Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - DnD > Archiwum sesji z działu DnD
Zarejestruj się Użytkownicy

Archiwum sesji z działu DnD Wszystkie zakończone bądź zamknięte sesje w systemie DnD (wraz z komentarzami)


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 20-11-2011, 19:03   #61
 
Grytek1's Avatar
 
Reputacja: 1 Grytek1 ma w sobie cośGrytek1 ma w sobie cośGrytek1 ma w sobie cośGrytek1 ma w sobie cośGrytek1 ma w sobie cośGrytek1 ma w sobie cośGrytek1 ma w sobie cośGrytek1 ma w sobie cośGrytek1 ma w sobie cośGrytek1 ma w sobie cośGrytek1 ma w sobie coś
Tarin nie miał zamiaru wtrącać się do rozmowy tamtej dwójki. W końcu nie była to “jego” drużyna. Ale miał wrażenie, że tamta dwójka idealnie do siebie pasuje. Uśmiechnął się do tropicielki.
- Tarin - przedstawił się ponownie. - Witam w naszej kompanii - powiedział.
W myślach zrobił przegląd ich grupki. Wyglądała na bardziej ‘bojową’, niż ta druga. Czyżby czekało ich więcej przygód, niż tamtych? - My, na wszelki wypadek, zaopatrzymy się w różne mikstury - stwierdził. - Napijesz się wina? - spytał.
- Może jeden kielich - Odparła cicho Półelfka z lekkim uśmiechem, bowiem w końcu inni w tej chwili toczyli dysputę - A oprócz mikstur, przydadzą się nam i chyba namioty...
Tarin napełnił puchar ciemnoczerwonym trunkiem i podał go tropicielce. - Przewidujesz niepogodę? - spytał. - Może lepiej jakieś dobre zaklęcie? Chatkę na przykład?
- Nie znam się na czarach, jednak mamy zimę... a tam gdzie się wybieramy niewiele cywilizacji - Powiedziała.
- Dobry namiot nie jest zły - potwierdził Tarin.- Będziemy to nieść na własnych plecach, czy też przewidziany jest jakiś transport? - spytał.
- A. Choć monosylabiczny komentarz Morvina nie zdradzał zbyt wiele, jedno spojrzenie na minę jaką przybrał, gdy Ostroróg przedstawił jedną z kobiet jako kapłankę Mystry, wystarczało do rozszyfrowania jego opinii na temat takiego, a nie innego obrotu spraw.
- Weto! Lirish skrzywił się, gdy kilka par oczu padło na jego twarz. Sprawa była delikatna, równie delikatna jak relacje między współwyznawcami jego religii i ekscentrycznymi kultystami wrogiego im bóstwa, do których zaliczała się ta cała Zinnaelli - czyli ani trochę. Nie mógł jednak prosto z mostu ujawnić się jako czciciel Shar, więc...
- Nie ma nic, absolutnie nic przeciwko pani Darkeyes - zabrał głos z miną godną profesjonalnego pokerzysty po jednym piwie. - Niemniej jednak z powodów, hmm, osobistych nie mogę być członkiem drużyny jej towarzyszącej. Szlachetna pani - kontynuował, zwracając oczy na kapłankę. - Jakkolwiek nie wątpię w pani umiejętności, spryt, odwagę, zaangażowanie i siłę charakteru, to... Łudząco przypomina pani moją świętej pamięci teściową. Bez obrazy, ale jestem człowiekiem głęboko sentymentalnym i przesądnym. Z pewnością państwo zrozumiecie moją sytuację... - Tu urwał na chwilę, przyglądając się reakcji zebranych, jednocześnie ignorując wybałuszone oczy i otwierającą się raz po raz paszczę swojego chowańca, który przerwał buszowanie po stole w reakcji na jego absurdalny wywód.
- Znaczy, proszę o roszadę, zamianę miejsc z kimś z drugiej grupy - odchrząknął arcymag. Zinnaella miała zamiar właśnie coś odpowiedzieć Raetarowi, jednak głos zabrał niespodziewanie Morvin, wywołując zaskoczenie na twarzach wielu. - Panie Morvin, zaciskamy ząbki i zarabiamy na swe wynagrodzenie, tak to widzę - Powiedział Ostroróg - No chyba że w ostateczności będzie chciał się z panem miejscami zamienić Zoth’illam, do niego jednak należy ostatnie słowo.
Ale Zoth (zupełnie nieprofesjonalnie, jak sam będzie musiał w przyszłości przyznać) milczał. W końcu tego od niego oczekiwał Ostroróg. -Wygląda na dość konfliktowego osobnika, prawda? - Tarin uśmiechnął się do Alistine. Ta zamiast odpowiedzieć, przytaknęła jednak jedynie krótko, nie chcąc najwyraźniej zabierać głosu ponownie w trakcie rozmów innych osób.- Konie będą - Szepnęła krótko, po chwili namysłu.
- [i] Bez obrazy [i] - Warknął groźnie wojownik który wydawał się widzieć w życiu niejedno. - [i] Pańskim problemem jest, kto oraz kogo Panu przypomina. Jak się nie podoba, to uniżenie proszę wypierdalać tymi samymi drzwiami, którymi się tu udało Panu dostać. To jest płatne zlecenie a nie wiejska potańcówka, a gdy płacą to i wymagają [i] - Głos przywykły do przekrzykiwania bitewnej wrzawy brzmiał niczym pomruk burzy. Najwyraźniej grymaszenie maga drażniło Wulframa. Dotychczas milczał więc swoim przemówieniem zaskoczył obecnych.
Dagor kiwnął głową na zgodę z wojownikiem. Nadal jednak siedział cicho. Zbyt wiele mógł stracić gdyby powiedział coś nie tak.
Morvin zrobić coś. Dlaczego tylko "coś"? Ano dlatego, że czasem drobny gest, wyzuty ze słów, gestykulacji i jakichkolwiek innych bogatych przejawów emocji, zawiera w sobie bardzo wiele treści. W tym konkretnym przypadku spojrzenie, jakie Morvin rzucił rozjuszonemu wojownikowi, zawierało w sobie przekaz tak skomplikowany, szkaradny, obraźliwy i bluźnierczy, że z pewnością tylko boskiej interwencji można było zawdzięczać fakt, iż zebrany w sali ogrom egzotycznego wina pozostał dobrym trunkiem, a nie ścierpnął momentalnie na skutek jadowitego łypnięcia okiem Thunthallarskiego arcymaga. Morvin koniec końców zdawał sobie jednak sprawę gdzie i w jakim towarzystwie się znajduje, dlatego zamiast przystąpić do realizacji wykwitających w jego głowie drastycznych planów i planeczków, ograniczył się jedynie do krótkiej słownej riposty.
- W retrospekcji dostrzegam większe podobieństwo do mojej teściowej w zacnym wojowniku, niż w nadobnej pani Zinnaelli. Doprawdy, szlachetna krew jej przodków opływa cały świat... Mówiąc krótko, zostaję.
-[i] Ciekawe czy z połamanymi palcami nadal będzie Pan tak elokwentny i chętny na poszukiwania podobieństw. [i] - mruknął Wulfram -[i] - Dość już jednak tych grzeczności, czas na konkrety. Kiedy wreszcie wyruszamy ?[i] -Jeśli już skończyliście dogadywanie szczegółów, czas uzupełnić ekwipunek i możecie ruszać. Jesteście gotowi? -odparł Ostroróg na tą delikatną sugestię i spojrzał po zgromadzonych osobach.
-Ja mimo wszystko chętnie się zaopatrzę w parę eliksirów leczniczych i odporności na żywioły. A i różdżka magiczna z jakimś czarem by się przydała. Nie ujmując nic talentom leczniczym i... dyplomatycznym naszej przewodniczki, mała dywersyfikacja zasobów leczniczych, byłaby jednak na miejscu.- odparł Samotnik.
Ruszyli więc na początek do zbrojowni, i wydawało się, iż zostali postawieni przed sytuacją, gdzie każdy mógł brać na co tylko miał ochotę. Ostroróg bowiem użył słów “Bierzcie co potrzebujecie i idziemy dalej”. A było naprawdę wiele do brania... choć czy tak naprawdę oni potrzebowali do wykonania swojego zadania aż tyle oręża poza tym, który już posiadali?. Różnorodne miecze, topory, halabardy, włócznie, sztylety, kusze, łuki, odpowiednie do nich pociski, do tego masa pancerzy i tarcz, jednym słowem, naprawdę, naprawdę imponujący zbiór zabawek powiązanych z robieniem innym “kuku”. Częstokroć również wielu zupełnie obcy oręż o dziwnych kształtach, a wszystko z pewnością z wielu zakątków świata.

