Lady Kaylyn Orville, sir Stephen the Osprey
- W imię Ojca Syna i Ducha Świętego..bądź pozdrowiony, panie.- powiedziała Kaylyn.
Z chaty wyszedł ubrany w szare płócienne spodnie i długą koszulę, mężczyzna w sędziwym wieku. Podtrzymując się sękatym kosturem pochylił się przed zbliżającymi się gośćmi.
- Niech Chrystus zmartwychwstały wam błogosławi, czcigodni goście. Siadajcie czcigodni goście.
Mężczyzna skłonił się nisko i gestem zaprosił do zajęcia miejsca na powalonym pniu potężnego drzewa, który leżał nieopodal jego chaty. Pełnił on niewątpliwie rolę ławy, gdyż w jego pobliżu urządzone było palenisko.
- Jam jest Paweł, pokorny sługa Pana naszego. Co tam szlachetne osobistości sprowadza w progi mojej pustelni.
Sir Stephen przejął na siebie obowiązek prowadzenia rozmowy. W krótkich żołnierskich słowach, nie wchodząc w szczegóły, opowiedział pustelnikowi co się wydarzyło. Przybliżył pustelnikowi wypadek jakiemu uległ król Arthur, a także wspomniał o tym, że mogły być w to zamieszane jakieś pogańskie praktyki.
Na wieść o wypadku na twarzy pustelnika pojawił się wyraz autentycznego smutku. Wzniósł on głowę ku niebu i szeptał coś. Ani jednak sir Stephen, ani lady Kaylyn nie słyszeli co mówi.
- Miałem sen - powiedział po chwili Paweł - Czułem, że zbliża się nieszczęście. Czarne niczym noc, kruki o złych spojrzeniach, wydłubywały oczy z ludzkich czaszek. Nie przypuszczałem jednak, że sen mój samego króla dotyczył.
Pustelnik oparł głowę na dłoni i przez kilka chwil siedział w milczeniu.
- Doprawdy smutne to wieści przynosisz mości rycerzu. Uwierz mi jednak, że ja nie miałem z tym nic wspólnego. W młodości zanim Pan Wszechmocny mnie nie oświecił czciłem pradawne bóstwa i parałem się magią. Teraz jednak nie mam z tym nic już wspólnego, a codzienną modlitwą, pokutą i postami próbuje zmazać grzechy młodości.
Lady Kaylyn zapewniła Pawła, że nikt go nie podejrzewa i nie obwinia, a celem ich wizyty jest nadzieja, że może uzyskają od niego jakieś wieści na temat kogoś, kto mógłby chcieć zaszkodzić królowi w taki właśnie sposób.
Na te słowa pustelnik jeszcze bardziej posmutniał i rzekł po chwili głosem pełnym bólu i żalu.
- Powiadają święci mężowie, że zgrzeszyć można czynem, słowem, a nawet myślą. Zaniechanie czynu też jednak może być grzechem i ja się tego grzechu dopuściłem. Powinienem ostrzec księcia o tym, co się dzieje. Bałem się jednak, że nikt nie uwierzy starcowi i nie dopuści mnie przed jego oblicze. Modliłem się, by Bóg odsunął nieszczęście i chronił księcia. Nie spodziewałem się jednak, że ktoś odważy się podnieść rękę na samego króla.
- Kilka tygodni temu przybył do mnie młody mężczyzna. Surowa była jego mowa i gdyby nie szlachecki styl wypowiedzi pomyślałbym, że to jakiś barbarzyńca z północy. Pytał mnie o drogę do wioski w głębi boru. Ponoć chciał tam z misją ewangelizacyjną jechać, ale kłamstwo biło z jego mowy. Widać było, że o coś zupełnie innego mu chodzi. Tego człowieka znaleźć, by trzeba. Może to on wszedł w jakiś kontakty z mieszkańcami wioski. Choć wątpię, by chcieli mu pomóc, bo mimo, że to to poganie i dalej pradawne bóstwa czczą, to dobrzy i prawi do ludzie i krzywdy nikomu, by nie zrobili.
