Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - Science-Fiction > Archiwum sesji z działu Science-Fiction
Zarejestruj się Użytkownicy


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 20-11-2011, 16:07   #21
 
Tadeus's Avatar
 
Reputacja: 1 Tadeus ma wspaniałą reputacjęTadeus ma wspaniałą reputacjęTadeus ma wspaniałą reputacjęTadeus ma wspaniałą reputacjęTadeus ma wspaniałą reputacjęTadeus ma wspaniałą reputacjęTadeus ma wspaniałą reputacjęTadeus ma wspaniałą reputacjęTadeus ma wspaniałą reputacjęTadeus ma wspaniałą reputacjęTadeus ma wspaniałą reputację
Sytuacja na pokładzie była iście desperacka. Atakowany przez ciekawskie ptaszydła skoczek z każdą chwilą chwiał się coraz bardziej, mknąc ledwo kontrolowanym lotem niemal prosto w skalne wzniesienia, na których zbudowano szlachecki dwór.

Inżynier faktycznie ryzykował wszystkim, wszak mogli powystrzelać obce istoty niczym kaczki, uważając tylko, by nie trafić przy tym samej jednostki. Jednak, czy to z szacunku do mądrości obuńskiego mistyka, czy też z powodu własnych pacyfistycznych przekonań postanowił postawić wszystko na jedną kartę. Generator mocy obuńskiej laski zawył przeraźliwie, przeciążony ogromnym zastrzykiem energii z baterii skoczka. We wnętrzu Jastrzębia rozległ się nieznośny, ogłuszający gwizd, który omal nie odebrał obecnym zmysłów. Gdy otumanienie wraz z morderczym bólem głowy minęło przez załzawione oczy dostrzegli, że mulakee pozostały dokładnie tam gdzie były, jakby nawet nie usłyszały wygenerowanego dźwięku, a bujający się szalenie skoczek, mimo desperackich prób Ruperta, był coraz bliżej pobliskich klifów.
 
Tadeus jest offline  
Stary 20-11-2011, 22:30   #22
 
Artonius's Avatar
 
Reputacja: 1 Artonius jest godny podziwuArtonius jest godny podziwuArtonius jest godny podziwuArtonius jest godny podziwuArtonius jest godny podziwuArtonius jest godny podziwuArtonius jest godny podziwuArtonius jest godny podziwuArtonius jest godny podziwuArtonius jest godny podziwuArtonius jest godny podziwu
Marcus słuchał rozmówców z coraz mniejszym skupieniem. Nie był zbyt zainteresowany powstaniem na Kordeth. Fotel wydawał się być coraz bardziej niewygodny. Szlachcic wiercił się, próbując zająć stosunkowo wygodną pozycję. Żadna mu jednak nie odpowiadała. Lot dłużył mu się strasznie.

Po trudach pierwszego dnia, w końcu nastał następny. A Rupert stale pilotował Skoczka. Imponowało to Marcusowi. Tyle godzin, bez przerwy i jeszcze w taką pogodę. Nie lada wyczyn. Jednak szacunek dla Ruperta zniknął tak szybko jak się pojawił. A dokładnie zniknął kiedy Rupert przypomniał sobie o przygotowanym jedzeniu, które teraz jest już zimne. Po nocy Skoczku, poranek oraz zimne śniadanie wcale nie poprawiły Marcusowi humoru. Nie mógł się już doczekać aż dotrą na miejsce i wysiądzie z tego ustrojstwa. Mimo wszystkich niewygód starał się nie dać po sobie poznać podłego nastroju. W końcu jest Hawkwoodem, wytrzyma wszystko i na pewno nie zacznie narzekać na warunki. Nie mógł pokazać, że jest słaby. Zamiast tego, przeżuwał kolejny kęs zimnego mięsa. Dołączył się do dyskusji obuna z technikiem.

- To prawda. Ludzie wykazują wiele cech, które czynią ich słabymi. Głupota, niezdecydowanie, niepewność, kłamliwość, dwulicowość czy chociażby strach. Swoimi działaniami potrafią działać na szkodę samym sobie. Dlatego potrzebują przywódcy, który ich poprowadzi i wprowadzi gatunek ludzki w epokę chwały i świetności. Przywódcy, który będzie przewodnikiem i poprowadzi ich poprzez ciemność. Przywódcy, który będzie w stanie ich ochronić, zapewnić bezpieczeństwo. Takim przywódcą może być i będzie nim ród Hawkwood. Cesarz Alexius i księżniczka Wiktoria Hawkwood są na to przykładami. – Tłumaczył dumnie Marcus. Skomentował także ostatnie słowa Gregory’ego. – Jeśli inne rasy podporządkują się, możemy żyć w pokoju. W innym wypadku nie widzę dla nich miejsca we wszechświecie.


W końcu dotarli na miejsce. Na słowa Ruperta Marcus odetchnął z ulgą. Już miał zapinać pasy kiedy niespodziewanie w coś uderzyli. Na szybach pojawiła się krew i pióra, powoli opadające. Początkowo zaczął się obawiać o swoje życie, wpadli na coś starym rupieciem, systemy zaczęły wariować, nie wiadomo czy nie spadną nagle w dół. Jednak nie spadli a tłumaczenie obuna nieco go uspokoiło. Skoro są to przyjazne ptaki, których pojawienie uważa się za przejaw szczęścia, cóż złego może się stać. Tylko dlaczego przylepiły się do każdego centymetra Skoczka i usilnie dziobią w niego, jakby chciały go zniszczyć?

