Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - Fantasy
Zarejestruj się Użytkownicy

Sesje RPG - Fantasy Czekają na Ciebie setki zrodzonych w wyobraźni światów. Czy magią, czy też mieczem władasz - nie wahaj się. Wkrocz na ścieżkę przygody, którą przed Tobą podążyły setki bohaterów. I baw się dobrze w Krainie Współczesnej Baśni.


Odpowiedz
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 14-11-2011, 05:24   #131
 
Tyaestyra's Avatar
 
Reputacja: 1 Tyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputację
To nie było najlepsze położenie w jakim łowczyni pragnęłaby się znaleźć, nawet jeśli i mijane tunele nie należały do najprzyjemniejszych krajobrazów. Ale wpadła, ciekawość skuszona słodyczą tutejszej tajemnicy zwiodła Leiko i jej towarzysza prosto w pułapkę. A przecież ostrzeżenia po drodze były tak wyraźne i odstraszyć powinny duszyczki od zagłębienia się dalej w te nieprzystępne rejony.

Ciekawość, Ty słabości okrutna..

Powiodła spojrzeniem po zagradzających im drogę ucieczki kreaturach naliczając sześciu przeciwników, którzy zapewne z łatwością rozprawili się ze wcześniejszymi intruzami. Wszak o tym świadczyły truchła na jakie się natknęli, zaś dzierżone przez duchy ostrza tylko potwierdzały ten fakt nie działający na korzyść jej i Kirisu. Dlatego postanowiła spróbować rozegrać to dyplomatycznie i pozornie ignorując pytanie ducha, ostrożnie zadała swoje własne zza pleców młodziana – Kim jesteście?
-Jesteśmy najwierniejsi słudzy naszego pana.- odparł jeden z bytów.-Jesteśmy strażnikami i oczekującymi. Pan śpi, lecz zostanie zbudzony, gdy nadejdzie czas.
Kolejny rzekł.- Tylko ci którzy są godni. Tylko ci którzy są przeznaczeni przez karmę, mogą sięgnąć po ów oręż.
-Ha... Nie będzie mi tu jakiś duch mówił co mogę robić a co nie.- odparł buńczucznie Kirisu.- Może nie wiecie zjawy, ale jestem Kirisu Płomień. Jestem łowcą oni i potężniejsze pokraki ulegały mej sile.
Łowczyni w to jednak wątpiła. Mimo wszystko, te tutaj istoty wydawały się zbyt potężne, by walczyć z nimi na ich warunkach i ich terenie.
Wykonała niezbyt gwałtowny ruch, jak gdyby miała do czynienia z drapieżnikami mogącymi go wziąć za atak. Ułożyła dłonie na przedramieniu młodziana w geście studzącym rozpaloną w nim chęć walki, palcami zaś ostrzegawczo wczepiła się w rękaw jego odzienia.
Na jej ruchy stwory zareagowały nerwowo.




Przybliżyły się do nich obojga. I uspokoiły dopiero po chwili. Dopiero, gdy uspokoiła Kirisu i zapytała -Wasz pan.. kim on jest? Czy to jego miejsce spoczynku?
-Iye. Pan nie spoczywa tutaj. Śni z dala od swego zamku.- stwierdził duch. A inne szeptały.- Śpi. Śpi. Śpi i czeka.
Ukryta za sylwetką Płomienia, zerknęła ostrożnie za siebie. Ku kapliczce i, co ważniejsze, wakizashi, które kusiło ją, przyciągało nienaturalnie i prawie wręcz wołało do siebie swym pięknem. Raz zobaczone nie pozwalało się teraz tak po prostu opuścić, misterne zdobienia nie dawały o sobie zapomnieć.
-I czym jest ten oręż? Byli już tutaj inni ludzie i próbowali go odebrać, prawda? Ktoś otworzył te wrota. Ktoś.. ktoś.. – ciężko jej to przyszło, ale odwróciła spojrzenie od czekającego na podniesienie skarbu i przeniosła je na przecięcie w masce jednego ze strażników -Człowiek z biwą?
Pytania same cisnęły się Leiko na usta i opuszczały je bez napotykania jakichkolwiek oporów. Działały jako jej metoda obronna, zasypując sobą potencjalnych przeciwników i odwlekając to co miało nadejść nieubłaganie.

-Wielu ostatnio próbowało. Żywych i nieumarłych. Każdy kto wszedł, poddawany był próbie. Nikt jej nie zdał. Nikt nie jest godzien. -zawodziły duchy. -Zapomniany. Zapomniany nasz ród. Czy nikt nie przetrwał. Czy pomarli?
Trudno powiedzieć było, na ile te istoty są racjonalne. Trudno było powiedzieć kim były kiedyś. Ale brak logiki w myśleniu tych istot nie działał na korzyść łowców. Wprost przeciwnie. Czynił reakcje duchów nieprzewidywalnymi.
W końcu po dłuższym zawodzeniu przez chór duchów, jeden z nich rzekł.- Broń jest dziedzictwem i tylko ten lub ta która ma prawo odziedziczyć, może ją wziąć.
-Ród? Ród tych ziem? Ród Sasaki? - pytała Leiko niepewnie, pierwszymi myślami i skojarzeniami jakie doszły do głosu po lamencie kreatur. Zmniejszenie odległości pomiędzy ich dwójką, a zabójczymi ostrzami mogącymi z łatwością dołączyć ich do reszty nieszczęśliwych poszukiwaczy skarbów, przyprawił kobietę o lekkie zawahanie. Chwilową rysę w murze chłodnej kalkulacji i konfrontowania posiadanych informacji z tymi wyciąganymi od duchów. I to właśnie dzięki nim zdołała sama sobie odpowiedzieć krótko -Iye..
Nawet jeśli Kojiro nie mówił jej wszystkiego, to nie mógłby pominąć wspomnienia o takim miejscu na swych ziemiach. Dla niego na północy były tylko pustkowia. Być może nic nie wiedział o tym sekrecie ukrytym głęboko przed spojrzeniami.
Zza pasma włosów przesłaniających część jej twarzy Leiko spojrzała na strażników i wyartykułowała swe podejrzenie -Czy to jest sekret, którego chronili Sasaki i ich Gōsuto tora?

Nie zareagowały na słowo Sasaki. Nie zwróciły na nie uwagi. Imię rodu Kojiro było dla nich pustym zlepkiem dźwięków. Ale na słowo Gōsuto tora, szepty ich zmieniły się w ryk wściekły.- Gōsuto tora, wieczny strażnik! Pilnujący naszego więzienia! Gōsuto tora! Sługa zdrajcy i jego popleczników!
Gniewny wybuch duchów skwitowany został należytym grymasem wstępującym na porcelanowe lica łowczyni, jak i krótkim sykiem padającym przez zaciśnięte w zaniepokojeniu zęby. Nieświadomie, we własnym dążeniu do dowiedzenia się prawdy podjudzała je grając w niebezpieczną grę, w której nie była w stanie wcześniej domyślić się ruchów przeciwnika. Kroczenie tą ścieżką napawało ją trwogą, ale też i niecierpliwością zmuszającymi jej dłonie do mocniejszego oplecenia ręki Płomienia.
-Gōsuto tora was pilnuje? Tego miejsca, waszego rodu? – stanowczym głosem próbowała przedrzeć się przez ryki strażników -Co to jest za ród?
-Jesteśmy pierwsi. Jesteśmy wasale pierwszego. My jesteśmy sługami najpotężniejszego. My jesteśmy, tymi którzy odrodzą się wkrótce.- grzmiał chór głosów duchów.- Gdy nasz pan się przebudzi. Gdy nasz lord powstanie. I my przybędziemy mu służyć.
-Dobrze, dobrze – prawie zawołała Leiko, bowiem w chwili tak wiadomego zagrożenia miast posłusznie milczeć, ona głos swój uniosła może nieco bardziej niżby tego chciała. A następnie dodała już spokojniej, acz z ciągle wyczuwalną nutą napięcia – Rozumiem.
Skłamała gładko, bo i daleka była od zrozumienia natury tych duchów oraz ich przeznaczenia. Przez ich nie do końca materialne ciała zerknęła w stronę rozchylonych wrót zastanawiając się, czy te zawodzenia nie ściągną im nikogo dodatkowo na głowę – Czy.. czy wiecie czego szukają tutaj ci ludzie i nieumarli? Co wydobywają z tuneli?
-Nie interesuje to nas. Nam pozostało tu czekać i pilnować dziedzictwa, skoro i tak nie możemy opuścić naszego więzienia.- odparły zgodnie duchy. A spojrzenie Leiko wyłapało przez chwilę, ciemne pukle włosów związane w charakterystyczny sposób. Dobrze jej znaną fryzurę, którą tak lubiła burzyć podczas intymnych chwil. Kojiro czaił się w tunelu. Obserwował i czekał.
Zmniejszenie o jedną osobę różnicy w liczebności pomiędzy ich teraz trójką i strażnikami, zdołało odrobinę pocieszyć kobietę. Ale nie za bardzo. Przeciwnicy ciągle mieli nad nimi przewagę, szczególnie jeśli w grę wchodziła owa próba, w której wszak tak wielu już poległo.

-Dziedzictwo.. – szepnęła, a w mojej podświadomości znowu ozwało się wabienie i nęcenie jej przez leżący tak blisko, a jednak tak daleko oręż. Pragnienie dotknięcia, lub choćby nacieszenia oczu tą zniewalająco piękną kreacją zdołało nadkruszyć barierę silnej woli Leiko. Puściła jedną dłonią rękę Kirisu i połowicznie obróciła się w stronę kapliczki, dając się odrobinę omamić nawołującemu ją zjawisku. Świadczył o tym nieco rozmarzony ton, którym powtórzyła jedno ze swych pytań –Kim jest wasz pan, strażnicy?
-Nasz pan jest władcą, nasz pan jest lordem, nasz pan jest tym który władał i tym który będzie władał.- chóry głosów zaintonowały odpowiedź nie rozwiązującą jednak zagadki. Albo nie chciały zdradzić imienia swego władcy, albo już go nie pamiętały. Wszak ileż to lat, a może dekad lub stuleci już minęło?
-Ale póki co tylko śpi – podsumowała mruknięciem tę niezbyt satysfakcjonującą ją odpowiedź. W oczach jej igrały złapane w tonie piwnych tęczówek iskierki z lampionów, których blady blask swym chłodem rozświetlał porcelanową twarzy zwróconą w ich kierunku.
-A wy razem z tym orężem.. – proste słówko zadrżało nieznacznie w trakcie padania z ust Leiko - ..którego strzeżecie zostaliście tutaj zamknięci. Ktoś nie chciał, aby broń została odnaleziona przez prawowitego dziedzica? Komuś zależało, by zachować to w tajemnicy? Ktoś was tutaj uwięził.. ten zdrajca, o którym mówiliście? Ten któremu służy Gōsuto tora?
-Iye. Broń ma być odnaleziona, przez tego komu należy się dziedzictwo.- zaprzeczył jeden z duchów. A pozostałe chórem zaczęły powtarzać.- Pogrzebać chcieli chwałę dawnych dni, pogrzebać chcieli pamięć o nas.
-Chyba te... oni, nie wiedzą o czym mówią.- skwitował Kirisu cicho.- Dalsza rozmowa i nam rozum odbierze Leiko-chan.
-Masz rację, Kirisu-kun – odparła z wyczuwalnym smutkiem, którego źródła jednak nie było w dalszej chęci prowadzenia rozmowy z duchami. Ostatni raz tęskne spojrzenie zawiesiła na istnym skarbie znalezionym w tak paskudnym miejscu. Nie mogli się równać z takimi przeciwnikami, nie w takiej ilości. Nie przeszliby próby, a ona tylko z własnej… nieodpowiedniej żądzy posiadania zaprzepaściłaby dalszą misję. Jakże mogłabym zawieść swą matkę przez coś tak trywialnego jak zjawiskowej urody wakizashi. Matkę, która wszystko jej dała. To pragnienie było zgubne, było zdradą. Było niewyobrażalnie silne.

Pod ciężarem miotania się wśród swych myśli, Leiko pochyliła się sztywno, ciałem swym wykonując pełen szacunku ukłon przed strażnikami i wypowiadając się w podobnym tonie -Przepraszamy szacowne duchy, że zakłóciliśmy wasz spokój. Jeśli pozwolicie, to odejdziemy stąd, by już dłużej was nie niepokoić.
Nie ruszyła się, nie wykonała ostrożnym kroczków ku wyjściu, wstrzymywana taką samą siłą, podobnym impulsem, który wcześniej pchał ją do przodu i kazał przekroczyć wrota.
Wśród duchów nastąpiła, konsternacja. Wirowały nerwowo zmieniając co chwile swe pozycje. Nadal owa szóstka istot blokowała przejście niepewna co czynić. Widać nikt, nigdy nie wtargnął tutaj rezygnując z próby. Nikt dotąd nie chciał się wymknąć, bez sięgania po leżący oręż. Nikt nie odmówił przejścia próby, czy to powodowany strachem, obowiązkiem czy chciwością.
-Próba! Próba! Próba!- pojękiwały blokując przejście swymi widmowymi postaciami. Ale nie atakowały. Widać nie mogły zaatakować, dopóki nie rozstrzygnięta została sprawa dziedzictwa, a nie chciały wypuścić tych, którzy jeszcze próby nie przeszły. Strzępki dawnych istot, nie potrafiły wyjść poza swe obsesje, które uczyniły z nich dobrowolnych strażników owego oręża.
-Ruszę pierwszy...jeśli zaatakuję szybko i gwałtownie. Powinienem się przebić. -zasugerował Kirisu, sięgając po słoiczek z rybim tłuszczem.- Trzymaj się blisko mnie Leiko-chan. Powinno nam się udać.
-Wygląda na to, że nie mamy wyboru, partnerze – wyprostowała się z wężową gracją i w jedną dłoń ujęła rączkę swej parasolki, odczepiając ją od pasa obi i rozkładając obronnie przy sobie. W bladym świetle zalśnił śmiertelnie ostry szpic, a zaś sponad krawędzi napiętego materiału łowczyni przyglądała się uważnie strażnikom. Nie wyczekiwała na ruch z strony. Szukała, wodząc spojrzeniem po miejscach, gdzie powinny znajdować się twarze.

Czy te szalone zjawy miały oczy? Czy zza swych masek patrzyły na świat tak jak inne stworzenia? Leiko natarczywie wpatrywała się w rozcięcie o kształcie krzyża ducha znajdującego się najbliżej nich. Czy swą mocą mogła przynajmniej tego jednego na kilka zbawiennych chwil wyeliminować z walki? Nie wiedziała, a spoglądanie w ciemności masek nie nasuwało odpowiedzi. Tę należało odkryć w praktyce, więc postanowiła postawić wszystko na jedną kartę. I uśmiech ze strony Kami.
Kirisu uznał, że nie ma czasu na zabawy ogniem. I błyskawicznie zaatakował widma. Mimo buńczucznego tonu wypowiedzi, łowca podszedł do sprawy poważnie.




Jego jūmonji-yari niemal stały się niewidoczne, gdy wyprowadzał błyskawiczne pchnięcia w ciała widmowych postaci, które nie wydawały się mieć żadnych słabych punktów. Poza swym brakiem zdecydowania.
Nie mogły uderzyć w odpowiedzi na ten atak. Nie mogły zaryzykować, że zabiją osobę przeznaczoną do spoczywającego przy kapliczce oręża. Dlatego też ustąpiły przed determinacją dwójki łowców i uciekły na boki, dając im możliwość szybkiego opuszczenia tego miejsca.

Kobieta zamrugała gwałtownie, nie do końca pewna tego czego właśnie była świadkiem. Zaskoczyło ją zachowanie duchów, nijak nie zgadzające się z truchłami rozwleczonymi po korytarzu. Czy mogły tak po prostu kogoś wypuścić z prawie świętego dla miejsca? Być może atakowały dopiero wtedy, gdy ktoś próbował ukraść chronioną broń. Być może potrzebowały powiedzenia wprost, że ktoś podejmuje się ich próby. A ta być może była czymś innym niż tylko próbowaniem się ze strażnikami na ostrza, po którym przegrany zostawał bezlitośnie zabity. Łowczyni nie wiedziała co o tym myśleć, miała istny mętlik w głowie, z którym biegła ku wyjściu uczepiona dłonią odzienia na plecach Płomyczka. Przez ramię spoglądała na widma, oczekując od nich jakiegoś ponownego poruszenia się w stronę uciekających, ale jednocześnie z ulgą przyjmując ich bierność. Aż spojrzenie Leiko padło raz jeszcze na kapliczkę, na oddalający się od zasięgu jej dłoni i wzroku skarb. Wręcz poczuła irracjonalne poczucie boleści z tego powodu.
Dotyk jej palców na materiale zelżał, aż w końcu całkowicie zniknął puszczając młodziana. Zatrzymała się w pół kroku tuż przed otwartymi wrotami. Przed ucieczką z tego przeklętego miejsca i od obłędu strażników. Jedno pytanie zaprzątało teraz jej umysł i nie dawało spokoju -Jak wygląda wasza próba?
-Ostrze samo rozpozna, czy jest się jego godnym. Sięgnij po nie, a uzyskamy wszyscy odpowiedź.-rzekły chórem duchy. A Kirisu zaskoczony tym wstrzymaniem się w pół kroku, krzyknął.- Oddalmy się stąd Leiko-chan, to tylko miecz.
Iye. Płomień się mylił. To nie było zwykłe wakizashi. To było coś więcej. Łowczyni czuła to całym sercem.

Biła się ze swoimi myślami. Biła się straszliwie, czego odzwierciedleniem było niespokojne zaciskanie dłoni na trzymanej parasolce. Ale także lekko pochylona pozycja, jak gdyby chciała iść dalej przed siebie, lecz coś ją mocno zatrzymywało w miejscu. Wakizashi kusiło ku sobie porównywalnie zapewne z tym, jak Leiko kusiła mężczyzn. Choć tym razem to właśnie ona padała ofiarą. Nie wierzyła, by miała zapomnieć o broni po opuszczeniu kopalni, prędzej męczyłoby ją to wspomnienie i postanowiłaby wrócić dla uspokojenia własnego pragnienia. To było tak silnie uczucie łamiące wszelkie bariery postawione przez łowczynię.

Uśmiechnęła się do swego wiernego yojimbo. Ciepło i miękko, rozgrzewająco serce i roztaczając sugestię wpadnięcia w jego ramiona oraz wspólnej ucieczki. Ale i z tym samym uśmiechem zawołała stanowczo niszcząc te wyobrażenia – Podejmę się jej.
Obróciła się plecami do Kirisu i schowanego gdzieś w cieniach Kojiro, po czym zwróciła się ku kapliczce jak w rzuceniu jej wyzwania. Nie wierzyła w bycie odpowiednią osobą do pełnoprawnego sięgnięcia po to dziedzictwo. Nie wierzyła w ród, czy krew. Bliżej jej było do wiary w ewentualną próbę ucieczki z pochwyconym orężem. A jeszcze bliżej do przeraźliwej chęci choćby dotknięcia, muśnięcia palcami jego zdobień.

