Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 16-11-2011, 18:02   #35
Pinhead
 
Pinhead's Avatar
 
Reputacja: 1 Pinhead ma wspaniałą reputacjęPinhead ma wspaniałą reputacjęPinhead ma wspaniałą reputacjęPinhead ma wspaniałą reputacjęPinhead ma wspaniałą reputacjęPinhead ma wspaniałą reputacjęPinhead ma wspaniałą reputacjęPinhead ma wspaniałą reputacjęPinhead ma wspaniałą reputacjęPinhead ma wspaniałą reputacjęPinhead ma wspaniałą reputację
Lady Kaylyn Orville, sir Stephen the Osprey
- W imię Ojca Syna i Ducha Świętego..bądź pozdrowiony, panie.- powiedziała Kaylyn.
Z chaty wyszedł ubrany w szare płócienne spodnie i długą koszulę, mężczyzna w sędziwym wieku. Podtrzymując się sękatym kosturem pochylił się przed zbliżającymi się gośćmi.
- Niech Chrystus zmartwychwstały wam błogosławi, czcigodni goście. Siadajcie czcigodni goście.
Mężczyzna skłonił się nisko i gestem zaprosił do zajęcia miejsca na powalonym pniu potężnego drzewa, który leżał nieopodal jego chaty. Pełnił on niewątpliwie rolę ławy, gdyż w jego pobliżu urządzone było palenisko.
- Jam jest Paweł, pokorny sługa Pana naszego. Co tam szlachetne osobistości sprowadza w progi mojej pustelni.
Sir Stephen przejął na siebie obowiązek prowadzenia rozmowy. W krótkich żołnierskich słowach, nie wchodząc w szczegóły, opowiedział pustelnikowi co się wydarzyło. Przybliżył pustelnikowi wypadek jakiemu uległ król Arthur, a także wspomniał o tym, że mogły być w to zamieszane jakieś pogańskie praktyki.
Na wieść o wypadku na twarzy pustelnika pojawił się wyraz autentycznego smutku. Wzniósł on głowę ku niebu i szeptał coś. Ani jednak sir Stephen, ani lady Kaylyn nie słyszeli co mówi.
- Miałem sen - powiedział po chwili Paweł - Czułem, że zbliża się nieszczęście. Czarne niczym noc, kruki o złych spojrzeniach, wydłubywały oczy z ludzkich czaszek. Nie przypuszczałem jednak, że sen mój samego króla dotyczył.
Pustelnik oparł głowę na dłoni i przez kilka chwil siedział w milczeniu.
- Doprawdy smutne to wieści przynosisz mości rycerzu. Uwierz mi jednak, że ja nie miałem z tym nic wspólnego. W młodości zanim Pan Wszechmocny mnie nie oświecił czciłem pradawne bóstwa i parałem się magią. Teraz jednak nie mam z tym nic już wspólnego, a codzienną modlitwą, pokutą i postami próbuje zmazać grzechy młodości.
Lady Kaylyn zapewniła Pawła, że nikt go nie podejrzewa i nie obwinia, a celem ich wizyty jest nadzieja, że może uzyskają od niego jakieś wieści na temat kogoś, kto mógłby chcieć zaszkodzić królowi w taki właśnie sposób.
Na te słowa pustelnik jeszcze bardziej posmutniał i rzekł po chwili głosem pełnym bólu i żalu.
- Powiadają święci mężowie, że zgrzeszyć można czynem, słowem, a nawet myślą. Zaniechanie czynu też jednak może być grzechem i ja się tego grzechu dopuściłem. Powinienem ostrzec księcia o tym, co się dzieje. Bałem się jednak, że nikt nie uwierzy starcowi i nie dopuści mnie przed jego oblicze. Modliłem się, by Bóg odsunął nieszczęście i chronił księcia. Nie spodziewałem się jednak, że ktoś odważy się podnieść rękę na samego króla.
- Kilka tygodni temu przybył do mnie młody mężczyzna. Surowa była jego mowa i gdyby nie szlachecki styl wypowiedzi pomyślałbym, że to jakiś barbarzyńca z północy. Pytał mnie o drogę do wioski w głębi boru. Ponoć chciał tam z misją ewangelizacyjną jechać, ale kłamstwo biło z jego mowy. Widać było, że o coś zupełnie innego mu chodzi. Tego człowieka znaleźć, by trzeba. Może to on wszedł w jakiś kontakty z mieszkańcami wioski. Choć wątpię, by chcieli mu pomóc, bo mimo, że to to poganie i dalej pradawne bóstwa czczą, to dobrzy i prawi do ludzie i krzywdy nikomu, by nie zrobili.
To wszystko co mi wiadomo, czcigodni goście w tej sprawie. Boleję bardzo, żem wcześniej księcia nie uprzedził. Teraz jednak za późno, by to rozpamiętywać. Czy mogę wam jeszcze jakoś pomóc? - spytał stary pustelnik.

