Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 20-11-2011, 15:46   #20
Lechu
 
Lechu's Avatar
 
Reputacja: 1 Lechu ma wspaniałą reputacjęLechu ma wspaniałą reputacjęLechu ma wspaniałą reputacjęLechu ma wspaniałą reputacjęLechu ma wspaniałą reputacjęLechu ma wspaniałą reputacjęLechu ma wspaniałą reputacjęLechu ma wspaniałą reputacjęLechu ma wspaniałą reputacjęLechu ma wspaniałą reputacjęLechu ma wspaniałą reputację
Jak wcześniej podejrzewał Gregory ich pilot studiował na Akademii Interrata. Jedna z najlepszych uczelni gościła w swych murach niejednego członka szlacheckiego rodu. Każdy kogo życie było związane z jakąkolwiek dziedziną nauk odwiedził tę uczelnię niejednokrotnie. Co jakiś czas odbywały tam się zjazdy uczonych, którzy w olbrzymich audytoriach wykładali prelekcje wzbogacone własnymi doświadczeniami. Rupert jednak niewiele z tamtego okresu pamiętał. Może zamiast studiować i czerpać wiedzy całymi rękoma nie przesilał swojej kory mózgowej i bawił się ile tylko mógł? W końcu akademicka brać jak nikt inny potrafiła balować, udawać, że się uczy i jeszcze przypadkiem zdać na kacu kolokwium. Co prawda Talbot nigdy tak nie robił, ale miał wielu znajomych, którzy w ten sposób ukończyli uczelnię. "Jednak dyplom bez odpowiednich umiejętności i maksymalnej pracy nie przynosi takiej satysfakcji" pomyślał szybko One-Eyed jakby zamyślony...

Wymienione pomiędzy pilotem a inżynierem wspomnienia z czasów studiów przeświadczały o jednym: Mimo swego fizycznego podobieństwa ludzie mogą być całkiem inni. Jedni krytykowali Ukarów, inni Obunów czy nawet często pojawiających się wśród ludzi Voroksów. Ale czy mogli z całą pewnością powiedzieć, że byli od nich lepsi? Młody członek rodu Gilgarów może sporo wagarował i spędzał czas na rozrywce, ale potrafił pilotować skoczka lepiej niż niejeden przykładający się za czasów studiów człowiek. O czym to świadczyło? O zmarnowanym talencie. Ktoś kto nie miał go za grosz musiał włożyć mnóstwo pracy aby osiągnąć to co Rupert potrafił bez większego wysiłku. Ten jedynie wykorzystał swoje szczęście. Ale zapomniał o jednym. Talent mimo iż zawsze sam się obroni zawsze również odpada. Przegrywa z kimś kto aby być tak dobrym musi uczyć się, trenować, sprawdzać swe umiejętności dwa razy intensywniej. Jakaż to ironia, że utalentowani ludzie nie doceniają tego co otrzymali od Wszechstwórcy...

W trakcie rejsu przez bezmiar przestrzeni powietrznej Pandemonium One-Eyed bawił się swoim wszczepem. Przybliżał, oddalał obraz dzikiej, nieokiełznanej fauny oraz flory żyjącej daleko w dole. Wyglądał niczym posąg siedzący w tej samej pozycji i z uśmiechem wyglądający przez szybę skoczka. Mimo iż Talbot kochał technologię uwielbiał też piękne widoki, żywą naturę oraz przystosowanie dzikich plemion. Oni potrafili żyć w zgodzie z tym wszystkim bez maszyn. Bez ciężkiego sprzętu, który od lat torował ludzkości drogę do podporządkowania sobie wszystkiego co obce i nieznane. To w jaki sposób Ci ludzie żyli było... fascynujące.

***

Drugi dzień przyszedł nadspodziewanie szybko. Talbot mógł nie tylko wypocząć, ale dokładniej przyjrzeć się swoim towarzyszom. Najbardziej intrygowali go Ur-Obun oraz najemnik, ale każdy z nich był inny. Każdy reagował na pewne bodźce w zupełnie inny, ciekawy sposób. Widać to było w sytuacji, gdy Rupert przypomniał sobie o posiłkach spakowanych przez obsługę jego rodu. Co prawda te już zdążyły wystygnąć, ale były o niebo lepsze niż racje żywnościowe, które One-Eyed zwykle zabierał ze sobą w podróż.

- Ależ nie ma sprawy Rupercie. To i tak jest o niebo lepsze od tego co serwowali mi nie tylko na uczelni, ale i w trakcie pracy na Bizancjum Secundus. Zimne, ale pyszne. Dziękuję. - Talbotowi wcale nie przeszkadzał zimny posiłek i w czasie jedzenia pozostawał równie czujny co wcześniej.

I wtedy mógł zobaczyć ich odmienność. Zupełnie dwie różne osoby. Najemnik silny, wytrzymał, sprawny, twardy i rzeczowy - wziął swoją porcję i zaczął jeść. Nie lubił chyba zbędnego pieprzenia. Obun tymczasem przed jedzeniem musiał wyrazić swoją dezaprobatę tym, że musi jeść chłodne śniadanie. Z tym co powiedział Gregory po części się zgadzał, ale kim by był jakby nie stanął po stronie młodego Gilgara.

