Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - Warhammer > Archiwum sesji z działu Warhammer
Zarejestruj się Użytkownicy

Archiwum sesji z działu Warhammer Wszystkie zakończone bądź zamknięte sesje w systemie Warhammer (wraz z komentarzami)


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 15-11-2011, 12:42   #371
 
Tadeus's Avatar
 
Reputacja: 1 Tadeus ma wspaniałą reputacjęTadeus ma wspaniałą reputacjęTadeus ma wspaniałą reputacjęTadeus ma wspaniałą reputacjęTadeus ma wspaniałą reputacjęTadeus ma wspaniałą reputacjęTadeus ma wspaniałą reputacjęTadeus ma wspaniałą reputacjęTadeus ma wspaniałą reputacjęTadeus ma wspaniałą reputacjęTadeus ma wspaniałą reputację
- Lej go! Bij chama! Aj! Co za cios! Właśnie tak! Po łbie, po łbie! - darł się zza sceny - Ajajaj, to musiało boleć! Dobrze, dobrze! Nacieraj! Grimgur! Grimgur!
Przyznać musiał, że pojedynkujący się z zamachowcem Jost zapewniał wspaniałą rozrywkę. To nie był już ten śmierdzący śledziem, wychudzony człeczyna, którego poznał w Marienburgu. Aż miło było pomyśleć, że tak zacny, choć człeczy, wojownik walczył u jego boku.
- W jajca, w jajca! - wrzasnął, widząc, że fałszywy Sigmar przez moment zaczynał niepokojąco dominować walkę.
Od tej świetnej zabawy prawie zapomniałby o toczących się równocześnie na zapleczu zdarzeniach. Popatrzył w górę na wskazany przez Soe dach sceny, potem na siebie, potem na nią, potem znowu na swoje obfite, baryłkowate ciało.
- Jak to co robimy? Chodź, podsadzę cię - wyszczerzył szerokie zębiska. Przecież nie myślała chyba, że to on będzie wdrapywać się na delikatnie wyglądający dach, by strącić zamachowca?
 
Tadeus jest offline  
Stary 17-11-2011, 20:07   #372
 
Sekal's Avatar
 
Reputacja: 1 Sekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputację
Miecze szczęknęły tak głośno, że pozostali aktorzy aż na chwilę odwrócili głowy, zaskoczeni tą nieprzewidzianą atrakcją przedstawienia. Nikt przecież wcześniej nie mówił, że walczyć tu będą na miecze a nie drewniane rekwizyty. I jeszcze ostrze w rękach Sigmara nie było czymś bardzo dziwnym, bowiem młota jeszcze nie otrzymał, to ork walczący mieczem do tych dziwniejszych widoków już się zaliczał. Inna sprawa, że zdecydowana większość ludzi na widowni w życiu orka nie widziała i choć pewnie kojarzyli zielony kolor, to niewiele więcej.
Jost nie miał czasu na zastanawianie się nad tym wszystkim. Jego przeciwnik walczył wyjątkowo poważnie i już po chwili były doker musiał robić wszystko, aby utrzymać się przy życiu. Jeszcze kilka miesięcy temu błyskawicznie uległby przeciwnikowi, który mistrzem miecza to nie był, ale zdecydowanie umiał posługiwać się bronią. Teraz jednak blondyn także nie był tylko koślawym tragarzem. Ostrza błyskały w światłach pochodni, a tłum wręcz wiwatował, gdy Sigmarowi udał się jakiś wypad i buczał przerażająco, gdy to Grimgut przeważał.

Soe tymczasem, wspomagana przez Degnara, wdrapała się na szczyt całej budowli będącej sceną. Było tu znacznie ciemniej niż na dole, ale jej wzrok szybko wychwycił kilka postaci, płasko ułożonych na dachu. Każdy z nich trzymał w jednej dłoni łuk, a w drugiej strzałę. Czekali na coś...
...gdy nagle wszystko eksplodowało hałasem.
Sigmar, a dokładniej spiskowiec grający Sigmara, zachwiał się, a jego twarz zalała się krwią. Cios wyprowadzony przez Josta przeszedł przez całą jego facjatę, rozpoławiając maskę, nos i sporo innych rzeczy. Udający orczego wodza mężczyzna nawet nie miał szans zamienić cięcia na uderzenie płazem, cios pozbawił jego przeciwnika. Wśród widowni wybuchła wrzawa, gdy założyciel Imperium padł najpierw na kolana, a potem, już martwy, na deski sceny.

Udawana bitwa zamarła.
A chwilę potem zaczęła się ta prawdziwa.