Wulfram z okiem wlepionym w śmiercionośne bronie wyglądał niczym dziecko wpuszczone do sklepu z łakociami. Stracił zainteresowanie dziwną bądź co bądź zbieraniną którą połączył los wspólnym zadaniem. Całą swoją uwagę poświęcił zabawkom przeznaczonym wyłącznie dla dużych chłopców. Z pośród oręża w pierwszej kolejności wybrał sobie sztylet. Krótkie faliste ostrze wydawało się kolidować z jego oburęcznym mieczem lecz z doświadczenia wiedział że broń długa nie jest wiele warta w ciasnocie pomieszczeń. Nowy oręż wydawał się dobrze układać w dłoni toteż przypadł wojownikowi do gustu. Następnie, grzebiąc wśród pełnych stojaków dystansowych środków szerzenia zagłady ujrzał JĄ. Piękna linia, gnąca się w kuszącej pozie która zapewne niejednego przywiodła do zguby, giętkie i sprężyste ramiona wydające się przywoływać do współpracy. Wulfram Savage niemal zamarł, lecz po chwili niczym wygłodniałe zwierze rzucił się w jej kierunku niecierpliwie ściągając rękawice. Dotykać jej przez grube skóry wydawało się świętokradztwem. Zdjęta ze stojaka niemal wtopiła się w dłonie.
Była idealna. Była jego ! -[i]Chodź do tatusia [i] - Mruknął niemal czule.
 
Grytek1 jest offline  
Stary 20-11-2011, 19:08   #62
 
Gettor's Avatar
 
Reputacja: 1 Gettor ma wspaniałą reputacjęGettor ma wspaniałą reputacjęGettor ma wspaniałą reputacjęGettor ma wspaniałą reputacjęGettor ma wspaniałą reputacjęGettor ma wspaniałą reputacjęGettor ma wspaniałą reputacjęGettor ma wspaniałą reputacjęGettor ma wspaniałą reputacjęGettor ma wspaniałą reputacjęGettor ma wspaniałą reputację
Widać niektórzy lubili takie fajne zabaweczki, mogące zrobić przeciwnikowi kuku. Swojej własnej broni Tarin miał pod dostatkiem, ale zapasy zawsze miały to do siebie, że po pewnym czasie się kurczyły i wyczerpywały. Z tego wszystkiego, co znajdowało się w tym wielkim magazynie Tarinowi potrzebna była tylko jedna rzecz, związana nawet z tym, co interesowało Wulframa. Dobre bełty nigdy nie były złe i po chwili w dłoniach Tarina znalazło się trzydzieści pocisków do kuszy, świetnej, na pierwszy już rzut oka, jakości.

Zoth’illama całe to żelastwo wprost nudziło. Zresztą wyglądał jak ktoś zupełnie nie pasujący do otoczenia w swym nieprzyzwoicie drogim stroju, delikatnych rękawiczkach i jeszcze delikatniejszych butach - wyobrażenie sobie kogoś takiego machającego buzdyganem byłoby doprawdy trudną gimnastyką umysłu. Mężczyzna miał zupełnie inne potrzeby. W tej chwili sprowadzały się one do odzyskania włosów i dużej części własnej skóry. Korzystając więc z przerwy w spacerze zwrócił się do kapłanki Mystry.
-Szanowna pani twierdziła, że do jej zadań należy rzucanie leczniczych zaklęć. Czy miałaby pani coś przeciwko zaprezentowaniu swoich zdolności dopóki nie jesteśmy rozdzieleni milami lądu? - zapytał.

Kapłanka obdarzyła Zotha spojrzeniem pozbawionym jakichkolwiek emocji, kiwnęła jednak minimalnie głową, po czym w końcu uleczyła mężczyznę zaklęciem, przykładając palce do jego skroni. Zaklinacz poczuł się nieco lepiej...
-Od razu lepiej - stwierdził. -Dziękuję za pomoc.
Skóra nie piekła już jak przypiekana na ruszcie, ból nie przyćmiewał rozumowania. I prawdopodobnie mężczyzna nie wyglądał już tak paskudnie jak przed chwilą, ale bez lustra nie mógł tego stwierdzić.

Dagor miał Brunę i miał swój pancerz. Tarczy nie stosował aby zwiększyć moc swoich uderzeń toporem. Było jednak coś co by mu się przydało... kusza. Ta, którą miał wcześniej została spalona przez kulę ognia jakiegoś orczego szamana, więc teraz potrzebował nowej.

Krasnolud znał się nieco na wytwarzaniu broni i kowalstwie. Miał niewielki talent do tego fachu odziedziczony po ojcu, choć nigdy poważnie go nie rozwijał. Jednakże, dzięki tym umiejętnościom potrafił odróżnić kiepski oręż od dobrego. Szukania zajęło mu trochę czasu, bo choć większość kusz tutaj znajdujących się była znakomita, to jednak żadna nie odpowiadała gustowi krasnoluda. Ze względu na sylwetkę swojej rasy zwykłe kusze robione przez ludzi były nieco niewyważone względem niskiego środka ciężkości jego ras, jak i również nieporęczne. Szukał więc krasnoludzkiej ciężkiej kuszy, najchętniej nieco umagicznionej.


W końcu znalazł taką, która była względnie zadowalająca, co więcej na zakończeniu posiadała przyjemne ostrze do ewentualnej walki wręcz, jeśli nagle zaszła by taka potrzeba.

Również Inkwizytor znalazł w tamtym miejscu coś dla siebie. Co prawda nie zamierzał pod żadnym pozorem zostawiać czy wymieniać Amazera na inny oręż, jednakże postawiony przed takim wyborem tylko szukał dla siebie samego pretekstu żeby jednak “coś” wziąć.
Doszedł w końcu do wniosku, że o ile jego fizyczne i materialne zdolności do walki wręcz były względnie bez zarzutu, to te na dystans miały nieco do życzenia. Zwłaszcza, że nie był żadnym łucznikiem, a jego przewodniczką nie była tropicielka.
Z takim oto tłumaczeniem Astegor wziął dla siebie jeden kołczan bełtów do kuszy, oraz dwa... trzy sztylety do rzucania.

