Monique
- Obserwuję Cię już od dłuższego czasu i się zastanawiam – kiedy w reszcie mnie zauważysz… - powiedział kot przekrzywiając nieco głowę.
- Że co !?? – zaniemówiła z wrażenia Monique. – jakim prawem…
- Och! nie bądź taka zdziwiona, dobrze wiemy oboje, że nie jest to najdziwniejsza rzecz jaka przytrafiła Ci się w życiu.
- No może nie… - zawahała się, (cholera wie, może jednak jest - pomyślała) - ale Ty chyba jesteś z mosiądzu…
- No i co z tego, a Ty nie żyjesz od lat! Czy to czemuś dowodzi…- zamrugał jednym ze swoich cyrkoniowych oczu.
- Podoba mi się Twoje podejście do sprawy. – Uśmiechnęła się Monique biorąc go na ręce i siadając na dywanie przy komodzie. – i ty też mi się podobasz. – dokończyła i pogłaskała go za uszami.
Na to kot rozłożył się na kolanach, zmrużył oczy i zaczął cicho mruczeć rozkoszując się niekończącą się pieszczotą. Gabrielle otworzyła cicho drzwi i przystanęła zdziwiona zupełnie niespodziewanym widokiem. W dużym, pięknym gabinecie w głębi ciemnego pokoju pomiędzy biurkiem a komodą, siedziała na dywanie znajoma jej krewniaczka Monique, z klanu Toreador. Trzymała na kolanach małego kotka, którego głaskała delikatnie – Ładną ma chatę pomyślała, ale gdzie do cholery jest Bertram??
Monique w ogóle nie przejęła się jej wtargnięciem, nawet nie spojrzała na nią, jakby jej w ogóle nie było. |