Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 15-11-2011, 12:23   #185
Icarius
 
Icarius's Avatar
 
Reputacja: 1 Icarius ma wspaniałą reputacjęIcarius ma wspaniałą reputacjęIcarius ma wspaniałą reputacjęIcarius ma wspaniałą reputacjęIcarius ma wspaniałą reputacjęIcarius ma wspaniałą reputacjęIcarius ma wspaniałą reputacjęIcarius ma wspaniałą reputacjęIcarius ma wspaniałą reputacjęIcarius ma wspaniałą reputacjęIcarius ma wspaniałą reputację
Andaras szedł między żołnierzami, cieszącymi się na przyjazd książecej pary. Sam będzie miał okazję w końcu odetchnąć. Umbardczycy to dziwny lud. Straszliwie męczący... Z jednej strony korsarze, zdobywcy żądni sławy i bogactw. I życia na swoim, bądź ułudy tego. Z drugiej ich klasa polityczna to mieszanina kultystów, morderców i wariatów. Każdy gotów zdradzić każdego... Cóż gdyby wiedział że tak to się potoczy. Tak czy owak mocną pozycję mają tam zabójcy. Partia szachów którą zaczął pierwszej nocy jeszcze się nie skończyła. Ba, wręcz dopiero się zaczęła. Poleciały na razie tylko pionki, rozgrywka trwa... Wyjazd z Umbaru był podyktowany koniecznością. Xante przeważyła. Choć argumentów i bez tego było aż nadto. Elf wiedział że Morwena i Rawena to prawdopodobnie rodzina. Nie miał potwierdzenia... Ale ich zachowania, sojusz czy choćby zbieżność imion... Skoro Rawena sięgnie po władze... To w porozumieniu z Morweną, co byłoby dość głupim wybiegiem. Albo na skutek przewrotu który mógłby się nie udać. A wtedy kto wie co spotkałoby Andarasa. Niby nic bo jego śmierć oznaczałaby wojne.... Ale lepiej zawsze dmuchać na zimne. Zwłaszcza jeśli jest się już po dwóch zamachach na swoje życie. A ponoć do trzech razy sztuka. Nadchodzące dni wyjaśnią kim jest Ranwena, a przede wszystkim
jak zdolnym graczem jest.... Elf zauważył że wielu żołnierzy wpatruje się w jego laskę.



Widać jej pochodzenie na skutek plotek przeniknęło do armii. Oczy były wykonane z wielkich i pięknych krwistych rubinów. W paszczy zaś elf umieścił magiczny metal. Będący wcześniej jego amuletem. Najświętsze drewno, wykradzione z samego serca Gondoru. Dowód jego sprytu i jasna deklaracja po której stronie stoi. Dowód hańby i zdrady wszystko zależało kto na to patrzy... Teraz patrzyli jego rodacy. I widać było ich uśmiechy. Elf odzyskiwał należną mu pozycję. Miał zamiar uczynić serię małych kroczków by zdobyć serca Haradczyków. Pierwsze miał już za sobą... Ojciec król Haradu, narzeczona ukochana księżniczka. Czyny? Mimo iż dla wielu przez długi czas niejednoznaczne teraz były klarowne. Był tu z nimi zrobił co mu kazano jego rola szpiega zakończyła się sukcesem. Wąż którego trzymał w ręku też był oczywiście pewnym kroczkiem, lecz nie ostatnim. Wiedział że będą i tacy którzy nigdy nie uznają go do końca za swojego. Ale w historii Haradem nieraz rządziły potężne jednostki. Niekoniecznie Haradczycy... Choćby czarnoksiężnicy Numenoryjscy. Elf był próżny i dumny ale nawet on wiedział, że jeszcze długo nie będzie miał ich mocy. Zatem jego pozycja musi być budowano z jednej strony na jego mocy i strachu oraz sile. Z drugiej na akceptacji wynikającej z szacunku czy miłości. Żołnierskiej miłości jaką armia żywiła do swych władców. Harad co prawda od dawna był podzielony. Jednak wiedział że jego rodaków mimo wszystkich podziałów i sporów rozpalała myśl o stworzeniu jednolitego państwa. Potęgi z którą trzeba się liczyć. Ojciec spełnił im ten sen. Rozmyślania przerwała Xante doszli już do namiotu. Był już wieczór czekała ich kąpiel i to o czym marzy każdy mężczyzna. Niezależnie od rasy, noc w ramionach ukochanej.