Zanim zdążył cokolwiek zaproponować, Gregory wpadł na pomysł odstraszenia mulakee. Marcus, nie wnikając w szczegóły, postanowił odsunąć się i nie przeszkadzać technikowi w pracy. Pierwsza próba nie powiodła się, tak jak i druga z pomocą laski obuna. Ta druga zadziałała jednak na całą załogę. Marcus dopiero po dłuższej chwili doszedł do siebie po wyemitowaniu fali z laski obuna. Cały czas czuł nieprzyjemne pulsowanie w skroniach. Mulakee dalej atakowały zaciekle Skoczka. Przez moment Marcus zaczął się zastanawiać czy słowa obuna były prawdą. Ptaszyska ani trochę nie wyglądały na przyjacielskie, a określenie „psotliwe” zamieniłby na „niszczycielskie”.

Po uciążliwościach podróży miał już tego dość. Chciał wylądować, stanąć na pewnym gruncie. Pulsujący ból głowy w niczym nie pomagał. Niestety pomysł technika nie powiódł się i nie wyglądał on jakby miał kolejny. Na dyskutowanie co zrobić nie było czasu. A działać trzeba było, inaczej rozbiją się w mgnieniu oka. Marcus spróbował przejąć inicjatywę. Spojrzał na najemnika i kiwnął głową w jego kierunku.

- Nie udało nam się rozwiązać tej sytuacji pokojowo. Pokażmy tym ptaszyskom, że też potrafimy dziobnąć. Mathias, myślę, że spodoba ci się ten pomysł. Ładuj broń i powystrzelaj te ptaki. – Sam Marcus wyjął swój rapier zza pasa. – Ja upewnię się, aby nie wleciały do środka i wybiję kilka blisko drzwi.
 
Artonius jest offline  
Stary 21-11-2011, 07:05   #23
 
Pinhead's Avatar
 
Reputacja: 1 Pinhead ma wspaniałą reputacjęPinhead ma wspaniałą reputacjęPinhead ma wspaniałą reputacjęPinhead ma wspaniałą reputacjęPinhead ma wspaniałą reputacjęPinhead ma wspaniałą reputacjęPinhead ma wspaniałą reputacjęPinhead ma wspaniałą reputacjęPinhead ma wspaniałą reputacjęPinhead ma wspaniałą reputacjęPinhead ma wspaniałą reputację
Niestety to co wiedział obun o Mulakee dość radykalnie mijało się z prawdą. I albo stare podania w zbyt lakoniczny sposób opisywały psotliwy charakter stworzeń, albo decydujące znaczenia na zachowanie ptaków miały czynniki o których nikt nie wiedział.
Także pomysł z bezkrwawym odstraszeniem mulakee się nie powiódł, a na dodatek omal nie przypłacili go własnym życiem.
Nie było, więc już innego wyjścia jak użyć siły. Lamis miał tylko nadzieję, że kilka strzałów wystarczy i mulakee odlecą.
- Nie ma zatem innego wyjścia - stwierdził obun - Musimy użyć siły. Mathiasie życzę powodzenia i jeżeli tylko mogę jakoś pomóc, to mów. Zdaje się na twoje doświadczenie.
 
__________________
"Shake hands, we shall never be friends, all’s over"
A. E. Housman
Pinhead jest offline  
Stary 22-11-2011, 07:41   #24
 
Wnerwik's Avatar
 
Reputacja: 1 Wnerwik jest po prostu świetnyWnerwik jest po prostu świetnyWnerwik jest po prostu świetnyWnerwik jest po prostu świetnyWnerwik jest po prostu świetnyWnerwik jest po prostu świetnyWnerwik jest po prostu świetnyWnerwik jest po prostu świetnyWnerwik jest po prostu świetnyWnerwik jest po prostu świetnyWnerwik jest po prostu świetny
Jako że rozmawianie zaczęło go nużyć, a oglądanie widoków też niezbyt go rajcowało, przez większą część podróży Mathias po prostu... spał. Była to jedna z umiejętności najemników - większość była w stanie zasnąć wszędzie gdzie tylko się dało, gdyż w tym zawodzie nie było wiele czasu na sen. Należało korzystać z każdej okazji. A kołysanie było tylko drobną niedogodnością, którą dało się zignorować.
Drugiego dnia bez słowa jadł zimny posiłek. Według niego to nawet lepiej, gdyby zjedli go wczoraj to dzisiaj byliby głodni, prawda? Nie skarżył się. Podczas misji jadło się gorsze rzeczy.
- Powinieneś się cieszyć, że dostałeś coś do jedzenia. Zamiast tego mogli nam zapakować wojskowe racje, a uwierz mi, tego się prawie nie da zjeść - rzekł do obuna, lecz ten nie wdał się w dyskusję, najwyraźniej pochłonięty posiłkiem. Najemnik wzruszył ramionami i wrócił do jedzenia.
Obudził się gdy Rupert kazał zapiąć pasy i przygotować się do lądowania, toteż zdziwił się gdy przednia szyba skoczka została zabryzgana krwią i piórami. Zaklął pod nosem. Standard, nigdy nic nie mogło pójść dobrze... Ale przecież do tego go wynajęli, prawda? By eliminował takie sytuacje.
- Aż tak ciekawskie żeby się pchać w śmigło? Fajnie.
W czasie gdy Gregory coś kombinował z laską obuna, Mathias wstał i zaczął się przemieszczać, obijając się od ścian, w kierunku ładowni. Pochwili wrócił ze strzelbą przewieszoną przez ramię. Tak na wszelki wypadek, gdyby próba odgonienia tych pierzastych skurwieli się nie udała.
Niemal się wywrócił gdy rozległ się przeraźliwy dźwięk.
- Chyba nie zadziałało - skomentował, nieco złośliwie. Chyba trza było użyć prostszej metody.
- Lepiej się czegoś złapcie. - Najemnik podszedł do drzwi z boku pojazdu, wyciągnął z kabury rewolwer i przełożył go do lewej dłoni, po czym zaczął otwierać drzwi. Mechanizm był trochę stary, no i trza było uważać by nie wypaść. Gdy już otworzył je na wystarczającą szerokość, biorąc pod uwagę słowa obuna, wystrzelił ostrzegawczo w powietrze, tak ze dwa razy. Jeśli ptaki nie odlecą zamierzał zacząć w nie strzelać. Może gdy kilka z nich spadnie zmienią zdanie i zostawią w spokoju Jastrzębia?
 
