Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 20-11-2011, 19:03   #61
Grytek1
 
Grytek1's Avatar
 
Reputacja: 1 Grytek1 ma w sobie cośGrytek1 ma w sobie cośGrytek1 ma w sobie cośGrytek1 ma w sobie cośGrytek1 ma w sobie cośGrytek1 ma w sobie cośGrytek1 ma w sobie cośGrytek1 ma w sobie cośGrytek1 ma w sobie cośGrytek1 ma w sobie cośGrytek1 ma w sobie coś
Tarin nie miał zamiaru wtrącać się do rozmowy tamtej dwójki. W końcu nie była to “jego” drużyna. Ale miał wrażenie, że tamta dwójka idealnie do siebie pasuje. Uśmiechnął się do tropicielki.
- Tarin - przedstawił się ponownie. - Witam w naszej kompanii - powiedział.
W myślach zrobił przegląd ich grupki. Wyglądała na bardziej ‘bojową’, niż ta druga. Czyżby czekało ich więcej przygód, niż tamtych? - My, na wszelki wypadek, zaopatrzymy się w różne mikstury - stwierdził. - Napijesz się wina? - spytał.
- Może jeden kielich - Odparła cicho Półelfka z lekkim uśmiechem, bowiem w końcu inni w tej chwili toczyli dysputę - A oprócz mikstur, przydadzą się nam i chyba namioty...
Tarin napełnił puchar ciemnoczerwonym trunkiem i podał go tropicielce. - Przewidujesz niepogodę? - spytał. - Może lepiej jakieś dobre zaklęcie? Chatkę na przykład?
- Nie znam się na czarach, jednak mamy zimę... a tam gdzie się wybieramy niewiele cywilizacji - Powiedziała.
- Dobry namiot nie jest zły - potwierdził Tarin.- Będziemy to nieść na własnych plecach, czy też przewidziany jest jakiś transport? - spytał.
- A. Choć monosylabiczny komentarz Morvina nie zdradzał zbyt wiele, jedno spojrzenie na minę jaką przybrał, gdy Ostroróg przedstawił jedną z kobiet jako kapłankę Mystry, wystarczało do rozszyfrowania jego opinii na temat takiego, a nie innego obrotu spraw.
- Weto! Lirish skrzywił się, gdy kilka par oczu padło na jego twarz. Sprawa była delikatna, równie delikatna jak relacje między współwyznawcami jego religii i ekscentrycznymi kultystami wrogiego im bóstwa, do których zaliczała się ta cała Zinnaelli - czyli ani trochę. Nie mógł jednak prosto z mostu ujawnić się jako czciciel Shar, więc...
- Nie ma nic, absolutnie nic przeciwko pani Darkeyes - zabrał głos z miną godną profesjonalnego pokerzysty po jednym piwie. - Niemniej jednak z powodów, hmm, osobistych nie mogę być członkiem drużyny jej towarzyszącej. Szlachetna pani - kontynuował, zwracając oczy na kapłankę. - Jakkolwiek nie wątpię w pani umiejętności, spryt, odwagę, zaangażowanie i siłę charakteru, to... Łudząco przypomina pani moją świętej pamięci teściową. Bez obrazy, ale jestem człowiekiem głęboko sentymentalnym i przesądnym. Z pewnością państwo zrozumiecie moją sytuację... - Tu urwał na chwilę, przyglądając się reakcji zebranych, jednocześnie ignorując wybałuszone oczy i otwierającą się raz po raz paszczę swojego chowańca, który przerwał buszowanie po stole w reakcji na jego absurdalny wywód.
- Znaczy, proszę o roszadę, zamianę miejsc z kimś z drugiej grupy - odchrząknął arcymag. Zinnaella miała zamiar właśnie coś odpowiedzieć Raetarowi, jednak głos zabrał niespodziewanie Morvin, wywołując zaskoczenie na twarzach wielu. - Panie Morvin, zaciskamy ząbki i zarabiamy na swe wynagrodzenie, tak to widzę - Powiedział Ostroróg - No chyba że w ostateczności będzie chciał się z panem miejscami zamienić Zoth’illam, do niego jednak należy ostatnie słowo.
Ale Zoth (zupełnie nieprofesjonalnie, jak sam będzie musiał w przyszłości przyznać) milczał. W końcu tego od niego oczekiwał Ostroróg. -Wygląda na dość konfliktowego osobnika, prawda? - Tarin uśmiechnął się do Alistine. Ta zamiast odpowiedzieć, przytaknęła jednak jedynie krótko, nie chcąc najwyraźniej zabierać głosu ponownie w trakcie rozmów innych osób.- Konie będą - Szepnęła krótko, po chwili namysłu.
- [i] Bez obrazy [i] - Warknął groźnie wojownik który wydawał się widzieć w życiu niejedno. - [i] Pańskim problemem jest, kto oraz kogo Panu przypomina. Jak się nie podoba, to uniżenie proszę wypierdalać tymi samymi drzwiami, którymi się tu udało Panu dostać. To jest płatne zlecenie a nie wiejska potańcówka, a gdy płacą to i wymagają [i] - Głos przywykły do przekrzykiwania bitewnej wrzawy brzmiał niczym pomruk burzy. Najwyraźniej grymaszenie maga drażniło Wulframa. Dotychczas milczał więc swoim przemówieniem zaskoczył obecnych.
Dagor kiwnął głową na zgodę z wojownikiem. Nadal jednak siedział cicho. Zbyt wiele mógł stracić gdyby powiedział coś nie tak.
Morvin zrobić coś. Dlaczego tylko "coś"? Ano dlatego, że czasem drobny gest, wyzuty ze słów, gestykulacji i jakichkolwiek innych bogatych przejawów emocji, zawiera w sobie bardzo wiele treści. W tym konkretnym przypadku spojrzenie, jakie Morvin rzucił rozjuszonemu wojownikowi, zawierało w sobie przekaz tak skomplikowany, szkaradny, obraźliwy i bluźnierczy, że z pewnością tylko boskiej interwencji można było zawdzięczać fakt, iż zebrany w sali ogrom egzotycznego wina pozostał dobrym trunkiem, a nie ścierpnął momentalnie na skutek jadowitego łypnięcia okiem Thunthallarskiego arcymaga. Morvin koniec końców zdawał sobie jednak sprawę gdzie i w jakim towarzystwie się znajduje, dlatego zamiast przystąpić do realizacji wykwitających w jego głowie drastycznych planów i planeczków, ograniczył się jedynie do krótkiej słownej riposty.
- W retrospekcji dostrzegam większe podobieństwo do mojej teściowej w zacnym wojowniku, niż w nadobnej pani Zinnaelli. Doprawdy, szlachetna krew jej przodków opływa cały świat... Mówiąc krótko, zostaję.
-[i] Ciekawe czy z połamanymi palcami nadal będzie Pan tak elokwentny i chętny na poszukiwania podobieństw. [i] - mruknął Wulfram -[i] - Dość już jednak tych grzeczności, czas na konkrety. Kiedy wreszcie wyruszamy ?[i] -Jeśli już skończyliście dogadywanie szczegółów, czas uzupełnić ekwipunek i możecie ruszać. Jesteście gotowi? -odparł Ostroróg na tą delikatną sugestię i spojrzał po zgromadzonych osobach.
-Ja mimo wszystko chętnie się zaopatrzę w parę eliksirów leczniczych i odporności na żywioły. A i różdżka magiczna z jakimś czarem by się przydała. Nie ujmując nic talentom leczniczym i... dyplomatycznym naszej przewodniczki, mała dywersyfikacja zasobów leczniczych, byłaby jednak na miejscu.- odparł Samotnik.
Ruszyli więc na początek do zbrojowni, i wydawało się, iż zostali postawieni przed sytuacją, gdzie każdy mógł brać na co tylko miał ochotę. Ostroróg bowiem użył słów “Bierzcie co potrzebujecie i idziemy dalej”. A było naprawdę wiele do brania... choć czy tak naprawdę oni potrzebowali do wykonania swojego zadania aż tyle oręża poza tym, który już posiadali?. Różnorodne miecze, topory, halabardy, włócznie, sztylety, kusze, łuki, odpowiednie do nich pociski, do tego masa pancerzy i tarcz, jednym słowem, naprawdę, naprawdę imponujący zbiór zabawek powiązanych z robieniem innym “kuku”. Częstokroć również wielu zupełnie obcy oręż o dziwnych kształtach, a wszystko z pewnością z wielu zakątków świata.

