Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - Fantasy > Archiwum sesji z działu Fantasy
Zarejestruj się Użytkownicy


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 21-10-2011, 05:24   #211
 
Mekow's Avatar
 
Reputacja: 1 Mekow ma wspaniałą reputacjęMekow ma wspaniałą reputacjęMekow ma wspaniałą reputacjęMekow ma wspaniałą reputacjęMekow ma wspaniałą reputacjęMekow ma wspaniałą reputacjęMekow ma wspaniałą reputacjęMekow ma wspaniałą reputacjęMekow ma wspaniałą reputacjęMekow ma wspaniałą reputacjęMekow ma wspaniałą reputację
Wydarzenia potoczyły się dość szybko. Owszem, Ruth była zdziwiona takim obrotem sytuacji, aczkolwiek nie zaskoczyło ją to aż tak, aby całkowicie straciła orientację popadając w panikę. Wiadomo jej było z doświadczenia, że jak coś jest zbyt piękne, to znajduje się tam jakiś haczyk. Tym razem, niczym robaka dla zwabienia ryby, w roli przynęty postawiono półnagą kobietę. Ruth znała tę strategię. Ich ekipa zaś, mimo iż sama składała się już głównie z kobiet, dała się na to nabrać... Choć może nie do końca, skoro Irial przetrwał pierwsze starcie bez zadraśnięcia, samemu zaskakując napastnika.
Niestety nie ustalili wstępnie żadnej strategi, mimo iż mieli do tego niejedną okazję podczas ostatnich, wspólnie spędzonych dni. Ruth nie do końca wiedziała co powinna zrobić. Przed ich wyruszeniem Irwin mówił jej aby w razie czego śmiało szła na pierwszą linię, Irial zaś przed paroma chwilami zdawał się temu zaprzeczyć. Efektem tego Ruth straciła rozum, ale nie wywołało to u niej dezorientacji, gdyż w tej kwestii jakoś nie miała zbyt wiele do tracenia.
Nie wiedziała jednak co ma robić i lada moment zapewne zareagowałaby instynktownie - sięgając po broń.
- Ruth zabieraj stąd Lamię, jak najdalej! Dogonimy was! - usłyszała głos swojego ukochanego Samuela. Na szczęście nie pozwolił jej on, na popełnienie jakiegoś głupiego błędu, a istotnie należało ochronić Lamię.

Ruth natychmiast odwróciła głowę przez lewe ramie, do znajdującej się tuż za nią Lamii.
- Za mną szybko! - powiedziała.
Wcześniej już dość sporo rozglądała się dookoła i nie uszło jej uwadze, że las po lewej stronie jest rzadszy niż po prawej. Oznaczało to oczywiście, że po prawej dużo łatwiej będzie prowadzić rozpędzone konie, a nie zamierzały ich oszczędzać, tylko właśnie w miarę możliwości pędzić galopem.
Ruth zdecydowanie popędziła Drzazgę, a ta ruszyła pomiędzy pozostawionymi końmi Iriala i Emerahl. Złodziejka trochę odwróciła na moment głowę, aby się upewnić, że Lamia ruszyła za nią. Tak było!
W obecnej sytuacji Ruth była mocno przekonana, że istota znajdująca się za nimi, już ich nie dogoni. Z jej punktu widzenia, w pierwszej chwili jechały zarówno w bok jak i w dal, ale nieomal natychmiast oddalali się już od niej - nawet w obu tych rozważanych kierunkach na raz. W tej sytuacji, musiała by ona być szybsza od ich koni, nie wspominając, że na jej drodze była jeszcze Zorza - klacz Emerahl, która stanowiła niemałą przeszkodę do wyminięcia.
Przed Ruth i Lamią była jeszcze inna upiorna, kobieto-podobna istota i to na niej teraz skupiła się Ruth. Wiedziała, że w ostateczności sama nie musiała uciec, tylko upewnić się, że zrobi to Lamia. Zamierzała podjechać bardziej na północ, aby Lamia mogła się z nią choć trochę zrównać po jej lewej stronie. Gdy kątem oka dostrzegła łeb jej konia, wiedziała już, że osłania Lamię od prawdopodobnie jedynego czyhającego na nią zagrożenia.
Tymczasem na polu walki zaczęły rozbrzmiewać jakieś okrzyki.
 
Mekow jest offline  
Stary 27-10-2011, 00:03   #212
 
echidna's Avatar
 
Reputacja: 1 echidna to imię znane każdemuechidna to imię znane każdemuechidna to imię znane każdemuechidna to imię znane każdemuechidna to imię znane każdemuechidna to imię znane każdemuechidna to imię znane każdemuechidna to imię znane każdemuechidna to imię znane każdemuechidna to imię znane każdemuechidna to imię znane każdemu
Ognista kula wystrzeliła z rozprostowanej dłoni Iriala, poszybowała łukiem nad ich głowami, by ostatecznie uderzyć w miejsce, w którym jeszcze przed chwilą stała jedna z „kobiet”, ta najbliższa Lamii, Piąta. Ognisty pocisk nie dosięgnął jednak celu, bowiem zanim doleciał, istota zdążyła się przed nim uchylić. Początkowo skoczyła ku swej pobratyczyni, później zbliżyła się do Zorzy. Zwierzę zareagowało na ten ruch przeraźliwym rżeniem, cofając się jednocześnie ku Sable’owi, jakby bliskością innych koni chciało dodać sobie otuchy. Po chwili po ognistej kuli nie było już śladu, poza ścieżką wypaloną w koronach drzew.

Nóż, pchnięty sporą dawką kinetyczną energią w stronę pierwszej z istot, podzielił smutny los ognistego pocisku. Owszem, był dość dobrze wycelowany, owszem doleciał do upatrzonego miejsca, i owszem leciał szybko, tyle tylko że ruchy człekokształtnej były jeszcze szybsze. Ostatecznie ostrze zakończyło swój lot w pniu drzewa parę metrów dalej.

Tymczasem Pierwsza przemieściła się w swoje lewo, by dołączyć do Trzeciej i razem z nią próbować zajść ludzi z boku, od strony Samuela. Lestre tylko na to czekał. Wiatry, posłuszne szeptom kuriera, utworzyły powietrzny wir, który poszybował ku nacierającym istotom. Mężczyzna pozostawił sobie możliwość kontroli ruchu wiru, dzięki czemu mógł go nakierować dokładnie na szturmujące „kobiety”. Odniosło to pewien skutek. Co prawda Pierwsza zgrabnie uskoczyła przed napierającą trombą powietrzną, to jednak Trzecia nie miała tyle szczęścia.

Silny podmuch poderwał ją z ziemi i cisnął wprost w korony drzew. Donośny łomot i trzask łamanych gałęzi świadczyły o tym, że Samuel osiągnął swój cel, a potworzycy nie udało się uniknąć kolizji z drzewem. Chwilę później spadła na ziemię jakby nietomna, jednak zaraz potem poderwała się z trawy. Dysząc ciężko przyciskała do siebie pokaleczoną rękę.

Gdy Ruth nakazała Lamii podążać za sobą, dziewczyna pociągnęła wodze Rubiny, by skierować ją we właściwą stronę. Zarza, która cofnęła się przestraczona przez zbliżającą się potworzycę, utrudniała nieco ten manewr, ale udało się. Gdy Ruth, dosiadająca rozpędzonej już Drzazgi, obejżała się, dostrzegła klaczkę przeciskającą się między pozostałymi wierzchowcami. A więc dziewczyna jej posłuchała, chciała jechać za nią.

Kiedy jednak i Emerahl przywołała Lamię do siebie, rudowłosa dziewczyna wstrzymała na chwilę konia. Wahała się przez moment, której z kobiet powinna posłuchać. Ostatecznie podążyła za Ruth, jednak te sekundy zwłoki wystarczyła, by zwiększyć dystans między złodziejką, a jej podopieczną.

Ta chwila wahania wystarczyła też, by Druga zbliżyła się do rozpędzonej Drzazgi. Klacz dostrzegła nadciągające niebezpieczeństwo, Ruth wyczuła to w jej nerwowych ruchach. Złodziejka była gotowa na odepchnięcie tego ataku. Nie przygotowała się jednak na to, że do pogoni dołączy Czwarta i, że to właśnie ona stanie między nią, a Lamią.

Rubina zareagowała błyskawicznie, stanęła dęba nieomal zrzucając przerażoną dziewczynę. Utrzymała się ona w siodle chyba tylko cudem. Gdy koń parskając głośno, opadł na ziemię, widać było, że Lamia ledwo się trzyma. Kolejnej takiej atrakcji mogła nie przetrwać.

Dziewczyna bez wątpienia wymagała pomocy, pomoc jednak nie miała skąd nadejść. Ruth miała na głowie Drugą, Pierwsza już naprężała mięśnie szykując się do skoku na Samuela, Piąta już zbliżała się do opuszczonych Sable’a i Zorzy wywołując u nich coraz większą panikę. Czwarta była coraz bliżej kurczowo trzymającej się w siodle Lamii. Tymczasem Trzecia, wciąż ściskając krwawiącą rękę kierowała swe kroki wprost na Emerahl.
 