Samotnik miał już miecz przy pasie, oraz sztylety. Więc się nie spieszył. Żaden oręż jakoś nie potrafił przykuć uwagi mężczyzny. Aż wreszcie... natrafił na stojak z rapierami. Wspomnienia wróciły. Kiedyś pojedynkował się dość często. Ostatnio jednak nie miał takiej potrzeby. Niemniej nie wiedział co ich czeka na owej misji, jego Koci Pazur pozostał w twierdzy.
Wybrał jeden z nich, ten który wyglądal na posrebrzany.
Sprawdził czy dobrze leży w dloni i opuścił zbrojownię.

~

Następnym przystankiem na ich drodze był z kolei naprawdę ogromny magazyn, zarządzany przez kulejącego, jednookiego staruszka, wspieranego przez dwóch młodych pomocników. Wejście do samego magazynu było zagrodzone czymś na kształt lady w futrynie prowadzących tam drzwi, jednak dzięki towarzystwu Arcymaga wpuszczono wszystkich do środka. Nerwowo łypiący dziadek spoglądał więc to po nieznanych jemu osobach, to po władcy miasta.
- Czego stąd potrzebujecie? - Spytał ten ostatni - “Ognisty Udo” ma nie tylko zwyczajowe wyposażenie dla typowego zastosowania w życiu awanturnika, lecz i pieczę nad zbiorem eliksirów, różdżek oraz zwojów.


W tym miejscu Tarin miał zamiar zatrzymać się na dłużej, niż w zbrojowni.
- Namiot by się przydał, posłanie i może jakiś futrzany śpiwór, skoro zima dokoła, a nie wybieramy się w ciepłe kraje. Najlepiej, gdyby to było lekkie, bo może się okazać, że na własnych plecach trzeba będzie to wszystko nosić. Do tego, z takich zwykłych rzeczy, jedwabna lina, tak z dziewięć metrów długości. No i plecak. Dobrze by było, gdyby był poręczny.
- To się da załatwić - Powiedział Udo, po czym posłał jednego ze swych pomagierów po wymienione przez Tarina rzeczy. Następnie obrzucił spojrzeniem pozostałych, wyczekując czego to też oni mogli potrzebować...
- Reszta, to już same drobiazgi - mówił dalej Tarin - przynajmniej jeśli chodzi o wielkość. Dwa zwoje chatki i sztuczki z liną, jedno bezpieczne schronienie, cztery wierzchowce, widmowy rumak, po dwie mikstury neutralizacji trucizny i powstrzymania choroby, różdżka leczenia poważnych ran. Nie mamy ze sobą kapłanki - dodał tytułem wyjaśnienia. - No i może jeszcze różdżkę pajęczyny - dorzucił.
- Zobaczymy co też tu mamy... - Tym razem Udo wydał się jakoś mniej skory do pomocy.


Krasnolud zaczął konsultować się ze swoją siostrą, która lepiej znała się na magicznych przedmiotach niż on. Po krótkiej dyskusji krasnolud przedstawił swoją listę. Większość była pomniejszymi, choć przydatnymi magicznymi przedmiotami.

-Ekhem, ja bym, ten tego... jak to było? - spytał jeszcze raz siostrę i gdyby miała ona oczy to wywróciła by nimi.

-Dostępną ilość: - zaczęła wymieniać - Pierzastych talizmanów Quaala kotwica, drzewo, wachlarz, ptak, łabędzia łódź; proszek suchości, pojemna torba, kamieni alarmowych, róg mgieł, oczów orła, eliksirów leczenia ran, eliksir pajęczej wspinaczki, pomniejszenia. I co jeszcze możesz zasugerować. Wiem, że to dużo, ale wolę spytać o więcej i dostać mniej niż o mniej i dostać też mniej. - dodała uprzejmie siostra krasnoluda, na co on sam tylko przytaknął.

Astegor w tamtym czasie prowadził dysputę z własnym orężem na temat tego, co powinien wziąć. Amazer wymieniał niestworzone rzeczy, które “na pewno” będą przydatne, jednak to Inkwizytor oczywiście musiałby je nieść. W końcu “dogadali się”, po czym rosły mężczyzna podszedł do staruszka.
- Będzie mi potrzebny namiot, koc zimowy, dwa słoneczne pręciki, oraz trzy krzeszące gałązki. To z prostych rzeczy...
Wyjął zza pasa mały, szklany kryształ wewnątrz którego kłębiła się mgła i który osoba niewtajemniczona mogła by wziąć za miniaturową wersję kryształowej kuli używanej we wróżbiarstwie.
- To jest klejnot żywiołaka powietrza. - wyjaśnił Astegor. - Masz tutaj taki spojony z żywiołem wody?

-Dobry pomysł z tym namiotem i kocem... dla mnie też po jednym - dodał Dagor.
 
Gettor jest offline  
Stary 20-11-2011, 19:46   #63
Administrator
 
Kerm's Avatar
 
Reputacja: 1 Kerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputację
Samotnik nie spieszył się z “zakupami”, wszak tyle było przed nimi. Zmierzył wzrokiem kapłankę która miała z nimi iść. Mniej jednak poświęcił uwagę walorom, a bardziej ubiorowi mającemu świadczyć dokąd się mają udać.
Gdy przyszła pora na Raetara, zaczął wyliczać.-Potrzebne będą tak z trzy mikstury leczenia lekkich ran, eliksir odporności żywiołowej (ogień), kilka fiolek kwasy, kilka fiolek alchemicznego ognia, proszek iluzji, różdżka leczenia lekkich lub średnich ran oraz różdżki bądź kilka zwojów rozumienia języków, nieprzeniknionej mgły,niewidzialności, pajęczyny. I może zwój Unieruchomienie potwora, jeśli macie. Do tego... sakwa złota na przekupstwo, jeśli okaże się konieczne.

Zoth cierpliwie czekał wysłuchując czego potrzebowali jego towarzysze. Zawsze dawało to odniesienie do tego, czego on może żądać. A nie miał większego zamiaru się ograniczać.
-[size="3"][font="Palatino Linotype"]Po pierwsze eliksiry: jeden skradania, dwa leczenie lekkich ran, jedną rozmawiania ze zwierzętami, jedna widzenia w ciemnościach mogłaby się przydać, dwie mikstury krasomówstwa byłyby nieodzowne biorąc pod uwagę dyplomatyczny cel misji. Mikstura języków zresztą też.
Na wszelki wypadek przydałaby się różdżka kwasowej strzały Melfa. Osoba przezorna zawsze jest ubezpieczona. Do tego dwa zwoje odporności żywiołowej
[size="3"][font="Palatino Linotype"] - wymienił. A po chwili dodał, zaskoczony, że jeszcze nikt o to nie pytał. -[size="3"][font="Palatino Linotype"]I naprawdę przydałby się jakiś dowód na to, że będziemy dyplomatami wysłanymi przez Silverymoon. Papiery poświadczające naprawdę byłyby nieodzowne.[size="3"][font="Palatino Linotype"]

- Towarzyszące wam panie mają już odpowiednie dokumenty przy sobie - Odparł spokojnie Ostroróg.

