Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 19-11-2011, 23:59   #9
Sakura
 
Sakura's Avatar
 
Reputacja: 1 Sakura nie jest za bardzo znany
Shiro Tengu, terytorium Klanu Żurawia; ranek 11go dnia miesiąca Hantei, rok 1114

Sakura siedziała na posłaniu rozglądając się po pokoiku. Broń. Rękojeść i saya w barwach feniksa. Pamiątka po ojcu. Pamiątka po rodzinie. Co mówił dziadek? Śmierć wnuka? To znaczy... To znaczy, że Eizo nie żyje. Jak? Gdzie? Kiedy? DLACZEGO?!?
Czy to znaczy, że została sama?
Myśli kołatały się w jej głowie powiększając uczucie strachu, osamotnienia i pustki w sercu. Kochała ojca. Miała przed oczami żywo jego śmierć. Jego białe kimono.
Kochała brata, choć często się sprzeczali. Kochała ich obu bardzo mocno.
Mimo to, właśnie dziadek był jej wzorem i bożyszczem, którego podziwiała, choć tak rzadko się widywali. A teraz... Teraz spartoliła wszystko na całej linii. Jak to możliwe, żeby aż tak zawiodła? Dziadek... Shiba Akito... Jak to możliwe, żeby się aż tak rozgniewał...

Sakura powoli wstała z posłania. Na wpół machinalnie podeszła do okna i rozsunęła do końca okiennice. Jakby po raz kolejny powtarzając dawne ruchy, stanęła naprzeciw wschodzącym promieniom i pokłoniła się matce Amaterasu. Później długą chwilę stała w jej promieniach napawając się ich ciepłem. Jeszcze niedawno nie myślała, że będzie miała okazję jeszcze je ujrzeć. Poczuć ich kojący dotyk na skórze.
Skóra...
Dziewczyna z niepokojem otworzyła oczy. Odetchnęła kilka razy głęboko i spojrzała na swoją rękę. Bała się. Nie przyznała by się do tego nikomu, ale bała się, że zobaczy łuski. Bała się, że coś z nią jest nie tak.

Podeszła do miejsca, gdzie zostawiono posiłek i ujęła pałeczki, aby przy posiłku zastanowić się nad ostatnimi wydarzeniami.
Co się stało tam, na trakcie? Kto przyszedł jej z pomocą? Kto ją ocalił? Była pewna, że bez szybkiej pomocy nie oglądała by teraz jasnego oblicza Bogini Matki.
Co się działo, gdy jej świadomość przeniosła się w dziwne miejsca? Co to za stworzenia widziała, gdy straciła przytomność? Kim... Czym był szept i złowieszcze „Przybywam...”, od którego ciarki przechodziły jej po plecach? O czym mówił dziadek, wspominając o poszukiwaniu w przeszłości? Jaką w tym wszystkim rolę odgrywała woda? O co w tym wszystkim chodzi?
Sakura nie rozumiała.
Miała nie pić wody? Nie myć się? Czy nie wchodzić do rzeki? Do każdej? Czy tylko do tej, która przepływała obok jej dawnego domu?