__________________
W każdej kobiecie drzemie wiedźma, trzeba ją tylko w sobie odkryć.
echidna jest offline  
Stary 15-11-2011, 19:24   #213
Administrator
 
Kerm's Avatar
 
Reputacja: 1 Kerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputację
Irial rozejrzał się po polu bitwy. Najlepiej nie było. Nie dość, że jedna potworzyca uniknęła ognistego pocisku, to Druga niebezpiecznie zbliżyła się do Lamii... Emerahl powinna dać sobie radę... Samuel też. Za to gorzej było z pozostałymi... Ale i tak Lamia była najważniejsza.
- Lamia, do mnie! - krzyknął.
Ucieczka, w tej chwili, byłaby szaleństwem. Potworzyce wyglądały jakby miały szanse przegonić konia... Postawił tarczę, w bojowej jej wersji, między Lamią, a kierującym się w jej stronę potworem.


Kolejna osoba przywoływała Lamię do siebie. Dziewczyna wyglądała na nieco zdezorientowaną brakiem współpracy między swymi towarzyszami. Mimo to wprawnie ściągnęła wodzę, zawracając wierzchowca. Widać było, że poświęcono wiele czas i środków na jej lekcje jeździectwa. Widać też było, że jej klacz była dobrze wyszkolona. Rubina bezbłędnie odczytała intencje swej pani. Zawróciła niemal w miejscu. Już się rozpędzała, gdy nagle depcząca jej po piętach potworzyca wykonała skok.

Irial sądził, że celem istoty będzie rudowłosa dziewczyna. Czwarta jednak, widać nauczona doświadczeniami swej pobratymczymi, miast skoczyć wprost na plecy ofiary, wylądowała nieco dalej. Nie dość blisko, by dosięgnąć jeźdźca, lecz wystarczająco, by przestraszyć konia. Rubina nie była wierzchowcem bojowym, więc spłoszenie jej okazało się nietrudne. Klacz ponownie stanęła dęba, Lamia niebezpiecznie przechyliła się w siodle.

-Nie wiesz madame, że złość piękności szkodzi?-- Lestre z uśmiechem na ustach spytał nacierającą zwierzołaczkę. Choć jemu samemu do śmiechu nie było.
Wyciągnął rapier, zaczął szeptać i czekał, aż przeciwniczka się zbliży. Wichry wokół niego się kumulowały, ryczały niczym dziki zwierz na uwięzi. Robiły się coraz mroźniejsze. Gdy tylko była zbyt blisko by uniknąć, spuścił furie z łańcucha. Silny potężny strumień lodowatego powietrza miał uderzyć w zwierzołaczkę, przycisnąć do ziemi nie pozwalając uciec i zimnymi podmuchami wygonić ciepło z jej ciała. Kurier jeszcze nigdy nie próbował tej sztuczki. Nigdy dotąd nie musiał. Ale opisy jej w opowieściach o niesławnym przodku były dość dokładne. Samuel miał zamiar zamrozić przeciwniczkę na śmierć.

Pierwsza zbliżyła się do Samuela na tyle że dosięgły ją wietrzne macki jego magii. Wiatr, posłuszny jego szeptom, wiał szybko, nienaturalnie szybko. Siła podmuchów sprawiała, że zmierzająca do mężczyzny potworzyca z trudem stawiała kolejne kroki. Widać było, że każdy ruch wymaga od niej przeciwstawienia się potędze, a to wymuszało na jej mięśniach niesamowity wysiłek. Ale jednak stawiała powoli kolejne kroki, coraz wolniej, dysząc coraz ciężej, ale stawiała. A więc w jej wątłym ciałku drzemały siły, których istnienia na pierwszy rzut oka Lestre nie podejrzewał.

Kolejne szepty i wiatr wiał jeszcze silniej. Wszak kurierowi zależało na całkowitym unieruchomieniu "kobiety". Wiatr zawył głośniej, drzewa za nimi szumiały zawzięcie, panowała prawdziwa wichura. Wreszcie Pierwsza zastygła w miejscu, w pół kroku, niczym doskonała rzeźba oddająca dynamikę ruchu. Jedynym śladem świadczącym o tym, że wciąż żyje były kłęby pary wydobywające się z jej ust. Było zimno, nienaturalnie zimno, wszyscy to poczuli.

Samuel nie raz czytał o tej sztuczce swego przodka. Wiedział, że prapradziad był swego czasu znany z popisów zamrażania różnych rzeczy, a to kwiatów, a to drobnych zwierzątek, a to pyskatych przeciwników i pijanych marynarzy nie potrafiących uszanować jego siwej brody. Wiedział, że ten wyczyn wymaga wprawy i, że nikt nie dorównał w tym Lazariusowi. Kurier nie wiedział jednak, że igranie z potęgą przyrody bywa niebezpieczne. Zapomniał również o tym, że zaklinanych wiatrów nie da się odciąć od reszty świata. Był on w stanie w pewnym zakresie panować nad przyrodą, nie mógł jednak niwelować praw fizyki. A ta bywa złośliwa, o czym już za chwilę miał się przekonać.

Wyczarowany przez niego mroźny wiatr, który w założeniu miał zmrozić potwory na śmierć, rozpełzł się po całej polanie. Wszyscy poczuli ten chłód, doświadczyli go również naocznie, bowiem w ślad za mroźnymi podmuchami na trawie i gałęziach drzew roziskrzyły się igiełki szronu. Mroźny wiatr zakłuł wszystkich w oczu i policzki. Robiło się coraz zimniej.



Gdyby Drzazga się nie wystraszyła, Ruth nie zorientowała by się, co się dzieje i zapewne osłaniała by ucieczkę Lamii, która wcale nie miała miejsca. Na szczęście w tych okolicznościach postanowiła spojrzeć kontrolnie gdzie jest Lamia i zorientować się, że tamta została daleko w tyle. Do tego jedna z bestii czaiła się na nią. Ich zadaniem było bezpiecznie dowieźć panienkę na miejsce i Ruth dobrze o tym pamiętała.

Złodziejka obróciła Drzazgę tyłem do ich przeciwniczki, a przodem do centrum polany i Lamii. Nie potrafiła niestety rozmawiać z końmi, ale miała nadzieję, że Drzazga wyczuwając zagrożenie za sobą porządnie kopnie istotę. Jednak Ruth nie była szkolona, aby wiedzieć jak nakłonić do tego Drzazgę, ani ta nie była zapewne szkolona, aby coś takiego robić. Pomarzyć było można, ale Ruth nie czekała, aby sprawdzić czy jej się to ziści. Ruszyła do przodu, aby stratować zagrażającą Lamii istotę. Gdy tylko ruszyła, za pozostawionymi końmi dostrzegła kolejną z nich, od razu postanowiła, że postara się, aby w następnej kolejności także ona znalazła się pod kopytami rozpędzonej Drzazgi.

Nawet gdyby klacz zdecydowała się kopnąć potworzycę, wątpliwym było, by ta nie zdołała uniknąć tego ciosu. Patrząc na szybkość, z jaką te istoty potrafiły się poruszać, było to niemal niemożliwe. Ruth nie dane jednak było się o tym przekonać, Drzazga nie potraktowała znajdującej się za sobą postaci z kopyta. Zamiast tego wystrzeliła jak z bicza do przodu chcąc jak najszybciej oddalić się od zagrożenia.

Kobieta skupiła się na tym, by utrzymać azymut na zagrażającą Lamii "kobietę". W międzyczasie musiała nieco skorygować kurs, bowiem Czwarta skoczyła na bok strasząc jednocześnie Rubinę. Złodziejka skupiła się na jeździe do przodu, nie oglądała się za siebie. A może powinna była. Dostrzegłaby wtedy, że ów szelest, który za sobą usłyszała to w rzeczywistości odgłos skoku potworzycy. Gdyby się odwróciła może zdołała by przygotować się na atak. A tak przekonała się o nim dopiero, gdy coś głucho opadło tuż obok klaczy. Rozległ się dziki kwik, Drzazga wierzgnęła potężnie. Złodziejka dostrzegła tylko długaśne pazury wbite w zad cierpiącego zwierzęcia i tryskającą krew, zaraz potem runęła na ziemię. Na chwilę ją zamroczyło.

- Cholerne gadziny - przeklęła pod nosem czarownica widząc mizerny skutek swojego ataku. Normalny człowiek zapewne zostałby przenicowany ostrzem na wylot. To sprytne coś było jednak zbyt szybkie, żeby dać się złapać na taką sztukę. Czarownica szybko pomyślała o spotkanym nie tak dawno temu niedźwiedziu i już miała zamiar spróbować tego samego z szykującą się do skoku bestią, gdy wnet pomyślała o Lamii. Rozejrzała się szybko w koło.

- Samuel! Przypilnuj proszę mojej pupci! - rzuciła w stronę kuriera.
-Akurat do pilnowania kobiecej pupy to ja najmniej odpowiedni kandydat.-odparł Samuel żartobliwie, mimo że sytuacja była poważna. Nie wiedział czy będzie w stanie pomóc Emei, nie wiedział czy będzie w stanie powstrzymać i ubić atakującą go bestyjkę, ale zamierzał pomóc Emerahl, jeśli zdoła. Choć mogło się to wiązać z wypuszczeniem jednej bestyjki, by uderzyć wichrami w inną... zagrażającą Emei.

Nie było wiele czasu na myślenie, jednak pobieżny rzut oka na to co działo się za nią pozwoliło jej stwierdzić, że Lamia będzie miała za moment kłopoty. Sięgnęła w jej kierunku magią niczym macką. Chwyciła dziewczynę w pas i pociągnęła do siebie zrzucając ją z konia, samemu biegnąc w jej stronę. To w końcu mieli robić - chronić Lamię, a nie było na to w tej chwili lepszego sposobu niż otoczenie jej magiczną tarczą. Emerahl musiała czym prędzej znaleźć się obok dziewczyny, a reszta niech sobie radzi. W końcu w ciemię bici nie byli i nie raz w życiu zapewne sobie poradzili. Okazja do ataku jeszcze przyjdzie z pewnością... i to nie raz...