Pierwszym, najważniejszym, głównym i najbardziej przerażającym jej elementem okazała się postać, która wskoczyła na scenę. Gdy spadł okrywający ją płaszcz, wrzask oburzenia zamienił się we wrzask paniki, która natychmiast ogarnęła całą publiczność. Nie był to bowiem człowiek, a coś całkowicie przerażającego. Bezwłosa istota z podłużną, białą twarzą, obnażająca długie na ponad pięć centymetrów kły. Jego przeraźliwie chude, długie ramiona, zaopatrzone były w połyskujące pazury, a czerwone oczy płonęły szaleństwem i nienawiścią. Większość aktorów zatoczyła się i runęła w tył, wrzeszcząc w panice tak jak pozostali. Jost z trudem opanował panikę, a szczęka Degnara opadła. Ludzie przewracali krzesła i wpadali na siebie, Koller coś krzyczał, a kilku gwardzistów już pojawiło się, aby chronić Karla.
Wampir skoczył do ataku, prosto na Dziecko, najpierw rozpłatając szyję pierwszego ze stojących przed nim ludzi. Oni wiedzieli, że to nie był prawdziwy Karl. Tłum podświadomie chyba także, bowiem wyraźnie kierował się ku ucieczce a nie obronie Sigmara Odrodzonego. Podobnie zresztą jak nieuzbrojony Helmut, próbujący odciągnąć przerażonego chłopaka jak najdalej do tyłu.
Wtedy zdarzyło się coś jeszcze. Soe nie do końca zdawała sobie sprawę z tego, co dzieje się na dole, ale postaci na dachu uniosły się nagle na kolana i jak jedność, zaczęli wypuszczać strzały, prosto, jak się wydawało, w miejsce, w którym siedział fałszywy Karl. Było ich siedmiu, a ich smukłe sylwetki jednocześnie przypominały jak i nie przypominały ludzi.
Degnar także poczuł, że spiskowanie się skończyło. Jakiś sztylet wbił się od tyłu w jego plecy, przebijając sztuczną zbroję i prawdziwą kolczugę, ale nie wchodząc za głęboko w ciało. Jeszcze inny spiskowiec obnażał już miecz, a dwóch, znajdujących się dalej, sięgało po noże. Wydawali się zdezorientowani, ale jednocześnie całkowicie zdeterminowani do walki. Przebijali się na scenę, dwóch nieświadomych niczego aktorów padło już pod ich ciosami, gdy próbowali uciekać jak najdalej na zaplecze.
Wilhelm coś krzyczał, ale zupełnie nikt go nie słuchał. Ani nie słyszał. W końcu dopadł go kolejny z Heroldów.
Wszystko w tym samym czasie.
Chaos ogarnął wszystko wokół.
Kilka strzał sterczało już z pleców wampira, który zdawał się na nie nie zważać, walcząc wściekle i z każdą chwilą bardziej przebijając się ku Karlowi. Strzelcy z dachu nie ustępowali, nie dbając o to, że czasami trafiają także ludzi. Nadbiegał kolejny z patroli, wcześniej pilnujący porządku za sceną.
Tłum utknął w ciasnym przejściu, teraz kotłując się i tratując.
Jost znów musiał się bronić przez mężczyzną z mieczem i w tucznej brodzie jakiegoś krasnoluda. Heroldów było teraz łatwo wychwycić. Osiem postaci z bronią, kierujących się w zupełnie innym kierunku do reszty.
 
Sekal jest offline  
Stary 18-11-2011, 20:22   #373
 
xeper's Avatar
 
Reputacja: 1 xeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputację
Jost sam nie wierzył, że udało mu się pokonać przeciwnika. Tamtem chyba musiał mieć wojskową przeszłość, bo machał mieczem z wprawą i znał kilka sztuczek, których jednak dokerowi udało się uniknąć. Jak trafił tamtego w twarz, nie wiedział. Najwidoczniej Sigmarowi nie spodobało się to, że odgrywa go spiskowiec i udzielił swego błogosławieństwa Jostowi, który mimo iż w kostiumie pokracznego orka, to miał dobre intencje.

Widowni nie spodobało się to, co stało się na scenie. Przecież nie do pomyślenia było, żeby jakiś cuchnący ork ubił samego Młotodzierżcę. Jost oczami wyobraźni już widział wdzierających się na scenę widzów, którzy rozszarpują go na krwawe strzępy, w przypływie fanatycznej furii. Ale stało się zupełnie coś innego...

Jeszcze jedna postać wkroczyła na scenę. I tak cały scenariusz sztuki Wilhelma przestał być aktualny, ale owa postać okazała się nie być aktorem. Owinięty w czarny płaszcz osobnik poruszał się bezszelestnie i sprawiał wrażenie, że płynie tuż nad deskami. Jost przełknął ślinę. Wyczuł, że coś jest nie tak. Miał dziwne wrażenie, że z podobnymi istotami już spotkał się w przeszłości i owe spotkania raczej do przyjemnych nie należały. Gdy osobnik zrzucił okrywającą go opończę, odczucia Josta potwierdziły się. Przed nimi w całej swojej upiornej okazałości objawił się wampir. Wybuchła panika i Jost nie wiedział dlaczego i on jej nie uległ. Może trzymała go na miejscu wiara w Sigmara, a może już zgłupiał do reszty. Nie było czasu rozpatrywać tego stanu rzeczy.

Ktoś zaczął strzelać do wampira, który niesamowicie szybko, w ruchu, który umykał oku skoczył ku Dziecku. Spiskowcy zakończyli konspirację. Nagle pośród aktorów pojawiło się kilku mężczyzn z obnażonymi mieczami. Jost, z zakrwawionym mieczem w dłoni, nagle znalazł się naprzeciwko dwójki z nich. Szybki rzut oka na przeciwną stronę sceny ukazał kolejnych dwóch zmierzających ku krasnoludowi. Trzeba było działać.

