Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - Horror i Świat Mroku > Archiwum sesji RPG z działu Horror i Świat Mroku
Zarejestruj się Użytkownicy


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 17-11-2011, 19:00   #121
 
SWAT's Avatar
 
Reputacja: 1 SWAT ma wspaniałą reputacjęSWAT ma wspaniałą reputacjęSWAT ma wspaniałą reputacjęSWAT ma wspaniałą reputacjęSWAT ma wspaniałą reputacjęSWAT ma wspaniałą reputacjęSWAT ma wspaniałą reputacjęSWAT ma wspaniałą reputacjęSWAT ma wspaniałą reputacjęSWAT ma wspaniałą reputacjęSWAT ma wspaniałą reputację
Mężczyzna, wstrzymał pełznących za nim ludzi.

- Poczekajcie, sprawdzę czy dam radę to rozkręcić.

Po czym skierował się do wentylatora, już szykując swój plecak w którym cały czas znajdowały się jakieś narzędzia. Nawet nie pomyślał że będą mu potrzebne w takiej sytuacji, jak ta. No bo skąd? Często to ludzie trafiają do piekła?

Śruby trzymały i to mocno, lecz silne łapska wojaka w końcu sprawiły śruby do kręcenia się. Zresztą i tak były pordzewiałe. Kiedy kratka już odpadła, poszukał kabla zasilającego wentylację. Choć wiatrak kręcił się naprawdę powoli, łopatki miał dość szerokie i to tylko mu przeszkadzało, w przecięciu przewodu.
 
__________________
Po prostu być, iść tam gdzie masz iść.
Po prostu być, urzeczywistniać sny.
Po prostu być, żyć tak jak chcesz żyć.
Po prostu być, po prostu być.
SWAT jest offline  
Stary 19-11-2011, 23:13   #122
 
Kirholm's Avatar
 
Reputacja: 1 Kirholm jest jak klejnot wśród skałKirholm jest jak klejnot wśród skałKirholm jest jak klejnot wśród skałKirholm jest jak klejnot wśród skałKirholm jest jak klejnot wśród skałKirholm jest jak klejnot wśród skałKirholm jest jak klejnot wśród skałKirholm jest jak klejnot wśród skałKirholm jest jak klejnot wśród skałKirholm jest jak klejnot wśród skałKirholm jest jak klejnot wśród skał
Jack stanął jak wryty i dopiero po kilkunastu sekundach otrząsnął się, a następnie przebadał dokładnie okoliczne ściany. Nie widział nikogo, lecz zrozumiał iż powinien dołączyć do grupy. W jedności siła! - pomyślał, aczkolwiek doskonale wiedział że oszukuje sam siebie. Czuł, że ta sytuacja wyzwala w nim emocje, których uważał że już dawno się wyzbył. Cały czas śledził kompanię, szedł niewiele za nimi i w sumie sam się dziwił że go nie usłyszeli. A może zdawali sobie sprawę z jego obecności tylko nie chcieli go dopuszczać do reszty grupy by nie wzbudzać kolejnych awantur? To nie miało teraz znaczenia, zamierzał wrócić do nich i razem stąd wyjść. Zdał sobie sprawę że samotna wędrówka gówno da, dlatego starał się wymazać z pamięci wciąż brzmiące mu w uszach słowa by zabić dzieciaka. Przyspieszył na chwilę kroku by szybko dogonić grupę, co nie mogło być problemem. O zabijaniu nikogo nie było mowy. Skoro to siedzi mu w głowię, to dokonanie tego co podszeptywał mu oszalały umysł byłoby wariactwem i pierwszym krokiem do stracenia panowania nad sobą i stworzeniem gigantycznego zagrożenia dla reszty.
 
