Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 19-11-2011, 11:28   #56
baltazar
 
baltazar's Avatar
 
Reputacja: 1 baltazar wkrótce będzie znanybaltazar wkrótce będzie znanybaltazar wkrótce będzie znanybaltazar wkrótce będzie znanybaltazar wkrótce będzie znanybaltazar wkrótce będzie znanybaltazar wkrótce będzie znanybaltazar wkrótce będzie znanybaltazar wkrótce będzie znanybaltazar wkrótce będzie znanybaltazar wkrótce będzie znany
Krasnolud popełnił błąd i bardzo szybko to zrozumiał. Chwilę po pierwszym kęsie… poranione policzki i dziąsła, do tego jakiś poluzowany ząb nie dawały w spokoju pogryźć pieczeni tak aby się nie krzywić. Wódka paliła, najpierw gębę, potem przełyk ale na koniec dawała przyjemne odrętwienie. Właściwie to cała opuchnięta morda go piekła. Chętnie by go wsadził w jaki śnieg, pokruszony lód albo przynajmniej owinął umoczoną w zimnej wodzie szmacie. Apetytu nie poprawiła mu gówniara. Trochę go rozbawiła, w sumie to miała więcej odwagi niż niejeden z obecnych tu mężczyzn… jednak jej propozycja była jakaś taka słaba. – Nie. Odpowiedział krótko i przesunął deskę z żarciem pod jej nos. – Sadzaj tą chudą dupkę na stołku. Masz tu jedź i gadaj kto się o mnie rozpytywał? A jak mi się to spodoba to i może dostaną ci się jakieś monety. Zapytał z zainteresowaniem… może to woźnica.


Potarła brudny nos zezując to na niego to na deskę. Potem również na drzwi wyjściowe Kota. W końcu jednak usiadła na wskazanym miejscu. Walka z apetytem nie trwała długo. Mała dziewoja w iście krasnoludzkim stylu zaczęła rozrywać i ogryzać prawie nienapoczętą pieczeń. Chwilę trwało zanim znów się odezwała spoglądając w końcu na Gomrunda.- Co mi po monetach jak i tak mi je zabiorą jak stąd wyjdę – powiedziała wpychając do buzi umoczony w tłuszczu kawałek chleba.

- Nie filozofuj tylko napchaj kichę jak ci kto daje żreć i zacznij wreszcie gadać nim stracę cierpliwość. Żarty żartami ale krasnolud miał ograniczone zasoby cierpliwości.

Po tych słowach dziewczyna przestała na chwilę jeść jakby w obawie przed groźbą, która zważywszy na oblicze Gomrunda nie była raczej rzucana na wiatr. Przez chwilę nawet Norsmenowi przeszło przez myśl, że spłoszył to dziecko, które zaraz czmychnie gdzieś i zniknie w tłumie. Dziewczyna jednak przełknęła żuty kęs i jedząc już nieco wolniej zaczęła mówić zdecydowanie swobodniej. Łatwo było poznać, że jedzenie poprawiło jej humor.
- A co tu gadać. Wpiernicz chcą mi spuścić i tyle. Natek i jego chłopaki. A do Kota bojają się wejść, bo Tur przyobiecał im, że jak tylko zobaczy ich krostowate gęby w jego knajpie to im nimi wychodek wyczyści. A Tur jak coś mówi, to raz zapomina, a raz nie. Nigdy się nie wie. Ale igrać z nim nie ma co. Widziałam jak jednego gostka, co to kelnerce w złości buźkę przefasonował, to normalnie tak ścisnął w żebrach, że te ino chrupnęły, a chłopina się juchą zapluł na wszystkie strony. Samymi rękami! Grube, nie? No i chłopaki Natka też to widzieli i tu nie włażą. Dlatego się tu skryłam. A potem ciebie obaczyłam i se przypomniałam o co to się na królewskim rozchodziło koło południa. Nooo… Bo się fest rozchodziło. Trup nawet był! – zaśmiała się z dziecinnym podziwem – No i se pomyślałam… - Tu ponownie przestała jeść i spoważniała – Jak nie ten to krezka.

