Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 18-11-2011, 20:54   #38
Delta
 
Delta's Avatar
 
Reputacja: 1 Delta wkrótce będzie znanyDelta wkrótce będzie znanyDelta wkrótce będzie znanyDelta wkrótce będzie znanyDelta wkrótce będzie znanyDelta wkrótce będzie znanyDelta wkrótce będzie znanyDelta wkrótce będzie znanyDelta wkrótce będzie znanyDelta wkrótce będzie znanyDelta wkrótce będzie znany
Delta & eMGie

[MEDIA]http://www.youtube.com/watch?v=DQyIu6-omOA[/MEDIA]

Ostatnią godzinę Gareth spędził milcząc, co nie było zbytnio do niego podobne. Podróż zmęczyła go, a intensywne polowanie dało się we znaki, jednak to nie one były powodem jego braku chęci do rozmów. Powodem tym było nic innego, jak towarzystwo hrabiego. Długa konwersacja, którą odbyli w trakcie drogi, nie dała nic ponad to, że Sokolnik miał dość szlachcica i jego pełnych wyższości i źle maskowanej satysfakcji, uśmiechów. Na czas ostatniej klepsydry rycerz zwyczajnie przeprosił mężczyznę i wycofał się do swojej świty, wybierając ciszę i towarzystwo Kree na ramieniu. Bał się, że w końcu skończy się jego cierpliwość i albo rzuci o jeden niemiły komentarz za dużo, albo zagra w otwarte karty i wygarnie hrabiemu wprost co o nim myśli, dodając do tego o knucie przeciwko diukowi. A jego senior z pewnością by tego nie pochwalił.

Gdy zajechali na zamek i w otoczeniu muzyki oraz pięknych dam wyszedł ku nim diuk Tondbert, Gareth przez chwilę oczekiwał w napięciu aż sir Oswald poderwie swojego konia i rzuci się na gospodarza z mordem w oczach i mieczem w dłoni. Ba, nawet więcej - miał szczerą nadzieję, że to zrobi. Z pewnością mieliby tą klarowność, której teraz im brakowało, a która wszystkim wdawała się we znaki.
Nic takiego się naturalnie nie wydarzyło, a cała ceremonia powitalna przebiegła w sposób aż nazbyt wylewny i pokojowy. Hrabia Oswald wydawał się wręcz równie zadowolony z takiego obrotu spraw, co sam diuk. Bogowie tylko wiedzą jak bardzo powstrzymywał się od kąśliwych komentarzy, których Sokolnik nasłuchał się przez całą podróż. Nic nie wydarzyło się również, gdy powitanie dobiegło końca, ani gdy cała grupa gości udała się do swoich komnat, rozchodząc się z dziedzińca.