Czy broń może wabić? Dotąd Leiko nie sądziła by coś takiego mogło zaistnieć. Tylko jedna istota to może wabić. Tylko spojrzenie i uśmiech jednej istoty przyciągać i łamać opór. Tylko kobieta może przyciągać do siebie spojrzenia, zwłaszcza mężczyzn. A jednak... ta broń ją wabiła. Kusiła niczym płomień ćmę.
A przecież łowczyni, zawsze traktowała dotąd broń jako narzędzie pracy, podobnie jak piękne stroje i pachnidła. A teraz to się zmieniło. Krok za krokiem zbliżała się do wakizashi, otoczona z obu stron przez szpaler widm. Krok za krokiem była coraz bliżej, a serce biło coraz mocniej. Zagrożenie bowiem było realne. Co się stanie jeśli szczęście obróci przeciw niej? Los pechowców znała. Ich zwłoki gniły w korytarzu.
Nagle, wakizashi zadrżało. Oręż otoczył blask, zimny biały blask. Dzwoneczek przy rękojeści drżał.




Broń powoli unosiła się do pionu, tym szybciej im bliżej Leiko była wakizashi. Jak szczeniak na widok powrotu swej pani.




Widma nie reagowały na ten widok, obojętne i cierpliwie czekające na rozwój wydarzeń. A oręż stał w pionie trzymany niewidzialną mocą i świecił białym blaskiem.
-Leiko-chan... uciekajmy stąd.- przerażony Kirisu prosił ją. Gdzieś w mroku kryło się i inne spojrzenie, patrzące z troską na rozwój sytuacji.
Nie odpowiedziała. Możliwe, że w ogóle nie usłyszała głosu Płomyczka. W tym momencie nie istniało dla niej nic poza wakizashi, jego hipnotyczny blask był dla niej całym światem. Pochłaniał ją. Było jeszcze piękniejsze niż widziała z daleka. Było tak blisko. Czyżby witało ją? Tak blisko, już prawie..

Miała wrażenie, że kołaczące się szaleńczo serce zaraz rozerwie jej piersi i uleci z tego podekscytowania. Chyba już nie szła, ale wręcz sunęła.. a może to ostrze ją bezwolnie przyciągało ku sobie? Wyciągnęła w jego stronę drżącą rękę. Ostrożnie, jakby biała poświata mogła ją poparzyć. Ale także niecierpliwie, łapczywie pragnąc zacisnąć palce na cudownej rękojeści. Już. Teraz.

Poczuła pod palcami chłód metalowych zdobień i ciepło skóry otulającej rękojeść. Gdy zacisnęła na nim dłoń, blask znikł. Spodziewała się bólu rozrywającego filigranowe ciało. Światła pod jej dotykiem przeistaczającego się w zabójcze płomienie swymi jęzorami pożerającymi rękę. Dojmującego krzyku wyrywającego się z gardła. Przeciągłego skowytu cierpienia. Kary przekraczającej granice jej wytrzymałości.

Spodziewała się każdej możliwej tortury, choćby tej najbardziej wymyślnej i bolesnej. Ale nie tego co nastąpiło. Cisza. Odejście od kobiety przytłaczającego poczucia bycia obserwowaną przez sześć zamaskowanych strażników, wyczekujących na odpowiedni moment i reakcję wakizashi do przebicia jej ciała swymi ostrzami. Ta niepewność dalszego ciągu była równie niepokojąca co każda z poprzednich chwil zdających się trwać wieczność. Powolnym ruchem obróciła głowę i rozejrzała się.
Duchy zniknęły. W komnacie była tylko ona i Kirisu stojący tuż przy wejściu. Światełka zgasły w latarniach prowadzących do kapliczki. Miejsce stało się nagle zwyczajne i pospolite. Zupełnie jakby nigdy nie kryło zapomnianych sekretów.
Dopiero teraz zdała sobie sprawę z tego, jak bardzo drżą jej nogi z mieszaniny strachu i ekscytacji. Jak jej piersi unoszą się w krótkich, urywanych oddechach łapanych przez rozchylone w oszołomieniu wargi. Nie zdołał jeszcze dotrzeć do niej finał tej sytuacji, ale gdy już to się stało, to uderzyło w Leiko z całą mocą.
Opuściła gwałtownie spojrzenie na swe dłonie. Na palce kurczowo zaciskające się na rękojeści wakizashi. Świadomość trzymania upragnionego skarbu zmusiło ją do wsparcia się plecami o jedną z kolumienek kapliczki, bo z tego prawie ekstatycznego doznania nogi mogłyby jej odmówić posłuszeństwa. W duszy co pękło, jakaś bariera w proch się rozsypała, a z kobiecej krtani śmiech wydobył się nerwowy śmiech, który wstrząsnął jej ciałem. Była daleka od poczucia rozbawienia całą tą sytuacją, ale jednak zamęt w postaci tak silnych i ambiwalentnych uczuć skumulował się, aż znalazł ujście w tej chwili odetchnienia. To było tak niebywałe, tak nieprawdopodobne! Śmiała się z siebie. Śmiała się z własnego przerażenia. Śmiała się z uśmiechów jakimi ją obdarowują Kami. Śmiała się z ulgi i z wypełniającej ją euforii.

Ale ten odgłos zamarł głęboko w piersi łowczyni, a na jego miejsce wstąpił słaby uśmiech. Wprawdzie nie musiała stoczyć o wakizashi walki ze zjawami, aczkolwiek bitwa tocząca się we wnętrzu kobiety była zażarta i wyczerpująca. Ale w końcu wygrała. Z podziwem lśniącym jasno w oczach sunęła wzrokiem po broni, nieśpiesznie i z namaszczeniem, nie mogąc pominąć choćby najdrobniejszego fragmentu. Koniuszkami palców delikatnie przesuwała po zdobieniach.. czule, jakby pieściła kochanka podobnemu tamtemu skrytemu w ciemnościach. A może nawet z większym i mocniejszym uczuciem. wręcz z umiłowaniem dla tego ucieleśnienia najcudowniejszego kunsztu należącego od teraz tylko i wyłącznie do niej. Zaś sam oręż wydawał się wyjątkowo dobrze wyważonym wakizashi w kosztownej oprawie. Niemniej Leiko odnosiła wrażenie, że... wyjątkowo dobrze leży w jej dłoni.

-Leiko-chan? Wszystko w porządku?- spytał cicho Kirisu. On również był przerażony tym co się stało. Gdzieś znikła cała buta Płomienia. Młodzian był wyraźnie przygaszony. Brak zrozumienia sytuacji sprawiało, że czuł się niepewnie. -Powinniśmy stąd iść Leiko-chan. Jak najszybciej.
-Hai. Wszystko dobrze – szepnęła, z trudem przerywając swe czułości względem broni, przedmiotu wszak martwego i nijak mogącego ich odwzajemnić. Odstąpiła od kapliczki i ze stukotem geta roznoszącym się po tunelu podeszła do swego partnera.
-Gomenasai, że tak Cię nastraszyłam. Ale już jest dobrze – przytuliła wnętrze swej dłoni do policzka łowcy w pocieszającym geście. I przyglądała mu się swymi błyszczącymi oczami natchnionymi nieskończonym zachwytem, dodając mu otuchy w tak trudnym czasie i dbając o wewnętrzny ogień młodziana. Uśmiechnęła się łagodnie -Chodźmy
W chęci odgonienia od niego nieprzyjemnych myśli związanych z tym miejscem, łowczyni musnęła opuszkami palców wrażliwą skórę jego szyi. Następnie dłonią przesunęła po ramieniu i obracając się ku wyjściu zaigrała jeszcze swym dotykiem po jego nadgarstku. Nie pociągnęła go, zaledwie dała wyraźną sugestię, po której dłoń Leiko powędrowała z powrotem do wakizashi obejmowanego jak trofeum.

Idąc w stronę otwartych wrót nie mogła się oprzeć myśli, że ciągle nie wiedziała co się do końca wydarzyło. To wykraczało poza jej pojęcie. Tylu zginęło chcąc posiąść ten skarb, a ona przyszła całkiem przypadkiem, niczego się nie spodziewająca i osiągnęła więcej niż każdy z nich.
Maruiken Leiko przeszła próbę.
 

Ostatnio edytowane przez Tyaestyra : 14-11-2011 o 05:37.
Tyaestyra jest offline   Odpowiedź z Cytowaniem
Stary 17-11-2011, 13:44   #132
 
abishai's Avatar
 
Reputacja: 1 abishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputację
Nie tego się spodziewała zapuszczając się w mroczne korytarze. Choć po prawdzie, Leiko nie wiedziała czego się można było spodziewać. Broń którą zdobyła w kapliczce, nie była tylko ozdobą.
Niewątpliwie miała w sobie magię. Co prawda Maruiken nie mogła tego stwierdzić z całą pewnością. Nie miała, na to żadnych dowodów, a jedynie poszlaki. Ale była tego tak pewna, jak i niczego innego w swym życiu.
Wakizashi miało w sobie magię. I było jej. Tylko jej.
Łowczyni odkryła sekrety tutejszych ziem i powody zainteresowania nimi przez daimyo Hachisuka i Chińczyków. Ale choć znalazła odpowiedzi, to jednak zrodziły one kolejne pytania.
Ciągle nic nie układało się w całość. Lecz...
Póki co nie był to czas na rozważanie takich spraw.
Należało zdać się na ganriki. Instynkt, który zawsze podpowiadał Leiko właściwą drogę w papierowych labiryntach budowanych na tyłach posiadłości mateczki. Rozsuwane ściany układane były w różnorakie i nieprzewidywalne wzory, czyniąc owe labirynty trudnymi do przebycia w krótkim czasie.
Leiko jednakże była mistrzynią w ich pokonywaniu. Była zawsze najlepsza ze swych sióstr, w tym wyzwaniu. Była niemalże niepokonana.
Dzięki ganriki, dzięki oku. I teraz miała niejasne przekonanie, że to ganriki doprowadziło ją do owej kapliczki i wakizashi.Teraz zaś miało wyprowadzić.

Kojiro zniknął. Łowczyni była pewna, że jednak znajdował się, gdzieś przed nimi. Ten fakt, był nieco intrygujący dla Leiko. Sasaki niewątpliwie znał kilka sztuczek ninja. Zwłaszcza, jeśli chodzi o ukrywanie swej obecności. Kolejna tajemnica, którą wypadało odkryć, podczas ich następnego spotkania?
Może.
Wszak łowczyni uważała wydobywanie tajemnic Sasaki Kojiro, za przyjemność samą w sobie.
Póki co jednak, przemierzała z Kirisu kolejne korytarze. A choć sama potrafiłaby ukryć swą obecność, to jednak problem był z Płomieniem. Wszak młody łowca, dotąd wolał zwracać na siebie uwagę, a nie ukrywać się. Na szczęście pracujący robotnicy, byli obojętni na ich obecność... a tak przynajmniej się im wydawało.
Tak było w drodze do kapliczki i tak było przez większość drogi powrotnej na powierzchnię. Aż do czasu, gdy Kirisu i Leiko weszli do sporej sali topornie wykutej w kamieniu i oczyszczanej rękami robotników.
Było ich tu około pięćdziesięciu.
I był tu także ich przywódca. Tajemniczy grajek, który dźwiękami swej biwy obudził ze snu nieumarłych na cmentarzysku.

Mężczyzna ów przypominał żebraka, ubrany w czarne znoszone i kimono. Na plecach zaś miał biwę. Stał z założonymi rękami wyraźnie na kogoś czekając. Na przemierzającą korytarze dwójkę “intruzów”.
Jednak spojrzenie Leiko przesunęło się na stojącego z boku mężczyznę.


Ubrany w czarne, dopasowane szaty, dojrzały mężczyzna o chudej twarzy wydawał się równie niebezpieczny, co grajek. Niewątpliwie był yojimbo tego artysty i... ninją zarazem.
-Proszę, proszę... Nie sądziłem, że odwiedzą mnie goście. Zwykle nieumarli wystarczają by zniechęcić ciekawskich, ale miałem wrażenie, że wy jesteście inni.- rzekł na powitanie grajek.
Uśmiechając się kontynuował swoją wypowiedź.-Goście rzadko zapuszczają się tak daleko na północ. Ishiki zwykle wywiązuje się ze swego zadania. Niemniej. Czyżbyście byli najemnikami klanu Hachisuka? Ishiki wspominał poprzez swych podwładnych, że napotkał ponoć takie osoby. I nakazał im opuszczenie tych ziem.


Spojrzenie grajka spoczęło na Leiko, przesunęło się po niej powoli. Zimne spojrzenie. Oczy niemalże jak u ryby, pozbawione wyrazu i puste.- Nazywam się Heike i jestem....- przez chwilę milczał skupiając spojrzenie na zdobytym niedawno przez Maruiken wakizashi.-...hmm... Nie ma określenia, które dokładnie opisywałoby moją rolę. Najbliższe byłoby namiestnik tych ziem z woli daimyo Hachisuka. A co za tym idzie, wy podlegacie mnie.
-Twoje słowa są mogą być kłamstwem. Nie widziałem tutaj nigdzie monu Hachisuka.
- odparł poirytowany Kirisu, mocno zaciskając dłonie na rękojeściach swych broni.-Jakoś nie ufam twym słowom czarowniku.

Płomień gwałtownie zmienił pozycję. Wysunął lewą nogę do przodu, ustawił jedno jūmonji-yari do bloku.


Drugie zaś przyszykował, by błyskawicznie kontratakować.- Jestem łowcą oni. Zostałem wynajęty do oczyszczenia tego krainy z plugastwa. A tu się wszak roi od nieumarłych szumowin, ne?
Złowieszczy uśmieszek i bojowa postawa Kirisu, świadczyły o tym, że młodzieniec dąży do bezpośredniej konfrontacji z Heike. Dosłownie, rzucał mu wyzwanie.
Jednakże Heike niezbyt się przejął deklaracjami młodzika, choć łowczyni zauważyła, że dotąd pracujący spokojnie robotnicy, oderwali się od pracy i powoli osaczali dwójkę łowców. Niemniej Kirisu nie był tak spostrzegawczy jak Maruiken.
Czarownik zareagował na to wyzwanie drwiącym uśmieszkiem i odpowiedzią.- Życie nie jest tak proste chłopcze. Nie ma prostego podziału na złe oni i dobrych ludzi. A wy jesteście w moim... domu. Więc uszanujcie zasady gościnności i nie wszczynajcie burd.
Spojrzenie Heike ponownie spoczęło na zdobycznym wakizashi.- A więc udało się tobie. Przybyłaś tu wykraść ostrze?- uśmiechnął się.-Iye. To niemożliwe. Dla mnie odkrycie jego obecności tutaj było niespodzianką, a wszak wiem wiele o tym miejscu. Pokonałaś strażników, godne pochwały....- ton wypowiedzi czarownika jednakże zmienił się na lodowaty.- Ale teraz oddaj je mi. Ostrze, jak i wszystko na tych ziemiach należy do klanu Hachisuka. Przekażę wakizashi daimyo w stosownej chwili.-
W jego tonie głosu była groźba. Może nie tak otwarta jak wyzwanie Kirisu, ale równie stanowcza.
 
__________________
I don't really care what you're going to do. I'm GM not your nanny.

Ostatnio edytowane przez abishai : 27-12-2011 o 11:37. Powód: literówki
abishai jest offline   Odpowiedź z Cytowaniem
Stary 22-11-2011, 07:50   #133
 
Tyaestyra's Avatar
 
Reputacja: 1 Tyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputację
Iye.



Krótkie zaprzeczenie prawie bezceremonialnie weszło w wypowiedź mężczyzny o niedorzecznym oddawaniu mu ostrza. Zaledwie jedno słówko spłynęło gładko i raptownie spomiędzy soczyście fioletowych warg. Jak bez namysłu w czarnowłosej głowie, ale nie było zawahania ni w głosie, ni na licach wypowiadającej je łowczyni. Twarde zdecydowanie ścinało rysy jej twarzy uwydatniając skrytą w nich drapieżność, czasem łagodnie uśpioną, tym razem zaś wyeksponowaną w przymrużonych oczach.

-Miałeś wiele okazji by je wziąć. Leżało tuż pod Twoim nosem, wystarczyło tylko po nie sięgnąć. Zawiodłeś, Heike. Nie dostąpisz zaszczytu wręczenia daimyo tego wakizashi Leiko zwracała się do niego w taki sposób, jakby go nie tyle znała, co przynajmniej o nim słyszała i jego obecność w tym miejscu nie była dlań żadnych zaskoczeniem. Ba, może nawet jakby spodziewała się go tu zastać. Mówiła wprost, bez kurtuazji czy choćby tytułów grzecznościowych, podszywając wszystko odrobiną wyższości.
Jedną dłoń zaciskała na rzeczonej broni, wyraźnie czując pod palcami każde z misternych zdobień oplatających jej rękojeść. Drugą mając wolną sięgnęła ku szerokiemu dekoltowi tworzonemu przez ramy barwnego kimona i przyłożyła ją do bieli swej odsłoniętej skóry.
-Ja to zrobię. Otrzyma od nas nie tylko relacje z wykonanego tutaj zadania na jego zlecenie, ale także w prezencie dostanie to wspaniałe ostrze – chichot wydobył się z gardła kobiety, a niósł za sobą sugestię jakiegoś takiego.. iście dziewczęcego onieśmielenia wymieszanego z gorącym pragnieniem skierowania uwagi daimyo Hachisuka tylko i wyłącznie na siebie -Ah, Sonoske-dono będzie zadowolony.
-Rozumiem. Więc twierdzisz, żeś wysłanniczka daimyo-sama?- uśmiech pojawił się na twarzy mężczyzny, szyderczy uśmiech.




Maska mająca skryć zaniepokojenie. Odezwał się po chwili niemalże szaleńczego chichotu.- Hachisuka Sonoske-dono, sam bezpośrednio, nie wydaje rozkazów. Komu podlegasz kobieto? I jaki masz dowód, że nie jesteś bezczelną złodziejką próbującą wykraść to, co nie do ciebie należy?
-Dowód?- mruknęła nieco zaskoczona, niechętnie wyrywając się ze swych słodkich wyobrażeń o zachwycie daimyo nad podarunkiem od niej. Zupełnie jak młódka złakniona zainteresowania mężczyzny będącego celem jej żarliwego zauroczenia, pod którego to wpływem niewieści umysł tworzy bajkowe i głównie niemądre wizje. Zaprawdę, do pełnego obrazu brakowało tylko rumieńca wstępującego przypadkiem na porcelanowe policzki oraz dłoni próbujących je wstydliwe zakryć.

