To było coś więcej. Łowczyni czuła to całym sercem.

Biła się ze swoimi myślami. Biła się straszliwie, czego odzwierciedleniem było niespokojne zaciskanie dłoni na trzymanej parasolce. Ale także lekko pochylona pozycja, jak gdyby chciała iść dalej przed siebie, lecz coś ją mocno zatrzymywało w miejscu. Wakizashi kusiło ku sobie porównywalnie zapewne z tym, jak Leiko kusiła mężczyzn. Choć tym razem to właśnie ona padała ofiarą. Nie wierzyła, by miała zapomnieć o broni po opuszczeniu kopalni, prędzej męczyłoby ją to wspomnienie i postanowiłaby wrócić dla uspokojenia własnego pragnienia. To było tak silnie uczucie łamiące wszelkie bariery postawione przez łowczynię.

Uśmiechnęła się do swego wiernego yojimbo. Ciepło i miękko, rozgrzewająco serce i roztaczając sugestię wpadnięcia w jego ramiona oraz wspólnej ucieczki. Ale i z tym samym uśmiechem zawołała stanowczo niszcząc te wyobrażenia – Podejmę się jej.
Obróciła się plecami do Kirisu i schowanego gdzieś w cieniach Kojiro, po czym zwróciła się ku kapliczce jak w rzuceniu jej wyzwania. Nie wierzyła w bycie odpowiednią osobą do pełnoprawnego sięgnięcia po to dziedzictwo. Nie wierzyła w ród, czy krew. Bliżej jej było do wiary w ewentualną próbę ucieczki z pochwyconym orężem. A jeszcze bliżej do przeraźliwej chęci choćby dotknięcia, muśnięcia palcami jego zdobień.

Czy broń może wabić? Dotąd Leiko nie sądziła by coś takiego mogło zaistnieć. Tylko jedna istota to może wabić. Tylko spojrzenie i uśmiech jednej istoty przyciągać i łamać opór. Tylko kobieta może przyciągać do siebie spojrzenia, zwłaszcza mężczyzn. A jednak... ta broń ją wabiła. Kusiła niczym płomień ćmę.
A przecież łowczyni, zawsze traktowała dotąd broń jako narzędzie pracy, podobnie jak piękne stroje i pachnidła. A teraz to się zmieniło. Krok za krokiem zbliżała się do wakizashi, otoczona z obu stron przez szpaler widm. Krok za krokiem była coraz bliżej, a serce biło coraz mocniej. Zagrożenie bowiem było realne. Co się stanie jeśli szczęście obróci przeciw niej? Los pechowców znała. Ich zwłoki gniły w korytarzu.
Nagle, wakizashi zadrżało. Oręż otoczył blask, zimny biały blask. Dzwoneczek przy rękojeści drżał.




Broń powoli unosiła się do pionu, tym szybciej im bliżej Leiko była wakizashi. Jak szczeniak na widok powrotu swej pani.




Widma nie reagowały na ten widok, obojętne i cierpliwie czekające na rozwój wydarzeń. A oręż stał w pionie trzymany niewidzialną mocą i świecił białym blaskiem.
-Leiko-chan... uciekajmy stąd.- przerażony Kirisu prosił ją. Gdzieś w mroku kryło się i inne spojrzenie, patrzące z troską na rozwój sytuacji.
Nie odpowiedziała. Możliwe, że w ogóle nie usłyszała głosu Płomyczka. W tym momencie nie istniało dla niej nic poza wakizashi, jego hipnotyczny blask był dla niej całym światem. Pochłaniał ją. Było jeszcze piękniejsze niż widziała z daleka. Było tak blisko. Czyżby witało ją? Tak blisko, już prawie..

Miała wrażenie, że kołaczące się szaleńczo serce zaraz rozerwie jej piersi i uleci z tego podekscytowania. Chyba już nie szła, ale wręcz sunęła.. a może to ostrze ją bezwolnie przyciągało ku sobie? Wyciągnęła w jego stronę drżącą rękę. Ostrożnie, jakby biała poświata mogła ją poparzyć. Ale także niecierpliwie, łapczywie pragnąc zacisnąć palce na cudownej rękojeści. Już. Teraz.

Poczuła pod palcami chłód metalowych zdobień i ciepło skóry otulającej rękojeść. Gdy zacisnęła na nim dłoń, blask znikł. Spodziewała się bólu rozrywającego filigranowe ciało. Światła pod jej dotykiem przeistaczającego się w zabójcze płomienie swymi jęzorami pożerającymi rękę. Dojmującego krzyku wyrywającego się z gardła. Przeciągłego skowytu cierpienia. Kary przekraczającej granice jej wytrzymałości.

