Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 20-11-2011, 16:09   #58
abishai
 
abishai's Avatar
 
Reputacja: 1 abishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputację
Zoth'illam musiał przyznać, że jednak nie ma tego złego, co by na dobre nie wyszło. Co prawda lewą stronę twarzy wciąż miał poparzoną, pokrytą nabiegłymi bąblami, a i włosy miał poważnie przerzedzone wśród tych, które były jedynie osmalone, ale przynajmniej był ubrany odpowiednio do miejsca. Biała, przetykana srebrną nicią koszula, błękitny kaftan z najdroższego sukna przykryty ciemnym płaszczem, spodnie w modnym wciąż kroju z Waterdeep i buty z delikatnej skóry - arystokracja jak się patrzy. A do tego aksamitne, czarne rękawiczki, skrywające dłonie które z pewnością pracą się nie splamiły.
Nie czuł się też w żadnym wypadku skrępowany wystawnością sali. Wprost przeciwnie, nie zważają na pozostałe osoby zasiadł przy stole (choć nad wyraz ostrożnie) nakładając sobie jadła i nalewając do pucharu odrobinę wina.
Dopiero przybycie Ostroroga wyrwało mężczyznę z konsumpcji. Otarł sobie wtedy usta serwetką i podniósł się z fotela by złożyć przed gospodarzem należny mu pokłon.

-Sprowadzić? Kogo?- stwierdził beznamiętnym tonem głosem Samotnik. Otulony mrokiem Raetar powoli popijał kielich wina, obojętnie rozglądając się po towarzystwie. Dość różnorodnym towarzystwie. W umyśle głosy analizowały sytuację sprzeczając się głośno. Jak zwykle zresztą.
Raetar skłonny uznać, że niektórzy ze zgromadzonych, rzeczywiście nadawali się na posłańców dobrej woli do swych... ludów, bądź współpracowników. Ale reszta? Wyglądała na najemne płaszcze i rębajłów opłacanych złotem.
Spojrzenie dwóch odmiennych oczu skupił się na Ostrorogu.-Mimo wszystko zanim zaczniemy być kuszeni złotem i magią, wolałbym wiedzieć do czego jesteśmy kuszeni. Tajemnica, tajemnicą, ale pakować się na ślepo w kabałę?

Ignorując kompletnie słowa przedmówcy, a nawet trochę wchodząc mu w słowo, Zoth z należnie grzecznym tonem zwrócił się do Ostroroga.-Pozwoliłem sobie powziąć już pewne działania w sprawie sprowadzenia posiłków - powiedział z wyraźnie słyszalnym, obcym akcentem. Mogę osobiście potwierdzić, że rada Everlundu zdecydowała wysłać swoją armię na pomoc. Już rozpoczynają mobilizację - zawsze dobrze jest pokazać się pracodawcy z dobrej strony.

- Tarin - przedstawił się (ku użytkowi pozostałych) posiadacz tego imienia. - Cóż stoi na przeszkodzie, by wykorzystując magię zawiadomić sojuszników.

- Spokojnie panowie, po kolei... - Władca miasta spojrzał po twarzach zabierających już głos - Sprowadzić macie posiłki. A jakie i gdzie, to rozmowa na później, jeśli zgodzicie się wykonać dla nas owe zadanie. Rozumiem waszą dociekliwość i podobne temu wątpliwości, zrozumcie jednak i naszą sytuację. Jeśli wyjawię teraz o co naprawdę chodzi, a ktoś z was powie “nic tu po mnie” będzie posiadał już odpowiednie informacje, mogące znacznie zaszkodzić Silverymoon. Powiem więc raz jeszcze, chodzi w dużej mierze o dyplomatyczne zadanie, i niejako... zwerbowanie kolejnych popleczników do walki z Orkami, popleczników, którzy chwilowo nie mają z naszym miastem nic wspólnego i najprawdopodobniej nie ruszą nam na pomoc, wiedząc nawet co tu się obecnie dzieje, co jest raczej wątpliwą sprawą. Za powiadomienie... a właściwie to potwierdzenie panującej tu sytuacji radzie Everlund dziękujemy - Arcymag zwrócił się do Zotha, na co ten odpowiedział pochyleniem głowy, następnie zaś ponownie do wszystkich - Zdaję sobie sprawę, iż wszystko wygląda jak kupowanie kota w worku, jednak w końcu waszymi... ekhem... pracodawcami nie są przecież jakieś podejrzane osoby w portowej karczmie prawda? - Uśmiechnął się jakby przekornie.