Zamiast tego łowczyni tylko stała dumnie, posągowo wręcz i spoglądała na grajka z lekkim rozbawieniem na jego niedowierzanie.
-Gdybym obnosiła się z monem Hachisuka to cała misja nie miałaby sensu, bo od razu wiedziałbyś o mojej przynależności do klanu. Czy dotarcie w to miejsce nie jest wystarczającym dowodem? W swej gościnie nie rozstawiasz znaków mogących kogokolwiek tutaj nakierować, zatem musiałam wcześniej otrzymać od kogoś informacje na temat położenia Twego… uroczego pałacu – z tymi słowami odwróciła od niego spojrzenie i powoli zaczęła wodzić po skalnych ścianach oraz ożywionej ze zmarłych służbie, nie starając się przy tym nawet ukryć swej wątpliwej radości z przebywania w niezbyt atrakcyjnych podziemiach -Coś jeszcze? Ishiki nasłał na nas swoich popleczników, Ty potem swoich, a mimo to ciągle żyjemy. Nie brzmi jak coś, czego mogłaby dokonać bezczelna złodziejka, prawda? Moja pani ceni sobie profesjonalizm.
Pozornie bardziej zainteresowana oględzinami „domu” Heike, równie pozornie i jak od niechcenia wspomniała o swej zwierzchniczce. Na przynętę zaledwie, by sam mógł wpaść na rozwiązanie tej zagadki i jej samej oszczędzić trudów wyjaśniania sobie wszystkiego krok po kroczku jak dziecku. Zresztą, przez cały czas ton jej głosu wskazywał na to, że właśnie tłumaczy jakąś oczywistość komuś o błyskotliwości niewiele wykraczającej ponad kilkulatka.
-Życie to kwiatek, który mogę zerwać w każdej chwili.- odparł ironicznym tonem grajek. Zmrużył oczy skupiając swe spojrzenie na łowczyni.- Nie przypominam sobie żadnej... pani, której wpływy mają znaczenie na dworze.
Albo lekceważył wpływy kobiet na dworze Hachisuka, albo rzeczywiście ich tam nie było.
Heike uśmiechnął się po chwili, niczym drapieżnik który właśnie chwycił świeży trop i dodał.- Więc potwierdzasz, że nie stoi za tobą nikt znaczący i twoja... śmierć nikogo nie rozdrażni?

Leiko westchnęła sugestywnie, najwyraźniej niczego sobie nie robiąc z gróźb Heike i ku swemu niezadowoleniu odczuwając tylko ciężkie zmęczenie tą rozmową. A także wielce urągające sobie pomówienia co i rusz padające z jego strony.
Zsunęła leniwie wzrok po najbliższej skalnej ścianie poddawanej jej ocenie, po czym zatrzymała go na Kirisu, kolejne kłamstewka spływające ze swych warg poprzedzając dostrzegalnym tylko dla niego mrugnięciem piwnego oczka.
-Że też daimyo powierzył akurat komuś takiemu te ziemie. Nic dziwnego, że w końcu stracił co do niego pewność i aż Isako-sama musiała mnie tu wysłać dla potwierdzenia wątpliwości – powiedziała ignorując grajka i niby to tylko z Płomieniem dzieląc się swym zdaniem, ale nie kwapiąc się przy tym obniżyć tonu swego głosu do choćby szeptu. Plotła oszustwa i półprawdy nićmi o wiele grubszymi niż te tworzące jej kimona, ale póki był cień szansy, póty nie czuła potrzeby wycofywania się ze swego kłamliwego wytworu -Ale jednak to wszystko prawda.
-Isako-san jest yojimbo... tak samo jak i ten za mną. - Heike kciukiem wskazał znajdującego się za sobą milczącego mężczyznę. W jego głosie pobrzmiewała nutka strachu i wahania. - Nie ma władzy wydawać rozkazów.
Grajek spoglądał na dwójkę łowców swymi niemalże rybimi oczami, wyraźnie nad czymś się zastanawiając.




Jego spojrzenie mówiło Maruiken, że Heike zaczyna knuć właśnie własną intrygę. Która może jej zaszkodzić.- Więc... z jakimi poleceniami posłała cię tu? Czego ty i ten... nieopierzony młodzik mieliście się dowiedzieć?
Kirisu zaperzył się słysząc te słowa.- Nie myśl sobie, że takie słowa puszczę płazem. Obiję cię jak psa Heike. Nikt nie będzie obrażał Kirisu Płomienia bezkarnie!
Łowczyni parsknęła wyjątkowo irytującym śmiechem drażniącym nie tylko bębenki uszne, ale i ludzkie nerwy. Wysoki i ostry, swym brzmieniem tak samo przyjemny co odgłos tłuczonego szkła, a przy tym.. także w pełni nienaturalny, o czym jednak mogły wiedzieć tylko te osoby dłużej przebywające w towarzystwie zwykle wyciszonej łowczyni. O ile na co dzień jej śmiech ograniczał się do uśmiechu, bądź kurtuazyjnego chichotu, o tyle teraz miała wprost doskonały ubaw, równie wielki co nieprawdziwy.
-Ooooooh… chyba nie spodziewałeś się, że Hachisuka Sonoske-dono powierzy Tobie te ziemie bez jakiegokolwiek nadzoru? – zdołała wydobyć z siebie pytanie pomiędzy coraz to kolejnymi wybuchami niemałego rozbawienia wstrząsającego całym jej ciałem. Lekko obróciła się bokiem do swego rozmówcy, unosząc rękę i dłonią przesłaniając tę część twarzy mogącej być dla niego widoczną z profilu kobiety. I ciągle się śmiała, chociaż gest ten świadczył o nieudolnych próbach zakrycia tego swojego bezczelnego zachowania. Ale nie tylko.

Spod półprzymkniętych powiek rzuciła bacznym spojrzeniem po truchłach, a także w kierunku z którego przyszła z młodzianem. Mamienie grajka nie szło jej tak dobrze jak tego by chciała. Zdołała odwlec walkę oraz odebranie sobie wakizashi, ale jeszcze nie dostrzegła na horyzoncie możliwości ucieczki z tej trudnej sytuacji. Kalkulowanie szans ich dwójki przeciwko temu mężczyźnie i jego licznych pomagierach nie było ani zadowalające, ani pocieszające. Powodu tego braku sukcesów, łowczyni zauważała w spojrzeniu Heike. Pustym, martwym i beznamiętnym spojrzeniu jego rybich oczu. Jej uroda nie robiła na nim żadnego wrażenia. Łowczyni była dla niego jedynie zagadkowym workiem mięsa. Heike należał do tej nielicznej grupki osób, której Leiko nie dałoby się uwieść kobiecymi wdziękami. Powody tego mogły być różne: od impotencji poprzez dziwaczny gust co do partnerek do odmiennym preferencji seksualnych owego czarownika.
Czuł się też panem sytuacji, co dodatkowo utrudniało manipulację nim.

-Oczywiście że tak. Wszak jestem tu niezastąpiony. To miejsce jest wrogie żywym, powoli pozbawia ich sił. To miejsce nie jest dla takich jak ty. Któż więc inny mógłby nim władać, jeśli nie ja? Któż inny byłby w stanie sprawować kontrolę nad tyloma uwięzionymi duchami?- odparł ironicznym tonem Heike. A Maruiken rozglądając się dookoła, dyskretnie kalkulowała możliwości ucieczki. W końcu taką dostrzegła. W jednym z dwóch tuneli zauważyła błysk stali... tam krył się Kojiro, wskazujący drogę ucieczki i informujący ją o pomocy w wyrąbaniu drogi tym tunelem. Zaś sam Heike spytał.- Jak więc zdobyłaś owo wakizashi kobieto? Jaka jest twoja... użyteczność?
Odetchnęła głębiej, uspokajając się po tak dużej dawce śmiechu wystawiającego jej mięśnie mimiczne na próbę -Całkiem duża, skoro najwyraźniej udało mi się wziąć coś czego.. Ty nie byłeś w stanie, Heike.
Kobiece wargi rozciągnęły się w gadzim, jadowitym uśmiechu, a dłoń o długich palcach zaciskających się na zdobycznej broni wyciągnęła się ku mężczyźnie.
-Po prostu sięgnęłam – powiedziała bardzo powoli, jak gdyby zdradzała mu największą tajemnicę dotyczącą skomplikowanego procesu odbierania strażnikom wakizashi. A ono samo odgrywało w tej bardzo krótkiej relacji rolę rekwizytu wspomagającego zobrazować złożoną sytuację. Zatem Leiko „sięgnęła”, po czym czule przyciągnęła do siebie trzymany oręż, dodając błyskotliwie -I wzięłam. A duchy nawet nie próbowały odebrać mi swojego skarbu.
Wzruszyła ramionami obojętnie, nijak zainteresowana czy zaskoczona takim obrotem zdarzeń. Krótki miecz powędrował na tył jej kimona, za dorodną kokardę utworzoną ze śliwkowego pasa obi, gdzie dołączył do drugiego, o wiele mniej okazałego ostrza.
-Możesz iść się przekonać na własne oczy, może znajdziesz tam rozwiązanie swojej zagadki – mówiąc to splotła ręce na piersi i obróciła się w stronę wcześniej upatrzonego dla ich dwójki wyjścia. Uznając, że jej rozmowa z tym osobnikiem została zakończona, bez zawahania wykonała kroczek przed siebie i rzuciła do swego partnera -Chodźmy stąd, to miejsce mnie rzeczywiście przygnębia. Nie chcę tu dłużej zostawać.
-A więc, legenda okazała się prawdziwa.- wypowiedziane przez Heike słowa nie miały adresata. Nie były odpowiedzią na działania łowczyni, a jedynie głośnymi przemyśleniami owego osobnika. Z jego ust wyrwał się chichot.- Zabawne... i bardzo interesujące. Będę musiał powiadomić Hachisuka, że w mojej kopalni znalazłem zwłoki jego dwójki łowców i wysłanników. Niefortunny przypadek. Wielce niefortunny, ale... za to udało mi się odzyskać wreszcie zaklęty oręż.
Owe słowa przeplatane chichotem odsłoniły wreszcie intencje Heike co do dwójki intruzów. Chciał ich zabić i przywłaszczyć sobie broń. Wszak trupy łatwo mógł wytłumaczyć, kolejni pechowcy, którzy połakomili się na wakizashi i zginęli próbując je zdobyć.
Heike przełożył biwę do przodu, przyglądając się spode łba Leiko.





Trupy zaczęły się gromadzić wokół niego, odcinając dwójkę łowców od korytarzy wyjściowych.
A on sam uderzył w struny biwy zaczynając grać ponurą pieśń.




Z każdą kolejną nutą wokół Heike gromadziły się czarne i smoliste opary, a robotnicy z szaleństwem w spojrzeniu rzucili się na Maruiken i Kirisu. Łowca stanął przed Leiko, ostrza jego broni zatoczyły szerokie łuki, przecinając ze świstem powietrze. Bezgłowe ciało pierwszego napastnika opadło na ziemię. Kolejny mimo wbitego ostrza w tułów starał się dopaść Kirisu. Ale ten gwałtownym pchnięciem broni, popchnął go na nacierające trupy. Czarny, mglisty opar objął Heike i jego najbliższą okolicę. A robotnicy nacierali. Jednakże yojimbo grajka, stał blisko niego nieporuszony dziejącymi się wydarzeniami.

Kąśliwa, niepasująca do niej maska, którą przez całą rozmowę przywdziewała Leiko nie tylko na twarz, ale i na zachowanie w każdym geście i tonie głosu, w końcu została zrzucona. Nie było potrzeby już grać, dyskusje się zakończyły i pozostała tylko brutalna dyplomacja za pomocą broni. Ale czy faktycznie mogła się spodziewać innego rozwiązania mając za przeciwnika takiego osobnika? I tak całkiem długo zdołała odwlekać jego atak i czarować zmyślonymi historyjkami o Sonoske-dono. Wyobrażanie sobie, że mógłby ich tak po prostu puścić lub pozwolić na dalsze eksploracje swych wykopalisk, byłoby już zbytnim poleganiem na uśmiechach Kami. Być może wyczerpała już ich limit na jeden dzień.

Nie wiadomo kiedy rozłożony na pełną szerokość wachlarz zaświergotał w powietrzu i zamilkł dopiero po zagłębieniu się ostrzami w nabrzmiałe od rozkładu ciało jednego z ożywieńców. Zdobiące jego materiał kwiatowe zdobienia nie działały zbyt odstraszająco, nie układały się we wzory mające imitować drapieżnika jak skrzydła co poniektórych motyli. Ale ukryte w nim ostrza rozszarpujące skórę oraz wytrzymałe żebra służące do obronny były wystarczające łowczyni. Stojąc tuż za Kirisu i unikając przypadkowego zostania uderzoną przez któryś z jego wirujących trójzębów, broniła jego pleców przed otaczającymi ich trupami oraz pomiędzy jego atakami wykonywała własne cięcia. Nie to, żeby się zdołali tak idealnie zgrać, raczej podświadomość każdemu z nich intensywniej działała podpowiadając kolejne ruchy wyżynające przeciwników, ale też chroniące drugą osobę. Jeśli on był tornadem, to w takim razie ona była zwiewną tancereczką umykającą od zasięgu jego ostrzy i swą niepozorną bronią rozcinającą gardła.

Oręż Kirisu czynił spustoszenie, stalowe żebra wachlarza rozrywały trupią skórę i ciało. Krok za kroczkiem osaczeni ze wszystkich stron przez żywe trupy Leiko i Kirisu przesuwali się w kierunku wolności. Zbyt powoli.
Czarny opar i pieśń Heike wypełniały jaskinię nie pozwalając truchłom odejść na wieczny spoczynek.
Pokonani przez łowców ożywieńcy podnosili się z ziemi.




Odcięte kończyli łączyły się z kikutami, nasadzone na karki odcięte głowy zrastały się z ciałem.
Tych truposzy, po prostu nie dało się zabić. Taka była moc czarnych oparów i pieśni je wywołującej. Leiko i Płomień walczyli dzielnie, ale wyrwa wśród nieumarłych, którą tworzyli zabijając truposzy, zbyt szybko się zapełniała.
We dwójkę zginęliby.
Ale nie byli sami.

Kojiro wypadł z korytarza niczym błyskawica. Jego katana niczym piorun spadała na nieumarłych.
Wbijała się w ich ciała..




...rozcinając je, silnym ruchami ostrza. Kobieta prawie słyszała gromy rozchodzące się po jaskini wraz z każdym uderzeniem.. a może to były tylko pełne boleści jęki ranionych sługusów Heike?
Atakujący ronin powiększał z drugiej strony wyrwę w szeregach ożywieńców, ułatwiając zadanie obojgu łowcom.
Na jego widok Kirisu zareagował głośnym i pełnym niechęci okrzykiem.-Ty!
Ale na więcej nie było czasu. Zresztą Płomień zdawał sobie sprawę, że w obecnej chwili, każda pomoc jest mile widziana.

Zaś Leiko poczuła nagły przypływ ulgi. Ucieszyła się skrycie na widok swojego tygrysa wkraczającego na pole tak, zdawałoby się, że już przegranej dla nich potyczki z grajkiem i jego zastępami nieumarłych. Wszak tak niedawno jej obiecywał, że przybędzie na pomoc w razie zagrożenia, a teraz była ku temu idealna okazja. Zatem cieszyła się z dotrzymywania przez ronina słowa, ale jednocześnie.. czuła bolesne szpileczki wbijające się w jej godność płynącą z lat treningów przygotowujących ją do misji oraz wywijania się ze wszystkiego jak wąż, bez potrzeby bycia wspomaganą przez kogokolwiek z zewnątrz. Nigdy nie była nauczana polegania na innych, wręcz z niej i z jej sióstr wyplewianą taką nieporadność. Obcą jej była naiwna radość z baśniowego odgrywania bezbronnej kobiety ratowanej przez dzielnego samuraja. Nawet jeśli był nim intrygujący łowczynię Kojiro.
Dlatego mieszały się w niej w niej różnorakie emocje. Ulga staczała boje z niezadowoleniem Leiko na samą siebie oraz głębokim poczuciem rozgoryczenia, że tak się wszystko potoczyło. Że nie była w stanie tego inaczej rozegrać. Że mogłaby tutaj zginąć zaduszona przez ożywione trupy, zaprzepaścić całą swoją misję i zawieść matkę. Na dodatek powinna była zabić Heike, uciszyć go jak najszybciej, gdyby miał zamiar spełnić swą groźbę i powiadomić klan o ich obecność w tym wykopaliskach. Ale nie mogła, nie teraz. Nie byłaby w stanie tego dokonać w takich okolicznościach. Też i nie miała czasu na ostrą krytykę samej siebie, acz jeśli ta zamierzała się objawiać pełnią swych sił za lekkomyślność łowczyni, to równie dobrze mogła uderzyć później.

Przygryzła lekko swą dolną wargę w jedynym możliwym w takiej sytuacji uzewnętrznieniu się jej odczuć i obaw. Zafurkotał wachlarz w pięknym piruecie zabójczego motyla o fioletowych skrzydłach. Kolejny truposz padł martwy na ziemię. Jego zwłoki nasycając się czarnym oparem, zaczęły drgać i ponownie budzić się do parodii życia.
Ale to już nie miało znaczenia. Przejście w pierścieniu nieumarłych otaczającym łowców zostało wycięte. Pozostało więc uciekać z tego miejsca ile sił w nogach.
Wraz z Płomieniem ruszyła szybko przez utworzoną wyrwę w przeciwnikach. Po drodze wachlarzem i trójzębami bronili się przed łapczywie wyciąganymi w ich stronę łapskami trupów, odcinając je by z nieprzyjemnymi plaskami spadały na ziemię. A chwilę potem wracały na swoje miejsce za sprawą tajemniczej mgły.
Ale to nie było ważne. Łowcy atakowali nie po to, by zabić, ale by nie zostać zatrzymanymi i przebić się ku tunelowi. Zrównując się z ich wybawcą, Leiko na krótki, trwający zaledwie dwie lub trzy sekundy moment skrzyżowała ze sobą spojrzenie swoje i ronina. Spojrzenie porozumienia, a ze strony kobiety także wypełnione niewypowiedzianą wdzięcznością, że specjalnie się odsłonił, zdarł z siebie całun ducha istniejący dla każdej innej osoby niż ona, aby pomóc im obojgu. Godność bolała, ale serce nadal biło, płuca w dalszym ciągu wypełniały się powietrzem. Żyła, zatem wdzięczność była należyta.

We trójkę wpadli do najbliższego tunelu i zagłębili się w jego ciemności.
Nie wiedziała jak szybko mogli się ruszać powstali z martwych robotnicy. Wierzyła, że ich kończyny nie mogły mieć takiej samej sprawności ruchowej jak żywych ludzi, więc tym samym byli w stanie oddalić się choć trochę. I właśnie tej wiatry się trzymała.
Niespokojnym biegiem kluczyła pośród przejść wraz ze swymi dwoma yojimbo. Każdy z korytarzy wyglądał tak samo, każdy zakręt i zderzenie ze sobą dwóch różnych dróg przypominały poprzednie. Heike zapewne znał już dobrze ten labirynt, jego bezmyślni robotnicy musieli poruszać się tu jakimiś szczątkami narzuconego im przez grajka instynktu. Dla trójki intruzów były to ścieżki wijące się w nieznanym żadnemu z nich planie.
Jednak ganriki było z nimi, obca Płomieniowi czy Kojiro moc. Przeklęte oko znowu pomagało, znowu kpiło sobie z niechęci do niego kobiety. I także znowu było niezastąpione. Prowadziło ich przez ciemne tunele, pomagało w wybieraniu odpowiedniej trasy na rozstajach. Było niezmącone w swej zdolności, nie dawało ni słowem jednym dojść do głosu któremukolwiek z towarzyszy Leiko. A ona posłusznie słuchała swego instynktu, który jeszcze nigdy jej nie zawiódł.