Kirholm jest offline  
Stary 22-11-2011, 13:08   #123
 
Latin's Avatar
 
Reputacja: 1 Latin nie jest za bardzo znanyLatin nie jest za bardzo znanyLatin nie jest za bardzo znanyLatin nie jest za bardzo znanyLatin nie jest za bardzo znanyLatin nie jest za bardzo znany
- Posłuchajcie mnie teraz uważnie... – powiedział Cassio. - Czuję, że słabnę. W trakcie całych lat treningu nauczyłem się wyczuć mój organizm. Zawsze był silny i mocny, ale teraz... jest mi zimno, nie czuję komfortu psychicznego i jestem okropnie głodny. Jak stracę przytomność próbujcie mnie ocucić. Jak się nie da bądź stanie się ze mną coś gorszego idźcie dalej. Nie będę pierwszą ofiarą tych przeklętych katakumb. Oczywiście mówię o wyjściu awaryjnym. I jeszcze jedno... W razie czego nie zgrywaj bohatera. - dodał patrząc na Shane’a - Ważę około 90 kilogramów i nie możesz marnować energii na wleczenie mnie w tych ciemnościach. Jak za bardzo was spowolnię idźcie dalej. Beze mnie...
- I vice versa. Ale nie będzie takiej konieczności. Wyjdziemy stąd, wszyscy razem. Mam przeczucie, że wszystko dobrze się skończy. - odparł Taylor

Jakby tego było mało, że tunel ciągle opadał coraz niżej, to jeszcze rozwidlał się w miejscu, gdzie właśnie stała trójka.
- Tam! – krzyknął mały, pokazując tunel po prawej - To tam mieszka potwór! Idziemy zabić potwora!
- Ale zimno... - powiedział Montero wypuszczając z ust chmurę pary. - To tam zmierzamy. Mam nadzieję, że niedługo to wszystko się skończy, bo dłużej nie wytrzymam. Jak my będziemy walczyć... Ty zajmiesz się małym. Postaraj się trzymać z tyłu. Może nawet będzie lepiej jak teraz Ci go dam? Dla kobiety może być nieco ciężki, ale musisz dać radę. Ja wezmę pałki do rąk i się nieco przygotuję. Rozruszam ciało... Shane w razie czego, jakby było gorzej niż przypuszczamy, uciekajcie. Martwi nie opuścicie tego tunelu więc pozostanie przy życiu jest tu priorytetem.
- Musimy współpracować, tak jak w walce z tą bestią. Najgorsze, że nie wiemy czego się spodziewać, ten ktoś lub to coś ma nad nami przewagę. Przydałby się policyjny pistolet.
 
Latin jest offline  
Stary 03-01-2012, 19:49   #124
 
Pinhead's Avatar
 
Reputacja: 1 Pinhead ma wspaniałą reputacjęPinhead ma wspaniałą reputacjęPinhead ma wspaniałą reputacjęPinhead ma wspaniałą reputacjęPinhead ma wspaniałą reputacjęPinhead ma wspaniałą reputacjęPinhead ma wspaniałą reputacjęPinhead ma wspaniałą reputacjęPinhead ma wspaniałą reputacjęPinhead ma wspaniałą reputacjęPinhead ma wspaniałą reputację
Cassio Montero, Shane Taylor, Alice Owens
Słowa, które padły przy rozwidleniu na długo zapadły w pamięć wszystkim. Jeszcze jakiś czas temu byli dla siebie kompletnie obcymi ludźmi, pasażerami jednego wagonu metra. A teraz...
Teraz padały słowa o wzajemnej pomocy, o poświęceniu życia dla ratowania innych, o przyjaźni i lojalności.
Zdawali sobie sprawę, że jeżeli przeżyją to wydarzenia z piekielnego tunelu odcisną na nich niezatarte piętno i połączą nierozerwalną nicią.

Szli opadającym cały czas w dół tunelem, niczym drogą przeznaczenia. Ściany tunelu wyglądały z każdym kolejnym krokiem coraz bardziej groteskowo i makabrycznie. Dopiero po chwili zdali sobie sprawę, co to wszystko przypomina. Gładkie ściany podparte cienkimi, łukowatymi wspornikami. Całość ociekała jakimś dziwnie pachnącą cieczą. Skojarzenie było tak absurdalne, że nikt nie chciał powiedzieć tego głośno.
WĘDRUJEMY W WNĘTRZNOŚCIACH JAKIEŚ ISTOTY.
Gdyby ktokolwiek z nich powiedział to na głos pękła, by cienka szyba oddzielająca ich od chaosu obłędu i szaleństwa.
Ocierając się więc o absurd i szaleństwo szli dalej udając, że wszystko jest w jak najlepszym porządku.
Nawet chłopiec, którego teraz niosła Alice wydawał się zadziwiająco spokojny. Nie mówił nic i tylko wpatrywał się w kobietę przeszywającym wzorkiem.

