W końcu w komnacie zjawił się jakiś mag, przerywając aerobik Osztana. Machnął ręką i gargulec ponownie skamieniał.
- Dobre, nauczysz mnie tego? – rzekł wesoło niziołek, klepiąc maga w ramię i dysząc z lekka po ostatnim okrążeniu. Magik parsknął jedynie, zadarł nos w górę i wyszedł.
- Ale sztywny dziad – mruknął pod nosem i machnął na niego ręką. Pokierował się w kierunku drzwi. Wtenczas usłyszał za sobą trzepot skrzydeł. Odwrócił się i zobaczył wkurzonego gargulca. Spojrzał na swoją rękę. Spojrzał na gargulca. Spojrzał na rękę. – Yeeaa!! – Spojrzał na gargulca. Leciał prosto na niego. – Niiieeee yeeaa!!! – Wybiegł szybko z komnaty, zatrzaskując za sobą drzwi.
- Nigdy więcej nie machać na gargulce na pożegnanie. – Podsumował dysząc. Za zakrętem korytarza stał mag, ten stary dziad, zacierając ręce i śmiejąc się szyderczo z niziołka. Gdyby tylko Osztan go widział…
Wyszedł na powierzchnię i udał się do maga po wskazówkę.
- Ty, kurcze, ja cię skądś znam! Czekaj, czekaj – zmarszczył czoło, usilnie próbując sobie przypomnieć. – Nie, chyba cię nie znam, nie pamiętam. Nieważne. To nie możesz być ty.
Osztan usiadł na ławeczce przed katedrą. Zaczął myśleć nad zaklęciem.
- Gargulec, smalec, gnilec, kościelec… Mam!
Gargulec pewnego razu
Wszedł prosto do lasu
Widzi tam dzika
I na drzewo szybko zmyka
Zamiast wzlecieć w górę
Wdrapuje się na drzewa koronę
Dziś bądź bardziej zuchwalec
I przyleć do mnie gargulec
Gargulec przyleciał. Osztan wdrapał się na jego grzbiet. Wtedy dopiero zauważył, że Nevis też tu jest. Właśnie tworzył własne zaklęcie.
- Cześć Nevis, jak ci leci? Patrz jaką mam brykę! – Wskazał na swojego gargulca. – Lecimy razem? Może ci pomóc z zaklęciem? Mam kilka rymów, słuchaj: gargulec-sprzęgłohamulec, gargulec-ospalec albo to gargulec-marszczelec.
Kiedy Nevis przywołał swojego gargulca, razem wznieśli się w powietrze i polecieli po następne zadanie. |