- Degnar! Bijemy! – krzyknął Jost i ruszył ku Heroldom. Miecz w jego dłoni zataczał szerokie łuki, nie pozwalając się tamtym zbliżyć. Jeden z nich, z przyczepioną sznurkiem brodą, sparował jedno z cięć. Drugi nie wykorzystał okazji. Naprzeciw siebie Jost nie miał zawodowych morderców, którzy działając w duecie potrafili zabić w ułamku sekundy, wykorzystując każdy błąd przeciwnika, ale dwóch przypadkowych heretyków. Odskoczył, tak aby obaj znaleźli się po jego lewej stronie. Pochylił się do przodu i podniósł z ziemi porzuconą przez któregoś z aktorów opończę. Owinął ją sobie wokół lewej ręki, tak aby zwisała luźno i mogła służyć za środek obrony przed ciosami. Nie widział co dzieje się na scenie i na widowni, skoncentrował się na swoich przeciwnikach, którzy sprawiali wrażenie, że najchętniej by go zignorowali i pognali w kierunku Karla. Jost postanowił zejść im z drogi i zaatakować z boku. Ciął bliższego z przeciwników nisko w nogi, równocześnie machając płachtą materiału, aby nieco go zdekoncentrować.

29, 68
 
xeper jest offline  
Stary 19-11-2011, 19:01   #374
 
Tadeus's Avatar
 
Reputacja: 1 Tadeus ma wspaniałą reputacjęTadeus ma wspaniałą reputacjęTadeus ma wspaniałą reputacjęTadeus ma wspaniałą reputacjęTadeus ma wspaniałą reputacjęTadeus ma wspaniałą reputacjęTadeus ma wspaniałą reputacjęTadeus ma wspaniałą reputacjęTadeus ma wspaniałą reputacjęTadeus ma wspaniałą reputacjęTadeus ma wspaniałą reputację
- Ajjjiiii! - zawył ugodzony znienacka szpikulcem. - Osz ty podstępny, w rzyć chędożony zdrajco!!!
Chwycił za przygotowaną do następnych aktów atrapę Ghal-Maraza i począł nią dziko okładać zamachowca, który go zranił. Gdy rekwizyt rozpadł się już na człeczej głowie na drzazgi, szarpnął za stojące w pobliżu krzesło i nim sukcesywnie kontynuował dzieło zniszczenia. Jego złość była tym większa, że zdawał sobie sprawę, że to z powodu tych pomyleńców nie dane mu było odegrać roli jego życia. Z amoku otrząsnął się akurat w porę, gdy do niego i zbitej kupki mięsa, którą okładał, dobiegł następny łotr z mieczem. Khazad ryknął dziko, odganiając go okrwawionym, poszczerbionym meblem, wiedział jednak, że jego improwizowany oręż nie starczy do pojedynku z miecznikiem.

Rzucił się za pobliskie elementy scenografii, mające zapewne w zamyśle twórcy symbolizować jakieś orcze zabudowania. Miecz jego przeciwnika z trzaskiem przebił krzywo zbite deski sztucznej chaty, mijając jego obfity kołdun zaledwie o cale. Krasnolud syknął oburzony taką bezczelnością, odskakując niezręcznie na bok. Sytuacja stawała się coraz bardziej desperacka. Gdzie była ta cała Soe? Czemu nie było jej tutaj, by ich wesprzeć? - pomyślał oburzony, dopiero po chwili przypominając sobie, że przecież sam wysłał ją na górę. Siarczyście zaklął pod nosem, parując wymierzony w niego cios jakimś pokracznym orczym totemem, który zwisał z pobliskiej powały. Rekwizyt, jak można było się spodziewać, pod wpływem uderzenia momentalnie rozpadł się na tysiące części, a ostrze poraniło dłonie zaskoczonego khazada.
- Przeklęty człeczy chłam! - syknął, wpadając w tłum uciekających aktorów. - Uwaga! Z drogi! A! Au! Uwaga na łokcie! Ugh... - w końcu przepchnął się na drugą stronę, posiniaczony, poobijany i ze srogo podeptanymi stopami. Ale opłacało się, dotarł tam gdzie chciał.

Chwilę później, niemiłosiernie zasapany, znalazł się na szczycie zalegającego przy scenie stosu skrzyń, w których wcześniej mieściła się sztuczna sceneria. Spojrzał na lekko przekrzywioną linę przeciągniętą pod dachem, przełknął ślinę, przekładając przez nią swoją starą koszulę...

- Kuuuuuurwaaaaaa!!! - zawył przerażony, zjeżdżając z szaleńczą prędkością, prosto w stronę środka sceny, gdzie stał przedzierający się do malca wampir. Trzeba było już tylko dobrze wycelować i zeskoczyć w odpowiednim momencie... Gorzej, że dopiero na tym etapie realizacji planu przypomniał sobie, że nie za bardzo miał czym dziabnąć nieumarłego brzydala, gdy już na niego spadnie...