Gareth zsiadł ze swojego wierzchowca i podał wodze Patty'emu, dając mu znać, żeby zajął się koniem, odprowadzając go do stajni i tam zdejmując z niego całe oporządzenie. On sam chciał porozmawiać z Gwenith, która również była wśród witających, a która właśnie się do nich zbliżała.
- Skąd ta marsowa mina, braciszku? - zapytała, gdy tylko giermek rycerza odprowadził karą klacz za pozostałymi końmi. Zielone spojrzenie dziewczyny przebiegło po jego twarzy, bez większych trudności odczytując jego nastrój. - Las nie był dla ciebie dziś dobry?
- Był, aż nadto. - Wzrok Garetha obiegł na chwilę na postać sir Oswalda, który właśnie wkraczał do zamku wraz ze swoją świtą. W jego spojrzeniu musiało nie być zbyt wiele sympatii, bo brwi Gwenith uniosły się w górę, informując że Reynarka zaczęła domyślać się co mogło być w takim razie powodem. - W przeciwieństwie do towarzystwa, które dane mi było potem znosić.
- Nie znaleźliście wspólnych tematów z hrabią Oswaldem? Mawiają o nim, że również wierzy w starych bogów. - Dziewczyna odwróciła się i również spojrzała za przeciwnikiem diuka. Na jej dekolcie, na srebrnym łańcuszku, wisiał prosty medalion przedstawiający płomień Belisamy, boginki lasów, rzek, ognia i światła. W przeciwieństwie do swojego brata, Gwenith nie nosiła chrześcijańskiego krzyżyka. Wierzyła w istnienie Najwyższego, ale nie darzyła go zbytnią sympatią.
- Sir Oswald znalazłby więcej tematów z wężem niż ze mną - odmruknął Gareth. Przywołał gestem jednego ze służących i odpiął od paska haki z szarakami, przekazując mu, żeby zaniósł je do kuchni w ramach podarku. Gwenith uśmiechnęła się krótko i rozejrzała po niebie, najpewniej w poszukiwaniu Kree. Ciemny punkcik nad horyzontem powiedział im, że sokół właśnie kończy polować na okoliczne ptactwo.
- Sprawiła się na łowach? - zapytała brata, który kończył właśnie rozmawiać ze służącym. Rycerz skinął krótko głową.
- To dla niej nie lada wycieczka. Zajmiesz się nią? - odparł po chwili, odprawiając chłopaka z parą zajęcy i zaczynając odpinać rzemienie od skórzanej rękawicy sokolniczej.- Chciałbym porozmawiać jeszcze z diukiem. A potem z tobą.
- Będę w naszych komnatach - odpowiedziała dziewczyna, chętnie przyjmując rękawicę. Wolną ręką zagwizdała przez palce i zaczęła obserwować jak na niebie Kree zawraca i zaczyna zniżać lot. A Sokolnik ruszył w stronę zamku, za oddalającym się księciem.


