20-10-2006, 19:48 | #31 |
Reputacja: 1 | „Necropolis” Necropolis opasane łańcuchem cierpienia Necropolis - przedmurze nicości Jest marą martwego serca Gdzie kamienie płaczą Nieskończoną pieśń A powietrze ciasne Od jęku upiorów Dusi każdą dobrą myśl w zarodku Najlepszą obroną jest Niepamięć Najlepszą ucieczką Niebyt - Pytasz gdzie to jest... A dlaczego myślisz że Cię tu nie ma? Sir Kevin Belford |
20-10-2006, 20:42 | #32 |
Reputacja: 1 | Gabrielle – ominęła po cichu wszystkie przeszkody na swojej drodze, tak cicho jak to można zrobić w glanach i przeszła przez salon do korytarza, ale tam również nic nie usłyszała. Pozostało jej zajrzeć do pokoi lub wejść na górę. |
20-10-2006, 21:14 | #33 |
Reputacja: 1 | Gabrielle Przez chwilę zastygła nieruchomo poczym ostrożnie ruszyła w strone pokoju zza jakiego drzwi sączyło się światło. Kroki doskonale wytłumiała miekka wykładzina pokrywająca podłogę. Drewniane drzwi, pokryte warstwą lekko chropawej farby nie ustapiły pod lekkim pchnięciem, były zamkniete conajmniej na klamkę. Lekko nacisnęła klamkę, drzwi cicho otworzyły się. Pokój, chyba biurowy. Telefon, faks, jakieś papiery, regał z ksiażkami, wysoka lampa z abażurem dająca miekkie światło. Plątanina kabli wskazywała, że na biurku czesto leży laptop. Oparła się o ścianę tuż koło drzwi w pokoju i zaczęła pisać wiadomość. "Bertram, jestem na miejscu, nie podoba mi sie to co widze, za chwile wychodzę, jesli nie dowiem sie o co chodzi. G." Po około dziesięciu minutach wsuneła spokojnym, aż troche za spokojnym ruchem komórkę do kieszeni. Zamknęła za sobą drzwi i zdecydowanym, acz nadal cichym krokiem ruszyła w stronę wyjścia. Wszystko ma swoje granice. Zwłaszcza jej cierpliwośc w kwestiach tego typu 'niespodzianek'.
__________________ Whenever I'm alone with you You make me feel like I'm home again Dear diary I'm here to stay |
20-10-2006, 21:26 | #34 |
Reputacja: 1 | Gabrielle - SMS wrócił gdy przechodziła przez salon - Ale gdzie jesteś? Siedze zamknięty w jakimś pokoju. Nie wiem w którym, pospiesz się! Prosze. B. |
22-10-2006, 08:19 | #35 |
Reputacja: 1 | Nick Skupił krew w sobie, która napłynęła do jego mięśni, naskórka oraz do podnóża stóp i podstaw ciała. Popatrzył do przodu i zaczął iść w przeciwną stronę, rozsuwając innych możliwie jak najdelikatniej, zwinnie i zgrabnie poruszając się między ludźmi. Jednocześnie wytężył słuch i wyostrzył intuicję. |
22-10-2006, 13:52 | #36 |
Reputacja: 1 | Erick Mead Wrzaskliwy przybój pijanej krwi uderzył z impetem w podstawę jego czaszki. Prawie wyraźnie czuł przeszłą ekstazę i smak innych używek tej dziewczyny. Stęknął cichutko krzywiąc twarz w nieokreślony spazm bólu i smutku i padając na kolana skrył twarz w dłoniach. - Ad sum in nomine tuo ludzka słabości - zaczął żalić sie wierzchom swych dłoni siadając na piętach i powoli schylając się, by wreszcie dotknąć czołem drewnianej podłogi tuż przy schodkach na scenę. - "Boże święty, Jak nudna, stęchła, płaska i jałowa Jest każda z ziemskich spraw, cały ten świat! Świat? Śmiechu warte: nie plewiony ogród, Gdzie się panoszy zielsko ordynarnej Ludzkiej podłości”. Każda z ziemskich spraw, nad którą króluje chuć i pożądanie osnutą hurtową kiczowatością tak zwanej mody i sztuki. O Boże, który wykląłeś mnie z tego zwierzęcego padołu dając percepcyjną pustkę i sposobność do estetycznych illuminacji czemu znów strącasz mnie w to bagno ?