Rzuty: 09, 99
 

Ostatnio edytowane przez Tadeus : 19-11-2011 o 19:17.
Tadeus jest offline  
Stary 20-11-2011, 17:39   #375
 
Lady's Avatar
 
Reputacja: 1 Lady ma wspaniałą reputacjęLady ma wspaniałą reputacjęLady ma wspaniałą reputacjęLady ma wspaniałą reputacjęLady ma wspaniałą reputacjęLady ma wspaniałą reputacjęLady ma wspaniałą reputacjęLady ma wspaniałą reputacjęLady ma wspaniałą reputacjęLady ma wspaniałą reputacjęLady ma wspaniałą reputację
Przecież wcale a wcale nie chciała wchodzić na ten głupi dach! Zła na siebie, że dała się unieść krasnoludowi oraz na samego krasnoluda, który to zrobił bez pytania, zamarła nagle bez ruchu, wpatrując się w postaci po drugiej stronie prowizorycznej ochrony przed deszczem. Szybko przypadła do belek podtrzymujących scenę i przełknęła głośno ślinę.
Kolejni spiskowcy!
Starając się nie wydać żadnego dźwięku, podkradła się bliżej nich, zaczynając kojarzyć fakty i dostrzegać szczegóły. Byli szczupli, wysocy, każdy z nich miał łuk i płaszcz. Byli dodatkowo na dachu, przez chwilę dostrzegła też cień profilu jednej z twarzy. Elfy! Musiały podążać za Krucjatą od Drakwaldu, czekając na swoją okazję. Ale jak się dowiedziały o tym wszystkim, kto im pomagał? Czy należeli do tej samej grupy spiskowców. Tyle pytań!

Zanim ktokolwiek zdążył na nie odpowiedzieć, na dole zaczął się istny chaos, a okrzyki tłumu wybuchły najpierw w oburzeniu, a potem absolutnej panice. I ci łucznicy, nagle zaczęli szyć z łuków. Jeśli strzelali do fałszywego Karla to i tak już nic nie mogła zrobić, zmawiając tylko krótką modlitwę za to biedne dziecko. Tego zagrożenia zupełnie się nie spodziewali, a Soe nie była na tyle głupia, by rzucać się teraz na te elfy. Zaklęła tylko, nie wiedząc co działo się na dole. Co się stało z Jostem?
Nagle wyrwała się z odrętwienia, podjąwszy decyzję. Ześlizgnęła się zwinnie z dachu i szybko wyciągnęła swój krótki miecz spod ubrania. Uciekający tłum aktorów porwał ją na chwilę, ale szybko przecisnęła się przez tę tłuszczę. Degnara nigdzie nie było widać, ale odsłonięte kurtyny wyraźnie pokazywały walkę Josta i trochę mniej wyraźnie - bój toczony przed sceną. Wydawało się jej, że widzi tam jakąś okropną postać, ale postanowiła wyrzucić ją natychmiast ze swojego umysłu.

Szybko przesunęła oczami po całym zapleczu i scenie. Wszędzie były trupy, ale to nie one najbardziej rzucały się w oczy, a uzbrojeni mężczyźni, przesuwający się nieubłaganie w stronę walki przed sceną. A także ku Jostowi, na co dziewczyna za nic w świecie nie miała zamiaru im pozwolić. Gdyby był tu Karl, rzuciłaby się go ratować bez chwili wahania, ale teraz nie czuła zbyt wiele, wiedząc, że Helmut na pewno wywiązał się ze swojego zadania. Zamiast tego podbiegła więc do najbliższego Herolda i zatopiła miecz w jego plecach. Te zadufane w sobie bubki nawet się nie spodziewały, że ktoś może zaatakować ich od tyłu.
Nie marnując nawet chwili, skierowała się ku blondwłosemu mężczyźnie, teraz broniącemu się przed zbyt dużą ilością przeciwników. Jej sztylet błysnął, koziołkując w powietrzu, a złodziejka natarła, starając się jak najlepiej wykorzystać swoją przewagę.


Rzuty: 84, 04
 
Lady jest offline  
Stary 21-11-2011, 23:14   #376
 
Sekal's Avatar
 
Reputacja: 1 Sekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputację
Chaos szybko stał się niemożliwy do ogarnięcia, nawet zmysłami. Wrzeszczący krasnolud uwiesił się liny i zaczął na niej zjeżdżać. Mniej więcej w połowie urwała się, a ciężki Degnar poleciał w dół na złamanie karku, przebijając deski sceny i lądując z hukiem na ziemi, wśród szczątków, drzazg i obolały tak, że próbując się poruszyć, zdołał początkowo wydobyć z siebie tylko jęk. W chwili, gdy on próbował się wygramolić na górę, wszyscy inni walczyli o życie.
Soe i Jost wymieniali ciosy z kilkoma Heroldami, ale mimo zaskoczenia i zabicia dwóch z nich przez złodziejkę, wciąż dwóch kolejnych wystarczało, aby zająć całkowicie ich umysły i ciała. Nie byli w stanie pomóc Karlowi, a może wcale nie do końca tego chcieli? Wystarczyła informacja, że chłopiec jest podmieniony, aby teraz niewielu chciało go ratować. Wampir dopiął swego, być może dopięli swego także łucznicy. Pośród ciał kilku gwardzistów, leżały także zmasakrowane zwłoki przebranego dzieciaka.
Nieludzki ryk zwycięstwa rozległ się przed sceną, zagłuszając na chwilę wszystko inne.
A potem nagle wszystko się niemal skończyło. Łucznicy przestali strzelać, teraz zeskakując z dachu i podążając wyznaczoną wcześniej drogą ucieczki. Wampir także wymknął i rozwiał w powietrzu, wyraźnie korzystając z jakichś paskudnych sztuczek. Również Heroldowie rzucili się do ucieczki, kierując się na zaplecze. Jednego jeszcze dostał Jost, ale sytuacja ich sytuacja także nie była zbyt dobra.