- Rzeczywiście - potwierdził Tarin. - Portowa karczma to to nie jest.
Co nie znaczyło, że niektórzy władcy nie są gorsi od różnej maści podejrzanych typków.

-Też prawda. Ale to bynajmniej nie ułatwia sytuacji. Jesteście może wiarygodni, ale za to misja może być stosowna do waszej reputacji. Czyli straceńcza niemalże.- uśmiechnął się Raetar. Skinął głową.-Ale niech będzie. Jako podstawę do negocjacji, chcę srebrną tacę. A na tej tacy dwie głowy. Głowę przywódcy Ognistych Noży, Targetha Cormaerila oraz głowę Beztwarzego, obecnego przywódcy Nocnych Masek i władcy Dworu Nocy. Niewiele o nim wiem, poza tym że jest albo wampirem, albo liczem. Niemniej ufam, że nie będę się musiał martwić potencjalnym oszustwem przy zapłacie?
Ciekaw był reakcji Ostroroga na tak niecodzienną wszak propozycję wynagrodzenia.
Arcymag na słowa Raetara zrobił minę, którą można było nazwać... “karpikiem”. Do tego nawet zamrugał oczami, szybko jednak otrząsnął się z tergo stanu, po czym odchrząknął.
- Oczywiście nie przyłożymy ręki do takiej prośby. Wychodzi to zdecydowanie ponad nasze poglądy etyczne. Z naprawdę wielu powodów nie podejmiemy się więc zabójstwa wymienionych przez pana osób, jednak... jestem przekonany, że kwestia chociażby dziesięciu tysięcy złociszy mogłaby rozwiązać pański problem?.
-Nie. Nie sądzę. Gdyby chodziło tylko o pieniądze, to sam bym się zajął tą sprawą. Nie chodzi też o etykę, prawda? Przywódca gildii zabójców, i władca złodziejskiego półświatka to jednak zadanie ponad wasze siły, nieprawdaż? Bo chyba zabicie nieumarłego i człeka lekką ręką zlecającego mordowanie innych osób trudno nazwać uczynkiem ze wszech miar, złym?-zapytał retorycznie spokojnym głosem Samotnik.
Ostroróg nie odezwał się ani słowem do Raetara, zwracając spojrzenie na inne osoby w sali...
Astegor dotąd wolał milczeć i sprawdzać co do powiedzenia mają inni. Twarz mu lekko drgnęła, kiedy posłyszał że jeden z przedmówców - ten z poparzoną twarzą - jest z Everlund.
Westchnął zaś ciężko, z częściową rezygnacją lub ogólnym wyrazem frustracji, kiedy Ostroróg dodał warunek o tym, co paladyn w myślach nazwał “szpiegostwem wewnętrznym”.
- Astegor. - Barczysty mężczyzna wstał i wzorem jednego z przedmówców zaczął od przedstawienia się. - Rozumiem zatem, że zanim czegokolwiek się dowiemy, musimy się zgodzić na pomoc miastu... albo won stąd.
Milczał przez chwilę, spojrzawszy kątem oka na swój miecz, który jakby drgnął...
- To... rozsądny warunek. - powiedział w końcu. - Zgadzam się zatem. Ten inkwizytor z Twierdzy Helma w Everlund wspomoże waszą sprawę.

Dagor obserwował zebranych w sali oceniając ich możliwości i charakter. Nie był dyplomatą i nie miał zamiaru wdawać się w długie dyskusji. Miał tylko jeden cel - i jeśli ten cel może zostać zrealizowany dzięki wykonaniu tego zadania to nie miał nic przeciwko.
- Mi wszystko jedno, ale skoro tacyście potężni, mości panie, to mam jeden warunek:- postawił Brunę przed sobą, trzymając za trzonek toporu - Moja siostra - dajcie jej ciało i przenieście duszę do tego ciała. Uwolnijcie ją z tej klątwy, a nie dbam co mam dla was zrobić - zrobię to! - po to zbierał złoto. Wiedział tylko o jednym sposobie oswobodzenia siostry - życzenie, jedno na nowe ciało, drugie na przeniesienie duszy. Było to jednak potężne i kosztowne zaklęcie i wymagało sporych przygotowań.

