Jack stanął jak wryty i dopiero po kilkunastu sekundach otrząsnął się, a następnie przebadał dokładnie okoliczne ściany. Nie widział nikogo, lecz zrozumiał iż powinien dołączyć do grupy. W jedności siła! - pomyślał, aczkolwiek doskonale wiedział że oszukuje sam siebie. Czuł, że ta sytuacja wyzwala w nim emocje, których uważał że już dawno się wyzbył. Cały czas śledził kompanię, szedł niewiele za nimi i w sumie sam się dziwił że go nie usłyszeli. A może zdawali sobie sprawę z jego obecności tylko nie chcieli go dopuszczać do reszty grupy by nie wzbudzać kolejnych awantur? To nie miało teraz znaczenia, zamierzał wrócić do nich i razem stąd wyjść. Zdał sobie sprawę że samotna wędrówka gówno da, dlatego starał się wymazać z pamięci wciąż brzmiące mu w uszach słowa by zabić dzieciaka. Przyspieszył na chwilę kroku by szybko dogonić grupę, co nie mogło być problemem. O zabijaniu nikogo nie było mowy. Skoro to siedzi mu w głowię, to dokonanie tego co podszeptywał mu oszalały umysł byłoby wariactwem i pierwszym krokiem do stracenia panowania nad sobą i stworzeniem gigantycznego zagrożenia dla reszty. |