- wyprostował się gwałtownie, gdy zmartwiony przyjaciel biegł w jego stronę, by spytać co się stało, zalewając go swym zmartwieniem nad wyraz szczerym na jego młodzieńczej twarzy. -Nic to Horacjo - szepnął do niego wstając z klęczek i przybierając znów maskę błazna wykrzywioną w cudny uśmiech - płacę tylko za swe lenistwo i nagłą słabość do skromnej dawki alkoholu - rozłożył ręce i podszedł do chłopaka. Delikatnie objął jego głowę obiema dłońmi i przybliżył twarz do jego twarzy spoglądając w mu oczy. Nagle gwałtownie zatrzasnął własne powieki i opuścił delikatnie głowę. Zetknął sie z przyjacielem. Czoło w czoło... - nic nie zniszczy tego momentu, nie może... znów błyśnie chwała dzieci Theodora- zamilkli obaj na wspomnienie dawnego mistrza... Zabrzmiały dźwięki wiolonczel - Coma Apocalyptici zwiastująca rozpoczynające się przedstawienie... Erick z wciąż zamkniętymi oczami przekrzywiając głowę jakby nasłuchując zwrócił sie do przyjaciele puszczając go z uścisku - Idź, mój Roderigo - Twój to już czas, czekaj na swego Otella- oparł się o ścianę starając się by otrzeźwieć. Błagał wciąż w myślach Ojca, by dodał mu sił... Kurtyna z cichym szelestem rozsunęła sie ukazując publice dwóch idących mężczyzn... -Zamilcz, nie wmówisz mi tego. Jak mogłeś, Sakiewką moją rządzić jak swą własną..." Erick drgnął na słowa Roderiga - Twą własna sakiewka i Twym życiem Ojcze teraz rządzę jako swoim bo oto i moim się przecież stało... |
23-10-2006, 10:56 | #37 |
Reputacja: 1 | Nick - Wyczulając słuch usłyszał za sobą stuknięcie pierwszych drzwi stojących im na drodze, głosy oburzenia i komentarze ludzi. Lupini szli przez następny przedział, gdy nagle doszedł jego uszu wyraźny gardłowy ryk. Nick już miał przejść do następnego przedziału, lecz wyprostował się patrząc wstecz pomiędzy głowami pasażerów. Jeden z mięśniaków idący przodem dopadł jakiegoś człowieka siedzącego i czytającego gazetę, poderwał go z łatwością w górę jak kukiełkę, chwytając za ubranie na piersi tak, że ich twarze niemal się dotknęły. Wyszczerzył do niego zęby w akcie niezrozumiałej radości. Jego pobratymcy opadli struchlałą ofiarę przytrzymując ją za ręce. Wśród ludzi zapadła grobowa cisza, wszyscy wstrzymali oddech jakby byli świadkami rozbrajania bomby. Nikt nawet nie drgnął by zainterweniować bądź sprzeciwić się słowem. Pociąg wjechał na kolejna stację jakby był zupełnie pusty, słychać było tylko pracę silnika, hydrauliki i klimatyzacji. Napastnicy bez słowa wyskoczyli z wagonu unosząc ze sobą ofiarę. – Może jednak nie jest… nie był to człowiek. – poprawił się w myślach Nick - Człowiek czy nie, ale dzisiaj wiele mu zawdzięczam. Na stacji wsiedli kolejni pasażerowie i napięcie puściło. Powoli zaczęto prowadzić rozmowy. Przez kilka następnych stacji Nick uważniej przyglądał się otoczeniu, aż w reszcie wysiadł pod samym teatrem przy Leicester Square. Dobył z kieszeni honorowaną kartę bezpłatnego wstępu dla członków Stowarzyszenia Art. for Art. (tzw. AfA), grupującego w swoich szeregach wszystkich członków klanu Toreador, pewną ilość członków innych klanów i kilku mocno związanych śmiertelnych. Przeszedł przez hol kierując się do buchającego