Wnerwik jest offline  
Stary 22-11-2011, 21:05   #25
 
Tadeus's Avatar
 
Reputacja: 1 Tadeus ma wspaniałą reputacjęTadeus ma wspaniałą reputacjęTadeus ma wspaniałą reputacjęTadeus ma wspaniałą reputacjęTadeus ma wspaniałą reputacjęTadeus ma wspaniałą reputacjęTadeus ma wspaniałą reputacjęTadeus ma wspaniałą reputacjęTadeus ma wspaniałą reputacjęTadeus ma wspaniałą reputacjęTadeus ma wspaniałą reputację
Gdy najemnik szarpnął za drzwi, do środka momentalnie wdarł się porywisty wiatr, skoczkiem zatrzęsło, a Ruper siarczyście zaklął przy sterach.
- Ostrożnie tam! - wrzasnął.
I faktycznie, połowicznie otwarty pojazd musiał być znacznie mniej stabilny aerodynamicznie niż zamknięty, bo zaczęło bujać nie na żarty. Było jednak za późno na inne wyjścia. Mathias wychylił się na zewnątrz, opróżniając magazynek dudniącego rewolweru w stronę panoszących się na kadłubie zwierząt. Pierwsze pociski przefrunęły im zaraz nad głowami nie robiąc na nich jednak żadnego wrażenia, reszta z nieprzyjemnym mlaskiem ugodziła same ptaszyska, powodując u ich pobratymców jeszcze większe zamieszanie i jeszcze bardziej krwiożerczy amok. Parę z nich, kracząc szaleńczo, próbowało wedrzeć się do środka pojazdu, z nimi poradził sobie jednak przywiązany już bezpiecznie Marcus, nabijając je zręcznie na sztych niczym na rożen.

Po tym zabiegu na kadłubie znacznie się przerzedziło. Ale czy uszkodzony już zapewne poważnie skoczek zdoła wylądować? Gdy tylko nabrali nadziei, niespodziewanie nad ich głowami coś potężnie huknęło, a całe wnętrze pojazdu wypełniło się gryzącym dymem.
- Nie no, nie wierzę... To silnik! - wrzasnął z niedowierzaniem Rupert, mocując się z szalejącym mu w dłoniach drążkiem. W ostatnim momencie udało mu się odzyskać kontrolę i poderwać pojazd, który niemal musnął kadłubem krawędź klifów. A potem za oknem błyskawicznie mignęły im drzewa, krzewy, fontanny i grunt.

Potężne uderzenie odebrało im zmysły i cisnęło nieprzypiętymi jeszcze na nowo Marcusem i Mathiasem niczym lalkami o ściany pojazdu. Ostatnie co pamiętali to ogłuszający brzdęk i jęk giętej gwałtownie blachy skoczka.

Obudziły ich twarde czuby wojskowych butów.
- Ej, myślisz, że to jacyś miejscowi szabrownicy? Jeśli tak, to dobrze tak kanaliom, hehe, nareszcie złośliwe ptaszyska zrobiły dla odmiany coś dobrego! - rozbrzmiało rozbitkom w pulsujących bólem głowach. - Cholera wie... patrz, jeden z nich ma na palcu pierścień Gilgarów! Żwawo po doktora Uldasa!
Chwilę później odzyskali pełną świadomość, dostrzegając dwóch uzbrojonych w karabiny ochroniarzy, noszących liberię domu Gilgar. Spoglądali na nich raczej z nietęgimi minami, typowymi dla skonfundowanych niespodziewanymi zajściami osiłków. Spomiędzy nich na miejsce wypadku przecisnął się chudy, blady człowieczek odziany w wytworną, zdobioną fantazyjną nicią kamizelkę. W dłoni dzierżył skórzaną lekarską torbę.
- Zróbcie mi miejsce, małpy! - warknął z pogardą do ochroniarzy, przyklękując po kolei przy wszystkich poszkodowanych. - Będziecie panowie żyli... - odparł sucho po pobieżnym badaniu. - Siniaki, lekkie obicia kości... Jedynie nieznany mi kawaler z domu Gilgarów chyba ma wstrząśnienie mózgu. - poświecił mu po oczach podręczna latarką. - Lepiej żeby odpoczął parę dni w łóżku.
Totalnie wymęczony i poobijany Rupert najwyraźniej nie miał zamiaru oponować. Z pomocą obu strażników i lekarza, lekko kuśtykając, udali się w stronę majaczącej w oddali posiadłości, za sobą zostawiając szeroką wyrwę po ciężkim lądowaniu. Tyle dobrego, że skoczek wydawał się we w miarę stabilnym, choć opłakanym stanie.