Zimne, skalne ściany. Każda podobna drugiej i kolejnej.
Zwodnicze, papierowe korytarzyki.

Obrzydliwy szlam skapujący na ziemię.
Mnogość przejść, z których tylko jedno może być właściwe.

Niewielkie grupki robotników porzucający swoją pracę i rzucający się za nimi w pogoń.
Pułapki. Skomplikowane konstrukcje czekające na nieuważną córkę.


Błysk.
Drobina światła mignęła łowczyni przed oczami. Odległa oznaka powierzchni i wydostania się z przytłaczających wykopalisk wręcz hipnotycznie zamigotała na końcu korytarza. Nawet jeśli byli ścigani przed Heike i jego trupy, a na zewnątrz mogli czekać na nich kolejni przeciwnicy.. to ten zbawienny widok nastrajał Leiko taką jakże prostoduszną nadzieją.



…-Pięknie, Leiko-chan. Jak zawsze najlepsza.


Drewniane zęby geta uderzały o kamienną ziemię w przyśpieszonym tempie i roznosiły wokoło swój stukot, gdy kobieta z łopotem kimona biegła ku wyjściu. Promienie słońca słabo wychylające się zza ciężkich chmur zdołały napełnić ją całkiem nową dawką energii, jak gdyby spędziła całe dnie, a nawet tygodnie w podziemiach i już zapomniała jak wygląda reszta świata.
Uśmiechnęła się czując w końcu na swojej skórze światło dnia. A może odruchowo, przez wspomnienie, w którym w całkiem podobnym momencie też rozchylała swe dziewczęce wargi w uśmiechu?


…-Twoja okāsan jest z Ciebie dumna.
 

Ostatnio edytowane przez Tyaestyra : 22-11-2011 o 07:53.
Tyaestyra jest offline   Odpowiedź z Cytowaniem
Stary 24-11-2011, 14:35   #134
 
abishai's Avatar
 
Reputacja: 1 abishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputację
Ciemne korytarz. Światełko w tunelu.



Wolność. Przez chwilę Leiko nie sądziła, że jeszcze zdoła zobaczyć światło dnia. Kilka razy jej życie wisiało na włosku. Ale już prawie opuściła te upiorne miejsce, ścigana przez truposzy, opary i jękliwe dźwięki biwy doskonale rozchodzące się poprzez tunele wykopalisk.
Wydostali się na powierzchnię. W końcu.
Ale tam już byli oczekiwani.
Niemrawi robotnicy uzbrojeni w narzędzia pracy, dotąd byli ruchomym elementem krajobrazu. Teraz stali się zagrożeniem.
Nie dlatego, że byli wyśmienitymi wojownikami czy straszliwymi potworami.
Powód był bardziej prozaiczny.
Robotnicy stali się jedną nieustępliwa masą rąk, kilofów i łopat. Przytłaczali trójkę łowców oni liczebnie, próbując zadusić ich tą przewagą taktyczną.
W ruch poszła katana Kojiro, w ruch poszły jūmonji-yari. Leiko niczym kolorowy motyl tańczyła z wachlarzami rozcinając nacierających nieumarłych. Niemalże niekończące się tabuny ożywionych robotników.
Z tunelu za nimi sączyły się mroczne opary i docierały dźwięki melodii. To był koniec.
Ich siły prędzej czy później się skończą, a nieumarli ożywiani magią grajka, nadal będą nacierać.

Okrzyk bojowy!
Skok z góry, szeroki zamach miecza. Padające na ziemię zwłoki i odcięte kończyny.
Nowy uczestnik włączył się do boju.



No-dachi Furoku czyniło spustoszenie wśród niemuarłych. Długi miecz, dłuższy od tego którym ciął robotników Kojiro, masakrował zwłoki. Ale i Furoku musiał sobie zdawać, że walka ta jest przegrana. Nieumarłych było zbyt wiele, by nawet czwórka wyszkolonych wojowników i zabójczyni mogli sobie poradzić. Po co więc ryzykował dołączając do z góry przegranego boju?
Wkrótce stało się jasne. Kupował czas.

Hi, fu, mi yo
i, mu, na, ya

Dziewczęcy głos recytował tekst, starszy niż ona sama. Każdej sylabie towarzyszył gwałtowny ruch ōnusy.
Korogi stała u góry, na krawędzi zbocza, nad nimi... bezpieczna od nawały nacierających nieumarłych.
kotomo chirorane
shikiru yuitsu

Każde słowo wypowiadała z powagą, każdy jej ruch był równie precyzyjny co kata ćwiczącego bushi. Na czole młodej miko pojawiły się krople potu.
nusowo tahaku
mekau oeyunisa

A wokół niej narastał blask. Przyduszeni nawałą przeciwników, łowcy niewiele uwagi mogli poświęcić recytującej Korogi. Jednakże kątem oka Leiko zauważyła ów nienaturalny blask.
rihete nomasu
asee hoyake



Tohokami, Emitame
Kolejne sylaby sprawiły że blask wybuchł wokół miko. Po czym wraz silnymi podmuchami wichru rozlewał się na wszystkie strony. Objął łowców i nacierających na nich nieumarłych. Sprawił, że ich ciała... zamarły.
Kan,Gon, Shin, son, Ri, Kon, Da, Ken!
Blask ów niszczył opary wydobywające się z wykutej jaskini. Zakłócał pieśń wydobywającą się z głębi tunelu.
Niech ucichnie!
Niech się oczyści!

Blask przybrał na sile, podmuch wiejący przybrał na chwilę siłę huraganu. Uderzył w łowców, oraz w nieumarłych. I ożywieni robotnicy upadli na ziemię.
To był idealny czas na ucieczkę.
-Za mną!- krzyknął Furoku biegnąc w kierunku swej miko. Kojiro i Kirisu spojrzeli po sobie. Po czym spojrzeli na Leiko. I ruszyli. Ucieczka w stronę Ayame była dość sensownym rozwiązaniem.
Młoda miko czekała na nich... i pęczniała z dumy.


-Widzieliście? Widzieliście? Widziałeś Furoku? Byłam niesamowita! -rzekła na powitanie całej grupki. Po czym spojrzała na swego yojimbo.- Hai, hai... a teraz bądź niesamowicie daleko od tego miejsca. Nie ma co czekać, aż nasi wrogowie przegrupują siły.
Ruszyli więc w głąb otaczającego wykopaliska lasu. I dopiero po kilku metrach zatrzymali się.
Dopiero wtedy Ayame zaczęła dziewczęco trajkotać.- To było niesamowite. Nie sądziłam, że uda mi się tyle za jednym zamachem. Rozwinęłam się prawda? Furoku-san, prawda, że jestem coraz lepsza? Że mój plan zadziałał? Prawda?-
-Tak, tak...Ayame-sama. Przejdź do konkretów.-
Furoku pogłaskał Ayame po głowie, jak małą dziewczynkę, sprawiając, że wydęła policzki w irytacji. I coś tam pomarudziła pod nosem.
W końcu jednak spojrzała na trójkę łowców, których ocaliła. I na nowe wakizashi Maruiken.- Widzę, że wizyta w tunelach była... owocna, ne? Odkryliście coś ciekawego, bo my tak!
Uśmiechnęła się i rzekła.- Wiedziałam, że coś z tym miejscem jest nie tak. Trzeba być potężnym czarownikiem, by kierować tyloma zwłokami na raz. Ale on nie jest tak potężny. On użył sposobu na obejście reguł.
Usiadła wygodnie i zaczęła mówić z dumą.- W jednej z chatek na wykopaliskach, jest przedmiot ogniskujący złą chi, chroni on przed rozkładem zwłoki i pozwala temu czarownikowi, sprawować kontrolę nad setkami nieumarłych na raz. Gdy on ulegnie zniszczeniu, to ograniczymy potęgę czarownika na terenie wykopalisk. Złe duchy zamieszkujące ożywione ciała, zbuntują się i nie będą nikogo słuchać.
Zrobiła krótką przerwę w swym wywodzie.- Poza tyyym... odkryłam, czemu tak szybko postępują prace przy odkrywaniu tego miejsca. Czarownik wykorzystuje chiński proch, taki jak ten w fajerwerkach, do wysadzania skał! Wypełnione nim bambusowe tuby, trzyma w oddzielnym magazynie.Czyż nie jestem wspaniała?
Młoda miko najwyraźniej cierpiała na niedosyt pochwał, zwłaszcza od swego yojimbo.
-Zaraz, zaraz... chwileczkę.- wyrwało się Kirisu. Rozglądając się i wskazując palcem na Kojiro, Ayame i Furoku, zapytał głośno.- Kim wy jesteście? Skąd tu się wzięliście?
Do Płomienia dotarło wreszcie, że jest mocno niedoinformowany.
 
__________________
I don't really care what you're going to do. I'm GM not your nanny.
abishai jest offline   Odpowiedź z Cytowaniem
Stary 03-12-2011, 04:37   #135
 
Tyaestyra's Avatar
 
Reputacja: 1 Tyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputację
Leiko znajdowała w pewnej niezbyt dużej odległości od reszty zebranych postaci. Porcelanowymi licami zwracała się w stronę skrytego głęboko za drzewami wykopalisku, mniej lub bardziej samozwańczym towarzyszom prezentując.. zawiązaną na plecach kokardę z pasa obi, oczywiście. Wypatrująca, nasłuchująca zagrożenia, jak gdyby to ona była czuwającym yojimbo zamiast osobą podejmującą tak wiele decyzji. Jak gdyby mogła być tylko bezinteresownym strażnikiem bezpieczeństwa. Ale prawda, jak to miewa w zwyczaju, była całkiem odmienna od tego, co na pierwszy rzut widzi oko.




Frustracja.. znalazła ujście gdzieś w powstałej na barierze opanowania szczelinie i sączyła się powoli do ciała, zatruwała bystry umysł jak tamta smolista ciecz rzekę Kisu. Poczucie pychy było Leiko nieznane. Mogła łatwo zaakceptować bycie uratowaną raz na jakiś czas przez kogoś o podobnym sobie doświadczeniu, lub kogoś zwyczajnie mającego jej szacunek. Kojiro był.. jej osobistym tygrysem, we wcześniejszym spojrzeniu piwnych oczu zyskał odpowiednią ilość wdzięczności. Ale teraz jeszcze było to byle dziecko, które w swoim krótkim życiu nie przeszło tylu siermiężnych treningów co ona. A już potrafiło posłać ponownie w zaświaty więcej truposzy niż łowczyni ze swoimi yojimbo. Byle mała dziewczynka z taką beztroską wkraczająca na sceny walki i z równą dziecięcą niefrasobliwością odnosząca nań sukcesy. Byle dziecko.

Długie palce uczepiły się kurczowo fal materiału tworzącego rękawy kimona, nadobne linie szczęki napięły się w zaciśnięciu zębów. Te wykopaliska, te dzikie ziemie nie były naturalnym środowiskiem do działania Leiko, te łowy nie były jej zwyczajowymi polowaniami, do których była szkolona. Ale podejmując się zadania i wcielając się w rolę łowczyni demonów, była zmuszona w pełni się oddać temu chwilowemu przeznaczeniu. Odnaleźć się w nim i dokonywać postępów na dwóch różnych ścieżkach jakimi kroczyła, a które splatały się ze sobą. Pomimo tego.. od pewnego czasu zdawało się, że wszystko zaczyna wykraczać ponad jej możliwości. Odnosiła wrażenie tracenia gruntu pod nogami, a ten zawsze był dla niej ważnym elementem. Tak jak i teraz.
Pojawiła się w niej przemożna chęć zniknięcia, odseparowania się na moment od tego świata. Skulenia się w sobie, jak po nieudanej próbie usatysfakcjonowania swojej matki w swych młodzieńczych latach przed.. zostaniem wyszlifowaną na twardy diament i wyplewieniu z siebie takiego bezużytecznego zachowania. Dlatego teraz tylko stała posągowo, jak w zamyśleniu lub pilnowaniu prywatności ich grupki. Z nogami bez choćby zadrżenia trzymającymi ją dumnie wyprostowaną, choć w środku zgrabnego ciałka zagotowało się mimowolnie.

-Sprzymierzeńcy, mój Płomieniu – powiedziała zdawkowo, przesłaniając jednak ten zbytek informacji słodyczą pieszczotliwego zwrotu do swojego i tylko swojego partnera, które to miało rozmyć jego nagłą czujność -Bylibyśmy już martwi, gdyby nie oni. Powinniśmy być.. wdzięczni.
Skinęła głową, nie tyle w pochwale tak godnego zachowania, co w potwierdzeniu wyboru adekwatnego do sytuacji słowa. Miałaby może paść na kolana, czołem dotykać ziemi w podziękowaniu? Wychwalać pod niebiosa, dopełniać czarę dumy dziewczątka? Bliżej Leiko było do chęci skręcenia małej miko jej delikatnego karku. Odczuwała irytację słuchając tej radości z połowicznie wygranej walki i niekończącego się trajkotania o dokonanych odkryciach. To z winy tej podejrzanej dwójki zapuściła się na ziemie Sasaki, zamiast potulnie przytaknąć innym łowcom i wraz z nimi ruszyć ku górze rzeki. Na ślepo ich posłuchała, dała się posłać wprost w jaskinie tego rybiookiego osobnika i jeszcze miałaby dziękować za ratunek? Iye, nie widziała tutaj zbyt wiele miejsca na wdzięczność.
-Nie widziałam żadnego złota, ni skarbów – stwierdziła tak po prostu, bez nuty zawodu, podejrzliwości czy rozżalenia w głosie. Brzmienie słów kobiety więcej miało z uprzejmego zaciekawienia tym faktem, być może okraszonym odrobiną niekoniecznie w pełni prawdziwego zaskoczenia.

-Sprzymierzeńcy.- odpowiedział Kirisu, a jego mina i gorzki smak tego słowa w jego ustach, świadczyły, że podobnie jak Leiko źle zniósł fakt, że musiano mu pomagać. Tym bardziej, że sprzymierzeńcy okazali się bardziej użyteczny niż on... samozwańczy obrońca łowczyni.
-To dziwne. Co oni innego mogli tam szukać.- zastanowił się Furoku.
-Są rzeczy cenniejsze dla mnichów niż złoto... wiedza.- odparła miko. Po czym spojrzała na Leiko.- Co takiego więc zobaczyliście?
Ciekawość którą ociekało to pytanie, było miodem spływającym na zranioną dumę Maruiken. Mimo wszystko Ayame nie wiedziała wszystkiego. To nie ona wszak wędrowała tunelami wykopalisk.
-Ciemne tunele zdające się wić w nieskończoność. Robotników zbierających paskudny, czarny szlam podobny smole -mówiła łowczyni, celowo pomijając najważniejsze i najciekawsze znalezisko jakim była kapliczka z widmowymi strażnikami. Być może nie chciała o tym mówić. Być może chciwie pragnęła zachować tę tajemnicę tylko dla siebie, Kirisu i Kojiro. Być może cieszyła ją niewiedza małej miko i wyczekiwała na jej błagalne prośby o podzielenie się z nią tymi informacjami.
-Ah.. i pana tych włości. Heike – z niechęcią przeciągnęła imię czarownika w swych ustach.
-Czarownika.- odparła Ayame, podrapała się za uchem.- Dość potężnego czarownika. Więc... ten szlam może być przyczyną zatruwania Kisu. To przez niego duch rzeki, mści się na nadbrzeżnych osadach. Co zamierzasz więc zrobić z tym zagrożeniem łowczyni-san?
Kobieta obróciła się nieśpiesznie, z kimonem w lekkim zafalowaniu opływającym jej sylwetkę. Splecione ze sobą ręce schowała głęboko w rękawach i po kilku kroczkach przystanęła przy Płomieniu.
-Jeśli to naprawdę jest powodem problemów z oni, to jako łowcy musimy się tym zająć, ne? – zerknęła na swego partnera, jakby poszukując u niego odpowiedzi na to dość retoryczne pytanie, przy czym uśmiechnęła się doń samym przymrużeniem oczu. Może trochę na pociechę -Oznacza to zatem pozbycie się robotników, a co za tym idzie, przede wszystkim źródła ich powstawania jakim jest czarownik. A skoro istnieje możliwość osłabienia go i ułatwienia nam ponownej walki z nim, to należy wykorzystać ten uśmiech od Losu.
Zwłaszcza że zbliżała się noc. Idealna pora na subtelne działania związane, z kradzieżą, zabójstwem i sabotażem. Idealna dla kunoichi.

-Nie możemy uderzyć bezpośrednio na niego. Na terenie wykopalisk ma liczną eskortę.- mruknął Furoku. Zaś Kojiro rzekł.- Wysadzenie szopy z chińskim prochem spowolniłoby pracę, ale... lepszym wyborem, będzie podłożenie ładunków, tak by zniszczyć wejścia do jaskiń. Najbezpieczniej będzie więc uderzyć na kilka celów na raz. A to oznacza, podzielenie się na grupki.
-Ja idę z Leiko-chan.- stwierdził entuzjastycznie Kirisu, co wywołało jedynie kwaśny uśmiech na obliczu Kojiro. Furoku zaś spojrzał na Maruiken dodając.- I musimy się uporać zarówno przed powrotem ninja ścigających twego kompana, jak i... przed przybyciem Ishikiego. On i jego sługusy, zapewne dotrą tu rano. Bowiem na tyle wystarczą zwidy Ayame-sama, za którymi obecnie ganiają.
-Ale by cokolwiek wysadzić, trzeba najpierw zdobyć ten proch. Czy nie tak?- zapytała z udawaną potulnością Leiko unosząc wysoko brwi i spoglądając kolejno na twórców tego pomysłu w osobach ronina, yojimbo małej i samej Ayame - Zatem należy się podkraść do magazynu, którego Heike zapewne nie zostawił bez opieki, i ukraść trochę ładunków niezbędnych do wykonania dalszego planu. A jeśli kradzież się nie powiedzie, to już wtedy zwrócimy uwagę czarownika raz jeszcze na naszą piątkę, ne?
Wzruszyła ramionami, a następnie spojrzenie, dosłownie z góry, skupiła na miko -A ten.. przedmiot ukryty w jednej z chatek. Jak dobrze jest pilnowany? Czy nie powinniśmy też i nim się zainteresować?
-Jest pilnowany, ale... nie wyczułam magicznych barier chroniących go. Więc, zapewne każdy może go zniszczyć. Osobiście uważam, że to zadanie jest ważniejsze, niż jakieś tam... fajerwerki.- odparła zadzierając nosa miko. Po czym dodała żartobliwym tonem.- Ale chłopców aż kusi, by coś wysadzić.
Te słowa wywołały lekki uśmieszek na twarzy "tylko ronina". Oraz cień niezadowolenia na licach łowczyni, zakryty jednak szybko przez czarne włosy, gdy pokręciła nieznacznie głową.
-Niech tak będzie – rozplotła ręce z ciepłego uścisku skrytego w fałdach szerokich rękawów, po czym jedną dłonią wykonała pełne gracji machnięcie w stronę Furoku i Kojiro -Jeśli zdołacie wykraść wystarczająco prochu, to możecie się pobawić w wysadzanie. Zawsze to jakiś sposób na napaskudzenie w planach czarownika. A jeśli wcześniej was spostrzegą jego truposze, to przynajmniej odciągnięcie uwagę.
Dłoń opadła na uroczą krągłość bioderka Leiko -Tak czy inaczej, będzie to dobry sposób na sabotaż, by w międzyczasie zniszczyć ten przedmiot i osłabić moc Heike. Samo zatrzymanie go w wykopaliskach wiele nam nie da.
-To kto idzie po ten tajemniczy przedmiot?- spytał Kojiro. A miko wzruszyła ramionami.- Ktoś musi pilnować całej zabawy z bezpiecznej odległości i... wkroczyć w odpowiednim momencie. Więc ja się nie wybieram na teren wykopalisk.
-Ah.. odpowiednim momencie.. – mruknęła łowczyni, nie kryjąc zbytnio swego powątpiewania co do tak.. niewątpliwie użytecznej taktyki miko, która wcale nie ustawiała jej w najlepszej pozycji wśród nich wszystkich. Wcale.

