Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 17-11-2011, 14:34   #27
Ombrose
 
Ombrose's Avatar
 
Reputacja: 1 Ombrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputację
Adela kiwała się na bujanym fotelu w rytm melodii nuconej cicho przez małego blondynka. Wskazówka zegara przesunęła się na dziesiątą.

- No dobrze, teraz prawy drut wkłuj w oczko na lewym drucie jak do przerobienia oczka prawego, narzuć nitkę na drut i...
- A nie odwrotnie, pani Sedlackovo? Nie lewy w prawy...? - Adeli się nie zgadzało.
Staruszka przekrzywiła głowę tępo wpatrując się w egzemplarz czeskiego wydania „Dzianinowej mody Leny”. Sama zwątpiła.


- Wnusiu, kochanie, podaj mi lupę, leży na nakastliku... Kto to w ogóle widział, takimi małymi literami dzisiaj piszą... Do tego trzeba mieć dobre oczy, nie to co moje, o nie - kobieta odłożyła druty z włóczką w kanarkowym kolorze na bok. - Tak, no powiedz mi, cóż mam na to poradzić, skarbie? - bezradnie rozłożyła ręce zwracając się w stronę Adeli. - Starość nie radość, ot co, moje dziecko. Zobaczysz jak to jest, gdy będziesz w moim wieku...
„Trzy lewe, jedno prawe i pętelka, trzy lewe...”, Adela liczyła w głowie. Cieszyła się, że oddając się hobby ze starszą, potrzebującą opieki osobą mogła połączyć przyjemne z pożytecznym.
- Obawiam się, że nigdy nie będzie mi dane dożyć pani wieku...
„... a przynajmniej ponownie”, dodała w myślach.
- Wypluj te słowa, słoneczko. Jesteś śliczna, silna i zdrowa, niech tak dalej będzie i niech Bóg trzyma cię w swej opiece - Adela mimowolnie wzdrygnęła się. Sedleckova pochyliła się nad skomplikowanym schematem. - Tak, tak, zupełnie to przekręciłam, moje dziecko, powinno być odwrotnie.
- Mogę jutro pójść do ksera, powiększą mi to na A3 - Adela mruknęła w stronę staruszki, która w odpowiedzi posłała jej promienny uśmiech. Obie wróciły z powrotem do swoich robótek. - Pomyliłam się, trzeba spruć ten rząd...
Staruszka pokiwała ze zrozumieniem głową, po czym szukając dłonią po omacku, natrafiła na pilot zagubiony w jednej z fałd szpitalnej pościeli i włączyła przenośny telewizorek stojący na przeciwległym stoliku.