Po kilku minutach wędrówki dotarli do rozległej sali, która przypominała wnętrze jakieś bazyliki lub świątyni. Wysokie kopułowe sklepienie podtrzymywane było przez cztery symetrycznie ustawione, szerokie kolumny. Ściany nadal wyglądały jak wnętrzności ociekające krwią. Szczyt sklepienia emanował słabym, czerwonym blaskiem który zalewał całe pomieszczenie nadając mu już całkowicie upiorny wygląd.
Sala była praktycznie pusta poza centralnym miejscem pomiędzy kolumnami. Tam to znajdował się ociosany głaz, który przywoływał skojarzenia z ołtarzem.
Wyczulone i doświadczone zmysły Cassio i Shane ich pierwszych ostrzegły o niebezpieczeństwie.
W cieniu kolumny dostrzegli kryjącego się mężczyznę, a chwilę później usłyszeli za sobą czyjeś kroki.
Ktoś szedł ich śladem i właśnie zauważyli jego sylwetkę wyłaniającą się z tunelu. W słabym, krwistym świetle sączącym się ze szczytu sklepienia trudno było dostrzec kto to.

Jack McCain
Jack przestraszył się nie na żarty. Nie chodziło o to, że bał się niewidzialnego mężczyzny, ożywionych trupów, czy innych potworności tego przeklętego tunelu.
Jack bał się najbardziej tego, że traci zmysły.
Samotność, wszechobecna ciemność sprawiały, że tracił kontakt z rzeczywistości (jakakolwiek, by ona w tej chwili nie była) i osuwał się nieubłaganie w przepaść szaleństwa.
Jedynym ratunkiem dla niego był kontakt z innymi ludźmi.

Śmiało ruszył w kierunku grupy, którą śledził od jakiegoś czasu. Ku swojemu przerażeniu szybko stwierdził, że nie słyszy ich kroków, ani rozmów.
Przyspieszył w nadziei, że to pozwoli mu ich dogonić. Wiedział przecież, że nigdzie nie skręcili wszak tunel biegł cały czas prosto.
Po chwili już biegł, a i tak nie widział idącej przed nim grupy pasażerów.
Z bijącym niczym młot pneumatyczny sercem dotarł do rozwidlenia. W oddali jednej z odnóg usłyszał głos, który tak dobrze znał. Głos swego byłego aresztanta Taylora.
Nie zważając na nietypowy wygląd tunelu, bez zastanowienia pobiegł w tamtym kierunku.

David O'Neil, Stony Strode
Strode uzbrojony w zestaw kluczy i narzędzi, ruszył w stronę wentylatora, który jak wszyscy mieli nadzieję miał być ostatnią przeszkodą przed wyjściem na powierzchnię.
Stony dość szybko uporał się z zardzewiałym śrubami i po kilku chwilach odrzucił na bok osłonę wiatraka.
Teraz wystarczyło odnaleźć kabel zasilający i przeciąć go, zatrzymując w ten sposób łopaty wiatraka.
Kręciły się ona na szczęście na tyle wolno, że wojskowy mógł bez problemu dostrzec kabel.
Zwisał on luźno kilkanaście centymetrów dalej. Stony zaryzykował i wyciągnął dłoń w kierunku grubego, czerwonego kabla.
Wielkie było zdziwienie wojskowego, gdy chwycił kabel. Był on ciepły niczym ludzka dłoń i pulsował rytmicznie.
Stony instynktownie cofnął rękę i dopiero po chwili uświadomił sobie, że nie ma powodów do paniki. W tym pokręconym świecie, nic już go nie powinno zaskakiwać.
Wyciągnął rękę po raz drugi i jednym sprawnym cięciem noża, przeciął pulsujący kabel.
Krew jaka trysnęła z jego wnętrza zalała mu twarz i ubranie. Wentylator zawył niczym obdzierane ze skóry zwierzę, ale po kilku chwilach jego łopaty zatrzymały się.
Droga ku wolności była otwarta.

Cała trójka przecisnęła się pomiędzy łopatami wentylatora i ruszyła dalej.
Tunel jaki rozciągał się za wiatrakiem był zupełnie inny niż ten, którym szli do tej pory. Jego ściany było miękkie, lepkie i ciepłe. Tylko absurdalność skojarzenia z wnętrznościami sprawiła, że nikt nie podzielił się na głos swymi przemyśleniami.
Grupa śmiało i bez zbędnych dyskusji ruszyła naprzód. Wszyscy wierzyli, że to szaleństwo musi mieć gdzieś swoje granice, a oni byli zdeterminowani by do nich dotrzeć.