- Baka! Baka, baka, baka!
Powiedziała cicho besztając się po skończonym posiłku. Odłożyła miseczkę. Pochyliła głowę pełna wstydu. Dopiero teraz powoli zaczynała sobie uświadamiać, jak bezdennie głupim była dzieckiem. Jak koszmarnie nierozważnym było opuszczenie domu. Po co? Co chciała w ten sposób udowodnić? Czego dokonać?
Oczy Sakury zrobiły się szkliste. Chciało jej się płakać z ogromu własnej głupoty i bezsilności.
Wzięła głęboki oddech. Nie wiedziała co robić. Wypuściła powoli powietrze.
Dziewczyna ostrożnie wstała, nie wiedząc w jakim stanie jest jej ciało po... wydarzeniach na trakcie, bo walką niestety nawet tego nie mogła nazwać. W ogóle, nie wiedziała ile czasu minęło. Podeszła do stojaka z bronią i swoich rzeczy. Rozpakowała, wyciągając kilka drobiazgów i układając z nich znany sobie ołtarzyk. Przeszukała zawiniątko w poszukiwaniu choćby jednego kadzidełka. Nie pamiętała, czy jakieś zostało. Bała się składać modły. Siedziała tylko w pokornej pozie, z głową ułożoną na złączonych dłoniach przy ziemi. Bała się wymawiać imienia tych, których zawiodła. Wspomnienia jednak same napływały do jej głowy. Śmiech brata i kuzyna, gdy nosili ją na barana. Widok latawca puszczanego na przełęczy i jednego z ludzi ojca, który w ostatniej chwili uratował ją przed stratowaniem. Zadowolenie na twarzy ojca, gdy patrzył na matkę układającą kwiaty w wazonie. Dziadka, gdy ściągał z głowy mnisi kapelusz, przekazując go małej dziewczynce... W oczach Sakury znów zakręciły się łzy. Zobaczyła ponownie jego zagniewaną twarz. Policzek nadal piekł od siarczystego uderzenia. Była głupim dzieckiem. Cóż takiego strasznego działo się w domu, że musiała z niego uciekać? Kilka kłamliwych słów rzuconych przez jakiegoś zawistnika? Cóż z tego? Przecież matka radziła sobie z takimi doskonale i bez jej wyczynów, które i tak na nic się zdały. Co, takie straszne były lekcje w dojo, w którym niezmiennie przegrywała? To nic w porównaniu z tym, czego doświadczyła na trakcie i podczas podróży. Żadne z wcześniejszych słów nie były tak nikczemne i bolesne jak to, co spotkało ją później. Ile goryczy i zgryzot stało się jej udziałem, gdy wyruszyła na szlak. Czy tylko jej? A matka? Po raz pierwszy pomyślała o niej w ten sposób i o tym, co musiała przeżywać po jej odejściu. Najpierw straciła rodzinę, później odszedł ojciec, dalej jej syn, a na koniec ostatnia córka. Kto jej pozostał? Czy nie powinna teraz trwać przy niej i wspierać?
Przeszłość... Czyja przeszłość? O jakiej przeszłości mówił dziadek?
Przodkowie...
Sakura zadrżała, po raz pierwszy zadając sobie pytanie, jakich przodków tak naprawdę wzywała? Kim jest ten, który szeptał, że przybywa? Przed kim, bądź przed czym dziadek kupuje jej czas? Czas do czego?
Czas... Kupił jej czas... Tylko na co? Co ma zrobić? Jak postąpić? Gdzie szukać odpowiedzi, skoro prawie cała jej rodzina nie żyje...
Prawie. Matka? Czy ona wie? Czy zna odpowiedź? Eizo coś wiedział. Ojciec wiedział. Na pewno! Zwój! Ame przesłała ojcowi zwój! Były tam przedziwne wieści.
- Eizo, dlaczego mi nie powiedziałeś, zanim odszedłeś!?
Powiedziała do siebie, nie zdając sobie do końca sprawy, iż słowa wydobyły się z jej ust.

Sakura podniosła się z pokłonu ostatni raz oddając przodkom z ołtarzyka cześć. Pochowała rzeczy, zostawiając tylko broń. Podeszła do okna, aby rozglądnąć się po otoczeniu. Wertowała w pamięci wszystkie informacje na temat klanu Feniksa, jakie zgromadziła do tej pory. Przecież lubiła chodzić do biblioteki, a z Hasi było o wiele łatwiej dostać co ciekawsze zwoje w ręce. Szukała również informacji o Żurawiach w nadziei, że skojarzy jakieś fakty z matką. Być może to od tej strony powinna zacząć?

Z rozmyślań wyrwał ją ruch budzącej się do życia posiadłości. Gdzie właściwie była? Kim byli jej wybawiciele? Komu powinna teraz podziękować? Zaciągnęła niewątpliwie dług życia i musi go spłacić. Tylko komu? I jak? Co ona, głupia dziewczynka, która jak do tej pory wszystkim naokoło sprawia jedynie kłopoty, mogła godnego zaoferować swojemu wybawicielowi? Jej umiejętności szermiercze były łagodnie rzecz biorąc co najwyżej mizerne. Ledwie raz, jedyny raz udało się jej ledwie musnąć wuja w czasie treningu. Raz... Równie dobrze mógł to być łut szczęścia. I tak później uratowało ją tylko i wyłącznie nadejście matki.
Co z Fumio? Faktycznie nie żyje? Jego też zawiodła? Tak radośnie opowiadał o swojej narzeczonej. Tak był przejęty... Co teraz powinna zrobić?

Nie wiedziała. Jedyne co przychodziło jej w danej chwili do głowy było znalezienie i podziękowanie osobie, dzięki której żyje. Sakura zebrała się w sobie i doprowadziła szybko do porządku. Ubrała zapasowe kimono, przeczesała starannie włosy i ruszyła na poszukiwania.
 
Sakura jest offline