Krasnoludowi ciężko było nadążyć za potokiem słów dziewczynki. Teraz żałował, że jeść jej dał bo nowych sił do paplania pewnikiem nabierze. Jak to z tymi małymi dzieciakami było żal wzbudzały... z jednej strony wielkie serce w takim małym ciałku było jeno sił nie starczało aby odwadze dorównać. - Jaka znowu Pietruszka? Lecz po chwili się zorientował, że nic mu do tych band gówniarskich. - A zresztą co mi tam... chu... kij mu w oko się znaczy. Dobra odprowadzę cię, ale najpierw gadaj co za trup i kto się rozpytywał. No i mięso dojedz boś jakaś taka mizerna. Skinął jeszcze na karczmarza coby kubek mleka dał małej do popitki, sam wziął kufelek piwa bo ta wódka będzie musiała poczekać.

Po takich słowach nie trzeba było jej dalej zachęcać. Z nowym zapałem zabrała się za jedzenie i nie przeszkadzając sobie pełnymi ustami zaczęła wyjaśniać.- Trup się pojawił - przerwała walcząc z większą chrząstką - ponoć zara jakeście z królewskiego odeszli. Pierwej to i nic takiego, bo i co to kogo obchodzi. Ale później przylazł taki jeden facio do Kota i inszych szynków wokoło i się rozpytuje. O dwa krasnoludy i trzech gostków. No to jak są pytania i jest grosz to się znajdują odpowiedzi, nie? I zara wyszło co i jak. Że przyjechał dyliżans. Że wśród pasażerów był ktoś ważny, którego pojmał jakiś rudy krasnolud. Że do tego ważnego dwóch uniwerków znaki robiło. Potem, że tych dwu kto zwabił jakim innym znakiem i jednego ukatrupił na śmierć no i na koniec, że ten ważny to całkiem sam wyszedł z Kota i gdzieś na mieście się zawieruszył - Wzięła od tęgiego karczmarza kubek i uśmiechnęła się do niego bardzo miło. Tamten w odpowiedzi tylko zmarszczył brwi i odszedł - Aaaa... no i jeden z tych uniwerków to to ten trup.

Gomrund zaklnął po krasnoludzku i szczyknął śliną przez zęby. Jednak bez wódki się nie obejdzie. Łyknął z butelczyny i dopiero wtedy zabrał się za piwsko. Korzystając z chwili ciszy jakie zajmowało dziewczynie połknięcie większego kawałka mięcha próbował to przetrawić. Z jednej strony mógł to sobie poukładać i dopasować twarze do głównych bohaterów tej opowieści... oprócz jednego. - Kto rozpytywał, jak wyglądał? I w ogóle to skąd ty to wiesz?

Najpierw uśmiechnęła się w odpowiedzi szeroko, ale zaraz potem jej mina nabrała profesjonalnie obojętnego wyrazu, z którym tylko wzruszyła ramionami.
- A bo to na królewskim mało ślepiów co to cały dzień nic nie robią tylko się gapią? Zawsze któreś coś wychwyci. Jak potem pobiegasz, porozpytujesz każde jedne i połączysz, to wyjdzie co zaszło. Normalnie wszyściutko. A jak tak ruchawe miejsce jak królewski to już w ogóle. Czasem to i bzdura jaka, ale i to da się sprzedać... - zawahała się - Ale to o tym trupie to żadna bzdura! Był! Szyszaki przyszły i uprzątnęły. A dopiero potem przylazł ten pytalski. Gęba taka, że nawet tak mu dobrze z oczu patrzyło. No i w ogóle nie taki zgred jak to się czasem zdarzają. Znaczy się ze mną nie gadał przecież. Ja tylko biegam. Na razie. Bo potem ja będę wysyłała gamoni, żeby dla mnie biegali. Zobaczysz. Wtedy to dopiero pogadamy... - widząc krzywiącą się coraz bardziej minę Gomrunda zaprzestała tego wątku i przywarła do kufla z mlekiem. Chwilę to trwało, ale w końcu westchnąwszy oderwała naczynie od ust i otarła buzię rękawem. Z jej ust dobyło się ciche beknięcie - Ale go widziałam i trochę słyszałam. A jak wyglądał... a wysoki był jak ten tam przy szynkwasie. Chudszy tylko. Czerniawy, a włosy i łapska czyściutkie jak u panny na wydaniu. Tylko nos miał taki przetrącony, że widać, że niezłe bęcki dostał.
Spojrzała na deskę, na której poniewierały się już tylko kawałki tłuszczu, chrząstek i kości. Nawet w kategoriach Gomrunda dzieciak miał zastraszający apetyt. Choć po jej wątłej posturze w życiu by tego nie można było powiedzieć.