***


W trakcie drogi zastanawiał się co powiedzieć księciu, ale ostatecznie nie doszedł do żadnych twórczych wniosków. Gdy zatrzymał się przed drzwiami do jego komnat i zapukał, zaplatając ręce za plecami, wcale nie był mądrzejszy w niezbędną wiedzę. Dopiero oczekiwanie oświadomiło mu, że nie miał jeszcze czasu przebrać się w czyste, odświętne ubranie, przygotowane na uroczystość ślubu oraz okazji takich jak uczta powitalna. W ciemnozielonej zbroi, którą miał na sobie, wciąż tkwiły pojedyncze listki i gałązki, które musiał zebrać podczas leśnych przejazdów za zwierzyną. Rozmowa z seniorem miała jednak pierwszeństwo nad wszystko inne.
- Witaj sir Garecie - rzekł książę, gdy drzwi otworzyły się przed rycerzem. - Cieszę się, że dotarliście cali i zdrowi. Słyszałeś, co spotkało króla. Przybył do nas posłaniec z tą straszną wiadomością. To doprawdy niesłychane. Podnieść rękę na króla. Moje przeczucia się sprawdzają, a obawiam się, że to dopiero początek nieszczęść. Hrabia Oswald, jeżeli to on jest odpowiedzialny za to, co się stało, na pewno ma jeszcze nie jedno w zanadrzu.
- Jeżeli sir Oswald potrafi tak wyszkolić kruki by zaatakowały konkretnego wierzchowca, to boję się o to, jakie mogą być te pozostałe sztuczki, panie - odparł Sokonik, skłaniając się przed seniorem. Z ulgą przyjął jednak fakt, że diuk również podejrzewa o ten czyn hrabiego. - A czy posłaniec przekazał również wieści o sir Stephenie oraz lady Orville?
- List był od samego Arthura i nie było w nim nic o sir Stephenie i lady Orville. Król skłania się ku temu, że w sprawę zamieszane są siły nieczyste. Nie rzuca on żadnych podjerzeń, ale piszę bym miał na oku pogan zamieszkujących Czarny Bór. Być może faktycznie zaniedbałem tamte okolice moich włości i za mało interesowałem się tym, co tam się dzieje. Wiesz jednak sir Garcie, że to ziemie graniczne, gdzie często dochodziło do zatargów z ludźmi hrabiego. Być może ten trop jest słuszny, wszak pokazuje po raz kolejny, że hrabia mógł mieć z tym coś wspólnego. Niestety nadal muszę mieć dobrę minę do złej gry i ugościć go najlepiej jak potrafię, nie uchybiając przy tym w żadne sposób etykiecie i obyczajom. Martwi mnie jednak, że ślub to może być dopiero początek. Czuję się, jakbym dobrowolnie wpuszczał lisa do kurnika.
- Sir Stephen wraz z lady Orville wyruszyli na spotkanie królowi Brytów. Poczuli się w obowiązku sprawdzić co z jego zdrowiem - poinformował lakonicznie rycerz. - Przez całą drogę rozmawiałem z hrabią i jestem pewien, że coś knuje, sir. Ten człowiek wręcz jaśnieje od pychy i złośliwej dumy, jednak nawet słowem nie zdradził się ze swoich zamiarów czy czynów. Bez dwóch zdań jego intencje nie są czyste, chociaż nie sposób tego dowieść.
Przeczesał palcami włosy, zastanawiając się jak ubrać w zdania swoje następne słowa. Westchnął ciężko i przyjrzał się księciu z wahaniem.
- Sir, na polowaniu wydarzyło się coś... co ciężko mi opisać. Ma to związek z hrabią, ale nie sądzę, by ktokolwiek mógł dać temu wiarę, szczególnie gorliwi chrześcijanie.
- Co masz na myśli? - spytał lekko zdezorientowany książę.
- Hern, pan lasów i łowów, pojawił się przede mną i lady Mariną - odparł bez ogródek rycerz, decydując się na porzucenie zawoalowanych sugestii. - Ostrzegł nas, że grozi ci niebezpieczeństwo, sir. Wiem, że możesz nie wierzyć moim słowom, książę, ale proszę cię o spełnienie jednej prośby. Nawet jeśli ta mara nie była duchem lasu, moim obowiązkiem jest dbać o twoje dobro. Pragnąłbym pełnić straż przy twojej osobie, sir. Gdyby hrabia Oswald zdecydował się na coś czego potem wszyscy byśmy żałowali.
- Rozumiem - rzekł diuk mocno zamyślony. - Pogańskie bóstwo ostrzega cię, że grozi mi niebezpieczeństwo. To zaiste ciekawe... Dobrze wiesz, że pogan toleruje na swych ziemiach dopóki nie parają się czarną magią, zakazaną przez kościół. Nigdy jednak nie zakładałem, że ci pogańscy bogowie naprawdę istnieją. Skoro jednak objawił ci się jeden z nich... Sam nie wiem, co o tym myśleć. Doprawdy niebywałe...
Po długiej chwili milczenia, diuk dodał:
- Będę musiał poradzić się w tej materii, któregoś z ojców w opactwie.
- Być może bogowie postanowili dopomóc nas słowem, żeby wyrównać szanse, które sir Oswald zachwiał sięgając po Czarną Magię - odparł powoli Gareth. - To wszystko jednak tylko potwierdza twoje złe przeczucia, sir. Ponadto ludzie widują kruki, jakby i one chciały coś przekazać. A to zawsze oznacza czarne wieści.
- Skoro tak, to dlaczego sam Chrystus nas nie wspomoże... Czyżby nie interesowały go tak przyziemne sprawy jak los mego rodu. Służę mu przecież od lat i staram się godnie i uczciwie wypełniać swoje obowiązki. Dlaczegóż to miałby mieć wspierać jakiś pogański bożek? To nie może być. Muszę w tej sprawie pomówić z ojcem opatem. On będzie wiedział, co o tej sprawie myśleć. To jednak musi zaczekać. Opat przybędzie dopiero na ślub. Teraz bardziej martwi mnie hrabia i jego ludzie. Jeżeli możesz sir Garecie miej go na oku i informuj mnie, jakbyś zauważył coś podejrzanego.
- Jestem pewien, że sir Erik odpowiedziałby ci lepiej na to pytanie ode mnie, sir. - Rycerz uśmiechnął się oszczędnie, muskając palcami oba wisiorki na szyi. Srebrny krzyżyk zalśnił delikatnie, odbijając światło świecy. - Jednak wszyscy lubią mówić, że Najwyższy ma swoje plany. Być może to jest jeden z nich.
Albo Boga rzeczywiście nie obchodzą przyziemne sprawy i jest zajęty zajmowaniem się swoimi złotymi świątyniami, chociaż tego Gareth akurat już nie powiedział. Bo chociaż również wierzył w Jego istnienie, bezgraniczna miłość nie mieściła się w zakresie jego obowiązków.
- Sir. - Sokolnik skrzywił się jakby właśnie ktoś poczęstował go kwaśnym winem. - Każdy czyn i każde słowo hrabiego jest podejrzane. Musiałbym informować cię o wszystkim co mówi i co robi. A bardziej się przydam przy twoim boku, co również uspokoi moje sumienie oraz pozwoli spełnić obowiązek nałożony przez słowa Herna.
- Sir Garcie pochlebia mi twoja troska - rzekł nadal zamyślony książę - Mam co prawda na czas dwóch strażników, którzy pilnują mego bezpieczeństwa, ale rad będę jeżeli będziesz blisko mnie w czasie wizyty tego lisa. Wydaje mi się, że hrabia nie posunie się do ataku na mnie w moim zamku. Choć jeżeli to faktycznie on stoi za wypadkiem króla, to kto wie... Tylko.... pomyślmy... musiało by się to stać dopiero po ślubie. I wtedy kiedy mi, by coś się stało rządy przejąłby Eryk i jego świeżo poślubiona małżonka. Może o to chodzi hrabiemu? Tylko po co w takim razie atakowałby króla? To bezsensu... Poza tym musielibyśmy założyć, że i jego córka jest we wszystko wmieszana. Prosiłem lady Marinę, by wybadała, czy Cynewynne wie coś o planach ojca. Na razie jednak nie miałem sposobności z nią porozmawiać, a i ona zapewne nie miała czasu pomówić z Cynewynne.
Musisz uzbroić się w cierpliwość sir Garecie i cały czas uważnie obserwować hrabiego i jego ludzi.