Adela odłożyła druty na bok i rozprostowała palce. Była bardzo zadowolona ze swoich robótek ręcznych. Swojego czasu w Paryżu zbiła fortunę na ekskluzywnych bawełnianych swetrach wysokiej jakości, do których nawet przyczepiała własne metki tworząc unikalną, rozpoznawalną markę. Następnie sprzedawała je lokalnej burżuazji za niebagatelne sumy pieniędzy.
Właściwie to nigdy nie była zbyt bogata, ale lubiła tak o tym myśleć.
- Nie, wnusiu, nie ma już bajeczek dla dzieci o tej godzinie w telewizji - wymamrotała staruszka, mimo że dziecko nie wymówiło ani jednego słowa. - Zobaczmy co słychać w kraju i na świecie - włączyła program informacyjny. Na ekranie pojawiła się postać prezenterki o beznamiętnym wyrazie twarzy rzężącej metalicznym głosem. W tle było słychać trzaski związane ze słabą jakością odbioru.
Cytat:
„Dalsze informacje lokalne. Nocny rajd luksusowego mercedesa. W nocy przez ulice Pilzna przejechał kolejny szaleniec.”
Adela rzuciła wzrokiem na telewizor ze znudzeniem, po czym zamarła, widząc na ekranie wrak znajomego samochodu. Widocznie Dunsirn na własnej skórze przekonał się, że wampiryzm nie zwalnia od przestrzegania ograniczeń prędkości.
Cytat:
„Kierowca nie opanował jadącego z olbrzymią prędkością samochodu, uszkodził kilka zaparkowanych samochodów, przystanek autobusowy, aby w końcu zatrzymać się w okolicach Mostu Roosevelta.”
Wampirzyca z wypiekami na twarzy śledziła efekty specjalne komputerowej animacji. To było takie ekscytujące. Naraz w jej oczach stary most stał się o wiele bardziej wartościowym miejscem. Z melancholią spojrzała w kierunku torebki, w której spoczywał przeczytany list od Ventrue z wynikami jego sekcji. Tymczasem speakerka w telewizorze kontynuowała.
Cytat:
„Kierowca zbie...”
Obraz zgasł.
- O, w telewizji cały czas tylko o ludzkiej bidzie. Nie ma co oglądać - staruszka rzuciła z przekąsem odkładając pilot na bok.
Adelą zatrzęsło.
- Oglądałam to. Proszę z powrotem włączyć telewizor.
- To ty nic nie słyszałaś, kochana? Od rana o tym trąbią i w radio, i w telewizji, ot co. Co robiłaś cały dzień? - posłała wymowne spojrzenie znad drutów.
- Spałam.
- Leniuszek - pokręciła głową. - To właściwie wszystko na temat tego zdarzenia. Później jeszcze tylko ta pani dodaje, że kierowcy udało się zbiec z miejsca wypadku i znowu powtarzają wiadomość o tejże karambie w burdelu... - ugryzła się w język. - Wnusiu, zasłoniłeś uszka!?
Blondynek pogrążony we własnym świecie ustawiał w rządku idealnym, jak na dziecięce możliwości, pigułki babci.
- On nas i tak nie słyszy - rzuciła wampirzyca. Babcia westchnęła. - Co się stało?
- Mafia się stała, a jakże, mafia, ot co - zarżała. - Wytłukli się w „Goldenie”. To był taki klub. Nocny klub - posłała porozumiewawcze spojrzenie. - Nawet rzucili takie ujęcie, jak jeden policjant, niech Bóg da im siłę, chodził z workiem i zbierał naboje. A później go wymienili żeby odpoczął, tyle ich było, tych naboi!
Adela uniosła brwi w zdziwieniu.
- Tak, a później taki brunet, jaki przystojny był, oj był, w mundurze był, napomknął coś o zabitych i rannych, rozumiesz? W naszym Pilznie! To wszystko jakieś porachunki mafijne i gangi, tak, gangi. No, i wracając do tematu, na koniec ta prezenterka w beżowym sweterku dodała, że te dwa zdarzenia muszą być powiązane.
- Jakie dwa zdarzenia?
- No, ten karambol w burdelu i wypadek samochodowy. Ja ci powiem, że to na pewno musiał uciekać jakiś mafiozo, przestraszył się strzałów. Strach na ulice wychodzić po zmroku.
- Dla jednych bardziej, dla drugich mniej - rzuciła. Staruszka w milczeniu pokiwała głową, choć nie do końca zrozumiała.

Adela westchnęła. A noc dopiero się zaczęła.

***

Wiatr zawiał w plecy Vilmy. Potknęła się o nierówność w asfalcie i upadła boleśnie w kałużę, lekko mżyło. Prawy bok zapiekł ją silnym bólem, miała nadzieję, że nie zdarła sobie skóry. Nie byłaby w stanie pracować, będąc nadwrażliwa na dotyk, a przynajmniej estetycznie to nie spodobałoby się jej klientom... Przeklęła, oparła się plecami o ceglaną ścianę budynku, drżącym ruchem wyjęła papierosa i zapaliła go, patrząc na obłoki dymu ulatujące powoli do nieba.
 Noc nie była specjalnie gwiaździsta i bez względu na to, jak długo sobie wmawiała, że jest inaczej - cholernie wietrzna. Zbyt mokro i zimno jak na maj, a mokry pomarańczowy golf i czerwona plisowana spódniczka nie dawały ciepła. Nie miała suchych ubrań, przynajmniej nie przy sobie. Potarła dłonie. Cały jej dobytek został w Goldenie, a Golden szlag trafił. Nie było rozsądnie tam wracać teraz, gdy gliniarze kręcą się w pobliżu. Na pewno już dawno znaleźli towar... Zaciągnęła się. Tak, no cóż. Lepiej w ogóle tam nie wracać. Zadrżała na wspomnienie poprzedniej nocy. Strzały, krew... Dzięki Bogu nie jej. Szczęście w nieszczęściu. Co za optymizm.