Następnego dnia elf wstał o świcie. Rozpoczął dzień od treningu strzeleckiego. Niby na uboczu ale tak by go widziano. W końcu dawno go nie było... Czas przypomnieć wojownikom, że ich książę strzelać też potrafi i to wybornie. Potem udał się na obchód obozu. Tu wykorzystywał radę Skały. Potarzał on ciągle Andarasowi że miłość żołnierzy zdobywa się prowadząc ich do sukcesów. Wymagając od nich nie mniej niż od siebie ale również poświęcając im uwagę. Kilka zdań zamienionych z żołnierzami w ich czasie wolnym wpływało nie tylko kojąco na morale. Ale i wiedzieli oni, że ten nad nimi interesuje się, jest wśród nich. Elf zdobywał kolejne dusze. I choć teraz może wydawałoby się to bez celowe... Kiedyś poparcie tego wojska może być dla niego kluczowe. Prawdziwą perełką było ostatnie z posunięć z jego listy. Odpowiednio rano wysłał jednego z ludzi ze swego Khas do namiotów rannych. Kazał wynaleźć tam ludzi którzy wykazali się w bitwie morskiej. Powalili wielu wrogów, podpalili statek wroga czy dokonali innych czynów godnych uwagi. Bohaterów, takich o których żołnierze szeptali między sobą w opowieściach, przy ognisku. Wynalazł ciężkie przypadki oślepiony i facet którego flaki niemal wychodziły na wierzch. Użył swych leczniczych mocy. W przypadku rannych udawało się niemal zawsze. Uleczenie kalectwa zaś było sztuką trudniejszą. W jednym przypadku na cztery pacjent albo pozostawał niedoleczony albo efekt był żaden. Zdarzały się i pogorszenia ich stanu... Samo to że większości się udawało wzbudzać musiał zachwyt. Bowiem elf w kolejnych dniach robił systematycznie to samo. Andaras był już nie tylko następcą tronu, ale i cudotwórcą. W rozumowaniu elfa sprawa była prosta. Jeśli nawet wcześniejsze posunięcia były kroczkami do pozyskania serc Haradczyków. To właśnie tym oddał decydujący skok.... A po obozie zaczęli krążyć "wskrzeszeni" niemal bohaterowie. Budując jego reputacje i legendę. Miało to i negatywy zdarzały się przypadki że elfowi drogę musieli torować gwardziści. Cywilów w obozie wojskowym nie było zbyt wielu... Ale cuda Andarasa obejmowały również to że ci nieliczni zaczęli się gromadzić na trasach jego przejścia. Każdy prosił o jedno, o cud dla swojego bliskiego. Elf musi pomyśleć, jak to rozwiązać. Pewnie dla odmiany w przyszłości użyje siły. Rzuci jakieś lotne hasło: Błaganie jest dla słabych, cudu dostąpią godni. Gwardziści poturbują kilku i sprawa będzie zażegnana. Na razie jednak, po prostu zaczął chodzić incognito.

Ojciec przyjechał ze świtą koło południa....

Przywitaliście się uroczyście w namiocie. Postać w czerni, w towarzystwie kilku najbliższych ludzi Muthanna rozdzieliła się jednak i nie dotarła do namiotu Andarasa. Patrząc za tą grupką widział, że kierowali się w stronę namiotów świątynnych gdzie stał już przed głównym z nich szpaler kapłanów okultystycznych.

W środku ojciec zanim udał się do kąpieli, aby odświeżyć po podróży i przebrać. Zdjął z siebie część zbroi, a asystowała mu przy tym Xante. Jej towarzyszka wyszła dyskretnie zanim przyszedł Muthann, Rael podobnie, więc w namiocie był tylko Andaras, Xante i ich staruszek.

- Co z Umbarem? - zapytał, a głos miał wyraźnie zmęczony. - Że Morwena przejęła władzę, wiem. Jest z nami?