Po kilku minutach dotarli do końca wędrówki jak się zdawało. Nie czekała na nich jednak ani wolność, ani powierzchnia, a kolejna przeszkoda.
Przed nimi w rozległej na kilka metrów niecce znajdowała się emanująca słabym, czerwonym blaskiem ciecz. Ciecz była półprzezroczysta i dość wyraźnie można było dostrzec dno niecki, jak i to co kryło się pod nim.
Pod dnem niecki rozciągała się rozległa sala przypominająca bazylikę lub świątynię. David, Stony widzieli na dole ludzi. Po krótkiej chwili rozpoznali w nich pasażerów feralnego kursu metra, którym tu przybyli.
Wydawało się, że ich piekielna przygoda zatoczyła właśnie bardzo szerokie koło.
 
__________________
"Shake hands, we shall never be friends, all’s over"
A. E. Housman
Pinhead jest offline  
Stary 06-01-2012, 00:29   #125
 
Lechu's Avatar
 
Reputacja: 1 Lechu ma wspaniałą reputacjęLechu ma wspaniałą reputacjęLechu ma wspaniałą reputacjęLechu ma wspaniałą reputacjęLechu ma wspaniałą reputacjęLechu ma wspaniałą reputacjęLechu ma wspaniałą reputacjęLechu ma wspaniałą reputacjęLechu ma wspaniałą reputacjęLechu ma wspaniałą reputacjęLechu ma wspaniałą reputację
Cassio szedł w ciszy rozgrzewając ciało i dostosowując się na nowo do swojego narzędzia pracy. Pokryte krwią pałki wykonane z drzewa Biriba, od lat służące jedynie do treningu, teraz zostały wykorzystane w tak makabrycznym czynie jak morderstwo. Cały czas Montero myślał o tym jakby zza mgły. Stało się to tak niedawno a było tak odległe. Tak niepewne. Wojownik był niemal pewien, że gdyby nie jego działanie jego przeciwnik skrzywdziłby kogoś z otoczenia. Alice, Shane'a, dzieciaka albo Jack'a. W sumie się nie znali, ale Montero uważał, że jako człowiek wysportowany, przystosowany do starcia siłowego był za nich odpowiedzialny. Bo kim by był gdyby wolał zostać sam? Nikim. Zwykłym degeneratem nie zasługującym na życie...

Czarnoskórzy mężczyźni rzucili sobie w pewnym momencie spojrzenie mówiące "Ja wiem co się dzieje, ty też to wiesz, ale lepiej nie wszczynać paniki". To po prostu przekraczało ludzkie zdolności pojmowania. Cassio zauważył, że podróż w wnętrzu bijącej, ociekającej soczystymi sokami tkanki ciągnie się w nieskończoność. W końcu jednak zbliżali się do wylotu z tunelu a serce capoeristy przyspieszało i przyspieszało. Adrenalina, jak wstrzyknięta bezpośrednio w żyły, dostarczana do organizmu roznosiła niemal ciało sportowca. W końcu jego oczom ukazała się wielka, przerażająca sala.

Przypominała wnętrze jakiejś świątyni, meczetu, cerkwi czy czegoś w tym stylu. Strop podtrzymywały cztery stojące wokół kamiennego ołtarza kolumny. Ściany, nadal czerwone i śliskie, systematycznie pulsowały - niczym wzbudzone do życia serce. W suficie pomieszczenia było coś... dziwnego. Jakby jakaś błona utrzymywała jakąś czerwoną, stojącą ciecz. Emanowało stamtąd jakieś dziwne światło. Przerażające światło. To właśnie ono oświetlało stojącego w cieniu jednej z kolumn mężczyznę. Czemu się krył? Czemu stał z dala od ołtarza jakby chcąc aby wszyscy czterej zagubieni się do niego zbliżyli? Właśnie! Ołtarz! To o niego tu chodziło!

- Stójcie! Alice zajmij się małym i nie zbliżaj się do ołtarza! Shane zobacz kto tam się tak skrada a ja sprawdzę co z tym ołtarzem! - mówiąc to Cassio spojrzał w oczy Taylora wiedząc, że on też widzi mężczyznę i pokazał dyskretnie w jego kierunku głową.