-Też bym z przyjemnością przeczekała to wszystko w bezpiecznej odległości od wszelkiego zagrożenia, ale ja i Kirisu-kun pójdziemy. Jeśli się uda dobrać do przedmiotu po cichu, to będzie mnie tylko pilnował z oddali. A gdyby nie udało mi się podkraść, to zaś wspomoże w walce swoimi jūmonji-yari – przechyliła głowę, rozchyliła wargi w urzekającym uśmiechu i zamruczała kocio -Ne, mój Płomieniu?
-Oczywiście, Leiko-chan.- rzekł z właściwym sobie entuzjazmem młody łowca oni. A Maruiken, dostrzegła w oczach Kojiro nie dość dobrze maskowaną... zazdrość wobec Płomyczka.
-Nie jestem za dobra...w skradaniu, a moje modlitwy dają zbyt widowiskowe efekty.- odparła Korogi, urażonym tonem głosu. Furoku zaś dodał.- Poradzimy sobie bez wystawiania jej na niebezpieczeństwo.
Nie trudno było dostrzec, że yojimbo traktuje swą miko jak nadopiekuńczy ojciec córeczkę.
-Może w takim razie należało ze swoją zbędnością zostać grzecznie w świątyni, zamiast wchodzić pod nogi łowcom? Albo skoro te modlitwy są tak widowiskowe, to pokazywać je na ulicach miast jako sztuczki kuglarskie? -powiedziała Leiko tonem jakże przesłodzonym w brzmieniu, ale wyjątkowo jak na nią gorzkim w znaczeniu, zatrutym zrodzoną wcześniej gdzieś głęboko we wnętrzu frustracją na to dziecko. Może też i nieco zbyt ostre były te słowa padające z jej ust, wprawdzie nie tak bardzo jak ostrza wakizashi kobiety, ale i tak nazbyt kąśliwe jak na te fioletem malowane wargi. Widać jakaś kropelka dopełniła czarę goryczy.

Nie mając w swym zamiarze przepraszać czy choćby próbować załagodzić napiętą sytuacje, wróciła do swojej pozycji wyjściowej, czyli odwróciła się od zebranych. Dłoń z biodra powędrowała do rękojeści nowego oręża sprawdzając pewność jego ułożenia oraz muskając misterne zdobienia – Pójdę się rozejrzeć.
-Pójdę z tobą.- zaoferował Kirisu, zanim to samo zdążył zrobić Kojiro. Sasaki jednakże chcąc zachować ich zażyłość w sekrecie, nie wtrącił się w słowo, jakby zapewne uczynił Yasuro.
A młoda miko, pokazała łowczyni język w ten dosadny i dziecinny sposób komentując jej docinki.



***



Rozejrzenie się było dobrym wytłumaczeniem na oddalenie się od towarzystwa szarpiącego struny nerwów Leiko. Było wytłumaczeniem równie dobrym co nieprawdziwym, czego nawet nie próbowała ukrywać odchodząc od grupki nagłych sprzymierzeńców. Mogłaby, gdyby tylko chciała. Ale nie czuła potrzeby, by choćby kurtyną aktorskiego grania zakryć swe uprzedzenia i prawdziwy powód zniknięcia między drzewami.
Dlatego w swym „rozglądaniu się”, Leiko w leśnej gęstwinie przysiadła z gracją na co większym konarze drzewa leżącym na ziemi. Niezbyt daleko od Kojiro i.. reszty, ale w wystarczającej odległości, by zapewnić sobie trochę odetchnienia i prywatności. Bądź co bądź ciągle była na wrogim sobie terenie, zatem samotne zagubienie się na tych ziemiach byłoby wielką lekkomyślnością, nawet jeśli ze swoimi umiejętnościami skradania potrafiłaby umknąć oczom tutejszych ninja. Potrzebowała innych do wykonania tego delikatnego planu.
Potrzebowała też.. spokoju. Wszelkie negatywne zawirowania w duszy mogły źle wpłynąć na jej percepcję, a tym samym być przeszkodami w udanych działaniach przeciwko czarownikowi. Reikon Leiko musiał być czysty, nieskażony takimi zbędnymi emocjami jakie wywoływała miko.

Towarzystwo Płomyczka nie było jej niemiłe. Bez zaskoczenia preferowała je ponad przebywanie blisko miko i jej grzecznego pieska. Wprawdzie nie miałaby też nic przeciwko przyjemnej bliskości swego tygrysa, ale ten zapewne próbowałby jej wskazywać same pozytywne strony sojuszu z tamtą dwójką. Ale przecież nie tego teraz potrzebowała łowczyni.
Kirisu zdołał się idealnie dopasować do gorzkiego nastroju swej partnerki, acz raczej nie wynikało to z jego wyczucia, co ze swobody życia i chłopięcej natury. Rozbawiał ją swoim psioczeniem na sprzymierzeńców, a wynikało to nie tylko z faktu, że ktoś musiał ratować sławnego Płomienia. Wszak dopiero co z pola walki o względy łowczyni został zmuszony do wycofania się jego konkurent w postaci samuraja, a tu już pojawiły się kolejne osoby udaremniające swoją obecnością zaistnienie intymnych chwil między dwójką partnerów. Nie mówił o tym wprost, w końcu nawet przy takim jego uwielbieniu dwuznaczności nie wypadało adorowanej kobiecie zdradzać rozgoryczenia z takiego powodu. A już na pewno nie tak dystyngowanej jak Leiko, o której zachwycające wdzięki ciągle musiał się starać pomimo tamtej jednej nocy.
Złorzeczył zatem na „tajemniczego samuraja” znowu wchodzącego im w paradę, a także i na tego drugiego, gorliwego w tworzeniu planu. Ku skrytemu zadowoleniu Leiko, ze strony młodego łowcy obrywało się też i miko. Zapewne nawet i jemu nie mogło umknąć nastawienie swej partnerki do tego dziecka, a jaki był lepszy w tej sytuacji sposób do przypodobania się kobiecie jak nie przyłączenie się do jej niechęci?

Samej łowczyni słuchającej zajadłych i przezabawnych utyskiwań Kirisu, trudno było jednoznacznie stwierdzić, cóż takiego w Ayame doprowadzało ją do stanu szczerego rozdrażnienia. Być może po prostu nie było tylko jednego powodu, a kilka różnych składających się na te ogniste wręcz odczucia kobiety.
Na pewno nie należało się doszukiwać problemów w odbieraniu Leiko przyjemności bycia jedyną przedstawicielką płci pięknej w towarzystwie.. o ile, oczywiście, można było w jakikolwiek sposób przyrównywać do siebie dojrzałą kobietą i dziewczę niewiele różniące się od chłopaczka. Ale kiedyś ta małolata śmiała nazwać ją swoją siostrą.. to było jak potwarz w stosunku do każdej jednej prawdziwej siostry jaką posiadała Leiko. Każda z nich ciężko pracowała na to kim się stały, będąc dziećmi miały tylko siebie, a nie jakiegoś ronina dbającego o ich bezpieczeństwo i strzegącego przed choćby zadrapaniem. A tych zawsze miały wiele, tak samo jak siniaków, naciągnięć mięśni.. Matce zależało na wychowaniu ich na twarde, radzące sobie w życiu kobiety, a nie wydelikacone kreatury potrzebujące obrońcy na każdym kroku. A kim była Ayame? Nikim. Zaledwie jakąś nieletnią miko, która swoje prawo do rządzenia się dostrzegała tylko w umiejętności, bądź jej braku, czytania w płomieniach. Niechaj ona nie wmawia łowczyni wspólnej krwi i siostrzanych więzów, bo sama nie wie o czym mówi. Niech lepiej zakończy swą krucjatę igrania kobiecie na zwykle dość wytrzymałych strunach nerwów i zniknie razem z Furoku oraz swoim bezmyślnym podejściem do życia, przy którym Płomyczek był ucieleśnieniem powagi i rozwagi.

Właśnie.. Kirisu..
Kobieta dla poprawy swego nastroju zmieniła drastycznie bieg swych myśli.
Mając, czasem dosłownie na wyciągnięcie ręki, fascynującego Kojiro, czy też miejsca i postacie domagające się jej uwagi ze względu na obowiązek Leiko, nigdy nie poświęciła większej uwagi w odkrywaniu natury swego partnera. Bo i nie spodziewała się w nim odnaleźć głębin kryjących zbyt wiele intrygujących ją sekretów, a to przecież była jej najsłodsza pożywka. Był łatwy w manipulowaniu, odnalezienie odpowiedniej dźwigni do kierowania tym młodzianem ani razu nie stanowiło wyzwania. Był użyteczną zabawką i bawiącym ją szczeniaczkiem.

Ale jaka była jego historia?
Wiedziała, a raczej domyślała się, że pochodził gdzieś z wybrzeża. Najprawdopodobniej z jakiejś tamtejszej wioseczki, ale nie mogła mieć pewności. Tak samo mógł się wychować w mieście portowym. Czy jego rodzice tęsknili za swoim małym Płomyczkiem? Czy martwili się o niego? Czy.. w ogóle żyli? Czy kiedykolwiek ich znał? Nie miała co się czarować i mamić swoje oczy, wszak życie potrafiło dotykać na różne sposoby, jednych traktując lepiej, a innych gorzej w swej kapryśności. Urodzenie się wśród pałacowych korytarzy nie musiało świadczyć o szczęściu, tak samo jak bycie niechcianych dzieckiem, wypadkiem przy namiętnym konsumowaniu burzliwej miłości nie musiało świadczyć o nieszczęściu. Kojiro pochodził z dobrej rodziny, a zrządzenia Losu doprowadziły go do bycia samotnym duchem ronina. Czy też Akage, który częściowo przez bycie młodszym bratem Sonoske stał się poszukiwany jak najgorszy złoczyńca. Iye, urodzenie się w danym miejscu, w danej klasie społecznej niczego nie gwarantowało. Płomyczek na swym braku ogłady, nieznajomości etykiety i braku umiejętności pisania mógł wyjść lepiej niż tamtych dwóch.

A co go zmusiło do podjęcia się roli łowcy? Możliwa sława, dobra zapłata i zachwyty wieśniaczek łatwo wpadających w ramiona ich bohatera? Tak.. mogła sobie wyobrazić młodego Kirisu wyruszającego w tak niebezpieczną drogę pchanego tylko takimi argumentami. Od kogoż zatem się nauczył posługiwać swymi jūmonji-yari, kto nauczył go tropienia? Nie mógł być czystym samoukiem, ktoś musiał go wspomóc, przynajmniej w początkach łowieckiej kariery.
A czy jej odejście będzie dla niego ciosem, tak jak było dla wielu innych przed nim? Czy będzie jej szukał, tak jak inni szukali, kierowani uczuciami fascynacji, nienawiści czy nawet miłości? A może w swym rozgoryczeniu będzie szukał zapomnienia w objęciach kolejnej żony młynarza lub innej wieśniaczki, z którymi ekstazy będą tylko otwierać tę ranę goryczy, bo żadna nie będzie porównywalna do uniesień z nią doznanych? To musiałoby być okropne.. nie móc w pełni cieszyć się cielesną rozkoszą przez powracające wspomnienia tej idealnej, odczuwalnej wszystkimi zmysłami. Jakąż krzywdę miała mu wyrządzić..

Uśmiechnęła się ciepło, kiedy przyłapał ją na przyglądaniu się w zadumie profilowi jego twarzy. Oraz także całkowitemu skupianiu się na swoich własnych rozmyślaniach, miast na słowach młodziana. Jednak Leiko bardzo ładnie i realistycznie potrafiła udawać, że słucha. A to był przecież Kirisu. Jemu do radości starczał choćby i tak drobny przejaw zainteresowania ze strony łowczyni. Dlatego odpowiedział jej swoim własnym błyśnięciem szeregu zębów w szerokim i pogodnym rozchyleniu ust.




Był tak beztroskim.. bardziej wiecznym chłopcem niż dojrzałym mężczyzną. Beztroskim i nieświadomym myśli wijących się jak węże po umyśle kobiety, której był partnerem i obrońcą w łowach. Ale tak było dla niego lepiej. Dla wszystkich.
Wiele było tych pytań powstałych w główce okolonej czarnymi, lśniącymi włosami. Może kiedyś.. gdy Kami podarują im spokojniejszy moment wytchnienia od polowań i poczucia oddechu demonów na karkach, to Leiko wykona rozkoszny szturm na historię i sekrety Płomienia. Nie z zaintrygowania, czy pchnięta obowiązkiem swego zadania, ale ku własnej rozrywce dowiadywania się wszystkiego.

Ale teraz nie posiadali luksusu pozwalania sobie na nieuwagę. Bo chociaż siedząc, żartując i flirtując przyciszonymi głosami byli pozornie niepomni na wszelkie zagrożenia, co czyniło z nich idealne ofiary, to kobieta pozostawała czujna. Gotowa zareagować na każde trzaśnięcie gałązki czy niepokojący szelest wśród krzaków. Koszmar przebywania w zamknięciu mrocznych korytarzy wykopaliska był zbyt świeży, nie chciała i nie miała zamiaru tam wracać. Ani też dać Heike możliwości odebrania sobie wakizashi, którego posiadania wyraźnie pragnął.
Nie przyznawała tego przed kimkolwiek, nawet przed samą sobą robiła to niechętnie i ze sporymi oporami, ale pomoc tamtej dwójki była niezbędna. Nawet jeśli Ayame miała być zaledwie zbędnym dodatkiem bez innego wkładu w plan niż swe wątpliwe mądrości, to przynajmniej jej yojimbo mógł się na coś przydać. A jeśli po wszystkim nadarzy się jakaś paskudna możliwość porzucenia ich.. to Leiko tylko mogła czekać na nadejście nocy i takie przyjemne dla siebie zrządzenie Losu.
A w tym swoim czekaniu, wraz z Kirisu iście konspiracyjnymi szeptami przerzucać się fantazyjnymi pomysłami na dopieczenie nieznośnej dzieweczce.
 

Ostatnio edytowane przez Tyaestyra : 03-12-2011 o 04:57.
Tyaestyra jest offline   Odpowiedź z Cytowaniem
Stary 05-12-2011, 23:34   #136
 
abishai's Avatar
 
Reputacja: 1 abishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputację
Łowczyni potrzebowała chwili odseparowania się od irytującej Ayame. Od dzieciaka o potężnych i niezrozumiałych mocach. Od dzieciaka władającego magią, podobnie jak Kohen. Tam gdzie Leiko jedynie dotykała nadnaturalności pod przymusem okoliczności w jakich działała, oni w niej dobrowolnie tonęli.
Co gorsza, postawa małej miko i niektóre jej słowa irytowały ją. I to na tyle mocno, że nie powstrzymała się od małej uszczypliwości. Zbyt dosadnej, by można ją było nazwać “subtelną”.
Mateczka nie pochwaliłaby takiej utraty kontroli nad sobą, ale czasem żółć musiała zostać wylana.
Dlatego właśnie Leiko oddaliła od reszty. Bowiem jej własny pragmatyzm i szkolenia mateczki uczyły ją, by wykorzystywać, każde przydatne narzędzie podczas misji. A miko była użyteczna. Podobnie jak Kirisu, Korogi była łowczynią oni... i to zapewne doświadczoną. I zapewne silniejszą od Kirisu. Ale silniejszą, głównie poprzez sztukę którą się parała, a która napawała Leiko niechęcią. Niemniej nie zmieniało to faktu, że była dzięki niej mocna. Oraz, że obecnie Maruiken musiała z nimi współpracować. Ale potem... postara się, by ich drogi rozeszły się na dłużej.

Miło jednak było odpocząć od jej obecności, pozwolić sobie na chwilę narzekania, posłuchać poirytowanego kogucika, który również nie był zadowolony z tej sytuacji. Przyjemnie było poczuć jego palce na ramionach i szyi. Głaszczące i pieszczące jej skórę. Płomień nie zapomniał lekcji z Nagoi.
Niemniej pieścił powoli drżącymi palcami. Cały drżał, jego ciepły oddech muskał ucho łowczyni, gdy mówił. Czasami nie tylko oddech, czasami muskał wargami jej płatek uszny...drżąc coraz bardziej z pożądania.
Pragnął jej. Wszak tak wiele dni minęło od tej nocy Nagoi. Zapewne żadne z nich co prawda nie spędzało ich samotnie. Leiko jakoś nie wierzyła w ascezę Kogucika. A sama wszak miała do swej dyspozycji tygrysa w ludzkiej skórze, który zaspokajał jej apetyt na wyrafinowany sposób. Kirisu zapewne nie miał problemu z ilością kobiet, ale jakością zapewne żadna nie dorównywała łowczyni.
A i czemu Leiko miała sobie odmówić pieszczoty palców swego ucznia wędrujących po jej szyi?
Zwłaszcza że znów nadchodziła noc, a z miejsca z którego Łowczyni przyglądała się wykopaliskom...


… te wydawały się szczególnie złowieszcze. Było to w końcu miejsce wrogiem żywym istotom, pod każdym względem. Oby ta noc zakończyła tą misję.

Godzinę później zmrok otulił ziemie Sasaki. Cztery postacie ruszyły na łowy. Wśród nich była Leiko, która dopiero teraz czuła się w swoim żywiole. Wszak nie umiejętności walki były jej największym atutem (choć nieraz udowodniła, że nie należy jej lekceważyć), a skradanie właśnie. Była niewidoczna, była cieniem. Była kunoichi.