Nie chciała iść do szpitala, choć zapalenie płuc miała jak w banku. Była na tyle przemoczona, że nie odczuła żadnej różnicy gdy położyła się na asfalcie, równolegle z linią budynku. Zawsze mogła dalej pracować na ulicy. Od teraz dosłownie.

Dawno, na samym początku swojej kariery marzyła, że pewnego dnia przyjdzie wartościowy mężczyzna, który odnajdzie w niej nie tylko spełnienie fizyczne, ale również się w niej zakocha i poda rękę, dzięki której odepchnie się od dna. Później się nauczyła, że wartościowi mężczyźni nie mają w zwyczaju chodzić do burdelów.

Co nie zmienia faktu, że postać stojąca przed nią wyciągała rękę w jej kierunku.

Otaksowała powoli czarne, lekkie kobiece sandałki kierując wzrok w górę od jedwabnych rajstop w odcieniu kopertowego chamois i cienkiej, wręcz letniej, białej sukienki, po narzucony na nią dzianinowy sweter. Vilmie nie dane było poznać ceny importu burgundzkiego Bergere de France w odcieniu cyklamenu.

Jej wzrok spoczął na długich, w świetle latarni białych włosach, niedbale spływających na ramiona. Twarz koloru kości słoniowej zdawała się przybliżać w jej kierunku. Nieznajoma miała najbardziej zrównoważone rysy twarzy, jakie kiedykolwiek Vilma w swoim życiu widziała, była bardzo ładna, albo po prostu zadbana. Zahipnotyzowało ją spojrzenie jej niebieskoszarych oczu oraz delikatny, tajemniczy uśmiech. Niczym anioł z fresku w kościele St. Bartholomew, do którego już dawno przestała chodzić.


- Przyjdź jutro - wykrztusiła. - Dzisiaj nie pracuję.


Zaniosła się suchym kaszlem, gdy poczuła lodowate ręce kobiety na swojej szczęce. Nieznajoma odgarnęła krótkie, rude włosy Vilmy. Przysunęła usta do jej ucha, po czym zaczęła cicho szeptać.

- Echappe - toi si tu peux...
Słowa płynęły lekko i zgrabnie. Vilma ich nie rozumiała, ale chciała, aby kobieta dalej do niej mówiła.
- ...une autre chienne stupide dans le caniveau. - dodała po chwili.
Przesunęła wargami po jej szyi, równocześnie bez zdecydowania wodząc opuszkami palców po skórze.
Vilma coraz bardziej rozluźniała się i zdawała się już nie odczuwać chłodu ani bólu. Niespodziewanie zamarła w nagłym uścisku nieznajomej, po czym w przypływie paniki szarpnęła, próbując się z niego wydostać. Szybko zaprzestała prób, gdy zęby powoli, jeden po drugim, wbiły się w jej kark. "Lubi gryźć, tak?" Zazwyczaj nie dopuszczała do podobnych perwersji, ale euforia, jaką jej to dostarczyło, była tak niebotyczna, tak niesamowita... Nie można było tego porównać do żadnego innego przeżycia jakiego kiedykolwiek doświadczyła, do żadnego orgazmu na tyle pełnego i długiego, by mógł choć odrobinę odpowiadać uczuciu, jakiemu się teraz poddawała.

Jęknęła ze szczęścia, gdy poczuła, jak wargi zaczęły ssać z coraz większą siłą; czuła ból, ale był zupełnie nieistotny, na drugim planie, gdzieś w boku przygnieciony ciężarem niepohamowanej rozkoszy. Vilma, nieświadomie wręcz, zaczęła ocierać się piersiami o dekolt nieznajomej, która poczuła wbijające się w nią stwardniałe sutki. Można byłoby to uznać za pewnego rodzaju komplement. Kobiety w tym zawodzie nie podniecały się szybko. Blondynka odsunęła się od swej ofiary tylko po to, by za chwilę wbić się od strony aorty z podwójną siłą. Zdawało się, że źródło krwi nigdy nie wyschnie i kochała za nie kobietę zwiniętą pod nią. Wspaniałomyślnie zaczęła napierać kolanem na krocze Vilmy. W powietrzu wyczuła przybierający na sile zapach sromu.

