Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 17-11-2011, 20:22   #16
Aschaar
Banned
 
Reputacja: 1 Aschaar wkrótce będzie znanyAschaar wkrótce będzie znanyAschaar wkrótce będzie znanyAschaar wkrótce będzie znanyAschaar wkrótce będzie znanyAschaar wkrótce będzie znanyAschaar wkrótce będzie znanyAschaar wkrótce będzie znanyAschaar wkrótce będzie znanyAschaar wkrótce będzie znanyAschaar wkrótce będzie znany
Post wspólny Graczy

Jack czekał na resztę grupy, schowany za grubym pniem. Spodziewał się, że Grey będzie już zmęczony i narzekał, że samochodem byłoby wygodniej i szybciej (pewnego razu powiedział tak nawet gdy gonili po dachach mafijnego łącznika), ale niektórym też by się przydało parę rundek wokół obozu z moździerzem pod pachą. Murzyn miał rację - kiedy po chwili pojawili się pozostali, Felix był dość wyraźnie zasapany. Przynajmniej narzekanie zostawił dla siebie - pewnie dlatego, że kamaszowi i tak mieliby je w dupie. Gliniarz oparł się o drzewo, aby chwilę odsapnąć. Ralf dotarł jako ostatni, bardziej z rutyny niż faktycznej potrzeby zasygnalizował, że wszystko jest w porządku i wyjął notatnik. Dopisał kilka znaków do widniejącego już ciągu i schował notatki do kieszeni. Przerysowaniu tego kodu na mapę będzie musiał poświęcić chwilę, kiedy już będą mieli więcej czasu. Wyjął lunetę i rozpłaszczył się na ziemi, aby w spokoju przyjrzeć się znalezisku - znaczy pierwszemu obserwowanemu obiektowi architektonicznemu na tej planecie.

- Ruszamy się, chłopaki, nie mamy dziś więcej czasu do stracenia, mamy jeszcze przed sobą kawał drogi - mruknął Jack. Złapał wytęsknione spojrzenie Roberta skierowane ku chatce. - I nie róbcie sobie zbyt dużych nadziei względem tej budki, nie oddaliliśmy się jeszcze za bardzo, a jeśli ktoś postanowi porządnie przeczesać za nami teren, to pewnie tu zapuka do drzwi. Możemy sobie na chwilę przystanąć, żebyście złapali oddech i mogli się zastanowić po cholerę tachacie ze sobą broń, która jest większa od was.
- Kawał drogi dokąd? -
zapytał Ralf ciągle przypatrując się chatce przez lunetę. Równocześnie podarował sobie uwagę o wyposażeniu.
- Kawał drogi skąd.
- Widzę, że resztki zwiadowcy z kolegi wyparowały. Podpowiem - grunt. Przeanalizuj grunt.
- Mamy całą planetę do wyboru, by obmyślać gdzie wystawić nos. Wolałbym, żebyśmy robili to gdzieś, gdzie wszyscy lokalni gliniarze nie są postawieni na nogi, by szukać najeźdźców z kosmosu. W końcu znajdziemy jakąś inną mieścinę, wokół której się będzie można zakręcić i wybadać co i jak, a z odrobiną szczęścia będziemy tam szybciej niż wieści o naszym przylocie.
- Której części zdania “przeanalizuj grunt” nie zrozumiałeś? -
zapytał Sparky wracając do klęku, lustrując okolicę i starając się ustalić czy schodzili w dół, na co wskazywałoby wzrastające nawilżenie gruntu. Przy okazji starał się znaleźć jakieś drzewo nadające się na wspinaczkę. Z wysokości zarysowałby się na pewno lepszy obraz okolicy, w której byli.
- Tej, w której tak boli Cię o to dupa.
- Grunt od kilku kilometrów staje się coraz bardziej wilgotny, w niektórych miejscach staje się nawet grzęzawiskiem. To znaczy, że idąc dalej w tym kierunku możemy wejść na bagna, a nie chcielibyśmy utopić pączusiów. Prawda? To oznacza również, że niezależnie od przygotowania będziemy zostawiać i zostawiamy coraz więcej śladów. Ponadto mamy teraz możliwość zbadania domostwa, co daje nam konkretną antropologiczną wiedzę o tutejszych ludziach... -
Möller podarwał sobie uwagę o tym, że spieprzyć zdążą zawsze; zdobyć informacje - niekoniecznie. Znów czuł się “jak zwykle”, kiedy każdą jedną oczywistość trzeba było tłumaczyć jak krowie na miedzy, a każdą jedną opcję i możliwość podstawiać pod nos, bo “klapki na oczy, hajda i do przodu”.