- Ależ ojcze Lamisie. Ludzie należą do najbardziej wszechstronnej rasy i zapewne to jest powodem tego, że wylali się jak wielka plaga na bezkresy kosmosu. Są wśród nas co prawda najgorsi kryminaliści, szaleńcy i inni złoczyńcy, ale proszę nie zapominać o osobach uczonych, dobrych i przepełnionych tych pozytywnymi cechami. Osobiście uważam, że czas ludzkiej dominacji nie skończy się wcale. Nasz przyrost naturalny jest zbyt wysoki w porównaniu z śmiertelnością innych, również przecież nie do końca praworządnych ras. Mam jednak nadzieję, że przyjdzie czas kiedy ludzkość zwyczajnie dojrzeje do powierzonej im przez Wszechstwórcę misji i kiedyś zarówno my, jak i inne rasy będzie mogli nazwać się braćmi. - Talbot był w sumie spokojny i bardziej bezstronny, ale musiał dorzucić swoje trzy grosze.

Po tym jak zjadł oczywiście rozwinął temat wspominając Obunowi o swoim przyjacielu Gringu, który był jednym z najlepszych inżynierów jakich znał Talbot. One-Eyed często pracował, uczył się i dzielił wspomnieniami z drugim technikiem. Zdziwienie było nawet zauważalne na obliczy duchownego, gdy Gregory pod koniec wspomniał, że Gring był Gannokiem. Przedstawicielem małej, zwinnej, niezwykle inteligentnej rasy przypominającej z wyglądu nieco znane ludziom małpy. Gring to jest gość. Ciekawe co u niego...

Po krótkim i spokojnym dialogu z Lamisem inżynier znowu przyglądał się szalejącej naturze. Woda pod nimi była nie tylko niezwykle silna, ale i piękna. Oddalone wieże przybrzeżnych miast nie miały szans z rozszalałą morską zawieruchą. Jak widać nie tylko ludzie miewali swoje koszmary. Również morskie stworzenia musiały teraz przeżywać istny koszmar. Chociaż... Talbot nigdy nie zastanawiał się jak żyją ryby i inne podwodne istoty.

W końcu, wśród widoków majestatycznie rozbijających się o dalekie brzegi srebrzystych fal, Rupert mówił, że załoga ma zapiąć pasy. Zbliżali się do lądowania. Maszyna obniżyła wysokość i rozpoczynała się procedura lądowania. Coś jednak musiało pójść nie tak... Nagle na szybie, na którą patrzał One-Eyed pojawiła się cała masa dużych, jasnych piór. Do uszu technika doszedł jakiś dziwny skowyt. Zobaczył jak jedno ubrane w pióra stworzenie uderzyło w bok skoczka. Od razu uruchomił swój wszczep, który szybko wypatrzył kolejne nadlatujące stworzenia...

- Nadlatują! Cała masa... - powiedział jakby do siebie Gregory rzucając się od razu w kierunku panelu sterowania skoczkiem.

Talbot nie znał się na pilotażu. Potrafił jednak reperować zepsuty sprzęt i obsługiwać funkcje, które dla wielu pilotów mogły wydawać się zbędne. Szybko ściągając skrzekotkę One-Eyed podłączył ją pod panel sterowania maszyną. Rupert wyciągnął rękę w kierunku podłączonego kabla, ale Talbot złapał za nią...

- Spokojnie. Znam się na tym. - skwitował krótko i zabrał się do roboty.

Za pomocą urządzenia chciał wygenerować falę akustyczną o takiej częstotliwości aby była ona niesłyszalna dla ucha ludzkiego a przeraźliwie nieznośna dla uszu istot przyczepionych do skoczka. Ich dzioby drapały niemiłosiernie po kadłubie wehikułu co mogło zapowiadać jedynie złe skutki. Pierwsza próba się nie udała. Talbot spojrzał zrezygnowany na resztę dostrzegając nagle laskę ogłuszającą, w której posiadaniu był Obun. Patrząc na niego błagalnie, z nadzieję One-Eyed rzekł:

- Ojcze Lamisie. Jest ojciec w posiadaniu laski z generatorem ogłuszającym. Jak mi ją Pan pożyczy będę w stanie odstraszyć te stworzenia bez robienia im krzywdy. Wygeneruję falę dźwiękową o takiej częstotliwości, że my jej nie usłyszymy a one uciekną. Proszę. Nie mam czasu na wyjaśnienia. Szybko... - Gregory wyciągnął rękę patrząc błagalnie na Ur-Obuna i spoglądając kontem oka na ożywionego strasznie najemnika.

Lamis Ur-Washatu nie zastanawiając się długo wręczył Talbotowi laskę. Ten podłączył ją do przekaźników analogowych statku i zaczął przestrajanie. Miał nadzieję, że jego plan zadziała. Że stworzenia uciekną nietknięte. Talbot nie chciał robić krzywdy Mulakee, gdyż były one częścią naturalnej flory i fauny tej planety. Musiał je odstraszyć zanim najemnik naładuje śrutem swoją broń i zacznie do nich zdrowo pruć ołowiem. Oby to zadziałało…
 
Lechu jest offline