- Rozumiem i potrzebę dochowania tajemnic - powiedział Tarin - i sytuację, w jakiej znalazło się miasto. A zatem zgoda - oznajmił. - Mi za zapłatę wystarczy jedno wskrzeszenie i możliwość ewentualnego uzupełnienia zapasów w pałacowym arsenale. Pomnik na rynku byłby miłym, acz niekoniecznym dodatkiem do nagrody - uśmiechnął się.
Wulfram Savage przysłuchiwał się uważnie negocjacjom. Oferowano dużo ale z doświadczenia wiedział że wymagania zazwyczaj adekwatne są do zapłaty a to wróżyło...kłopoty z gatunku tych dużych po których przy życiu zostaje niewielu. Możliwe że gdy narzędzia spełnią swą rolę władcy po prostu ich się pozbędą. Bo czym może zaszkodzić banda mniej lub bardziej włóczęgowskich przybłędów z miejsc których nazw lepiej nie wspomnieć ? Postanowił milczeć i czekać. To zawsze owocowało, oraz pozostawiało otwarte drzwi.
Zoth cierpliwie czekał, słuchając żądań pozostałych... cóż, osób. Stroszenie piórek i targowanie się zawsze było istotną cechą wszelkich najemników, ale dobrze też znać wypłacalność pracodawcy. A jak lepiej ją poznać niż obserwując jego reakcje na stawiane warunki?
- Nie widzę najmniejszego problemu - Ostroróg zwrócił się najpierw do Dagora - Możemy przywrócić twoją siostrę do życia i zapewnić jej ciało. Jest to jak najbardziej w naszych możliwościach - Następnie Arcymag odezwał się do Tarina - Tobie również możemy pomóc, podaj oczywiście szczegóły kogo mamy wskrzesić... co zaś się tyczy pomnika, pomyślimy, pomyślimy - Mężczyzna pokiwał lekko głową.
- Obiecujesz dziesięć tysięcy, więc sprawa warta jest co najmniej drugie tyle, dodatkowo za taką “usługę” miłym gestem będzie zwolnienie z podatków i przyjęcie mego dziecka do którejś z elitarnych miejskich szkół.
- Nikt tu nikogo nie trzyma na siłę - Odparł bezbarwnym tonem władca miasta - Droga wolna w razie czego, drzwi stoją otworem. Dziesięć tysięcy, zgadza się, zwolnienie z podatków, niech będzie. Ale czy w ogóle twoje dziecko będzie się nadawało na elitarną szkołę, tego to dowiemy się dopiero w przyszłości. Nie każdy rodzi się z odpowiednimi predyspozycjami, nie należy więc w tym przypadku raczej brać owej sprawy na pewniaka. Jeśli jednak tak jest, to i z tym nie powinno być problemu.
- Nie przypominam sobie bym dobijał się tu na siłę, zostałem zaproszony i wiem że ryzyko jest znaczne. Gdy ktoś nie mówi wszystkiego zawsze ma w tym interes. Macie gromady rycerzy, tabuny prze-edukowanych dyplomatów więc z całym szacunkiem ale nie wierzę by okrągłe dwadzieścia tysiączków nie było adekwatne do ryzyka. Planujecie coś grubszego i jeśli chcecie bym tańczył do waszej melodii płaćcie jak trzeba. -odgryzł się Wulfram.
- Obejdziemy się bez ciebie - Odpowiedział z perfidnym uśmiechem Arcymag, po chwili jednak dodał - Dziesięć tysięcy i dwie przysługi, za wykonanie zadania, i nie doszukuj się wielkich intryg gdzie ich nie ma. Akceptujesz, lub miłego dnia Wulframie.
Starzec targował się niczym wieśniaczka z targu...Karczmarzowi się to podobało. Oblizał nerwowo wargi na zakończenie przygryzając dolną. Przysługa u kogoś u sterów mogła być cenniejsza od złota.
-Zgadzam się - na ustach wojownika pojawił się grymas który miał być uśmiechem.- Ale jeśli zginie mi się w nieprzyjemny sposób na tej wielce pokojowej i dyplomatycznej misji moja rodzina otrzyma rekompensatę od miasta umożliwiającą godziwy byt ? Nieprawdaż?-
Gdy już złapał złotą rybkę chciał ją wyssać niczym wampir. Takie okazje nie pojawiają się co dzień.
Raetar spojrzał na kielich wina i przechylił go patrząc na spadające na stół krople wina... czerwone niczym krew.- Więc, jakież to zadanie jest warte dziesięciu tysięcy złociszy?
- Jeszcze jedna osoba nie zdecydowała czy jest zainteresowana - Wzrok Ostroroga wbił się w Morvina.
 
__________________
I don't really care what you're going to do. I'm GM not your nanny.

Ostatnio edytowane przez abishai : 20-11-2011 o 20:14.
abishai jest offline