Corella po porannym sprawdzeniu stanu osobowego oddziału, podjęła decyzję wyruszenia w miasto, celem odszukania "zaginionych" dziewczyn, i poznania przy okazji choć części miasta. Paladynka miała wielką nadzieję na znalezienie zagubionych kobietek żywcem, co w dużym stopniu zaoszczędziłoby naprawdę wiele spraw...
Ruszyli więc we trójkę, przemierzając puste, odpychające swym jestestwem miasto. A znowu padał deszcz, sprawiając, iż Paladynka czuła się dosyć podle. Ciągła wilgoć, do tego spory chłód, zmęczenie i te obrzydliwe, obrzydliwe uczucie chodzenia w mokrym ubraniu. Pocieszała się jednak, że wkrótce będzie mogła w końcu odpocząć, wysuszyć, mieć choć chwilę dla siebie.
Końskie kopyta na bruku!.
Wyraźnie je słyszała, gdzieś całkiem niedaleko. Czy to był ktoś z ich oddziału?. Nie, to deszcz... ruszyli dalej, człapiąc pustymi ulicami, z niewielką nadzieją na znalezienie jeszcze kogoś żywego oprócz nich. Wtedy też znowu usłyszała stukot. Tym razem była już pewna, tak, to był zdecydowanie jakiś rumak!.
I znowu nic.
Czyżby zaczynało jej odbijać?. Przyłożyła na chwilę dłoń do czoła, masując je przez moment. Pytania towarzyszących jej mężczyzn zignorowała, odpowiadając zbytecznym: - Nie, nic...
Przy następnym dźwięku znajdującego się niby gdzieś tam całkiem niedaleko rumaka, wystrzeliła do przodu niczym bełt z kuszy, rzucając się sprintem ku źródłu owych odgłosów. Jednak nic z tego, zamiast konia i ewentualnego jeźdźca ujrzała całkiem co innego. Los nie miał zamiaru tak łatwo doprowadzić choćby do chwili wytchnienia. Paladynka gapiła się na zniszczony most, będący jedyną drogą z miasta(?). Pięknie, bardzo pięknie.
To nie był jednak koniec niespodzianek. Jakby tego wszystkiego było mało, gdzieś z boku rozległ się dziwaczny ni to skrzek, ni syk i...pojawił się kolejny, wielgachny żuk. I to chyba wyjątkowo wpieniony żuk, kłapiący do nich energicznie swoimi żuwaczkami. Hmmm, czyżby wcześniej zatłukli jedno z parki owych przerośniętych robali?. Corella oderwała wzrok od żuka i spojrzała na Eurida i Anargosa. Następnie znowu na bestyjkę, i ponownie na towarzyszących jej mężczyzn. We trójkę nie mieli chyba zbyt dużych szans przeciw wielgaśnemu draństwu. Gdyby chociaż był między nimi jakiś czarujący mogący rzucić jakimś wrednym czarem w robala. Ostatnią walkę co prawda wygrali, ale wtedy były ich prawie trzy tuziny, a nie trzy osoby...
- W nogi!! - Ryknęła do wojaków - Wiejemy i to już!.
__________________ "Nawet nie można umrzeć w spokoju..." - by Lechu xD |