Krasnolud już właściwie wiedział co miał się dowiedzieć ze spraw, które go bezpośrednio dotyczących. Może gdyby był bardziej biegły w tych całych wywiadach, śledztwach czy innszych tajemnicach to by starał się podrążyć temat. Jednak nie był... Wypytał jeszcze dziewczynkę o to czy mieszka z rodzicami czy w jakiejś hanzie młodych łotrów... czy ma rodzeństwo. Jak daleko mieszka i kto to ten Natka... no i zwrócił się do karczmarza by zapełnił worek żarciem dla młodych głodomorów i udał się z małą na przechadzkę. Tym razem jednak nie miał już ochoty na mordobicie więc ubrał hełm, koszulki kolczej nie ukrywał pod kaftanem, a nowy dwuręczny topór przełożył przez ramię. Wyglądał jak nie-zaczepiej-mnie-kurwa-bo-zginiesz.*

Dziewczyna odpowiadała na wszystkie dość jasno i bez ogródek. Dopiero gdy spytał, czemu chłopaki Natka, czy Natki, chcą ją dopaść stwierdziła tylko, że ona go nie pyta kto go tak obił. Widać jednak było, że ukrywa to, bo tak trzeba, a nie dlatego, że chce przed nim coś ukryć. Nie wynikał więc więcej i opuścili przybytek Tura. Od tego momentu trzymała się bardzo blisko niego. Nie rozglądała się jednak na boki. Wręcz szła krokiem bardzo pewnym podskakując co jakiś czas z nogi na nogę. Królewskiego jednak opuścić nie zdążyli, bo spostrzegawcza nad wyraz dziewczyna zatrzymała go gwałtownie ciągnąc za rękaw i wskazując ręką kierunek. Gomrund może gdyby i był człowiekiem, zastanawiałby się o co małej idzie. Ciemności jednak nie zdołały przed nim skryć idącego brzegiem placu mężczyznę, który pośpiesznie, choć wyraźnie utykając przemieszczał się w stroną Kota. Erich Oldenbach nawet z tej odległości nie wyglądał najlepiej.
- Grube, nie? – powiedziała z uśmiechem dziewczyna.

Gladiator rzucił krótko do małej - Za mną! Po czym podbiegł w stronę kompana. Pierwsze o co go spytał to czy jest cały... jednak bardzo szybko zorientował się z obecności aldorfskiego ucha i stwierdził. - Odprowadzimy tą małą i pogadamy na spokojnie. Kiedy się zorientował, że woźnica jest goły jak jaki dziad proszalny wyciągnął zza pasa długi nóż i wręczył mu “na wszelki wypadek”.

Na widok krasnoluda Erich ucieszył się, jakby zobaczył pękatą sakiewkę złota. Chętnie przyjął ofiarowany nóż i tylko skinął głową na propozycję odprowadzenia dziewczynki. Oldenbach nie miał zamiaru chodzić samemu po Altdorfie uzbrojony tylko w nóż. W towarzystwie Gomrunda czuł się znacznie bezpieczniej. Po drodze wyjaśnili sobie kilka spraw. Teraz wszystko stało się jasne. Ktoś go cały czas obserwował od wyjścia z “Kota w Gaciach” i mógł być w karczmie nadal. Lepiej było tam nie wracać.


Obawy Ericha nie były bezpodstawne ale szczerze powiedziawszy perspektywa kluczenia po przystani w poszukiwaniu tej barki na którą chcieli się zadokować była bardzo kiepska. Chcą nie chcą trzeba było liczyć iż Konrad jednak pojawi się w okolicach Kota. Zaopatrzeni w bukłak alfdorskiego piwa przyczaili się w jednym z zaułków tak by w razie pojawienia się reszty mieć możliwość ściągnięcia ich nim wdepną w kocie gówno.
Jak na razie to propozycja Josepha była najrozsądniejszą jaką usłyszał Krasnolud w tym pieprzonym mieście. Całe szczęście, że na ten wieczór limit pecha się wyczerpał bo Płonący Łeb odczuwał trudy całodziennej gonitwy po tej śmierdzącej zgnilizną stolicy Imperium… i kontaktów z miejscowymi.
 
baltazar jest offline