- Ranwena została oficjalną władczynią Umbaru, odpowiada nam bardziej. Więc dokonałem roszady. Morwena ustąpiła. W zasadzie każda z nich jest z nami. Mniej lub bardziej. Nikt z naszych przyjaciół, nie miał tyle poparcia by przejąć władzę. To by się jeszcze może udało załatwić ale wmieszali się skrytobójcy. Obecnie sytuacja na ten moment jest stabilna i pod kontrolą. Ranwena to korsarka łatwiej się z nia porozumieć. ...- elf chciał dalej powiedzieć o konieczności usunięcia Morweny i Safayela. Ale nagle jakby go olśniło. Skrytobójcy byli mi życzyliwi... Niby to logiczne ale byli bardzo życzyliwi. Śmierć Nizara. Safayel nie zapłacił za nią głową, miano zabić tylko Perłe. Elf zaczął się zastanawiać czy jego staruszek nie zabił swego brata by sięgnąć po koronę. Było jak szlak pewne że Nizar-wojownik bardziej nadawałaby się na wymarzonego wodza dla ludu niż Munthann-manipulant. Zatem według rozumowania podobnego do ludzi po kroju jego ojca... Telepatycznie wysłał swojemu ojcu obraz jak oddala pod jakimś pretekstem Xante i zostają sami. Ojciec jednym ruchem ręki odprawił ją.

- Ojcze pewne elementy układanki mi tu wyraźnie zgrzytają. Nim uczynię dalsze kroki przeciw mordercom Nizara- dodał niemal szeptem. Chciałbym wiedzieć więcej.

Nie było mnie po za domem długo. Jednak wypełnił każde z powierzonych mi zadań. -myśli elfa galopowały. Rozumiał wybór ojca jeśli było tak jak myślał. Rozumiał też konieczność nie poinformowania o tym nikogo. Stawka była zbyt wysoka... Teraz jednak elf i tak już się domyślał, było to też przed dzień jego ślubu. Jeśli ojciec miał go namaścić to była właśnie ta chwila. Wprowadzenie go w najgłębsze sekrety.

Mów jaśniej. - powiedział ojczym unosząc brew.

Najwyraźniej elf się mylił albo nie miał jeszcze usłyszeć całości...

-Safayel zatwierdził zabójstwo Nizara. Mimo to żyje. Zabito jedynie wykonawce zlecenia. Nie zaś głównego odpowiedzialnego. Safayel zaś w rozmowach zemną zachowywał się dość dziwnie.

- Już ci mówiłem, że zlecenia wyszło z Tharbadu. - powiedział ojczym niechętnie.

-Nie wyszło ojcze. Spotkałem kogoś kto brał w tym udział. Przed śmiercią- tu elf blefował śmierci Perły nie był pewien. - Powiedział że zlecenie nie zostało zatwierdzone przez górę.

- Kogo spotkałes? Zabójcę czy zleceniodawcę? - Muthann się zainteresował tematem odkładając płaszcz i siadając przy stole.

- Zabójcę. Niejakiego Perłe. Było to gdy byłem uważany za człowieka Eldariona. Sondował mnie jestem pewien. Szukał zapewne kogoś kto będzie bardziej przychylny Gondorowi. Podał mi informacje gdy już na niego polowano że zabójstwo zatwierdził jedynie szef komórki na Umbar. Góra by go nie przyjeła on je mimo to wykonał.

- Obiecano mi, że zabójca Nizara poniesie śmierć. Czy to ty pomsciłes go? - zapytał.

Ojciec widać nie chciał kontynuować tematu. Dyskretnie pchnął go już na inny tor. Andaras postanowił nie nalegać. Co chciał zasygnalizował.

-Chciałem dotrzeć do zleceniodawców. To wymagało czasu i zdobycia sobie tego skrytobójcy. Nim jednak powiedział coś więcej zabito go. Niemal równo z zamachem na mnie.

Co jest bardzo dziwne ojcze i mam nadzieje że da ci do myślenia.- dokończył w myślach elf.

- Zlecedniodawcy już poniesli karę. Wyrżnął ich Skała kiedy jednoczył północne klany. - powiedział ojczym. - Ilu ludzi mamy w Umbarze?

Bakra zabiła własna żona. Moim zdaniem skrytobójczyni, albo ktoś kto z nimi jest sprzymierzony. Al Tafay jest tu zemną oskarżono go o mord na członkach rodzin Umbardzkich tych Gondorskich. Spreparowano dość nieudolnie dowody przeciw nam.

- Przeciw nam? Nie rozumiem? Chcą wojny?