Stylizowany na klasyczną posiadłość dworek idealnie pasował do okalających go starych ogrodów, w oddali dostrzegli nawet wysokie ściany roślinnego labiryntu i liczne okalającego go kamienne altanki, obecnie częściowo pokruszone od ostatnich wstrząsów. Sam dwór zdawał się pozbawiony prądu, jedynym źródłem światła poza słabnącym popołudniowym słońcem były dzierżone przez nielicznych służących latarnie.


- Sir! - odziany w ćwiekowany pancerz i uzbrojony w karabin mężczyzna powitał ich przed samym wejściem. - Jestem Ardel Gramton, kapitan straży dworu! - wykrzyczał żołnierskim tonem. - Nie spodziewaliśmy się wsparcia, sir!
- Ciszej, ciszej... - skrzywił się boleśnie otumaniony Rupert, przedstawiając mu całą ekipę wraz z ich tytułami i funkcjami. Zbiorowisko przeróżnych wielmoży wyraźnie zaniepokoiło starego, poznaczonego bliznami żołnierza. Nie skomentował tego jednak, wskazując służącym, by poprowadzili ich w głąb dworu.
- Szambelan prosił zaprowadzić was jak najszybciej do biblioteki, sir! - stwierdził na odchodnym, tłumacząc pośpiech.
Ruper przewrócił oczami.
- Nigdzie nie będę już łaził! - rzekł z uniesionym w proteście palcem. - Doktor wyraźnie kazał odpoczywać. tedy id...! - zatoczył się i upadł z głuchym tąpnięciem na ziemię.
Stary żołnierz rozłożył bezradnie ręce pokazując służącym, by zanieśli osłabionego pilota do jakiejś sypialni.
- Jeśli więc mogę prosić resztę wielmożów...

Zaprowadzono ich do wielkiej biblioteki, zajmując niemal całe skrzydło starej posiadłości. Tysiące tomów ustawione były pieczołowicie według dziedzin wiedzy i autorów.
- Ach, tak szybko? - zdziwił się podstarzały, czarnoskóry mężczyzna odziany w idealnie skrojoną liberię. Z lekkim zakłopotaniem odłożył wielki obraz, który właśnie zdejmował ze ściany. Dzieło przedstawiało jakiś malowniczy krajobraz, zapewne Pandemonium przed kataklizmem. - Szambelan Bremen Svors. - wydeklamował wyuczonym dworskim tonem, gnąc się po pas. - Jestem zaszczycony, iż ratować nas przybyły aż tak zacne osobistości! - i faktycznie widać było, że mężczyzna był prawdziwie szczęśliwy. Najwyraźniej bardzo liczył na pomoc z zewnątrz. - Zaraz każę naszykować najlepsze strawy z naszych spiżarni i powiadomię diuka iż przybyliście! Będzie zachwycony!
To mówiąc zniknął na korytarzu, wykrzykując polecenia do służących.

Po paru chwilach zostali w bibliotece sam na sam z imponującym zbiorem książek i wielkim stołem zastawionym luksusowymi, choć mało wyrafinowanymi, bo przygotowanymi naprędce daniami. Prawdziwa uczta miała się zapewne zacząć dopiero w towarzystwie miejscowego gospodarza.
 

Ostatnio edytowane przez Tadeus : 26-11-2011 o 16:53.
Tadeus jest offline  
Stary 23-11-2011, 17:04   #26
 
Lechu's Avatar
 
Reputacja: 1 Lechu ma wspaniałą reputacjęLechu ma wspaniałą reputacjęLechu ma wspaniałą reputacjęLechu ma wspaniałą reputacjęLechu ma wspaniałą reputacjęLechu ma wspaniałą reputacjęLechu ma wspaniałą reputacjęLechu ma wspaniałą reputacjęLechu ma wspaniałą reputacjęLechu ma wspaniałą reputacjęLechu ma wspaniałą reputację
Sytuacja wewnątrz pojazdu przypominała kocioł, w którym ktoś nagle postanowił pomieszać. Albo nawet nim pomachać. Pokręcić - jak w porządnej betoniarce. Gregory miał przeciwko sobie całą masę czynników. Pośpiech, chaotyczne miejsce pracy, gwar silników i piski będących za szybą upierzonych stworzeń... Brak czasu na pomyłkę. Talbot pomimo olbrzymich starań nie mógł podołać. Miał za mało czasu i za dużo myśli kłębiło mu się pod czaszką aby to mogło się udać. Nie szkodzi. On i tak spróbuje. Towarzysze liczyli na niego. Podłączył laskę duchownego pod panel sterowania skoczka, przekalibrował system ogłuszający na analogowy sygnał fal dźwiękowych, zmienił częstotliwość na tę, która powinna ogłuszyć nadpobudliwe ptaszyska... Włączył. Nagły pisk. Dźwięk, którego całkowicie się nie spodziewał omal nie pozbawił go przytomności. Tak jak każdy człowiek odruchowo przyłożył otwarte dłoni do uszu. Tak jak każdy człowiek przez chwilę widział jedynie poruszające się usta najemnika. Nie słyszał jednak tego co Mathias mówił. Słyszał stopniowo tracący na sile pisk. Ostatkiem sił usiadł i przypiął się do siedzenia na miejscu drugiego pilota. Przez chwilę nie był w stanie nic zrobić gdyż jego wszczep niekontrolowanie przybliżał i oddalał obraz. Przez jakąś minutę. Po tym czasie pisk stał się niemal niesłyszalny a cyber-oko wróciło do normy. Talbot usłyszał strzały. Obrócił się i zobaczył jak najemnik strąca ptaki. Zaklął widząc młodego Hawkwooda nabijającego stworzenia na ostrze swego rapiera niczym kiełbasę do wędzenia. To było piekło. One-Eyed nie mogąc nic powiedzieć obrócił się i popatrzał na Ruperta. Ten zrobił dziwną minę. Przedstawiała mieszaninę zakłopotania, wstydu, dezaprobaty. Czyżby młody Gilgar podzielał zdanie inżyniera? Chyba szlachcic nie był taki niewzruszony i wyluzowany na jakiego się kreował...

