Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 15-11-2011, 19:24   #213
Kerm
Administrator
 
Kerm's Avatar
 
Reputacja: 1 Kerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputację
Irial rozejrzał się po polu bitwy. Najlepiej nie było. Nie dość, że jedna potworzyca uniknęła ognistego pocisku, to Druga niebezpiecznie zbliżyła się do Lamii... Emerahl powinna dać sobie radę... Samuel też. Za to gorzej było z pozostałymi... Ale i tak Lamia była najważniejsza.
- Lamia, do mnie! - krzyknął.
Ucieczka, w tej chwili, byłaby szaleństwem. Potworzyce wyglądały jakby miały szanse przegonić konia... Postawił tarczę, w bojowej jej wersji, między Lamią, a kierującym się w jej stronę potworem.


Kolejna osoba przywoływała Lamię do siebie. Dziewczyna wyglądała na nieco zdezorientowaną brakiem współpracy między swymi towarzyszami. Mimo to wprawnie ściągnęła wodzę, zawracając wierzchowca. Widać było, że poświęcono wiele czas i środków na jej lekcje jeździectwa. Widać też było, że jej klacz była dobrze wyszkolona. Rubina bezbłędnie odczytała intencje swej pani. Zawróciła niemal w miejscu. Już się rozpędzała, gdy nagle depcząca jej po piętach potworzyca wykonała skok.

Irial sądził, że celem istoty będzie rudowłosa dziewczyna. Czwarta jednak, widać nauczona doświadczeniami swej pobratymczymi, miast skoczyć wprost na plecy ofiary, wylądowała nieco dalej. Nie dość blisko, by dosięgnąć jeźdźca, lecz wystarczająco, by przestraszyć konia. Rubina nie była wierzchowcem bojowym, więc spłoszenie jej okazało się nietrudne. Klacz ponownie stanęła dęba, Lamia niebezpiecznie przechyliła się w siodle.

-Nie wiesz madame, że złość piękności szkodzi?-- Lestre z uśmiechem na ustach spytał nacierającą zwierzołaczkę. Choć jemu samemu do śmiechu nie było.
Wyciągnął rapier, zaczął szeptać i czekał, aż przeciwniczka się zbliży. Wichry wokół niego się kumulowały, ryczały niczym dziki zwierz na uwięzi. Robiły się coraz mroźniejsze. Gdy tylko była zbyt blisko by uniknąć, spuścił furie z łańcucha. Silny potężny strumień lodowatego powietrza miał uderzyć w zwierzołaczkę, przycisnąć do ziemi nie pozwalając uciec i zimnymi podmuchami wygonić ciepło z jej ciała. Kurier jeszcze nigdy nie próbował tej sztuczki. Nigdy dotąd nie musiał. Ale opisy jej w opowieściach o niesławnym przodku były dość dokładne. Samuel miał zamiar zamrozić przeciwniczkę na śmierć.

Pierwsza zbliżyła się do Samuela na tyle że dosięgły ją wietrzne macki jego magii. Wiatr, posłuszny jego szeptom, wiał szybko, nienaturalnie szybko. Siła podmuchów sprawiała, że zmierzająca do mężczyzny potworzyca z trudem stawiała kolejne kroki. Widać było, że każdy ruch wymaga od niej przeciwstawienia się potędze, a to wymuszało na jej mięśniach niesamowity wysiłek. Ale jednak stawiała powoli kolejne kroki, coraz wolniej, dysząc coraz ciężej, ale stawiała. A więc w jej wątłym ciałku drzemały siły, których istnienia na pierwszy rzut oka Lestre nie podejrzewał.

Kolejne szepty i wiatr wiał jeszcze silniej. Wszak kurierowi zależało na całkowitym unieruchomieniu "kobiety". Wiatr zawył głośniej, drzewa za nimi szumiały zawzięcie, panowała prawdziwa wichura. Wreszcie Pierwsza zastygła w miejscu, w pół kroku, niczym doskonała rzeźba oddająca dynamikę ruchu. Jedynym śladem świadczącym o tym, że wciąż żyje były kłęby pary wydobywające się z jej ust. Było zimno, nienaturalnie zimno, wszyscy to poczuli.

Samuel nie raz czytał o tej sztuczce swego przodka. Wiedział, że prapradziad był swego czasu znany z popisów zamrażania różnych rzeczy, a to kwiatów, a to drobnych zwierzątek, a to pyskatych przeciwników i pijanych marynarzy nie potrafiących uszanować jego siwej brody. Wiedział, że ten wyczyn wymaga wprawy i, że nikt nie dorównał w tym Lazariusowi. Kurier nie wiedział jednak, że igranie z potęgą przyrody bywa niebezpieczne. Zapomniał również o tym, że zaklinanych wiatrów nie da się odciąć od reszty świata. Był on w stanie w pewnym zakresie panować nad przyrodą, nie mógł jednak niwelować praw fizyki. A ta bywa złośliwa, o czym już za chwilę miał się przekonać.