Przed sceną leżały ciała, a wielu rannych dopełniało tego dzieła. Gwardia Karla została zdziesiątkowana, ale teraz ku scenie kierowali się żołnierze Eisenbacha. Tłum powoli wylewał się z placu, ale wszystkich uciekających spod sceny zatrzymywano, otrzymawszy najwyraźniej odpowiednie polecenia. Degnar wreszcie wygrzebał się spod sceny, obolały. Czuł, że jeśli nawet nic sobie nie złamał, to jest poobijany jak chyba jeszcze nigdy a każdy ruch był wybuchem paskudnego bólu. Soe zarobiła tylko dwa niewielkie nacięcia, Jost oberwał w lewe ramię i biodro, ale także nie było to nic bardzo poważnego.
Nie zmieniało to tylko faktu, że bitwę przegrali.
Po napastnikach, prócz ciał kilku Heroldów, pozostał tylko płaszcz wampira, oraz wystająca z niego książka, a raczej dziennik, oprawiany w skórę. Tamten był najwyraźniej zbyt pochłonięty, aby po to wrócić.
Teraz mieli ostatnią szansę na decyzję na ucieczkę na zaplecze, a potem jeszcze dalej, zanim sprawa nie przycichnie. Albo zwyczajnie poddać się przesłuchaniu. I choć nie widzieli wśród ciał Helmuta, to zmasakrowany Klaus musiał paść jako jeden z pierwszych. Ilość niewygodnych pytań, na ktore musieliby odpowiadać, była bardzo długa.
 
Sekal jest offline  
Stary 24-11-2011, 11:53   #377
 
xeper's Avatar
 
Reputacja: 1 xeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputację
Coś z hukiem rąbnęło w scenę. Siła uderzenia była tak duża, że zatrzęsły się aż deski. Krzyk jaki towarzyszył hukowi, wskazywał, że przyczyną jest nie kto inny jak Degnar. Jednak Jost nie miał czasu ani okazji zobaczyć co tak naprawdę przydarzyło się piernikowatemu khazadowi. Był zajęty odpieraniem ataków nacierających na niego spiskowców. Pomoc Soe była nieoceniona. To chyba tylko dzięki niej jeszcze żył. Napastników było dwóch, o dwóch za dużo. Doker czuł, że za chwilę stanie się coś bardzo niedobrego. Czekał w napięciu na ten moment. Strzały nadal leciały z dachu, a od strony widowni słychać było krzyki spanikowanych ludzi. Znak, że ohydna istota nocy wciąż naciera, starając się dostać do chronionego ze wszystkich sił chłopca.

Wrzask, upiorny krzyk tryumfu rozległ się chwilę potem i wszyscy zamarli, tak jak stali. Jost wiedział, wszyscy wiedzieli co się stało. Wampir dopiął swego i zabił dziecko. Ale tylko nieliczni mieli świadomość tego, że właśnie umarł niczemu winny, bezimienny chłopiec, a nie Sigmar Odrodzony – Boski Karl. Heroldowie rzucili się do ucieczki, w kilku susach dopadając tyłu sceny i niknąc między rozstawionymi za nią namiotami. Podobnie było z elfami. One też, niczym duchy, bezszelestnie opuściły pole walki. Wampir zniknął. Jost patrzył zdezorientowany w miejsce, w którym przed chwilą stała upiorna postać. Leżał tam tylko czarny płaszcz, z kieszeni którego wystawała książka. Doker wiedziony doświadczeniem zdobytym w czasie ostatnich miesięcy szybko podbiegł i podniósł oprawny w skórę dziennik. Książki były cennym źródłem wskazówek i tak z pewnością było i tym razem. Machnął książką do Soe i szybkim krokiem skierował się w jej stronę. Wszyscy uciekali, a Jost nie miał wątpliwości, że w sytuacji, w jakiej się obecnie znaleźli, lepiej będzie zniknąć. Eisenbach nie był wtajemniczony w całą sprawę, a jego ludzie, którzy właśnie zaczynali pościg, nie wyglądali na takich którzy wszystko łatwo zrozumieją. Dla postronnych wszyscy aktorzy wyglądali na uczestników spisku, a z mordercami Karla w tym momencie nikt chyba nie miał zamiaru się patyczkować. Doker miał nadzieję, że sprawa przycichnie, a Helmut, o ile żyje, zdoła wszystko wyjaśnić.

Podbiegł do złodziejki i złapał ją za rękę. Pociągnął za sobą i już po chwili przemykali między zgromadzonymi na zapleczu skrzyniami i wieszakami z przebraniami. Szybko zrzucił z siebie kostium orka i pocałował dziewczynę.
- Dzięki – powiedział. – Uratowałaś mi życie. Znowu? Chyba wchodzi Ci to w krew... Degnar! Tutaj!

Przerwał w pół zdania i krzyknął do krasnoluda, który gramolił się spomiędzy połamanych desek. Pierwsi gwardziści już wkraczali na scenę. Wraz z Soe wybiegli między namioty i zaczęli kluczyć, starając się zniknąć z oczu poszukujących spiskowców żołnierzy.
 