przepychem wszystkich minionych epok foyer, gdzie licznie gromadzili się Toreadorzy i większość łakomych prestiżu krewniaków. Większość twarzy w dalszym ciągu była jeszcze dla niego obca, ale kilkunastu rozpoznawało go z wzajemnością, a jedna wyraźnie nawet oczekiwała go. Młoda kobieta o nie typowych dla angielek włosach kasztanowego koloru i soczystej jak marmur twarzy, lodowatej i pięknej zarazem, powitała go łagodnym uśmiechem. Jej atłasowa, błękitna suknia mocno podkreśliła wszelkie atuty jej doskonałej figury, gdy wykonawszy kilka wdzięcznych kroków zbliżyła się do niego. - Pan Nick MacLee jak mniemam. – zagaiła podając mu dłoń. – Nasz drogi Andrew pomyślał nawet o tym by nie zabrakło Panu towarzystwa na ten wieczór. Jestem Nicole, przyjaciółka Sylwii. - Sylwia… - zastanowił się w duchu Nick – no tak, dziewczyna Andrew. |
24-10-2006, 20:18 | #38 |
Reputacja: 1 | Gabrielle Cichutko westchnęła przeczytawszy sms-a poczym poczęła się wspinać na górę . Pokój i pięcioro drzwi… Hymmmm…. Dźwięk sms-a jaki usłyszała na dole dochodził chyba zza tych drzwi, ale… Na wszelki wypadek wysłała pustego sms-a pod numer Bertrama by się upewnić. Cisza… Hymn, nie podoba to mi się…. Nagle jakiś dźwięk dobiegający z głębi korytarza przykuł jej uwagę. Zza tych samych drzwi…. Przez chwilę pod nimi cichutko nasłuchiwała, potem delikatnie i z wahaniem złapała za klamkę.
__________________ Whenever I'm alone with you You make me feel like I'm home again Dear diary I'm here to stay |
24-10-2006, 20:23 | #39 |
Reputacja: 1 | Monique - Obserwuję Cię już od dłuższego czasu i się zastanawiam – kiedy w reszcie mnie zauważysz… - powiedział kot przekrzywiając nieco głowę. - Że co !?? – zaniemówiła z wrażenia Monique. – jakim prawem… - Och! nie bądź taka zdziwiona, dobrze wiemy oboje, że nie jest to najdziwniejsza rzecz jaka przytrafiła Ci się w życiu. - No może nie… - zawahała się, (cholera wie, może jednak jest - pomyślała) - ale Ty chyba jesteś z mosiądzu… - No i co z tego, a Ty nie żyjesz od lat! Czy to czemuś dowodzi…- zamrugał jednym ze swoich cyrkoniowych oczu. - Podoba mi się Twoje podejście do sprawy. – Uśmiechnęła się Monique biorąc go na ręce i siadając na dywanie przy komodzie. – i ty też mi się podobasz. – dokończyła i pogłaskała go za uszami. Na to kot rozłożył się na kolanach, zmrużył oczy i zaczął cicho mruczeć rozkoszując się niekończącą się pieszczotą. Gabrielle otworzyła cicho drzwi i przystanęła zdziwiona zupełnie niespodziewanym widokiem. W dużym, pięknym gabinecie w głębi ciemnego pokoju pomiędzy biurkiem a komodą, siedziała na dywanie znajoma jej krewniaczka Monique, z klanu Toreador. Trzymała na kolanach małego kotka, którego głaskała delikatnie – Ładną ma chatę pomyślała, ale gdzie do cholery jest Bertram?? Monique w ogóle nie przejęła się jej wtargnięciem, nawet nie spojrzała na nią, jakby jej w ogóle nie było. |
24-10-2006, 20:40 | #40 |
Reputacja: 1 | Gabrielle Cicho zamkneła drzwi, brak uwagi tej dziwacznej Torreadorki nawet był jej na ręke. Jeśli to nie były te drzwi, to może kolejne? Podeszła do kolejnych drzwi i zaczela cicho pod nimi nasłuchiwać, poczym ostrożnie zajrzała do środka.
__________________ Whenever I'm alone with you You make me feel like I'm home again Dear diary I'm here to stay |