W pewnym momencie do środka kabiny dostał się jakiś ciemny dym. Gryzący w nozdrza czarny powiernik zbliżającej się katastrofy. Silnik! Talbot, podobnie jak Rupert doskonale wiedział co się święci. One-Eyed na chwilę przed resztą widział zbliżające się szczyty. Te same, które po chwili otarły dolne poszycie Skoczka. Później dostrzegł drzewa, krzewy, zieleń... całą masę zieleni. I wtedy nagle ciałem technika szarpnęło. Szarpnęło na tyle silnie, że obraz zrobił się ciemny. Widział tunelowo a światełko na końcu tunelu nagle zniknęło. One-Eyed stracił przytomność...

***

One-Eyed został ocucony czubkiem buta przez jakiś dwóch dryblasów. Obaj uzbrojeni w broń maszynową, noszący oznakowania straży dworskiej diuka. Inżyniera strasznie bolała głowa. Nie wiedział czy to pozostałości po jego ostatnim niepowodzeniu czy też skutek uderzenia o ziemię. Maszyna nie wyglądała najlepiej. Jej kadłub mocno ucierpiał a i sam silnik wyglądał na mocno uszkodzony. Nawet dla takiego fachowca jak Gregory to byłby tydzień pracy w porządnie zaopatrzonym warsztacie. "Szkoda machiny" pomyślał One-Eyed i popatrzał na resztę zbierających się towarzyszy. Obun jak zawsze spokojny, silny psychicznie, niewzruszony - Talbota ciekawiło czy wewnątrz też zachowuje taki spokój. Mathias nieświadomie robił minę jakby chciał kogoś uszkodzić. Patrzał na ochroniarzy, którzy obudzili ich w nieodpowiedni sposób wzrokiem najprawdziwszego zabójcy. Był twardy i jemu chyba nic się nie stało. Najgorzej więc skończył Rupert. Wstrząśnienie mózgu? Talbot miał nadzieję, że na dworze będą odpowiednie medykamenty aby mu pomóc. Młody Gilgar nie był osobą, która powinna tu ucierpieć. To Talbot popełnił błąd. Gdyby nie to mogliby na czas wykonać manewr i spokojnie wylądować. One-Eyed milczał. Wrócił do rozbitego pojazdu i wydobył laskę Lamisa. Przestawił ją aby działała jak dawniej. Nie chciał aby obwiniano go za zepsucie sprzętu. Technicy mieli go naprawiać i usprawniać a nie niszczyć. Tak też zrobił. Laska wróciła do właściciela a Gregory poczekał na ludzi, którzy zabiorą jego narzędzia. Przed tym jak je zabrali pobieżnie przejrzał cztery, wielkie skrzynie i nie widząc uszkodzeń pokiwał głową. Był zadowolony, że jego sprzęt również był cały...

***

Dwór i okalający go zewsząd ogród wyglądały pięknie. Bluszczowe dekoracje, żywopłoty tworzące wymyślne labirynty i popękane altanki nadawały temu miejscu jego niepowtarzalny klimat. Klimat starości - oznaki powolnego, stopniowego przemijania. Światło, które wysiadło nie przeszkadzało Talbotowi, który przełączył swe oko na tryb wykrywania ciepła. Podczerwień spokojnie radziła sobie w sytuacjach, w których właściciele zwykłych, ludzkich oczu stawali jak wryci. Technologia wyprzedzała naturę - przynajmniej w te, niezwykle ciemne, popołudnie. Kapitan straży dworu, jak zapewne zwykle, przywitał gości iście po żołniersku. Ponoć szambelan oczekiwał ich w jakiejś bibliotece, gdzie bez zwłoki przytomni członkowie załogi się udali...

Ta robiła olbrzymie wrażenie. Oświetlona skromnymi światłami latarni zmusiła Talbota do przełączenia wszczepu na podstawowy tryb. Miliony woluminów ułożonych równo na półkach robiły wrażenie. To było coś! "Piękna kolekcja" pomyślał One-Eyed kiwając głową. Biblioteka, którą widział niemal dorównywała tej w Akademii Interrata. Te dzieła mogą być warte więcej niż cała reszta znalezisk na tej planecie. Ta wiedza, te informacje...

Szambelan przywitał ich dość ciepło. Uśmiechem i podziękowaniami. W końcu duma młodego Hawkwooda została zaspokojona. Czarnoskóry mężczyzna wyszedł wykrzykując jakieś polecenia do służby. Talbot zastanawiał się od jak dawna nie mieli tutaj gości. Pewnie od miesięcy. Stół z luksusowymi daniami kusił prawie tak bardzo jak półki biblioteki. Talbot rozejrzał się po księgach i wybrał jedną z nich. Chwycił ją w dłonie niczym owoc zerwany z drzewa rajskiego ogrodu. Każdy musiał widzieć, że jest uczony zafascynowany całą tą kolekcją.

- "Kultura techniczna czyli obejście i sposób działania wynalazków, które zrewolucjonizowały wszechświat..." - przeczytał cicho tytuł Gregory spoglądając kątem oka na Ur-Obuna.