Spora część wykopalisk, opustoszała w nocy. Blask księżyca nadawał skałom ponury i mroczny odcień. Ale też i ułatwiał ukrywanie się w cieniu i Leiko i Kirisu. Zwłaszcza Płomykowi pomoc wszelka pomoc w zamaskowaniu swej obecności była potrzebna.
Łowczyni przemykała się pierwsza. Bystrym spojrzeniem przeszukiwała okolicę w poszukiwaniu zagrożeń. A tych było wiele. Nieumarli słudzy Heike przemieszczali się po obszarze wykopalisk. Słabi i nieporadni.
Ale jak już się przekonała Leiko, śmiertelnie groźni... jeśli umiejętnie używani.
Dziesiątki par oczu przeczesywało teren, dziesiątki ust gotowe było krzyknąć na alarm w razie potrzeby.
O ile zdołaliby ją zauważyć. Ale nie zdołali.
Leiko bez problemu lawirowała pomiędzy nimi, trzymając blisko siebie Kirysu i upewniając że i on nie zostanie zauważony.
Minęła kolejne straże i powoli dotarła w pobliże celu.


Małej chatki mającej kryć w sobie sekret potęgi Heike.
Leiko i Kirisu skryci za głazem przyglądali się jej. Łowczyni rozglądała się po okolicy oceniając swe szanse i stwierdziła, że... na dotarcie tam wraz Kirisu nie ma szansy. Jednakże samotnie... to co innego.
Ponad chatką krążyły patrole, więc słudzy Heike mogli ją dostrzec z góry. W okolicy chatki przemieszczali się robotnicy, mniej więcej w regularnych i równych odstępach czasu. Gdy już zdołałaby wyłapać tempo poruszania się patroli, mogłaby znaleźć szczelinę w ich rytmie. Punkt w czasie, w którym mogłaby się przemknąć niezauważona.

Oddech, uspokojenie myśli. To była wszak tylko gra, jedna z wielu gier które poznawała u mateczki.
“Kitsune to inu”... Lis i psy. Jedna z siostrzyczek była lisem, pozostałe psami mającymi dopilnować, by lis nie dobrał się do spiżarki. Teraz to Leiko była liskiem, a stado śmierdzących truposzy, psami. Należało ich przechytrzyć. Taka była wszak rola liska.
Problemem były dwa pieski przy samych drzwiach wejściowych. Uzbrojone w naginatę truposze wydawały się nieco twardszym orzechem do zgryzienia od swych pobratymców. I nie opuszczały swego stanowiska, nawet za potrzebą. Mimo to, uśmiech pojawił się na twarzy Leiko. Wszak obecna misja była zgodna ze szkoleniami jakie przechodziła łowczyni. To był jej żywioł i nikt z jej towarzyszy, nie mógł dorównać na tym polu (choć musiała przyznać, że Kojiro był zaskakująco dobry w cichym poruszaniu się).
 
__________________
I don't really care what you're going to do. I'm GM not your nanny.
abishai jest offline   Odpowiedź z Cytowaniem
Stary 20-12-2011, 02:46   #137
 
Tyaestyra's Avatar
 
Reputacja: 1 Tyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputację
Jej dłoń na jego ręce. Zaciskająca się pulsacyjnie.
Czuła jak cały drży, acz jakże odmienne to było drżenie od tego wywoływanego pożądaniem.
Miała też wrażenie, że wręcz wyczuwa pod palcami ten jego sławetny, wewnętrzny ogień, jakże jednak odmienny od tego rozpalającego lędźwie i domagającego się zaspokojenia bliskością dwóch ciał.

Płomień był taki niecierpliwy, tak chętny do rzucenia się do walki i wyzwolenia niszczycielskiej siły dwóch jūmonji-yari. Nie był stworzony do bezczynności jakiej wymagała od niego partnerka, a już z całą pewnością do nie chowania się za głazem, kiedy przeciwnicy byli tak blisko. Musiała go trzymać przy sobie, by jak pies zerwany z łańcucha nie rzucił się wściekle na patrolujące okolicę truposze. W milczeniu i zaledwie delikatnym, acz stanowczym dotykiem zabraniała mu uwolnienia swej żądzy walki. Jakże tak mogła? Wszak ukrywając się przed starciem nie mógł odbudować swej chwały w oczach tej adorowanej przez siebie łowczyni. To nie taką bezczynnością zyskiwał zachwyt u kobiet!
Poruszył się niespokojnie, gwałtownie, jakby jego młodzieńcze nerwy nie były w stanie dłużej wytrzymać takiego napięcia w postaci bierności. I raz jeszcze – poczuł dłoń Leiko gładzącą go uspokajająco po przedramieniu, mającą w sobie sugestię besztania za tak niewielki ruch ciałem. Być może już miał pochopnie coś syknąć w swym zdenerwowaniu, być może nierozważnie planował spróbować stawić opór czarowi łowczyni, by móc w końcu posmakować trochę akcji.
Być może. Ale wtedy...

Wtedy nastąpił wybuch.
A kilka niedługich chwil później kolejny wstrząsnął wykopaliskami.

Te odgłosy świadczyły o tym, że Kojiro razem z.. tym drugim roninem dotarli do zapasów chińskiego prochu i zaczęli robić z niego użytek. Nie spodziewała się niczego mniej po swym zdolnym tygrysie. Komu jak komu, ale w jego zręczne dłonie mogła powierzyć tak delikatne zadanie bez obawy, że zakończy się ono niepowodzeniem. Nie zdarzyło się jeszcze, aby sprawił jej zawód, czy to w kwestii karmienia jej swą wiedzą i słodyczą tajemnic, czy w trakcie tych kilku momentów zmagania się kataną z groźnymi przeciwnościami losu, czy też.. zaspokajania pragnień Leiko na wiele zarówno wyrafinowanych i drapieżnych sposobów. Mogła też, ku niezadowoleniu swego partnera, zabrać ze sobą właśnie Kojiro na misję zniszczenia strzeżonego przedmiotu. Zapewne wykazałby się większą dozą cierpliwości i skupienia, aczkolwiek posłanie Płomienia do zabaw z prochem mogłoby się skończyć.. zbyt wybuchowo jak na ich potrzeby. Wobec tego obecny układ był odpowiedni, jakkolwiek inaczej by mu się w jego impulsywności wydawało. Póki co.

Nieumarli robotnicy przemierzający dotąd drogą przecinającą ścieżkę do tajemniczego domku, zwrócili oblicza w kierunku hałasów i dymu dobywającego się z drugiej strony tej sztucznej doliny. Następnie niewiele myśląc, bo i czy takie kreatury były to tego zdolne, ruszyli szybko w tamtym kierunku. Nadarzyła się więc okazja do realizacji planu, który w trakcie ukrywania się uknuła kobieta. Najpierw jednak należało go wyłożyć łowcy.

Przechyliła się mocniej ku Kirisu pewna tego, że nie wykorzysta tej bliskości do niczego niestosownego względem niej, po czym przesunęła dłoń z ręki na wysoki kołnierz jego odzienia i lekko odchyliła go długimi palcami. Zbliżyła do niego swe usta.. i zaczęła szeptać. Ciepłym oddechem muskała jego ucho i prawie dotykała go swymi wargami, kierowana zarówno potrzebą jak najcichszego przekazania mu swych słów, ale także jeszcze żarliwszego wzniecenia w nim bitewnego ognia. Niech ma. Niech się wykaże. Niech zabłyśnie jasno w jej oczach..
Słuchał Leiko z ciekawością malującą się na jego obliczu oraz coraz większym zapałem, wypierającym wcześniejsze podrażnienie.
Gdy zaś skończyła, to zareagował uśmiechem, milczącym porozumieniem z partnerką.







***




-Kto stawi mi czoło? Kto odważy się zmierzyć z Kirisu Płomieniem?
Kto chce się zmierzyć z wielkim łowcą oni?!


Z bojowym krzykiem młody łowca demonów wyskoczył zza głazu i z wzniesionymi trójzębami gnał w kierunku chatki. Aż się do tego, cóż, palił, to był jego moment do zabłyśnięcia i rzucenia się wprost w centrum uwagi. Wprawdzie owe przede wszystkim koncentrowało się na niezbyt interesujących w kwestii późniejszych zachwytów truposzy, ale wszak jego samotną walkę obserwowała z ukrycia Leiko. To był powód aż nadto wystarczający, aby Płomień był pełen entuzjastycznego zapału do wyżynania nieumarłych.
A na tych nie musiał długo czekać. Pozostali robotnicy strzegący chatki podjęli jego wyzwanie i nie zważając na wysokość skarpy zeskakiwali do niego. Śmiertelnik który poważyłby się na taki skok musiałby być odpowiednio wyszkolony by go przeżyć. Robotnicy nie byli. Z drugiej jednakże strony, nie byli też żywi. Po upadku jak gdyby nigdy nic nastawiali złamane kości i karki, po czym ruszyli sforą na osamotnionego w tym boju kogucika. Też zaś nie był bezbronny, a chociaż przez jego chłopięcą naturę mogło się zdawać inaczej, to nie był też ledwo co opierzonym młodzieniaszkiem, który dopiero się wyrwał spod skrzydeł mamusi.

Zapłonęły końcówki trójzębów. Ostrza zostawiały za sobą ogniste ślady podczas tej zaciekłej walki, a choć trupy padały na ziemię, to Kirisu szybko został osaczony ze wszystkich stron. Mimo to nie nazywał się Płomieniem i wielkim łowcą demonów dzięki uciekaniu z pola walki, gdy liczebność przeciwników stawała się zbyt duża. Iye, Kirisu Płomień nie cofał się przed byle zagrożeniem. Szczególnie w takiej chwili, kiedy Leiko powierzyła mu tak ważną rolę, a jego upadek bądź wycofanie się mogłoby ją narazić na niebezpieczeństwo. Energicznie zatem młócił swą bronią powietrze tworząc wokół siebie okrąg, a każdy jeden truposz przekraczający kruchą granicę zostawał potraktowany silnym cięciem. Przytłaczali go, ale to się nie liczyło. Był w swoim żywiole.


[MEDIA]http://www.youtube.com/watch?v=rCU9gDt_1dE&feature=BFa&list=PLCFF4BE52873 DF2E8&lf=results_video[/MEDIA]


Nieopodal zaś, prawie pod nosem zaaferowanych intruzem pomagierów grajka i tuż przy ścianie skarpy czaił się cień. Przesuwał się nieśpiesznie, uważnie obserwując okolicę i będąc gotowym na zareagowanie na jakąkolwiek.. anomalię w planie.
Przytulona do skały, wręcz stapiająca się w jedno z rzucanym przez nią bezpiecznym mrokiem, łowczyni stawiała jeden kroczek za drugim w pozornie nieodpowiednich na takie zadanie geta. Acz gdyby zdarzyło jej się jakieś przypadkowe stuknięcie, dziwnym trafem niezaplanowane odpowiednio postawienie drewnianych zębów na skalnym podłożu, to każe wynikły z tego odgłos utonąłby wśród świstów jūmonji-yari i jęków padających pod ich ostrzami nieumarłych. Młodzian zapewniał Leiko dobrą zasłonę przed byciem odkrytą i tylko raz czy dwa razy zdarzyło jej się przystanąć, aby wirujący w powietrzu ogień nie oświetlił, nie zdradził jej postaci.
Oddech miała równy, spokojny.. w końcu to było tylko kolejne zadanie. Ba! Byle następne ćwiczenie i gierka z siostrzyczkami. One bywały sprytne. Wszystkie były uczone podobnego myślenia i przechytrzanie ich nie zawsze było łatwe, czasem stanowiły nie lada wyzwanie. Robotnicy Heike zaś nie byli sprytni, kierowali się instynktami i narzuconymi im przez ich pana prostymi rozkazami. Pracować. Pilnować. Zabić. Nie byli w stanie samodzielnie myśleć, dostrzegać większej części obrazu i samodzielnie planować. I to właśnie było luką w ponurym królestwie grajka.

Podsunęła się pod ścianę chatki i palcami przesunęła po drewnie, z którego została zbudowana. Krótkie oględziny zaś wystarczyły na potwierdzenie, że nie istniała możliwość wślizgnięcia się do środka przez okna. Roztropnie ktoś je pozabijał deskami i to tak dokładnie, że z zewnątrz nie można było choćby zajrzeć. Pozostawało tylko jedno wejście – drzwi. Strzeżonego przez dwóch strażników wyglądających na lepszych wojowników od reszty nieumarłej chmary. Razem będą jej groźną przeszkodą, pojedynczo zaś i z zaskoczenia..

Nie zauważyli jej.
Skupieniu na przyglądaniu się walce swych nieumarłych braci z intruzem, nie zauważyli cienia przemykającego tuż przy chronionej przez nich chatce. A szczególnie ten jeden, nieświadomie znajdujący się najbliższej wyposażonego w ostre kiełki drapieżnika skrytego w ciemnościach.
Z szelestem zagłuszonym jednak odgłosy pobliskiej walki Płomienia z truposzami, łowczyni wysunęła ostrze wakizashi z utrzymywanego pasem obi saya. Swoją już sprawdzoną broń, skromniejszą wersję znalezionego głęboko w wykopaliskach trofeum, acz nie przyszedł jeszcze czas, by zostało ono splamione wstrętną krwią tych przeciwników.

Obnażony krótki miecz błysnął bardzo subtelnym blaskiem łapiąc blade światło księżyca wyglądającego zza chmur. W jego smukłym ostrzu, jak w zwierciadle, odbijała się skupiona twarz Leiko opartej plecami o chatkę.




Twarz kobiety przygotowującej się do wykonania celnego ataku. Zaledwie jeden cios na najbliższego niej strażnika, chłodna kalkulacja nie pozwała na więcej. Musiała go zabić szybko, by swym przedśmiertnym jękiem nie zawołał na pomoc reszty powstałych z martwych upiorów. Jedno precyzyjne pchnięcie prosto w serce, by nie musiała nawet poprawiać. Nic nowego, żadna trudność. I to nawet nie na łowczynię oni, które wszak najczęściej ginęły dopiero po pozbawieniu ich głowy lub serca. Ale dokonanie egzekucji poprzez trafienie w jeden z punktów witalnych ludzkiego ciała nie było żadną trudnością dla niej. Dla Leiko.

Przekręciła odrobinę wakizashi żegnając się ze swym odbiciem i spięła się jak wąż gotów do ukąszenia swej ofiary. Śmiertelnie ostry kieł drapieżnika wystrzelił ku plecom nieświadomego zagrożenia strażnika. Wszedł gładko w jego ciało i sięgnął zachłannie ku sercu. Jeden cios zakończył życie pierwszego strażnika. Ale drugi zareagował błyskawicznie na odgłos przedśmiertnego charkotu towarzysza. Odskoczył od drzwi wykonując szeroki, płaski i poziomy zamach, mający skrócić przeciwnika o głowę. Niecelny zamach. Ostrze naginaty świsnęło łowczyni tuż nad głową, uświadamiając Leiko, jak niewiele brakowało. Strażnik ponownie zaatakował swym orężem szerokimi zamachami, licząc że taka przewaga broni wystarczy by pokonać Maruiken. Mylił się...

Poruszał się w ślimaczym dla Leiko tempie. Naginata nie należała do najszybszych broni, z całą pewnością nadrabiała to zasięgiem i płynącą z niego siłą ciosów, acz każdy jeden zamach pożerał cenne sekundy dla truposza na zranienie zwinnego intruza. Bowiem za każdy razem jej już nie było w miejscu, w które celował swym ostrzem.
To było porównywalne do naiwnej chęci zabicia mieczem fruwającego w powietrzu motyla, który każde rozcięcie powietrza kwitowałby beztroskim przelotem wzdłuż ostrza i drażnieniem atakującego. I tak samo Leiko ze zwiewnością umykała temu zagrożeniu mogącemu z łatwością rozciąć jej porcelanową skórę. Z płynnością ruchów swego ciała i materiału kimona opływającego kobiecą sylwetkę unikała bliższego spotkania z naginatą. Błyskawicznie znikając z obieranej przez broń trasy prowadziła jej ataki w nocną pustkę, jakby to była zwykła zabawa i przekomarzanie się, lub nawet figlarny taniec, w którym partner nie mógł dotknąć swej partnerki.
Jednakże ona nie miała czasu, ni choćby odrobiny ochoty na taniec z truposzem. Każdy jeden fragment tej mozaiki cięć i uników był tylko przeciąganiem momentu, aż któryś z walczących z Płomieniem zobaczy dodatkowego intruza i ruszy na pomoc swojemu mało żywotnemu bratu. A wtedy nie będzie trzeba wiele, aby dołączyli kolejni i cały plan się posypał. Dlatego musiała go wyeliminować ze swojej drogi.
Teraz.

Jeden z piruetów poprowadził Leiko tuż przy odsłoniętym boku truposza, a w trakcie jego trwania załopotał jeden z rękawów jej barwnego kimona. Niczym ogon pozostawiony na nocnym niebie za spadającą gwiazdą, tak samo jego koniec sunął za uniesioną z gracją ręką łowczyni. Zdobiony i obfity w materiał strój był nie tylko dodatkiem podkreślającym urodę jego właścicielki, ale w sytuacjach kryzysowych mógł być potraktowany jako narzędzie do zdezorientowania przeciwnika. Najczęściej służyły do tego pasy obi, ale zdolna córka swej Matki była w stanie wykorzystać swą kreację także i do wielu innych sztuczek.
Długi rękaw istnym całunem nakrył przebrzydłą gębę maszkary, co wywołało u niej niewyraźne warknięcie i chęć szybkiego zdarcia tego materiału przesłaniającego oczy. Już sięgał doń wolną dłonią, acz wyprzedziła go inna - delikatna i kobieca. Łowczyni w swym całkiem osobistym sabotażu i wykorzystaniu nieuwagi strażnika, znalazła się za nim. W głębinach fald rękawa dłoń stanowczo przycisnęła do jego twarzy i tym ruchem odchyliła mu głowę mocno do tyłu, dzięki czemu swym ciałem wykonał zgrabny łuk. Ostrze wakizashi bez najmniejszego problemu rozcięło jego skórę pleców i przebiło mięśnie. Wbiło się głęboko w czarne serce i błysnęło złowieszczo z klatki piersiowej.

Bezwolne, drgające jeszcze ciało opadło z głuchym łoskotem na ziemię. Nikt już nie był w stanie jej przeszkodzić. Psy albo zostały podstępnie okpione, albo zginęły twardo trwając na swych posterunkach.
A zwycięska lisiczka wkradła się do spiżarni.
 
Tyaestyra jest offline   Odpowiedź z Cytowaniem
Stary 25-12-2011, 17:05   #138
 
abishai's Avatar
 
Reputacja: 1 abishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputację
Cień na przyczajony na skale. Cień wielkiego kota spoglądał w dół sztucznej kotliny.
Biały tygrys większy niż zwykli przedstawiciele tej gatunku, przyglądał się przemieszczającym w mroku sylwetkom.
Ogon nerwowo bił na boki, z pyska wydobywały się pomruki, a ślepia spoglądały w dół.


