Wątek: Tysiąc Tronów
Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 18-11-2011, 20:22   #373
xeper
 
xeper's Avatar
 
Reputacja: 1 xeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputację
Jost sam nie wierzył, że udało mu się pokonać przeciwnika. Tamtem chyba musiał mieć wojskową przeszłość, bo machał mieczem z wprawą i znał kilka sztuczek, których jednak dokerowi udało się uniknąć. Jak trafił tamtego w twarz, nie wiedział. Najwidoczniej Sigmarowi nie spodobało się to, że odgrywa go spiskowiec i udzielił swego błogosławieństwa Jostowi, który mimo iż w kostiumie pokracznego orka, to miał dobre intencje.

Widowni nie spodobało się to, co stało się na scenie. Przecież nie do pomyślenia było, żeby jakiś cuchnący ork ubił samego Młotodzierżcę. Jost oczami wyobraźni już widział wdzierających się na scenę widzów, którzy rozszarpują go na krwawe strzępy, w przypływie fanatycznej furii. Ale stało się zupełnie coś innego...

Jeszcze jedna postać wkroczyła na scenę. I tak cały scenariusz sztuki Wilhelma przestał być aktualny, ale owa postać okazała się nie być aktorem. Owinięty w czarny płaszcz osobnik poruszał się bezszelestnie i sprawiał wrażenie, że płynie tuż nad deskami. Jost przełknął ślinę. Wyczuł, że coś jest nie tak. Miał dziwne wrażenie, że z podobnymi istotami już spotkał się w przeszłości i owe spotkania raczej do przyjemnych nie należały. Gdy osobnik zrzucił okrywającą go opończę, odczucia Josta potwierdziły się. Przed nimi w całej swojej upiornej okazałości objawił się wampir. Wybuchła panika i Jost nie wiedział dlaczego i on jej nie uległ. Może trzymała go na miejscu wiara w Sigmara, a może już zgłupiał do reszty. Nie było czasu rozpatrywać tego stanu rzeczy.

Ktoś zaczął strzelać do wampira, który niesamowicie szybko, w ruchu, który umykał oku skoczył ku Dziecku. Spiskowcy zakończyli konspirację. Nagle pośród aktorów pojawiło się kilku mężczyzn z obnażonymi mieczami. Jost, z zakrwawionym mieczem w dłoni, nagle znalazł się naprzeciwko dwójki z nich. Szybki rzut oka na przeciwną stronę sceny ukazał kolejnych dwóch zmierzających ku krasnoludowi. Trzeba było działać.

- Degnar! Bijemy! – krzyknął Jost i ruszył ku Heroldom. Miecz w jego dłoni zataczał szerokie łuki, nie pozwalając się tamtym zbliżyć. Jeden z nich, z przyczepioną sznurkiem brodą, sparował jedno z cięć. Drugi nie wykorzystał okazji. Naprzeciw siebie Jost nie miał zawodowych morderców, którzy działając w duecie potrafili zabić w ułamku sekundy, wykorzystując każdy błąd przeciwnika, ale dwóch przypadkowych heretyków. Odskoczył, tak aby obaj znaleźli się po jego lewej stronie. Pochylił się do przodu i podniósł z ziemi porzuconą przez któregoś z aktorów opończę. Owinął ją sobie wokół lewej ręki, tak aby zwisała luźno i mogła służyć za środek obrony przed ciosami. Nie widział co dzieje się na scenie i na widowni, skoncentrował się na swoich przeciwnikach, którzy sprawiali wrażenie, że najchętniej by go zignorowali i pognali w kierunku Karla. Jost postanowił zejść im z drogi i zaatakować z boku. Ciął bliższego z przeciwników nisko w nogi, równocześnie machając płachtą materiału, aby nieco go zdekoncentrować.

29, 68
 
xeper jest offline