Wyczarowany przez niego mroźny wiatr, który w założeniu miał zmrozić potwory na śmierć, rozpełzł się po całej polanie. Wszyscy poczuli ten chłód, doświadczyli go również naocznie, bowiem w ślad za mroźnymi podmuchami na trawie i gałęziach drzew roziskrzyły się igiełki szronu. Mroźny wiatr zakłuł wszystkich w oczu i policzki. Robiło się coraz zimniej.



Gdyby Drzazga się nie wystraszyła, Ruth nie zorientowała by się, co się dzieje i zapewne osłaniała by ucieczkę Lamii, która wcale nie miała miejsca. Na szczęście w tych okolicznościach postanowiła spojrzeć kontrolnie gdzie jest Lamia i zorientować się, że tamta została daleko w tyle. Do tego jedna z bestii czaiła się na nią. Ich zadaniem było bezpiecznie dowieźć panienkę na miejsce i Ruth dobrze o tym pamiętała.

Złodziejka obróciła Drzazgę tyłem do ich przeciwniczki, a przodem do centrum polany i Lamii. Nie potrafiła niestety rozmawiać z końmi, ale miała nadzieję, że Drzazga wyczuwając zagrożenie za sobą porządnie kopnie istotę. Jednak Ruth nie była szkolona, aby wiedzieć jak nakłonić do tego Drzazgę, ani ta nie była zapewne szkolona, aby coś takiego robić. Pomarzyć było można, ale Ruth nie czekała, aby sprawdzić czy jej się to ziści. Ruszyła do przodu, aby stratować zagrażającą Lamii istotę. Gdy tylko ruszyła, za pozostawionymi końmi dostrzegła kolejną z nich, od razu postanowiła, że postara się, aby w następnej kolejności także ona znalazła się pod kopytami rozpędzonej Drzazgi.

Nawet gdyby klacz zdecydowała się kopnąć potworzycę, wątpliwym było, by ta nie zdołała uniknąć tego ciosu. Patrząc na szybkość, z jaką te istoty potrafiły się poruszać, było to niemal niemożliwe. Ruth nie dane jednak było się o tym przekonać, Drzazga nie potraktowała znajdującej się za sobą postaci z kopyta. Zamiast tego wystrzeliła jak z bicza do przodu chcąc jak najszybciej oddalić się od zagrożenia.

Kobieta skupiła się na tym, by utrzymać azymut na zagrażającą Lamii "kobietę". W międzyczasie musiała nieco skorygować kurs, bowiem Czwarta skoczyła na bok strasząc jednocześnie Rubinę. Złodziejka skupiła się na jeździe do przodu, nie oglądała się za siebie. A może powinna była. Dostrzegłaby wtedy, że ów szelest, który za sobą usłyszała to w rzeczywistości odgłos skoku potworzycy. Gdyby się odwróciła może zdołała by przygotować się na atak. A tak przekonała się o nim dopiero, gdy coś głucho opadło tuż obok klaczy. Rozległ się dziki kwik, Drzazga wierzgnęła potężnie. Złodziejka dostrzegła tylko długaśne pazury wbite w zad cierpiącego zwierzęcia i tryskającą krew, zaraz potem runęła na ziemię. Na chwilę ją zamroczyło.

- Cholerne gadziny - przeklęła pod nosem czarownica widząc mizerny skutek swojego ataku. Normalny człowiek zapewne zostałby przenicowany ostrzem na wylot. To sprytne coś było jednak zbyt szybkie, żeby dać się złapać na taką sztukę. Czarownica szybko pomyślała o spotkanym nie tak dawno temu niedźwiedziu i już miała zamiar spróbować tego samego z szykującą się do skoku bestią, gdy wnet pomyślała o Lamii. Rozejrzała się szybko w koło.

- Samuel! Przypilnuj proszę mojej pupci! - rzuciła w stronę kuriera.
-Akurat do pilnowania kobiecej pupy to ja najmniej odpowiedni kandydat.-odparł Samuel żartobliwie, mimo że sytuacja była poważna. Nie wiedział czy będzie w stanie pomóc Emei, nie wiedział czy będzie w stanie powstrzymać i ubić atakującą go bestyjkę, ale zamierzał pomóc Emerahl, jeśli zdoła. Choć mogło się to wiązać z wypuszczeniem jednej bestyjki, by uderzyć wichrami w inną... zagrażającą Emei.