Inżynier wziął księgę i usiadł przy stole. Otworzył spis treści a następnie wybrał interesujący go dział o maszynach terramorfujących. Wyciągnął z kieszeni papierek, który posłuży mu za zakładkę zanim się nie naje. Później zamierzał nieco poczytać a potem, gdy emocje opadną przeprosić resztę za swoje niepowodzenie. Chciał postawić sprawę jasno i usprawiedliwić się jednocześnie. W końcu przez niego mogliby właśnie nie żyć…
 
Lechu jest offline  
Stary 23-11-2011, 18:08   #27
 
Artonius's Avatar
 
Reputacja: 1 Artonius jest godny podziwuArtonius jest godny podziwuArtonius jest godny podziwuArtonius jest godny podziwuArtonius jest godny podziwuArtonius jest godny podziwuArtonius jest godny podziwuArtonius jest godny podziwuArtonius jest godny podziwuArtonius jest godny podziwuArtonius jest godny podziwu
Marcus odzyskał przytomność na skutek nagłego bólu w okolicach żołądka. Skulił się, leżąc na ziemi, cały obolały. Nie wiedział gdzie jest ani co się z nim stało. Wokół niego leżały ciała jakichś osób, dziwnie znajomych jednak Marcus nie wiedział kim są. Jedyne na czym był w stanie się teraz skupić to ból przeszywający całe jego ciało. Kilka dodatkowych kopniaków tylko pogorszyło sprawę.

Szlachcic próbował przypomnieć sobie jak znalazł się w obecnej sytuacji. Ostatnie co pamiętał to walka z mulakee, które dostały się do środka Skoczka, kiedy najemnik zaczął ostrzeliwać oblegające ptaszyska. Swoją drogą było to dziecinnie proste nabijać kolejne ptaki na ostrze rapiera. To agresywne działanie podziałało, zdołali razem z Mathiasem odgonić mulakee po czym pobiegli zająć swoje miejsca siedzące. Marcus zdążył jedynie odwiązać linę, którą się zabezpieczył po czym, na skutek gwałtownego kontaktu wehikułu z podłożem, siła uderzenia zarzuciła jego bezwładnym ciałem.



Zaraz koło głowy skulonego Marcusa ktoś rzucił torbę. Następnie pochylił się nad nim i zaczął oglądać jego obrażenia. Kiedy skończył z Marcusem, podszedł do kolejnej rannej osoby i powtórzył działanie. Po przebadaniu wszystkich osób stwierdził, że w najgorszym stanie jest Rupert a reszcie nic poważnego się nie stało. Marcus niewiele ich słuchał. Podniósł się z trudem, zataczając lekko zanim zdołał utrzymać równowagę. Świat wirował mu w oczach, ciągle czuł pulsujący ból w głowie. Jego ręka instynktownie pokierowała się na rękojeść rapiera. Ten cały czas był przy pasie szlachcica. Z ulgą na sercu i bólem w całym ciele, Marcus poszedł w milczeniu za doktorem, kulejąc z lekka na lewą nogę.

Całą podróż pamiętał jak przez mgłę. Przed wejściem na dwór zatrzymał ich jakiś strażnik, Marcus nie pamiętał jednak czego chciał. Przez cała drogę powoli dochodził do siebie. Pełnię przytomności i świadomości odzyskał dopiero w bibliotece. To tutaj zauważył, że nie ma wśród nich Ruperta. Słysząc, że Szambelan proponuje im najlepsze dostępne strawy oraz widząc jego entuzjazm wynikający z przylotu grupy, Marcus nie martwił się rannego pilota. Wiedział, że jest w dobrych rękach.

Widok tak ogromnej biblioteki zrobił na szlachcicu niemałe wrażenie. Zaczął się zastanawiać czy są tu jakieś książki poświęcone rodowi Hawkwoodów. Chętnie przejrzałby niektóre z nich, gdyby takie były. Teraz jednak nie było na to czasu. Chciał porozmawiać z Szambelanem, który ich przyjął jednak nim zdążył cokolwiek powiedzieć, ten wybiegł w pospiechu, mówiąc, że udaje się po Diuka. Marcus nie zdołał go dogonić dlatego poprosił jednego ze służących o przywołanie Szambelana. Chwilę później pojawił się on ponownie w bibliotece.

- Szambelanie Bremen, serdecznie dziękuję w imieniu nas wszystkich za tak ciepłe przyjęcie jak i również za opatrzenie naszych ran i zajęcie się Rupertem. Niemniej, z szacunku dla diuka tego dworu, chciałbym abyś udzielił nam wstępnych informacji o tym co tutaj zaszło po ostatnich kataklizmach i jak wygląda obecnie sytuacja abyśmy oszczędzili cenny czas diuka i mogli od razu przejść do konkretów w rozmowie z nim. Wielmożny książę Aval udzielił nam informacji, że wysłał już grupę ludzi z pomocą. Czy nie udało im się zapobiec problemowi? – Marcus zauważył, że Szambelan Svors nie miał pojęcia o celu ich wizyty tutaj i na razie wolał aby zostało to tajemnicą. Sam jednak też nie wiedział jakiej pomocy oczekuje od nich diuk. Nie chcąc dać tego po sobie poznać, Marcus próbował podejść Szambelana aby ten wyjawił im w czym tkwi problem.

W opowieściach księcia Avala diuk był krnąbrną osobą, która zapewnie nie da się przekonać do opuszczenia swojej posesji przez namowy obcych sobie ludzi, tym bardziej takich, po których obecności spodziewa się pomocy. Może poprzez pomoc diukowi uda im się go jakoś przekonać do powrotu? A może podczas działań na dworze dowiedzą się czegoś więcej o tajemnicach rodu Gilgarów i zrozumieją, dlaczego diuk nie chce się stąd ruszyć i dlaczego tak bardzo zależy księciu Avalowi na sprowadzeniu go z powrotem?
 