xeper jest offline  
Stary 26-11-2011, 00:36   #378
 
Tadeus's Avatar
 
Reputacja: 1 Tadeus ma wspaniałą reputacjęTadeus ma wspaniałą reputacjęTadeus ma wspaniałą reputacjęTadeus ma wspaniałą reputacjęTadeus ma wspaniałą reputacjęTadeus ma wspaniałą reputacjęTadeus ma wspaniałą reputacjęTadeus ma wspaniałą reputacjęTadeus ma wspaniałą reputacjęTadeus ma wspaniałą reputacjęTadeus ma wspaniałą reputację
To naprawdę bolało. Krasnolud z trudem wygramolił się z wyrwy, którą stworzył swoim rozległym ciałem w teatralnej scenie. Świat wirował mu przed oczami, a członki pulsowały ogłuszającym, tępym bólem. Starał się iść ku okrzykom Josta, ale nie za bardzo potrafił zlokalizować, z której strony dochodziły, szczególnie, że przez moment wydawało mu się nawet, że człeczyna krzyczy gdzieś z góry nad nim, wysoko z przestworzy. Gdy chciał unieść głowę by uchwycić go oczyskami zakręciło mu się w głowie i o mało co nie zemdlał. Mrugnął z wysiłkiem, doszukując się znajomych twarzy niczym człek błądzący we mgle. Na Przodków! Czyżby znowu przegrali?! Na to wyglądało. Ludziska wrzeszczeli, uciekali i lamentowali. Pechowa passa najwyraźniej nie miała zamiaru się skończyć, z czym krasnolud nie potrafił się pogodzić. Łzy bezsilności i gniewu napłynęły mu do oczu, tak, że przez moment zapomniał nawet o bólu.

Ten jednak wrócił już po chwili ze zdwojoną siłą, omal nie powalając go na deski. Ostatkiem sił dźwignął się na posiniaczone nogi, warcząc z gniewu i rozżalenia. Paru zdezorientowanych widzów i aktorów potrąciło go, gdy parł ku oddalającym się w pośpiechu towarzyszom. Gdzieś za sobą słyszał gniewne krzyki i szczęk broni. Czy udało mu się w ogóle dotrzeć do wampira? Nie pamiętał. Ale sądząc po reakcji tłumu nie dokonał dzisiaj bohaterskiego czynu, który tak sprytnie i z narażeniem własnego żywota przygotował. Cóż, potwierdzała się znów stara khazadzka prawda, iż krasnoludy były zdecydowanie mocniej związane z ziemią, niż powietrzem i to właśnie do twardego żywiołu ich bardziej ciągnęło. Zanotował sobie w myślach, by w przyszłości, jak już zbierze mu się na niecodzienne rozwiązania, wypróbować czegoś bardziej swojskiego - jak na przykład podkopu!

W końcu dopadł do swoich człeczych towarzyszy i razem zniknęli gdzieś w tłumie, zostawiając pobojowisko za sobą. Następna porażka na długiej liście nadal nie złamała w nim woli działania, choć nieźle dała mu w kość!
 
Tadeus jest offline  
Stary 26-11-2011, 19:54   #379
 
Lady's Avatar
 
Reputacja: 1 Lady ma wspaniałą reputacjęLady ma wspaniałą reputacjęLady ma wspaniałą reputacjęLady ma wspaniałą reputacjęLady ma wspaniałą reputacjęLady ma wspaniałą reputacjęLady ma wspaniałą reputacjęLady ma wspaniałą reputacjęLady ma wspaniałą reputacjęLady ma wspaniałą reputacjęLady ma wspaniałą reputację
Soe z przerażeniem obejrzała się za siebie, słysząc ten ryk tryumfu. Zacisnęła mocno zęby, ale daleko była od rozpaczania. Nie udało się im, ale przecież była ich tylko trójka! I udało im się przecież powstrzymać jednego z wrogów, tych tak zwanych Heroldów, którzy wdając się z nimi w walkę nie dotarli do Karla i otaczających go gwardzistów. Nie rozpaczała, ale strach, którą ją ścisnął, był zbyt silny, aby mogła się mu przeciwstawić.
Nie mogli przewidzieć, że pojawi się coś tak niesamowicie przerażającego jak wampir. Złodziejce zrobiło się zupełnie zimno i zapewne gdyby nie fakt, że wszyscy nagle zaczęli uciekać, to któryś z ich wrogów przebiłby ją mieczem bez najmniejszego problemu. Nie była w stanie się poruszyć, patrząc na to wszystko z szeroko otwartymi oczami.
Nawet gdy Jost ją pociągnął za rękę i pocałował, wciąż czuła ten strach i zimno. Przywarła do jasnowłosego mężczyzny, przynajmniej na chwilę chcąc poczuć jego ciepło. I dopiero potem dała się pociągnąć, uciekając tak jak wszyscy.

Mimo, że pewnie znała się na tym najlepiej, to znaczy uciekaniu, to była jak bezwolna istota, która tylko robi co jej mówią. Gdy wreszcie zostawili krzyczący tłum i żołnierzy daleko z tyłu, odnajdując trochę spokoju w otaczającym ich mroźnym mroku, przytuliła się do Josta mocno i ani myślała ruszyć się nawet o centymetr.
- Zwyczajnie mnie przytul wełnianogłowy dokerze! I nie ruszaj się przez chwilę.
Nie wiedziała, czy czuł zimno promieniujące prosto z jej duszy, ale Soe wyglądała, jakby złamane zostały jakieś bariery, które wzniosła w swoim sercu lub umyśle już dawno temu. Załkała cicho, pozwalając łzom potoczyć się po policzkach. Nie pamiętała kiedy płakała po raz ostatni.
Jej szeptu nie mógł słyszeć nikt poza Jostem, chyba, że Degnar miał na prawdę świetny słuch.
- Wciąż czuję więź z Karlem, wciąż chcę go bronić... a jednocześnie coś we mnie chciałoby, aby to on zginął z rąk tego potwornego stworzenia. Tylko po to, byśmy mogli wrócić tam, skąd pochodzimy. Wrócić do zwykłego życia...