Gdy magiczna siła chwyciła dziewczynę w pasie, ta już nie trzymała się w siodle i miała z niego za chwilę zlecieć. Już puściła lejce i już niebezpiecznie przechylała się w bok. I choć całe jej ciało gotowało się do upadku, to jednak prawa noga wciąż tkwiła uwięziona w strzemieniu. Em pochwyciła magią Lamię tuż przed jej bolesnym upadkiem na ziemię. Miast runąć na ziemię rudowłose dziewczę zostało poderwane gwałtownie do góry. Zbyt gwałtownie. Uwięziona w strzemieniu kostka chrupnęła głośno, dziewczyna wydała z siebie głośny jęk.


Lewitująca nad ich głowami Lamia była chwilowo poza zasięgiem szponów i kłów wygłodniałych bestii. Przynajmniej, dopóki tamte nie zechcą skoczyć. Czarownica wiodła ją do siebie, jednocześnie biegła ku niej, by jak najszybciej obie mogły się skryć za magiczną tarczą. Dzieliło je jeszcze kilka metrów, gdy wiedźma dostrzegła za sobą Trzecią. Ranna potworzyca wyraźnie zmierzała w jej stronę, Samuel tymczasem zdawał się być wciąż zajęty Pierwszą. Jednocześnie Piąta wyprężyła się do skoku. Trudno było powiedzieć, czy jej celem wciąż są Sable i Zorza, czy może Irial lub Emerahl.


***


"Jeszcze trochę" - błagał w myślach Samuel. Kurier potrzebował jeszcze trochę czasu i jeszcze trochę mocy, by uśmiercić przeciwniczkę. Kątem oka zerkał na Emerahl, na resztę drużyny. Nie chciał porzucać swego zaklęcia w trakcie rzucania. Robiło się zimno, ale to nie był problem, którym należało się martwić w tej chwili. Jeśli te diabliczki ich dopadną, to zimno będzie najmniejszym problemem Samuela.


Samuel angażował w swe działania coraz więcej mocy, robiło się coraz zimniej. Chłodny wiatr zmienił się w prawdziwy mróz. Policzki zapiekły z zimna, oddechy zmieniały się w parę. Potworzyca stała nieruchomo, jakby zmrożona, lecz wciąż oddychała. Jej oddech był coraz płytszy, ale wciąż oddychała. Cholera była naprawdę odporna.


Zasady głoszą, że duży problem można zamienić na kilka mniejszych, z którymi można się nieco prościej uporać. Oni też mieli przed sobą kilka problemów o różnym stopniu komplikacji i zaawansowania. Jeden z takich problemów zbliżał się właśnie do Emerahl i Iriala, z połamaną ręką i morderczym błyskiem w oku. Nie było wątpliwości, że nie ma zamiaru złożyć im życzeń zdrowia i szczęścia.


Kusza? Kula ognia? Miecz, gdy potwora podejdzie bliżej? Irial używał już kopuły chroniącej przed niebezpieczeństwem. Wytrzymywała strzały i ogień, zapewne wytrzyma i uderzenia pazurów tej napastniczki... Tym razem jednak nie Irial znalazł się w środku tej kopuły, tylko potworzyca. Teraz trzeba było tylko pilnować, by kopuła wytrzymała. I stopniowo zmniejszać jej średnicę. Ale to mogło poczekać.


Tylko... czemu, na demony, zrobiło się tak zimno?

- Mrrrrózzz.... Mrrrrrózzz.... Krrrra... - rozległo się z wysoka, potwierdzając tylko wcześniejsze doznania Iriala. Kożuch by się przydał, pomyślał, zastanawiając się, komu przed chwilką było za ciepło, że tak zmroził powietrze. Stosunki między ich piątką a napastniczkami zaliczały się raczej do chłodnych, ale żeby aż tak? Kto więc się bawił temperaturą? Samuel?
 
Kerm jest offline  
Stary 15-11-2011, 20:27   #214
 
Mekow's Avatar
 
Reputacja: 1 Mekow ma wspaniałą reputacjęMekow ma wspaniałą reputacjęMekow ma wspaniałą reputacjęMekow ma wspaniałą reputacjęMekow ma wspaniałą reputacjęMekow ma wspaniałą reputacjęMekow ma wspaniałą reputacjęMekow ma wspaniałą reputacjęMekow ma wspaniałą reputacjęMekow ma wspaniałą reputacjęMekow ma wspaniałą reputację
Trzecia wyprężyła się do skoku. Umięśnionymi kończynami odbiła się od ziemi i skoczyła, prawdopodobnie wprost na Iriala. Prawdopodobnie, bo nie dosięgła celu. Jak chwilę wcześniej Pierwsza, tak teraz ona odbiła się od niewidzialnej ściany. Zdziwienie, jaki malowało się na jej twarzy było widokiem bezcennym. Potworzyca przez następnych kilka chwil skakała na wszystkie strony usiłując znaleźć dziurę w magicznym bąblu, bezskutecznie. Nagle z jej dłoni, dotąd zupełnie ludzkich, wyrosły wielkie pazury. Skoczyła usiłując szponami wbić się w otaczającą ją powłokę. Póki co również bezskutecznie, ale Irial wiedział, że ten stan może nie potrwać długo.

- Nie! Drzazga! - przemknęło przez myśli Ruth, gdy leżała na twardej ziemi. Przywiązała się już do swojej klaczy i nie chciała aby coś złego jej się stało. Wtedy dotarło do niej ze zdwojoną siłą: - A Lamia?! A Samuel?!! - straszne myśli nawiedziły umysł dziewczyny. Musiała koniecznie coś zrobić. Walczyć!
Poczuła, że zrobiło się strasznie zimno i zważywszy na fakt, że nie była zbyt ciepło ubrana, bardzo jej się to nie spodobało. To ta wstrętna potworzyca wywołała taką aurę mrozu! Ruth się zdenerwowała, już ona pokaże tej przeklętej istocie ranić jej konia i atakować ją mrozem. Zwłaszcza za to pierwsze, ale i za drugie też miała ochotę poderżnąć istocie gardło.
Wstała szybko trzymając się przy tym na lekki dystans od istoty, która ją zaatakowała. Jednocześnie w sprawny sposób dobyła sztyletu i jednym ruchem głowy odrzuciła do tyłu włosy, które podczas upadku częściowo nakryły jej twarz.
Nieznacznie pochylona, balansując całym ciałem na lekko ugiętych nogach, tak jak ją uczyli, była gotowa do bezpośredniego starcia. Bez względu na wszystko, miała zamiar zatopić ostrze sztyletu w ciele parszywej bestii.

Widząc szykującą się do ataku kobietę, Druga odskoczyła od konia. Drzazga, momentalnie wykorzystała okazję i - mimo krwawiącej rany - pognała w las, jak najdalej od zagrożenia, nie bacząc na to, co dzieje się na polanie. Potworzyca obejrzała się tylko za uciekającym zwierzęciem, zaraz jednak jej wzrok spoczął na uzbrojonej w sztylet złodziejce. Na jej twarzy zagościł ledwo dostrzegalny uśmieszek. Skoczyła.
Ruchy demonicy były błyskawiczne. Ruth sama nie miała pojęcia, jakim cudem udało jej się uniknąć ostrych jak brzytwy szponów. Ale udało się, uskoczyła. Próbowała pchnąć przeciwniczkę, ale tamta zwinnie wywinęła się spod ostrza. Stały przez chwilę naprzeciw siebie, oddychając nerwowo, szykując się do kolejnego starcia. Coś się poruszyło z boku. Ruth jednak nie odwróciła wzroku, była pewna, że potworzyca nie zmarnowałaby takiej okazji.
Druga próbowała zatopić ostre pazury w ciele złodziejki, ta jednak ponownie cudem zdołała się uchylić. Gdyby miała chwilę czasu na myślenie, pewnie sama nie mogłaby się temu nadziwić. Ponownie zamachnęła się próbując ranić przeciwniczkę. Tym razem jej się udało. Potworzyca syknęła zaciskając kurczowo prawą dłoń na lewym przegubie. Spod jej palców ciekła krew.
Złodziejka już miała świętować triumfy, gdy nagle dostrzegła kolejną demonicę - Czwartą. Była już w powietrzu, Ruth jednak nie dostrzegła w porę jej wyskoku, a teraz nie miała już szansy się uchylić. Jedyne co zdążyła to zasłonić twarz lewą ręką. Niemal w tej samej sekundzie poczuła przeraźliwy ból promieniujący od ramienia ku łopatce. Próbowała się poruszyć, ale spowodowało to jeszcze większy ból. Pazury potworzycy wciąż tkwiły w jej ciele.
Bestia gwałtownie wyszarpnęła pazury z ciała swej ofiary powodując jeszcze większy ból. Krew trysnęła obicie. Ruth syknęła z bólu, przycisnęła rękę do ciała i spojrzała na przeciwniczki. Obie już szykowały się do kolejnego skoku.

