Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 20-11-2011, 19:08   #62
Gettor
 
Gettor's Avatar
 
Reputacja: 1 Gettor ma wspaniałą reputacjęGettor ma wspaniałą reputacjęGettor ma wspaniałą reputacjęGettor ma wspaniałą reputacjęGettor ma wspaniałą reputacjęGettor ma wspaniałą reputacjęGettor ma wspaniałą reputacjęGettor ma wspaniałą reputacjęGettor ma wspaniałą reputacjęGettor ma wspaniałą reputacjęGettor ma wspaniałą reputację
Widać niektórzy lubili takie fajne zabaweczki, mogące zrobić przeciwnikowi kuku. Swojej własnej broni Tarin miał pod dostatkiem, ale zapasy zawsze miały to do siebie, że po pewnym czasie się kurczyły i wyczerpywały. Z tego wszystkiego, co znajdowało się w tym wielkim magazynie Tarinowi potrzebna była tylko jedna rzecz, związana nawet z tym, co interesowało Wulframa. Dobre bełty nigdy nie były złe i po chwili w dłoniach Tarina znalazło się trzydzieści pocisków do kuszy, świetnej, na pierwszy już rzut oka, jakości.

Zoth’illama całe to żelastwo wprost nudziło. Zresztą wyglądał jak ktoś zupełnie nie pasujący do otoczenia w swym nieprzyzwoicie drogim stroju, delikatnych rękawiczkach i jeszcze delikatniejszych butach - wyobrażenie sobie kogoś takiego machającego buzdyganem byłoby doprawdy trudną gimnastyką umysłu. Mężczyzna miał zupełnie inne potrzeby. W tej chwili sprowadzały się one do odzyskania włosów i dużej części własnej skóry. Korzystając więc z przerwy w spacerze zwrócił się do kapłanki Mystry.
-Szanowna pani twierdziła, że do jej zadań należy rzucanie leczniczych zaklęć. Czy miałaby pani coś przeciwko zaprezentowaniu swoich zdolności dopóki nie jesteśmy rozdzieleni milami lądu? - zapytał.

Kapłanka obdarzyła Zotha spojrzeniem pozbawionym jakichkolwiek emocji, kiwnęła jednak minimalnie głową, po czym w końcu uleczyła mężczyznę zaklęciem, przykładając palce do jego skroni. Zaklinacz poczuł się nieco lepiej...
-Od razu lepiej - stwierdził. -Dziękuję za pomoc.
Skóra nie piekła już jak przypiekana na ruszcie, ból nie przyćmiewał rozumowania. I prawdopodobnie mężczyzna nie wyglądał już tak paskudnie jak przed chwilą, ale bez lustra nie mógł tego stwierdzić.

Dagor miał Brunę i miał swój pancerz. Tarczy nie stosował aby zwiększyć moc swoich uderzeń toporem. Było jednak coś co by mu się przydało... kusza. Ta, którą miał wcześniej została spalona przez kulę ognia jakiegoś orczego szamana, więc teraz potrzebował nowej.

Krasnolud znał się nieco na wytwarzaniu broni i kowalstwie. Miał niewielki talent do tego fachu odziedziczony po ojcu, choć nigdy poważnie go nie rozwijał. Jednakże, dzięki tym umiejętnościom potrafił odróżnić kiepski oręż od dobrego. Szukania zajęło mu trochę czasu, bo choć większość kusz tutaj znajdujących się była znakomita, to jednak żadna nie odpowiadała gustowi krasnoluda. Ze względu na sylwetkę swojej rasy zwykłe kusze robione przez ludzi były nieco niewyważone względem niskiego środka ciężkości jego ras, jak i również nieporęczne. Szukał więc krasnoludzkiej ciężkiej kuszy, najchętniej nieco umagicznionej.


W końcu znalazł taką, która była względnie zadowalająca, co więcej na zakończeniu posiadała przyjemne ostrze do ewentualnej walki wręcz, jeśli nagle zaszła by taka potrzeba.

Również Inkwizytor znalazł w tamtym miejscu coś dla siebie. Co prawda nie zamierzał pod żadnym pozorem zostawiać czy wymieniać Amazera na inny oręż, jednakże postawiony przed takim wyborem tylko szukał dla siebie samego pretekstu żeby jednak “coś” wziąć.
Doszedł w końcu do wniosku, że o ile jego fizyczne i materialne zdolności do walki wręcz były względnie bez zarzutu, to te na dystans miały nieco do życzenia. Zwłaszcza, że nie był żadnym łucznikiem, a jego przewodniczką nie była tropicielka.
Z takim oto tłumaczeniem Astegor wziął dla siebie jeden kołczan bełtów do kuszy, oraz dwa... trzy sztylety do rzucania.