Spodziewała się każdej możliwej tortury, choćby tej najbardziej wymyślnej i bolesnej. Ale nie tego co nastąpiło. Cisza. Odejście od kobiety przytłaczającego poczucia bycia obserwowaną przez sześć zamaskowanych strażników, wyczekujących na odpowiedni moment i reakcję wakizashi do przebicia jej ciała swymi ostrzami. Ta niepewność dalszego ciągu była równie niepokojąca co każda z poprzednich chwil zdających się trwać wieczność. Powolnym ruchem obróciła głowę i rozejrzała się.
Duchy zniknęły. W komnacie była tylko ona i Kirisu stojący tuż przy wejściu. Światełka zgasły w latarniach prowadzących do kapliczki. Miejsce stało się nagle zwyczajne i pospolite. Zupełnie jakby nigdy nie kryło zapomnianych sekretów.
Dopiero teraz zdała sobie sprawę z tego, jak bardzo drżą jej nogi z mieszaniny strachu i ekscytacji. Jak jej piersi unoszą się w krótkich, urywanych oddechach łapanych przez rozchylone w oszołomieniu wargi. Nie zdołał jeszcze dotrzeć do niej finał tej sytuacji, ale gdy już to się stało, to uderzyło w Leiko z całą mocą.
Opuściła gwałtownie spojrzenie na swe dłonie. Na palce kurczowo zaciskające się na rękojeści wakizashi. Świadomość trzymania upragnionego skarbu zmusiło ją do wsparcia się plecami o jedną z kolumienek kapliczki, bo z tego prawie ekstatycznego doznania nogi mogłyby jej odmówić posłuszeństwa. W duszy co pękło, jakaś bariera w proch się rozsypała, a z kobiecej krtani śmiech wydobył się nerwowy śmiech, który wstrząsnął jej ciałem. Była daleka od poczucia rozbawienia całą tą sytuacją, ale jednak zamęt w postaci tak silnych i ambiwalentnych uczuć skumulował się, aż znalazł ujście w tej chwili odetchnienia. To było tak niebywałe, tak nieprawdopodobne! Śmiała się z siebie. Śmiała się z własnego przerażenia. Śmiała się z uśmiechów jakimi ją obdarowują Kami. Śmiała się z ulgi i z wypełniającej ją euforii.

Ale ten odgłos zamarł głęboko w piersi łowczyni, a na jego miejsce wstąpił słaby uśmiech. Wprawdzie nie musiała stoczyć o wakizashi walki ze zjawami, aczkolwiek bitwa tocząca się we wnętrzu kobiety była zażarta i wyczerpująca. Ale w końcu wygrała. Z podziwem lśniącym jasno w oczach sunęła wzrokiem po broni, nieśpiesznie i z namaszczeniem, nie mogąc pominąć choćby najdrobniejszego fragmentu. Koniuszkami palców delikatnie przesuwała po zdobieniach.. czule, jakby pieściła kochanka podobnemu tamtemu skrytemu w ciemnościach. A może nawet z większym i mocniejszym uczuciem. wręcz z umiłowaniem dla tego ucieleśnienia najcudowniejszego kunsztu należącego od teraz tylko i wyłącznie do niej. Zaś sam oręż wydawał się wyjątkowo dobrze wyważonym wakizashi w kosztownej oprawie. Niemniej Leiko odnosiła wrażenie, że... wyjątkowo dobrze leży w jej dłoni.

-Leiko-chan? Wszystko w porządku?- spytał cicho Kirisu. On również był przerażony tym co się stało. Gdzieś znikła cała buta Płomienia. Młodzian był wyraźnie przygaszony. Brak zrozumienia sytuacji sprawiało, że czuł się niepewnie. -Powinniśmy stąd iść Leiko-chan. Jak najszybciej.
-Hai. Wszystko dobrze – szepnęła, z trudem przerywając swe czułości względem broni, przedmiotu wszak martwego i nijak mogącego ich odwzajemnić. Odstąpiła od kapliczki i ze stukotem geta roznoszącym się po tunelu podeszła do swego partnera.
-Gomenasai, że tak Cię nastraszyłam. Ale już jest dobrze – przytuliła wnętrze swej dłoni do policzka łowcy w pocieszającym geście. I przyglądała mu się swymi błyszczącymi oczami natchnionymi nieskończonym zachwytem, dodając mu otuchy w tak trudnym czasie i dbając o wewnętrzny ogień młodziana. Uśmiechnęła się łagodnie -Chodźmy
W chęci odgonienia od niego nieprzyjemnych myśli związanych z tym miejscem, łowczyni musnęła opuszkami palców wrażliwą skórę jego szyi. Następnie dłonią przesunęła po ramieniu i obracając się ku wyjściu zaigrała jeszcze swym dotykiem po jego nadgarstku. Nie pociągnęła go, zaledwie dała wyraźną sugestię, po której dłoń Leiko powędrowała z powrotem do wakizashi obejmowanego jak trofeum.

Idąc w stronę otwartych wrót nie mogła się oprzeć myśli, że ciągle nie wiedziała co się do końca wydarzyło. To wykraczało poza jej pojęcie. Tylu zginęło chcąc posiąść ten skarb, a ona przyszła całkiem przypadkiem, niczego się nie spodziewająca i osiągnęła więcej niż każdy z nich.
Maruiken Leiko przeszła próbę.
 

Ostatnio edytowane przez Tyaestyra : 14-11-2011 o 05:37.
Tyaestyra jest offline   Odpowiedź z Cytowaniem