Emerahl ostatnimi kilkoma susami doskoczyła do lewitującej w jej stronę Lamii i chwyciła ją w ramiona błyskawicznie rozciągając wokół nich magiczną tarczę, która niczym bąbel wyrosła nieprzeniknionym murem pomiędzy nimi, a wszystkim co działo się w koło.
- Już dobrze - powiedziała pocieszająco do Lamii stawiając ją na ziemi - Na razie nic nam nie grozi - dodała pewna swoich sił. Czego jak czego ale za swoją magię ochronną i za telekinezę to mogła ręczyć głową. Potrzeba by niemało mocy bądź ogromne pokłady nadludzkiej siły by złamać niewidzialną kopułę, której centrum stanowiła teraz Lamia wraz ze stojącą z szeroko rozłożonymi ramionami Emerahl utrzymującą zaklęcie w mocy.
Dziewczyna syknęła gdy Em stawiała ją na ziemi. Stała tylko na jednej nodze, na drugiej ledwo się opierała.
- Wasz ruch plugawce - powiedziała w powietrze czarownica czekając na rozwój wypadków.
Rozglądała się po polu walki szukając dogodnego momentu do zadania potężnego ciosu niczego nie spodziewającej się przeciwniczce. Potworzyce były szybkie, nawet bardzo szybkie, ale żeby przed czymś umknąć trzeba się tego spodziewać. Tymczasem próba osaczenia któregoś z jej towarzyszy mogła skutecznie odwrócić uwagę którejś z nich i na taki moment właśnie czekała czarownica nie zamierzając jednakże opuścić tarczy ani na moment, jeśli mogłoby to pozwolić którejś z bestii dobrać im się do skóry.
- Może to nie najlepszy moment na naukę... ale spróbuj pogrążyć się w świecie magii. Czujesz tarczę, którą roztoczyłam wkoło nas? - zapytała niespodziewanie Emerahl kierując słowa do Lamii.

Rudowłose dziewczę zamknęło oczy. Grymas bólu jeszcze przez chwilę wykrzywiał jej twarz, później jednak jej oblicze rozpogodziło się. Pogrążona w innym wymiarze nie czuła bólu, przynajmniej na razie. Em czuła jej obecność. Wiedziała, że Lamia widzi wytworzoną przez nią zaporę, nie oczami, lecz magicznym szóstym zmysłem.

- Bardzo dobrze - powiedziała czarownica wiedząc, że dziewczyna osiągnęła efekt - Przyjrzyj się dobrze. W razie, gdybym coś poszło źle i nie mogłabym utrzymać tarczy, spróbuj pobrać magię tak jak ćwiczyliśmy tylko zamiast rozdmuchiwać ją w koło spróbuj ukształtować ją w taki bąbel w koło siebie. To nie jest nic wielkiego. Musisz się na tym mocno skupić i wypuścić pobraną energię. A później tę tarczę podtrzymywać cienką strużką magii. Im więcej tym mocniejsza tarcza ale tym szybciej tracisz swoją moc - Emerahl miała początkowo nadzieję włączyć Lamię do walki, ale po szybkim namyśle uznała, że w razie gdyby coś poszło nie tak jak powinno, Lamia zamiast pomóc mogłaby jeszcze pogorszyć ich sytuację.

Wkoło nich zrobiło się przenikliwie zimno. Czarownicy wszystkie włosy stanęły dęba, a skóra zaczęła drżeć, gdy całe ciało przeszły dreszcze. Coś się święciło... albo może to Samuel znowu majstrował przy pogodzie. Tylko dlaczego chciał ich wszystkich przeziębić? Raczej nie można było liczyć na to, że któraś z potworzyc dostanie błyskawicznego zapalenia płuc i padnie na miejscu... Tak czy inaczej czarownica posłała tkanej wokół tarczy dodatkowe porcje mocy uszczelniając ją tak by była również nieprzenikalna dla powietrza. Co prawda limitowało to jej i Lamii ilość powietrza, ale na krótką metę zdawało egzamin osłaniając je nie tylko od szponów i pazurów, ale także od lodowatego wiatru.

Lastre już niemal dopiął swego, potworzyca już prawie zamarzła, jej oddech był niemal niedostrzegalny. Tkając zaklęcie jedynie zerkał na to, co dzieje się w koło. Nie dostrzegł w porę zbliżającej się Piątej. Dopiero głuchy dźwięk odbijających się od ziemi kończyn zwrócił jego uwagę. Spostrzegł ją, była już w locie. Zbyt blisko, by zmrozić do końca Pierwszą i zdążyć jeszcze odeprzeć jej atak. Musiał wybierać.
 
Mekow jest offline  
Stary 15-11-2011, 20:47   #215
 
abishai's Avatar
 
Reputacja: 1 abishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputację
Samuel zaklął w myślach i zacisnąwszy dłoń mocniej na rękojeści miecza obrócił się twarzą ku nowemu zagrożeniu, przerywają furię wichrów . Miał nadzieję, że pierwotna ofiara jest wystarczająco zamrożona, by nie stanowić już zagrożenia dla grupy. Oraz, że zimna stal miecza jest również skuteczna przeciw zwierzołaczkom. Pod nosem szeptał kolejną prośbę do wichrów, o to by otoczyły go swymi podmuchami, tworząc wichrową zbroję. Świetnie chroniła ona przed pociskami, choć w walce bezpośredniej nie była już taka skuteczna.

Dalej było przeraźliwie zimno, ale przynajmniej już nie robiło się jeszcze chłodniej. Wichrowa zbroja, czy też tarcza otoczyła kuriera. Na szybującą strzałę może i była dobra, ale kilkudziesięciokilogramowego ciała potworzycy już zatrzymać nie mogła. Tamta zdawała się dobrze o tym wiedzieć, bo na jej twarzyczce gościł upiorny uśmiech.

Samuel próbował się uchylić przed jej skokiem. Prawie mu się udało, prawie, bo fakt, że w dalszym ciągu siedział w siodle znacznie ograniczał jego możliwości ruchu. Bestyjka zdecydowanie celowała w korpus, pewnie gdzieś w okolicę szyi, by przeciąć aortę i zabić na miejscu. Chybiła jednak. Mężczyzna poczuł ból w okolicy lewego bicepsu. Po chwili ciepła krew zalała mu ramię. Rana nie była głęboka, przynajmniej nie na możliwości, jakie potencjalnie prezentowały pazurski tamtej. Kurier miał szczęście, cholerne szczęście.

Potworzyca z kocią gracją wylądowała obok swej zmrożonej pobratymczyni. W jednej chwili zwinnie obróciła się na pięcie, w kolejnej już wyprężała się do skoku. Do nozdrzy Samuela znów uderzył ten zniewalający zapach. Piąta pachniała nieco inaczej, niż Pierwsza, ostrzej, jednak nie mniej pociągająco.

Irial planował jak najszybsze wykończenie swego 'więźnia'. Szkoda było tracić czas i energię na podtrzymywanie sfery, wewnątrz której miotała się potworzyca. Szybko, acz w przemyślany sposób, zmniejszył półkulę. Inne sieci potrzebne były, by złapać ptaszka, by go utrzymać, starczyła mała klatka. Względnie mała.

Trzecia ledwo ruszała się w klatce, zwyczajnie nie starczało jej miejsca. W dalszym ciągu próbowała się przebić przez niewidoczną barierę, ale nawet nie miała dość miejsca, by wziąć porządny zamach. W bezsilnej złości ostrzyła tylko pazury i szczerzyła długie kły.


Irial rozejrzał się dokoła by sprawdzić, jak radzą sobie inni. Nie dało się ukryć, że różnie to szło... A do niego należało zatroszczenie się też o innych członków ekspedycji... Na szczęście miał Moc i umiał się nią posługiwać. Tyle tylko, że nic nie mógł zrobić. Między Ruth a nim znajdowała się Emerahl, a jej osłona uniemożliwiała Irialowi zaatakowanie walczących z dziewczyną potworzyc. Na drodze do kolejnej napastniczki stał Samuel.

Irial jeszcze bardziej zmniejszył powierzchnię klatki, pragnąc jak najszybciej rozprawić się z uwięzioną potworzycą. Połamać jej kości, zmiażdżyć... A potem zabrać się za następne.

- Sable, zabij! - wskazał odpowiedni kierunek.

Czy koń miał szansę? Jakąkolwiek? Ale zawsze mógł stworzyć cień szansy złodziejce.

Zwierzę posłusznie podążyło kłusem na ratunek Ruth. Czy miał szansę stratować potworzyce? Patrząc na tempo ich ruchu, było to raczej wątpliwie. Ale zawsze mógł je wybić z rytmu.

Tymczasem... Gdyby Ruth się zastanowiła, stwierdziłaby, że jej sytuacja nie wygląda najlepiej. Ona jednak nie miała w zwyczaju się zastanawiać i analizować, a teraz nie było nawet na to czasu. Mogła co najwyżej reagować.

Widząc atakujące ją potwory, nie mogła zrobić nic innego jak tylko postarać się o sprytny unik. Lewą rękę miała zranioną, ale do walki potrzebowała bardziej prawej ręki i trzymanego w niej sztyletu, zaś do uniku głównie nóg i balansowania ciałem. Odskoczyła w prawo starając się tym jednym susem zająć przeciwniczki od flanki, przy odrobinie szczęścia jedna stanie za drugą i będzie miała "na karku" tylko jedną z nich. Zamachnęła się jednocześnie sztyletem na przeciwniczkę, która jeśli ją pamięć nie myliła, także była już zraniona.

Potworzyce okazały się sprytniejsze, niż kobieta mogła przypuszczać. Zdawały się świetnie z sobą współgrać, nieomal przewidywały nawzajem swe ruchy. Gdy jedna miała zrobić unik w kierunku drugiej, ta zawczasu robiła jej miejsce odskakując w bok. W pojedynkę potworzyce były trudnymi przeciwniczkami. Ich ruchy były tak szybkie, że nieomal niedoścignione. W duecie były już śmiertelnie niebezpieczne. Ruth jednak jakimś cudem udawało się unikać przeszycia na wylot ostrymi pazurami. Chyba w tej walce wyczerpywała limit swego szczęścia na następny rok.