Artonius jest offline  
Stary 23-11-2011, 22:52   #28
 
Tadeus's Avatar
 
Reputacja: 1 Tadeus ma wspaniałą reputacjęTadeus ma wspaniałą reputacjęTadeus ma wspaniałą reputacjęTadeus ma wspaniałą reputacjęTadeus ma wspaniałą reputacjęTadeus ma wspaniałą reputacjęTadeus ma wspaniałą reputacjęTadeus ma wspaniałą reputacjęTadeus ma wspaniałą reputacjęTadeus ma wspaniałą reputacjęTadeus ma wspaniałą reputację
Bliższe spojrzenia na rozległą kolekcję książek pokazały, że niemal wszystkie z opasłych tomisk albo pochodziły spod piór pisarzy Pandemonium, albo tyczyły się w pierwszej mierze miejscowych zagadnień. Faktycznie prawdą wydawało się, to co mówiono o rodzie Gilgarów, ich wiedza na temat niespokojnej planety musiała być zaprawdę imponująca. Botanika, historia, geografia, kultura, zoologia, technologia... Jakby cała niegdyś piękna planeta zachowana zostałaby na wieczność w spisanych starannie słowach. Tylko jaka była tego wartość, skoro to wszystko właśnie umierało?

Inżynier przekartkowując wybraną pozycję z zadowoleniem zauważył, że dział o terraformowaniu poza ogólnym teoretycznym wstępem zawierał też parę akapitów komentarza na temat budowy sieci na Pandemonium. Niestety autor tomu żył w czasach nowożytnych, w których większość dziedzictwa Gilgara została bezpowrotnie utracona. Toteż miast konkretów, instrukcji i analiz snuł głównie przypuszczenia i hipotezy, które dopiero planował w przyszłości udowodnić. Te mgliste wywody po dogłębnej analizie mogły okazać się jednak w przyszłości przydatne, bo mimo braku naukowego podejścia zawierały jednak parę cennych wskazówek, których na próżno było szukać w przerzedzonych księgozbiorach Węzła.

Również i młody Hawkwood został lekko zawiedziony. Szybkie przejrzenie grzbietów książek pokazało, iż jego ród do tej pory nie miał wiele wspólnego z Pandemonium. To nie znaczyło jednak, że nie dało się tego zmienić w najbliższej przyszłości. Wszak słynęli z tego, iż nie cofali się nawet przed najbardziej ambitnymi wyzwaniami.

Przywołany szambelan od wejścia jął się znowu giąć w ukłonach i przepraszać, jakby czuł się winny za nietakt tak pospiesznego pozostawienia ich po przybyciu.
- Ach, Paniczu, raczcie wybaczyć żem tak wybiegł, ale to wszystko przez te braki w służbie! Tylko pięcioro pachołków nam zostało po kataklizmach! Jak tu jednocześnie sypialnie dla wielmożów naszykować i ucztę urządzić! - załamał ręce z przejęciem. - Po tym okropnym trzęsieniu, w którym straciliśmy przysłanego nam technika wszystko zaczęło się psuć! I jeszcze te okropne ptaszyska! Wszystko rozkradają! Nawet ostatni wehikuł diuka uszkodziły, tak żeśmy nie mogli nawet pojechać poszukać pomocy w okolicy! Prawdziwe utrapienie! Mam nadzieję, że wreszcie przekonacie mości diuka, iż najlepszym wyjściem będzie opuszczenie Dworu i powrót do rodziny! Z nim już po tych zajściach też coraz gorzej, doktor Uldas rzecze, że każdej nocy medycynum musi mu aplikować, a biedaczek i tak ma coraz bardziej srogie demencje - służący najwyraźniej rozkleił się na dobre, mając nareszcie okazję do podzielenia się swoim ciężarem.
 

Ostatnio edytowane przez Tadeus : 23-11-2011 o 23:02.
Tadeus jest offline  
Stary 24-11-2011, 13:03   #29
 
Artonius's Avatar
 
Reputacja: 1 Artonius jest godny podziwuArtonius jest godny podziwuArtonius jest godny podziwuArtonius jest godny podziwuArtonius jest godny podziwuArtonius jest godny podziwuArtonius jest godny podziwuArtonius jest godny podziwuArtonius jest godny podziwuArtonius jest godny podziwuArtonius jest godny podziwu
Marcus podszedł do Szambelana i złapał go za ramię.
- Zrobimy wszystko co w naszej mocy aby dopomóc rodowi Gilgar. Z tego co rozumiem, mamy na to dużo czasu bo ani wasz ani nasz pojazd nie jest zdolny do transportu. Wspomniałeś o mulakee, obun Lamis wspominał, że są to psotliwe stworzenia, zwiastujące pomyślność. Domyślam się, że zrobiły się takie agresywne od czasu kataklizmów, nawiedzających planetę? – Skoro niegroźne ptaki zrobiły się tak awanturnicze, Marcus zgadywał, że nie były to jedyne stworzenia, które zmieniły się na skutek ostatnich wydarzeń na planecie. Lepiej nie oddalać się nieuzbrojonym od posiadłości a nawet w niej samej mieć broń przy sobie.