Objął ją mocno i przytulił. Nie chciał, żeby płakała, ale nie umiał powstrzymać jej łez.
- Zwykłego życia... - powtórzył po Soe i na moment zamilkł. - My już nie mamy zwykłego życia. Od momentu, w którym związaliśmy się z Dzieckiem nasze losy nie należą do nas. Ktoś nami kieruje, tylko nie wiemy kto. My już nie możemy żyć normalnie...
Coś mu się zebrało na filozofowanie, a przecież nie powinni tutaj tak stać. Gwardziści przeszukiwali obóz, starając się wyłapać spiskowców. Trzeba było wziąć się w garść.
- Dobra, dość tego marudzenia... - otarł ręką łzy na twarzy dziewczyny i znowu ruszył przed siebie. Nie za bardzo miał pomysł, gdzie przeczekać. - Musimy zniknąć, choćby na chwilę. Jakieś propozycje?
- Namiot Klausa
- ścisnęło ją w gardle, gdy to powiedziała. - Gdy tam byłam, czułam, że Sigmar może faktycznie mieć pieczę nad tamtym miejscem. W całym obozie, tylko tam...
Wzięła Josta za rękę, mocno ściskając.
 
Lady jest offline  
Stary 11-12-2011, 16:50   #380
 
Sekal's Avatar
 
Reputacja: 1 Sekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputację


CZĘŚĆ VII: Śmierć Nas Nie Rozłączy

Namiot Klausa był przygnębiająco smutny, choć znajdując się na skraju obozu Krucjaty, był spokojną wyspą na oceanie szaleństwa. Całą noc trwała bieganina, co i rusz pojawiały się krzyki, a ludzie oskarżali siebie nawzajem. Jedna sekta wytykała drugiej, chociaż przecież wszyscy uciekali spod sceny jak jeden mąż i tylko gwardziści próbowali stawać w obronie chłopca. Nie dali rady, ale plotki w obozie chodziły dwie. Według jednej Karl zginął, ale druga twierdziła że nie, że widziano go na podeście przy wewnętrznym obozie. Wydawało się też, że tę drugą powtarzano częściej, być może więc Helmutowi i pozostałym z rady udało się opanować sytuację na tyle, na ile się dało.
Była to jednak mimo wszystko niespokojna noc, której przeciwstawiała się atmosfera namiotu i świętość kapliczki, przemawiająca nawet do Degnara. W Sigmara Odrodzonego mógł nie wierzyć, ale Sigmar Młotodzierżca był faktem.
Zerknęli jeszcze na dziennik, który zabrali ze sobą ze sceny. Nie było w nim wiele, a to co było było pisaniną szalonego, nieprzewidywalnego umysłu. Odnaleźli jakieś obliczenia, kompletnie nic z tego nie rozumiejąc. Za to pod nimi było coś o czwartej transformacji, do której potrzebny był właśnie Karl oraz o Tysiącu Tronów. Cokolwiek miałoby to znaczyć. W chwili obecnej dziennik nie wydawał się więc przydatny do czegokolwiek.

Następnego ranka, zanim zdążyli się dobrze rozbudzić i poszukać czegoś do jedzenia, do namiotu weszła zakapturzona postać w długim habicie. Poderwali się natychmiast, ale mężczyzna spokojnym gestem odrzucił kaptur, jednocześnie próbując ich uspokoić. Nie mieli pojęcia jak Helmut ich odnalazł, ale fakt był taki, że stał teraz przed nimi, a na jego twarzy wyraźnie malowały się kłopoty. Niemal jak zwykle. Karl był cholernie trudny do upilnowania.
- Witajcie przyjaciele. Niezła sprzeczka zeszłej nocy, prawda? Cieszę się, że postanowiliście zniknąć ze sceny, odpowiadanie na pytania byłoby dość kłopotliwe. Ale do rzeczy, pewnie się zastanawiacie, dlaczego do was przyszedłem, jeszcze dbając o to, aby być pomylonym z Klausem. Przyszedłem ze spowiedzią oraz prośbą, nie pierwszy już raz, niestety.
Usiadł na jednym z dywaników wewnątrz namiotu, przez chwilę zapatrzywszy się na kapliczkę poświęconą Sigmarowi. Zrobił znak młota a potem kontynuował.
- Karl... odjechał. Nie został porwany, ale podczas przedstawienia, kiedy wszyscy byliśmy zajęci i udawaliśmy, że faktycznie jest przed sceną, wymknął się na wozie Brata Fredericha, starszego kapłana Morra. Musiał się jakoś ukryć, bowiem straż go nie zatrzymała, ale doskonale wiem co nim kierowało. Karl bowiem miał wizję, która przekonała go, że musi odwiedzić Talagaad, aby otrzymać mądrość o niezwykłej wadze dla niego - od wiedzącej z Małego Kislevu. Imię kobiety to Madame Yaga... czy jakoś tak. Brat Frederich wyjechał czarnym powozem, niewątpliwie było tam także Dziecko, ale strażnicy nie mieli prawa przeszukać wozu. Kapłan wymówił się obowiązkami pogrzebowymi, nikt go więc nie zatrzymywał. Nie kwestionuję jego kapłaństwa, ale kwestionuję kompetencje oraz motywy, których nie jestem pewien. Sam przecież nie ochroni Sigmara Odrodzonego! Chciałbym abyście podążyli za nim, zapewnili mu ochronę. Wiele razy już udowodniliście, że nikt inny nie nadaje się lepiej od was. Powóz i konie macie, dodam wam woźnicę, który zna teren i wie jak najszybciej i najbezpieczniej dojechać do celu. I dorzucę po dziesięć koron dla każdego z was i dwadzieścia do podziału, gdy wrócicie z Karlem. Choć widzę, że to tylko poboczny motyw, prawda? Nie możemy go narażać, wiecie o tym...