Czerwone ślepia, oczy demona... nie zwyczajnej bestii. Oczy potrafiące dostrzec znacznie więcej.
Niemniej przy tej bestii przyczaił się ktoś jeszcze, mrucząc cicho i głaszcząc uspokajająco tygrysa po białym futrze.-Wiem co czujesz, lecz wierz mi to nie jest jeszcze czas, by wkroczyć. Sasaki-sama nie narażałby skóry tak pochopnie, gdyby nie miał ku temu ważnego powodu.
Odpowiedzią tygrysa był rozdrażniony pomruk, zupełnie jakby oni zrozumiał wypowiedź mężczyzny.
- Cierpliwości, szlachetny duchu. Nie chcemy wszak popsuć planów Sasaki-sama.
Znowu pomruk, pełen niecierpliwości.
Na co padła odpowiedź.- Wiem, wiem. Zawiodłeś się na rodzie. Ale nie zapominaj, że sekretem było to miejsce. Miało ulec zapomnieniu. Nic więc dziwnego, że młody dziedzic nie wrócił na czas. Nie znał wszak swej powinności szlachetny duchu.

Obaj więc czekali cierpliwie, choć wielki tygrys niechętnie wartował. I tylko pieszczoty tuż za uchem trzymały go na miejscu.

Seria wybuchów wywołała zamieszanie, na pozornie spokojnym terenie wykopalisk.
Nastał chaos, rozpoczęła się walka. Tuż przy jednym z domków, dwie ogniste smugi zaczęły się ścierać z nacierającymi hordami nieumarłych.
Nastał czas boju. Dwa cienie rozłączyły się.
Rozpędzony tygrys zeskoczył w pobliże walczących, wywołując zamieszanie i z rykiem rzucił się do boju.


Jednym uderzeniem łapy, złamał drąg, pierwszego z robotników, niczym zapałkę. Po czym skoczył na biedaka.


Nieumarły nie miał szans z bestią, która przerastała go pod każdym względem.
Niewielu miałoby szansę z Gōsuto tora. Kirisu zerknął na pojawienie się bestii, w jego oczach pojawiły się błyski rywalizacji. Wszak potwór wydawał się godniejszy jego talentu, niż nieumarli, którzy go otaczali.
Niemniej to nieumarli stanowili bliskie zagrożenie, a dzika demoniczna bestia, był pojawiającym się znikąd sojusznikiem.

Złowieszcze chrupnięcie kręgosłupa.


Tygrys właśnie odgryzał głowę robotnika. Silnym zaciśnięciem pyska oddzielił ją od głowy, po czym w kilka sekund rozerwał resztę ciała na kawałeczki. I ten truposz już nie powstał. Rozrzucone na około kawałeczki z trudem zbierały się do kupy. A Gōsuto tora dopadał kolejnego.

Niemniej Leiko tego nie widziała. Dochodziły do niej co prawda ryki tygrysa, znak że Gōsuto tora powrócił, by zaprowadzić tu porządek, ale... jej zmysły skupiły się na czymś innym.

Weszła do chatki, zamknęła za sobą drzwi, zasuwając zamocowaną przy nich zasuwę i zamarła w pół kroku. Coś było nie tak z tym miejscem. Oko kobiety rozbłysło lekkim blaskiem lustrując pomieszczenie. Nie zobaczyła nic. Ani żywych, ani nieumałych, ani oni. Zresztą żywej istoty tu się nie spodziewała. Natomiast duchy i oni mogli ukryć przed zwykłym wzrokiem.
Niemniej, jej oko nie dawało jej spokoju wywołując nieprzyjemną sensację na całym ciele.
Znane łowczyni uczucie zagrożenia.
Magicznych pułapek w tym miejscu nie było, nie wątpiła w talenty młodej miko w tym względzie. Mogła być i irytującym bachorem, ale znała się na swojej robocie. A praktycyzm wyuczony u mateczki uczył korzystać z wszelkich środków (nawet jeśli nim była męcząca Korogi).
Spojrzała na pomieszczenie. Pierwsze na co zwróciła uwagę to mała kapliczka na przeciwko drzwi, oddalona od nich na około trzy-cztery metry. Kapliczka nie była poświęcona ni kami, ni szlachetnym przodkom. W kapliczce na miseczce leżał chrzan japoński, wasabi.


To miał być przedmiot ogniskujący złą chi? Kilka zielonych korzeni chrzanu? Niemniej na to wyglądało. Wokół wasabi, leżały karteczki pokryte drobno japońskimi znakami.
Pomiędzy kapliczką, a Leiko znajdował stół i dwa chybotliwe krzesła. Chatka miała podłogę z solidnego drewna, choć niektóre deski wypaczyły się pod wpływem czasu i wilgoci. A przynajmniej miały sprawiać takie wrażenie.
Sufit chatki był zaskakująco niski i także równo zabity poziomymi deskami. I nie było ku temu oczywistego powodu. Podobnie jak w przypadku ścian. Niewątpliwie wnętrze chatki obito dodatkowo drewnem. To wszystko pozwalało łowczyni stwierdzić, że zniszczenie owych wasabi nie będzie łatwo. W chatce ukryto pułapki na intruzów.
 
__________________
I don't really care what you're going to do. I'm GM not your nanny.

Ostatnio edytowane przez abishai : 27-12-2011 o 11:45. Powód: poprawki
abishai jest offline   Odpowiedź z Cytowaniem
Stary 12-01-2012, 18:34   #139
 
Tyaestyra's Avatar
 
Reputacja: 1 Tyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputację
Potężny ryk tygrysa zdołał zasiać w Leiko ziarnko niepewności. Odruchowo zerknęła za siebie, acz jedynym co napotkało jej czujne spojrzenie były zatrzaśnięte drzwi, ni jedną szczeliną nie pozwalające na zerknięcie na zewnątrz. Ukryta w chatynce mogła zaledwie słuchać odgłosów dobiegających do niej z pola walki z chodzącymi truchłami w jakie zamieniło się wykopalisko. Ale Gōsuto tora? To było niespodziewane wtargnięcie tej bestii, której poczynań nie była w stanie do końca przewidzieć. Sprzymierzeniec? Zaledwie chwilowy, do czasu wyrżnięcia wszystkich nieumarłych robotników, czy może oddany strażnik ziem Sasaki, a tym samym i Kojiro? Szczelne zamknięcie się w niewielkim budyneczku nie dawało łowczyni możliwości poddania ocenie zamierzeń tygrysa. Jednak nie było to też teraz jej zadaniem.

Odwróciła swe lica od drzwi skupiając swoje zmysły na wnętrzu chatki, a tłumiąc bodźce docierające z zewnątrz. Było.. podejrzanie. To określenie najlepiej opisywało wrażenia Leiko po pierwszym zlustrowaniu wystroju. Niby nic, jedynie domeczek odcięty od reszty świata warstwami desek, kilka mebli mogących niegdyś znać swe lepsze lata, aż w końcu i kapliczka.. prosta droga wprost do niej. Łatwa.
Za łatwa.

Ze strunami swej czujności napiętymi do najwyższych granic, kobieta postąpiła pierwszy kroczek, za którym nastąpiły kolejne. W napiętej ciszy nieśpiesznie sunęła przed siebie, spojrzeniem wodząc po całym pomieszczeniu w poszukiwaniu.. w poszukiwaniu oznak zagrożenia i przerwania tej iluzji złudnego bezpieczeństwa. Zaś koniuszkami palców muskała szorstką powierzchnię najbliższej sobie ściany wspomagając się dotykiem, dzięki któremu mogła natrafić na drobne ślady czyhających pułapek. Bo dlaczego? Dlaczego komuś tak bardzo miałoby zależeć na dodatkowym obudowaniu wnętrza chatki? Ni jeden blady promień księżyca nie wpadał do środka przez zabite deskami okna, powietrze pozbawione obiegu poruszało się ociężale czyniąc to miejsce mało przyjemnym do dłuższego przebywania. Na kogo zatem czekały te krzesła i stół? Któż chciałby znajdować się tu tak długo, aby zechcieć usiąść i pozwolić się przytłoczyć małej, zamkniętej chatynce?

Ostrożnie przemierzając drogę do kapliczki, Leiko zauważyła pierwsze oznaki zagrożenia. Pod wypaczonymi klepkami podłogi i w szczelinach ścian czaiły się igły, to zapewne dla ich ukrycia postarano się o dodatkowe warstwy drewna. Mechanizmami spustowymi więc musiały być inne klepki, albo...
Nagle zatrzymała się w miejscu. W bystrych oczach na mniej niż sekundę odbiły się cieniutkie smugi, zaś chwilę potem na wargi wstąpił uśmiech. Kocio enigmatyczny, zarówno z odrobiną rozbawienia co i zaintrygowania.

Tuż przed nią, dosłownie na sun przed końcówką jej nosa rozciągała się misterna pajęczyna utworzona z jedwabnych nici. Trudne do zauważenia w panującym w chatce półmroku. Gdyby ruszyła szybko do przodu nie dostrzegłaby ich. Ba... nawet nie zauważyłaby ich przerwania. Zagradzająca drogę ku kapliczce siateczka była nazbyt delikatna, by jej przeznaczeniem było porozcinanie ciała nieuważnej muszki, który by w nią wpadła. Iye, za tą pułapką kryła się o wiele paskudniejsza niespodzianka dla intruza. I właśnie ta jej perfidia, ten chytry zamysł jej twórcy przywołał cień zadowolenia na licach Leiko.
Dziesiątki igieł.. iye, znowu nie tak. Bardziej metalowych żądeł, które zasmakowały śmiercionośnej dla ludzkiego organizmu trucizny. Czekające w ciemnościach w ścianach, w podłodze i na suficie na rozdarcie pajęczyny, wystrzelenie z zabójczą szybkością i zagłębienie się w ciepłym ciele. Była nimi otoczona, nie miała ku temu wątpliwości. Ktoś zadbał o.. rozrywki dla nieproszonego gościa.
Potrafiła docenić sztukę zakładania sideł.. i równie dobrze potrafiła się im wymykać, igrać przebiegle na nosie myśliwego. Heike, pomimo swego niezbyt czarującego talentu do manipulowania życiem i śmiercią, raczej nie potrafiłby założyć takiej pułapki. Musiało to być dzieło któregoś z ninja strzegących tych terenów, być może sam sławetny Ishiki poplątał w swym palce. Przykro byłoby zmierzyć się z tym bez dokładnego przygotowania..

Cichutko stawiając swe geta, jak gdyby samo ich głośniejsze stuknięcie o podłogę mogło wzbudzić niepokojące drgania w konstrukcji, łowczyni odstąpiła od siateczki na bezpieczniejszą odległość. Następnie sięgnęła do kokardy utworzonej z obi na swych plecach i zaczęła.. ją rozwiązywać. A potem rozplatać cały pas trzymający ciasno poły kimona, aż opadł on na podłogę. Nie było nikogo przed kim miałaby się zasłaniać, a zresztą.. zawstydzanie się z powodu odsłaniania swego ciała przed światem było w mniemaniu Leiko równie absurdalne, co onieśmielenie się po obnażaniu nagiego ostrza miecza. Naturalnie, czasem urocza krępacja wstępowała na porcelanowe lica kobiety, gdy przed którymś mężczyzną ukazywała więcej ze skrywanych uroków dla nagięcia dla siebie siły jego woli. Jednakże te odwracane spojrzenia, częściowe przesłanianie twarzy figlarnymi puklami włosów, drobne i zdające się być przypadkowymi gesty, to wszystko było dopracowanym spektaklem Leiko przeznaczonym dla oczu swej wygłodniałej jej nagości widowni. Dla Kirisu. Dla Kojiro. Dla Yasuro nawet. Dla wielu innych przed nimi i zapewne jeszcze wielu innych po nich. Zdobywcy, łowcy, mniej lub bardziej śmiali w swych polowaniach na względy i wdzięki zgrabnej łani, której speszone oczy wyzwalały chęć opieki nad nią. Było tylko jednym z kolejnym sposobów wodzenia na pokuszenie wprost w kobiecą zasadzkę.

Kimono podtrzymywane przez dłonie łowczyni powoli spływało po jej ciele, miękko otulając po drodze każdą z jego krągłości. Zsuwając się po gładkości jej skóry odsłaniało plecy, wypuszczało ze swych ram kształtne piersi, muskało smukłe wcięcie w talii, obejmowało zgrabne biodra i pośladki, swym aksamitnym dotykiem ześlizgiwało się po udach i zgrabnych łydkach. Aż ułożyło się u jej bosych stóp.
Poczuła na swej odsłoniętej skórze przejmujący dreszcz chłodu.

Ostatnimi czasy dużo sprzętu ze sobą nosiła. Nie tylko ozdabiającą ją kreację, ale też i oręż wszelkiego rodzaju do zadawania śmierci na wiele wymyślnych sposobów. A każde z tych ostrzy i niepozornych bibelocików leżało teraz u jej stóp czyniąc ją całkiem bezbronną. Acz jeszcze nie gotową do wejścia pośród zawiłości pajęczyny stworzonej ludzkimi rękami.
Opuściła spojrzenie, przy czym koniuszkami palców troskliwie przesunęła po wyraźnych krągłościach swego biustu, wywołując tym dotykiem falę rozchodzącego się po ich delikatnej skórze dreszczyku. Choć owe jędrne półkule były niewątpliwymi kobiecymi atutami i niezaprzeczalnymi argumentami w dysputach z mężczyznami, to w tej sytuacji tylko zawadzały. Byle ich zakołysanie mogłoby trącić którąś z nici i uruchomić śmiertelną pułapkę. Zabita z winy swego własnego ciała, z powodu jego rozkosznych uroków rozpalających męskie sny i wyrywających mimowolne tchnienia z ich płuc. Nie mogła sobie na to pozwolić.
Ujęła w dłonie swe obi i poczęła się nim obwiązywać. Śliwkowa barwa długiego pasa kontrastowała w w ciemnościach z bielą skóry łowczyni, gdy pod jego kolejnymi warstwami więziła swój biust. Zwieńczyła je niewielkim, acz ciasnym wiązaniem na samym szczycie tych swoich krągłości. Mało wygodnie. Nie był to najlepszy ze sposobów na dbanie o walory kobiecego ciała, ale wszak to należącego do Leiko zostało wyhartowane w matczynej kuźni, aby bez wahania wychodzić naprzeciw takim niedogodnościom w imię słusznej sprawy. A jeśli przyjdzie potrzeba zadbanie o nie, udobruchania, rozpieszczenia w postaci potraktowania swej skóry wonnymi olejkami i masażami w celu zachowania nieskazitelności, to na to wszystko nadejdzie pora później.

Pochylając się w swej prawie pełnej nagiej okazałości sięgnęła dłonią pośród fałdy leżącego kimona i ujęła za sztylet tanto. Drobne ostrze zapomniane w ostatnich wydarzeniach, ale jakże teraz jego niepozorność miała okazać się przydatną. Póki co jednak znalazło się ono w miejscu jakże rozkosznym, jakże słodkim i prędzej stworzonym do całowania i tworzenia nań ścieżek językiem niż do chowania broni. Łowczyni ostrożnie wsunęła je za przewiązujący ją pas obi, dokładnie w ciasną dolinę pomiędzy swymi stłamszonymi piersiami, gdzie to objęte zostało ciepłem tej bezpiecznej skrytki. Zaledwie część rękojeści wyzierała zza materiału, gotowa oraz wyczekująca na uchwycenie smukłymi palcami i odegranie swej roli.

Kobieta z nonszalancją wyplątała swe stópki z oplotów kimona i drobnymi kroczkami zbliżyła się ponownie do zabójczej w zamyśle siateczki.




Zmierzenie się z jej zawiłością wymagało od Leiko największego skupienia, nie tylko na tle umysłowym. Musiała.. czuć swoje ciało. Spokojny rym jego serca, krew pulsującą w żyłach, każde napięcie mięśni. Być świadomą jego wymiarów i możliwości, następstwa każdego nawet najdrobniejszego i bezwarunkowego ruchu jak zgięcie palca. Panować nad każdą jego częścią, od stóp i dłoni po pojedyncze kosmyki lśniących jak czarny jedwab włosów, których niewłaściwe opadnięcie na kark mogłoby wszystko zniszczyć.

Przymknęła oczy koncentrując się na okolicach swego splotu społecznego, na krążącej w jej wnętrzu harmonii i przepływach energii wyostrzających postrzeganie świata.

Wślizgnęła się w przestrzeń poprzecinaną ledwo dostrzegalnymi smugami.



***


Jak wąż..

Żywa manifestacja piękna i równie zabójczego niebezpieczeństwa. Stworzenia opiewanego w historiach jako postać przybieraną przez zazdrosne, zawistne, najbardziej wyrachowane kobiety zdradzone przez mężczyzn. Ale teraz z tym zwierzęciem łączyła Leiko tylko gibkość ruchów, gdy wyginała linie swojego ciała zamknięta pośród nici wrażliwych na byle muśnięcie.

Oddychała spokojnie, wstrzymując jednak w sobie powietrze, kiedy nitki znajdowały się zbyt blisko jej twarzy. Pozbawienie chatki jakiegokolwiek źródła przewiewu musiało świadczyć o tym, że pułapka była wielce wrażliwa, nawet na najdelikatniejszy powiew. Manewrowała pomiędzy nimi rozważnie dobierając wśród plątaniny otwarcia dla siebie, ale czasem nie wystarczyło samo pochylenie by z nich skorzystać. Musiała wykorzystywać swe akrobatyczne umiejętności, aczkolwiek nie w tak rozbuchany sposób jak można byłoby sobie wyobrażać. Ah, te opowiastki o shinobi mogących jednym skokiem, albo serią szybkich ewolucji łączących w sobie skakanie na rękach i inne wymyślne sztuczki, pokonać tak „trywialną” pułapkę. Niewątpliwie cieszyły prostych ludzi, chociaż prawdy w nich było niewiele. Żaden szanujący się i trenowany przez całe swoje życie ninja nie pokusiłby się na tak popędliwe rozwiązanie, mogące równie łatwo zaprzepaścić sukces misji.
Ona zaś była teraz tego najlepszym przykładem. Ucieleśnieniem pokornego sunięcia do przodu.



***





Jak wąż..

Gad o lśniących łuskach pełzający się po nieznanym sobie terenie wypełnionym nowymi zapachami, nowymi widokami i nowymi smakami. Zastygała w bezruchu po każdym wykonanym geście, jakby nasłuchiwała rozerwania bądź choćby złowieszczego zadrżenia jednej z nici tworzących tę misterną pułapkę.

