Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 20-11-2011, 17:23   #59
Velo
 
Velo's Avatar
 
Reputacja: 1 Velo wkrótce będzie znanyVelo wkrótce będzie znanyVelo wkrótce będzie znanyVelo wkrótce będzie znanyVelo wkrótce będzie znanyVelo wkrótce będzie znanyVelo wkrótce będzie znanyVelo wkrótce będzie znanyVelo wkrótce będzie znanyVelo wkrótce będzie znanyVelo wkrótce będzie znany
Krewetki! Sos śmietankowy! Wino o smaku wina, a nie octu! Morvin przez dłuższą chwilę przebierał przy stole, rzucając od czasu do czasu okiem na dyskutujące towarzystwo. Dopiero zaspokoiwszy pierwszy głód odsunął się od stołu, odchrząknął, po czym pokosił oczy na swojego gospodarza.
- Panie Ostroróg - zaczął, niespecjalnie uprzejmym tonem, choć też nie wprost zaczepnym. Ot, głosem wzorowego obywatela, który po oberwaniu cegłą w łeb od robotnika, udał się na rozmowę z architektem odpowiedzialnym za budowę. - Ten wasz Mythal jest dziurawy jak Cormyrski budżet tuż przed przednówkiem. Jeszcze jedno dysfunkcyjne zaklęcie i wędziłbym się teraz nad ognikiem po drugiej stronie rzeki.
To rzekłszy zamilkł na chwilę, obracając wzrokiem ni to po zebranych awanturnikach, ni to po ustawionych w estetyczny rządek butelkach wina. Nie spodziewał się żadnej konkretnej odpowiedzi na swoje marudzenie - ot powiedział, co mu duma, wróć, sumienie podpowiadało - więc nie tracąc już więcej czasu przyszedł do konkretów.
- Pomoc z mojej strony otrzymacie - odparł, uśmiechając się kącikiem ust. - Ale w zamian prosiłbym o dopuszczenie do nieco bardziej... egzotycznych ksiąg, niedostępnych dla pospolitych czytelników, wszystkich tych cudeniek pozamykanych na cztery spusty w trosce o dobro publiczne, czy jak to tam sobie tłumaczycie. Chętnie poczytałbym sobie o tym waszym Mythalu i jeśli łaska, pozwoliłbym sobie zostawić na marginesach kilka szczerych, praktycznych uwag i osobistych obserwacji. - Cień uśmiechu w okamgnieniu zniknął z jego bladych ust. - Na temat tego, co i jak zostało spieprzone. Dla dobra przyszłego pokolenia, że tak się wyrażę...
O tak, dla dobra przyszłego, lepszego, Thunthallarskiego pokolenia - pomyślał, obserwując oczyma wyobraźni sterty zakurzonych, Silverymoońskich zwojów, pełnych arkanicznej wiedzy dawnych, elfich czarodziejów, którzy przed wiekami opracowali swoje słynne Mythale. Śmietanka towarzyska Pomroku może i podchodziła lekceważąco do większości obcych osiągnięć magicznych, ale na perełki tego typu była jeszcze łasa. Było to jedno z nielicznych znalezisk na świecie, które mogło mu ze stuprocentową pewnością zapewnić dar transformacji w Pomroka od Najwyższego Księcia... Zakładając rzecz jasna, że uda mu się wynieść z tego miasta coś konkretnego. Tutejsi arkaniści nie są w końcu skończonymi kretynami i z pewnością nie omieszkają nawrzucać mu kłód pod nogi przy pierwszej okazji. Jeśli jednak udałoby mu się zdobyć chociaż trochę informacji o Mythalu...
"Może ta wycieczka w końcowym rachunku nie okaże się taka znowu zła..." - Pomyślał Morvin, pacnięciem dłoni odganiając Irq, który próbował przemycić do kieszeni jego szaty kanapkę z kawiorem.