To wszystko co mi wiadomo, czcigodni goście w tej sprawie. Boleję bardzo, żem wcześniej księcia nie uprzedził. Teraz jednak za późno, by to rozpamiętywać. Czy mogę wam jeszcze jakoś pomóc? - spytał stary pustelnik.
sir Edward Daligar
Sir Edward przystał na prośbę Pobożnego Erik i ruszył, czym prędzej w kierunku w którym udała się lady Kaylyn i sir Stephen. Pognał konia i zostawiając orszak hrabiego Oswalda za sobą.
sir Gareth Reynar, sir Erik Ebitton Pobożny
Doskonały plan, jaki wysnuł książę Tondbert w przeciągu zaledwie kilkunastu minut został skutecznie ograniczony. Kolejni członkowie świty Tondberta opuszczali grupę. Dziwne zachowanie wasali księcia nie uszło uwadze hrabiego, nie skomentował on tego jednak ani jednym słowem. I tylko szyderczy uśmiech, jaki nie schodził z jego twarzy, świadczył co on o tym myśli.
Sir Gareth i Pobożny Erik oraz lady Marina zgodnie z rozkazem księcia nadal towarzyszyli orszakowi hrabiego.
Złe myśli i przeczucia nie opuszczały ich. A po tym, jak wieść o wypadku króla dotarła do nich, wręcz się nasiliły.
Przypuszczenia i domysły wskazywały tylko i wyłącznie na jedną osobę. Nic jednak nie można było z tym zrobić. By oskarżyć hrabiego trzeba było mieć naprawdę twarde dowody. Nie pozostawało, więc nic innego jak robienie dobrej miny do złej gry.
Orszak jechał wolno w kierunku zamku Edenbrough.
Pogoda nadal dopisywała i stała w jawnej sprzeczności z czarnymi myślami większości drużyny. Orszak powoli posuwał się naprzód. Hrabia z nieskrywaną satysfakcją kontynuował rozmowę z sir Garethem. Rozprawiał o pogodzie, o tym jak cieszy się na zbliżającą się uroczystość i gościnę u księcia Tondberta. Wyraził także nadzieję, że wbrew jego obawą, które w dużej mierze uspokoiła królowa Ginewra, ślub będzie początkiem nowej, pokojowej egzystencji obu wielkich rodów.
W końcu po kilku godzinach drogi, orszak dotarł do bram zamku Edenbrough. Mimo stosunkowo niewielkiej odległości, jaką przebyła grupa wszyscy byli nad wyraz zmęczeni. I choć co prawda o wiele bardziej doskwierała troska i odpowiedzialność za zdrowie hrabiego niż fizyczny wysiłek, to i tak wszyscy z radością przywitali znajomy dziedziniec zamku.
Załoga zamku była już w pełni gotowa na przywitanie znamienitych gości. Paradne stroje strażników i fanfary muzykantów przy wjeździe robiły na wszystkich ogromne wrażenie. Także mina hrabiego pokazywała, że jest on zaskoczony takim przyjęciem.
Książę Tondbert wraz z małżonką oraz synem u boku, ubrani w najprzedniejsze stroje oczekiwali na dziedzińcu.
Ledwo wybrzmiały fanfary na cześć hrabiego i jego córki, głos zabrał książę.
- Witaj czcigodny hrabio Oswaldzie! Rad jestem powitać cię w moich progach. Czynię to z tym większą radością, że okoliczności naszego spotkania są okazją do szczęścia dla wielu. Wierzę, że ślub naszych dzieci położy kres waśnią i sporom, jakie trapiły nasze rody.
- Ja również cię witam wielmożny książę - odparł hrabia - Moje serce także przepełnia, ta sama nadzieja. I wierzę, że nic nie stanie na przeszkodzie szczęściu naszych dzieci.
Po wygłoszeniu powitalnej mowy i hrabia wraz córką i całą świtą zostali odprowadzeni przez służbę do wyznaczonych im komnat.