Druga skoczyła od prawej. Ruth ugięła nogę w kolanie dosłownie o centrymetry rozmijając się z jej rozcapierzonymi pazurzyskami. Jak w zwolnionym tempie widziała haczykowato zakończone szpony przelatujące tuż powyżej czubka jej nosa. Bóstwa jednak nad nią czuwały.

Odbiła w lewo chcąc zaatakować ranną potworzycę od flanki. Już zamachiwała się sztyletem, by zadać kolejną ranę. Druga uniknęła ciosu. Dopiero wtedy złodziejka dostrzegła wybijającą się do skoku Czwartą. A więc wmuszenie na niej takiego uniki było z góry zaplanowane i miało tylko stworzyć dla potworzycy lepszą sposobność do zadania ciosu. Ruth wiedziała, że nie uda jej się sparować. Wiedziała też, że nie zdoła się odwinąć. Musiałaby obrócić się w zupełnie drugą stronę. Nie potrafiła tego zrobić równie szybko, co bestie.

Oczyma duszy już widziała pazurzyska Czwartej zatopione w swym gardle. A jednak tak się nie stało. Sable, wysłany jej na pomoc przez Iriala, już galopował w jej kierunku. Koń nie był tak szybki, jak potworzyca, ale miał nad nią zdecydowaną przewagę masową. A teraz te kilkaset kilogramów żywej wagi pędziło wprost na potworzycę. Nie miała wyboru, zamiast skoczyć na Ruth, musiała uskoczyć na bok. Zwierzę przemknęło obok Ruth, po czym zawróciło kawałek dalej szykując się do kolejnej szarży.

Wybita z rytmu potworzyca była idealnym celem, Emerahl dostrzegła to od razu. Nie było czasu na ostrzeżenia, więc bez uprzedzenia zdjęła z siebie i Lamii tarczę licząc na to, że dziewczyna w porę się zorientuje i, zgodnie ze wcześniejszymi słowami, podtrzyma ją. Tarcza ustąpiła, Em miała zaledwie kilka chwil na utkanie zaklęcia. Puściła porcję telekinetycznej energii w chwili, gdy Ruth zamachiwała się, by ciąć Czwartą sztyletem. Potworzyca robiła unik, jednak pchnięta magią czarownicy, straciła równowagę. Ostrze sztyletu zostawiło na jej ciele krwawą krechę. Bestia zacharczała z bólu, bardziej zwierzęco niż ludzko.

Gdyby ktoś teraz słuchał myśli czarownicy to usłyszałby zapewne wiwatujący chór. Czarownica osiągnęła cel i choć na fanfary było jeszcze zdecydowanie za wcześnie, to ten drobny sukces udowadniał, że mogą sobie poradzić z tymi przeciwniczkami. Trzeba tylko odpowiednio zgrać ze sobą ataki i współdziałać. Czasu na delektowanie się chwilą nie było wiele. Emerahl szybko rozpoczęła ponowne tkanie tarczy lecz gdy rozeznała się swoim magicznym zmysłem w sytuacji, ze zdumieniem stwierdziła, że tarcza jest tam gdzie być powinna, silna i z powodzeniem utrzymywana przez Lamię. Rudowłosa ze zdziwieniem spojrzała na młodą szlachciankę, która ze skupieniem na twarzy utrzymywała zaklęcie.

Na niektóre rzeczy Irial nie miał chwilowo wpływu. Na przykład na sytuację, w jakiej znajdowała się Ruth. Mógł tylko liczyć na to, że dziewczyna, wspomagana przez Emerahl i Sable'a, jeszcze przez kilka chwil zdoła stawiać czoła potworzycom. On sam miał inne zadanie - jak najszybciej dokończyć swoje dzieło. Skoncentrował się...

Niewidoczna dla zwykłego oka półkula, w której uwięziona była jedna z bestii, ponownie zmniejszyła swą objętość. I jeszcze trochę. Jeszcze...
 
__________________
I don't really care what you're going to do. I'm GM not your nanny.
abishai jest offline  
Stary 15-11-2011, 20:55   #216
 
Cosm0's Avatar
 
Reputacja: 1 Cosm0 ma wspaniałą reputacjęCosm0 ma wspaniałą reputacjęCosm0 ma wspaniałą reputacjęCosm0 ma wspaniałą reputacjęCosm0 ma wspaniałą reputacjęCosm0 ma wspaniałą reputacjęCosm0 ma wspaniałą reputacjęCosm0 ma wspaniałą reputacjęCosm0 ma wspaniałą reputacjęCosm0 ma wspaniałą reputacjęCosm0 ma wspaniałą reputację
Agonia potworzycy przeciągała się w nieskończoność. Już niemal się nie ruszała, z trudem łapała kolejny oddech.

Ból i krew uświadomiły kurierowi, że błędem jest walczyć z nimi bezpośrednio. Na szczęście dla Samuela, potworna dziewuszka popełniła błąd lądując na łapkach obok swej zamrożonej koleżanki. Ból i wściekłość pulsowały w ciele mężczyzny, ale Lestre zdołał na tyle zachować spokój, by szeptem nakłonić wiatry do rozpętania kolejnej zimowej furii. Tym razem wichry miały uderzyć w obie przeciwniczki, starając się swym impetem przycisnąć je do ziemi, unieruchomić i zabić. Choć wiedział, że znów będzie zimno, nie przejął się tym, skupił się na jednym: Jak najszybszej neutralizacji obu zwierzołaczek, które znajdowały się obok siebie ułatwiając mu zadanie.

Piąta chyba przeczuwała, co się święci, bowiem, gdy tylko mężczyzna zaczął szeptać zaklęcie, momentalnie skoczyła nie dając mu szansy na spokojne dokończenie czaru. Wybiła się zwinnie, jak kotka, po czym szczerząc pazury naparła na niego. Samuel próbował się przed nią uchylić, jednak nie dał rady. Jej ostre jak brzytwa pazury przeorały jego udo zostawiając po sobie rząd równych krwawych szram. Tym razem rana była poważniejsza, mężczyzna widział to po ilości krwi, jaka momentalnie zaczęła się sączyć z otwartych żył.

Mimo palącego bólu nie przerwał jednak zaklinać wiatr. Po chwili oczom wszystkich znów ukazała się mała trąba powietrzna sunąca po ziemi zostawiając za sobą zmrożoną ścieżkę. Bestyjka zwinnie uskoczyła przed napierającym na nią magicznym tornadem. Najwidoczniej nauczyła się na błędzie swej pobratymczyni i wiedziała, że jeśli da się pochwycić wiatrowi, będzie po niej. Zwinnie uskakiwała z toru wichru. Z każdym kolejnym unikiem zbliżała się do Samuela. Tak jakby chciała na niego skierować wicher i pokonać go jego własną bronią. Wreszcie skoczyła wprost na niego. Całym cielskiem naparła na jego tors chcąc zepchnąć go z siodła.

Ruth była bardzo zadowolona z takiego obrotu sytuacji. Owszem, troszkę jej było szkoda, że to Sable tak dobrze sprawił na polu walki a nie jej Drzazga, ale najważniejsze że potworzyce obrywały za swoje.

- Nie jesteście takie silne jak wam się zdaje - zadrwiła Ruth. Istoty te napadały na podróżnych, ale tym razem trafiły na kogoś lepszego od siebie.

Za plecami potworzyc złodziejka widziała poczynania Sable'a. One go nie widziały, co Ruth uznała za dużą przewagę. Skoordynowała atak z szarżą konia, chcąc skazać przeciwniczki na atak z dwóch stron i ograniczyć im wybór do nadziania się na jej sztylet lub wgniecenia w ziemię przez galopującego konia. Zrobiła jeszcze jeden sprawny unik odsuwając się przy okazji krok na bok, a gdy nastała odpowiednia chwila rzuciła się do ataku.

Ruth była bardzo pewna siebie. Zbyt pewna. Gdy skoczyła, by zaatakować ranną przeciwniczkę, tamta odwinęła się szybko. Nim złodziejka skończyła obrót, Druga już wybijała się do kolejnego skoku. Nie była silna, nie musiała być, wystarczyło, że była piekielnie szybka, dużo szybsza niż Ruth. Pazurzasta dłoń wystrzeliła w kierunku kobiety jak z procy. Złodziejka z trudem uniknęła uderzenia. Potworzyca momentalnie szykowała się do kolejnego ciosu, musiała jednak odsunąć się od złodziejki, by uniknąć stratowania przez kolejny raz nacierającego Sable'a. Koń minął Ruth o włos i pognał w dal, by móc znów zawrócić.

Druga momentalnie doskoczyła do złodziejki. Ta cofnęła się unikając razu. Postąpiła krok do tyłu, lecz zrobiła to tylko po to by dostrzec nacierającą już Czwartą. Próbowała się wywinąć. Próbowała, nie udało się. Pazury Czwartej wbiły się drugą, zdrową rękę złodziejki. Sztylet wyleciał jej z dłoni, po ramieniu spłynęła ciepła krew. Ruth wrzasnęła, nie zdążyła się otrząsnąć z szoku, gdy Druga dołączyła do ofensywy. Złodziejka rękoma próbowała osłonić głowę i korpus. Potworzyca skoczyła, wykonała w powietrzu piruet po czym zatopiła szpony w ciele kobiety. Jeden ze szpony przeszył rękę na wylot, pozostałe wbiły się w brzuch. Czwarta wyszarpnęła pazury, Ruth jęknęła, opadła na kolana, a z jej ust popłynęła krew. Potworzyca z lubością oblizała zakrwawione pazur.