- Ten nasz Mythal panie Lirish działał bez zarzutu, póki nie skradziono do niego magicznych... mniejsza z tym - Ostroróg powstrzymał się przed pewną kwestią - Co się zaś tyczy samej pańskiej propozycji, odpowiedź brzmi oczywiście nie. Nie wiem za jakich głupców uważa pan co niektóre osoby, jednak wyjawienie jakichkolwiek tajemnic Mythalu Silverymoon jest równoznaczne z podaniem na tacy samego miasta. Nie będę więc owijał w bawełnę, wgląd do pewnych interesujących ksiąg jak najbardziej, o reszcie jednak nie ma mowy - Arcymag odpowiedział stanowczym tonem.

- Oczywiście, mości Ostrorogu - Morvin uśmiechnął się półgębkiem. - Gdzieżbym śmiał narażać to szlachetne miasto na niebezpieczeństwo. Czy te oczy nie wzbudzają zaufania? - Zażartował, wskazując na swoje matowe, stalowoszare ślepia.
"Trzeba będzie znowu wydębić od wywiadu jakichś terenowych do pomocy" - pomyślał, wracając do konsumpcji wina, rozkoszując się smakiem nie tyle trunku, co perspektyw. "Ale to później, dużo później. Najpierw trzeba będzie uwinąć się z tymi cholernymi, zielonymi prymitywami. O tak, będzie z tego nie lada satysfakcja..."
- Nie żebym był natarczywy, ale jeśli skradziono wam jakieś... istotne dla Mythalu precjoza... - Zaczął niewinnie arcymag, pozornie skupiając lwią część uwagi na upijanym łyk po łyku winie. - To rzecz jasna możemy obok naszej podstawowej misji postarać się je odnaleźć i zwrócić prawowitym właścicielom. Czyż nie? - Tu czarodziej powiódł oczyma po zebranych awanturnikach.

- Tą akurat sprawą zajmują się już odpowiednie osoby, poradzimy sobie bez konieczności mieszania w to waszych indywiduów - Odparł spokojnie władca Silverymoon, po czym zwrócił się na chwilę do Astegora - Pan zdaje się zapomniał wymienić kwestię interesującego go wynagrodzenia, podobnie jak pan? - Spojrzał i na Zotha.
Astegor westchnął ciężko rozmyślając nad sprawami dla niego względnie ważnymi, w których Ostroróg mógłby jemu pomóc w ramach wynagrodzenia.
- Są pewne... sprawy, które mnie interesują. - powiedział w końcu. - Mówić o nich przy takim towarzystwie nie lza, gdyż dotyczą one magii przeklętej i plugawej. Moją ceną za pomoc w waszej sprawie będzie zatem udostępnienie wszelkich informacji na ten temat, gdy to wszystko się już zakończy.
- Konkrety bym chciał usłyszeć panie Astegorze, jaka to znowu sprawa? - Powiedział Arcymag.
Paladyn westchnął.
- Dwa lata temu plugawa magia wymordowała mieszkańców pewnej wioski na południe od Everlund. W tym także kogoś dla mnie ważnego. Od sprawy mnie odsunięto, co nijak mi się nie podoba. Takie konkrety wystarczą?
- Tak, wystarczą - Ostroróg skinął głową.
- Wynagrodzenie... - zastanowił się, na dobrą sprawę zupełnie bezimienny dla całej reszty obecnych, Zoth’illam. -Szczerze mówiąc, szanowny panie, stawiacie mnie w nietypowej sytuacji. Nie przywykłem do takiej hojności, jaką raczysz panie okazywać. Nie wiem także, co będzie ode mnie wymagane, lecz w obliczu żądań pozostałych tu obecnych, myślę że tysiąc sztuk platyny nie wywrze tak wielkiego wrażenia, jak możnaby sądzić - odpowiedział niespiesznie.

-Skoro więc już chyba wszystko wyjaśnione, możemy przejść do dalszej części zajmującej nas sprawy? - Spojrzał po zebranych.
Raetar skinął głową w milczeniu. W zasadzie ciężko było coś ustalać z pozycji w jakiej postawił ich Ostroróg.