- Pięknie. Prawie jak w domu - pokiwał głową Morvin, obserwując ogrom zgromadzonych w magazynie klamotów z dziwną iskierką w oku. Irq widząc jego minę profilaktycznie schwał się za najbliższym rogiem.
Arcymag po zanurzeniu się miedzy rzędami zmienił się w istny kataklizm, bezwładną siłę żywiołu, która nie oszczędziła żadnej półki, żadnego bibelotu, żadnego skrawka papieru. W zastraszającym tempie przeskakiwał między kolejnymi znaleziskami, błyskawicznie tracąc zainteresowanie miażdżącą większością znalezisk, które lądowały z hukiem z powrotem na swoich miejscach.
- Zwoje na skórze? Ciekawe. Ale niestety śmierdzące - rzeczony rulon pofrunął szerokim łukiem na swoją półkę. - A to co, różdżką z palca trolla? Ale coś za głęboko wyszlifowana. Wystarczy trochę nagiąć... I pyk, o, już pęka, widzicie państwo? Tandeta - kościana różdżką wpadła z głośnym trzaskiem do swojej przegródki. - Hmm... Czysto użytkowych zaklęć i zwojów mi nie brakuje, ekwipunku podróżnego też nie. Może zatem trochę surowej, niszczącej mocy? Kule ogniste, błyskawice, obojętnie czy w różdżkach, czy w zwojach, no i może jeszcze zobaczenie niewidzialnego i ze dwa pergaminy z przywołaniem wierzchowca dla świętego spokoju...
Kilka kolejnych przedmiotów zostało brutalnie wyrwanych ze swoich miejsc. Wystarczyło tylko dodać odgłosy chrumkania i czarodziej wykonywałby właśnie bardzo przekonującą imitację rozszalałego knura poszukującego trufli.

Wszystkich wymienionych przez śmiałków przedmiotów - czy to zwyczajnych, czy i magicznych - było naprawdę sporo. Udo zagwizdał więc głośno, i po chwili spomiędzy regałów magazynu wyszło jeszcze dwóch młodych pomocników staruszka, po czym całą piątką ruszyli zbierać “zamówienia”. Sam Udo z kolei wskazując na stół w rogu i parę ław odezwał się na odchodne:
- Parę chwil to zajmie, poczekajcie więc...

A więc czekali razem z Ostrorogiem i dwoma kobietami, oglądając z nudów oręż jaki przed chwilą wzięli ze zbrojowni, czekali obserwując swych nowo poznanych towarzyszy, czekali... nudząc się.

Jednak nie wszyscy. Morvinowi zebrało się na myszkowanie po magazynie, branie wszystkiego w swe łapy, oglądanie z każdej strony.

- Preeeeeeeeeeecz!! - Rozległ się nagle ryk między regałami, skierowany właśnie do Morvina - Preeeecz stąd do ciężkiej cholery!!.

Pomrok spojrzał w bok, tylko po to, by zastygnąć w takiej pozie bez ruchu. Nie mógł bowiem naprawdę poruszyć choćby palcem, gapiąc się na drącego Udo z najprawdziwszą pianą na ustach. Dziadek z kolei, pokazał dlaczego nosi przydomek “Ognisty”. I w tym przypadku był to jak najbardziej słowny przydomek. Staruszek bowiem zaczął nagle zmieniać kształt, a jego oczy zapłonęły najprawdziwszym ogniem.


Dwóch pomagierów czym prędzej pochwyciło tkwiącego w bezruchu Morvina niczym posąg, po czym zaniosło go z gracją worka kartofli do pozostałych osób przebywających w magazynie.
- Gdyby nie Ostroróg, zamiast unieruchomić zamieniłbym cię w posąg i postawił gdzieś w ciemnym kącie na najbliższą dekadę! - Warknął Udo.

~

W końcu jednak pięciu śmiałków otrzymało co (prawie chciało)... a dlaczego pięciu? Albowiem szósty nic nie chciał, za to buszował, a siódmy z nich, niejaki Wulfram, milczał sobie i milczał.

Wojownik ze źle ukrywaną pogardą przyglądał się organizacji całej ekspedycji. Wszystko było chaotyczne i nieprawidłowo zaplanowane. Prowizoryczność wyprawy wprost wołała o pomstę do niebios. Choć w te ostatnie Wulfram szczerze wątpił. Gdy cały zgiełk wreszcie przycichł wolnym krokiem zbliżył się do kwatermistrza magazynu.
- Będę potrzebował pojemnego plecaka, karafki niekończącej się wody,butów szybkości, łyżki wyżywienia oraz dobrego namiotu. Naszyjnik kul ognistych, mikstura prawdomówności oraz płaszcz nietoperza również mogą okazać się przydatne.
Nie chciał ciągnąć wraz z sobą góry zbędnych świecidełek. Wiedział że może zajść konieczność niesienia sprzętu na własnych barkach. Pamiętał że każdy kilogram stawał się toną po całodziennym marszu.
- Oddam te przedmioty, o ile wrócę żywy. - Dodał wymownie patrząc na swoich przyszłych towarzyszy. ”Jak dzieci” - pomyślał

- Arghhhh!! - Wnerwił się Udo - Teraz sobie nagle przypomniałeś, że i ty też coś potrzebujesz?. Jest, nie ma, tak, w użyciu, nie wiem... - Zaczął wyliczać na palcach. Wulfram jednak w końcu dostał parę przedmiotów z tego co wymienił.

- Nie mam zamiaru przepychać się z tymi ludźmi. Wolę spokojnie poczekać na swoją kolej.
Najwyraźniej gniew magazyniera obchodził go równie wiele co zeszłoroczny śnieg. Ton jego głosu pozostał opanowany i niewzruszony. Po chwili, już w pojednawczym geście Wulfram dodał:
- Lepiej przemyśleć co się bierze niźli wlec za sobą cały majdan lub wracać w pół drogi. Cmentarze pełne są narwanych chciwców i zapominalskich. - Podsumował nad wyraz filozoficznie jak na swoją osobę.
 
Kerm jest offline  
Stary 21-11-2011, 14:50   #64
 
Qumi's Avatar
 
Reputacja: 1 Qumi jest po prostu świetnyQumi jest po prostu świetnyQumi jest po prostu świetnyQumi jest po prostu świetnyQumi jest po prostu świetnyQumi jest po prostu świetnyQumi jest po prostu świetnyQumi jest po prostu świetnyQumi jest po prostu świetnyQumi jest po prostu świetnyQumi jest po prostu świetny
-To było... rozczarowujące nieprawdaż? Całe te szumne wyekwipowanie drużyny.”-zagaił telepatycznie Raetar do sparaliżowanego Morvina. Po szumnych zapowiedziach Ostroroga i wielkości magazynu można się wszak było spodziewać czegoś więcej, niż zawartości taniego sklepiku dla początkującego czaromiota w ramach “zaliczki”. Samotnik miał ulotne wrażenie, straconego tutaj czasu. Inna sprawa, że to nie był jego stracony czas... co raczej miasta.

- Wprost przeciwnie - odpowiedział w myślach Morvin, licząc na to, że Raetar potrafi nie tylko nadawać, ale także odbierać wiadomości bezpośrednio pomiędzy umysłami. - Ów incydent potwierdził moje długotrwałe podejrzenia dotyczące pokrewieństwa Silverymoończyków z mieszkańcami Dziewięciu Piekieł. Są jednak pewne zasadnicze różnice - przyznał arcymag, cały czas ciągnięty po ziemi niczym worek kartofli. - Baatezu nie są aż tak cholernymi skąpcami!

Istniała też jeszcze jedna różnica, z którą Morvin wolał się nie afiszować. Mianowicie Baator w przeciwieństwie do Silverymoon nie stanie się w najbliższym czasie celem mściwych ataków pewnego anonimowego, złośliwego arkanisty.

-O tak. Wkrótce mieszkańcy tej wiochy pożałują, że lęgną się w niej, a nie na dnie Nessusu... - Obiecał sobie Thunthallarczyk.