Czarownica rozejrzała się spokojnie w koło. Wraz z Lamią ukryte za tarczą utrzymywaną przez dziewczynę były chwilowo bezpieczne. Kobieta spojrzała w stronę Ruth w chwili, gdy ta została raniona w brzuch. W umyśle wiedźmy wezbrała złość.

- Lamio. Opuść tarcze. Zamiast dostarczać magii zacznij odbierać - Emerahl zaleciła Lamii.

Dziewczyna usłuchała, a gdy tylko czarownica wyczuła, że tarcza opadła, momentalnie zaangażowała spore ilości mocy by podnieść obie przeciwniczki rudowłosej koleżanki w powietrze, a gdy uznała wysokość za zadowalającą - skumulowała dużą porcję energii i cisnęła nią w zawieszone w górze potworzyce. Jeśli samo uderzenie nie połamie im kości to upadek z impetem, bądź zderzenie z pobliskimi drzewami z pewnością zwieńczy dzieło.

Potworzyce zostały poderwane do góry. Unosząc się ponad ziemią miotały się, jakby próbowały się wyrwać spod władzy czaru. Emea podźwignęła je wysoko, ponad głowy wszystkich, a potem z całej siły rzuciła nimi w kierunku lasu. Bestie wyleciały jak z procy. Rozległ się trzask łamanych gałęzi, co świadczyło o tym, że sięgnęły upatrzonego celu. Chwilę później na ziemię opadło bezwładne ciało Drugiej. Czwarta miękko wylądowała na ziemi. Była poobijana, ranna wcześniej ręka krwawiła jeszcze bardziej, ale poza tym nic jej się nie stało. Nie czekając na kolejny ruch czarownicy skoczyła na nią.

Pozostawiona już samotnie Ruth klęczała przez chwilę nieruchomo. Nie orientowała się w sytuacji i wszystko dookoła stało się takie niewyraźne. Obraz był zamglony i jakby zastygł w miejscu, a odgłosy brzmiały jakby były zaledwie swym odległym echem. Zaraz potem Ruth padła na wznak, na skropioną jej własną krwią ziemię. Leżała nieruchomo. Straciła przytomność.

Nie trwało długo, jak w miejscu w którym leżała zaczęła się gromadzić niewielka, ale bardzo złowrogo wyglądająca, kałuża krwi.

Źle się działo. Cholerna potworzyca uparła się i za nic nie chciała umrzeć. A sądząc z tego, co słyszał za swoimi plecami innym nie najlepiej się powodziło. Trzeba było jednak skupić się na tym, co powinien zrobić przede wszystkim - pozbyć się jednej z przeciwniczek, dopiero później zmienić zainteresowania i skupić się na kimś innym.

Normalny człowiek już leżałby z połamanymi kośćmi, zgnieciony, a ta jeszcze żyła. Irial skupił się, skoncentrował na sferze otaczającej przeciwniczkę, a potem splótł palce wykonał taki gest, jakby zgniatał orzech.

Nie było już czasu na użycie mocy, nie było już czasu na atakowanie wichrem. Samuel rozplótł szeptem kontrolę nad wichrem pozwalając trąbie rozproszyć nie czyniąc już żadnej krzywdy.

Potworzyca skoczyła na niego, by go powalić. Nie zamierzał tego uniknąć, trzymany rapier ustawił blisko ciała. Zmrużył oczy.Gdy skoczyła by go zepchnąć, wykonał jeden precyzyjny sztych. Prosto pomiędzy piersi zwierzołaczki, prosto w serce. Reszty powinien dokonać impet napierającej bestii oraz upadku na ziemię. Rapier powinien przeszyć jej serce na wylot.
 
__________________
Wisdom of all measure is the men's greatest treasure.
Cosm0 jest offline  
Stary 04-12-2011, 17:33   #217
 
echidna's Avatar
 
Reputacja: 1 echidna to imię znane każdemuechidna to imię znane każdemuechidna to imię znane każdemuechidna to imię znane każdemuechidna to imię znane każdemuechidna to imię znane każdemuechidna to imię znane każdemuechidna to imię znane każdemuechidna to imię znane każdemuechidna to imię znane każdemuechidna to imię znane każdemu
Jedna potworzyca już leżała martwa, kolejna zastygła jak lodowy posąg. Trudno było powiedzieć, czy miała szansę przeżyć. Za parę godzin jej ciało mogło odmarznąć, ale to wcale nie musiało oznaczać, że wróci do pełnej sprawności. Wcale też nie musiała dożyć tego momentu.

U nich w drużynie też było ofiary. Ruth leżała w zwolna rosnącej kałuży krwi. Za chwilę kolejna osoba mogła ucierpieć. Nie było czasu na grzeczności. Irial zgniótł w dłoniach niewidzialnego orzecha. Ciało potworzycy chrupnęło złowrogo. Po chwili morderczy blask zgasł w jej oczach, z ust pociekła stróżka gęstej krwi. Mężczyzna skończył zaklęcie, pazurzaste ciało opadło na ziemię. Nie trzeba było sprawdzać, by być pewnym, że nie żyje. Świadczyły o tym choćby wybroczyny gęsto zaścielające zdeformowany magicznymi obrażeniami korpus.

Samuel dobył rapiera, ustawił go tak, by potworzyca siłą impetu sama się na niego nadziała. Nie przewidział tylko jednego, że i ona miała broń, może nawet bardziej niebezpieczną od tej ze stali. Już w locie wyciągnęła ręce przed siebie tak, by zatopić ostre pazurska w ciele mężczyzny. Ona również zdawała się celować prosto w pierś. Tego kurier już nie mógł uniknąć.

Poczuł na swym torsie ciężar uderzenia. Trzymany w ręku rapier natrafił na przeszkodę, a więc spełnił swe zadanie. Ale i broń potworzycy dobrze się spisała. Siła impetu, z której chciał skorzystać Lestre okazała się bronią obusieczną. Bestyjka nadziała się na jego rapier i to po samą rękojeść. Ale i mężczyzna nie pozostał bez obrażeń. Ostre pazurska weszły w jego ciało jak w masło. Siła uderzenia zrzuciła go z siodła. Ból upadku utonął gdzieś w morzu palącego bólu piersi i bezskutecznych prób złapania oddechu. Resztę przesłoniła ciemność.

Potworzyca skoczyła. Lamia jęknęła cicho. Em machinalnie odwróciła się, by sprawdzić, co się stało. To wystarczyło, by dać bestii niewielką przewagę. Do utkania zaklęcia wystarczały sekundy, ale i sekundy dzieliły czarownicę od nacierającej przeciwniczki. Tarczę wytworzyła dosłownie w ostatniej chwili. Wiedźma nie zdążyła jej wzmocnić, ale osłona była na tyle stabilna, by zatrzymać ostre pazury. Bestia odbiła się i poszybowała niczym wystrzelona z katapulty. Ale niestabilność przesłony sprawiła, że i Emerahl poczuła to uderzenie. Ten cieżar nieomal zwaliła ją z nóg. Musiała się cofnąć, by nie stracić równowagi.

Właśnie wtedy dała o sobie znać mityczna niemal złośliwość rzeczy martwych. Zabłąkany konar zdawał się tylko na to czekać. Emea potknęła się o niego i jak długa runęła w tył. Nie miała nawet jak się asekurować przy upadku. Uderzenie o ziemię gwałtownie szarpnęła jej głową w tył. Czaszka natrafiła na kolejny złośliwie zabłąkany fragment natury. Kamień na szczęście nie natrafił na delikatną potylicę ani skroń, lecz w ciemię. Ale siła uderzenia i tak sprawiła, że Em na chwilę straciła przytomność.

Irial skończył z Trzecią chwilę wcześniej. Odwrócił się, by sprawdzić, co z resztą , dokładnie w chwili, w którym wiedźma runęła na ziemię. Czwarta, odbiwszy się od magicznej tarczy, wylądowała tuż pod drzewami. Stanęła bez ruchu, jakby nasłuchiwała. Mężczyzna już miał zrzucić zaklęcie, by dokończyć to, co zaczęła czarownica, lecz w tym momencie potworzyca czmychnęła w las. Najwidoczniej uznała, że w pojedynkę za wiele nie zdziała.

Emerahl ocknęła się. Wstała na klęczki, zachwiała się niczym pijana, po czym rzygnęła obficie i osunęła się na bok. Ból głowy znów odebrał jej świadomość.

Zostali sami, Irial i Lamia. Mężczyzna podbiegł do swej podopiecznej. Dopadł do niej w chwili, w której dla obojga stało się jasne, co było powodem ucieczki potworzycy. Może i próbowałaby ich atakować, gdyby wcześniej nie dosłyszała tego, co ich uszu dobiegło dopiero teraz. Odgłosy końskich kopyt. Jacyś jeźdźcy zmierzali w ich kierunku.

Irial otoczył siebie i Lamię magiczną tarczą chwilę przed tym, jak na polanę wjechało pięć wierzchowców.


Byli to sami mężczyźni, ubrani po wojskowemu. Zresztą, miecze wiszące im u pasa nie pozostawiały żadnych wątpliwości, że to wojacy. W odróżnieniu jednak od rabusi, wszyscy ubrani byli na jedną modłę, w czarne skórzane kaftany, noszące ślady użytkowania, jednak porządne, z naszytym na prawej piersi herbem rodowym pana, któremu służyli.


