Sytuacja na pokładzie była iście desperacka. Atakowany przez ciekawskie ptaszydła skoczek z każdą chwilą chwiał się coraz bardziej, mknąc ledwo kontrolowanym lotem niemal prosto w skalne wzniesienia, na których zbudowano szlachecki dwór.
Inżynier faktycznie ryzykował wszystkim, wszak mogli powystrzelać obce istoty niczym kaczki, uważając tylko, by nie trafić przy tym samej jednostki. Jednak, czy to z szacunku do mądrości obuńskiego mistyka, czy też z powodu własnych pacyfistycznych przekonań postanowił postawić wszystko na jedną kartę. Generator mocy obuńskiej laski zawył przeraźliwie, przeciążony ogromnym zastrzykiem energii z baterii skoczka. We wnętrzu Jastrzębia rozległ się nieznośny, ogłuszający gwizd, który omal nie odebrał obecnym zmysłów. Gdy otumanienie wraz z morderczym bólem głowy minęło przez załzawione oczy dostrzegli, że mulakee pozostały dokładnie tam gdzie były, jakby nawet nie usłyszały wygenerowanego dźwięku, a bujający się szalenie skoczek, mimo desperackich prób Ruperta, był coraz bliżej pobliskich klifów. |