-Za to piekielnymi biurokratami, z tego co pamiętam. Nie wiem co Piekła widzą w tej całej papierkowej robocie.”- odparł telepatycznie Samotnik. Po czym skomentował groźby Morvina.-”Jak już wybierać sobie wrogów, to ambitnie, nieprawdaż?
Spojrzał na pierścień skrzący się w świetle pochodni na jego dłoni, dodając telepatycznie.- ”Niemniej. Porządna pomsta zniewagi, to także kwestia finezji. W końcu rozwalenie paru chat i pogonienie paru mieszczan to takie... prymitywne podejście do sprawy. Dobra zemsta musi być szpilą wbitą w zadek obiektu zemsty, że się tak wyrażę.

- Niewątpliwie - zgodził się ze swoim dyskretnym rozmówcą arcymag, już nieco spokojniejszym tonem, a przynajmniej takiego by użył, gdyby autentycznie wypowiadał swoje myśli. Niezobowiązująca konwersacja o krwawej zemście była niewątpliwie kojąca dla rozsierdzonego umysłu. - Jakkolwiek perspektywa mącenia tym platfusom szyków w momencie inwazji orków jest szalenie zabawna, mimo wszystko poczekam na obiecane przez Ostrego Rożka księgi. Stara, wierzycielska zasada podpowiada, że nie powinno się ćwiartować dłużnika przed wyciągnięciem z niego wszystkich należności... W związku z tym, zapewniam cię, odwet będzie głęboko i starannie przemyślany. Jeśli zaś przyjcie ci coś ciekawego do głowy, to jestem otwarty na sugestie dwadzieścia cztery klepsydry na dobę.
-Jeśli przyjdzie mi do głowy. Poinformuję.”- zgodził się Samotnik i zmienił temat.-”Jakie docelowe miejsce obstawiałbyś na zachodzie. Waterdeep? Lantan? Evermeet, a może Evereskę? Neverwinter raczej odpada. Oni sami mają dośc problemów. Luskan jest wrogi Srebrnym Marchiom. Amn, Tethyr i Calimshan... zaś kłopotliwe. Zwłaszcza Calimshan. Jaki jest według ciebie cel naszej wyprawy?

- Z większych ryb tylko Waterdeep i Neverwinter znajdują się dostatecznie blisko tego lęgowiska, przy dowlec tu swoich wojowników, zanim czaszka ostatniego Silverymoończyka zostanie przerobiona na nocnik któregoś z orkowych wodzów - odparł Morvin, delektując się przez chwilę wizją spóźnionej odsieczy przybywającej dokładnie w momencie pierwszej próby generalnej rzeczonego naczynia. - Słusznie moim zdaniem skreśliłeś drugą opcję, więc póki co stawiam na Waterdeep... Ale stawiam niewiele. Jedna solidna para portali na jakimś zapomnianym przez bogów pustkowiu i nasze wyobrażenie o logistyce tutejszych armii nie będzie warte nawet funta kłaków. Nie żebym podejrzewał Ostrego Rożka akurat o taki as w rękawie... Ale o coś na pewno. Już nie jeden dziw w swoim życiu widziałem, by liczyć, że ta nagła i - sam chyba przyznasz - dziwna wojna, potoczy się zgodnie z prawami logiki. Skoro atak przybył tak niespodziewanie, to czemu i nie odsiecz? Wyczuwam, że za sznurki pociągają tu nie lada gracze. A skoro tak, to nie zdziwiłbym się za bardzo, gdyby kazali nam ściągać posiłki z drugiego końca kontynentu.
-Srebrne Marchie nie mają znów, aż tak wielu pewnych sojuszników. Cormyr ma własne kłopoty, no i leży bardziej na południu. Podobnie jak Wielka Rozpadlina. Halruua nie jest nastawione na zajmowanie się cudymi problemami, a taki Mulhorand jest... nieprzewidywalny. Zresztą, gdyby chodziło tylko miecze i topory, to wszak w okolicy jest dużo krasnoludzkich cytadeli, które obiecywały bronić siebie nawzajem i Silverymoon. Choćby Mithrilowa Hala.”- stwierdził Raetar.-”Łatwiej sprowadzić z nich oddziały i nie potrzeba zbyt wiele zabiegów dyplomatycznych by tego dokonać. Samo hasło, “Serce Srebrnych Marchii zagrożone”, powinno wystarczyć. Więc pojawia się pytanie, czego właściwie Silverymoon chce od Waterdeep?

- Wydaje mi się, że nasza misja prędzej zaprowadzi nas na poszukiwanie bardziej... delikatnej pomocy, niż tylko topory i miecze do ścinania orków. Gdyby to był normalny konflikt to pewnie, kto może ten na koń! Albo na kuca, jeśli krasnal. Ale taka inwazja, która wyrasta jak z pod ziemi? Spodziewam się, że przyjdzie nam negocjować o pomoc z jakimiś wpływowymi osobistościami, które mogłyby zwyczajnie rozjaśnić nieco sytuację. W takim wypadku przewodnicy mogą nas poprowadzić dosłownie wszędzie. Nie powiem, żeby była to pocieszająca perspektywa... Ale z pewnością ciekawsza, niż obijanie bruku Waterdeep. Strasznie przereklamowana dziura, nie licząc sklepów z rupieciami i winiarni.

-Wschód i zachód dość dokładnie określają kierunki w których nas zamierzają posłać. Choć i to może być zasłoną dymną. Niemniej jeśli chodzi o potęgi magiczne leżące na zachód stąd, to właśnie Waterdeep, Lantan i Evermeet należy brać pod uwagę. ”-stwierdził Samotnik pocierając podbródek.-”A co do Waterdeep to miasto ma swoje... uroki. Choć pospolitej jeno natury. Być może Skullport jest ciekawsze. Jakoś nie miałem okazji tam zajrzeć.
- Na tym świecie jest tylko jedno prawdziwie ciekawe, piękne i potężne miasto - odpowiedział po dłuższej chwili arcymag. Gdyby przyszło mu wysławiać te słowa, rozmówca z pewnością od razu dostrzegłby zmianę tonu na bardziej odległy, dumny i pełen szczerego szacunku. - Tyle, że nie można tam po prostu od tak wejść. Jeśli jego władcy zażyczą sobie czyjej tam obecności... To ten ktoś się tam zwyczajnie pojawia. Ale mniejsza o nim. Pewnych rzeczy nie mogę wyjawiać, obojętnie czy to słowem, pismem, czy też myślą.

-To już kwestia gustu.”- stwierdził Raetar, wzruszając lekko ramionami.-”Znam kilka miejsc bardzo intrygujących.

Łatwo się bowiem było domyślić, że przez Morwina przemawia swoisty patriotyzm, którego kosmopolita Raetar po prostu nie rozumiał.

Astegor cały ten wybryk Arcymaga skwintował jedynie ciężkim westchnieniem. Dziękował bogom w duchu za to, że nie będzie musiał z nim podróżować. Z tego co pamiętał, w jego drużynie miał się znajdować ekscentryczny szlachcic o imieniu Tarin, a także Wulfram i Zoth, którego to Inkwizytor nie do końca mógł rozgryźć.

Popatrzył się jeszcze kilka chwil w sobie tylko znany punkt otoczenia myśląc o czymś intensywnie, po czym zwrócił się do Ostroroga:
- Skoro już tutaj skończyliśmy, możemy przejść do kolejnego etapu?
 