- Umbar chce się oczyścić z okultystów. Chcą być z nami jednocześnie będąc niezależni czy jak kto woli wolni. Umbar można przejąć ale należy to robić stopniowo. Na razie się bratajmy zaprośmy na ślub Ranwene. Będzie to dobra okoliczność by wytłumaczyła się z ich posunięć i wydała winnych. Obecnie kryjących się w jej cieniu. Dziewczyna ma potencjał wzieła koronę odsuneła Morwene.

- Taaak. Wszyscy oni chcą być niezależni... Ceremonię Xante wychodzącą za ciebie chciałem urządzić w Umbarze. W głównej świątyni. Jest już jeden z najwyższych kapłanów ze mną. - rzekł Muthann.

-Trzeba ustalić ojcze co dalej. Obecna sytuacja w skrócie rysuje się następująco. Niejaki Safayel ma brata szefa miejscowych zabójców. Wszystkie sznurki prowadzą do niego. Dał nam propozycje żę chciałby zostać królem Umbaru. Wymordować wszystkie rodziny zostać mym bratem krwi. Chcę być ojcze lojalnym synem. Ta propozycja była zbyt szeroka by ją zaakceptować bez konsultacji.-zakończył.

Brat krwi skrytobójca dawałby bowiem bardzo duże możliwości w przyszłości. Andaras nie był na to gotowy. Zresztą ojciec mógłby to odczytać jako nie lojalność. Trzeba to zrobić dłuższą ostrożniejszą drogą.

- Trzeba było się zgodzić i jego rękoma pozbyć się kłopotu. - westchnął ojczym. - Wtedy mielibyśmy do czynienia tylko z jednym. A miasto by wrzało.

Wierzy we mnie to dobrze. Ale lepiej dmuchać na zimne i dać mu czytelny sygnał. Po Tharbardzie mogło być różnie.

- Nie mielibyśmy wtedy nikogo kto zasiadł by na tronie w Umbarze. Lud korsarzy jest specyficzny nie zaakceptowaliby naszej władzy bezpośrednio.

- Nie martw się. Już by się ktos znalazł. Ale to już piasek przesypany.

-Tak czy owak. Obecnie trzeba porozmawiać z Ranweną. Musi wydać spiskowców w nasze ręce. Morwenę i Salfaya. Nią da się manipulować i ona chce bardzo unii między nami. Wywindujemy też pozycję Doriana. Zamęt w Umbarze to nie jest coś co jest nam obecnie potrzebne. Mord na wszystkich mógł doprowadzić do wojny domowej. A każdy żywy Umbardczyk to żołnierz więcej. Z czasem można pomyśleć czy pasuje nam bardziej stary Dorian. Czy może młodziutka Ranwena.

- Ranwena nie jest taka młodziutka - powiedział ojczym zaglądając do kielicha. - Ma ponad siedemdziesiąt lat.

- Czarna Numenoryjka.

- Tak.

-Morwena i Ranwena coś je łączy. Moim zdaniem sprawa jest prosta. Zaprośmy ją na oficjalne spotkanie z tobą już ojcze. I w zależności od jej nastawienia podejmiemy dalsze decyzje. W mieście nadal jest mnóstwo naszych sympatyków. Przewrót jest wykonalny ale pociągnie za sobą zbyt wiele krwi. Trzeba działać chirurgicznie Gondorkich psów i tak jest zbyt wielu.

- Spotkanie będzie konieczne. Co z naszą flotą? Przegralismy bitwę z Gondorem? Słyszałem, że to byli najmenicy z Peleargiru. Jakie straty?

- Z okrętami z banderami Gondoru. Ktoś wykonał sabotaż na cześci naszych okrętów. Nie wszystkie wypłyneły w morze. Te które wypłyneły przegrały. Tysiąc zabitych bądź zaginionych. Drugie tyle rannych. Ranwena wysłała statki sprawdzimy czy ktoś z naszych się jeszcze znajdzie. A kto wie może i trafi na Gondorczyków. Usunie to cześć jej ludzi z miasta. A kto wie może nam nawet pomoże i ktoś się jeszcze odnajdzie. Jak wyglądają przygotowania do inwazji na Horondor? Jakieś wieści od Herumora na temat jego posunięć w inwazji?