- W porządku, przejdźmy w takim razie do konkretów - Odezwał się Ostroróg, niespodziewanie wstając. Założył ręce na plecach, po czym zaczął spacerować po sali.
- Jeśli może zauważyliście, jedna z wrogich katapult trafiła zachodnią wieżę pałacu. Tuż obok owej wieży zbieraliśmy już odpowiednich ludzi, aby wykonali zadanie jakie wam zaproponowano. Tak, zgadza się - Zwrócił na moment twarz w kierunku siedzących przy stole - Jesteście naszym drugim wyborem. Ci, którzy zginęli pod gruzem, byli naszymi zaufanymi współpracownikami, teraz zaś w dużej mierze los Silverymoon powierzamy w wasze ręce... tylko bez melodramatów oczywiście. Wasze zadanie, a właściwie zadania, są naprawdę ważne, lecz gdyby, nie dajcie bogowie, coś poszło nie tak, nie powinniśmy zginąć z kretesem - Arcymag zatrzymał się przy kominku, wpatrując na chwilę w płonący tam ogień, po czym odwrócił do pozostałych - Od tej chwili jest dla was zabroniona teleportacja, aż do powrotu do Silverymoon, po wykonaniu zadania. Jakiekolwiek złamanie tego nakazu równoznaczne jest nie tyle z wykluczeniem danej osoby, co całej grupy. Nie muszę więc chyba dogłębnie wyjaśniać, jak wielce zachwyceni będą pozostali towarzysze owego...hmmm... “zdrajcy” jeśli dojdzie do takiej sytuacji?. Same zadanie będzie zaś polegało na uzyskaniu pomocy w walce z Orczą armią. Zostaniecie podzieleni na dwie grupy, jedna z nich uda się na zachód, kolejna zaś na wschód. Wytyczne otrzymywać będziecie w trakcie samej wędrówki, przez towarzyszące wam, przydzielone przez nas osoby, które miały szczęście przeżyć zawalenie wieży.

Ostroróg podszedł do stołu, po czym napił się wina, dając chwilę na przetrawienie słów zebranym.
- Wiem, iż nadal niewiele wam powiedziałem, to jednak ze względów bezpieczeństwa. Zostaniecie teleportowani przez naszych Magów możliwie jak nabliżej celu, na wykonanie zadań macie zaś 2 dni, a dzięki magii będziemy pozostawać w nieprzerwanym kontakcie. To są misje dyplomatyczne, jeśli więc wszystko pójdzie gładko jedyne co wam przyjdzie, to wyjątkowo dobrze pomielić jęzorem, a widzę, że mamy tu kilku nieźle wygadanych... - Arcymag uśmiechnął się przelotnie.

-Kogo panie wyznaczysz na głównych negocjatorów? Gadająca trzema głowami hydra, choćby nie wiem jak elokwentna była, nie sprawdza się za dobrze w dyplomacji.-rzekł pozornie obojętnym tonem Samotnik, potarł podbródek kciukiem mówiąc.-Nie wiem jaką nagrodę zażądam za me usługi, ale przyjmijmy dla ułatwienia, że... zamknie się ona w koszcie owych dziesięciu tysięcy. O ile sprawy się nie skomplikują, ponad miarę.

Dagor przysłuchiwał się rozmowie, ale sam już się nie wtrącał - miał co chciał, reszta go nie interesowała. Nie miał zamiaru ryzykować umowy przez swój długi jęzor.

- Owszem owszem, hydra to nie najlepszy negocjator, potrzeba kogoś, kto potrafi wystarczająco sprawnie mielić ozorem - Ostroróg uśmiechnął się “krzywo” pod nosem - Dlatego więc, czemu i nie ty Raetarze?. Możesz wspomóc w negocjacjach w jednej z grup. Co się zaś tyczy samego podziału - Przytknął na chwilę dwa palce do skroni, jakby się na czymś koncentrując. I wtedy, niemal natychmiast, jedne z bocznych drzwi sali zostały otwarte, do środka zaś weszły... dwie kobiety.
 

Ostatnio edytowane przez Velo : 20-11-2011 o 17:32.
Velo jest offline