- Zacny Szambelanie, możesz nam powiedzieć dlaczego diuk nie chce się stąd ruszyć? Rezydencja poupada, nikt nie jest w stanie przewidzieć co stanie się z planetą, w każdej chwili może dojść do kolejnego kataklizmu. Co trzyma tu diuka? Jak argumentuje swoją chęć zostania tutaj? Czy może jest to po prostu upartość starego człowieka, który już nie domaga? W takiej sytuacji obawiam się, że nie siłowe rozwiązanie może być wręcz niemożliwe. Niemniej zapewniam, że nie mamy zamiaru stosować siły względem diuka.

Marcus zbliżył się jeszcze bardziej do Szambelana. Lekko nachylił się w kierunku jego ucha i zaczął wręcz szeptać.
- Jeśli nie będzie to obrazą chciałbym zapytać czy prawdą jest przywiązanie duchów członków rodziny do tego miejsca. Ostatnie kataklizm zabrały kobietę bliską memu sercu. Czy… - Tu głos mu zadrżał. – Czy istnieje możliwość skontaktowania się z nią?
 
Artonius jest offline  
Stary 25-11-2011, 09:59   #30
 
Someirhle's Avatar
 
Reputacja: 1 Someirhle ma wspaniałą reputacjęSomeirhle ma wspaniałą reputacjęSomeirhle ma wspaniałą reputacjęSomeirhle ma wspaniałą reputacjęSomeirhle ma wspaniałą reputacjęSomeirhle ma wspaniałą reputacjęSomeirhle ma wspaniałą reputacjęSomeirhle ma wspaniałą reputacjęSomeirhle ma wspaniałą reputacjęSomeirhle ma wspaniałą reputacjęSomeirhle ma wspaniałą reputację
Głęboka modlitwa uchroniła jego spokój, jednak przypłacił to ostrym bólem głowy i utratą przytomności. Zaledwie zdążył otworzyć oczy i zaczął oceniać sytuację, skoczkiem zarzuciło, gdy jeden z Mulakee wkręcił się w rotor silnika - w tym momencie przeżył krótkie, acz namiętne w swojej naturze (z jakąż mocą się do siebie zbliżali) spotkanie ze ścianą pojazdu. Jedno najstarszych praw wymyślonych przez człowieka zadziałało dla niego z pełną siłą, której działanie uniemożliwiło mu się przebicie głową poszycia. Zadowolone, ustąpiło dużo od siebie młodszej fizyce, która zareagowała na całą akcję w sposób szybki i gwałtowny, pozbawiając go przytomności za pomocą siostry swej w nauce, biologii.
Ostateczny efekt był natychmiastowy, długotrwały i bez snów.
Obudziło go szturchnięcie i głośne dudnienie... Głośne hałasy.... Szczekliwe, urywane wymiany bełkotu... Czyjś głos... Głosy... Ktoś rozmawiał.
W międzyczasie powoli otworzył oczy. Obraz jaki widział, podobnie do dźwięków, początkowo stanowił bezładną nawałę wrażeń, jednak z każdym uderzeniem serca pojęcia grupowały się, porządkowały i dołączały do odbieranych bodźców. Pierwszym, co zrobił, było sięgnięcie wstecz, próba nadania ciągłości zdarzeniom. Ostatnie wspomnienia...
Nagle pojawił się ból. Nie był nie do wytrzymania, ot, poobijane ciało i wielki guz na głowie. Zgrzytnąwszy zębami, zebrał się w sobie i usiadł. Na ziemi. Czyli wylądowali. Świetnie. Ktoś niezbyt delikatnie, ale sprawnie, obejrzał go, wręczył kompres na głowę i ruszył do następnej osoby... Odliczył obecnych i przysłuchując się rozmowom wywnioskował że reszta obecnych należy do ochrony posiadłości... Tej, do której zmierzali. Nie wyglądali na bardzo zagrożonych.
Gdy ruszyli, wstał sprawnie, jak gdyby wszystkie stłuczenia już obejrzał, uznał za nieprzystające jego funkcji i zwrócił do nadawcy. Jeśli nie przeszukano go dobrze, broń pewnie miał przy sobie, wiszącą gdzieś wśród fałd grubego płaszcza. Brutalnie napędzany siłą woli umysł przestawił się na zwykły tryb działania - rejestrował każdy otaczający go szczegół lepiej, niż jakikolwiek techniczny sprzęt. Obrazy, dźwięki, zapachy, wrażenia... Wszystko to przesuwało się powoli niczym zwój, niknąc w magazynie pamięci, i tylko tu i ówdzie dodawał drobne komentarze, podkreślenia, dla rzeczy które uważał za szczególnie warte rozważenia później. Sztuczka polegała na tym, by nie myśleć za dużo, szedł więc w milczeniu, by słowa nie zakłócały mu odbioru rzeczywistości.
Naturalnie, dostrzegł w ten sposób także to, co szambelan szybko ukrył pod pełnym ulgi uśmiechem. Strach, jaki bił od niego przez moment był niczym syrena alarmowa dla jego zmysłów... Widocznie coś z zasłyszanych przez Samina plotek musiało mieć potwierdzenie w rzeczywistości.
Okazywało się, że będzie miał tu robotę... Nie cieszyło go to specjalnie, tak jak nie cieszył go widok Talbota po raz kolejny oscylującego na granicy tego, co zakazane. Być może tym razem już ją przekroczył? Tego także jednak nie skomentował, niepotrzebne mu były dodatkowe kłopoty. Posiłek pochłonął bez przyjemności, jakby nadchodzące zadanie psuło mu smak potraw. Postanowił zajrzeć później do Ruperta.
 
__________________
Cogito ergo argh...!
Someirhle jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 21:36.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172