"Wystarczy już."

Błyskawicznie się wyprostowała, po czym z całej siły przejechała paznokciami po prawym policzku dziwki. Głowa głucho uderzyłaby o mur, gdyby w ostatniej chwili nie złapała ją za rude włosy.
- No dobrze, kurwa, dość tych przyjemności! - wrzasnęła z pasją. Vilma nie podniosła głowy. Była w szoku. Zaczęła się trząść. - Do ciebie mówię! Słyszysz mnie?!
Z policzka kobiety płynęły krew i łzy, blizny miały już pozostać. Wampirzyca zalizała rany na szyi, po czym poszperała w kieszeni swetra, wyjęła czekoladę, rozpakowała ją i z impetem wepchnęła jej do ust.
- Masz, żryj... - rzuciła ostrym tonem.
Vilma była głodna, ale nie czuła apetytu. Nie mając wyboru, z trudnością połknęła czekoladę lekko podnosząc wzrok w górę, na lekko zaróżowioną twarz blondynki.
- Chodź, mamy wspólne tematy, na które sobie porozmawiamy… - rzuciła zdecydowanym tonem nieznoszącym sprzeciwu. - Jestem Adela - wbiła szpony w ramię Vilmy i pociągnęła ją za sobą. - No rusz się, kurwa.
Po czym obie zniknęły za rogiem ulicy.