Qumi jest offline  
Stary 21-11-2011, 20:54   #65
Wiedźma
 
Buka's Avatar
 
Reputacja: 1 Buka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputację
Koniec końców, grupa śmiałków została w końcu jako tako dozbrojona i wyekwipowana, nie pozostało więc nic innego, ja udać się już w podróż. Ostroróg zebrał więc kilku dodatkowych magów, mających natychmiastowo przetransportować obie grupy w najbliższe okolice ich tajemniczych celów. Podzielono ich odpowiednio w zgodzie z planem na placu poza pałacem, gdzie mieli okazję ostatni raz w najbliższych chwilach usłyszeć odgłosy Orczego najazdu na Silverymoon.




Zimne, nocne powietrze, śnieg...

- Powodzenia - Powiedział cichym głosem Arcymag, podczas gdy odpowiedzialni za teleportację mamrotali pod nosami odpowiednie zaklęcia.

Oślepiający na moment błysk.

Dziwne uczucie spadania.




Lokacja nieznana

1 Ches(Marzec)
po 3 w nocy




"Grupa wschodnia"

Pierwszą rzeczą, jaką poczuli zaraz po magicznej podróży, było zimno, połączone ze świstem wiejącego wiatru. Grupka pod przewodnictwem Półelfiej Tropicielki trafiła bowiem w środku nocy prosto w śnieżycę.

Niemal wszechogarniająca ciemność, chłód zdający się przez wiatrzysko wnikać aż w kości, i to pomimo ciepłych ubrań, do tego zaś śnieg do niemal kolan. Wprost fatalne warunki do podróży nocą w zimie, do tego po nieznanym terenie. Alistine zaklęła w nieznanym im narzeczu, przysłaniając dłonią oczy przed nacierającą bielą.





- Niech to wszystko szlag! - Krzyknęła, starając się zagłuszyć wietrzysko - Tu gdzieś niedaleko powinna być wieża, przy której mieliśmy się pojawić!. Nie wiem czy ją znajdziemy, i czy jest sens ruszać na ślepo w zamieć!. W końcu znajdujemy się w górach!.

W górach?.

Mróz szczypał dotkliwie po twarzach, dając posmak tego, co może ich czekać, jeśli zaczną teraz błądzić niemal po omacku. No chyba, że ktoś miał jakiś sensowny pomysł, jakby polepszyć ich sytuację, lub... jak bezpiecznie przeczekać kilka najbliższych godzin?. Nawiasem bowiem mówiąc, czarującym w grupie przydałby się chyba odpoczynek, musieli bowiem zebrać siły i odzyskać swe magiczne moce, które uległy sporemu zużyciu w czasie walk w Silverymoon.

W obecnej sytuacji raczej na niewiele zdawały im się magiczne figurki, mogące przemienić się w wierzchowce...





"Grupa zachodnia"

Coś zdecydowanie było nie tak.

Magiczna podróż nie przebiegła jak powinna, oto bowiem w samym jej środku, trwającym w sumie ledwie kilka chwil, coś nimi jakby boleśnie szarpnęło. Mężczyźni pod pieczą Kapłanki pojawili się w... wodzie. Lodowato zimnej wodzie, pokrytej cieniutką warstewką lodu, mówiąc ściślej, nie to jednak było w tej chwili najważniejsze.

Z całą pewnością doszło do jakiegoś niefortunnego, drobnego wypadku względem samego magicznego transportu, wszyscy bowiem odczuwali związane z tym najprawdziwsze bóle wywróconych żołądków. Zinnaella, podobnie jak Raetar, zwymiotowali w otaczającą ich, sięgającą po kolana wodę, rozglądając się po okolicy.

Mimo, iż panowała noc, mogli dostrzec otaczające ich, niewielkie kępy, karłowate drzewa, i wszędobylską wodę. Znajdowali się na... bagnach?.




- Nie wiem... co to... było - Wydusiła w końcu z siebie Kapłanka, dygocząc na całym ciele. Przetarła usta dłonią po czym kilkukrotnie potrząsnęła głową - To na pewno nie jest nasz cel - Dodała po chwili, już wyzutym z emocji tonem - Mieliśmy się pojawić niedaleko miasteczka, będącego celem naszej podróży.

Stali więc w środku nocy w bagnistej wodzie, w nieznanym miejscu, trzaskając do tego lekko zębami, i nie mając najmniejszego pojęcia gdzie są. Równie dobrze mogli bowiem w końcu zboczyć "z kursu" o ledwie parę mil, lub i o tysiąc.

W obecnej sytuacji przywoływanie wierzchowców z magicznych figurek, chyba nie było tak całkiem konieczne?.












***

Raetar 80pw

 
__________________
"Nawet nie można umrzeć w spokoju..." - by Lechu xD

Ostatnio edytowane przez Buka : 21-11-2011 o 21:30.
Buka jest offline  
Stary 22-11-2011, 22:33   #66
Administrator
 
Kerm's Avatar
 
Reputacja: 1 Kerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputację
Nie dało się ukryć, że w pałacu było zdecydowanie przyjemniej. I że w tych okolicach zima panoszyła się w najlepsze. Jeśli gdzieś w okolicy stała jakaś wieża, to zapewne mogliby ją znaleźć tylko gdyby przypadkiem na nią wpadli. Ale równie dobrze mogli przypadkiem wpaść w przepaść i tylko kretyn łaziłby to tu, to tam, usiłując trafić gdzieś po omacku.
Tarin stał przez chwilę, przekonując swój organizm, że wcale nie jest aż tak zimno. Równocześnie rozglądał się dokoła i usiłował dostrzec cokolwiek prócz ciemności i płatków śniegu oraz usłyszeć cokolwiek prócz wycia wiatru. Jak na razie bez pozytywnych efektów.
- Czy ktoś z was ma ochotę na mały spacer? - spytał. - Jeśli nie, to trzeba by zadbać o jakieś schronienie. I nie mam tu na myśli namiotów, tylko posłużenie się magią. Będzie szybciej, cieplej i wygodniej. Dysponuje ktoś z was odpowiednim zaklęciem? Mam co prawda zwój, ale gdyby były inne możliwości to wolałbym go zachować na inną okazję.
 
Kerm jest offline  
Stary 26-11-2011, 21:20   #67
 
abishai's Avatar
 
Reputacja: 1 abishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputację
Magiczne podróże z reguły nie są specjalne przyjemne.


Kiedy jednak przenieśli się w sposób zdecydowanie bolesny. Kiedy ciało Samotnika wygięło się w łuk z bólu, sytuacja stało się poważna. A zimne, na w pół zamarznięte bagno, było tylko epilogiem tego niefortunnego wydarzenia.