Nie było wiele czasu na myślenie, jednak pobieżny rzut oka na to co działo się za nią pozwoliło jej stwierdzić, że Lamia będzie miała za moment kłopoty. Sięgnęła w jej kierunku magią niczym macką. Chwyciła dziewczynę w pas i pociągnęła do siebie zrzucając ją z konia, samemu biegnąc w jej stronę. To w końcu mieli robić - chronić Lamię, a nie było na to w tej chwili lepszego sposobu niż otoczenie jej magiczną tarczą. Emerahl musiała czym prędzej znaleźć się obok dziewczyny, a reszta niech sobie radzi. W końcu w ciemię bici nie byli i nie raz w życiu zapewne sobie poradzili. Okazja do ataku jeszcze przyjdzie z pewnością... i to nie raz...

Gdy magiczna siła chwyciła dziewczynę w pasie, ta już nie trzymała się w siodle i miała z niego za chwilę zlecieć. Już puściła lejce i już niebezpiecznie przechylała się w bok. I choć całe jej ciało gotowało się do upadku, to jednak prawa noga wciąż tkwiła uwięziona w strzemieniu. Em pochwyciła magią Lamię tuż przed jej bolesnym upadkiem na ziemię. Miast runąć na ziemię rudowłose dziewczę zostało poderwane gwałtownie do góry. Zbyt gwałtownie. Uwięziona w strzemieniu kostka chrupnęła głośno, dziewczyna wydała z siebie głośny jęk.


Lewitująca nad ich głowami Lamia była chwilowo poza zasięgiem szponów i kłów wygłodniałych bestii. Przynajmniej, dopóki tamte nie zechcą skoczyć. Czarownica wiodła ją do siebie, jednocześnie biegła ku niej, by jak najszybciej obie mogły się skryć za magiczną tarczą. Dzieliło je jeszcze kilka metrów, gdy wiedźma dostrzegła za sobą Trzecią. Ranna potworzyca wyraźnie zmierzała w jej stronę, Samuel tymczasem zdawał się być wciąż zajęty Pierwszą. Jednocześnie Piąta wyprężyła się do skoku. Trudno było powiedzieć, czy jej celem wciąż są Sable i Zorza, czy może Irial lub Emerahl.


***


"Jeszcze trochę" - błagał w myślach Samuel. Kurier potrzebował jeszcze trochę czasu i jeszcze trochę mocy, by uśmiercić przeciwniczkę. Kątem oka zerkał na Emerahl, na resztę drużyny. Nie chciał porzucać swego zaklęcia w trakcie rzucania. Robiło się zimno, ale to nie był problem, którym należało się martwić w tej chwili. Jeśli te diabliczki ich dopadną, to zimno będzie najmniejszym problemem Samuela.


Samuel angażował w swe działania coraz więcej mocy, robiło się coraz zimniej. Chłodny wiatr zmienił się w prawdziwy mróz. Policzki zapiekły z zimna, oddechy zmieniały się w parę. Potworzyca stała nieruchomo, jakby zmrożona, lecz wciąż oddychała. Jej oddech był coraz płytszy, ale wciąż oddychała. Cholera była naprawdę odporna.


Zasady głoszą, że duży problem można zamienić na kilka mniejszych, z którymi można się nieco prościej uporać. Oni też mieli przed sobą kilka problemów o różnym stopniu komplikacji i zaawansowania. Jeden z takich problemów zbliżał się właśnie do Emerahl i Iriala, z połamaną ręką i morderczym błyskiem w oku. Nie było wątpliwości, że nie ma zamiaru złożyć im życzeń zdrowia i szczęścia.


Kusza? Kula ognia? Miecz, gdy potwora podejdzie bliżej? Irial używał już kopuły chroniącej przed niebezpieczeństwem. Wytrzymywała strzały i ogień, zapewne wytrzyma i uderzenia pazurów tej napastniczki... Tym razem jednak nie Irial znalazł się w środku tej kopuły, tylko potworzyca. Teraz trzeba było tylko pilnować, by kopuła wytrzymała. I stopniowo zmniejszać jej średnicę. Ale to mogło poczekać.


Tylko... czemu, na demony, zrobiło się tak zimno?

- Mrrrrózzz.... Mrrrrrózzz.... Krrrra... - rozległo się z wysoka, potwierdzając tylko wcześniejsze doznania Iriala. Kożuch by się przydał, pomyślał, zastanawiając się, komu przed chwilką było za ciepło, że tak zmroził powietrze. Stosunki między ich piątką a napastniczkami zaliczały się raczej do chłodnych, ale żeby aż tak? Kto więc się bawił temperaturą? Samuel?
 
Kerm jest offline