- Jasny gwint, panie żołnierz, czyś ty poszedł do West Point, czy na Hipisowską Wyższą Szkołę Ekologii i Gender Mainstreaming? - wciął się wyraźnie poirytowany Grey. - Wpadnijmy do środka, zabierzmy to, co się przyda, odpocznijmy trochę. Potem zdecydujemy, czy iść dalej. I niech ktoś może skoczy na drugą stronę, co? Jakby ktoś nas zauważył ze środka, mógłby wybiec tylnymi drzwiczkami i sprowadzić jakichś kumpli.
- Najwyżej ciebie zauważy, ubierz tylko białą czapkę i stań na pieńku, abyś był jeszcze lepiej widoczny... West Point jest, nota bene, średniej klasy uczelnią, ale rozumiem, że dla Ciebie to jakieś “wow”... Nieważne. Jak nie załapałeś, to Twój partner zasugerował ominięcie budynku, Ty sugerujesz wejście. Co na to reszta? Skoro uskuteczniamy demokrację... Przecież nawet partnerzy nie umieją się dogadać.
- Powinieneś był widzieć nasz pościg za gangiem Blutha, tak z pięć lat temu. W którymś momencie wydarł mi kierownicę i o mało nie przejechał parady gejów, bo był przekonany, że na Mission Street będzie mniejszy ruch.
- Tam BYŁ mniejszy ruch -
wtrącił się urażony gliniarz. - Jak tylko się rozbiegli.
- To się zdecydujcie a ja sprawdzę drugą stronę -
Artur ruszył blisko linii drzew zostawiając sprzęt by nie przeszkadzał przy zwiadzie.
- O, widzicie, znalazł się jeden odpowiedzialny obywatel. W każdym razie, wątpię, żeby zaszkodziło nam zatrzymanie się tu na parę godzin.
- Wejdźmy, może dowiemy się czegoś ciekawego -
rzucił Mikael. - To lepszy pomysł niż siedzenie w lesie i gadanie o poziomie West Point albo paradach równości. - Oczywiście nie zamierzał pierwszy się pchać na nieznany teren. Liczył na to, że wojacy zrobią to za niego.

Ralf już chwilę temu zupełnie stracił zainteresowanie parką gliniarzy, skoro musieli się moralnie podbudowywać gejowskimi wspominkami sprzed lat i wrócił do obserwacji linii drzew, a w zasadzie przemykającego pomiędzy krzakami Łysego. Póki się przemieszczał był w miarę dobrze widoczny, ale Sparky wolał go nie tracić z oczu - tak na wszelki wypadek - aby potem nie szukać.


Kiedy McCree był po drugiej stronie polany Ralf przesygnalizował “widzisz coś, jacyś wrogowie?”. Odpowiedź “nic, czysto” nadeszła po krótkiej chwili. Sparky zastanawiał się tylko przez chwilę. Poddawanie pod publiczną debatę pomysłu wejścia do domu w taki, a nie inny sposób, było bezsensowne. Kolejna dyskusja prowadząca z założenia do stroszenia piórek... Lewa ręka Ralfa zaczęła pokazywać kolejne znaki układające się w zdanie:
- Proponuję zająć budynek, ty bierzesz drzwi jako punkt wejścia, a ja sprawdzę okna. - Ralf średnio był zainteresowany tym czy ktoś śledzi jego sygnały; nie starał się ich ukrywać, ale również nie pokazywał specjalnie. Nie zamierzał niepotrzebnie niszczyć budynku i wpadać do wnętrza przez wybijane okno, a raczej kulturalnie wejść drzwiami - najwyżej te traktując nożem jakby - nie daj Boże - były zamknięte na zamek.
- Zrozumiałem - przyszła odpowiedź i Ralf skrzywił się, bo technicznie właśnie przejął dowodzenie. “Go!” - zasygnalizował i odczekał obowiązkowe 3 sekundy zanim przyczajony wybiegł z krzaków. W zasadzie mógłby równie dobrze biec wyprostowany, ale przyzwyczajenie drugą naturą człowieka. Kątem oka dostrzegł Alexa, który jednak musiał zwracać uwagę na jego “gadaninę”. W budynku nic się nie ruszyło, w okolicy również nic nie było widać, ani słychać. Dopadł ściany i dopiero teraz wyciągnął z kabury Berettę, to było aż nadto, a w razie czego - pistolet prościej było schować niż karabin... Spojrzał na Alexa i pokazał “Osłoń ten teren, obserwuj” i dodał w myślach: “Sorry stary, ktoś tym burdelem będzie musiał dowodzić i nie dam ci się przekręcić”. Alex potwierdził, że zrozumiał i zabrał się za osłanianie. Ralf stracił z pola widzenia Artura, ale liczył na to, że ten zaczeka z wejściem do środka na “backup”. Przez jedno z okien zajrzał do wnętrza domostwa. Nic, pusto. Nie tracąc czasu przebiegł za róg budynku, sprawdził strefy - też bardziej z rutyny niż spodziewając się na dachu, czy w lesie przeciwnika i ponownie za kolejny spotykając się z Arturem przy drzwiach, które miały sporej wielkości zamek, a przynajmniej - dziurę na spory klucz. Ralf nie był przyzwyczajony do zakładania czegokolwiek, a w zasadzie pamiętał kilka uroczych wykopań drzwi zamkniętych tylko na klamkę, albo otwierających się na zewnątrz... Nie spodziewając się wiele pociągnął klamkę w dół i drzwi odskoczyły. Pchnął drzwi delikatnie, tak, aby je zatrzymać kiedy tylko wydadzą z siebie jakieś głośniejsze skrzypnięcie. Drzwi otwarły się jednak na oścież ukazując pusty przedpokój.

- Każde pomieszczenie na trzy - pokazał Ralf i rozejrzał się po pomieszczeniu, oceniając wnętrze budynku. Podkradli się z Arturem pod pierwsze drzwi i Ralf ponownie spróbował “numeru z klamką”... Dość szybko okazało się, że budynek wewnątrz nie jest pozamykany. I był pusty. Kilka pomieszczeń na parterze, niewysokie poddasze, raczej tylko kryjące konstrukcję dachu. W budynku nie było zejścia do piwnicy. Na zewnątrz Ralf też go nie zauważył. Brak piwnicy był jednak zrozumiały na podmokłym gruncie.
 

Ostatnio edytowane przez Aschaar : 18-11-2011 o 17:49.
Aschaar jest offline