Wyrzucenie z siebie posiłku ulżyło nieco magowi, choć niewiele tego wymiotowania było.
Samotnik dzięki magicznemu pierścieniowi jadł bowiem niewiele. Bagnista woda pokryta cienką warstewką lodu świadczyła o tym, że nadal są na bagnach Północy. Może... gdzieś w okolicach Neverwinter?
Niewątpliwie nie tam gdzie się kapłanka Mystry spodziewała, sądząc po jej słowach i wyraźnym zdenerwowaniu.
Raetar zerknął na tyłeczek kapłanki, który apetycznie się prezentował, gdy się pochylała by zwrócić posiłek. Otarł usta dłonią z irytacją czując na języku nieprzyjemny posmak wymiocin. Po czym spytał Zinnaellę.- To docelowe miasto... zwie się jakoś?
- Ano... zwie się, ale ja nie powinnam... - Odparła kobieta.
-Droga Zinnaello. I tak tam zmierzamy, więc gdy dotrzemy każdy głupi prostak wyjawi nam jego nazwę. Obecnie siedzimy na środku bagna, więc to jest dobry czas na wyjawienie paru szczegółów tej misji.- odparł Samotnik podchodząc bliżej kapłanki. Pod jego spojrzeniem, bagienna woda zaczęła gwałtownie bulgotać i mącić się. Uśmiechnął się lekko.-Więc proszę o odrobinę zaufania i współpracy.
- Hmmm -
Zamyśliła się na moment Kapłanka - No niech będzie. Mieliśmy dotrzeć do Gryfiego Gniazda, taka odpowiedź zadowala?.
Nie zadowalała go. Nazwa miasteczka niewiele mu mówiła. Ani o ostatecznym miejscu docelowym, ani o misji z której kapłanka robiła wielką tajemnicę. Niemniej, sądząc po nazwie chodziło raczej o górską miejscowość, albo przedmurze jakiejś górskiej twierdzy.
Samotnik przysunął dłoń do bulgoczącej brei z której wynurzyły się macki, jelita, oczodoły, oraz wprawionego w surową tkankę kły. Cała kotłująca się organiczna breja oplatała prawą rękę Samotnika, zmieniając się i formując powoli coś na kształt głowy i skrzydeł.
Drugą dłonią Raetar pogłaskał niespodziewanie Zinnaellę, mówiąc.- A teraz skup się. Pomyśl o owym Gryfim Gnieździe, przypomnij sobie wszystko co o nim wiesz, spróbuj je sobie wyobrazić i otwórz swój umysł na mnie.
- Yh
- Wzdrygnęła się Zinnaella na widok całej tej obrzydliwej brei w wodzie, a po chwili i na...dotyk Raetara - Co chcesz zrobić? - Spytała mrużąc oczy.
"-Pochłonąć twój umysł i zrobić z ciebie nałożnicę. Zbudujemy sobie tutaj zamek z błocka i będziemy płodzić gobliny stadami. Jak to co próbuję zrobić? Zorientować się gdzie jesteśmy i w którą stronę powinniśmy wyruszyć."-usłyszała w swym umyśle kapłanka głos Samotnika, i echa trzech innych głosów, w tym jednego kobiecego.
Kobieta z wyraźnie poszerzonymi oczami odstąpiła krok w tył, odsuwając się od Raetara.
- Wyjątkowo świńskie poczucie humoru - Burknęła.
-Wymiotowanie posiłku i perspektywa łażenia po bagnach lekko mi je skwasiło, przyznaję.- odparł Samotnik. Przysunął lewą dłoń do twarzy kobiety i rzekł.- Jak już trafimy do miłej ciepłej karczmy, będziesz mogła się dąsać i trzymać ode mnie z dala ile dusza zabraknie. A teraz... oczekuję odrobiny współpracy.
- No niech ci będzie -
Wymamrotała pod nosem, po czym robiąc dziwną minę, przymknęła jedno oko, i czekała co też mężczyzna uczyni, jednocześnie myśląc o wspomnianym wcześniej miejscu...
Wijąca się kula macek i wnętrzności zaczęła porastać pierzem i po chwili uformowała pierzastą kulkę, która zacisnęła szpony na przedramieniu Samotnika. Kilka chwil stał Raetar w bezruchu, ze stworzeniem coraz bardziej przypominającym.


... sowę. Nieco dziwną, ale jednak sowę.
W końcu oderwał dłoń od policzka kapłanki i pogłaskał nią upierzone stworzenie mówiąc do Zinnaelli.- No i? Nie bolało, prawda?
Ptak zerwał się nagle do lotu i błyskawicznie zaczął unosić w przestworza, a wyleciawszy ponad korony drzew, zaczął zataczać coraz szersze kręgi. Po jakiejś minucie, czy może i dwóch, sowa powróciła do Raetara. Jej mentalny przekaz pozostawiał wiele do życzenia, niemniej w sumie i jednak dawał jako taki wzgląd na zaistniałą sytuację.
" Wszędzie woda, dużo wody. Jak daleko widać."
No... cóż.
Raetar rozejrzał się po swych towarzyszach mówiąc.- Jeśli ktoś ma jakiś patent na zorientowanie się, na jakim to zadupiu raczyło nas Silverymoon umieścić i gdzie jest owo Gryfie Gniazdo to... właśnie macie okazję zabłysnąć przed Zinn... mogę ci tak mówić?
Nie czekając na odpowiedź kapłanki, Samotnik kontynuował. –Jeśli nie... w najbliższej okolicy nie innych umysłów niż zwierząt, z lotu ptaka nie dopatrzyłem się żadnych osad. Więc z braku punktów zaczepienia, proponuję udać się na północ.
Zamilkł na moment i rozejrzawszy się dodał.- Czyli nie wiem w którym kierunku. Pomoc by się zdała.
Po czym na chybił trafił jedną ze stron świata. – Osobiście podoba mi się pomysł ruszenia tam... aczkolwiek jestem otwarty na pomysły i konstruktywną krytykę.
 
__________________
I don't really care what you're going to do. I'm GM not your nanny.

Ostatnio edytowane przez abishai : 28-11-2011 o 22:17.
abishai jest offline  
Stary 28-11-2011, 21:46   #68
 
Grytek1's Avatar
 
Reputacja: 1 Grytek1 ma w sobie cośGrytek1 ma w sobie cośGrytek1 ma w sobie cośGrytek1 ma w sobie cośGrytek1 ma w sobie cośGrytek1 ma w sobie cośGrytek1 ma w sobie cośGrytek1 ma w sobie cośGrytek1 ma w sobie cośGrytek1 ma w sobie cośGrytek1 ma w sobie coś
iesione wiatrem płatki śniegu niczym natrętna ladacznica wciskały się w każdą szczelinę ubrań. Znajdowali się tu ledwie kilka chwil a już dało się odczuwać skutki mrozu. Gdziekolwiek byli sytuacja nie prezentowała się najlepiej. Podróż w takich warunkach, w dodatku w górach mogła zakończyć się bardzo szybko i bardzo źle. Taki urok zawodu najmity.
Przekrzykując wyjący gdzieś na skałach wiatr skierował się do Alistine, ignorując słowa Tarina.
- Pani, musisz postanowić co robimy dalej. Zostając tu tracimy cenny dla miasta czas zaś śnieżyca może trwać kilka dni, jednakże podróż w takich warunkach jest ryzykowna. Ty decydujesz.
- Jak już wspomniał Tarin, nie pozostaje nam nic innego jak przeczekać bezpiecznie tę zamieć, a przynajmniej w nocy - Odparła Tropicielka. - Innej rady nie widzę... a do świtania zostało parę godzin. Odpoczynek nam dobrze zrobi, nie będziemy w końcu gnać przed siebie na skraju wyczerpania?.
Wulframowi nie podobało się wahanie w głosie przywódczyni wyprawy. Słabość wśród ludzi tak wątpliwej renomy mogła narażać na niebezpieczeństwo powodzenie całej eskapady.
- W porządku ludzie, słyszeliście polecenie. Będziemy tu nocować. Magii nie ma teraz potrzeby marnować, Panie Tarin. Niestety mamy ograniczone zasoby. Namioty okopiemy śniegiem i dotrwamy ranka niczym pod puchową pierzynką zesłaną nam przez tych wielkich z góry. - Ostatnie słowa okraszone były nutką sarkazmu godzącą w wierzących.
 