Heraldyka nie była mocną stroną Iriala, więc sam herb nie za wiele był mu w stanie powiedzieć. Jeźdźcy zatrzymali się tuż przy wjeździe na polanę. Najstarszy i najwyższy rangą żołnierz odezwał się:

- Demonice cholerne, psia jucha. Już nawet w ciągu dnia nie boją się wyleźć ze swych pieczar – zaklął, po czym spojrzał po swych ludziach. – Torr, Geoff! Złazić z koni, rozejrzeć się. Sprawdzić ile ich było i czy jakaś jeszcze nie czai się gdzieś za krzakiem.


Wojak z początku zdawał się nie zauważać ich obecności. Dopiero, gdy jego podwładni posłusznie zeskoczyli z wierzchowców, by wykonać rozkaz, zwrócił się do Iriala:

- Jestem kapitan Aethelbert, dowódca straży pana tych włości. Kim jesteście i dokąd was bogowie prowadzą? – głos miał ostry, nie znoszący sprzeciwu. Znać było, że czuje się tu u siebie i nie zamierza dyskutować. – Widzę, że poznaliście się już z naszymi bestyjkami. Co się tu stało?
 
__________________
W każdej kobiecie drzemie wiedźma, trzeba ją tylko w sobie odkryć.

Ostatnio edytowane przez echidna : 04-12-2011 o 17:41.
echidna jest offline  
Stary 09-12-2011, 18:28   #218
 
abishai's Avatar
 
Reputacja: 1 abishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputację
Biegnąca w jego kierunku bestia, była piękna i niebezpieczna w swym uroku. Fascynująca.
To Samuel musiał przyznać. Ich przeciwniczki, były wcieleniem tego wszystkiego co ludzie uwielbiali w groźnych wszak drapieżnikach, jakimi były wilki i wielkie koty.
Gracja, groza i piękno w ciele zmysłowej kobiety. Ideał kuszący do ujarzmienia jej siły.
Śmiercionośny.
Skoczyła. Pchnięcie. Jej pazury zatapiające się w ciele. Ból. Krew.


Utrata równowagi. Ból. Krew ustach, chyba ugryzł się w wargę.Trudność ze złapaniem oddechu. Ból przy każdym wydechu. Żebra pewnie złamane. Ból przeszywający ciało i umysł. Mroczki przed oczami. Jej twarz, wyraz triumfu ustępuje zaskoczeniu i przerażeniu. Pcha mocniej, zimna stal przeszyła jej ciało. Nie dowierza. Łzy na jej obliczu.
Ból rozsadza czaszkę, ale mimo to Samuel uśmiecha się. To koniec?
Dla Lestre tak. Ciało słabnie. Myśli ulegają spowolnieniu. Mrok otula wszystko.
Umiera? Może.
Myśli kołaczą się powoli i bezwładnie.

Ciemność. Bezbrzeżna ciemność. Czy to druga strona?
Szum fal.
Idzie za dźwiękiem.
Szum fal narasta.
On pamięta. Dzieciństwo. Wyprawy nad brzeg morski.
Sztorm szaleje nad morzem. Fale z furią uderzają o skały.


Zna te skały, zna to miejsce. Zatoczka Tańczących Delfinów, niedaleko Iobharu. Miejsce gdzie często przyjeżdżał z rodzicami. Miejsce schadzek zakochanych.
Miejsce, gdzie przybywał samotnie w takie dni. Sztorm szalał, a on podchodził bliżej czując na sobie chłostające strugi deszczu. Lubił czuć na sobie siłę żywiołów.
Burza rozszalała się na dobre.
A on wpatrywał się w to zjawisko poddając się sile sztormu. Jeśli trafił do piekła, to cóż... nie żałował.
Coś wynurzyło się z otchłani morskiej, coś dużego i uzbrojonego w trójząb.


Potężna sylwetka, pół człek, pół morska bestia składająca się z niezliczonych macek. Starzec uzbrojony w trójząb, płonący piekielnym ogniem.
Samuel się uśmiechnął i krzyknął.-Witaj praprapraprapradziadku.
Co prawda nigdy nie spotkał swego przodka, ale tak go sobie wyobrażał... no cóż... tak go sobie wyobrażał od pasa w górę.
Potwór spojrzał na swego “wnuka” i rzekł dudniącym głosem.-Wiesz czemu tu jesteś?
-Bo umarłem?-spytał retorycznie i niepewnym głosem Samuel.
-Bo się boisz. Bo zawsze się bałeś swego dziedzictwa. -odparł Lazarius Lestre.
-Nieprawda.- wzruszył ramionami Samuel.
-Tracisz czas na kuglarskie sztuczki, marnujesz moc na podwiewanie spódnic dziewczynom. A mogłeś osiągnąć znacznie więcej. Poczułeś to prawda? Gdy twój podmuch mroził i zabijał, gdy twój wicher był niepowstrzymaną mocą. Poczułeś, co to jest potęga. Poczułeś zew swych przodków.- ognisty trójząb wskazywał czubkami na pierś kuriera.
-Nie jestem taki jak ty. Magia mnie nie uwiodła.-mruknął Lestre cicho.
-Znów siebie okłamujesz potomku. Nie uciekniesz od swego dziedzictwa.-odparł ironicznym tonem Lazarius.
-Nie jestem tobą.-burknął z irytacją kurier, niczym karcony uczeń.-Nie mam twej potęgi.
- Nie. Nie jesteś mną, ale ja jestem w tobie. Tak jak wszyscy Lestre przed tobą.- ryknął Lazarius i zamachnąwszy się trójzębem uderzył w Samuela krzycząc.-A teraz obudź się. Mój potomek nie ulegnie byle dziewce.
Świat eksplodował.
 
__________________
I don't really care what you're going to do. I'm GM not your nanny.

Ostatnio edytowane przez abishai : 09-12-2011 o 18:34.
abishai jest offline  
Stary 10-12-2011, 19:22   #219
 
Mekow's Avatar
 
Reputacja: 1 Mekow ma wspaniałą reputacjęMekow ma wspaniałą reputacjęMekow ma wspaniałą reputacjęMekow ma wspaniałą reputacjęMekow ma wspaniałą reputacjęMekow ma wspaniałą reputacjęMekow ma wspaniałą reputacjęMekow ma wspaniałą reputacjęMekow ma wspaniałą reputacjęMekow ma wspaniałą reputacjęMekow ma wspaniałą reputację
Ruth padła na ziemię i nieświadoma leżała w powiększającej się kałuży własnej krwi. Przytomność straciła jeszcze zanim upadła...

Zaraz potem stała przy długim blacie, był to zawalony różnymi rzeczami stół kuchenny. Stała spokojnie wpatrując się w zawartość jakiejś miski - żółtobrązową papkę. Widziała obok obrane ziemniaki i dużo obierek. Szybko zorientowała się, że w ręku trzyma jakiś dziwny, wielki widelec.


Była u siebie i robiła placki ziemniaczane. Nie była pewna skąd to wie, ale znała ten dom, czuła się tam jak u siebie... była u siebie.
Na podłodze była woda, ale sięgała jej tylko do kostek więc Ruth się nią nie przejmowała. Wolała robić placki, dla siebie i swojego ukochanego.
-Znowu jesteśśśś ssssama?- syk rozległ się tuż za Ruth. Intonacja obca, ale ton głosu znany. Samuel.
Tyle, że to nie Samuel krył się w mroku za Ruth.


