Lamis nie pomylił się w ocenie Ruperta. Każde jego kolejne słowo potwierdzało, tylko pierwszą analizę. Szlachcic był pełnym pychy i aroganci typem przekonanym o swej wyższości, która nie miała żadnego przełożenia na rzeczywistość. Jedyną rzeczą, która ratowała go w oczach obuna była doskonała umiejętność pilotażu.
Lamis nie raz podróżował z różnego rodzaju samoukami, jak i zawodowymi pilotami i umiał docenić wprawę z jaką szlachcic pilotował skoczka.
Kolejna wizyta na Pendemonium ponownie pokazała mu, że dni tej planety są policzone. Siły natury sztucznie przymuszane do posłuszeństwa wściekły się i teraz one dyktowały tutaj warunki. Jeżeli w krótkim czasie nie wydarzy się nic spektakularnego, to prawdopodobnie zarówno Węzeł, jak i cała planeta będą skazane na wymarcie.
Jeżeli wiara i przekonania księżnej Zeeny w choć niewielkim stopniu mają przełożenie na rzeczywistość, to może ich misja przyczyni się do poprawy życia na planecie.
Obun nie jedno już w swoim życiu widział i wiedział, że są we wszechświecie rzeczy, które w żaden sposób nie dają się wytłumaczyć za pomocą naukowych metod.
Być może i tym razem dawne podania i legendy okażą się więcej warte niż naukowe wywody o przyczynach upadku Pandemonium.
Lamis nadal milczał i skupił się jedynie na obserwowaniu krajobrazu. Momentami drzemał i czekał cierpliwie na moment, gdy dotrą do celu.
Gdy Rupert przypomniał sobie w końcu, że ich włodarze przygotowali dla nich posiłki obun nie powstrzymał się już od komentarza.
- Pana postawa, lekkomyślność i brak poczucia obowiązku i odpowiedzialności są dowodem na to, że wielu nieludzi ma rację mówiąc, że wasz gatunek jest godny politowania i tylko tajemnicze zamysły Wszechstwórcy, przypadek i szczęście sprawiają, że to wasza cywilizacja zdominowała wszechświat. Czas ludzkiej dominacji może się szybko skończyć, jeżeli wasze nastawienie do innych ras, do odpowiedzialności i poczucia sprawiedliwości nie zmieni się.
Nie czekając nawet na odpowiedź Ruperta bądź kogokolwiek innego obun zajął się jedzeniem. Nie zamierzał wchodzić w dyskusje i bronić swoich racji. Z doświadczenia wiedział, że ludzie w typie Ruperta odporni są na wszelkie logiczne argumenty, czy konstruktywną krytykę. W wysublimowany sposób wyraził tylko swoje niezadowolenie z zachowania pilota i jego stosunku do pasażerów.
Gdy byli już u celu wydarzyło się coś czego nikt się nie spodziewał. W czasie podchodzenia do lądowania zostali zaatakowani przez...
- Mulakee! Tak to mulakee! - pomyślał obun.
Czytał o tych stworzeniach przed wyjazdem w jednej ze starych ksiąg, którą znalazł w bibliotece Gilgarów.
Podania mówiły, że tutejsi mieszkańcy traktowali je jako miejscowe dobrotliwe duchy opiekuńcze. I choć często bywały kapryśne, złośliwe i nazbyt ciekawskie, to i tak ich obecność w pobliżu domu uważano za szczęśliwą wróżbę i zapowiedź dobrobytu.
Lamis spojrzał na chmarę stworzeń, które obsiadły ich pojazd. Ich chęć zapoznania się z nowym przybyszem niechybnie mogła doprowadzić do nieszczęścia.
Obun kątem oka zauważył zaciętą minę najemnika. Wiedział, że wojak z chęcią wystrzelałby zagrażające im stwory. Takie postępowanie nie dość, że mogłoby być złą wróżbą na dalszą część ich misji, to jeszcze postawiłoby ich w niekorzystnym świetle wobec gospodarzy, którzy niewątpliwie nie byliby zadowoleni z takiego postępowania i przywitania.
- To mulakee - powiedział na tyle głośno, by wszyscy w pojeździe go usłyszeli - Ciekawskie i psotliwe miejscowe zwierzęta. Wielu uważa ich pojawienie się za dobry omen. Przegońmy je. - zaproponował - Mam nadzieję, że salwa w powietrze zrobi to na tyle skutecznie, że będziemy mogli spokojnie wylądować.
__________________ "Shake hands, we shall never be friends, all’s over"
A. E. Housman |