Czy mogli się nie zgodzić?

Był Festag, 14 Brauzeit 2522. Pojawił się pierwszy śnieg i choć rozpuścił się niemal od razu, to nie mogło być jawniejszego zwiastuna zimy.


Otrzymali pomoc nawet dwójki doświadczonych woźniców - Karin, rudowłosej kobiety o raczej kanciastej szczęce oraz Lothara, człowieka, który wyglądał jakby ostatnio postarzał się znacznie szybciej, niż zamierzała zrobić to natura sama z siebie. Należeli do jakiejś kompanii przewozowej, która mocno oberwała podczas Burzy - tak jak wszystko zresztą - ale oni uchowali się w Woflenburgu, teraz starając się odnowić zapasy gotówki i kupić własny powóz. Helmut wynajął i teraz to oni jechali na koźle, pozwalając Soe, Jostowi i Degnarowi leczyć rany i zmęczenie wewnątrz dyliżansu. Kapłan załatwił im zresztą także mikstury leczące, które nieco poprawiły stan, zwłaszcza Degnara, ale te sześć dni spokojnej podróży, bowiem za tyle spodziewali się dotrzeć do Talagaadu, było im bardzo potrzebne.
Pierwsze trzy zleciały dość przyjemnie, mimo zimna, bowiem pogoda była dość dobra a i drogi na południe przejezdne. Potem skręcili na zachód, na znacznie trudniejsze tereny, minęli zrujnowane Hersig, gdzie woźnice wymienili konie na świeże, bowiem czas się liczył, a potem skręcili znów na południe, wjeżdżając na Starą Leśną Drogę, już na terenie prowincji Talabeklandu.

Talagaad było miastem portowym, kontrolującym prawie cały handel rzeczny, przynajmniej na tym odcinku rzeki Talabek. Było to dość duże miasto, bardzo gwarne i zapełnione uciekinierami z Hochlandu czy Kislevu, który zresztą miał tu także dużą stałą populację. Niedaleko za nim widniała ściana olbrzymiego krateru, wewnątrz którego kryło się znacznie większe i potężniejsze Talabheim, które jednakże do rzeki z oczywistych powodów same dostępu nie miało, co pozwoliło Talagaadowi rozwinąć skrzydła i rozrosnąć się wzdłuż rzeki. Wszystkiego tego dowiedzieli się od Lothara i Karin, którzy pomiędzy niewybrednymi żartami, wtrącali czasami coś przydatnego. To oni zresztą poinformowali ich, że wjechali do dzielnicy Północnych Doków, gdzie także postanowili się zatrzymać i poczekać na załatwienie przez nich wszystkich spraw. W Dziesięcioogoniastym Ośle, gdzie zjedli także pierwszą od kilku dni ciepłą strawę, dowiedzieli się także gdzie szukać Małego Kisleva (który okazał się dzielnicą tego miasta).


Mały Kislev był gęsto zaludnioną, niezbyt czystą, pełną dość niskich, smukłych, jasnoskórych i jasnowłosych mieszkańców. Ich przejściu przyglądano się więc z ciekawością, z kilku zaczepionych dokerów za jednego tylko szylinga wskazało im karczmę o nazwie Balalaika, w której to ponoć mogli natknąć się na Madame Yagę. Broń, oraz pokazywane od czasu do czasu przez Soe znaki, pozwoliły uniknąć im bycia zaczepionym i przy okazji okradzionym. Ludzie wyglądali tu na raczej biednych, ale nie agresywnych, przynajmniej nie w ciągu dnia - choć zbliżał się już powoli wieczór. A może nawet szybciej, niestety zima dawała o sobie znać.
Balalaika okazała się "tradycyjną" karczmą rodem z Kislevu, chociaż dowiedzieli się o tym dopiero w środku. Żadne z nich bowiem znawcami tej kultury nie było, ale sprzedawano tu takie specjały jak marynowane śledzie czy kwas chlebowy. Yagi w środku nie było, ale wystarczyło trochę popytać, by skierowano ich do tylnej, ciemnej alejki, gdzie znajdował się dom, w którym przyjmowała. Niestety po zapukaniu i wejściu, znaleźli się w dość niewielkim korytarzyku, na którego końcu siedział blondwłosy, nie mający więcej niż osiemnaście lat chłopak. Obok niego, na stoliku, leżały jakieś papiery.
- Madame jest obecnie zajęta. Podajcie mi swoje imiona i poczekajcie dwie godziny w Balalaice. Potem wróćcie.
Uśmiechnął się, czekając na imiona, aby je wpisać do jakiejś księgi.
Nie było w sumie tak źle. W karczmie prócz śledzi i kwasu mieli przecież także gorzałkę i śpiewano wesołe piosenki, chociaż w języku, którego kompletnie nie rozumieli.
 
Sekal jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 12:09.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172