Miał nadzieję, że były pięściarz zrozumie o co m chodzi. Czas aby ten kto za tym stoi zapłacił za to. Cassio najpierw go obezwładni a potem nieprzytomnego ułoży na ołtarzu. Może wtedy coś się zmieni... na lepsze.
 
Lechu jest offline  
Stary 06-01-2012, 20:35   #126
 
SWAT's Avatar
 
Reputacja: 1 SWAT ma wspaniałą reputacjęSWAT ma wspaniałą reputacjęSWAT ma wspaniałą reputacjęSWAT ma wspaniałą reputacjęSWAT ma wspaniałą reputacjęSWAT ma wspaniałą reputacjęSWAT ma wspaniałą reputacjęSWAT ma wspaniałą reputacjęSWAT ma wspaniałą reputacjęSWAT ma wspaniałą reputacjęSWAT ma wspaniałą reputację
- Widzicie? – odezwał się żołnierz, wskazując na dół – Tam są Ci z pociągu!
I faktycznie, pod ich pozycją, w dole, widać było ich starych znajomych. Błona, z jakiej tworzona była niecka, nie wyglądała na solidną. A wręcz przeciwnie, wyglądała bardzo, ale to bardzo delikatnie.
- Wyciągaj sznurówki Frank – rozkazał żołnierz.
Nie uśmiechało mu się samemu biegać, w rozwiązanych butach, gdyby zaszła taka potrzeba. Lub walczyć.
- Po co Ci? – oburzył się Frank.
- Dawaj je, albo Cię wrzucę do tego bajora
Frank już nie dyskutował, tylko spokojnie wyplótł sznurowadła, które podał żołnierzowi. Ten związał je do kupy wyuczonymi w wojsku węzłami. Miał nadzieję, że wytrzymają ciężar alternatora i noża, który również przywiązywał. Alternatorem dociążał swoją broń, nóż miał opaść na dno i przeciąć nieckę. I tak też zrobił.
Po chwili miał gotowy przyrząd, do przebijania błon, czy czymkolwiek było to coś pod nimi. Z miną podniecenia jak u dziecka, a następnie strachem w oczach, zarzucił swoją wędkę. Ciężarek z ostrzem na końcu, dość szybko opadał i bez problemu ukuł błonę. Po chwili mała dziurka i wyciekający z niej płyn, poszerzył otwór po czym chlusnął z impetem w dół, niczym oberwanie chmury.
Ciecz zdradziła ich pozycję, ale też wprowadziła małe zamieszanie.
Żołnierz nie czekał, tylko szybko odczepił nóż od alternatora i sznurowadeł, które rzucił Frankowi.
Lecz nim skoczył na kolumnę i niczym Rambo rzucił się w wir walki, czekał na reakcję zebranych na dole.
 
__________________
Po prostu być, iść tam gdzie masz iść.
Po prostu być, urzeczywistniać sny.
Po prostu być, żyć tak jak chcesz żyć.
Po prostu być, po prostu być.
SWAT jest offline  
Stary 14-01-2012, 00:19   #127
 
Latin's Avatar
 
Reputacja: 1 Latin nie jest za bardzo znanyLatin nie jest za bardzo znanyLatin nie jest za bardzo znanyLatin nie jest za bardzo znanyLatin nie jest za bardzo znanyLatin nie jest za bardzo znany
Tunel cały czas opadał coraz niżej a trójka szła przed siebie. Dopiero po chwili zorientowali się, że to już nie był zwykły tunel, raczej wyglądał jak wnętrzności czegoś. No właśnie, czegoś. Cassio rzucił mu porozumiewawcze spojrzenie, obaj byli równie zdezorientowani. Od chwili gdy zostali uwięzieni w tunelach metra nic tutaj nie było normalne, a ich zdrowie psychiczne stało pod znakiem zapytania. Wola przetrwania pomagała im w trudnych chwilach i póki co trzymali się całkiem nieźle.

Po jakimś czasie marszu w tym okropnym tunelu ich oczom ukazała się spora sala. Sklepienie utrzymywało się na czterech kolumnach, a cała sala oblana była czerwonym światłem. W centrum znajdował się wielki kamień, któy przypominał ołtarz, zaś za jedną z kolumn dało się dostrzec jakąś postać. Z kolei za sobą usłyszeli kroki kogoś innego – niedobrze, byli otoczeni.