Grytek1 jest offline  
Stary 29-11-2011, 01:59   #69
 
Velo's Avatar
 
Reputacja: 1 Velo wkrótce będzie znanyVelo wkrótce będzie znanyVelo wkrótce będzie znanyVelo wkrótce będzie znanyVelo wkrótce będzie znanyVelo wkrótce będzie znanyVelo wkrótce będzie znanyVelo wkrótce będzie znanyVelo wkrótce będzie znanyVelo wkrótce będzie znanyVelo wkrótce będzie znany
Będąc przedstawicielem Thunthallarskiej elity magicznej, Morvin miał z zaklęciem teleportacji dużą styczność - stąd też podróże tą metodą bardzo mu spowszechniały, zaś najrozmaitsze anomalie nie wprawiały w specjalne zdziwienie. W związku z tym zaistniałą sytuację mógł skomentować z pełnym, przejmującym, dobijającym niczym pijany krasnolud spokojem.
- Ale bagno.
Na spojrzenia towarzyszy niedoli (do których wliczał się łypiący na niego z nieskrywaną krytyką Irq) odpowiedział jedynie wzruszeniem ramion.
- Smutna prawda pozostaje prawdą. Co zaś się tyczy naszych przyszłych działań... - Tu urwał, rozglądając się uważnie dookoła. - Prawdę mówiąc nie mam pomysłu - przyznał. - Zaklęciem "chodu cienia" mogą znacznie przyśpieszyć naszą podróż, ale nie mając precyzyjnie wyznaczonego kierunku możemy równie dobrze oddalić się, a nie zbliżyć do celu.
Ponownie urwał, łypiąc wzrokiem na dość sponiewieraną Zinnaellę. Widok jej niedoli sprawiał mu zaskakująco niewiele przyjemności. Łączyło się to niechybnie z faktem, iż stał po kolana w wodzie, w której dryfowała zawartość jej żołądka.
- Z drugiej strony nie oznacza to, że mamy tu siedzieć i plaskać się w błocku niczym skretyniali jaszczuroludzie. Jeśli nie wyjdziemy z tego bagna, zamarzniemy tu na śmierć, oczywiście przed tym, jak stopy przyozdobi nam opalizująca grzybica. Dlatego zapraszam do kółeczka - arcymag wyciągną ręce do przodu, odsłaniając skrywane w szerokich rękawach dłonie. Między upiornie bladymi palcami przeskoczyły drgające cienie, delikatne niczym jedwabne wstęgi. - Byle dalej stąd, nieważne w jakim kierunku. Koniec końców wolę nadłożyć drogi, może nawet obejść to trzęsawisko dookoła, ale z twardym gruntem pod nogami.
 
Velo jest offline  
Stary 29-11-2011, 21:08   #70
 
Qumi's Avatar
 
Reputacja: 1 Qumi jest po prostu świetnyQumi jest po prostu świetnyQumi jest po prostu świetnyQumi jest po prostu świetnyQumi jest po prostu świetnyQumi jest po prostu świetnyQumi jest po prostu świetnyQumi jest po prostu świetnyQumi jest po prostu świetnyQumi jest po prostu świetnyQumi jest po prostu świetny
Krasnolud niechętnie podszedł do czarodziejów, którzy mieli ich teleportować. Mogli go przenieść dosłownie gdzie chcieli… a krasnolud nie lubił pokładać tak dużego zaufania w czaromiotach. Niemniej, mieli zapewnienia władcy Silverymoon, że nic im nie będzie…

-Jeden włos…- rzucił w stronę magów - Choć by jeden włos mniej z brody a przeoram wam nogą tak rzyć, że zaklęcia będziecie rzucać niczym anielski chórek!- zagroził i ostrożnie stanął przy innych ze swojej grupy.

Czarodzieje rzucili czar… i jak zwykle coś spieprzyli.

- Jak wrócimy do Silverymoon to wykuję sobie specjalne metalowe buty z dedykacją dla „sempiterny” szanownych magów, którzy rzucili to kurewskie zaklęcie- rzucił gniewnie krasnolud podnosząc się z kolan. Ręką szukał Bruny która wypadła mu podczas upadku do bagien. W błocie znalazł jej trzonek, mocno chwycił i uniósł topór do góry.

- Po co marnować czas i złoto na kucie? Sama się nimi zajmę!- odezwała się wkurzona, po chwili woda i błoto pokrywające topór zaczęły parować i w efekcie kruszyć, aż w końcu cały bród opadł na ziemię.

Krasnolud uważnie słuchał rozmowy, która się wywiązała i mocno się skrzywił.

- Świetnie, po prostu kurwa świetnie. Nie wiemy gdzie jesteśmy, nie wiemy czemu, a ci urządzają sobie jakieś zabawy w błocie…- dodał po burknięciu kapłanki. Choć takie „zabawy” znajdowały się na liście rzeczy, które krasnolud chętnie by obejrzał, o ile myślał o tym samym o czym para, to teraz nie był w najlepszym humorze.

Słuchał cierpliwie następujących wywodów czarodziei i kapłanki i gdy wszyscy się zamknęli…

-A co? Żadnego hokus pokus? Pf - prychnął – Na co wy macie te swoje zaklęcia przygotowane udając się w dzicz?

-Szanowna kapłanko,- zaczął [/i]- czy mamy jakieś możliwości kontaktu, złożenia relacji władzom Silverymoon? Dobrze by było ich powiadomić o tej… sytuacji. Być może wśród magów, którzy nasz teleportowali jest szpieg [/i]- na co krasnolud szczerze, bardzo szczerze liczył[/i]- Mogliby też pomóc nam w określeniu naszej lokalizacji… choć mam inny pomysł, nie wiem tylko czy wypali… szanowna kapłanko.[/i]- zwracając się do kapłanki starał się być miły i uprzejmy, to w końcu na podstawie jej relacji władze zdecydują czy uwolnić Brunę.

Krasnolud wyciągnął niepozorne piórko. Jedno z paru, które wziął od zbrojmistrza Silverymoon. Magia piórka, z tego co wytłumaczyła mu siostra, była wyjątkowo prosta, ale jednocześnie skuteczna. Ptak stworzony za pomocą talizmanu niezawodnie dolatywał prosto do miejsca, które wyznaczył mu jego pan. Za jego pomocą przekazywano wiadomości – choć oczywiście istniało niebezpieczeństwo że ktoś po drodze przechwyci ptaka. Miał parę tych talizmanów, dzięki uprzejmości zbrojmistrza.

-A tak – talizman Quaala. Proste?- rozejrzał się po zgromadzonych zastanawiając się czy wiedzą już o co mu chodzi. - Wystarczy przyzwać ptaka i powiedzieć mu aby zaniósł wiadomość na środek osady Gryfie Gniazdo, bądź do konkretnej osoby jeśli taką szanowna kapłanka wyznaczy. Ptak poleci najszybszą drogą do celu – czyli w linii prostej. Dzięki temu będziemy w którym kierunku mamy iść. Jednego z nich możemy też wysłać ewentualnie do Silverymoon…- był z siebie dumny, choć nie był pewny czy fant zadziała jak trzeba – nie znał się na magii, ale miał tu wystarczająco dużo czaromiotów, aby wyprowadzili go z ewentualnego błędu.

-A co do teleportacji... panie czyściutki, to wolałbym jej uniknąć. Kto wie czemu nie wypaliła i co się stanie gdy znowu nie wypali z jakiegoś powodu.
 

Ostatnio edytowane przez Qumi : 29-11-2011 o 21:10. Powód: do morvina
Qumi jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 00:19.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172