sir Edward Daligar
Sir Edward przystał na prośbę Pobożnego Erik i ruszył, czym prędzej w kierunku w którym udała się lady Kaylyn i sir Stephen. Pognał konia i zostawiając orszak hrabiego Oswalda za sobą.

sir Gareth Reynar, sir Erik Ebitton Pobożny
Doskonały plan, jaki wysnuł książę Tondbert w przeciągu zaledwie kilkunastu minut został skutecznie ograniczony. Kolejni członkowie świty Tondberta opuszczali grupę. Dziwne zachowanie wasali księcia nie uszło uwadze hrabiego, nie skomentował on tego jednak ani jednym słowem. I tylko szyderczy uśmiech, jaki nie schodził z jego twarzy, świadczył co on o tym myśli.
Sir Gareth i Pobożny Erik oraz lady Marina zgodnie z rozkazem księcia nadal towarzyszyli orszakowi hrabiego.
Złe myśli i przeczucia nie opuszczały ich. A po tym, jak wieść o wypadku króla dotarła do nich, wręcz się nasiliły.
Przypuszczenia i domysły wskazywały tylko i wyłącznie na jedną osobę. Nic jednak nie można było z tym zrobić. By oskarżyć hrabiego trzeba było mieć naprawdę twarde dowody. Nie pozostawało, więc nic innego jak robienie dobrej miny do złej gry.
Orszak jechał wolno w kierunku zamku Edenbrough.

Pogoda nadal dopisywała i stała w jawnej sprzeczności z czarnymi myślami większości drużyny. Orszak powoli posuwał się naprzód. Hrabia z nieskrywaną satysfakcją kontynuował rozmowę z sir Garethem. Rozprawiał o pogodzie, o tym jak cieszy się na zbliżającą się uroczystość i gościnę u księcia Tondberta. Wyraził także nadzieję, że wbrew jego obawą, które w dużej mierze uspokoiła królowa Ginewra, ślub będzie początkiem nowej, pokojowej egzystencji obu wielkich rodów.


W końcu po kilku godzinach drogi, orszak dotarł do bram zamku Edenbrough. Mimo stosunkowo niewielkiej odległości, jaką przebyła grupa wszyscy byli nad wyraz zmęczeni. I choć co prawda o wiele bardziej doskwierała troska i odpowiedzialność za zdrowie hrabiego niż fizyczny wysiłek, to i tak wszyscy z radością przywitali znajomy dziedziniec zamku.

Załoga zamku była już w pełni gotowa na przywitanie znamienitych gości. Paradne stroje strażników i fanfary muzykantów przy wjeździe robiły na wszystkich ogromne wrażenie. Także mina hrabiego pokazywała, że jest on zaskoczony takim przyjęciem.
Książę Tondbert wraz z małżonką oraz synem u boku, ubrani w najprzedniejsze stroje oczekiwali na dziedzińcu.
Ledwo wybrzmiały fanfary na cześć hrabiego i jego córki, głos zabrał książę.
- Witaj czcigodny hrabio Oswaldzie! Rad jestem powitać cię w moich progach. Czynię to z tym większą radością, że okoliczności naszego spotkania są okazją do szczęścia dla wielu. Wierzę, że ślub naszych dzieci położy kres waśnią i sporom, jakie trapiły nasze rody.
- Ja również cię witam wielmożny książę - odparł hrabia - Moje serce także przepełnia, ta sama nadzieja. I wierzę, że nic nie stanie na przeszkodzie szczęściu naszych dzieci.

Po wygłoszeniu powitalnej mowy i hrabia wraz córką i całą świtą zostali odprowadzeni przez służbę do wyznaczonych im komnat.
 
__________________
"Shake hands, we shall never be friends, all’s over"
A. E. Housman
Pinhead jest offline