- Stójcie! Alice zajmij się małym i nie zbliżaj się do ołtarza! Shane zobacz kto tam się tak skrada a ja sprawdzę co z tym ołtarzem! - krzyknął Montero.
- Dobra, a ty najpierw sprawdź kto nas śledzi – odparł Shane wskazując za plecy, skąd dochodziły kroki.

Taylor już biegł w stronę tajemniczego jegomościa ukrytego za jednąz kolumn, gdy nagle z sufitu jak ściana wody zaczęła spadać czerwona ciecz. Nie wiedział co się dzieje, serce jakby stanęło w miejscu, wszystko to działo się tak szybko, że można było zwariować. "To już koniec" – przebiegło przez myśli boksera, był pewny, że teraz już zginą.
 
Latin jest offline  
Stary 19-01-2012, 01:54   #128
 
Kirholm's Avatar
 
Reputacja: 1 Kirholm jest jak klejnot wśród skałKirholm jest jak klejnot wśród skałKirholm jest jak klejnot wśród skałKirholm jest jak klejnot wśród skałKirholm jest jak klejnot wśród skałKirholm jest jak klejnot wśród skałKirholm jest jak klejnot wśród skałKirholm jest jak klejnot wśród skałKirholm jest jak klejnot wśród skałKirholm jest jak klejnot wśród skałKirholm jest jak klejnot wśród skał
Jack postanowił że nie ma sensu więcej podróżować na własną rękę. Mógł jedynie napotkać więcej problemów, a jak to mówią w jedności siła. Czas zakopać topór wojenny i razem przejść przez to piekło. Szedł przez mroczny korytarz z wciąż wyciągniętym pistoletem wymierzonym w mroczną czeluść. Wiedział że grupa nie będzie patrzyć na niego łaskawym okiem, ale czy miało to jakiekolwiek znaczenie? Musiał do nich dołączyć. Potrzebują kogoś z bronią, więc nie powinni odrzucić jego propozycji pomocy. Gdy wyłonił się z korytarza ujrzał Shane'a. Tak, lepiej nie mógł trafić...

- Taylor... - mruknął spoglądając na byłego więźnia i opuszczając nieco spluwę - Jak by to powiedzieć - starał ukryć zakłopotanie i strach malujący się na jego twarzy - Wracam do Was. Te korytarze wydają się zbyt mroczne by podróżować samemu - na znak zgody wyciągnął dłoń do Shane'a.
 
Kirholm jest offline  
Stary 19-01-2012, 07:24   #129
 
Pinhead's Avatar
 
Reputacja: 1 Pinhead ma wspaniałą reputacjęPinhead ma wspaniałą reputacjęPinhead ma wspaniałą reputacjęPinhead ma wspaniałą reputacjęPinhead ma wspaniałą reputacjęPinhead ma wspaniałą reputacjęPinhead ma wspaniałą reputacjęPinhead ma wspaniałą reputacjęPinhead ma wspaniałą reputacjęPinhead ma wspaniałą reputacjęPinhead ma wspaniałą reputację

WSZYSCY
Czerwona niczym krew ciecz, chlusnęła nagle z sufitu. Towarzyszył temu potworny jęk torturowanych i płaczących z bólu dzieci. Pisk i wrzask wkręcał się w uszy niczym wiertło i ranił boleśnie.
Oczy wszystkich zaszły czerwoną mgłą. Skronie pulsowały niczym membrany głośników. Wrzask nie ustawał, a w oddali słychać było złowieszcze bicie bębnów.
Czas jakby się zatrzymał, spowalniając ruchy, myśli i bicie serc.
Upiorne wizje zalały umysły obecnych.