Smok. Bestia o ciele z wody i powietrza unosiła się tuż za nią. Okrążyła powoli Ruth.-Jesteś sama? Jakiiiiim ccccuuudem? Przecieeeeeż nieeee moooożeeeeszsz byyyyć.
Dotknął pazurem brzucha rudowłosej złodziejki.
O dziwo Ruth nie bała się smoka. Traktowała go neutralnie... jakby go znała.
- Nie jestem sama. Mam Kuriera, jest z zawodu samuelem - powiedziała zadowolona. - No a niedługo będzie nas więcej - dodała szybko spoglądając na swój brzuch oraz pazur smoka.
Wody nieco przybyło i sięgała już do kolan, więc Ruth podskoczyła siadając na blacie stołu.
- A chcesz placków ziemniaczanych? Z musztardą i powidłami śliwkowymi? Bardzo dobre - zaproponowała z uśmiechem, jednocześnie wyjmując spod pupy widelec na którym usiadła.
-Ja jeeeeessssstem Ssssssamuelem, tym prawdzzzziiiiwym Ssssaaaaamueleeem. Nieeee maaaa inneeeego.-syczał smok unosząc się nad lustrem wody.-Aaaaaleeee ty tooo wiessszz, praaawda?
- Tak Samuelu. Wiem, że to ty. Zmieniłeś się, choć ja pozostałam taka sama. Wiedzieliśmy, że tak będzie. A ja uważam, że jesteś piękny - powiedziała Ruth.
Rozejrzała się i nie mogła nie zauważyć, że wody wciąż przybywa.
- Ojej, to z ciebie tak cieknie? - spytała, nieco wystraszona.
Smok oplótł się swym ciałem dookoła dziewczyny, jego łuski były wilgotne i ciepłe... jak krew. Tak przynajmniej się Ruth kojarzył ten dotyk.-Ja sssssięęęę nie zzzmieeeeniiiiiłeeem, to caaaałyyyy czas jaaaa. Jaaaa zaaawssssszzzzeee taaaki byłeeem, tylko tyyyy jeesteeeśśśś śśśśśleeepaaa. Dosstrzegaszszsz tylko ciaaało i krew. I nicccc pozaaa tyyyyym. Otooom jaaa, Sssssamuel.
Na kwestię wody nie zwrócił uwagi.
Ruth starała się jak mogła, aby wyłapać ton głosu smoka. Nie była pewna jak odbierać jego słowa... musiała zdać się na to co myślała.
- Ależ Samuelu. Wiem, że to ty. Kocham cię tak bardzo - powiedziała szybko, obejmując smoka rękami i przytulając go do siebie.
-Jesssteśśś peeewna swyyych uczuuuć? A moooożżże to tylkoooo pożżżżąąądanie? Mooooożżżżeeee to tyyylkoo potrzeba byyycia z kiiiimś. Przecieeeż ruuuszszająć na wyprawęęę wiedziaaaałaaaś, żeee prześpiszsz się z chooooć jednym z uczeeeestniiików?- syczał smok dając się jednak obejmować.
- Ależ kochany mój. Zaczęliśmy tylko od fizyczności, ale zobacz co nam się udało zbudować. Mamy już dom nawet. Nasz własny domek... zalany wodą teraz, ale ja zaraz drzwi otworzę i wyleje ją - odpowiedziała Ruth. Istotnie woda zbierała się i zbierała, sprawiając, że pozostawione na podłodze rzeczy zaczęły pływać po całej chacie, a dziewczyna podkuliła nogi aby ich nie moczyć.
-Nic trrrwałeeego. Nic trrrrwałego...woda wzbierrra...wyyypłuczeee iluuuuzjeeee.- syczał smok mocniej oplatając Ruth.
Dziewczyna rozejrzała się dookoła i dostrzegła, że woda przybrała nagle czerwono-brązowy kolor krwi i stała się jakby trochę gęściejsza.
Ruth chciała ruszyć szybko do drzwi i otworzyć je aby wylać całą ciecz na zewnątrz... ale nie mogła sobie przypomnieć, gdzie są owe drzwi. Poza tym, była teraz w objęciach Samuela i nie chciała tego przerywać... Krwi jednak przybywało.
- Samuś, boję się. Uratuj nas - powiedziała cicho. Przytulała się mocno do smoka, gdyż dawało jej to poczucie bezpieczeństwa.
-Nieeee moooogę. To nieeee mój śśśśświat.- syczał smok otulając dziewczynę coraz mocniej i mocniej. Tak, że niemal brakowało jej tchu.
Ruth też nie mogła nic zrobić i czuła się jakby przykleiła się do blatu stołu. Tymczasem poziom krwi w pomieszczeniu podnosił się i podnosił, aż w końcu sięgał już jej do szyi.
Ruth obejmowała tylko smoka-Samuela nie będąc w stanie nic zrobić.
- Kocham cię Samuelu - powiedziała ze łzami w oczach. Chciała, aby usłyszał to zanim oboje umrą.
 
Mekow jest offline  
Stary 11-12-2011, 21:57   #220
Administrator
 
Kerm's Avatar
 
Reputacja: 1 Kerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputację
Nie miał zamiaru ścigać uciekającej potworzycy. Aż takim miłośnikiem polowań na potwory nie był. Poza tym miał na głowie większe kłopoty. Nie dość, że drużyna leżała pokotem, to jeszcze się przyplątał oddział jakiegoś tutejszego panka. A to równie dobrze mogło oznaczać pomoc, jak i kłopoty.
- Mam nadzieję, że one nie są pod ochroną - powiedział, usunąwszy wcześniej magiczną tarczę. Zastanawiał się, czy kapitan Aethelbert jest głupi, ślepy czy też po prostu taki obowiązkowy. - Napadły nas i musieliśmy się bronić. Na szczęście nasza magiczka stanęła na wysokości zadania, nim ją zmogło.
- Daewort. Irial Daeworth
- przedstawił się. - Zaraz odpowiem na wszystkie pana pytania, kapitanie, tylko muszę zobaczyć, czy mogę pomóc coś tej dziewczynie. Gdzie ten bukłak...
Nie czekając na reakcję kapitana skinął na Lamię, by ruszyła wraz z nim w stronę Ruth.
Dziewczyna ruszyła posłusznie nie bardzo rozumiejąc, co jej opiekun chce zrobić.
- No, skarbie, otwórz oczęta - powiedział, unosząc lekko głowę leżącej. - Pij, złotko. Dziesięć sztuk złota to kosztowało, więc musi być skuteczne.
Udając, że poi nieprzytomną wtłoczył w nią tyle energii leczniczej, ile zdołał.

Ruth była ranna. Powiększająca się kałuża jej krwi świadczyła o tym, że jej obrażenia są dość poważne. Sztuczka z wtłoczeniem w nią energii nie przyniosła większego rezultatu, obrażenia były zbyt poważne. Może, gdyby Emerahl się za to zabrała, przyniosłoby to większe skutki. Ale czarownica była w tej chwili niedysponowana. Fakt, że miała mdłości i straciła przytomność świadczył o tym, że musiała porządnie trzepnąć się w głowę.

Na wszystkie demony świata, Irial zaklął w duchu.
- Spróbuj obudzić Em - poprosił Lamię.
- Nie ma pan, kapitanie, medyka w swych szeregach? - Irial zwrócił się do Aethelberta. - Mamy ciężko ranną.
- Niestety, nie ma z nami medyka, panie Daeworth
- odparł oficer dość obojętnie. Bardziej stwierdzając fakt, niż faktycznie żałując. - Ale jestem pewien, że mistrz Seamere udzieli pomocy rannym, gdy tylko dostarczymy ich do dworu.

Podwładni kapitana krążyli po polanie przyglądając się śladom walki. Wreszcie jeden z nich podszedł do dowódcy, zasalutował, po czym zaczął szeptać coś nerwowo. Irial nie był w stanie dosłyszeć słów, ale na twarzy Aethelberta dostrzegł cień zainteresowania zmieszanego ze zdziwieniem. Zakończywszy szeptaną realcję niższy rangą z mężczyzn wrócił do wcześniejszego rozglądania się po polanie.

- Widzę, że całkiem nieźle poradziliście sobie z bestyjkami - kapitan zwrócił się do Iriala. - Cztery trupy. Nie co dzień spotyka się tu takie widoki. Zwykle to one rozciągają czyjeś flaki po lesie.
- Ano spotkaliśmy jednego truposza kawałek dalej
- powiedział Irial, machnąwszy ręką w stronę, skąd przybyli. - No i jeszcze niedawno tutaj leżał trup. Tyle, że jeden i drugi nie miał wywleczonych flaków, a oba bez głowy były. To ich zwyczaj - na moment przeniósł wzrok z kapitana na najbliższą potworzycę - czy też jakaś inna potwora? A my mieliśmy trochę szczęścia, chociaż nie do końca. Wojenni z nas ludzie, można by rzec i dużo podróżujemy. Może nie wszyscy.
- Wszystko zależy od humoru potworzyc
- ni to zaśmiał się, ni stwierdził z powagą wojskowy. - Raz trup bez głowy, innym razem bez wnętrzności, jeszcze innym rozczłonkowany zupełnie. Nic przyjemnego w każdym razie. - Zmierzył Iriala od czubków palców po końcówki włosów na głowie i rzekł - Szczęście bez wątpienia trzeba mieć w podróży. Chyba jednak nie do końca przy was było, skoro rannych ciężko macie.

Lamia tymczasem klęczała przy Emei trzymając dłoń delikatnie na jej czole. Irial czuł, że dziewczyna w jakiś sposób używa magii. Skoncentrowany jednak na rozmowie z dowódcą nie mógł dokładnie powiedzieć, cóż to był za czar. W sumie, nawet gdyby całą uwagę skupił na magii Lamii nie wykluczone było, że nie zdołał by jej rozwikłać. Dziewczyna miała czasem humory, a gdy chciała, potrafiła dobrze maskować swoje poczynania. Choć przez to trudno ją było kontrolować, to jednak było to głównie pozytywne zjawisko. Nie sztuka wszak używać magii choćby i w walce. Sztuka robić to tak, by przeciwnik nie mógł się zorientować.

Poczynania Lamii póki co pozostawały jednak bez widocznego efektu. Z pewnością jej magia działała i to działała sprawnie, widocznie jednak potrzeba było czasu, by doprowadzić wiedźmę do stanu używalności. Póki co Em leżała nieprzytomna.

- Nie wypada rannych pozostawić bez pomocy - rzucił sentencjonalnie Aethelbert. - Obowiązkiem porządnego człowieka jest w takiej sytuacji udzielić gościny. W imieniu grafa Kentigern proponuje zatem gościnę. Rannych trzeba opatrzyć, a i trudy dalszej podróży nie będą im służyć.
- Jeśli zdołamy się jakoś zabrać...
- stwierdził Irial. Prawdę mówiąc wolałby zostać tu, na polance, i poczekać, aż Em odzyska przytomność, ale to by się zdało kapitanowi podejrzane. I nic dziwnego. - W końcu nie przerzucę rannych przez siodło wierzchowca... Jakieś nosze trzeba by zrobić.

Ludzie kapitana potrafili wziąć się solidnie do roboty. W kilkanaście minut gotowe były trzy pary noszy, na które ostrożnie przeniesiono rannych.
Dobierając tak tempo jazdy, by stan rannych się nie pogorszył, ruszyli w kierunku dworu grafa Kentigerna.
 
Kerm jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 07:17.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172