- Musimy uderzyć i to szybko. Na wschodnim froncie Easterlingowie już zaatakowali. Każdy tydzień działa na naszą niekorzyść. Maya... Ostrzega, że Gondor czeka na nas i żebyśmy zrezygnowali z inwazji. Walka o zajęciu Harondoru może być równie ciężka jak zdobycie Ithilien... A Herumor nas pospiesza.

-Ojcze jeśli Gondorczycy na nas czekają to wszystko zależy od liczb. Mamy dużo jazdy możemy ich szarpać walką podjazdową. Przyjąć bitwę w wygodnym dla nas miejscu i czasie. W terenie który niwelowałby ich atuty eksponował nasze. Jestem zwolennikiem inwazji i zajęcia Horondoru jednak trzeba to poprzedzić dobrym zwiadem. Gondorczycy mogą ginąć nawet dwóch za jednego z nas. A i tak nas pokonają i jeszcze zostanie ich wielu. Trzeba sprawić by przerzucili cześć sił poza Horondor. Wziąść ich na przeczekanie. Dodatkowo każdy dzień czyni mnie silniejszym. Moje moce mogą być przydatne. Sprawę Umbaru można rozwinąć w alibi przed Herumorem grajmy na czas.

Później zaczęli rozmawiać. Wspominać i opowiadać. Elf powiedział krok po kroku co wydarzyło się w Umbarze. Tak by ojciec miał cały obraz przed rozmową z królową Umbaru.

Następne 3 dni i noce upłynęły pod znakiem oczekiwania... I wymiany listów.

“Pani mój ojciec do nas przybył osobiście. Opowiedziałem mu o twoich szczerych chęciach sojuszu i zapewnieniach braterstwa. Zapraszam twoją osobę w jego imieniu na uroczystą kolację do nas.”

“Serdecznie dziękuję za zaproszenie. Chętnie poznam Twego ojca. Jednakże, na miejsce spotkania może wybierzemy grunty bardziej neutralne? Proponuję granicę Umbardzko-Haradzką."

“Pani ja gościem w Umbarze byłem. Zaufanie okazałem. Gwarantuje bezpieczeństwo. Prywatnie z sympatii powiem jednak, że odmowa będzie obrazą Króla Haradu. I będzie raczej słabym początkiem rozmów... Podejmij szybko decyzję i przekaż ją bezzwłocznie.”

“Dobrze więc. Chociaż widzę, że rozmowy i tak będą ciężkie. Wy, Haradrimowie lubicie stawiać ultimatum.”

Po przeczytaniu ostatniego listu zaczął mieć wątpliwości. Czy Ranwena rzeczywiście nadaje się na tego kim ma zostać. Wyobrażał sobie bardzo zabawną scenę która niedługo będzie miała miejsce. Mianowicie był bardzo ciekawy, jak Ranwena chce wybrnąć z tematu ślubu Morweny z Salfayejem. Czyli nic dodać nic ująć ślubu odpowiedzialnych za zabicie ich sojuszników w Umbarze. Tych którzy winę chcieli zwalić na kultystów nieudolnie co prawda nie mnie jednak potwarz była. Ojciec ani żaden Haradczyk tego nie odpuści, na czele z Andarasem. Ktoś musi zapłacić cenę. Ranwena zaś zachowywała się jak dziecko we mgle.... Jakby nie widziała co się dzieje bądź to ignorowała.

Elf zagryzł zęby i postanowił udzielić jej dobrej rady. Udał się do granicy. By stamtąd towarzyszyć Korsarce i jej eskorcie do obozu. Przy okazji zamienić kilka zdań. I przestrzec ostatni raz przestrzec.