Samotnik miał już miecz przy pasie, oraz sztylety. Więc się nie spieszył. Żaden oręż jakoś nie potrafił przykuć uwagi mężczyzny. Aż wreszcie... natrafił na stojak z rapierami. Wspomnienia wróciły. Kiedyś pojedynkował się dość często. Ostatnio jednak nie miał takiej potrzeby. Niemniej nie wiedział co ich czeka na owej misji, jego Koci Pazur pozostał w twierdzy.
Wybrał jeden z nich, ten który wyglądal na posrebrzany.
Sprawdził czy dobrze leży w dloni i opuścił zbrojownię.

~

Następnym przystankiem na ich drodze był z kolei naprawdę ogromny magazyn, zarządzany przez kulejącego, jednookiego staruszka, wspieranego przez dwóch młodych pomocników. Wejście do samego magazynu było zagrodzone czymś na kształt lady w futrynie prowadzących tam drzwi, jednak dzięki towarzystwu Arcymaga wpuszczono wszystkich do środka. Nerwowo łypiący dziadek spoglądał więc to po nieznanych jemu osobach, to po władcy miasta.
- Czego stąd potrzebujecie? - Spytał ten ostatni - “Ognisty Udo” ma nie tylko zwyczajowe wyposażenie dla typowego zastosowania w życiu awanturnika, lecz i pieczę nad zbiorem eliksirów, różdżek oraz zwojów.


W tym miejscu Tarin miał zamiar zatrzymać się na dłużej, niż w zbrojowni.
- Namiot by się przydał, posłanie i może jakiś futrzany śpiwór, skoro zima dokoła, a nie wybieramy się w ciepłe kraje. Najlepiej, gdyby to było lekkie, bo może się okazać, że na własnych plecach trzeba będzie to wszystko nosić. Do tego, z takich zwykłych rzeczy, jedwabna lina, tak z dziewięć metrów długości. No i plecak. Dobrze by było, gdyby był poręczny.
- To się da załatwić - Powiedział Udo, po czym posłał jednego ze swych pomagierów po wymienione przez Tarina rzeczy. Następnie obrzucił spojrzeniem pozostałych, wyczekując czego to też oni mogli potrzebować...
- Reszta, to już same drobiazgi - mówił dalej Tarin - przynajmniej jeśli chodzi o wielkość. Dwa zwoje chatki i sztuczki z liną, jedno bezpieczne schronienie, cztery wierzchowce, widmowy rumak, po dwie mikstury neutralizacji trucizny i powstrzymania choroby, różdżka leczenia poważnych ran. Nie mamy ze sobą kapłanki - dodał tytułem wyjaśnienia. - No i może jeszcze różdżkę pajęczyny - dorzucił.
- Zobaczymy co też tu mamy... - Tym razem Udo wydał się jakoś mniej skory do pomocy.


Krasnolud zaczął konsultować się ze swoją siostrą, która lepiej znała się na magicznych przedmiotach niż on. Po krótkiej dyskusji krasnolud przedstawił swoją listę. Większość była pomniejszymi, choć przydatnymi magicznymi przedmiotami.

-Ekhem, ja bym, ten tego... jak to było? - spytał jeszcze raz siostrę i gdyby miała ona oczy to wywróciła by nimi.

-Dostępną ilość: - zaczęła wymieniać - Pierzastych talizmanów Quaala kotwica, drzewo, wachlarz, ptak, łabędzia łódź; proszek suchości, pojemna torba, kamieni alarmowych, róg mgieł, oczów orła, eliksirów leczenia ran, eliksir pajęczej wspinaczki, pomniejszenia. I co jeszcze możesz zasugerować. Wiem, że to dużo, ale wolę spytać o więcej i dostać mniej niż o mniej i dostać też mniej. - dodała uprzejmie siostra krasnoluda, na co on sam tylko przytaknął.

Astegor w tamtym czasie prowadził dysputę z własnym orężem na temat tego, co powinien wziąć. Amazer wymieniał niestworzone rzeczy, które “na pewno” będą przydatne, jednak to Inkwizytor oczywiście musiałby je nieść. W końcu “dogadali się”, po czym rosły mężczyzna podszedł do staruszka.
- Będzie mi potrzebny namiot, koc zimowy, dwa słoneczne pręciki, oraz trzy krzeszące gałązki. To z prostych rzeczy...
Wyjął zza pasa mały, szklany kryształ wewnątrz którego kłębiła się mgła i który osoba niewtajemniczona mogła by wziąć za miniaturową wersję kryształowej kuli używanej we wróżbiarstwie.
- To jest klejnot żywiołaka powietrza. - wyjaśnił Astegor. - Masz tutaj taki spojony z żywiołem wody?

-Dobry pomysł z tym namiotem i kocem... dla mnie też po jednym - dodał Dagor.
 
Gettor jest offline