Powoli, powolutku.. była to metoda prób, ale już nie błędów. Każdy ruch powodujący głębsze zaplątanie się wśród pajęczyny i jednocześnie zbliżający Leiko do kapliczki, zdawał się być przez nią dokładnie przemyślany i dopiero wtedy uzewnętrzniany, choćby i był zaledwie przesunięciem stopy po podłodze. Taka mozolność nie sprzyjała zachowaniu cierpliwości, kusiła do rozłożenia szeroko rąk i rzucenia się do przodu przez nici. Ale taka gwałtowność była domeną impulsywnego umysłu, a nie tak chłodnego i w akompaniamencie głuchych odgłosów walk dobiegających zza ścian chatki bystro kalkulującego działania łowczyni. Ona nie mogła się teraz dostosować do swych towarzyszy. Pośpiech w takiej chwili zaprzepaściłby zarówno wszystko co sama osiągnęła do tego momentu, ale też i rolę jaką każde z nich wypełniało dotąd w jej planach. Nie mogła sobie pozwolić na popełnienie w pośpiechu błędu, gnana myślami o bezpieczeństwie reszty. Musieli sobie radzić sami, jeszcze przez chwilę, jedną, dwie..



***


Jak wąż..

Prześlizgiwała się całą wieczność określaną przez jedwabne niteczki. Na zewnątrz walka z nieumarłymi musiała trwać w najlepsze. Młody Płomyczek wywijał w ciemnościach nocy swymi ognistymi jūmonji-yari, niezgrabny acz efektywny Furoku być może walczył ramię w ramię z jej własnym, rozkosznym tygrysem.. i jeszcze nieobliczalny Gōsuto tora przyłączył się do polowania.

Tak wiele się działo, a ona była tutaj, w tej chatynce, której wnętrze było niczym trwająca w spowolnionym tempie wyrwa oddzielona od reszty świata. Czas wydawał się w niej zatrzymać, a cierpliwie manewrująca pomiędzy pasmami pajęczyny Leiko straciła jego poczucie, nie skupiała się minutach upływających jej między palcami. Te zaś przepływały pomiędzy kolejnymi częściami pułapki. Długie i smukłe badały wolną przestrzeń pomiędzy niteczkami, aby odnaleźć w nich lukę dla postawienia stopy, zawieszenia ręki w powietrzu bądź nawet przeciśnięcia całego ciała bez narażania się na uruchomienie ukrytych mechanizmów.

Wyginając mocno swe plecy zdołała ustawić linię ciała w łuk uwięziony w siatce. Zafalowały lekko włosy, gdy mając odchyloną głowę koniuszkiem nosa prawie, dosłownie prawie, zahaczyła o górującą ponad sobą pojedynczą nić. Prawie.. to słówko towarzyszyło jej przez całą przeprawę. Było przy niej za każdym razem, kiedy wykonywała mniejszy lub większy ruch.
Prawie, prawie..



***



Stała otulona mrokiem. Wysmukła, kobieca sylwetka jak cudnej urody statua ukryta zazdrośnie przed spojrzeniem reszty świata. Samotna i nieruchoma tancerka zastygła w swej finalnej pozie.

Uniosła uwolnioną od zdradzieckich oplotów rękę i opuszką palca starła zagubioną, samotną kropelkę potu spływającą po łabędziej długości jej szyi. Ale pomimo tej drobnej oznaki trudu jaki musiała włożyć w doprowadzenie swego precyzyjnego tańca do końca, uśmieszek subtelny zarysował się na rozchylonych wargach Leiko. Po zmaganiach z pokracznymi demonami i innymi kreaturami nie z tego świata, miło było posmakować trochę wyzwania do jakiego było się stworzoną.

Nie lekceważąc jeszcze otoczenia i nie osłabiając swej czujności, łowczyni podeszła nieśpiesznie do kapliczki. Zaszeleściły cichutko niewielkie karteczki otaczające stojącą na niej miskę, kiedy dotykając palcami zbliżała ich zapisaną zawartość ku swym oczom. W ciemnościach nie mogła ich dokładnie odczytać, ale wystarczyło jej tych kilka skrawków, aby zrozumieć, że były to dziwaczne haiku. Nic nieznaczące dla niej formułki zaklęć. Mimo to nie czuła w powietrzu magii, ale i pewno nie wiedziałaby jaki ta miałaby smak lub zapach. Polegała jedynie na słowach tamtej drażniącej miko, według której tajemniczego przedmiotu nie powinny strzec żadne bariery. Ważne też było to, że owe karteluszki nie kryły w sobie żadnych dalszych pułapek. Ani one, ani kapliczka.

Samo wasabi nie było najbardziej.. godnym trofeum po całym wysiłku związanym z przedostaniem się do niego. Nawet w oczach Leiko nie wyglądało na przedmiot natury magicznej, dzięki któremu grajek miałby mieć tak dużą moc nad swymi zastępami nieumarłych. To było po prostu.. wasabi. Oczywiście, potrafiło wywołać łzy u człowieka, acz nie było to zbyt groźne zagranie jak na obiekt mający „ogniskować złą chi”. Byle czosnek miał być słabością Heike?
Zerknięcie przez ramię i ponowne otaksowanie bystrym wzrokiem wnętrza chatynki potwierdziło tę zaskakującą teorię. Nie dostrzegła niczego, co dostatecznie spełniałoby rolę źródła mrocznej maho.
Sięgnęła zatem dłonią ku swemu biustowi, jednocześnie z lekkością wzruszając ramionami. Ktoś zastawił tę pułapkę w jakimś celu. Albo wasabi rzeczywiście było tak wielkim skarbem, albo wszystko – poczynając od strażników na zewnątrz, poprzez ponurą chatkę i rozwieszone pomiędzy jej ścianami nici, było tylko kuszącym kąskiem mającym zwieść tutaj intruza.

Cóż, był tylko jeden sposób, aby sprawdzić jaka była prawda.
Leiko zacisnęła palce na rękojeści tanto i delikatnie, by przypadkiem nie drasnąć skóry swych piersi, wysunęła broń z przyjemnej kryjówki pomiędzy nimi. Zamachnęła się lekko, po czym wbiła drobne ostrze w sam środek korzenia. Głęboko, jak gdyby nie był byle pozbawioną ziemi rośliną, a żywą istotką skazaną na śmierć.
 

Ostatnio edytowane przez Tyaestyra : 05-03-2012 o 16:46.
Tyaestyra jest offline   Odpowiedź z Cytowaniem
Stary 14-01-2012, 17:54   #140
 
abishai's Avatar
 
Reputacja: 1 abishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputację
Na zewnątrz... toczyła się bitwa.
Katany rozcinały martwe ciała, na nowo składające się do kupy pod wpływem mrocznym oparów i jękliwej pieśni biwy mrocznego grajka.
Jūmonji-yari i pazury tygrysa rozrywały ciała, oddzielały głowy. Świetlisty blask magicznych modlitw rozrywał więzy nieśmierci, gdy i młoda miko z bezpiecznej odległości włączyła do boju. Wbrew nakazowi swego yojimbo.
To wszystko, to było za mało. Póki obszar wykopalisk był przeklęty, póki po ziemi pełzały mroczne opary, a jękliwa pieśń biwy brzmiała, zwłoki raz po raz podnosiły się z ziemi mozolnie składały się do kupy i nacierały na wrogów.
Kunszt łowców czynił jednakże ataki nieumarłych niezbyt skutecznymi. Bo nawet po śmierci, wieśniak pozostaje wieśniakiem. A dla samuraja wieśniak nie jest zagrożeniem.
Dlatego też, póki co, ci którzy wtargnęli na teren wykopalisk... żyli. Acz ich żywot wisiał na coraz cieńszym włosku, tym cieńszym im bardziej zmęczone były ich ciała.

Ale tego... łowczyni mogła się tylko domyślać.
Pokonawszy pajęczą pułapkę, spoglądała na korzeń wasabi. Rzecz niepozorną, acz chronioną niczym bezcenny klejnot. Jeden cios tanto odkrył prawdę ukrytą pod pozorami.
Ledwo ostrze wbiło się w wasabi, korzeń zaczął się wić i piszczeć niczym żywe stworzenie. Z “rany” zadanej sztyletem popłynęła zielona lepka krew. Leiko odruchowo wzdrygnęła się na ten widok, lecz nie wpłynęło to na dłoń trzymającą tanto. Uniosła nabity i wierzgający korzeń, następnie uderzyła nim o ścianę. Ostrze sztyletu pchane siłą pędu rozcinało roślinną tkankę przesuwając się do ściany.
Pokryty zieloną “krwią” korzeń wasabi opadł na ziemię. Pozostało więc wytrzeć ostrze o kartki z zaklęciami i powrócić na drugą stronę “pajęczyny”.
Czym był korzeń? Istotą czy zaklęciem? Nie miało dla Maruiken znaczenia. Ważne, że zniszczyła je. I ważne, by te działania przyniosły skutek. Na razie.
Spojrzała za siebie.
Na razie musiała wrócić.
Łowczyni powoli przesuwała się pomiędzy labiryntem nici, wyginając niemalże nieludzko swe gibkie ciało. I napinając mięśnie do granic wytrzymałości. Skórę łowczyni rosił pot, zmęczenie dawało i ból dawały się we znaki mięśniom. Ale na twarzy pojawił się triumfujący uśmieszek. Wszak pokonywała pułapkę, która w teorii była nie do pokonania. Mężczyzna by się przez ten labirynt nie prześlizgnął, a i dla niej samej było to wyzwanie z uwagi na jej bujne kształty. Czasami uroda ciała bywa zagrożeniem, dla samej właścicielki owego ciała.
Udało się. Cierpliwość i skupienie. Pełna kontrola nad każdym swym ruchem i oddechem pozwoliły łowczyni wymknąć z sieci zastawionej na nieostrożne muszki.
Pozostało się szybko ubrać w swe szaty i z gotową bronią ruszyć w noc.

Na razie nie znając obecnej sytuacji, nie miała konkretnych planów. Na razie...
Otworzyła drzwi. Płonące w mrokach nocy ognie pozwalały zorientować się gdzie walczy Kirisu. Owe dwa ogniki migające w błyskawicznym tempie i rozcinające ognistymi szlakami nieumarłych.
Niedaleko niego potężna sylwetka Gōsuto tora rozszarpywała kolejnych nieumarłych. Czyżby nic się nie zmieniło? Czyżby cały ten wysiłek poszedł na marne? Czyżby Korogi się myliła?
Iye.
Coś zmieniło, ciała wielu nieumarłych już zalegały na ziemi. Inni nie interesując się ni walką z Kirisu ni z tygrysem, ruszali w kierunku głębi wykopalisk. Ruszali w kierunku dźwięków biwy.

[media]http://www.youtube.com/watch?v=CW1kmKOiClw&feature=related[/media]

Dźwięków z każdą chwilą coraz bardziej nerwowych. Dźwięków coraz bardziej pełnych paniki. Dźwięków brzmiących strachem.
Lecz nie ten fakt przyciągnął uwagę Leiko, a podstarzały samuraj walczący z nieumarłymi kilka metrów od chatki z której wyszła.


Ubrany w dwukolorowe kimono posiwiały bushi, był niewątpliwie kolejną niespodzianką ziem Sasaki. Tym bardziej, że mimo katany przy obi w walce posługiwał się dziwnym gaijińskim mieczem.
Używał przy tym jednej ręki atakując i broniąc się w stylu jaki łowczyni widziała po raz pierwszy w życiu.
W stylu nie przypominającym szermierki samurajów i ataków w jakich szkoleni byli ninja.
Samuraj ów miał już koło czterdziestu lat, włosy kilkoma pasmami przecinała siwizna. Ale ruchy nadal były pewne, a ciosy jego miecza silne i skuteczne.
Pod narzuconą na wierzch szatą widać było nieco już starą i uszkodzoną zbroję...w dodatku niekompletną.

Mężczyzna spojrzał w kierunku Leiko i z uśmiechem rzekł w jej kierunku.- Rozumiem... A więc ty musisz być tą tajemniczą pięknością, która ostatnio nawiedziła ziemie Sasaki?
Ironiczny uśmieszek na jego twarzy w połączeniu ze słowami.- To wiele tłumaczy.
Nie mówił kobiecie nic. Dziwaczny bushi nie był jej wrogi, skoro walczył z truposzami i w zasadzie bronił im dostępu do niej, nawet jeśli przez przypadek tak czynił. W dodatku rozmowa nie przeszkadzała mu bynajmniej w zabijaniu kolejnych żywych trupów. Bo i jaką groźbę dla niego stanowiły zmniejszające się obecnie szeregi nieumarłego wroga?
Nie były żadnym zagrożeniem.
Nie dla niego. Nie dla niej. Nie dla Kirisu, Furoku czy obu tygrysów: tego w ludzkiej i tego w demonicznej postaci. Nie były zagrożeniem dla niszczącej za pomocą modlitw miko.

Były natomiast śmiertelnym niebezpieczeństwem dla Heike.
Czarownik czuł odpływającą moc, czuł jak magiczne nici utkane poprzez pieśń, za pomocą której kontrolował swe nieumarłe marionetki rozpadały się jedna po drugiej. Żywe trupy będące niegdyś jego wiecznymi niewolnikami, odzyskiwały wolną wolę. I dyszały żądzą zemsty za to, że tak długo musiały wędrować po tym padole, zamiast dostąpić oczyszczenia i reinkarnacji.
Krąg nieumarłych zaciskał się wokół Heike. A sam czarownik bał się.


Bał się okrutnej zemsty swych były sług. Bo i była okrutna. Uderzenia kilofów, pałek, sztyletów, włóczni yari spadały na jego ciało zadając mu śmierć powolną i bolesną. Biwa umilkła, w noc popłynęła pieśń wrzasku i bólu.

Biwa umilkła. Walka została wygrana. A jednak... coś było nie tak. Czuła to Leiko. Czuł to również Gōsuto tora.
Z jednej z zasypanych sztolni wyłoniły się pół-materialne mgliste sylwetki. A tygrys pognał w ich kierunku rycząc głośno. W jego ryku była wściekłość i gniew.
Leiko domyślała się czemu. Wszak owe widma były dobrowolnymi strażnikami wakizashi tkwiącego za jej obi. Owe widma były więźniami, a Gōsuto tora był ich strażnikiem.
Widma unosiły się w górę nic nie robiąc sobie z ryków demonicznego tygrysa. Ten zaś gonił ich wspinając się błyskawicznie po skałach.
Aż wreszcie wdarł się na sam brzeg skalnej kotliny, rycząc gniewnie za oddalającymi się widmami.


A jego ryki były pełne wściekłości i bólu. Zawiódł w swych obowiązkach.
-Oj, oj... a to się porobiło.- skomentował ten fakt szpakowaty bushi. Tygrys widząc, że duchy są już poza zasięgiem jego pazurów, błyskawicznie zeskoczył na dół i w kilkanaście sekund dobiegł do Leiko i owego samuraja. Ten podrapał go za uchem wysłuchując jego gniewnych ryków i pomruków, po czym rzekł.- Hai, hai... rozumiem szlachetny duchu. Ale to jeszcze nie powód do rozpaczy. Musimy tylko przegrupować siły.
Bestia pozwoliła mu się dosiąść. Potwór który nawet w Leiko wzbudzał pewne obawy pozwalał się temu samurajowi dosiąść niczym wierzchowiec. Łowczyni widziała bowiem siłę i szybkość Gōsuto tora. I wiedziała, że byłby dla niej śmiertelnie groźnym przeciwnikiem.
- Piękna peonio.- rzekł z uśmiechem samuraj siedzący na grzbiecie tygrysa kłaniając się uprzejmie na pożegnanie.- Spełń proszę prośbę starego sługi i przekaż Sasaki Kojiro-sama iż będę na niego czekał pod świątynią. I oddalcie się stąd jak najszybciej. Ishiki i jego ludzie zmierzają tutaj.
Po tych słowach tygrys pognał unosząc swojego jeźdźca z terenów wykopalisk.

Zebrali się w leśnym zagajniku, kilkanaście metrów od terenu wykopalisk.
Nikt nie był ranny. Wszak przeciwnik nie stanowił wyzwania dla tak doświadczonych bushi. Korogi była niewątpliwie zadowolona z tego jak potoczyła się sytuacja, bowiem mówiła radosnym tonem.- Wejścia do jaskiń zostały zasypane. Trucizna która się w nich kumulowała, nie będzie już przelewana do podziemnych strumieni. Duch rzeki Kisu powinien się wkrótce uspokoić.
A Furoku rzekł.- A więc... czas się pożegnać.
-Hai. A dla mnie czas, wziąć zapłatę. Nagrodę za me trudy.-
odparł Kojiro kłaniając się wszystkim i... Nagle przybliżył się do Leiko. Nagle łowczyni znalazła się w jego ramionach. Nagle uniósł ją ze sobą i rzucił się do ucieczki, ku zaskoczeniu całej trójki pozostałych członków grupki.
Pewnie wkalkulował w swój plan owo osłupienie, bo zaczął oddalać się z nią w ramionach odprowadzany ich wzrokiem.
Nie na długo.
Kirisu, co było do przewidzenia, rzucił się w pogoń za nimi. W końcu tygrys porwał jego kochankę. Co gorsza ów tygrys był na dwóch nogach. Jednak Sasaki zdołał się już oddalić kawałek od swej ognistej konkurencji do swych względów.
- Czyż nie bezczelny ze mnie ronin?- spytał ironicznie Kojiro do porywanej przez niego Leiko. Po czym spojrzał za siebie.- Twój młody wielbiciel, jest zbyt... natarczywym obrońcą twego spokoju. A ja chciałbym móc porozmawiać z tobą w cztery oczy, zanim wrócisz do Hachisuka.
Uśmiechnął się do niej mówiąc.- A potem... łania będzie mogła opowiedzieć Kirisu-san, jak to wymknęła się swemu porywaczowi, ne Leiko-san?
Kluczyli po lesie uciekając przed upartym Płomieniem. Niestety rana jaką zadał mu Ishiki kilka nocy temu oraz męcząca walka sprawiały, że Kojiro szybko zyskiwał przewagę w doskonale znając okolicę.
Wkrótce zgubili młodzika i do ich uszu dochodziły jedynie jego rozpaczliwe krzyki i gniewne pomstowania.
A sam ronin odsłonił kolejny sekret związany ze swymi ziemiami.



Ukryte wśród rumowiska skalnego gorące źródła. Klejnot, który łatwo było przegapić, jeśli nie było się mieszkańcem tych ziem. Dopiero wtedy tygrys wypuścił złapaną łanię ze swych ramion, ostrożnie stawiając ją na ziemi. Stanął za nią.Jego dłonie delikatnie masowały jej obolałe ramiona, a usta wędrowały po szyi Leiko gdy szeptał.-Czyż nie obiecałem ci pokazać gorących źródeł ?
Obiecał. A obecnie, jego palce i usta niosły ciału Leiko kolejne obietnice. Zmysłowe obietnice.
 
__________________
I don't really care what you're going to do. I'm GM not your nanny.

Ostatnio edytowane przez abishai : 15-01-2012 o 16:15.
abishai jest offline   Odpowiedź z Cytowaniem
Odpowiedz



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 08:33.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172