Wulfram z okiem wlepionym w śmiercionośne bronie wyglądał niczym dziecko wpuszczone do sklepu z łakociami. Stracił zainteresowanie dziwną bądź co bądź zbieraniną którą połączył los wspólnym zadaniem. Całą swoją uwagę poświęcił zabawkom przeznaczonym wyłącznie dla dużych chłopców. Z pośród oręża w pierwszej kolejności wybrał sobie sztylet. Krótkie faliste ostrze wydawało się kolidować z jego oburęcznym mieczem lecz z doświadczenia wiedział że broń długa nie jest wiele warta w ciasnocie pomieszczeń. Nowy oręż wydawał się dobrze układać w dłoni toteż przypadł wojownikowi do gustu. Następnie, grzebiąc wśród pełnych stojaków dystansowych środków szerzenia zagłady ujrzał JĄ. Piękna linia, gnąca się w kuszącej pozie która zapewne niejednego przywiodła do zguby, giętkie i sprężyste ramiona wydające się przywoływać do współpracy. Wulfram Savage niemal zamarł, lecz po chwili niczym wygłodniałe zwierze rzucił się w jej kierunku niecierpliwie ściągając rękawice. Dotykać jej przez grube skóry wydawało się świętokradztwem. Zdjęta ze stojaka niemal wtopiła się w dłonie.
Była idealna. Była jego ! -[i]Chodź do tatusia [i] - Mruknął niemal czule.
 
Grytek1 jest offline