Cassio Montero, Shane Taylor, Alice Owens, David O'Neil, Stony Strode
Na siatkówce niczym na białym prześcieradle, ktoś zaczął wyświetlać obrazy. Pokaz slajdów zaczął się bardzo niewinnie.
Dziecięcy pokój z kolorową tapetą, mnóstwem rozrzuconych po pokoju zabawek i lampką nocną w kształcie Kubusia Puchatka. W łóżku śpi słodko mały chłopczyk. Po jego uśmiechu widać, że śni mu się coś przyjemnego i wesołego.
Nagle drzwi pokoju uchylają się i wąska smuga światła pada na twarz dziecka. W oddali słychać lubieżny śmiech, a po chwili krzyk przerażonego dziecka.
Sylwetka potężnie zbudowanego mężczyzny zasłania widok. Nie trzeba jednak widzieć, by wiedzieć co się właśnie dzieje.
Podniecony mięśniak, niczym jurne zwierze, zaspokaja swe potrzeby na małym chłopcu. Jego krzyk i płacz jest przerażający. Słychać w nim wołanie o pomoc. Prośbę o litość.
Nic się jednak nie zmienia. Ból i poniżenie trwa nadal. Lubieżne sapanie mięśniaka wznosi się ponad krzyki chłopca.
Gdy ekstaza mięśniaka mija, słychać już tylko ciche westchnięcia płaczącego dziecka.
Mężczyzna głaszcze go po włosach i szepce do ucha:
- Nie bój się. Jestem przy tobie. Demony już sobie poszły.


Jack McCain
Jack czekał spokojnie aż Shane podejdzie do niego. Sam nie spodziewał się, że kiedykolwiek ucieszy się na widok tego kryminalisty. Teraz, mimo wszystkich przerażających okoliczności, twarz murzyna przyniosła spokój i ukojenie.
Nagle jednak to wszystko pryska i oczy McCaina zachodzą czerwoną mgłą, a w jego uszy wdziera się przerażający wrzask, który ranił niczym rozpalony nóż.
Wizja jaka przyszła sprawiła, że policjant zachwiał się i upadł na jedno kolano. Ohydne obrazy wlały się w mózg Jacka.
Rosły mężczyzna pracuje pochylony nad silnikiem samochodu. Widać, że robota mu nie idzie gdyż co chwila klnie pod nosem i złorzeczy na cały świat.
Nagle czyjaś ręka jednym szybkim ruchem uderza w drut podtrzymujący klapę silnika. Ta z wielkim hukiem spada na głowę mężczyzny, który osuwa się na kolana. Słychać jego cichy jęk bólu wydobywający się spod maski. Jack widzi jak po masce samochodu skacze kilkuletni chłopiec. W jego oczach jest żądza mordu i krwi, a na twarzy szyderczy uśmiech zadowolenia. Chłopak skacze po masce nieprzerwanie przez kilka minut. Słychać trzask pękających kości i agonalne westchnięcia mężczyzny.
Jack słyszy jak ktoś szepce:
- Zabij chłopca. Zabij demona, a uwolnisz swą duszę. Zabij go!

Wizja mija, tak samo szybko, jak przyszła. Jack klęczy na jednym kolanie z rękami opuszczonymi wzdłuż ciała. W głowie czuje nieprzyjemne pulsowanie, dokładnie takie jak po pijackiej nocy następnego ranka. Spogląda w górę i widzi Shane oraz Alice, która trzyma na rękach kilkuletniego chłopca. Patrzy on na Jacka i uśmiecha się.
Jest to ten sam dzieciak, który zabij swego ojca z tą przerażająca satysfakcją w oczach.

Cassio Montero, Shane Taylor, Alice Owens, David O'Neil, Stony Strode
Wizja mija, tak samo szybko, jak przyszła. Czerwona mgła rzednie i gdyby nie przerażające otoczenie można, by rzec że wszystko wróciło do normy.
Nic jednak nie jest normalne. Grupa stoi po środku świątyni zbudowanej z mięśni, ścięgien i żył. Ściany ociekają krwią i pulsują niczym żywa tkanka. Kilka metrów przed grupą stoi mężczyzna. Na twarzy ma maskę, ale nawet mimo to wszyscy czują jego szyderczy uśmiech. W dłoniach ściska on dwa długie noże na których widać zakrzepniętą krew.
- Zapraszam do tańca - mówi patrząc na Cassio.
Montero słyszy przybierającą na silę muzykę. Bez trudu rozpoznaje dźwięki przy których nie raz ćwiczył.
Montero słyszy przybierającą na silę muzykę. Bez trudu rozpoznaje dźwięki przy których nie raz ćwiczył.
 