***

- Dobrze, popij to wodą - Adela wskazała na podaną witaminę B12. - Po tym poczujesz się lepiej.
Właściwie to nie była tego pewna. Nigdy nie miała okazji dowiedzieć się od swoich ofiar, czy daje to jakieś efekty. Ważne, że zbawiennie wpływało na jej sumienie.
- Czego ode mnie… chcesz? - Vilma wyjąkała. Siedziała na tylnym siedzeniu samochodu otulona kocem z bagażnika.
- Andrej, włączyłeś dyktafon?
Ghoul bez słowa skinął głową. Adela odwróciła się do Vilmy.
- Opowiedz mi o strzelaninie w burdelu.
- W Goldenie?
- Tak, kurwa, w Goldenie - warknęła. - Mam ci pomóc z pamięcią?
Vilma chciała znaleźć się daleko stąd. Nie wiedziała, czy powinna o tym mówić. Niby nikt jej nie zakazał… ale każdy, kto mógł jej zakazać już nie żył i to ją przerażało.
- Mogę zapalić? Będzie mi lepiej gadać…
Już wystarczało, że Mercedes Dunsirna skończył jako popielniczka.
Adela złapała ją za gardło.
- Nie będę się z tobą bawić w nieskończoność… - przytrzymała, po czym puściła ją w końcu. Vilma zupełnie nie stawiała oporu.
Spuściła wzrok.
- Był taki facet. Młody. Właściwie dzieciak. Wyglądał na takiego, co się szybko wzbogacił, lub jego rodzice się szybko wzbogacili i nagle okazało się, że ma w portfelu za dużo pieniędzy...
-…i nie wie co z nimi zrobić. Dużo się takich pałęta po burdelach. On zaczął strzelać?
- No on musiał być pierwszy. Nie wiem, czy ochrona go nie sprawdziła przed wejściem. Równie dobrze mógł znalaźć broń w klubie, lub sam ją wcześniej podłożyć. Naprawdę nie wiem, przystawiał się do mnie i innych dziewczyn, taki jeden z wielu, właściwie nie pamiętam jego twarzy… - utkwiła wzrok w jednym punkcie. - Nic wyjątkowego, naprawdę.
- A później okazał się całkiem wyjątkowy.
Kobieta nagle spojrzała bardzo przytomnie na Adelę.
- Rzeczywiście. Ale to dopiero później. Zamówił kilka drinków u barmanek… Ponad godzinę - tak myślę - później minęłam go w drodze do kibla. Wychodził z męskiego. Pewnie wypił jeszcze jednego i wszedł na piętro. Dalej nie wiem, nie wchodziłam za nim, dzięki Bogu. Nie miałam żadnego powodu by za nim iść, przecież. Wyszłam wtedy z budynku, w porę. Najszczęśliwsza migrena mojego życia - zaniosła się ochrypłym śmiechem.
- Więc skąd wiesz, że to on zaczął strzelać?
Kobieta zastanawiała się przez chwilę.
- Właściwie nie wiem, ale tak słyszałam. Od innych.
- I co zrobiłaś, jak usłyszałaś strzały?
- Na początku nie było słychać strzałów. Grała głośna muzyka i zlewały się z perkusją. Podobno broń była wytłumiona.
- "Inni" ci to powiedzieli? - Adeli coś nie pasowało. "Inni nieżywi" czy "inni ranni" plotkowali z tą dziewczyną...?
- Tak, inni. Inne. Co za różnica. Mówię ci co wiem. W ogóle…
- Tak?
- No nie wiem… - westchnęła. - Panuje taka nieprzyjemna atmosfera, bo użyto pistoletów automatycznych… nazywają się jak te odtwarzacze…
- Jak te odtwarzacze?
- Już mam. MP5. I podobno są nielegalne, a w każdym razie można jedynie je zdobyć tylko nielegalnie, u handlarzy. I wszyscy teraz w biznesie patrzą na siebie krzywo…
- Rozumiem. Znasz jakiegoś handlarza bronią?
- Nie - dodała po chwili. - To zupełnie nie moje klimaty! - wydała się lekko wystraszona. Wampirzycę to lekko zainteresowało. - No i w końcu ochrona wkroczyła do akcji - dziewczyna zmieniła temat. - I wtedy zaczęła się rzeźnia. Naprawdę. Widziałaś może "Świętych z Bostonu"…?
Adela spojrzała krzywo na kobietę.
- Nie mam telewizji.
- To było w kinach. No, i flaki fruwały w powietrzu…
Vilma z każdą minutą stawała się coraz mniej wiarygodnym źródłem informacji.
- Dobra, skończ. Dlaczego w ogóle doszło do strzelaniny? Ktoś kogoś sprowokował?
- No ludzie mówią, że ten facet chciał wykończyć właściciela. Jeśli tak, to udało mu się, gryzie piach. Ale chcesz wiedzieć, co ja myślę?
- A co myślisz?
- Chodziło o takiego faceta - pasera i dealera w jednej osobie. To był bliski wspólnik naszego mafioza nieboszczyka. Walczy o życie w szpitalu, jest w stanie krytycznym. Nie zdziwię się, jak "przypadkiem" ktoś odłączy któryś kabelek.
- Rozumiem... Wiesz może coś więcej na temat tej strzelaniny?
- Cudem się uratowałam, niewielu miało tyle szczęścia co ja. I, kurwa, wierz mi, żeby spowodować takie piekło trzeba być prawdziwym gnojem… Nie mam domu i powinnam być szczęśliwa, że mam taki problem… Że w ogóle jeszcze mam jakieś problemy.
"Ona jest tak pretensjonalna…"
- Dobra, wypierdalaj stąd - Adela otworzyła drzwi na oścież. - Możesz zatrzymać koc.
Wypchnęła ją z auta. Widząc, że dziewczyna utrzymała równowagę i nie upadła, przekręciła kluczyk i wyjechała z miejsca parkingowego.
- Gdzie teraz jedziemy?
Adela uznała, że jeżeli dealer jest w stanie krytycznym, to jest podpięty pod aparaturę na intensywnej terapii i naszprycowany lekami. Raczej nie ma z nim żadnego kontaktu.
- Andrej, wyłącz nagrywanie. Pojedziemy do Lestera, może już wie coś więcej.
- A właśnie. Dzwonił, gdy spałaś. Proszę, spisałem wszystko, co mówił - podał kartkę papieru zgiętą na pół.
Adela zaczęła czytać.
 

Ostatnio edytowane przez Ombrose : 27-11-2011 o 00:49.
Ombrose jest offline