- Pani czytając twoją odpowiedź zacząłem się niepokoić. Złożyłem ci pewnę przysięgę i ta rozmowa jest dotrzymaniem jej.- elf uniósł dłoń gdzie jeszcze goiła się rana. Chcesz pokoju i przyjaźni wysil się. To dobra rada. Nie obraź się ale musisz zacząć patrzeć szerszym wzrokiem na obecne tu wydarzenia. I zacząć być dyplomatką. Gdyby mój ojciec choćby przeczytał twoje odpowiedzi, byłby w szoku. Jak można odpowiedzieć komuś, że zaproszenie jest ultimatum. Bezczelność ma swoje granice i Umbar już skacze po tej linii. Przypominam, że ja gościem u ciebie byłem. I jestem cały i zdrów. Mało tego, teraz zaczeliśmy już oficjalne negocjacje. Więc tym bardziej nie masz się czego obawiać. A odmowa gościny jest wyrazem braku zaufania jak również szacunku. To jednak nic. Udało mi sie to zatuszować. Musisz jednak zacząć zdawać sobie sprawę z pewnych rzeczy. Twoja siostra, matka czy kim dla ciebie jest Morwena i Salfay zabili wielu ludzi. Winę za część mordów zrzucono na nas. Cześć zabitych cieszyła się naszą przyjaźnią. I będziesz musiała jakoś z tego wybrnąć przed moim ojcem i narodem Haradzkim. Nie pozwolą ani nas hańbić ani mordować. I tu się z nimi zgadzam. Winni muszą zostać ukarani. Ale tak by wilk był syty i owca cała. To dumny lud mniej kalkulują politycznie. Bardziej myślą sercem,dumą i honorem. Przełknij swoją i postaw się na naszym miejscu. Pomyśl jak to załagodzić. Dodam jeszcze że świetnie wiem iż Morwena i Salfay maczali palce w śmierci Nizara. Bardzo ważnego Haradzkiego wodza. Gdyby dowiedzieli się o tym inni, krew poleje się strumieniami. Zachowam ten fakty dla siebie, jak mówiłem mi tu wbrew pozorom zależy na przyjaźni najbardziej. Bardziej niż niektórym moim rodakom. A patrząc na to co wyprawiacie w Umbarze, bardziej również niż wam pani. Jestem ci przyjacielem. Wykorzystaj ten atut w nadchodzących wydarzeniach. Sojusz naszych narodów zależy teraz od ciebie.

Ranwena była, jak zwykle, spokojna i niewzruszona. Żadne słowa Andarasa nie wydawały się robić na niej wrażenia.
- A jednak dyktujesz mi, co mam robić. Jeśli zaś chcesz słownych przepychanek to sprecyzujmy - gościem byłeś nie u mnie, a u Morweny. Odkąd ja przejęłam władzę, nie byłeś nawet w Umbarze. I nie jest to żaden przytyk, czy goroźba. Po prostu, skoro zarzucasz mi konkretne rzeczy, muszę się bronić.
Nie rozumiem też, czemu mam wybrnąć, jak mówisz, przed twoim ojcem i twoim narodem z czegoś, czego nie zrobiłam. Nie ja wydałam rozkazy zabicia tych ludzi. Nie ja tego dokonałam. Co więcej, już spełniam twoje prośby. Morwena została odsunięta od władzy. Poprosiłes mnie, żebym to zrobiła, więc spełniłam twoją prośbę - w tym momencie na twarzy Ranweny odbiło się zmęczenie. - Dla dobra mojego narodu. Dla dobra naszego sojuszu - spojrzała ostro na elfa. - Nawet, jeśli wiązało się to ze zrobieniem czegoś wbrew mojej własnej woli. Więc nie mów mi o przełykaniu dumy, bo porzuciłam dumę Korsarza, wolnego człowieka, aby dla dobra pokoju między naszymi narodami odsunąć od władzy kogoś, kto był jej niegodny i samej zająć to stanowisko.

Elf wypuścił powietrze, jakby rozmawiał ze średnio pojętnym dzieckiem. On o jednym ona niczym. Zaśmiał się cicho. Słowne przepychanki, żądania to dopiero przed tobą panno... Andaras był miły do tej pory ,aż do przesady jak na sytuację. Poczeka aż dojadą do ojca znudziły go już tłumaczenia.

- Ja swoje zrobiłem. Nadal nic nie rozumiesz ale to już nie mój problem.- wzruszył ramionami. Było mu po prawdzie obojętne czy armie Haradu ruszą na Umbar czy na południowy Gondor. Ba bardzo poważnie zaczynał dostrzegać plusy pierwszego rozwiązania. Atak na Gondor był ryzykowny. Umbar zaś był miastem. Potężnym, wspaniałym z liczną armią ale wciąż tylko miastem. Endymion by się ucieszył, ciekawe gdzie teraz są.... Elf odjechał do przodu miał dość rozmów.
 
Icarius jest offline