__________________
"Shake hands, we shall never be friends, all’s over"
A. E. Housman

Ostatnio edytowane przez Pinhead : 19-01-2012 o 19:15.
Pinhead jest offline  
Stary 19-01-2012, 14:24   #130
 
Lechu's Avatar
 
Reputacja: 1 Lechu ma wspaniałą reputacjęLechu ma wspaniałą reputacjęLechu ma wspaniałą reputacjęLechu ma wspaniałą reputacjęLechu ma wspaniałą reputacjęLechu ma wspaniałą reputacjęLechu ma wspaniałą reputacjęLechu ma wspaniałą reputacjęLechu ma wspaniałą reputacjęLechu ma wspaniałą reputacjęLechu ma wspaniałą reputację
Ciepła posoka nagle chlusnęła z sufitu przypominając Cassio aby nie dał się zaskoczyć. Wojownik mocniej zacisnął w dłoni pałki Maculele powoli, ostrożnie ruszając w kierunku ukrytej postaci. Odgłos, który wydało pomieszczenie zatrzymał na chwilę rosłego murzyna zmuszając go do zatkania uszu. Pisk, płacz, istny skowyt był nie do wytrzymania! Balansując na granicy wytrzymałości capoerista przypomniał sobie, że nie jest tu sam. Że jak teraz straci przytomność nie tylko on może zginąć. Czerwona mgła, niczym krwisty unoszący się z niezapomnianej zbrodni miąższ, skutecznie zasłaniała Montero jego cel. I wtedy do jego umysły wdarła się ta scena...


Mały, przytulny, bezpieczny dziecięcy pokój. Kolorowa tapeta, łóżeczko w kształcie wyścigowego samochodu i zapalona lampka w kształcie Kubusia Puchatka. Kruchy, niewinny, znajomy Cassio chłopiec słodko, z uśmiechem na ustach śpi. I wtedy ktoś przerywa jego błogi sen. Przez drzwi wchodzi śmiejąc się przeraźliwie duży, mięsisty mężczyzna. Chłopiec się budzi i krzyczy z rozpaczy. Woła o litość. O pomstę. Mięśniak zrywa z ekstazą spodnie i silnymi ramionami unieruchamia chłopca. Wyżywa się na nim, zaspokaja. Odrażający czyn wzdryga ciałem Salvadorczyka tak mocno, że ten niemal nie wywrócił się na śliskiej od pożogi podłodze. A w oddali, tle słychać nadal pulsujące złem, nikczemnością ściany starej świątyni. Chłopiec krzyczy, woła o pomoc, ale sapiący człowiek jakby tego nie słyszy dalej zaspokajając swoją chorą rządzę. Po jakimś czasie, który Brazylijczykowi dłużył się niczym godziny, dni, tygodnie chłopiec rzęzi zachrypniętym głosem a wielki, wyżyty już psychopata głaszcze go szepcząc mu do ucha:

- Nie bój się. Jestem przy tobie. Demony już sobie poszły.

Nagle wizja się urywa. Cassio czuje, że po jego policzkach spływają dwie samotne łzy. Czerwona mgła rzednie ukazując skrytego za maską mężczyznę. Ściany nadal pulsują, żyły tętnią a psychopata unosi dwie zaczerwienione od zakrzepłej krwi maczety.

- Zapraszam do tańca... - powiedział bez emocji.

Nagle Montero usłyszał muzykę... Ta przybierała na sile i wyrazistości. Zoom, zoom, zoom... Jak on dobrze to zna. Jak chętnie przy tym ćwiczy w każde lato na plaży. Przyjemnie ciepły piasek, ubrane w bikini krągłości kobiet z ekscytacją oglądających sportowca, muzyka, płynność, gra... Muzyka tak wesoła, tak beztroska, że aż kontrastuje z tym co obecnie Cassio otacza. Chętnie rozbiegłby się wykonując rundaka, po nim przerzut przez plecy i salto otwarte... Ale teraz nie jest na plaży. Jest w piekle gotowy bronić tego w co wierzy. Bronić człowieczeństwa i życia innych. I nagle nie ma już nic. Jest tylko on i jego przeciwnik. Zdecydowany, ale szybki krok, rozgrzane, gotowe do walki ciało, psychika starająca się zapomnieć o głodzie i lśniących klingach, w które uzbrojony jest psychopata.

- Jeszcze tylko chwila. Tylko chwila i będzie po wszystkim... - powiedział do siebie Cassio ruszając do ataku.
 
Lechu jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 17:49.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172