- Cierpliwość nigdy nie była moją mocną stronę, sir. Jednak zrobię jak każesz - odparł Gareth, skłaniając się krótko. - Przynajmniej dopóki starczy mi zdrowia do sir Oswalda.
- Teraz muszę cię przeprosić sir Garecie, ale obowiązki wzywają, Muszę dopilnować, by przygotowania do uczty szły, jak należy. Niewątpliwie będzie jeszcze okazja pomówić w czasie uczty, choć na pewno nie tak swobodnie jak teraz. Może uda nam się wspólnymi siłami w czasie rozmowy z hrabią dojść, co planuje.

Rycerz pożegnał się z księciem i ruszył do swoich komnat. Rozmowa z pewnością przyniosła im obu więcej pytań niż odpowiedzi, ale teraz przynajmniej miał jakiś cel. Materialny obiekt, na którym mógł się skupić. Diuk do obrony, ludzi do rozstawienia, hrabia do okiełznania.
Z pewnością nie minie dzień, a już będzie miał dość swojej nowej funkcji.
Ruszył do swojej komnaty, zamierzając przebrać się w czyste ubrania i strój biesiadny, oraz podzielić się z siostrą opowieścią o tym co przytrafiło im się na polowaniu.
 
__________________
"I would say that was the cavalry, but I've never seen a line of horses crash into the battle field from outer space before."
Delta jest offline